mamika6 pisze:Sam prolog był "obrazem" jadącego przez most i wpadającego do rzeki samochodu (narrator). To, co działo się w książce w tym momencie było opowiadane z punktu widzenia bohaterów siedzących w środku. Nie musiałam więc pisać tej sceny jeszcze raz/inaczej - to było to samo zdarzenie co w prologu, a jednak nie było jego powtórzeniem. Może więc tak mógłbyś napisać swój "prolog", z innego punktu widzenia? Oczami innego bohatera? Albo, jak ja to zrobiłam, niech to opowie narrator (nie wiem w jakiej osobie piszesz)
Dokładnie o wyjaśnienie tego mi chodziło, dzięki

Tym bardziej, że wychwyciłaś od razu główny potencjalny problem - rzeczywiście piszę w pierwszej osobie. Sprawę przemyślałem i zdecydowałem się na takie rozwiązanie: zostawię w tym miejscu książki krótką, charakterystyczną wypowiedź jednego z bohaterów, która w prologu zaczyna książkę. Jest to jedna linijka tekstu. Następnie w kilku zdaniach przedstawię sytuację. Jeśli czytelnik się zorientuje, że to sytuacja z prologu, to dobrze, a jeśli nie, to także będzie wiedział o co chodzi, tylko przedstawione to będzie bez szczegółów.
[ Dodano: Nie 03 Sty, 2010 ]
Adrianna pisze:Z tego co piszesz wynika, że nie był to z góry zaplanowany pomysł, ani "genialna myśl", która Cię naszła w trakcie pisania, a raczej wyjście wymuszone przez sytuację. Może lepiej poszukaj innego sposobu na dynamiczne rozpoczęcie akcji? Bo wiesz, jak wkleisz na siłę jakiś ciekawy prolog, a potem akcja i tak siądzie na kilka rozdziałów, to nie musisz się przejmować kwestią powtórzonej sceny - czytelnik i tak do niej nie dobrnie.
Racja

Ale akcja na początku nie siada, tylko przenosi się w inne miejsce. Wydarzenie kulminacyjne w książce, przedstawione w prologu, jest zwrotem w akcji w momencie, kiedy bohaterowie są już znani.
Zgadza się, że nie był to pomysł zaplanowany z góry, przed rozpoczęciem pisania, ale od kilku rozdziałów już się z nim nosiłem. Doszedłem do tego momentu w książce, napisałem fragment, który w zamierzeniu miał być prologiem, przeniosłem go na początek i nie wiedziałem, co dalej w tamtym miejscu książki, więc spontanicznie napisałem na grupę. W każdym razie nie zamykam tej kwestii ostatecznie, ale na razie tak zostawiam.
[ Dodano: Nie 03 Sty, 2010 ]
Gio pisze:"Poza ciszą" jest przykładem sprawdzonym. Było tam coś w rodzaju prologu, chociaż bez tytułu "Prolog" na szczycie teksu.
Dokładnie o coś takiego pytałem, bo nie lubię prologów, które nie wnoszą czegoś do książki, nie są częścią (późniejszej) akcji i nie lubię samego słowa "Prolog" na początku książki. Tak jest w każdej książce z sagi "Pieśń lodu i ognia" Martina, też mam to jako ebook i sprawdziłem, prolog pierwszego tomu ma 20 tysięcy znaków i przedstawia sytuację, która sygnalizuje czytelnikowi, czego może się spodziewać dalej, pojawiają się tam postaci rodem z fantasy, ale nie ma związku z późniejszą akcją. Swoją drogą w tym wypadku moim zdaniem akcja po prologu siada bardzo, bo autor przy okazji przyjazdu króla przedstawia bardzo wielu bohaterów. Czytałem ten pierwszy rozdział dosyć pobieżnie i później żałowałem, że nie skupiłem się bardziej, bo trochę się chwilami w pierwszym tomie gubiłem. Podobną technikę obrał Tolkien w Władcy pierścieni, co prawda bez prologu, ale w pierwszym rozdziale rozpisał się strasznie o rodach i nazwiskach. Później jednak bohaterów było mniej niż u Martina.
Gio pisze:I wyglądało to mniej więcej tak, że autor użył innych słów, by zdarzenie opisać. Przy czym okazało się, że "oblicze" sprawy jest zupełnie inne, niż mogło się czytelnikowi wydawać po lekturze samego "wstępu".
Ciekawe. U mnie jest tak, że oblicze sprawy jest dosyć jasne (coś jakby samochód spadający do wody), jednak niewiadome są przyczyny i skutki wydarzenia.
Gio pisze:kiedy narrator doszedł do tego samego wydarzenia praktycznie na samym końcu, ubrał je w kontekst sytuacyjny, dodał parę nowych szczegółów, pomijając te, które zapodał w prologu, tak że dostało ono zupełnie nowego znaczenia i okazało się, że chodziło o co innego, niż wszystkim się wydawało. I to "co innego" jest tak wstrząsające, że zupełnie wystarcza, by nie spartolić sprawy, powtarzając jedno i to samo na początku i na końcu powieści.
U mnie jeszcze do końca trochę zostało, miejsce z prologu jest może w 3/4 całości.
Gio pisze:Gdybyś chciał sobie obadać sprawę bardziej konkretnie (bo jakoś nie mogę się zdobyć, by podać tu zakończenie książki, którą być może ktoś czyta albo chciałby przeczytać) to daj znać

Bardzo słusznie, że nie zdradzasz zakończenia. Jestem już po tym prologu, jest świetny, intensywny, kilkuzdaniowy, książka zapowiada się wybornie. A ostatnio, pod kątem własnej pisaniny, preferuję książki w pierwszej osobie, więc właśnie znalazłem lekturę na najbliższy czas
Gio pisze:Nie wydaje mi się, żeby pisanie w prologu o wydarzeniu, które będzie miało miejsce za ok. 120 stron znormalizowanego tekstu i które powieli się tylko raz, na dodatek nie dosłownie, miałoby jakoś szczególnie zamieszać czytelnikom w głowach.
Też mi się tak wydaje, a chciałem najlepiej rozwiązać tę sytuację.
Sir Wolf pisze:Nie, bo jak rozdział pierwszy, pozbawiony numeru, będzie chronologicznie po rozdziale drugim, noszącym numer pierwszy, a do tego powtórzy się w rozdziale szóstym, to popadniesz w tandetny postmodernizm.
Chodzi o drobne 4 tysiące znaków, to są może 2-3 strony.
Natomiast gdybym tak zrobił, to czytelnik czytałby to z innym nastawieniem, znając bohaterów, wiedząc o kilku istotnych sprawach, które w samym tym fragmencie nie musiałyby być powtórzone. W każdym razie doszedłem już do rozwiązania, czyli przedstawienia tej sytuacji w skrócie, jak czytelnik się nie zorientuje, to nic nie straci.
Nie będzie żadnych przypisów, ani odwoływania się bezpośrednio do czytelnika.
Dzięki wszystkim
