Prolog

1
Uznałem, że powieść zaczyna mi się dosyć mało dynamicznie. Wymyśliłem więc, że może się ona zacząć prologiem, który byłby krótkim (wyszło 4000 znaków) opisem wydarzenia ze środka powieści, ten fragment ma w sobie dużo dynamiki, nie zdradza także za wiele, mam nadzieję, że zachęca do czytania ciągu dalszego. W związku z tym mam następujące wątpliwości.

Ten fragment jest dosyć ważny dla akcji książki. Wyjęty jest on do prologu z miejsca odległego o niecałe 500 tysięcy znaków dalej. Rozumiem, że można przyjąć, iż wielu czytelników zdąży o nim już zapomnieć. Jak zgrabnie wyjść z takiej sytuacji już tam dalej, w środku książki, gdy dzieją się wydarzenia z prologu? Powielenie tego fragmentu identycznego, jak na początku, zalatuje mi całkowitą amatorszczyzną, nie spotkałem się z takim zabiegiem w książkach. Podobnie złym pomysłem wydaje mi się zwrócenie się bezpośrednio do czytelnika, gdyż w całej książce się to nie zdarzyło. Mam na myśli coś w rodzaju: W ten sposób dochodzimy do momentu z samego początku mojej opowieści. To moim zdaniem psuje klimat. Może więc jakiś skrót tych wydarzeń? Ale to znowu zniszczy mi dynamikę tego momentu bez opisów szczegółowych. Może więc przypis? To także byłby pierwszy w całej książce. Poradźcie :)

Druga kwestia dotyczy samego sformułowania "Prolog". Ja osobiście, gdy widzę coś takiego na początku książki, to mam wrażenie, że autor idzie trochę na skróty, zaczynając od czegoś, co jest najczęściej wyrwanym z kontekstu fragmentem. Czy macie podobne wrażenia? Chodzi mi o sam napis "Prolog", czy może zacząć bez niego, ciurkiem, a po nim dać na bezczelnego "Rozdział pierwszy"?

2
Nie, bo jak rozdział pierwszy, pozbawiony numeru, będzie chronologicznie po rozdziale drugim, noszącym numer pierwszy, a do tego powtórzy się w rozdziale szóstym, to popadniesz w tandetny postmodernizm.
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

3
Ja kiedyś napisałam taki prolog i wyglądało to mniej więcej tak: samochód przejechał przez most i runął do wody, przy czym wiadomo było, że z wypadku nikt nie uszedł z życiem. Raczej wyglądało to tajemniczo i moim zdaniem zachęcało do dalszego czytania, no bo w końcu zostawało pytanie: kto w tym samochodzie siedział? Potem od razu rozdział pierwszy, mało dynamiczny, ale co tam - wszak trzeba zbudować napięcie - ale czytelnik przez to brnie, bo w końcu chce się dowiedzieć o co chodzi z tym samochodem. Poznaje bohaterów i przez cały czas się zastanawia, który z nich wsiądzie do samochodu (czyt. po prostu zginie)...
Taki prolog według mnie może być bardzo fajny, ale powinien dotyczyć punktu kulminacyjnego książki i nie zdradzić niczego, tylko wzbudzić ciekawość.

Ale to tylko moje skromne zdanie :)

[ Dodano: Sob 02 Sty, 2010 ]
zacząć prologiem, który byłby krótkim (wyszło 4000 znaków) opisem wydarzenia ze środka powieści

Takie zabiegi: wklejanie fragmentu książki na początku, nie ma chyba sensu. Przecież każdy biorąc do ręki książkę może ją sobie otworzyć na dowolnej stronie, żeby zobaczyć czy jest np. dynamiczne napisana (bo takie czytać lubi). Ja (jako czytelnik) zawsze tak robię, zanim w ogóle zacznę coś czytać :)
Lepiej zacząć dynamicznym prologiem, trochę z nim pokombinować, poobiecywać czytelnikowi... takie wklejanie tekstu to nie jest trochę pójście na łatwiznę? :)

