Seria czy singiel?

1
Do założenia tego tematu pchnęła mnie dyskusja, w której Andrzej Pilipiuk posłużył się założeniem, że idąc do wydawcy z jednym tekstem, dobrze mieć w ręku następne albo je przygotowywać. I że warto "hodować" jednego bohatera, aby przywiązać do siebie czytelnika.

Zgadzam się z tym, choć... nie do końca. Bo co, jeśli inwestujemy czas w jedną postać, a ona ostatecznie nie wypali? Może lepiej pisać single, tylko tak je obmyślić, aby zostawić sobie pole do ewentualnego rozwoju postaci i świata?

Mam za sobą i taką drogę, i taką. Mam też parę spostrzeżeń. Jeśli chcecie podyskutować na temat zalet i wad seryjności - to zapraszam :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

2
Romek Pawlak pisze:Zgadzam się z tym, choć... nie do końca. Bo co, jeśli inwestujemy czas w jedną postać, a ona ostatecznie nie wypali?
Nie ma takiej opcji, że "nie wypali". Zawsze coś wypali - jak nie ona sama, to motyw z nią związany, historia, epizod. Słowem coś, co w przyszłości może się przydać.

I popieram Andrzeja, iż warto mieć coś z zanadrzu, aby było nad czym pracować lub rozwijać. Nawet słabe, stare teksty można ulepszyć, zmienić lub rozwinąć w coś nowego. Oczywiście, jak ktoś chce spocząć na laurach, jego wola.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

3
Chyba mnie nie zrozumiałeś :) ja nie mówię, że po napisaniu jakiegoś tekstu należy usiąść z piwem w ręku i go podziwiać, tylko rzucam zaproszenie do dyskusji, czy następny tekst należy popełniać z tym samym bohaterem lub w tym samym świecie (o ile to fantastyka lub coś, co ma takie cechy), czy lepiej poczekać, w tym czasie robiąc coś innego, a jedynie w tym pierwszym tekście zostawiając sobie furtkę.

Co do kanibalizowania starych tekstów, przecież to oczywiste.
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

4
Osobiście przychylam się do zdania Andrzeja Pilipiuka. Większość czytelników, tak mi się zdaje, woli jednak seriale z tym samym bohaterem, cykle sprzedają się bardzo dobrze, o wiele lepiej niż opowiadania. Najczęściej właśnie w opowiadaniach autor pokazuje różnych bohaterów, różne sytuacje. Niestety z mojego punktu widzenia ma to jedną wadę - zmęczenie materiału. I bynajmniej nie chodzi o to, że czytelnik męczy się znanym już sobie bohaterem, aczkolwiek i tego wykluczyć się nie da. Chodzi raczej o to, że autor męczy się bohaterem, sytuacjami, kompilacjami, które powoli się wyczerpują. Osobiście lubię opowiadania. Za cyklami nie przepadam. Lubię gdy książka stanowi pewną całość i po jej odłożeniu nie muszę czekać kolejnych trzech czy czterech lat na część drugą. Na początku pisałem "otwarte" opowiadania w których bohater gdyby się gdzieś przyjął, mógłby pojawić się w innych opowiadaniach. Od dłuższego czasu odchodzę od tego modelu. Z mojego punktu widzenia (nie musi być rzecz jasna prawidłowy) lepiej napisać, trzy, cztery opowiadania z różnymi bohaterami, niż z jednym. Dzięki czemu autor nie tak bardzo ogranicza się do pewnej narzuconej jednym bohaterem konwencji. Jeżeli jedno, dwa opowiadania mu nie wyjdą, to trzecie może być dobre i się sprzedać. Kilka pomysłów, kilka rzeczywistości, na tej podstawie można ocenić co nam wychodzi lepiej co gorzej. I pozostaje pewnego rodzaju "wolność" twórcza. Ludzie nie biegają za autorem pytając "a kiedy kolejna część przygód O'briana?". Dzięki czemu z reguły autor jest postrzegany jako osobnik milszy :)) Nikt nie lubi powtarzać w kółko tego samego.

