31

Latest post of the previous page:

rubia pisze:Typuję powieść historyczną
Źle.
rubia pisze:Może być dla młodzieży.
Jeszcze gorzej.
rubia pisze:Marynistyczna?
A owszem.
rubia pisze:Wojna trzydziestoletnia w tle?
Uchowaj Boże!

http://ukarola.bazarek.pl/opis/257564/p ... -john.html

Wersja robocza:
Do stojących na skraju werandy dowódców dołączył jeszcze jeden czy dwaj oficerowie. Wszystkich pochłaniało obserwowanie starań, aby zdetonować miny jeszcze w powietrzu. Nagle jeden z oficerów, wychyliwszy się poza obręb werandy, obrócił się i spojrzał w górę.
– Wciórności! – krzyknął. – Jedna jest dokładnie nad nami!
Zanim przyjdzie kolejny *ommmmm[oderator]* i będzie się pieklić o offtop, informuję, że żadnego offtopu nie ma. Czynność tłumaczenia jest bardzo podobna do czynności pisania "własnego". Takoż kwestia doboru słów. I gdybym już miał tłumaczyć coś o tej wojnie trzydziestoletniej, i gdyby pojawiła się tam rodząca kobieta, i gdyby z kontekstu jasno wynikało, w czym rzecz - tak, rozważyłbym napisanie, że nieszczęsna niewiasta "babi".
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

32
Uuu, to smutne, że tak bardzo się pomyliłam :( Cóż, mi „wciórności” kojarzą się wyłącznie ze starym wiarusem, ten zaś – co najwyżej z wojną francusko-pruską. Horyzontów bliższych czasowo moja wyobraźnia nie obejmuje :D
Jeśli chodzi natomiast o archaizację języka – tu byłabym ostrożna. Zawodowo zajmuję się średniowieczem, ale przez „Narrenturm” przebrnęłam z trudem, w czym niemały udział miał właśnie język. Cały czas myślałam o tym, ile kwerend musiał Sapkowski przeprowadzić, żeby opanować stosowne słownictwo, i jak niewiele z tego wynikło. Profuzja ornamentu, popis dla popisu, męczący nadmiar. To jednak sprawa wyczucia. Wszystko jedno, czy w tekście własnym, czy tłumaczonym.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

33
rubia pisze:Zawodowo zajmuję się średniowieczem, ale przez „Narrenturm” przebrnęłam z trudem, w czym niemały udział miał właśnie język. Cały czas myślałam o tym, ile kwerend musiał Sapkowski przeprowadzić, żeby opanować stosowne słownictwo, i jak niewiele z tego wynikło.
Twoim zdaniem. Bo moim, trylogia husycka to najlepsza rzecz jaką AS napisał. Min. ze względu właśnie na oprawę.
rubia pisze: Profuzja ornamentu, popis dla popisu, męczący nadmiar. To jednak sprawa wyczucia. Wszystko jedno, czy w tekście własnym, czy tłumaczonym.
IMO jedna z najlepszych stylizacji jakie zdarzyło mi się czytać. Problem z trylogią Sapkowskiego ( moim zdaniem rzecz jasna) polega na tym, ze AS w cyklu wiedźmińskim przyzwyczaił czytelnika do pisania palimpsestem, warstwowo. I ta pierwsza warstwa - fabularna, nie była zbyt głęboka, rozumieli ją wszyscy. Głębsze, te zawierające rozmaite aluzje i smaczki, jedynie ci bardziej oczytani i wykształceni. Summa summarum - zadowoleni byli wszyscy ( no, prawie wszyscy, bo nie każdemu musiał podobać się styl Sapkowskiego). W trylogii husyckiej AS popuścił sobie cugli, pisał otwartym tekstem, nie palimpsestem, wykorzystując całą swoją wiedzę. Stąd i nie wszyscy nadążyli. Nie znaczy to absolutnie, ze trylogia nie podobała się tylko głupkom, a wszyscy inteligentni i wykształceni czytelnicy piali z zachwytu. Mogła się ona nie podobać i tym wykształconym i bystrym - z wielu różnych powodów. Niemniej jednak w tym co powyżej napisałem upatruję głównego powodu dla którego drugi cykl AS - a nie spotkał się z tak ciepłym przyjęciem jak pierwszy. Bo, aby zgrokować o co chodzi w cyklu husyckim, trzeba było mieć sporą wiedzę, a nie była ona konieczna do zrozumienia sceny - bo ja wiem? - puszczania baniek przez Króla Olch, kiedy ten tłumaczy Ciri koncepcję koniunkcji sfer. Ot, bańki - wszechświaty zetknęły się na chwilkę i już. Zrozumie to każdy. A kogo obchodzi, że to aluzja do teorii Michio Kaku czy Everetta III ? W cyklu husyckim tak się nie dało. Albo ktoś kumał, albo nie.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

