Martinius pisze:Po długim czasie jestem zdania, że na jważniejsze w życiu jest doświadczenie - tego nigdy dość.
owszem. ujmijmy to tak: patrzać z mojej perspektywy - żyjecie w czasach które są dla mnie jak piekna bajka. Paszporty mamy w szufladach. Bilety interail nie sa drogie. UE popiera turystykę rowerową - wiec nawet specjalnie pieniędzy nie trzeba by cś sobie zobaczyć.
je sli macie jakieś zainteresowania odpalacie internet. I znajdujecie to czego szukacie. Znajdujecie ludzi którzy maja dany temat w malym palcu. Wrescie łatwo jest zdobyć odpowiednia literaturą - a jak ktoś ma głeboką kieszeń bez trudu sprowadzi sobie z zagranicy. (nie wspominajac zę znajomośc jezyków zachodnich jest powszechna).
cofnijmy się do moich młodych lat. Szaleńczą przygodą wspominaną latami byla 5 dniowa wycieczka do NRD. o tym że jest takie miejsce jak skandynwwia coś się słyszalo. Bractwa rycerskie raz na pól roku pokazywano w dzienniku - znalezien8ie ich graniczyło z cudem.
człowiek tkwił jak w smole...
Ukończyłem kolejną książkę, i leży ona w szufladzie. Bedzie dojżewać - oczewiście, nie sama, ale wraz ze mną.
pochwal sie o czym.
Chciałbym jednak napomnieć o czymś innym, wspomnianym w tym temacie. Pan Andrzej wspomniał, w kontrze na mój tekst, że autorka opowieści o Harrym... odwiedzała 11 wydawców. Być może i tak było, jednak realia zza granicy (jakiejkolwiek, poza Polską) są z goła odmienne, niżeli te bytujące w naszym kraju.
oczywiscie. zacznijmy od tego że odwiedziła 1 wydawnictw bo w UK jest 11 wydawnictw publikujących ksiązki podobne do tej którą napisała. Gdyby w 11 nie zwieli poslaby do kolejnych 11.
u nas odwiedziła by 3. Potrem moglaby kupić taniewin i zalać pałę z rozpaczy...
Po drugie, czytelników jest znacząco mniej niż w innych krajach, przez co popyt na ksiązki jest słabszy, i co za tym idzie, wydaje się mniej książek.
inaczej. wydawnictw jest mniej wydaje sie mniej ale problem upartuję w tym że ksiązki są w stosunku do zarobków pierońsko drogie. słabość rynku to spadek po komunie. na zachodize literatura istniała jako pewna całośc. zaspokajała potrzeby i roboli (powieści porno) i gejów i intelektualistów.
U nas komuna wyrznęła cała literaturę brukową (zostal kryminal milicyjny) wyrżnela rowno z ziemnią fantastykę - ukazywało sie w nalepsych latach po kika pozycji rocznie...
nie było tlumaczeń - przez co nie mieliśm pojęcia co sie pisze na świecie i odkrywalismy na noow koło...
***
rynek powli wstaje. za 20 lat bedzie juz naprawdę dobrze.
Otóż, z mojej skromnej wiedzy wynika, że na tysiąc nadsyłanych tekstów czytanych jest zaledwie niewielki odsetek.
zalrezy gdzie. wiekszość wydawnictw odwala maszynopisuy po przejrzeniu pierwszych 3-4 stron. z drugiej storny pamieam jak sie szef supernovej "chwalił" ze ma ok 100 nieprzeczytanych maszynopisów.
I to też nie jest problem, (teoretycznie) ponieważ recenzenci skupiają się na szukaniu "cukierków" a nie ziaren.
nie da sie wydać wszystiego.
powiedzmy też - jeśli powieść jest napsiana drętwm jezykiem i wiadomo że nie zostanie wydana - to po co czytać wiecej niż próbkę?
Dlateo powtarzam - pierwszymi stronami kupuje się czytelnika.
co z tego że ok 140-tej strony akcja nabiera tempa?
ó Po 13 miesiącach (słownie: trzynastu ) otrzymałem z jednego wydawnictwa taką odpowiedź: dostałam email od Pana, w sprawie książki. Czy mógłby ja Pan nadesłać?
standard...
zazwyczaj nawet nie piszą.
Po siedemnastu miesiącach od pierwszego kontaktu, okazało się, że nic nie otrzymali, a nowa osoba w dziale w zasadzie "to nie wie o co chodzi".
otrzymali na pewno wszystkie 3. Tylko zgubili.
metoda? zażdać zwrotu maszynopisów, a że nie beda w stanie zagrozić procesem o odszkodowanie - bo w miedzyczasie padł twardy dysk a oni zgubili jedyny egzemplarz :wink: