Czy tekst pownien bronić się sam ?

1
Czytając taką polemikę autora z recenzentem:

http://esensja.pl/ksiazka/publicystyka/ ... l?id=14761

Zastanawiam się czy faktycznie tekst powinien bronić się sam czy autor ma bronić go ze wszystkich sił.

Czy recenzent ma prawo do własnego zdania ? Czy autor powinien atakować recenzenta za niemiłą recenzję? A może nastał czas aby tylko chwalić autorów? Tylko jak wtedy rozróżnić dobre dzieło jeżeli wszyscy będą mieli ocenę min. 9/10?
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

2
Trudno powiedzieć, kto ma rację w tym konkretnym przypadku, nie przeczytawszy książki.

Natomiast ogólnie...

... cóż, w idealnym świecie byłoby tak, że jeżeli recenzent czegoś się czepia, to znaczy, że my, autor, daliśmy mu taką możliwość. I z tego czepiania moglibyśmy wywnioskować, gdzie zostawiliśmy niedoróbki (dlaczego np. coś zostało odebrane nie tak, jak chcieliśmy). Ale to nie jest idealny świat i za recenzowanie książek biorą się nierzadko ludzie, którzy... no, nie powinni tego robić. Bywa, że impresja na temat książki, zwana niesłusznie "recenzją" jest po prostu stekiem bzdur. Czy autor powinien w takim przypadku prostować i polemizować? Nie zabraniałabym, choć wydaje mi się, że najlepszym rozwiązaniem byłoby postarać się o to, żeby recenzji było jak najwięcej, w różnych miejscach i od różnych recenzentów. Jeżeli jeden napisze bzdury, a inni tego nie potwierdzą, to "recenzent" taki sam sobie wystawia opinię. Jeżeli natomiast wielu powtórzy te same zarzuty... to warto się zastanowić, czy jednak my, autor, czegoś nie schrzaniliśmy.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

3
To trochę szerszy problem niż tylko prawo do krytyki. Przede wszystkim problem wielkiego śmietnika jakim jest internet. Teraz każdy, kto czuje powołanie może pisać krytykę, nawet nie mając najmniejszego pojęcia o tym, jak się to robi.
Z drugiej strony, nie uważam za dobry pomysł krytykowania krytyki. Owszem, ręka świeżbi kiedy czyta się nieuzasadnione niczym sądy o własnej książce, ale dla własnego zdrowia psychicznego autor powinien unikać tak niskiej polemiki. Szczególnie, jeśli uważa, że recenzent jest ignorantem. Bo z ignorantami się nie wygrywa, można co najwyżej zostać ściągniętym do ich poziomu...
Kiedyś zajmowałem się pisaniem recenzji i wiem jak trudno jest powstrzymać się od taniej złośliwości jeśli książka nie przypada do gustu. Lekarstwo? Nie pisać o książkach złych. To nie ma sensu.
I, jako czytelnik, nie wierzyć do końca internetowym recenzentom-ignorantom. Reguła wielkiego śmietnika - porównywać :)

[ Dodano: Czw 23 Sie, 2012 ]
mały dodatek
świeżutka recenzja 12 świetlickiego - jej autorka w bezsilności analityczno-intrpretacyjnej streszcza w końcu akcję...
http://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=606632
Powiedcie mi - po co to pisać? Jest jakiś obowiązek mówienia o książkach, nawet jeśli nic z nich nie zrozumieliśmy? Chyba żeby odhaczyć kolejną pozycję...
http://ryszardrychlicki.art.pl

4
smtk69 pisze:Powiedcie mi - po co to pisać?
No jak to? Toż przecież widać, jak na dłoni: żeby napisać o jakże fascynującym "ja"! Co tam jakaś książka jakiegoś Świetlickiego! Tu chodzi o interesujące życie i fascynującą osobowość recenzentki. Najważniejsze jest bowiem, czy recenzentka Anek7 ma koleżanki, czy się do nich odzywa brzydko, czy też ładnie, oraz czy pije/nie pije. Książka to taka zapchajdziura tylko.

