Aspekty zdrowotne ciężkiej pracy pisarza...

1
Tak sobie pozwolę refleksję medycznej natury zamieścić, bo nie natrafiłem na forum na żadną tego typu przestrogę. A warto wiedzieć, że każdy zawód swoje zawodowe choroby ma...

Aby nie być gołosłownym, używać będę przykładów z życia wziętych. Z mojego życia, konkretniej rzecz ujmując. Na cóż więc uskarżać się w kwestii zdrowia może piszący bez opamiętania?

Po pierwsze - skurcze mięśni łydek. I jeśli ktoś tu zarechotał i zdecydował, że robię sobie jaja jakieś, to jest w mylnym błędzie! I niech czyta dalej...

Magnez to pierwiastek (czyli takie małe coś, taki zupełnie mikro - element), który odpowiada (jak twierdzi mój Teść, lekarz) między innymi za przenoszenia, albo za przetwarzanie, albo za wywoływanie... cholera, za coś tam w mózgu, co jest związane z procesem twórczym i myśleniem kreatywnym. I on się wtedy strasznie zużywa, spala albo paruje, mniejsza z tym - znika jak sen jaki złoty... Magnezu organizm nasz sam z siebie nie wytwarza i nie umie "zmagnezować", czyli zmagazynować. Trzeba mu go dostarczać regularnie. A w dodatku - magnez jest wypłukiwany przez kawę...

Z drugiej strony - niedobory magnezu skutkują skurczami mięśni, które też potrzebują tegoż do prawidłowego działania. A więc - noc z bezruchem nóg przy komputerze (a jak jest bezruch - to durny organizm nie pobiera magnezu do łydek, bo nie widzi takiej potrzeby), trzy kubki kawy i... rano od ścięgna Achillesa aż pod kolano - kamień. I jeszcze jedno - czemu łydki akurat? Bo tam są długie mięśnie, czy jakoś tak (to tłumaczenie mojego Syna, drugi rok AWF w Poznaniu).

Dużo magnezu ma kakao (takie prawdziwe), ciemna czekolada (pychota), kasza gryczana no i - niestety - szpinak...

Rozpisałem się strasznie, więc się już od tej pory streszczam. Sprawa druga - ból mięśni pleców. Nie trzeba nikomu tłumaczyć, że przy klawiaturze NIE DA SIĘ siedzieć bez zmęczenia dłużej niż godzinkę, a jak ktoś się zapomni i zasiedzi godzinek dziesięć, to między łopatkami ma prawdziwą "jesień średniowiecza"...

Sprawa trzecia - wzrok. Ja tu akurat mam szczęście, bo od pierwszego roku studiów mam minus jeden, więc jak mi się wzrok będzie miał pogorszyć, to mi się najpierw poprawi, ale moja Żona, która igły po ciemku nawlekała, ma od dwóch miesięcy plus półtora i programu telewizyjnego bez "patrzałek" nie jest w stanie przeczytać.

No i na koniec... ale nie wiem, czy można...

No, dobra, prosto z mostu! Miękkie krzesła wyściełane, fotele prezesa i tym podobne wynalazki Szatana i... hemoroidy murowane! A to jest , co warto wiedzieć, choroba najgłupsza z możliwych, bo ani pokazać w towarzystwie nie można w celu pochwalenia się, ani rozmawiać za bardzo jakby nie ma o czym...
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

2
Dobrze mi się pisze przy herbatce lipowej. A co do problemów siedzeniowych - zaopatrzyłam się w piłkę do pilatesu. Świetnie się na niej siedzi, nic nie boli, człowiek się rusza, pisze i chudnie.

