Droga do sławy

1
Nareszcie coś pod czym mogę się podpisać dwiema ręcami. Ktoś jeszcze?
cytat:
Zastanawiam się czasami, dla kogo tak naprawdę są kursy "kreatywnego pisania", owe szkółki niedzielne literatury. Czy dla ludzi pełnych pasji, którzy noszą w sobie talent, ale nie potrafią go jeszcze przekuć w Dzieło? Dla niewyżytych grafomanów, którzy śnią o wielkości? Chyba nie - grafoman nie będzie tracił czasu na kursach, gdy w zaciszu swego pokoju może płodzić kolejne literackie koszmary. Wydaje mi się, że owe kursy są przede wszystkim dla wykładających tam pisarskich mniejszych bądź większych znakomitości, które mogą sobie dorobić do honorariów za książki. Bo jednak nie sądzę, by literatury można się było nauczyć na kursach, tak jak na kursach można zapewne, przy odrobinie samozaparcia, nauczyć się tańca towarzyskiego. Na kursach "kreatywnego pisania" można dowiedzieć się czegoś o kompozycji, budowaniu postaci, jednak talentu, a nade wszystko determinacji - bo literatura to jest zajęcie wymagające nade wszystko bolesnych wyrzeczeń - wyuczyć się nie sposób.


Więcej... http://wyborcza.pl/1,75475,11019541,Mar ... z1kNe4gosj
http://ryszardrychlicki.art.pl

2
wyuczyć się można ale w Polsce wszelkiego rodzaju warsztaty to przede wszystkim sposób na skręcenie unijnej forsy i metoda by wydrwigrosze napełnili sakiewki.

Popatrzcie kto je prowadzi - te nazwiska i specjalności - nie wiadomo czy śmiać się czy płakać.

Popatrzcie też na ich skuteczność (tzn ilu pisarzy wyprodukowały) - na czele z pierońsko prestiżowym (i drogim jak cholera) studium literackim UJ.

3
Llosa mówi jedną ciekawą rzecz - pisarz powinien być buntownikiem, powinien mówić o tym, co go gryzie, kręci, pożera od środka a nie szukać tematu który jest akurat modny. Czyli kowboj a nie uczniak kujący reguły pisarskie.
Bo jeśli produkcja pisarzy ma przypominać produkcję magistrów to dzięki ;)
http://ryszardrychlicki.art.pl

4
Llosa ma w wiele racji, mówiąc o takim pisaniu z pasją. Ciekawie zresztą wypada przeciwstawienie pod tym względem jego i Eco. Ja akurat fanką Llosy jestem od dawna, a jeśli chodzi o Eco... "Imię róży" przeczytałam z przyjemnością, a potem było tylko gorzej. To jest rzeczywiście takie pisarstwo bardzo erudycyjne, ale zupełnie nie angażujące emocjonalnie. Nie wiem, czy to jest akurat cecha "profesorska", gdyż profesorowie temperamenty miewają różne, niektórzy są pasjonatami tego, co robią, więc pewnie ujawniałoby się to również i w powieściach, gdyby je pisali, natomiast Eco zachowuje dość wyraźny dystans wobec świata, który sam przecież stworzył. I to się udziela czytelnikowi. Trudno coś zarzucić jego powieściom poza tym, że nie wciągają (ie mówię tu o polemice z poglądami w jakichś konkretnych kwestiach, gdyż to odrębna sprawa). Nie wiem, jaki byłby czytelniczy oddźwięk na powieści Eco, gdyby nie to, ze debiutował jako znany naukowiec.
Natomiast jeśli chodzi o produkcję pisarzy metodą kursów kreatywnego pisania, byłabym spokojna. :)
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

5
Takie pisanie na zimno, to trochę cecha postmodernistów. Przypomina mi się Pynchon bo też niesamowity erudyta, ale jeszcze trudniejszy w odbiorze niż Eco. Eco potrafi się przypodobać, sprzedać, ma zawsze taką warstewkę opowieści, która dobrze ciągnie fabułę, np kryminał czy thriller.
Pynchon zresztą pozazdrościł i też napisał luźniutką książeczkę o surferach i marihuanie. Ale jak i w przypadku Eco - trochę trudno znaleźć w niej emocjonalne podejście do tematu.
Mimo wszystko lubię ten chłód i kalkulację. Może ze względu na wykonywany zawód :)
Nie czytałem jeszcze Cmentarza... zdaje się, że na nim psy wieszają za ową papierowość świata...
http://ryszardrychlicki.art.pl