4
Chyba trochę zamieszałem :) Nie rokuje to dobrze czytelności mojego dzieła ;)

Ten wklejony tekst jest właśnie prologiem, jest podobny do Twojego przykładu samochodu spadającego z mostu, jest starannie wybrany i napisany (pokombinowany) tak, aby idealnie pasował jako prolog. Tylko u mnie, zachowując Twój przykład, nie wiadomo, co dzieje się dalej, prolog kończy się w momencie, który u Ciebie byłby powiedzmy uderzeniem o taflę wody i zarówno wszyscy mogą zginąć, jak i się uratować, tego nie wiadomo i w tym momencie prolog się kończy. No i ten prolog jest fragmentem wydarzeń opisanych w książce.

I do tej sytuacji doprowadzam czytelnika. Ty go doprowadziłaś do tego wypadku. Doszłaś w tekście do tego momentu z prologu. I co w tym miejscu książki napisałaś? :)

5
Wiem o co Ci chodzi, Tony, ale... to chyba nie tak do końca prolog.
Prolog to pobieżny opis, skrót wydarzeń w wyniku których będziemy czytać o danej historii, akcji. Tak mi się wydaje, lecz mogę się mylić ;)
W filmie taki wycięty fragment to Clifhanger (kiedyś mnie to mocno interesowało), czyli taki kawałek mający za zadanie zachęcić, zaintrygować, ale jego sens wyjaśnia się dopiero w trakcie przebiegu akcji.
Nie wiem jaką ma to nazwę w literaturze, lecz to nie jest prolog.

Wracając do pierwszego dylematu myślę, że opisując jakąś wartką akcję na początku, potem można, po kilku rozdziałach, przypomnieć o niej czytelnikowi, np, ustami któregoś z bohaterów, który był świadkiem lub uczestnikiem tamtej sytuacji. W końcu dialogi najbardziej przyciągają, pozwalają poznać bohaterów no i można dzięki nim wybrnąć i zwrócić uwagę na te problemy/ dylematy bohaterów, które chcemy pokazać w utworze.

Pozdrawiam w Nowym Roku! Ponoć ma być dynamiczny i niosący sukcesy dla nas wszystkich (tak mówiła pani od tarota w tv ;) )
http://society6.com/annapietrawska

6
Ty go doprowadziłaś do tego wypadku. Doszłaś w tekście do tego momentu z prologu. I co w tym miejscu książki napisałaś? :)[/quote]

[ Dodano: Sob 02 Sty, 2010 ]
Wykorzystałam moment zaskoczenia, tzn. bohaterowie często poruszali się samochodem, co chyba uśpiło czujność czytelnika. Kiedy samochód wreszcie runął do wody, stało się to po bardzo dynamicznej scenie - kłótnia w samochodzie. Chciałam osiągnąć taki efekt: czytelnik brnąc przez scenę kłótni, chwilowo zapomina o nieszczęsnym prologu i bach! Dopiero po chwili miał się zorientować, że stało się właśnie to, na co czekał przez całą książkę

[ Dodano: Sob 02 Sty, 2010 ]
Sam prolog był "obrazem" jadącego przez most i wpadającego do rzeki samochodu (narrator). To, co działo się w książce w tym momencie było opowiadane z punktu widzenia bohaterów siedzących w środku. Nie musiałam więc pisać tej sceny jeszcze raz/inaczej - to było to samo zdarzenie co w prologu, a jednak nie było jego powtórzeniem. Może więc tak mógłbyś napisać swój "prolog", z innego punktu widzenia? Oczami innego bohatera? Albo, jak ja to zrobiłam, niech to opowie narrator (nie wiem w jakiej osobie piszesz)

[ Dodano: Sob 02 Sty, 2010 ]
Albo gdybyś wykorzystał motyw snu?
Prolog jest snem bohatera, bohater zaś budzi się przed zakończeniem sceny umieszczonej w dalszej części książki (odpowiednik uderzenia samochodu w taflę wody). Co będzie dalej, nie może przecież wiedzieć, bo sen się nie skończył. Wiem, że takie nadnaturalne zjawiska nie do wszystkich książek pasują, ale kto wie? :)