BTW: tak mi się skojarzyło w kwestii osobowości. Wczoraj w autobusie pewien nabzdryngolony i rozmowny pan powiedział tak: "Naprawdę nie wolno pić w autobusie? To znaczy, że ja osobowość swoją mam stąd wysadzić?"
:)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

5
Thana pisze:Co tam jakaś książka jakiegoś Świetlickiego! Tu chodzi o interesujące życie i fascynującą osobowość recenzentki.
Dokładnie. I nie mówię dlatego, że jedna z takich recenzentek zjechała moją powieść w sposób nad wyraz niegodny :)
Pocieszające są wyniki statystyczne, które mówią, że czytelnicy rzadko kierują się przy wyborze książki jedną tylko recenzją internetową. Z reguły szukają co najmniej kilku albo opierają się na opiniach innych czytelników (nie pretendujących na recenzentów)
Thana pisze:"Naprawdę nie wolno pić w autobusie? To znaczy, że ja osobowość swoją mam stąd wysadzić?"

Metafizyka alkoholu :)
http://ryszardrychlicki.art.pl

6
Thana, oj cudne z tym panem i jego osobowoscią :D

Natomiast co do ognistego publicznego bronienia swojego działa. Ech, zaraz powiecie, że bronię Esensji, ale nie w tym rzecz. Zresztą w dyskusji pod "polemiką" wypowiadał się też (mocno wobec "polemiki" krytycznie) jeden z redaktorów NF.
Powiem Wam szczerze, że czułam się zażenowana, czytając epistołę Pągowskiego. Esensja ją opublikowała, żeby nie było zarzutów o cenzurę (aczkolwiek poproszono autora o wycofanie najbardziej kontrowersyjnych uwag pod adresem recenzentki), ale mam wrażenie, że z jednej strony zrobiliśmy w ten sposób reklamę książce (przekraczającą to, co obejmuje normalnie patronat), a równocześnie pozwoliliśmy się autorowi, jako osobie, skompromitować. Coś jak pozwolić koledze, który się przy nas upił, żeby wszedł na stół i zaczął śpiewać.

Ja jestem staroświecka, "przedinternetowa". O ile rozumiem, że autor może w komentarzu cichutko pisnąć, że książka jest o czarodziejkach z księżyca, jeżeli recenzent pisze, że jest o różowych kucykach (konkretny błąd rzeczowy - może recenzent pomylił książki?), o tyle ogniste dowodzenie, że autor CHCIAŁ coś napisać (i niedopuszczanie możliwości, że mogło mu zwyczajnie nie wyjść) - to może robić fan, kontrrecenzent, no entuzjastyczna osoba trzecia, nie sam autor, na litość!

Na pewno jest w sieci czy prasie masa bzdurnych pseudorecenzji, ale czy wyobrażacie sobie poważną osobę, która lata i ze wszystkimi polemizuje i pozywa? Czy poważny polityk, pisarz, piosenkarz będzie się wdawał w pyskówki z hejterami? No kaman... Trochę godności :/
Zwłaszcza, że zawsze jest ryzyko, że to ONI mają rację - trochę skromności może też...

(Zaznaczam, że książki Pągowskiego nie czytałam, więc się nie wypowiadam. Chociaż jego opowiadanie w SFFiH uderzyło mnie podobieństwem stylistycznym do Sapkowskiego, a ja zazwyczaj takich rzeczy nie widzę albo mi nie przeszkadzają.)

No uff. Pogadałam se :P
Anna Nieznaj - Cyberdziadek
Nocą wszystkie koty są czarne
Gwiezdne wojny: Wróg publiczny

7
Thana pisze:To znaczy, że ja osobowość swoją mam stąd wysadzić?
:)

Przeczytałam i pomyślałam samokrytycznie. Więc samokrytyka:
nie pisuję recenzji zawodowo, pewnie w ogóle nie pisuję takiego gatunku publicystyki, ale wypowiadam się na forum o książkach (i opowiadaniach). To znaczy, że ja osobowość swoją mam z nich wysadzić? Bo z reguły jednak piszę o swoich relacjach z tekstem, eksponuję swoją osobowość (na przykład poprzez język krytyki) i moja osobowość jest silniejsza ode mnie ;)
Co zresztą widać w tym poście. Konsekwentnie. :D
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

8
Przeczytałam komentarze pod recenzją, polemikę autora i dyskusję na fejsie NF i przyznaję, że ten temat żywo mnie zainteresował. Tylko że wydaje mi się, że ważniejsze w tym wypadku pytanie to pytanie o jakość recenzji, a nie o prawo do polemiki.

W tym wypadku uważam, że autor książki postąpił conajmniej nierozważnie. Chyba, że było to działanie świadome (przez moment pomyślałam, że może gość chce pokazać, że stosuje taką retorykę specjalnie - żeby pokazać irracjonalność krytykanctwa, ale nie jestem przekonana, skąd właściwie mogę wiedzieć, czy nie jest małostkowym bucem? Ostatecznie strategia anty reklamy też dla niektórych działa). We mnie przynajmniej styl jego wypowiedzi wzbudził niechęć i po książkę nie sięgnę nawet z ciekawości, bo szkoda mi czasu.

