31

Latest post of the previous page:

Thana pisze:Toś dał do pieca z tym pytaniem! Dobre jest! Będę musiała jeszcze nad tym dłużej pomyśleć, ale tak w pierwszym odruchu wydaje mi się, że nie. Że musisz stworzyć nie człowieka, lecz złudzenie człowieka. Bo przecież żywych prawdziwych ludzi też wcale nie znamy (z wyjątkiem tych najbliższych) w ich całym skomplikowaniu i wielowymiarowości, a jedynie w takim złudzeniu - etykietce, jaką im przylepiamy. Wyrabiamy sobie opinię, czyli uproszczenie, np.: Ery jest taki i owaki. Zatem wystarczy nadać postaci tylko tyle cech, żeby czytelnik mógł sobie takie uproszczenie stworzyć. Przy czym, moim zdaniem, bardzo pożyteczne są cechy niejednoznaczne, jak np. perfekcjonizm albo delikatność - bo można je pokazywać w różnych kontekstach i uniknąć tym samym prostego wskazania na dobro/zło. Złudzenie wielowymiarowości przy takich cechach powstaje niejako samo.

Zgodzę się, a nawet podkreślę: owszem, postać literacka jest zbiorem wybranych cech osadzonych w zbiorze wybranych rekwizytów i scenografii. Ktokolwiek się łudzi, że "tworzy światy" albo "kreuje osoby", jest w błędzie.
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

32
Sepryot pisze:Ktokolwiek się łudzi, że "tworzy światy" albo "kreuje osoby", jest w błędzie.
a tu nie wiem, czy nie Wy, a właśnie Błażej ma rację.
Uzasadnienie:
może człowiek - ten realny - jest dużo bardziej.
Sepryot pisze:zbiorem wybranych cech osadzonych w zbiorze wybranych rekwizytów i scenografii
i że - jak chce Thana
Thana pisze:wystarczy nadać człowiekowi tylko tyle cech, żeby drugi człowiek mógł sobie takie uproszczenie stworzyć. (wyboldowane moje parafrazy- N)
.

I może właśnie twórczość - więzi z postacią tworzoną - to istota poznania, i w pewien sposób dzięki dzięki temu postać jest "realna" - postać staje się w równym stopniu "realna" - dla czytelnika?
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

33
Thana pisze:Dobra. To jako autorka powiem tak: bohater (tak jak inne elementy tekstu) nie jest dla mnie kimś, lecz czymś.
A dla mnie jest kimś – i jest nieobliczalny. Nie zawsze. Ale okazuje się, że im bardziej nieobliczalny jest, tym bardziej wyrazisty.
Czasami jest narzędziem i wtedy liczy się przesłanie.
Ale kiedy jest podmiotem, liczy się, hmm, zaczarowanie czytelnika tak, by zawiesił niewiarę ;)

Tak w uproszczeniu, wydaje mi się, że są dwa schematy:
1 – Autor pokazuje czytelnikowi świat w akwarium. Tu uderzają przemyślenia – między autorem a odbiorcą. Autor pisząc prowadzi dialog, coś analizuje, z czymś się rozprawia. Odbiorca, czytając, czuje obecność reżysera za kulisami sztuki – i ten dialog podejmuje. Dla mnie taki typ literatury reprezentuje np. „Naszyjnik” Guy de Maupassanta. I „Nowy, wspaniały świat” Huxleya. I większość Lema.
Można by powiedzieć, że takie dzieła „skręcają” w stronę alegorii, ale... nie jestem pewna, czy tylko o to chodzi. „Zbrodnia i kara” nie jest alegorią, a ja czuję na kilometr, że akwarium jest tu ważniejsze od postaci!

2. To bohater – albo wykreowany świat – ma zarzucić sidła i czytelnika wciągnąć. Czytelnik zawiesza niewiarę i wchodzi w świat. Wielu pisarzy wspomina, jak nieobliczani potrafili być bohaterowie w czasie pisania. Szli w inną stronę, lubili nie ten kolor co trzeba, okazywali się szaleńcami, albo za nic nie chcieli się „pisać” w stronę zaplanowanego zakochania. I dobrze to rozumiem, bo na własnym, piaskownicowym poziomie, widzę to samo. Gdy takie książki się czyta, nie czuje się autora. Więź z bohaterami jest silniejsza, a wnioski i przemyślenia odnosi się bardziej do samych siebie, dotykają osobiście.
Przykłady: „Ślepowidzenie”. „Lalka”. I „dzieci z Bullerbyn” :P
Sepryot pisze: Postać literacka jest zbiorem wybranych cech osadzonych w zbiorze wybranych rekwizytów i scenografii. Ktokolwiek się łudzi, że "tworzy światy" albo "kreuje osoby", jest w błędzie.
Słownikowo - tak, ale to bardzo suche określenie na proces tworzenia, który rzadko bywa tak uporządkowany i świadomy. Takie złudzenie jest podstawą literatury pięknej.