7
Mieszacie coraz bardziej...

Tony, powtarzam, odpowiedź na twoje pytanie brzmi: NIE. Zdecydowanie nie. Pisz po ludzku, tak żeby czytelnik nie musiał się głowić, o co autorowi chodzi. Chyba że chcesz, aby się głowił, ale skoro pytasz o takie rzeczy, to zakładam, że nie chcesz.
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

8
Pierwsza książka z tego typu prologiem, która przyszła mi na myśl, to "Zmierzch" i jego dalsze części. Ale to chyba nienajlepszy przykład, jako że połowa, czy nawet ponad połowa społeczeństwa, podaje w wątpliwość jej walory literackie. Po gruntownym przeszukaniu umysłu i folderu z ebookami na moim komputerze przypomniałam sobie dwie inne powieści, które czytałam stosunkowo niedawno ("Zaślubiny patyków" i "Poza ciszą" Jonathana Carrolla). Co do "Zaślubin..." nie jestem pewna, bo nie mam książki pod ręką, ale "Poza ciszą" jest przykładem sprawdzonym. Było tam coś w rodzaju prologu, chociaż bez tytułu "Prolog" na szczycie teksu. I wyglądało to mniej więcej tak, że autor użył innych słów, by zdarzenie opisać. Przy czym okazało się, że "oblicze" sprawy jest zupełnie inne, niż mogło się czytelnikowi wydawać po lekturze samego "wstępu".

Prolog był wystarczająco jasny, by zrozumieć o co chodzi i by akcja wydała się jednoznaczna, choć kończył się w takim momencie, że nie wszystko zostało wyjaśnione. Po czym, kiedy narrator doszedł do tego samego wydarzenia praktycznie na samym końcu, ubrał je w kontekst sytuacyjny, dodał parę nowych szczegółów, pomijając te, które zapodał w prologu, tak że dostało ono zupełnie nowego znaczenia i okazało się, że chodziło o co innego, niż wszystkim się wydawało. I to "co innego" jest tak wstrząsające, że zupełnie wystarcza, by nie spartolić sprawy, powtarzając jedno i to samo na początku i na końcu powieści.

Gdybyś chciał sobie obadać sprawę bardziej konkretnie (bo jakoś nie mogę się zdobyć, by podać tu zakończenie książki, którą być może ktoś czyta albo chciałby przeczytać) to daj znać :)

Nie wydaje mi się, żeby pisanie w prologu o wydarzeniu, które będzie miało miejsce za ok. 120 stron znormalizowanego tekstu i które powieli się tylko raz, na dodatek nie dosłownie, miałoby jakoś szczególnie zamieszać czytelnikom w głowach. Zabieg umieszczania prologu nie jest chyba aż tak szalony :)
"Natchnienie przychodzi, kiedy człowiek przyklei łokcie do biurka, tyłek do krzesła i zacznie się pocić. Wybierz jakiś temat, jakąś ideę i zacznij wyżymać mózg, aż cię rozboli. Na tym polega natchnienie."
Carlos Ruiz Zafon

