Apocalipsa.exe 6.6.0.6 ...

1
Jestem niepoprawnym wielbicielem apokaliptyzmu, wszelkiej rozwałki, najlepiej tej tępej, w wydaniu Emmericha. Moje literackie początki sięgają bowiem czasów wczesnej post-komuny i niesprecyzowanych lęków o przyszłość. Bo jak nie Zimna Wojna to pewnie Gorąca, i tym podobne. Wypływał wtedzy na szerokie wody Nostradamus, Edgar Casey, Fatima i Królawa Saby. A ja to żarłem tonami. I tak narodził się mój pierwszy pomysł na książkę - niezbyt orginalny, kilkutomowy nibypamiętnik człowieka, co to przeżywa w przeciągu lat kolejne stadia upadku cywilizacji: od kataklizmu z asteroidą na przystawkę po 30-letnią nawalankę III Wojny Światowej.

Ale po kilku juz latach, jakie od tamtego czasu minęły nabrałem dystansu do sprawy. Ta sprawa z Majami już mnie nie rusza. Prędzej wybuch na Słońcu. Na to akurat czekam z wytęsknieniem, bo byłaby to mała roszada na stanowiskach różnych grup społecznych: pierwsi ostatnimi a ostatni pierwszymi. Lecz teraz, jako początkujący pisarz zadaje sobie zwłaszcza pytanie: po jaką cholerę jeszcze raz na kartach jakiejkolwiek książki rozwalać świat? Czy te wszystkie metody na rozdeptanie ludzkości nie zostały wyeksploatowane wystarczająco by choćby z czystej przyzwoitości nie zanudzać czytelnika kolejną wojną nuklearną, inwazją złych ufoludków, ciosem kometą czy plagą wirusów-zombi?

Ile życia wyciśnie z trupa? Jest jeszcze zapotrzebowanie na takie historie? 2012 minie jak z bicza strzelił i znając życie nic się znów nie stanie, tak jak w te wszystkie, poprzednie "Końce Świata". I co wtedy? 2013? 2024? 2056? Ile tak można? Jaki to ma sens?

A czysto literacko - czy taka durnota sprzedaje się jeszcze po przełomie mileniów?

3
Sam wiem, jak łatwo wpaść w pułapkę "Wszystko już zastało napisane i ni cholery nie napiszę nic nowego na żaden temat." Pewnie setki piszących stawiało się przed takim oto wnioskiem i załamywało ręce, ba, nawet niektórzy koniec literatury chcieli ogłaszać, a tu rok za rokiem mija, nowe (dobre!) książki lądują na półki, wszystko cacy.
I gdybyś jeszcze narzekał na kryminał, fantasy (choć "new-weirdowcy" pokazali, że i z tego można coś wycisnąć), space operę (na tym polu też się twórczo nie poddają - antologia "the new space opera") - ale apokaliptyzm/post-apo? Może nie jestem ekspertem, ale nie wydaje mi się, żeby te ramy były wyeksploatowane, a już szczególnie na polskim gruncie. Zawsze można wyłamać się i stworzyć coś nowego, tu zamieszać, tam spojrzeć ze świeżej strony albo przeciwnie, nawiązać do korzeni. Byle się nie poddawać.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”