34
Galla pisze:A dla mnie jest kimś – i jest nieobliczalny. Nie zawsze. Ale okazuje się, że im bardziej nieobliczalny jest, tym bardziej wyrazisty.
O! Galla
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

35
Galla pisze:Czasami jest narzędziem i wtedy liczy się przesłanie.
W punkt, Galla! U mnie rzeczywiście liczy się przesłanie. Muszę mieć powód, żeby gadać, muszę czuć, że po coś jest to wszystko, że o coś chodzi.
Galla pisze:Ale kiedy jest podmiotem, liczy się, hmm, zaczarowanie czytelnika tak, by zawiesił niewiarę
A tu bym, niczym gnom złośliwy, natychmiast zapytała: A po co? Ma zawiesić dla samego zawieszenia? I co ma z tego wyniknąć? Powisi sobie ta jego niewiara i spadnie - i co z tego? Nie szkoda prądu na takie jałowe zabawy? ;)

Wiem, co masz na myśli, Galla, ale to drugie założenie jest mi z gruntu obce. Rozumem rozumiem, myślą ogarniam, ale w sercu, we krwi, tego sensu nie czuję. I całkiem możliwe, że masz rację - że właśnie dlatego owej więzi z bohaterem nie miewam - nie moja ścieżka, nie moja magia. Chociaż, z drugiej strony... a gdyby tak się tej nieswojej troszeczkę poduczyć? Kusi... :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

36
Thana pisze:właśnie dlatego owej więzi z bohaterem nie miewam - nie moja ścieżka, nie moja magia.
ale to się w sumie nie wyklucza, że
Thana pisze:że liczy się przesłanie.
a można by zaryzykować, że pomaga utworowi i przesłaniu właśnie. Nie chodzi mi o propagowanie pisania na emocjach (zwłaszcza paroksyzmach emocji). Kojarzy mi się wątek o związkach - reprezentujesz się samą opcję: analiza metodologiczna zastępuje "więzi" - albo lepiej - to są Twoje formy więzi
Ostatnio zmieniony ndz 22 gru 2013, 18:29 przez Natasza, łącznie zmieniany 1 raz.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

37
ale to się w sumie nie wyklucza, że
Przypuszczam, że nie. I właśnie dlatego kusi. :)

[ Dodano: Nie 22 Gru, 2013 ]
Natasza pisze:analiza metodologiczna zastępuje "więzi" - albo lepiej - to są Twoje formy więzi
Nie no, coś Ty! Nie jestem robotem! :) Ja po prostu lubię z uczuciami robić coś innego, niż się powszechnie uważa za oczywiste i jedyne. Lubię łamać przyjęte za pewnik prawa w rodzaju: jak się kocha, to się traci rozum. Bo może wcale nie trzeba tracić? :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

38
Thana pisze: A tu bym, niczym gnom złośliwy, natychmiast zapytała: A po co? Ma zawiesić dla samego zawieszenia? I co ma z tego wyniknąć? Powisi sobie ta jego niewiara i spadnie - i co z tego? Nie szkoda prądu na takie jałowe zabawy? ;)
Nie wiem... To chyba jak z różnymi temperamentami. Pytasz dokładnie, jak ja pytam radosnych ekstrawertyków - no i po co znowu mamy iść gdzieś i poznawać nowych ludzi? Nie wystarczą mi ci, których znam? :D

Ale w tekstach można się bawić mniejszym kosztem i siąść sobie na niezobowiązującej kawie ze swoim bohaterem nie tracąc dużo "prądu". Można wypróbowywać różne narracje, męski i żeński punkt widzenia, czemu nie to? Opowiadania dobrze się do tego nadają.
A z tym pytaniem, po co czarować, przystawiłaś mnie do muru. Zdałam sobie sprawę z tego, że o wiele bardziej zachowawczo piszę, niż czytam. Czytając, lubię dreszcz. Nie przypadkiem Grecy mówili o katharsis. Dlatego autor powinien mnie zaczarować. Ale czy musi do tego wejść w swój świat?...
Ja muszę, inaczej moi nieliczni odbiorcy wyczuwają, że z bohaterami coś zgrzyta. Niestety, o innych nie mogę się wypowiedzieć!

39
Galla pisze:Ale w tekstach można się bawić mniejszym kosztem i siąść sobie na niezobowiązującej kawie ze swoim bohaterem nie tracąc dużo "prądu".
Pewnie, że można. Tylko że pies pogrzebany jest tu:
Natasza pisze:a można by zaryzykować, że pomaga utworowi i przesłaniu właśnie.
Jeżeli bohater ma rolę służebną wobec przesłania, to ani on nie jest prawdziwym podmiotem, ani ta kawa nie jest bezinteresowna. Czyli będzie to tak naprawdę kolejna metoda, kolejny sposób posługiwania się narzędziem, polegający na Spróbujmy udawać, że... (jak to miała w zwyczaju Alicja z Krainy Czarów). Oczywiście jak najbardziej do przyswojenia - przyda się - ale to nie moja magia. Mogę się poduczyć zaklęć, podkraść eliksir, zawłaszczyć elementy cudzej magii, ale to jej nie uczyni moją. :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

40
Ja cienię moich bohaterów. Kocham ich jak prawdziwe byty. Dobrze się z nimi czuję i jakoś nie obchodzi mnie, że to wytwór mojej wyobraźni. Są i dobrze, bez nich oszalałabym przez tą Polską rzeczywistość...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”

cron