9
Gio pisze:ie wydaje mi się, żeby pisanie w prologu o wydarzeniu, które będzie miało miejsce za ok. 120 stron znormalizowanego tekstu i które powieli się tylko raz, na dodatek nie dosłownie, miałoby jakoś szczególnie zamieszać czytelnikom w głowach. Zabieg umieszczania prologu nie jest chyba aż tak szalony
Zdarza się, że autorzy wykorzystują taki zabieg i to działa. I wtedy wszystko ok. Jednak odnosząc się do postu rozpoczynającego temat:
Jak zgrabnie wyjść z takiej sytuacji już tam dalej, w środku książki, gdy dzieją się wydarzenia z prologu? Powielenie tego fragmentu identycznego, jak na początku, zalatuje mi całkowitą amatorszczyzną, nie spotkałem się z takim zabiegiem w książkach. Podobnie złym pomysłem wydaje mi się zwrócenie się bezpośrednio do czytelnika, gdyż w całej książce się to nie zdarzyło. Mam na myśli coś w rodzaju: W ten sposób dochodzimy do momentu z samego początku mojej opowieści. To moim zdaniem psuje klimat. Może więc jakiś skrót tych wydarzeń? Ale to znowu zniszczy mi dynamikę tego momentu bez opisów szczegółowych. Może więc przypis? To także byłby pierwszy w całej książce.
Żaden z tych pomysłów, według mnie, nie jest dobry. A już opcja zwrotu do czytelnika albo przypisu wydaje mi się katastrofalna. Jakaś próba z ujęciem wydarzenia w innej narracji, czy oczyma innej postaci może zadziałać, ale lepiej dobrze się zastanów. Z tego co piszesz wynika, że nie był to z góry zaplanowany pomysł, ani "genialna myśl", która Cię naszła w trakcie pisania, a raczej wyjście wymuszone przez sytuację. Może lepiej poszukaj innego sposobu na dynamiczne rozpoczęcie akcji? Bo wiesz, jak wkleisz na siłę jakiś ciekawy prolog, a potem akcja i tak siądzie na kilka rozdziałów, to nie musisz się przejmować kwestią powtórzonej sceny - czytelnik i tak do niej nie dobrnie.
Podsumowując. Sam zabieg nie jest jakiś niewykonalny, ale w Twoim przypadku radzę poszukać innych wyjść.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

10
mamika6 pisze:Sam prolog był "obrazem" jadącego przez most i wpadającego do rzeki samochodu (narrator). To, co działo się w książce w tym momencie było opowiadane z punktu widzenia bohaterów siedzących w środku. Nie musiałam więc pisać tej sceny jeszcze raz/inaczej - to było to samo zdarzenie co w prologu, a jednak nie było jego powtórzeniem. Może więc tak mógłbyś napisać swój "prolog", z innego punktu widzenia? Oczami innego bohatera? Albo, jak ja to zrobiłam, niech to opowie narrator (nie wiem w jakiej osobie piszesz)
Dokładnie o wyjaśnienie tego mi chodziło, dzięki :) Tym bardziej, że wychwyciłaś od razu główny potencjalny problem - rzeczywiście piszę w pierwszej osobie. Sprawę przemyślałem i zdecydowałem się na takie rozwiązanie: zostawię w tym miejscu książki krótką, charakterystyczną wypowiedź jednego z bohaterów, która w prologu zaczyna książkę. Jest to jedna linijka tekstu. Następnie w kilku zdaniach przedstawię sytuację. Jeśli czytelnik się zorientuje, że to sytuacja z prologu, to dobrze, a jeśli nie, to także będzie wiedział o co chodzi, tylko przedstawione to będzie bez szczegółów.

[ Dodano: Nie 03 Sty, 2010 ]
Adrianna pisze:Z tego co piszesz wynika, że nie był to z góry zaplanowany pomysł, ani "genialna myśl", która Cię naszła w trakcie pisania, a raczej wyjście wymuszone przez sytuację. Może lepiej poszukaj innego sposobu na dynamiczne rozpoczęcie akcji? Bo wiesz, jak wkleisz na siłę jakiś ciekawy prolog, a potem akcja i tak siądzie na kilka rozdziałów, to nie musisz się przejmować kwestią powtórzonej sceny - czytelnik i tak do niej nie dobrnie.
Racja :) Ale akcja na początku nie siada, tylko przenosi się w inne miejsce. Wydarzenie kulminacyjne w książce, przedstawione w prologu, jest zwrotem w akcji w momencie, kiedy bohaterowie są już znani.