34
Navajero, tak generalnie: ja wypowiadam się wyłącznie we własnym imieniu. Badań socjologicznych nie prowadzę. Nie podkreślaj więc, s’il vous plait, że to, co piszę, to jest tylko moje zdanie. A czyje, do licha, miałoby być?
Wyjechałam na ferie, więc nie mam „Narrenturm” pod ręką i mogę opierać się jedynie na wspomnieniach z lektury.
Navajero pisze:W trylogii husyckiej AS popuścił sobie cugli, pisał otwartym tekstem, nie palimpsestem, wykorzystując całą swoją wiedzę
I mam wrażenie, że tu jest właśnie problem. Wydaje mi się, że Sapkowski, przechodząc na grunt powieści historycznej, postanowił zabezpieczyć się przed ewentualnymi zarzutami słabej znajomości epoki, lekceważenia realiów, itp., itd. I przedobrzył. Bardzo solidną i obszerną wiedzę historyczną poupychał wszędzie, bez względu na to, czy to potrzebne, czy nie. Akurat nie przeszkadza mi ani sama problematyka książki, ani stylizacja dialogów, które, jak to u Sapkowskiego, mają swój specyficzny wdzięk. Ale warstwa opisowa jest przeładowana terminami, które zna tylko on i garstka mediewistów, pracujących głównie w Instytucie Historii Kultury Materialnej PAN. To jest taka maniera przejęta chyba z prac naukowych: jak mi jest potrzebny cytat w XIV-wiecznym katalońskim, to go pakuję to tekstu, nie tłumaczę i nie przejmuję się. Kto nie zrozumie, jego strata. W powieści jednak to się nie sprawdza. Ja wiem, to prowadzi na bardzo grząski grunt rozważań, ile czytelnikowi należy objaśniać i w jakiej formie to robić, i wątpię, żeby dało się tu znaleźć jakieś reguły powszechnie obowiązujące. Ale skoro ja, mając niezłą wprawę w czytaniu tekstów średniowiecznych i o średniowieczu, nie miałam ochoty na kontakt z kolejnymi tomami trylogii, to przypisuję sobie jedynie połowę odpowiedzialności za tę pożałowania godną postawę :D
Natomiast zgadzam się, że sam temat wojen husyckich mógł ograniczyć krąg potencjalnych czytelników albo przytłumić ich entuzjazm. Tutaj potrzebna jest jednak jakaś wiedza uprzednia.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

35
rubia pisze:
Navajero pisze:W trylogii husyckiej AS popuścił sobie cugli, pisał otwartym tekstem, nie palimpsestem, wykorzystując całą swoją wiedzę
I mam wrażenie, że tu jest właśnie problem. Wydaje mi się, że Sapkowski, przechodząc na grunt powieści historycznej, postanowił zabezpieczyć się przed ewentualnymi zarzutami słabej znajomości epoki, lekceważenia realiów, itp., itd. I przedobrzył.
Czy ja wiem? To rzecz jasna kwestia odbioru, ale kiedyś tam, gdy AS - owi zarzucono brak wiedzy fachowej ( chodziło chyba o użycie miecza dwuręcznego, konno) odparł zarzuty beztrosko twierdząc, że to licentia poetica i już :) Tak, że nie wiem czy on się akurat tym przejmuje. Może po prostu napisał tak, bo uznał to za stosowne? Wybrał taką, a nie inną formułę pisania, mając gdzieś, co o nim ktoś pomyśli? Bo wszystkim się nie dogodzi i kto jak kto, ale Sapkowski z pewnością o tym wie.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

36
Skoro dyskusja zeszła na trylogię husycką ASa, nie daruję sobie malutkiego offtopu :)

Mnie się książki o Reynevanie podobały dużo bardziej, niż saga o wiedźminie, z różnych względów. M.in. właśnie ze względu na wiedzę fachową i erudycję Autora (kiedy w opisie sabatu pojawiły się cytaty z Carmina burana, miałam taaaki uśmiech na pysku :) )

ALE, mając tak szeroką wiedzę, można było się ustrzec paru potknięć :) M.in. do dzisiaj zastanawiam, się, co u licha w zaklęciu Pomurnika sprowadzającym magiczną dżumo-posocznicę ("Adiungat Yersinia tibi pestilentiam") robi nazwisko szwajcarskiego mikrobiologa, który urodził się w roku 1863?? :P