3
Ja dodam jeszcze kontuzje nadgarstków. Od kilku tygodni napierdziela mnie lewy nadgarstek (jestem praworęczny). Kontuzji co prawda nabawiłem się w pracy, ale pochodzi od klawiatury (ctrl c/ctrl v i tak po kilka godzin dziennie przez kilka dni). Niestety nie jestem w stanie jej wyleczyć, bo ciągle używam dłoni przy pisaniu. Musiałbym zrobić sobie długą przerwę od klawiszy, a więc wziąć L4 w pracy.
Leniwiec Literacki
Hikikomori

4
padaPada pisze:Ja dodam jeszcze kontuzje nadgarstków. Od kilku tygodni napierdziela mnie lewy nadgarstek (jestem praworęczny). Kontuzji co prawda nabawiłem się w pracy, ale pochodzi od klawiatury (ctrl c/ctrl v i tak po kilka godzin dziennie przez kilka dni). Niestety nie jestem w stanie jej wyleczyć, bo ciągle używam dłoni przy pisaniu. Musiałbym zrobić sobie długą przerwę od klawiszy, a więc wziąć L4 w pracy.
To mi przypomniało o czymś jeszcze, a mianowicie "łokieć tenisisty", czyli przypadłość, która dopada 5% tenisistów i 75% pracujących przy kompie. Ból jest nie do wytrzymania, ja nie spałem przez kilka nocy, a cała sprawa związana jest ponoć (Teść lekarz!) z faktem, że po złej stronie czterdziestki następują drobne zmiany w układzie kostnym, a wśród nich jest lekka "przebudowa" stawu łokciowego, więc nerw łokciowy (każdy wie, który to jest, bo każdy się choć raz w życiu "pizgnął" w łokieć tak, że go prąd przeszedł...) szuka sobie "nowej drogi"...

Ta przypadłość związana jest z faktem, że przy zgiętych nadgarstkach i mocnym pukaniu opuszkami palców w klawiaturę nerw ten (a konkretniej jego okolice "łokciowe") jest szczególnie narażony na przeciążenia...
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

6
Tekstów o pisaniu przybywa, ciekawe czy tak samo jest z tekstami napisanymi przez forumowiczów? :) Tymi na poziomie drukowalnym?
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

8
Navajero pisze:Tekstów o pisaniu przybywa, ciekawe czy tak samo jest z tekstami napisanymi przez forumowiczów? :) Tymi na poziomie drukowalnym?
Myślę, że to się niedługo okaże ;-)

Ja w każdym bądź razie jestem przygotowany, utworów kilka już uszykowałem, z książką raczej nie zdążę, ale Moja Żona będzie gotowa na 100%, teraz więc czekamy tylko na wielkie otwarcie ;-)
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

9
No cóż, chętnie poznam detale - w odpowiednim czasie :) Tylko, że Ty i Twoja żona raczej nie jesteście typowymi forumowiczami, chodzi mi raczej o osoby które od dłuższego czasu korzystają z tego forum. Czy to im w czymkolwiek pomaga? Znaczy realnie, nie wirtualnie...
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

11
Ja walczę z aspektami, poprzez częste przerwy nic nie robienia - czyli pracą koncepcyjną.
A poza tym, mam kilka swoich zasad:
- nie piszę w nocą, jeśli nie gonią mnie terminy (pozwalam żonie na reżim i dyktaturę, noc jest od spania a nie siedzenie przy kompie)
- nie piję kawy, więc nic mnie nie wypłukuję
- piję soki, żrę owoce i herbatę czarną Keemun - to ostatnią polecam każdemu, kto raz spróbuje innych nie będzie uznawał.
- nie przejmuję się na czym siedzę jak pracuję, może być miękko, twardo, lub nijako. Jak mnie pobolewa tyłek - wstaje i robię sobie przerwę
- jestem leniem, więc piszę krótko za to dużo od razu. Co niektórzy którzy później nad tym pracują mogą zaświadczyć :-))\
- nie przejmuję się polskimi Wydawcami - zawsze jak będę miał pieniądze mogę wydać sam i więcej na tym zarobić (mimo słabszej reklamie)
- mam inną pracę, więc nie jestem uwieszony wyłącznie pisania
- piszę bo lubię, a nie muszę, aby było co włożyć do garnka.
- i na razie to byłoby na tyle.
Władysław "Naturszczyk" Zdanowicz

Re: Aspekty zdrowotne ciężkiej pracy pisarza...

12
maciejslu pisze:Tak sobie pozwolę refleksję medycznej natury zamieścić, bo nie natrafiłem na forum na żadną tego typu przestrogę. A warto wiedzieć, że każdy zawód swoje zawodowe choroby ma...
ja o tym pisałem całe lata temu ;)

ale może wrzucę...