Zgadza się, że nie był to pomysł zaplanowany z góry, przed rozpoczęciem pisania, ale od kilku rozdziałów już się z nim nosiłem. Doszedłem do tego momentu w książce, napisałem fragment, który w zamierzeniu miał być prologiem, przeniosłem go na początek i nie wiedziałem, co dalej w tamtym miejscu książki, więc spontanicznie napisałem na grupę. W każdym razie nie zamykam tej kwestii ostatecznie, ale na razie tak zostawiam.

[ Dodano: Nie 03 Sty, 2010 ]
Gio pisze:"Poza ciszą" jest przykładem sprawdzonym. Było tam coś w rodzaju prologu, chociaż bez tytułu "Prolog" na szczycie teksu.
Dokładnie o coś takiego pytałem, bo nie lubię prologów, które nie wnoszą czegoś do książki, nie są częścią (późniejszej) akcji i nie lubię samego słowa "Prolog" na początku książki. Tak jest w każdej książce z sagi "Pieśń lodu i ognia" Martina, też mam to jako ebook i sprawdziłem, prolog pierwszego tomu ma 20 tysięcy znaków i przedstawia sytuację, która sygnalizuje czytelnikowi, czego może się spodziewać dalej, pojawiają się tam postaci rodem z fantasy, ale nie ma związku z późniejszą akcją. Swoją drogą w tym wypadku moim zdaniem akcja po prologu siada bardzo, bo autor przy okazji przyjazdu króla przedstawia bardzo wielu bohaterów. Czytałem ten pierwszy rozdział dosyć pobieżnie i później żałowałem, że nie skupiłem się bardziej, bo trochę się chwilami w pierwszym tomie gubiłem. Podobną technikę obrał Tolkien w Władcy pierścieni, co prawda bez prologu, ale w pierwszym rozdziale rozpisał się strasznie o rodach i nazwiskach. Później jednak bohaterów było mniej niż u Martina.
Gio pisze:I wyglądało to mniej więcej tak, że autor użył innych słów, by zdarzenie opisać. Przy czym okazało się, że "oblicze" sprawy jest zupełnie inne, niż mogło się czytelnikowi wydawać po lekturze samego "wstępu".
Ciekawe. U mnie jest tak, że oblicze sprawy jest dosyć jasne (coś jakby samochód spadający do wody), jednak niewiadome są przyczyny i skutki wydarzenia.
Gio pisze:kiedy narrator doszedł do tego samego wydarzenia praktycznie na samym końcu, ubrał je w kontekst sytuacyjny, dodał parę nowych szczegółów, pomijając te, które zapodał w prologu, tak że dostało ono zupełnie nowego znaczenia i okazało się, że chodziło o co innego, niż wszystkim się wydawało. I to "co innego" jest tak wstrząsające, że zupełnie wystarcza, by nie spartolić sprawy, powtarzając jedno i to samo na początku i na końcu powieści.
U mnie jeszcze do końca trochę zostało, miejsce z prologu jest może w 3/4 całości.
Gio pisze:Gdybyś chciał sobie obadać sprawę bardziej konkretnie (bo jakoś nie mogę się zdobyć, by podać tu zakończenie książki, którą być może ktoś czyta albo chciałby przeczytać) to daj znać :)

Bardzo słusznie, że nie zdradzasz zakończenia. Jestem już po tym prologu, jest świetny, intensywny, kilkuzdaniowy, książka zapowiada się wybornie. A ostatnio, pod kątem własnej pisaniny, preferuję książki w pierwszej osobie, więc właśnie znalazłem lekturę na najbliższy czas :)
Gio pisze:Nie wydaje mi się, żeby pisanie w prologu o wydarzeniu, które będzie miało miejsce za ok. 120 stron znormalizowanego tekstu i które powieli się tylko raz, na dodatek nie dosłownie, miałoby jakoś szczególnie zamieszać czytelnikom w głowach.
Też mi się tak wydaje, a chciałem najlepiej rozwiązać tę sytuację.
Sir Wolf pisze:Nie, bo jak rozdział pierwszy, pozbawiony numeru, będzie chronologicznie po rozdziale drugim, noszącym numer pierwszy, a do tego powtórzy się w rozdziale szóstym, to popadniesz w tandetny postmodernizm.
Chodzi o drobne 4 tysiące znaków, to są może 2-3 strony.
Natomiast gdybym tak zrobił, to czytelnik czytałby to z innym nastawieniem, znając bohaterów, wiedząc o kilku istotnych sprawach, które w samym tym fragmencie nie musiałyby być powtórzone. W każdym razie doszedłem już do rozwiązania, czyli przedstawienia tej sytuacji w skrócie, jak czytelnik się nie zorientuje, to nic nie straci.

