Immo pisze:
Bo i ja nie mówię, że nie da się, tylko że jak już coś robić, to z przytupem i dobrze

I to nie tylko w przypadku pisania

.
W takim razie ja chyba inaczej zabieram się za tłumaczenie. Zamiast zdanie po zadaniu, albo fraza po frazie, biorę akapit, który czytam, a potem przepisuję po angielsku. Dlatego nie potrafię komuś przetłumaczyć, na przykład, połówki zdania bez znajomości reszty (nie tak, bym był z tego zadowolony).
Nie chodzi o to, jak się zabierasz za tłumaczenie (choć w przypadku tłumaczenia gier nie zawsze masz wybór: czasami jest kontekst do pomocy, a czasami trzeba zrobić tłumaczenie urwanych zdań), tylko o to, że tłumacząc z języka ojczystego na obcy masz większe szanse zastosować konstrukcje językowe, które choć będą poprawne, nie będą brzmieć naturalnie w języku obcym.
Dlatego uważam, że lepiej jest pisać w języku obcym (oznacza to myślenie i zapisywanie zdań w tym języku, a nie myślenie po polsku, tłumaczenie "w głowie" i zapisywanie), niż tłumaczenie, czy to z tekstu, czy to z myśli.
augustinech008 pisze:Z reguły trzeba najpierw sporo poczytać w stylu czy dana agencja życzy sobie tekstu w pliku Word czy Pdf jakie mają być spacje itd. (na stronie jednej z takich agencji czytałam, że chcą aby odstępy wynosiły ok. 1.5 spacji i ponumerowane str.)
Interesujące. Na jakąś setkę stron agencji i agentów, które przejrzałam, ok. 90% nie prosiło o żadne załączniki na początku (nie otwierają niczego od znajomych, bo zbyt łatwo o wirusa), tylko o list - propozycję wydawniczą oraz streszczenie i pierwszych pięć stron/trzy rozdziały/itd. wklejone na końcu maila.
A przy wysyłaniu całości, to zazwyczaj obowiązuje
"standard manuscript format", czyli mniej więcej to, co wyliczasz powyżej. O tekście Williama Shunna, który podlinkowałam, wspomina się najczęściej w przypadku porad, jak formatować propozycję wydawniczą, więc można założyć, że jest najbezpieczniejszy: i dopiero później wprowadzać do formatowania ewentualnie zmiany wg. życzeń agenta/wydawcy.
Może być też tak, że agencja chce tylko formę tekstu wysłanego przez email i do tego skierowanego do odpowiedniego agenta np. John Smith bierze pod uwagę tylko teksty o tematyce przygodowej, to nie należy kierować do niego powieści kryminalnej czy romansu.
W większości przypadków list należy wysłać do konkretnego agenta. Agenci podają też listę gatunków, jakie reprezentują, więc wiadomo, do kogo w danej agencji wysyłać. Czasem, w przypadku małych agencji jest informacja, że agenci przekażą maila drugiemu, jeśli uznają, że może go to zainteresować.
augustinech008 pisze:Na odpowiedź z reguły czeka się od 6 do 8 tygodni, zależy gdzie się zgłosiło tekst. Jeżeli nie wydałeś im się interesujący to przeważnie nie odpowiadają.
Odpowiadają. Standardową formułką, ale odpowiadają. I 6-8 to maksimum, niektórzy odpowiadają i po tygodniu (zazwyczaj ci, którzy proszą tylko o "query letter" i przykładowe strony).
Marcin Dolecki pisze:O agenta można postarać się w USA oraz w UK, chociaż i w tych państwach jest wiele wydawnictw przyjmujących teksty bezpośrednio od autorów.
Wydaje mi się, że coraz mniej (fakt, śledzę głównie te wydające fantastykę).
Marcin Dolecki pisze:Agenci działają przede wszystkim dla wygody wydawców, nie autorów, spełniając rolę "pierwszego sita" - grzebią w stosach tekstów.
Działają też dla wygody autorów - jak już się zdobyć reprezentację. Dobry agent nie tylko znajdzie wydawcę, ale i książkę sprzeda, wynegocjuje lepsze warunki (np. prawa do wydania tylko w Stanach, a nie na całym świecie). Czytałam ostatnio artykuł o autorce mówiącej, że jej agent zdołał wynegocjować trzykrotnie wyższą kwotę za książkę, niż była początkowo oferowana.