P.S. - to wszystko z punktu widzenia człowieka, który nic nie opublikował, tak więc, to tylko moje zdanie nie poparte doświadczeniem

5
Sam nie wiem.
Kiedyś nie przywiązywałem dużej wagi do książek. Czytałem, nie myśląc o warsztacie pisarza, użytych zwrotach, koncepcji itd. Jednakże odkąd sam zacząłem pisać, trochę zmienił się mój punkt widzenia. Wcześniej cieszyłem się, że mogłem przeczytać kolejną książkę ze swoim ulubionym bohaterem, a teraz... właściwie sam nie wiem.
Bo z jednej strony uważam to za pójście na łatwiznę. Andrzej wyciska z Węrdowycza wszystko, co tylko się da (to tylko przykład, bo pisarzy takowych jest więcej), bo przecież nowe historie zawsze mogą powstać. Idąc między pułkami w empiku i zauważając kolejnego Wędrowycza, czuję jakiś niesmak, żal, a jednocześnie niedosyt i rozczarowanie. "Kolejny?". No i zastanawiam się, czy inni pisarze, też tak to odbierają? Spoglądają na nowości, a tam kolejna książka z serii "patrzcie-jaki-fajny-bohater" autora "maszyna-do-robienia-książek". Myślę, że trochę podśmiewają się z marnej inwencji twórczej tego pisarza.
Z drugiej strony przecież to żyła złota. Jak sam Andrzej powiedział: zarzucił sieci i zebrał niezły połów. Czysta kasa. A teraz może pozwolić sobie na pisanie bardziej ambitnych dzieł. Czyż złota zasada nie brzmi "robić, żeby zrobić, ale się nie narobić"? ;]
Piotr Sender

http://www.piotrsender.pl

6
Dobra seria ma swoje ogromne zalety, od pierwszej strony kolejnego tomu czujesz się jak w domu, znasz bohaterów, wiesz, czego się po nich spodziewać. Niezależnie od serii człowiek ma czasem ochotę sięgnąć po coś nowego, świeżego.
Z punktu widzenia pisarza chyba jest podobnie - dobrze czasem skoczyć w bok nawet w trakcie cyklu. Pisał o tym np. Jakub Ćwiek w kontekście serii o Kłamcy, że musi ją sobie przerywać innymi pozycjami, aby się nie zmęczyć.

Jeden z najlepiej ocenianych cykli ostatnich lat, na które się natknąłem, to saga "Pieśń lodu i ognia" George'a Martina. Ten człowiek jest jakimś niesamowitym połączeniem talentu pisarskiego z wyobraźnią, ale przede wszystkim ogromną drobiazgowością i cierpliwością. Na końcu tomów wymienia wszystkich bohaterów oraz ich rodziny. To są chyba setki nazwisk, w większości nie pojawiających się w książce lub pojawiających się epizodycznie. Świat tam jest jednak szalenie przemyślany, dodając do tego dużą ilość bohaterów pierwszoplanowych i wątków - mamy gotową sążnistą sagę, której kolejne tomy to w zasadzie samograje, wystarczy, aby były poprawne.

Ludzie chyba lubią poznawać niuanse stosunków pomiędzy postaciami, które ujawniają się przede wszystkim w dialogach. A jedna dłuższa rozmowa pomiędzy dwójką ludzi, wraz z opisami ich zachowań potrafi sięgnąć parudziesięciu tysięcy znaków.
Ciekawi mnie także Dukaj ze swoim Lodem. Świat przedstawiony nadaje się na serię, on jednak wolał zamknąć całość w jednym, długim dziele - które jednak zgodnie z wieloma opiniami powinno być podzielone na dwa tomy.

Pomyślcie o wielkich hitach wydawniczych ostatnich lat. Co mi przychodzi do głowy: Potter, Zmierzch, Larsson, wcześniej Wiedźmin, może Cejrowski ze swoimi podróżami, może Paolini. Może "Dom nad rozlewiskiem" i kontynuacje. Widzicie wspólny mianownik? Oczywiście zawsze zdarzą się jakieś "Wojny polsko-ruskie" i bardzo dobrze, ale widzę wyraźny nacisk czytelników na serie.

7
Pomyślcie o wielkich hitach wydawniczych ostatnich lat. Co mi przychodzi do głowy: Potter, Zmierzch, Larsson, wcześniej Wiedźmin, może Cejrowski ze swoimi podróżami, może Paolini.
Kwestia doboru informacji. Lepszą sprzedaż miał Kod da Vinci Browna, czy Alchemik albo niemal cokolwiek innego, co wysrał z siebie Coelho.

Czemu Dukaj nie pisze serii? Bo Dukaj to dobry pisarz, moi drodzy. Tak zwany pisarz ambitny. Jego marką jest talent, jego marką jest nazwisko. Nie dał się zdominować bohaterowi własnej książki. I między innymi na tym, w mojej opinii, polega wielkość.

Przywiązanie do siebie czytelnika bohaterem, to najtańszy z chwytów. Serio. Czy skuteczny - pewnie tak (choć i to predestynuje pewien typ czytelnika - takiego, który da się przywiązać).

