Sir Wolf pisze:Słyszę w tle ironiczny chichot co poniektórych moich wykładowców.
Lubię chichotać ironicznie ale tu akurat się powstrzymam - bo dziewczę ma rację. Tłumaczenie literatury (tekstu ogólnie, nie tylko książek) jest znacznie mniej stresujące niż tłumaczenie konsekutywne czy też, o zgrozo, symultaniczne. To ostatnie jest na tyle przerażające, że na zajęciach z tłumaczeń, dawno, dawno temu, byłem bodajże jedyną osobą, która chciała spróbować. I to nie na jakimś wystąpieniu a z nagrania...
Sir Wolf pisze:Zgadzam się co do istoty tego stwierdzenia, niemniej jednak "mniej stresu" to zjawisko niewystępujące w zawodzie tłumacza.
Waść machasz jak cepem, takaż to... a nie, nie o to mi chodziło. Powszechne wyobrażenie tłumacza: zabiegany człowieczek, którego ciągle ganiają potwory zwane Terminami i na którego wciąż wydzierają się korektorzy za błędy. Powszechne mniemanie jest zgoła błędne - praca tłumacza literatury/tekstów ogólnie jest nader spokojna. Ba, nudna nawet niekiedy - jeżeli się tego nie lubi to nie polecam. Stresu za grosz a zajęcie dosyć monotonne. Jak ktoś szuka emocji, to niech lepiej zajmie się sztukami walki.

Don't you hate people who... well, don't you just hate people?