Piszemy Bestselera cz. XVII
Witajcie drodzy kandydaci na grafomanów. W dzisiejszym odcinku zajmiemy się chorobami zawodowymi które grożą Wam jeśli zajmiecie się pisaniem na poważnie. Zacznijmy od skutków fizycznych potem przejdziemy do psychicznych.

Pisanie jest pracą siedzącą. Jeśli zdecydujemy się poświęcić tej profesji pierwszym podstawowym wydatkiem powinno być wygodne krzesło. nie mam tu na myśli szmelcu na kółkach sprzedawanego w sklepach z materiałami biurowymi. Musimy mieć coś naprawdę wygodnego i solidnego. Doradzałbym bukowy fotel, najlepiej podpórkami pod łokcie. Ważne aby mebel do pracy nie był tapicerowany, raz że materiał będzie nasiąkał potem, dwa że do obicia najczęściej stosują jakieś syntetyczne świństwa. Klawiaturę wygonie trzyma się na kolanach. Czasem warto mieć coś pod nogi - pufę lub niski zydel. Ja opieram pięty na obudowie drugiego komputera.

Drugim ważnym narządem który możemy uszkodzić przy pracy jest wzrok. Tu niestety – jeśli chcemy spędzać przy komputerze kilka godzin dziennie nieodzowny staje się plaski ciekłokrystaliczny monitor. Odnośnie słuchania muzyki w trakcie pracy – trudno mi się wypowiadać – jednym pomaga innych rozprasza. mi czasem przeszkadza, a czasem wręcz przeciwnie. W każdym razie pracować powinno nam się wygodnie i zdrowo. W podręczniku maszynopisania widziałem kiedyś zestaw ćwiczeń dla sekretarek (nie mam tu na myśli szpagatu na biurku szefa tylko ćwiczenia placów i nadgarstków). Nigdy jednak nie zetknąłem się z sytuacją takiego zmęczenia dłoni aby uniemożliwiało pracę.

Czasem po kilku godzinach pracy nieodzowne stają się środki pobudzające takie jak kawa (osobiście nie używam), herbata, czy łyk świeżego powierza. O ile tego ostatniego nigdy za wiele o tyle pierwsze dwa dawkować należy z umiarem i rozsądkiem. Kawa w zbyt dużych dawkach szkodzi na serce, herbata podobnie. Jeśli przedawkujemy te wydawało by się nieszkodliwe napoje będziemy mieli zlewne poty, bóle i zwroty głowy, oraz inne mało ciekawe sensacje. Zapalenie papierosa zwiększa poziom dopaniny w mózgu co sprawia że palacz po zaciągnięciu się może wpaść na jakiś pomysł – jest to jednak droga do nikąd bo szybko okazuje się że pomysły wpadają mu wyłącznie po zaciągnięciu się a wypalanie 40 papierosów dziennie do niego dobrego nie prowadzi. Podobnie kiepskie wyniki uzyskuje się stosując dopalacz w postaci alkoholu. Piwo działa przeważnie rozleniwiająco, stosowanie mocniejszych trunków przy pracy grozi nam rychłym stoczeniem się i końcem kariery. Większość pisarzy głównonurtowych oraz pewien odsetek naszych to powierzchownie zaleczeni nałogowi alkoholicy. Nie ma sensu powtarzać ich błędów.

Fatalnie pisze się na czczo i po zarwanej nocy. Pełny żołądek też działa destruktywnie na proces twórczy. Należy zatem generalnie wyspać się, zjeść lekkie śniadanie popić herbatą i siadać do roboty. Odnośnie pory w jakiej najlepiej się pracuje – też nie mogę wypowiedzieć się jednoznacznie. Lubię wstać rano i pracować systematycznie do popołudnia – dzięki temu porządek dni nie ulga rozbiciu. Przyjemnie pracuje się także w nocy – wokoło panuje cisza i spokój. Ludzkość śpi i tylko my – jej słudzy jeszcze się męczymy nas swoimi arcydziełami...

