31

Latest post of the previous page:

Ja mogę powiedzieć z doświadczenia, że to kwestia doświadczenia. Tylko tyle. To nie jest "problem" w tym znaczeniu, że z tobą jest coś "nie tak" - to normalna sytuacja w procesie nabywania obycia.
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

32
OK, dzięki. To będę ćwiczyć, coby dobrym tłumaczem się stać:)
"Asymilacja i dysymilacja. CO2, H2O,
i światło, światło, światło,
przemiana materii w materię, wzrost i dojrzewanie
w płaskim dysku falującej Galaktyki."

Julia Fiedorczuk "Ramię Oriona"

33
W czym się zamierzasz specjalizować?
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

34
Raczej w tłumaczeniu literackim, zdecydowanie mniej stresu i większa swoboda. Natomiast mam paru znajomych, którzy organizują takie rzeczy jak z tym księdzem, czasem jakieś rekolekcje dla większego grona - a jako, że to się mieści w moim spektrum zainteresowań, mogłabym wtedy tłumaczyć na zasadach wolontariatu (bo sprawy biznesowe etc. mnie totalnie nie kręcą).
Ale literackie przede wszystkim. Takie tłumaczenie to jak pisanie książki na nowo - i jest w tym coś magicznego.
"Asymilacja i dysymilacja. CO2, H2O,
i światło, światło, światło,
przemiana materii w materię, wzrost i dojrzewanie
w płaskim dysku falującej Galaktyki."

Julia Fiedorczuk "Ramię Oriona"

35
Madison pisze:Raczej w tłumaczeniu literackim, zdecydowanie mniej stresu
Słyszę w tle ironiczny chichot co poniektórych moich wykładowców.

Zgadzam się co do istoty tego stwierdzenia, niemniej jednak "mniej stresu" to zjawisko niewystępujące w zawodzie tłumacza.
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

36
Sir Wolf pisze:Słyszę w tle ironiczny chichot co poniektórych moich wykładowców.
Lubię chichotać ironicznie ale tu akurat się powstrzymam - bo dziewczę ma rację. Tłumaczenie literatury (tekstu ogólnie, nie tylko książek) jest znacznie mniej stresujące niż tłumaczenie konsekutywne czy też, o zgrozo, symultaniczne. To ostatnie jest na tyle przerażające, że na zajęciach z tłumaczeń, dawno, dawno temu, byłem bodajże jedyną osobą, która chciała spróbować. I to nie na jakimś wystąpieniu a z nagrania...
Sir Wolf pisze:Zgadzam się co do istoty tego stwierdzenia, niemniej jednak "mniej stresu" to zjawisko niewystępujące w zawodzie tłumacza.
Waść machasz jak cepem, takaż to... a nie, nie o to mi chodziło. Powszechne wyobrażenie tłumacza: zabiegany człowieczek, którego ciągle ganiają potwory zwane Terminami i na którego wciąż wydzierają się korektorzy za błędy. Powszechne mniemanie jest zgoła błędne - praca tłumacza literatury/tekstów ogólnie jest nader spokojna. Ba, nudna nawet niekiedy - jeżeli się tego nie lubi to nie polecam. Stresu za grosz a zajęcie dosyć monotonne. Jak ktoś szuka emocji, to niech lepiej zajmie się sztukami walki. ;)
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak pisać?”