Podczas witania Reginy naszła mnie myśl, że każdy swój tekst piszę z myślą o tym, jak każda scena wyglądała by w kinie. Ujęcia, scenografia, tempo, cięcia... Potem dopiero przekładam to na literki.
Zastawiam się, czy wszyscy tak robimy? Czy może da się wyróżnić typ "pisarzy-filmowców", którzy tak jak ja, "piszą pod ekran"? I wreszcie, jak myślicie - czy jest to zdrowe? Czy lepiej skupić się na literach, czy na obrazach, które chce się pokazać?
Później dodam parę pomysłów, jak można ubogacić tekst takimi właśnie filmowymi trikami.
2
Przyznaję, mam tak chyba od zawsze. Jeszcze jako młodziutki i mądry chłopczyk, tworząc swój mega oryginalny świat fantasy rozgrywałem, co bardziej epickie sceny z kijem w ręku. W pokoju, albo na dworzu. Albo zbierałem kumpli, wymyślałem im "Residenta Evila pięć lat później" i wpalatałem w to swoje fantazje.
Wizje, które rodzą mi się w głowie prawie zawsze krystalizują się jako filmowa scena. Prawdopodobnie dlatego nie lubię sucho opisywać, że "Józek miał płowe włosy, był wysoki, tęgi, głupi, mądry, ciekawy, a teraz czeka na ofiarę, której wydłubie oczy". Wolę wprowadzać czytelnika w opowiadaną historię nagle, z impetem, a ostatnio zauważam, że często staram się wpleść jakieś muzyczne motywy między literki, co by bardziej oddać ducha sytuacji.
Generalnie zawsze opowiadane przeze mnie rzeczy widzę '"filmowo" i zdecydowanie uważam, że to dobrze. Bez wątpienia wpływa na dynamikę i lepszy przekaz naszych niekoniecznie zdrowych wizji.
W końcu czy chcąc się rozluźnić, wzruszyć, przestraszyć, pośmiać m.in. (a dla wielu głównie) nie idziemy na film? To chyba najpopularniejsza forma przekazu/sztuki/łotewer, a łącząc literki z filmowymi wizjami, co i raz okraszając to już czysto książkowymi zagraniami - może wyjść całkiem niezły koktajl. Byle każdego elfa nie opisywać jako Orlando Blooma, a czuba jako Jacka Nicholsona (ja np. jeszcze nigdy swoich postaci nie porównywałem z aktorami).
Podsumowując, wg mnie najlepiej skupić się na tym i na tym. Pisarstwo to w dużej mierze dobieranie proporcji, jak Tetris i trzeba umiejętnie to robić.
Pozdrawiam.
Wizje, które rodzą mi się w głowie prawie zawsze krystalizują się jako filmowa scena. Prawdopodobnie dlatego nie lubię sucho opisywać, że "Józek miał płowe włosy, był wysoki, tęgi, głupi, mądry, ciekawy, a teraz czeka na ofiarę, której wydłubie oczy". Wolę wprowadzać czytelnika w opowiadaną historię nagle, z impetem, a ostatnio zauważam, że często staram się wpleść jakieś muzyczne motywy między literki, co by bardziej oddać ducha sytuacji.
Generalnie zawsze opowiadane przeze mnie rzeczy widzę '"filmowo" i zdecydowanie uważam, że to dobrze. Bez wątpienia wpływa na dynamikę i lepszy przekaz naszych niekoniecznie zdrowych wizji.
W końcu czy chcąc się rozluźnić, wzruszyć, przestraszyć, pośmiać m.in. (a dla wielu głównie) nie idziemy na film? To chyba najpopularniejsza forma przekazu/sztuki/łotewer, a łącząc literki z filmowymi wizjami, co i raz okraszając to już czysto książkowymi zagraniami - może wyjść całkiem niezły koktajl. Byle każdego elfa nie opisywać jako Orlando Blooma, a czuba jako Jacka Nicholsona (ja np. jeszcze nigdy swoich postaci nie porównywałem z aktorami).
Podsumowując, wg mnie najlepiej skupić się na tym i na tym. Pisarstwo to w dużej mierze dobieranie proporcji, jak Tetris i trzeba umiejętnie to robić.
Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
3
i tak i nie. oczywiście plastyczność wyobraźni jest ważna, wyobrażenie sobie sceny z trzeciorzędnymi detalami włacznie też. nie należy zapominać że w filmie najczesciej nie wiemy co bohater sobie myśli (pomijam przypadki narracji zza kadru typowe dla kina radzieckiego). Ksiązka nie moze zaniedbywać tej sfery...
4
Uhm. Ja głównie wszystko wyobrażam sobie tak, gdy się zatnę przy pisaniu. A inaczej to po prostu obrazy mkną mi przez głowę podczas pisania.