Naprawdę tak trudno stworzyć dobrego bohatera, że jak już raz się uda, to należy koniecznie tłuc go w nieskończoność? Przecież to jak przyznanie się do porażki.
Kurcze, zawsze sądziłem, że nie ja jeden wierzę jeszcze w zasadę: ani o jedno słowo więcej, niż trzeba, żeby opowiedzieć historię. A tutaj odchodzą rozkminy w stylu: co się lepiej sprzedaje.
Odpowiedź jest prosta: Dobre książki sprzedają się najlepiej.
Pewien nieżyjący już facet napisał kiedyś, żeby nigdy nie pisać dla kogoś, bo to nie będzie naprawdę dobre. Planowanie: seria, czy standalone jest dla mnie przejawem takiego myślenia.

Dlatego właśnie nie oglądam amerykańskich seriali. Bo wiem, że Ci, którzy to piszą, chcą jak najdłużej utrzymać mnie przy telewizorze. Niemal nigdy nie chcą mi nic powiedzieć. Jakakolwiek głębsza myśl zawsze służy tylko wypełnieniu czasu antenowego, zwykle przestaje być dobra. Jak do papierowego samolociku doczepisz silnik, nie zacznie latać lepiej.

Jakie są więc zalety seryjności?
1. Pozwala ukryć niedostatki autora. To tylko jeden pomysł, który można tłuc w nieskończoność.
2. Pozwala z jednego pomysłu wyciągnąć więcej pieniędzy (ale i to ma swoje granice, a poza tym nie jest to nic nieosiągalnego dla pojedynczej książki).

Wady?
1. Człowiek, który nie wymaga od siebie rozwoju, przestaje się rozwijać. Pisząc przez dziesięć lat tylko książeczki o bohaterze-pijaku z kosą, nie ma się co spodziewać, że gdy zechcemy wreszcie napisać coś ambitnego, to nam się uda (dla kontrastu - spójrzcie w jakim tempie rozwija się np. Dukaj).
2. Bohater Cię zjada. Im jest popularniejszy, tym bardziej Cię pożera. Zwróćcie uwagę, z jaką irytacją Sapkowski opowiada na pytania o Wiedźmina. Po 10 latach od napisania ostatniej książki, Geralt wciąż przebija niemal w każdym wywiadzie. Nie świat, nie inne smaczki wiedźmina. Głównie Geralt. Nawet przy cholernej książce o wojnie w Afganistanie.
3. Coraz trudniej jest napisać coś poza tym jednym bohaterem. Wszyscy zaczynają oczekiwać kontynuacji. Pamiętacie co działo się jak Doyle zabił Homesa? Dziś oczywiście już nie te czasy, ale w pewnym momencie stajesz się gościem od: "pana X" i wszystko inne, co napiszesz będzie traktowane z dużym dystansem. Jak wybryk.
4. Mam wrażenie, że to również ogranicza krąg odbiorców. Fanów Agaty Christie nie brakuje, a jednak ktoś, komu nie spodoba się jedna książka, nie sięgnie po kolejną. Namówienie go będzie trudne. Dla odmiany - jeśli nie spodoba Ci się Hokus Pokus Vonneguta, możesz sięgnąć po Kocią Kołyskę. To dwie zupełnie inne książki. Jeśli z kolei nie podoba Ci się styl Kurta, możesz spróbować z Sinobrodym. Tam jest troszkę inny.
5. Używając jednego bohatera ograniczasz też siebie i to, co możesz w książce opowiedzieć. Postać, która nada się do wszystkiego, to postać do niczego. Są też inne warunki - w rodzaju osadzenia historii w miejscu i czasie.


Nie znaczy to, że jakoś strasznie gardzę seriami. Choć tak, trochę tak. Są ok, dopóki wciąż jeszcze coś opowiadają, a nie tylko się ciągną.
Seks i przemoc.

...I jeszcze blog: https://web.facebook.com/Tadeusz-Michro ... 228022850/
oraz: http://www.tadeuszmichrowski.com

8
Zanim pisarz porwie się na pomysł napisania całej serii, powinien postawić sobie jeszcze jedno - i chyba nie mniej ważne - pytanie: czy mi się to nie znudzi? Ten sam bohater/bohaterowie, ten sam świat i może ta sama nić fabularna... a wszystko ciągnie się latami. Pierwszy tom napisany z pasją, drugi może już tylko z przyjemnością, trzeci bo trzeba, czwarty bo każą, piąty...
Nie powiem, że to reguła, każdy z nas jest inny. Jednak, co jednym służy, drugim niekoniecznie.