Wracając do tematu - kobietę odbierającą w Średniowieczu poród określiłabym jako akuszerkę, jeśli jest to poród osoby zamożniejszej, a jeśli poród w chłopskiej chacie - wtedy jako babkę czy znachorkę. Położna przeciętnemu czytelnikowi bardzo kojarzy się ze współczesnym szpitalem.
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

37
Ignite pisze:("Adiungat Yersinia tibi pestilentiam") robi nazwisko szwajcarskiego mikrobiologa, który urodził się w roku 1863??
To jest właśnie taka zabawa słowna. Yersinia pestis to przecież pałeczka dżumy, więc wszystko się zgadza, prócz daty :D Na pewno AS zrobił to całkowicie świadomie.
Ignite pisze: Położna przeciętnemu czytelnikowi bardzo kojarzy się ze współczesnym szpitalem.
Skoro tak mu się kojarzy, to już trudno, nie będę się upierać. Chociaż mi szkoda, gdyż dobrze się mieści w na pewno niedzisiejszej triadzie z połogiem i położnicą (to są chyba właśnie słowa, których współcześnie już się nie używa, albo bardzo rzadko).
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

38
Ignite pisze:ALE, mając tak szeroką wiedzę, można było się ustrzec paru potknięć :) M.in. do dzisiaj zastanawiam, się, co u licha w zaklęciu Pomurnika sprowadzającym magiczną dżumo-posocznicę ("Adiungat Yersinia tibi pestilentiam") robi nazwisko szwajcarskiego mikrobiologa, który urodził się w roku 1863?? :P
To nie potknięcie, to mrugnięcie okiem do znających łacinę. Pomurnik sprowadza chorobę przywołując bakterię yersinia ( od bakterii powodujacej dżumę - Yersinia pestis) którą nazwano tak na cześć A. Yersina.

[ Dodano: Pon 27 Gru, 2010 ]
Edit: widzę, że rubia była szybsza ;)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

39
To nie potknięcie, to mrugnięcie okiem do znających łacinę. Pomurnik sprowadza chorobę przywołując bakterię yersinia ( od bakterii powodujacej dżumę - Yersinia pestis) którą nazwano tak na cześć A. Yersina.

No przecież wiem :) ale nadal mi to przeszkadza, bo Yersin urodził się w roku 1863, a nazwa "Yersinia pestis" jest jeszcze późniejsza. Dla mnie to jest zgrzyt - IMO w zaklęciu Pomurnika nie powinna się pojawiać nazwa, którą wymyślono kilkaset lat później, chyba że Pomurnik umie podróżować w czasie. To miałam na myśli.
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

40
Generalnie rzecz biorąc masz racje - anachronizm to błąd. Jednak czasem autor chce rozmyślnie mrugnąć do czytelnka, wtedy jest to smaczek. Cykl wiedźmiński, a nawet gra "Wiedźmin" roją się od takich mrugnięć. Były tam np. liczne aluzje do poprawnej politycznie nowomowy, do "wojny która ma położyć kres wszystkim wojnom" ( tak mówiono o I w. światowej) i wiele innych. Zdania co do sensu stosowania takich chwytów są podzielone, ale ja rozumiem Sapkowskiego. Świat roi się od idiotów którzy są zdania, że pozjadali wszystkie rozumy, ale w rzeczywistości nie są w stanie łyknąć nic więcej niż "podstawowa" warstwa fabularna. Kreują się natomiast na wybitnych znawców literatury, krytyków itp. Czasem autor ma ochotę zakpić sobie z tej hałastry, a jednocześnie "klepnać po plecach" czytelników na tyle inteligentnych, że wychwycą dowcip. Ileż ja się naczytałem recenzji i opinii w których ze śmiertelną powagą poddawano krytyce warstwę fabularną jakiegoś tekstu, nie dostrzegając, że pod nią są jeszcze ze trzy inne... Konkludując - masz prawo tego nie lubić ( niektórym to rzeczywiście przeszkadza w czytaniu), mnie to odpowiada. Być może kiedyś zbiorę kilka czy kilkanaście najbardziej debilnych recenzji i wykażę, punkt po punkcie czego jakiś tam tajtan intelektu nie zauważył... I opublikuję to na łamach NF czy innego pisma :P
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