Oczywiście na naszej drodze czekają nas rozmaite inne „przyjemności”. Omówmy sobie zatem najczęstsze przypadłości psychiczne, abyście zawczasu wiedzieli co Was może spotkać..

Depresja – stan długotrwałego wysiłku umysłowego rodzi depresję. Trudno ocenić czy jest skutkiem czy przyczyną pisania. Ja uciekałem w swoje światy, gdy ten realny szczególnie mi dokopał. Słyszałem wielokrotnie opinie że nie jestem w tym odosobniony. Melancholia jest nieodzownym składnikiem procesu twórczego od zarania dziejów (wystarczy poczytać biografie naszych „wieszczów”). Pojawia się i odchodzi jest silniejsza lub słabsza. Niekiedy pojawia się w postaci klasycznej huśtawki nastrojów. W rytmie około ośmiogodzinnym przechodzi się wtedy od skrajnej czarnej rozpaczy do nerwowego pobudzenia i poczucia wielkiej mocy pisarskiej... Tak czy siak wykańcza. Na depresję dobrze robi coca-cola. Niestety pewnej wiosny kiedy odkryłem zbawcze działanie tego preparatu z rozgniecionej amerykańskiej stonki, nie przyszło mi do głowy doczytać etykietki. Skutkiem nieznajomości kaloryczności produktu leczenie depresji zwiększyło mi nadwagę o dobre 8 kilo...

Nerwice – praca pisarza z zewnątrz wygląda sielankowo. Siedzi sobie człowiek wygodnie w cieple, od łóżka do miejsca pracy na 3 metry, nie stoi nad nim kierownik z zegarkiem w ręce... Niestety – choć to wszystko prawda, praca ta niesie za sobą poważne obciążenia nerwowe. Pisząc rzucam się na niepewny los. Czy to co spłodzimy spodoba się wydawcy czy nie? Wydadzą? Nie wydadzą? Kiedy wydadzą? Czy jeśli ukaże się drukiem, spodoba się czytelnikom? Czy będzie to krok naprzód czy krok wstecz... Czy nam za to w ogóle zapłacą? Kiedy zapłacą? Ile zapłacą... Starczy na czynsz? A na piwo? Pracując przez osiem lat nauczyłem się minimalizować ilość nerwowych sytuacji. Piszę dla kilku wydawców – uzyskuję dochody z wielu źródeł. Piszę rzeczy różnorodne – jedna wpadka zaboli mnie ale nie zabije. Nerwy można leczyć tabletkami ale lepsze jest zlikwidowanie źródła udręki.
Obsesje – niekiedy szczególnie u grafomanów zbyt długo czekających na debiut pojawiają się obsesje. Najczęściej człowiek nimi ogarnięty ma kompleks niedocenionego geniusza, uważa swoje wypociny za arcydzieła których ci wredni redaktorzy nie opublikowali tylko i wyłącznie z zawiści. W takim stanie chętnie słucha i rozpowszechnia plotki o wydawcach i konkurencji – pisarzach którym się udało przedrzeć. W nielicznych przypadkach obsesje mają jakieś realne źródło na przykład... a, nie ważne.

Szokiem pourazowym nazywam stan w jakim znajduje się pisarz po przedawkowaniu pracy. Organizm jest w stanie wytrzymać bardzo wiele, jednak psychika nasza nie jest dostosowana do długotrwałej harówki koncepcyjnej. Objawy urazu obserwowałem u siebie wielokrotnie po zakończeniu pracy nad kolejnymi książkami – głownie z cyklu kontynuacji przygód Pana Samochodzika. Przez kilkanaście – kilkadziesiąt dni pracowałem w tempie 10-30 stron dziennie. (średnia wydajność wynosiła ok. 12-15 stron dziennie a maszynopis liczący 180-200 stron powstawał w 2-3 tygodnie). Po stukaniu ostatnich linijek dzieła popada się w stan dziwnego stuporu. Pojawia się melancholia, totalne rozleniwienie, człowiek przestaje być zdolny do pracy, do zwykłego funkcjonowania, do jakiegokolwiek wysiłku fizycznego i intelektualnego. Nie ma ochoty pisać, nie ma ochoty czytać. Nie chce mu się patrzeć w telewizję... Stan taki trwać może kilka dni lub tygodni. Odnoszę wrażenie że u kilku pisarzy z naszego poletka nie minął wcale. Po napisaniu kilku lepszych lub gorszych pozycji zasnęli by już się nie obudzić. Snują się teraz po konwentach jak zombie. Stanowią relikty poprzedniej epoki... Ostatnią książkę lub opowiadanie puścili kilka lat temu, nie pracują nad niczym nowym i najczęściej nawet o tym nie myślą...