[ Dodano: Sro 27 Sty, 2010 ]
Romek Pawlak pisze: Może lepiej pisać single, tylko tak je obmyślić, aby zostawić sobie pole do ewentualnego rozwoju postaci i świata?
No więc może też w drugą stronę? - Pisać serię, tylko tak ją sobie obmyślić, aby zostawić sobie szansę na jej zakończenie w dowolnym momencie?

10
Preissenberg pisze:Z tą pasją to ja bym uważał. Zostałem uprzedzony, że pasja potrafi zgubić człowieka i idzie w parze w egoizmem, egocentryzmem, narcyzmem.
Jeśli chcesz być w czymś świetny, to pasja jest najskuteczniejszym motorem.

11
Seria - owszem, ale w stylu przytoczonej kilka postów wyżej "Pieśni lodu i ognia" George'a Martina. Czyli autor rozpoczyna historię, ale po drodze ma tyle pomysłów, tak rozrastają się wątki i dochodzą nowe, że trzeba powieść podzielić na tomy. Jest to zamierzone, bo autor ma pomysł (przynajmniej w ogólnym zarysie) na dalsze losy bohaterów.
Gdy na tomiast pewna historia zamyka się w jednej książce, a kolejna opowiada coś zupełnie nowego, ale o tym samym bohaterze, to już troszkę takie wtórne. Wiadomo, że ktoś, kto przeczytał pierwsząksiążkę, sięgnie po drugą, bo bohater znany i jakoś tak fajnie by było mieć całą kolekcję.
Spójrzcie na "Władcę pierścieni" - pierwotnie był jedną dużą powieścią. To wydawca wymusił podział na trzy części, które teraz są wydawane osobno lub razem. Oczywiście mamy w księgarniach na półkach wszystkie trzy części razem, więc czytamy je jako całość. Ale przy pierwszym wydaniu czytelnicy musieli czekać na kontynuację i troszkę to niecierpliwi; jak nasz "Pan lodowego ogrodu", którego tomy są wydawane z długimi odstępami czasowymi.
Osobiście lubię serie, ale kupuję te, które są już skończone lub te, które wiem, że sięskończą zanim przeczytam wcześniejsze tomy :)
Robroq

12
L_J pisze:
Preissenberg pisze:Z tą pasją to ja bym uważał. Zostałem uprzedzony, że pasja potrafi zgubić człowieka i idzie w parze w egoizmem, egocentryzmem, narcyzmem.
Jeśli chcesz być w czymś świetny, to pasja jest najskuteczniejszym motorem.
Tak sądzisz, czy wiesz to z własnego/czyjegoś doświadczenia? Możliwe, że masz rację. Nie wiem. Na pewno pasja jest czymś dzięki czemu robimy coś często, zdobywamy doświadczenie, zyskujemy wprawę. Chyba to prawda, co mówisz. Piszesz dużo?

13
Moim zdaniem lepsze są luźne opowiadania, z których każde stanowi odrębną całość. Podoba mi się wykorzystywanie wątków z innych swoich dziełek, ale w bardzo ograniczonym stopniu - zawsze staram się, by każde z popełnionych przeze mnie opowiadań stanowiło odrębną całość i zarazem jakość samą w sobie, nie zamierzam zmuszać czytelnika, by zapoznawał się od razu ze wszystkim, co napisałem tak, by mógł, bądź mogła, zrozumieć mój ostatni tekst.

Z drugiej strony - czasami zdarza mi się prawdziwie polubić któregoś ze swoich bohaterów i wtedy przewijają się od czasu do czasu w tym, co piszę.

Tak czy siak - wolę pojedyncze opowiadania niż serie. Na cykle opowiadań i dłuższe utwory jestem na razie zbyt nieopierzony - i wątpię, bym kiedykolwiek w wystarczającym stopniu porósł pisarskim pierzem by móc się za to brać.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

14
No tak, z jednej strony trzeba pisać, co w duszy gra, ale ja raczej miałem na myśli sprawy nie tyle twórcze, ile marketingowe. Niestety, sporo czasu trzeba temu poświęcić, jeśli chce się odnieść sukces nie tylko tworząc dobry tekst, ale sprzedając go, a potem kolejne. I o te kolejne właśnie chodzi.
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

15
Hmm... jeżeli chodzi o marketing i sprzedaż tekstów to mogę tylko teoretyzować - mnie to nie grozi raczej.

W takim wypadku zdecydowanie serie - klient polubi dany produkt (bohatera, znaczy) i będzie kupował, kupował, kupował, byle tylko dowiedzieć się, co dalej.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak pisać?”