Aruna pisze:W opracowaniach naukowych "zjadalny" styl to rzecz najmniejszej wagi
Zależy, co rozumiesz pod słowem "styl". Osobiście sądzę, że dużo ważniejszy od słów i samej gramatyki, jest sposób w jaki autor "prowadzi myśli". Jedni robią to chaotycznie i tego się bezdyskusyjnie nie da czytać. Przykładem są pokręcone sławy naukowe w stylu
Carla Friedricha von Weizsackera (
"Jedność przyrody" - myślałem, że wyrzucę książkę przez okno, bo to był czysty chaos intelektualny), albo
Wernera Heisenberga (
"Część i całość" - postanowił swoje wywody szokująco mętnie zbeletryzować, co przyprawiło mnie po kilkudziesięciu stronach do stanu załamania estetycznego).
Język w książkach naukowych jest względnie ujednolicony i zmonopolizowany na całym globie ziemskim. Swoją strukturą przypomina połączenie stylu dziennikarskiego ze stylem bajek dla dzieci. Nie żebym narzekał. Mnie taki styl, w publikacjach naukowych, względnie odpowiada.
Dobrze napisana książka naukowa to (kolejna sława naukowa)
Burrhus F. Skinner (ortodoksyjny behawiorysta),
"Poza wolnością i godnością", albo
Włodzimierz Pawluczuk (bardzo komunikatywne rozważania o socjologi i Kulturze) -
"żywioł i forma".
Aruna pisze:Znacznie ważniejsza jest poprawność merytoryczna, (...)
Czytałem mnóstwo takich książek - merytorycznie bez zarzutu, a wątki myślowe poprzeplatane jak kosmiczne obwarzanki na rynku w Krakowie.
Aruna pisze:Poza tym absolwenci filologii zostają pisarzami. Witold Jabłoński jest tego żywym przykładem
Dla mnie to raczej wyjątek od reguły
Jakiś czas temu (pół roku temu) czytałem książkę
Michała Pawła Markowskiego (
"Nieobliczalne. Eseje") - profesora z UJ-otu (wydział polonistyki). Rzecz jasna wszystko było w niej poprawne, gładko poprowadzone, ale bez głębszej myśli. Czytało się miło, ale bez dreszczu na skórze. Bez tej (jak ja to nazywam) "intelektualnej wynalazczości".
Założę się, że każdy absolwent polonistyki myśli sobie, że mając dyplom w ręce już jest potencjalnym pisarzem. Teraz - wystarczy tylko! - popełnić książkę. No i popełniają - nudy na pudy.
Ha! Teraz przypomniał mi się jeszcze taki bohomaz intelektualny (kolejna makabrycznie poskręcana obwarzanka), tym razem
Stanisława Lema pt.
"Tajemnica chińskiego pokoju". Tak, miałem po tym koszmary.
Dodane po 5 minutach:
Poprawka:
"Mnie taki styl, w publikacjach naukowych,
względnie odpowiada" na "(...)
mniej więcej odpowiada".