Nie będzie żadnych przypisów, ani odwoływania się bezpośrednio do czytelnika.

Dzięki wszystkim :)

11
dobrze napisany jest ten prolog? jesteś z niego zadowolony? jeśli tak, przerzuć ten tekst w to miejsce, gdzie akcja dochodzi do danego momentu. przeczytaj całość jeszcze raz. jeżeli uznasz, że prolog jest jednak dobrym pomysłem, poszukaj sceny, którą mógłbyś umieścić w prologu, albo taką wymyśl. jeśli stwierdzisz, że jednak ten pierwszy pomysł jest najlepszy, napisz tę scenę jeszcze raz i umieść na początku. według mnie najlepiej to nazwać rozdziałem pierwszym - jeśli numerujesz rozdziały. ja proponuję nie numerować, a wymyślić krótkie, niewiele zdradzające tytuły, z czego ten pierwszy musi być naprawdę dobrze przemyślany, subtelny i intrygujący. i lepiej, żeby rozdział, w którym powtarza się scena z, nazwijmy to prologu, nie nazywał się "wielki finał".
tak swoją drogą, według mnie w prologu nie powinno być czegoś, co powtarza się gdzieś dalej, a jakieś ciekawe zawiązanie akcji.
zwięzłość jest siostrą talentu.

12
Prolog powinien według mnie byc wprowadzeniem do śwaita książki, czyli co się dzieje na świecie itd. Powinno to zachęcic czytelnika do dalszgo czytania, ponieważ sam sobie robi wersje co do dalszych wydarzeń i chce sprawdzic czy miał racje.
AMATOR

13
Prolog może mieć różne funkcje.

Może opisywać świat i bohatera, tło, w którym będzie się toczyć dalszy ciąg. Czyli standard. Nic do przodu, za to na boki.

Może być czymś na kształt opowiadania z haczykiem :) to w literaturze popularnej często się wykorzystuje, publikując taki prolog :) Czyli do tyłu, ale za to wygodna forma :)

Może też faktycznie sugerować, co będzie dalej, ale z tym ostrożnie. Ja bym sugerował typ: "Jerzyk patrzył na rudowłosą i zastanawiał się, dlaczego dotąd nie lubił tego koloru włosów. W tym świetle wyglądały zachwycająco..
Nie wiedział, jak bardzo się myli, skąd miał wiedzieć, że spotkanie z tą kobietą przyniesie mu same kłopoty?
Na razie przełknął ślinę i podszedł do niej."

Tyle.
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

14
Odnośnie postu powyżej: Wczoraj skończyłam pisać prolog i jak tak go dzisiaj czytam (dopiero po przeczytaniu tego postu przyszło mi do głowy, żeby się zastanowić nad nim pod tym właśnie kątem), to ma on w sobie chyba wszystkiego po trochu. Do tyłu, na boki i Bóg wie, gdzie jeszcze. Trochę historii, trochę fabuły i niewielka zapowiedź tego, co mogłoby się dalej wydarzyć. Przegięłam chyba :D

[ Dodano: Wto 05 Sty, 2010 ]
I tutaj się rodzi pytanie: czy taki upakowany prolog, zamiast dać pełen obraz sytuacji/zaciekawić, może czytelnika zmęczyć? Może lepiej, gdyby spełniał po prostu jedną, bardzo konkretną funkcję, a resztę rozpisać w miarę tworzenia kolejnych rozdziałów?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”