Pomyślcie o wielkich hitach wydawniczych ostatnich lat. Co mi przychodzi do głowy: Potter, Zmierzch, Larsson, wcześniej Wiedźmin, może Cejrowski ze swoimi podróżami, może Paolini.
Kwestia doboru informacji. Lepszą sprzedaż miał Kod da Vinci Browna, czy Alchemik albo niemal cokolwiek innego, co wysrał z siebie Coelho.
Czemu Dukaj nie pisze serii? Bo Dukaj to dobry pisarz, moi drodzy. Tak zwany pisarz ambitny. Jego marką jest talent, jego marką jest nazwisko. Nie dał się zdominować bohaterowi własnej książki. I między innymi na tym, w mojej opinii, polega wielkość.
Przywiązanie do siebie czytelnika bohaterem, to najtańszy z chwytów. Serio. Czy skuteczny - pewnie tak (choć i to predestynuje pewien typ czytelnika - takiego, który da się przywiązać).
Naprawdę tak trudno stworzyć dobrego bohatera, że jak już raz się uda, to należy koniecznie tłuc go w nieskończoność? Przecież to jak przyznanie się do porażki.
Kurcze, zawsze sądziłem, że nie ja jeden wierzę jeszcze w zasadę: ani o jedno słowo więcej, niż trzeba, żeby opowiedzieć historię. A tutaj odchodzą rozkminy w stylu: co się lepiej sprzedaje.
Odpowiedź jest prosta: Dobre książki sprzedają się najlepiej.
Pewien nieżyjący już facet napisał kiedyś, żeby nigdy nie pisać dla kogoś, bo to nie będzie naprawdę dobre. Planowanie: seria, czy standalone jest dla mnie przejawem takiego myślenia.
Dlatego właśnie nie oglądam amerykańskich seriali. Bo wiem, że Ci, którzy to piszą, chcą jak najdłużej utrzymać mnie przy telewizorze. Niemal nigdy nie chcą mi nic powiedzieć. Jakakolwiek głębsza myśl zawsze służy tylko wypełnieniu czasu antenowego, zwykle przestaje być dobra. Jak do papierowego samolociku doczepisz silnik, nie zacznie latać lepiej.
Jakie są więc zalety seryjności?
1. Pozwala ukryć niedostatki autora. To tylko jeden pomysł, który można tłuc w nieskończoność.
2. Pozwala z jednego pomysłu wyciągnąć więcej pieniędzy (ale i to ma swoje granice, a poza tym nie jest to nic nieosiągalnego dla pojedynczej książki).
Wady?
1. Człowiek, który nie wymaga od siebie rozwoju, przestaje się rozwijać. Pisząc przez dziesięć lat tylko książeczki o bohaterze-pijaku z kosą, nie ma się co spodziewać, że gdy zechcemy wreszcie napisać coś ambitnego, to nam się uda (dla kontrastu - spójrzcie w jakim tempie rozwija się np. Dukaj).
2. Bohater Cię zjada. Im jest popularniejszy, tym bardziej Cię pożera. Zwróćcie uwagę, z jaką irytacją Sapkowski opowiada na pytania o Wiedźmina. Po 10 latach od napisania ostatniej książki, Geralt wciąż przebija niemal w każdym wywiadzie. Nie świat, nie inne smaczki wiedźmina. Głównie Geralt. Nawet przy cholernej książce o wojnie w Afganistanie.
3. Coraz trudniej jest napisać coś poza tym jednym bohaterem. Wszyscy zaczynają oczekiwać kontynuacji. Pamiętacie co działo się jak Doyle zabił Homesa? Dziś oczywiście już nie te czasy, ale w pewnym momencie stajesz się gościem od: "pana X" i wszystko inne, co napiszesz będzie traktowane z dużym dystansem. Jak wybryk.
4. Mam wrażenie, że to również ogranicza krąg odbiorców. Fanów Agaty Christie nie brakuje, a jednak ktoś, komu nie spodoba się jedna książka, nie sięgnie po kolejną. Namówienie go będzie trudne. Dla odmiany - jeśli nie spodoba Ci się Hokus Pokus Vonneguta, możesz sięgnąć po Kocią Kołyskę. To dwie zupełnie inne książki. Jeśli z kolei nie podoba Ci się styl Kurta, możesz spróbować z Sinobrodym. Tam jest troszkę inny.
5. Używając jednego bohatera ograniczasz też siebie i to, co możesz w książce opowiedzieć. Postać, która nada się do wszystkiego, to postać do niczego. Są też inne warunki - w rodzaju osadzenia historii w miejscu i czasie.
Nie znaczy to, że jakoś strasznie gardzę seriami. Choć tak, trochę tak. Są ok, dopóki wciąż jeszcze coś opowiadają, a nie tylko się ciągną.