46

Latest post of the previous page:

Chciałem wytłumaczyć z większą starannością powyższe zdanie, w którym piszę, że "dwa zdania wymyślone w różnym czasie, nigdy do siebie nie pasują".



Otóż, nie pasują do siebie przede wszystkim dlatego, że zostały napisane przez dwie różne osoby. "Ja" sprzed dwóch lat, to już nie ta sama osoba, co dzisiaj. Raczej ktoś obcy, godny pogardy i dezaprobaty. Zbyt bardzo drążnią mnie "jego" błędy, potknięcia, wszechobecna naiwność i pretensjonalność. Nie jestem w stanie uzupełniać zdania, które napisałem dwa lata temu. Przez te dwa lata wszystko uległo zmianie. Moje nastroje, prawie wszystkie myśli, sympatie, antypatie, relacje z innymi ludźmi. Oraz - co najważniejsze - mój stosunek do samego siebie. Przez te dwa lata makabrycznie zmieniła się melodia moich myśli, szyk zdania, pogląd na gramatykę, długość zdań, sposób posługiwanie się logiką... Słowem - wszystko - albo - prawie wszystko.



Osobiście nie jestem w stanie wyobrazić sobie sytuacji, w której William Szekspir kończy zdanie za Gustawa Flouberta, albo Czesław Miłosz za Witolda Gombrowicza.



Dwa zdania muszą być napisane przez tego samego człowieka. A czas zmienia pisarza, nadaje mu w ciągu jednego życia tysiące wcieleń!



Ważne jest, by jedna książka była pisana przez jedno z nich. Pisanie książki przez dwa wcielenia jest według mnie błędem estetycznym i nieuczciwością natury egzystencjalnej.

47
ja stworzyłam plan tylko raz - akurat do tekstu dłuższego i bardziej skomplikowanego. to było lata temu... sama rozpiska była wprost cudowna: punkty, podpunkty, podpunkty do podpunktów, strzałeczki, konkretne dni... opowiadanie nigdy nie doczekało się końca.



obecnie w moim przypadku tworzenie planów nie ma większego sensu, bo wersja ostateczna jest już tak poprzetrącana i popoprawiana, że niewiele ma wspólnego z planem, jaki mogłabym zrobić w chwili, kiedy idea opowiadania dopiero rodzi się w mojej głowie. jeśli chodzi o zapiski, to ograniczam się do imion czy nazw, ewentualnie notuję powiązania między bohaterami drugoplanowymi, żeby uniknąć wpadek (na stronie 10 napisać, że X jest kuzynem Y, a na stronie 60 zrobić z nich braci).



Epejos22 ma w sumie trochę racji - ja też bym nie mogła dokończyć zdania w swoim opowiadaniu sprzed lat. prędzej czułabym się zmuszona napisać wszystko od nowa (choć w tym przypadku to akurat kwestia stylu). natomiast co do pisania w różnych okolicznościach emocjonalnych - nie mam z tym problemu, bo każde napisane zdanie czytam potem jeszcze wiele razy patrząc jak się komponuje z resztą. jeśli widzę, że jest dobre, tylko np. zbyt emocjonalne, trochę je wygładzam. natomiast wydaje mi się, że opisywanie gniewu w momencie, kiedy samemu jest się wściekłym może być dobrym pomysłem. łatwiej obserwować siebie na bieżąco, niż już na spokojnie to wszystko opisywać. na spokojnie można za to wyszlifować, żeby pozostał sam opis przeżyć bohatera bez emocjonalnych wtrętów narratora.
"każdy ma u mnie szansę - to naprawdę nie moja wina, że tak wielu ją marnuje"



Obrazek

48
Ja tam bez rozpiski rzucam się tylko na krótsze formy typu opowiadanie. Próbowałem kiedyś pisać powieść na tzw żywioł - wyszła przeraźliwie liniowa, płytka kasza. Od tamtej pory rozpisuję sobie akcję, z tym że nie w punktach, tylko jako streszczenie. To jest o tyle fajne, że w trakcie pisania można doklejać dodatkowe wątki bez konieczności dłubania w tekście wyjściowym. I nic mnie nie obchodzi, że w przedostatnim megaprojekcie zmieniałem koncepcję końcówki dwa razy, a w ostatnim ze trzy-cztery.

Tylko plan.
Dark side of the Force

Odwiedź mój fanpejdżObadaj moje książkiNa Esensji też jestem

52
Hemingway mógłby coś o tym powiedzieć. Rzeczywiście, zaczynał pić coraz więcej, miał już świadomość, że nie potrafi wrócić do dawnej formy, pisał coraz mniej, pił coraz więcej, aż w końcu wypił swoje ostatnie whiskey i strzelił sobie w głowę. Ze strzelby.