Gimnazjum, hehe...
Jak nie piszę albo nie czytam, to często się tak bawię XDJeszcze jako młodziutki i mądry chłopczyk, tworząc swój mega oryginalny świat fantasy rozgrywałem, co bardziej epickie sceny z kijem w ręku.
Gimnazjum, hehe...
Are you man enough to hold the gun?
7
Alan pisze:Zawsze tak robię, w końcu chciało się kiedyś być reżyserem. Ma to jedną wadę: musze w najdrobniejszych szczegółach wyobrazić sobie fizjonomie bohaterów, tak szczegółowo, że określenia "wysoki brunet/chudy łysy" nie są wystarczające.
aaa... bierzesz kolorowe czasopisma kartkujesz aż znadziesz kolesia (albo kobitkę) odpowiadających Twoim wyobrażeniom, naklejasz na kartkę i dokładasz do kartoteki bohaterów.
jak chcesz pisząc sprawdzić "kolor ocząt" to otwierasz i patrzysz bez konieczności kartkowania swojego tekstu...
8
aaa... bierzesz kolorowe czasopisma kartkujesz aż znadziesz kolesia (albo kobitkę) odpowiadających Twoim wyobrażeniom, naklejasz na kartkę i dokładasz do kartoteki bohaterów.
Dokładnie tak! Moja przyjaciółka tak robi. Możesz też przyczepić do sciany różne takie zdjęcia z gazet, które odpowiadają twoim wyobrażeniom bohaterów czy miejsc, rzeczy które cię inspirują. To bardzo dodaje skrzydeł.
Ze mną nie jest tak, że wyobrażam sobie wszystko tak jak w ujęciach filmowych, bo chciałabym nakręcić film czy coś, po prostu mam taki system, wszystko o czym pomyślę do książki tak mi sie pojawia przed oczami (moze za dużo telewizji


I wiem oczywiście, że bohaterowie także myślą w tym samym czasie, i oczywiście nie zapominam o tym wspomnieć, gdzie trzeba

Jest jeden problem z tym wyobrażaniem sobie wszystkiego w scenach, o którym trzeba wspomnieć - bardzo trudno jest opisać to za pomocą słów, by satysfakcjonowało... a potem wpadasz w paranoję i po 1000 razy piszesz ten sam fragment i wciąż jest nie tak...
Na szczęście jestem na początku pracy, tworzę pierwszą wersję powieści, więc skupiam sie na tym by WOGóLE pisać. A miałam zastój ostatnio
9
To pewnie ma coś z fazami księżyca
A miałam zastój ostatnio

A co do filmowego tworzenia scen - chyba jednak tak jest najlepiej. Jak na razie co mi najlepsze wyszło, to właśnie na takiej zasadzie. Muszę się tylko nauczyć, że nie zawsze jak coś sobie wyobrażę, to od razu wszyscy wyobrażą sobie tak samo. Ech... ta imaginacja

Wbrew pozorom świat nie jest skomplikowany - to tylko ludzie na siłę sami sobie go utrudniają.
10
paulo pisze:[
A co do filmowego tworzenia scen - chyba jednak tak jest najlepiej.
to ja dodam jeszcze ostrzeżenie.
jak sie czyta "Hannibal: Po drugiej stronie maski" to niestety widać wyrażnie że ksiażka była pisana z myslą o sfilmowaniu - sa tam sceny mało realistyczne a za to widowiskowe...
unikajcie tego.
11
"Filmowe" sceny powinny być dodatkiem. Najważniejsza w książce wg. mnie jest ciekawa, zaskakująca fabuła, i ciekawa konwencja na przeprowadzenie tejże. Zaś jeśli chcielibyśmy ze szczegółami opisywać skomplikowaną kombinację ciosów kung fu z jaką jeden bohater rzucił się na drugiego, to wyszłaby nam niestrawna papka, której nikt by nie był w stanie zrozumieć. Oczywiście akcja jest potrzebna, ale nie może przytłaczać ogólnego biegu wydarzeń.
..::Drum'n'Bass::..
12
Słusznie prawi L3gion.
Znam młodych "pisaków", którzy napatrzywszy się na akcyjki na "Władcy..." czy innym "Final Craptasy: Advent Kinder" chcą przełożyć skomplikowaną walkę na słowa.
Jak byłem młodszy, to sam próbowałem.
Ludzie, to zajmuje całe strony. Akcja mająca kilkanaście sekund zajmuje całe strony.
Nie można dać się ponieść wizjom, i opisywać starć kung-fu, cios, za ciosem. Z drugiej strony jest też irytujące, kiedy autor napisze "Bronek wziął i zabił tych dwóch, a trzeciego przegonił"...