6
Ja z Cmentarza czytałam fragmenty, gdyż zanim książka wyszła, były publikowane w prasie, ale mnie nie wciągnęły. Jakoś się zniechęciłam do Eco przy Baudolino, akurat wtedy zajmowałam się wyobrażeniami Europejczyków o krajach pozaeuropejskich, i to właśnie tak w XII-XVI wieku, więc i państwo Kapłana Jana nie było mi obce, i problem plemienia psiogłowców, całą tę fantastyczną geografię miałam opanowaną, i nie powiem, bawiłam się, czytając i odnajdując różne tropy, ale konstrukcyjnie jednak ta powieść się rozłazi. Jeśli chce się mieć szersze grono wiernych czytelników, trzeba chyba zadbać o warstwę czysto fabularną (tam jest zresztą parę dobrych pomysłów, lecz jakoś rozmywają się w nieatrakcyjnej narracji) i o wyrazistych bohaterów, gdyż w przeciwnym razie różne erudycyjne smaczki wypadną jak bakalie w zakalcowatym keksie...
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

7
smtk69 pisze:Llosa mówi jedną ciekawą rzecz - pisarz powinien być buntownikiem, powinien mówić o tym, co go gryzie, kręci, pożera od środka a nie szukać tematu który jest akurat modny.
Ja myślę, że ten bunt jest znacznie głębszy, niż to o czym piszesz. To jest bunt nawet na poziomie odbioru, czy może raczej bunt na poziomie. Pisarza, a już szczególnie poeta, buntują się przeciwko "normalnemu" postrzeganiu i opisywaniu rzeczywistości.
Leniwiec Literacki
Hikikomori

8
A ja napiszę wrednie - nie przejmuję się duperelami, tym co modne i co wydawcę może rajcować. Piszę o tym co mnie gryzie i co dla mnie ważne aby przekazać dalej, ale w żaden sposób nie chcę zbawiać świata a tylko ciekawie opowiedzieć swoją historię. Amen
Władysław "Naturszczyk" Zdanowicz

9
Naturszczyk pisze:nie przejmuję się duperelami
masz luksus dobrze znać wydawcę ;)
Naturszczyk pisze:ale w żaden sposób nie chcę zbawiać świata
to zbawianie świata zależy mocno od czytelnika - skąd wiesz, czy Twoja książka nie będzie kamyczkiem co to pociąga lawinę?
W każdym razie pisanie z założeniem, że zbawia się świat to materiał dla psychiatry

padapada - dodaj - dobry pisarz, dobry poeta :)

[ Dodano: Pią 27 Sty, 2012 ]
rubia pisze: Jeśli chce się mieć szersze grono wiernych czytelników, trzeba chyba zadbać o warstwę czysto fabularną
i to właśnie jest zaskakujące, że Eco na czytelników jakoś nie narzeka...

a co do Baudolino - efekt był chyba zamierzony - zastosowanie przestarzałej konstrukcji fabularnej. Mi bardzo przypadło do gustu...
http://ryszardrychlicki.art.pl

11
smtk69 pisze:Llosa mówi jedną ciekawą rzecz - pisarz powinien być buntownikiem, powinien mówić o tym, co go gryzie, kręci, pożera od środka a nie szukać tematu który jest akurat modny.
cool to tak jak ja.

mówiłem szczerze co mnie gryzie aż mnie wypieprzyli z 3 list dyskusyjnych a z 3 innych sam się wykolegowałem.

Byłem zwyzywany od gejów, homofobów, żydów, antysemitów, ukraińskich nacjonalistów, polskich szowinistów, moherów, heretyków, grafomanów, wariatów, szkodników etc.

na tym forum też jedno obrażona "księżniczka" była łaskawa doprowadzić mnie do szewskiej pasji...

Czyli kowboj a nie uczniak kujący reguły pisarskie.
Bo jeśli produkcja pisarzy ma przypominać produkcję magistrów to dzięki ;)
hmm... po mojemu reguły też trzeba znać.

12
smtk69 pisze: to zbawianie świata zależy mocno od czytelnika - skąd wiesz, czy Twoja książka nie będzie kamyczkiem co to pociąga lawinę?
Ja bym chętnie zbawił świat. Niestety świat stawia heroiczny opór ;)
W każdym razie pisanie z założeniem, że zbawia się świat to materiał dla psychiatry
może ale wtedy nie powstałoby 75% literatury ;)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”