41
Navajero pisze:Być może kiedyś zbiorę kilka czy kilkanaście najbardziej debilnych recenzji i wykażę, punkt po punkcie czego jakiś tam tajtan intelektu nie zauważył... I opublikuję to na łamach NF czy innego pisma :P
Ale mówisz o swoich tekstach? Bo zanim zaczniesz to robić z tekstami innych autorów, to najpierw zapytaj ich, czy o to im chodziło. Bo po Twojej analizie mogą być w szoku, gdy się dowiedzą, że tak wielowymiarową książkę napisali. :P
Leniwiec Literacki
Hikikomori

42
Ja generalnie bardzo lubię nawiązania :)
Generalnie rzecz biorąc masz racje - anachronizm to błąd. Jednak czasem autor chce rozmyślnie mrugnąć do czytelnika, wtedy jest to smaczek.
Gdzieś w Narrenturmie stary rycerz rozmyślał o "młodzikach nabuzowanych testosteronem" - to przykład anachronizmu, który wygląda na potknięcie z nieuwagi. Natomiast Yersinia to dla mnie autorski błąd kalkulacji, przeszarżowanie. Trochę tak, jakby Szarlej cytował powiedzenia, bo ja wiem, Churchilla albo Stalina - dla jednego to będzie element intelektualnej gry autora z czytelnikiem, dla drugiego też element intelektualnej gry, ale źle użyty, jak bazylia do sernika w czekoladzie, "no bo niby jakim cudem".
Świat roi się od idiotów którzy są zdania, że pozjadali wszystkie rozumy, ale w rzeczywistości nie są w stanie łyknąć nic więcej niż "podstawowa" warstwa fabularna. [...] Czasem autor ma ochotę zakpić sobie z tej hałastry
Z mojego czytelniczego punktu widzenia - nawiązania nie powinny burzyć klimatu podstawowej warstwy fabularnej. W "Pani Jeziora" niektóre z aluzji Sapkowskiego wydawały mi się wsadzane już na siłę, np. "Hajda na Czarnych!! - tysiąc głosów wrzasło" albo "Ktoś, chyba chory na umyśle, krzyczał "Orły! Orły!" (cytaty z pamięci). 5 tom sagi to dla mnie przykład, jak NIE należy stosować nadmiaru nawiązań - bo w ostatecznym efekcie utrudniały wczucie się w książkę. Pierwsze tomy miały inny charakter, ostatni jakoś tak... się rozsypał. Intelektualną grę też trzeba prowadzić z finezją. Genialnie udało się to np. Markowi Huberathowi w "Miastach pod skałą".
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

43
padaPada pisze:
Navajero pisze:Być może kiedyś zbiorę kilka czy kilkanaście najbardziej debilnych recenzji i wykażę, punkt po punkcie czego jakiś tam tajtan intelektu nie zauważył... I opublikuję to na łamach NF czy innego pisma :P
Ale mówisz o swoich tekstach? Bo zanim zaczniesz to robić z tekstami innych autorów, to najpierw zapytaj ich, czy o to im chodziło. Bo po Twojej analizie mogą być w szoku, gdy się dowiedzą, że tak wielowymiarową książkę napisali. :P
Nie martw się, nie sądzę, aby pojawiły się jakiekolwiek wątpliwości, bo takowe może wywołać jedynie odbiór literacki tekstu - to jest sprawa indywidualna - natomiast kwestie merytoryczne są oczywiste. Jeśli chodzi o aluzje czy smaczki to sam fakt ich istnienia nie podlega indywidualnej ocenie, one po prostu są, albo ich nie ma ( mam na myśli nie jakieś mętne aluzje, a oczywiste nawiązania). Natomiast zauważenie ich jest kwestią wiedzy. Nie zauważy ich jedynie ktoś, kto tej wiedzy nie posiada.

Ignite - to już kwestia gustu. Jak napisałem wyżej, sam fakt występowania aluzji czy smaczków można łatwo udowodnić, natomiast ich odbiór to kwestia indywidualna. Nie każdemu muszą się podobać.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

44
Navajero pisze:Ignite - to już kwestia gustu. Jak napisałem wyżej, sam fakt występowania aluzji czy smaczków można łatwo udowodnić, natomiast ich odbiór to kwestia indywidualna. Nie każdemu muszą się podobać.
Dokładnie tak. Byle by te smaczki nie przysłaniały fabuły i nie były sztuką samą w sobie. Jakoś ciężko ostatnio trafić na dobrą, polską fabułę. Tak żeby się czytało z wypiekami na twarzy, a nie tylko potykało o smaczki i aluzje. Ale może tylko za mało czytam i jeszcze nie trafiłem.
Leniwiec Literacki
Hikikomori

45
Jeszcze a propos położnych i akuszerek:

http://www.edziecko.pl/pierwszy_rok/1,7 ... obiet.html

Poznajcie położnego. ;)
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”