Mam pomysł na mały, wewnętrzny konkurs. (Oho. I w ogóle pomysł na cały nowy dział...) A tymczasem wypowiedzcie się na temat.
Znam młodych "pisaków", którzy napatrzywszy się na akcyjki na "Władcy..." czy innym "Final Craptasy: Advent Kinder" chcą przełożyć skomplikowaną walkę na słowa.
Jak byłem młodszy, to sam próbowałem.
Ludzie, to zajmuje całe strony. Akcja mająca kilkanaście sekund zajmuje całe strony.
Nie można dać się ponieść wizjom, i opisywać starć kung-fu, cios, za ciosem. Z drugiej strony jest też irytujące, kiedy autor napisze "Bronek wziął i zabił tych dwóch, a trzeciego przegonił"...
Mam pomysł na mały, wewnętrzny konkurs. (Oho. I w ogóle pomysł na cały nowy dział...) A tymczasem wypowiedzcie się na temat.
13
mozna.Ninetongues pisze:Nie można dać się ponieść wizjom, i opisywać starć kung-fu, cios, za ciosem.
byle scena nie trwała 5 stron - zajrzyj do komudy - każdy pojedynek jest opisany z pedantyczną dokładnością, z wyliczeniem kto i komu jaki cios zadał.
I czyta sie to na tyle dobrze, ze nie przeszkadza w niczym.
kwestia warsztatu.
heheheheheeeehnine pisze: Z drugiej strony jest też irytujące, kiedy autor napisze "Bronek wziął i zabił tych dwóch, a trzeciego przegonił"...
to mi przypomina text, jaki pojawił sie na HO - tam było własnie takie cudo - pomijając inne krwiste nielogiczności - autor BAAAAAAARDZO chciał opisać scenę brutalnego gwałtu, a jednocześnie go to mega krępowało, więc cale scenki sprowadził do "kopulował", "gwałcił".
swoją drogą, jesli chodzi o wygląd bohaterów - w glowie mi się nie mieści, jak, do pioruna, mozna powiesic wyobraźnię na kołku i wyciąć bohatera z gazety.
porażka jak dla mnie.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
14
Popieram. <Test liczy na mroczną posadę moda tegoż działu, uahahaha!>
Mam pomysł na mały, wewnętrzny konkurs. (Oho. I w ogóle pomysł na cały nowy dział...) A tymczasem wypowiedzcie się na temat.
Filmowe sceny, opisywanie walki...
Rozpisywanie walki na strony <-- zło!
Walka to błysk stali, cięcie, zgrzyt, krew, chrzęst, trzask świst i śmierć. Ludzie, tego się nie rozbija na kawałki! Tu ma być akcja, akcja, akcja, cios, uderzenie, ból, śmierć, krew, rana!
Bo jak czytamy piątą stronę "jakże ekscytującego opisu walki" to nam się ziewać chce, bo te "jakże ekscytujące ciosy", trwające ułamek sekundy, są rozwlekane w minuty!
Chociaż jak patrzę na takich Piratów z Karaibów, scena walki, to aż chce się to wszystko dokłądnie opisać.
Ale dajmy czytelnikowi pomyśleć. Opiszmy nieco, niech wymyśli samemu gdzie dokładnie towarzysza ścinają kartacze, co dzieje się z jego rozrzuconymi wnętrznościami, niech w głowie pojawią mu się obrazy fruwających drzazg, szczap, w uszach rozbrzmi chrzęst, trzask i łomot walących się masztów i huczących dział!
Trzeba tylko znaleźć złoty środek między rozwlekaniem a skracaniem wszystkiego.
Na tym polega umiejętność opisania walki.
Are you man enough to hold the gun?
15
i sam sobie beczke spod nóg wytrąciles tym opsikiem, bo własnie takie coś wyobraźnię uruchamia,Testudos pisze:dajmy czytelnikowi pomyśleć. Opiszmy nieco, niech wymyśli samemu gdzie dokładnie towarzysza ścinają kartacze, co dzieje się z jego rozrzuconymi wnętrznościami, niech w głowie pojawią mu się obrazy fruwających drzazg, szczap, w uszach rozbrzmi chrzęst, trzask i łomot walących się masztów i huczących dział!
a nie lakoniczne: "zaczęli sie tluc mieczami"
jasne, detale broni opisujemy przed starcieim, podobnie jak scenografię i samych bohaterów - w jakim sa stanie, jaką mają motywacje, etc., itd. - ale już starcie moze być opisane dowolnie, byle dynamicznie, byle czuć siłę ciosów, pot i grzmot kopyt, jak u komudy w "bohunie" gdy usaria szła na tabor.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.