U nas jest taki pisarz Waldemar łysiak, który raczy się martini podczas pisania. Sądząc po jego nakładach, całkiem skuteczne to martini.



Oczywiście zgadzam się z Andrzejem. To tak samo jak pianie z muzyką w tle. Raczysz się taką muzyką przez kilka lat, potem wyjeżdżasz gdzieś, gdzie tej muzyki nie ma, albo psują ci się wszystkie odtwarzacze audio i masz problem. Twoje pisarstwo jest behawioralnie zależne od muzyki. Dlatego dwa lata temu zrezygnowałem ze słuchania muzyki w trakcie pisania. Słucham jej przed, bądź w ogóle jej nie słucham. Alkoholu nigdy nie stosuję :) Wpadam przez niego w depresję. Nie mówiąc już o tym, że jego działanie jest nie jednolite, raz masz bardziej rozmącony umysły, raz mniej i ostatecznie tekst jest nierówny, raz budujesz zdania precyzyjne innym razem rozbełkotane. Tymczasem ja lubię siąść i napisać tekst z minimalną ilością skreśleń, który nie będzie się zachowywał podczas sprawdzania jak dziecko specjalnej troski.

53
To tak samo jak pianie z muzyką w tle. Raczysz się taką muzyką przez kilka lat, potem wyjeżdżasz gdzieś, gdzie tej muzyki nie ma, albo psują ci się wszystkie odtwarzacze audio i masz problem.
Ja nie mam tego problemu. Piszę z muzyką (byle dobrą), ale doskonale radzę sobie także bez. Zapewne wiele osób to potrafi.


Alkoholu nigdy nie stosuję
Siadam, wypijam dwie literatki wódki i piszę.
Racja, wódka ma tylko 40%, to nie alkohol... :twisted:
Are you man enough to hold the gun?

54
Ehh, ostatnio też porzuciłam odtwarzacz, na rzecz ciszy. Pisać przy muzyce, to nie. Co innego czytać, albo liczyć jakieś idiotyczne słupki przy takim dudnieniu :D

A tak wracając do tematu, to mam dwa "plany wydarzeń", tzn. leżą gdzieś pod biurkiem, albo tylko mi się wydaje, że je mam. Chociaz to i tak bez znaczenia, bo zasady (nawet te własne) jakoś mi nie pomagają w pisaniu. Tak samo jak zbyt wiele myślenia :D mam pomysł, chcę dopracować szczegóły, wałkuję wszystko całymi dniami, a potem dochodzę do wniosku, że to głupie. I to tyle z mojego pomysłu...

55
L3gion pisze:Ja muszę się pożądnie spić, siąść , myśleć i myśleć i myśleć nad fabułą, siadam i zaczynam pisać.
Po piciu literki skaczą przed oczami.

A muzyka? Nie mogę się skupić na niczym, kiedy słucham muzyki - jak tu się skoncentrować, kiedy lecą teksty 'Avenue Q' (zna ktoś? perełka ;)) albo Laura Love coveruje 'Come as you are', albo Adam Pascal łka, że nie może znaleźć swojej melodii?



Szkielet? Nie, treść zbyt bardzo ewoluuje podczas pisania, żeby trzymać się jednego planu. Ale dobrze miec ogólny zarys - w głowie.

56
Jakby treść nie ewoluowała, to jednak lepiej mieć konspekt tekstu z ogólnym zarysem postaci i linii fabularnej. Ja robię nawet dwa :) Jeden właśnie taki, drugi z materiałami źródłowymi/ technikaliami, to się przydaje dla uwiarygodnienia przedstawianego świata. Np. jeśli się pisze o czymś konkretnym, mającym odpowiednik w realnym świecie ( określony typ zbroi, broni, urządzenia technicznego, ustroju społecznego) lepiej najpierw zapoznać się ze źródłami na ten temat i najważniejsze kwestie odnotować. Często teksty debiutantów ( nawet te niezłe literacko) są strasznie chaotyczne fabularnie i zawierają wiele baboli tak pod względem merytorycznym, jak i logicznym. Jeśli np. przedstawiamy w powieści ciotkę głównego bahatera która ma rude włosy, a jest tam jeszcze kilka panienek, to lepiej sobie zapisać która była ruda. Bo w pewnym momencie może to nam umknąć, a czytelnicy tego raczej nie przeoczą :)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

57

Jeśli np. przedstawiamy w powieści ciotkę głównego bahatera która ma rude włosy, a jest tam jeszcze kilka panienek, to lepiej sobie zapisać która była ruda. Bo w pewnym momencie może to nam umknąć, a czytelnicy tego raczej nie przeoczą


Ostatnio moja bohaterka miała na każdej stronie inne imię :D cóż... takie są skutki pisania na historii :D

58
Ja mam innym pomysł:

Trzeba tak zmodyfikować swoje życie, żeby idealnie pasowało do powieści, którą mamy zamiar napisać. Na koniec po prostu kopiujemy swoją codzienność. Bez planu, dzień po dniu.