Brak jarzma. Jako katolik staram się usilnie unikać pracy w niedziele i święta. Dni wolne pojawiają się dość nieoczekiwanie i kompletnie rozbijają mi tok pracy. Siedzi człowiek pisze po kilkanaście stron, dożyna kolejną powieść, i nagle pyk – niedziela. Rano idzie się do kościoła a potem... potem nie wiadomo co robić. Trzeba by odpocząć, poczytać, pogapić się w telewizję, uciąć sobie drzemkę po obiedzie... Tymczasem nachodzą nas obsesyjne myli że przecież robota leży, że trzeba by z godzinkę popisać nadgonić choć z 5 stron... Chęć ta niekiedy jest wyjątkowo silna – dezorganizuje cały dzien.

Blok finiszowy pojawia się pod koniec pracy – w chwili gdy do wymaganej objętości brakuje mam głupie 5-10 stron. Nagle pisanie staje się katorgą, zamiast 15 stron dziennie pisze się 2-3, nieoczekiwanie ulatują nam z głowy wszelkie pomysły... Zakończenie zaplanowane na 20 stron mieści się na 4-5...

Ucieczka w bok – to naturalna obrona organizmu przeciążonego pracą koncepcyjną. Po dziesięciu dniach mozolnego pisania trzech opowiadań jednocześnie nagle ogarnia nas przemożna chęć by robić cos zupełnie innego. Ja w takim momencie dyskutuję na listach dyskusyjnych o polityce (z dwu już przy okazji wyleciałem) lub zabieram się za prace manualne. A to mozolę się przy renowacji starej skrzyni, a to wyciągam z torby kawał skóry i tnę ją sobie na paski potrzebne do oplecenia pochwy szabli... Kilka dni dłubaniny pozwala odetchnąć, wyciszyć się wewnętrznie i znowu zabrać do roboty.

Syndrom wypalenia – pojawia się po kilku – kilkunastu miesiącach wytężonej pracy, lub po nadmiernym wyeksploatowaniu danego tematu. Objawy są dość przerażające: człowiek siada przed klawiaturą i tępo patrzy w ekran daremnie usiłując wykrzesać z ospałego umysłu choćby jedną iskierkę talentu. Nagle okazje się ze napisanie kolejnego opowiadania o Wędrowyczu jest kompletnie absolutnie niemożliwe. Jest pomysł – i to doby, człowiek zna realia, ma czas żeby przy tym podłubać i nic – absolutnie nic z tego nie wynika... Wtedy trzeba napisać coś zupełnie innego. Na przykład jakiś felieton do internetowego miesięcznika...

13
Navajero pisze:No cóż, chętnie poznam detale - w odpowiednim czasie :) Tylko, że Ty i Twoja żona raczej nie jesteście typowymi forumowiczami, chodzi mi raczej o osoby które od dłuższego czasu korzystają z tego forum. Czy to im w czymkolwiek pomaga? Znaczy realnie, nie wirtualnie...
Realnie to różnie bywa. Niestety czasami nie. Trochę kąśliwych uwag, narzekania na zarobki, milczenia...


Aspekt zdrowotny - wzrok kaput, kręgosłup kaput, linia kaput. Znaczy lepiej rzucić to hobby w cholerę i zacząć uprawiać biegi długodystansowe.:)
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

14
dorapa pisze:Znaczy lepiej rzucić to hobby w cholerę i zacząć uprawiać biegi długodystansowe.:)
Nie, biegi długodystansowe niszczą stawy.

Polecam pływanie. :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”