Trochę ryzykowne, ale jakże ekscytujące.

Aktorzy mają taką metodę (nie pamiętam jak się nazywa), że na czas odgrywania roli stają się swoją postacią; fizycznie i psychicznie. Przy czym nie chodzi o łatwo odwracalną charakteryzację, lecz o świadomą modyfikację sylwetki, myśli, uczuć.



Na przykład Christian Bale przygotowując się do roli "Mechanika" schudł ponad 20 kilo. Podobno James Dean stosował podobną metodę na polu emocjonalnej identyfikacji.

59
Epejos22 pisze:Ja mam innym pomysł:

Trzeba tak zmodyfikować swoje życie, żeby idealnie pasowało do powieści, którą mamy zamiar napisać. Na koniec po prostu kopiujemy swoją codzienność. Bez planu, dzień po dniu.



Trochę ryzykowne, ale jakże ekscytujące.

Aktorzy mają taką metodę (nie pamiętam jak się nazywa), że na czas odgrywania roli stają się swoją postacią; fizycznie i psychicznie. Przy czym nie chodzi o łatwo odwracalną charakteryzację, lecz o świadomą modyfikację sylwetki, myśli, uczuć.



Na przykład Christian Bale przygotowując się do roli "Mechanika" schudł ponad 20 kilo. Podobno James Dean stosował podobną metodę na polu emocjonalnej identyfikacji.


Zmodyfikować swoje życie? Ryzykowne, a nawet rzadko wykonalne ;). Np., powiedzmy - zanim uda Ci się znaleźć mieszkanie w odpowiednim miejscu, znaleźć odpowiednią dziewczynę, odpowiednich znajomych, zmienić odpowiednio swój charakter, pracę minie trochę czasu. A jeśli tylko częściowo zmienisz swoje życie, pójdziesz na parę kompromisów - to nie będzie już dzika sztuka, a zwykłe ubarwianie swojej egzystencji i pisanie pamiętnika ;).



A schudnięcie 20 kilo to raczej nie zmiana swojej osoby, tylko konieczna i zwyczajna zmiana, by lepiej pasować do roli. Coś jak farbowanie włosów, tylko bardziej pracochłonne. Wielu aktorów chudnie lub tyje do roli - od Zelwegger w 'Bridget Jones' i Seana Astina we 'Władcy pierścieni' zaczynając.
'Kto się rozczarowuje wolnością, ten ją zdradza i sam sobie wystawia świadectwo skretynienia'.

Jacek Kaczmarski

60
Najlepiej mi się pisze, przy muzyce, staram się jednak, aby była to ścieżka dźwiękowa, bądź coś spokojnego, nie przykuwającego uwagi na słowa, bo to mnie akurat rozprasza.

Wracając do tematu identyfikacji z postacią, to... jest to kwestia sporna.

Jedni się identyfikują, a drudzy nie koniecznie.

Uważam, że mowa o kompletnej identyfikacji nie jest konieczna z prostego powodu, autor wymyśla postać, z wieloma własnymi cechami i mimo wszystko od początku odgrywa spektakl na kartce papieru ze sobą w roli głównej z pewnymi zmianami dla potrzeb fabuły.

61
Generalnie gdy zaczynam pisać to piszę, albo Word, albo jak mnie dopadnie z daleka od kompa to zwykły zeszyt i długopis (choć czasem mam problem z rozczytaniem moich bazgrołów). Spisuję pomysły, sceny, dialogi ... Gdy zaczyna mi się to układać w całość robię luźny plan wydarzeń, ale nigdy nie trzymam się go kurczowo!! Jeśli mam lepszy pomysł to zmieniam plan, i tyle.



Generalnie polecam pisanie planów (wiem, reprezentuję mniejszość) przy większych powieściach. Pierwszą pisałam z planem i potrafiłam się później odnaleźć (choć jej nie ukończyłam, jest do przerobienia). Drugą napisałam bez planu i teraz mozolnie go sobie tworzę, bo się zagubiłam w wątkach i bohaterach. Do tego zawsze robię sobie listę bohaterów (przynajmniej głównych) oraz ich wyglądu czy specyficznych zachowań. To zdecydowanie ułatwia pracę.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”

cron