Czy faktycznie autor nie powinien bronić swojego dzieła? Wszystko można, ale nie wszystko przynosi korzyść. Do mnie trafiłoby oszczędne wypunktowanie bzdur (jeśli recenzent faktycznie bzdury powypisywał). Czyli w zasadzie możnaby poprosić recenzenta o sprostowanie, korespondencja - nie publiczne wylewanie żali. Inna rzecz mnie też zastanawia...
Przedstawiamy tekst będący polemiką z jedną z naszych recenzji. Recenzja wywołała burzliwą reakcję Autora recenzowanej powieści, po wielu dyskusjach oraz poprawkach i z poważnymi wątpliwościami (bo z wieloma punktami się nie zgadzamy) tekst prezentujemy poniżej.
Co to właściwie oznacza? Czy redakcja chroni siebie, czy może autora (przed ostatecznym wygłupieniem się). Co ma myśleć czytelnik?

smtk69 pisze:Z drugiej strony, nie uważam za dobry pomysł krytykowania krytyki.
Rozumiem w domyśle "przez autora". Bo nad problemem krytykowania krytyków zastanawiam się też od jakiegoś czasu (a konkretnie od dyskusji na temat analizy Achai "Niezatapialnej..." tutaj i na forum Fahrenheita, która też mocno mnie poruszyła). Quis custodiet ipsos custodes?

Problem znany nie od dziś i pewnie nawet nie od "ery internetu". Tutaj poruszony przez Dukaja temat krytyki literackiej, stary już tekst. I też odpowiedź leży w statystykach.

W kwestii rozbujałego ego, recenzentów i krytykantów przeróżnych - mam takie wrażenie, że gdzieniegdzie zaciera się granica między recenzją, a takim warsztatowym rozbiorem tekstu (jak chociażby na Wery, albo na innych literackich forach, skrajny przypadek - analizatornie). Może nie bezpośrednio, ale jakoś to na siebie oddziałowuje. Mam wrażenie, ze taki warsztatowy tekst poddawany jest specjalnie większemu czepialstwu właśnie dlatego, żeby wyłapać to, do czego może przyczepić się potencjalny czytelnik, czy recenzent właśnie. Każdy ma swój konik i każdy przyczepi się do czegoś innego, ale ostatecznie przecież nie da się zadowolić wszystkich, a nawet nie powinno.

Więc czy recenzent powinien powstrzymać się od wytykania takich baboli, które kolą w oczy tylko grupkę zapaleńców, czy wręcz przeciwnie (bo czytelnik powinien wiedzieć, jeśli są tam błędy rzeczowe). I skąd wiem, że recenzent ma dostateczną wiedzę, żeby ten błąd właściwie zidentyfikować? Gdzie kończy się merytoryczna krytyka a zaczyna czepialstwo? Bo przecież w grę wchodzą przeróżne "misię" i to też jest naturalne. Czy może chodzi raczej o styl wypowiedzi? Mówi się, że złośliwość świadczy o inteligencji, ale mam wrażenie, że niektórzy za bardzo biorą to sobie do serca.

Inteligentny czytelnik przeczyta recenzję, czy analizę i może zauważy, gdzie jest słusznie, a gdzie przesadnie zjechany tekst. Co z tymi, którzy biorą słowa analizatorów niemal za opinię wyroczni? Czy można w tej całej internetowej papce i wolności wypowiedzi oczekiwać jakiejkolwiek odpowiedzialności za to, co się napisało?

9
Przy okazji chcąc pouczać recenzentkę autor sam kompromituje się chociażby nazewnictwem i opisami tego miecza. Miecz "półtoraręczny" kiedy w końcu ktoś przerwie używanie tego durnego terminu, dodatkowo w tekście używa kilku innych synonimów na ten miecz które synonimami nie są.. Kreuje się na znawce walki i polemizuje z piruetami Sapkowskiego, a sam opisuje walkę w swoich opowiadaniach też mocno nierealna ale już ze znacznie gorzej prowadzoną narracją.

Cała ta polemika pokazuje tylko niedojrzałość autora. A swoją drogą może uświadomić autora, że jedno to to że on wie co chciał napisać, a drugi to co właściwie napisał i jak jest odbierane.

Zbiór opowiadań jest mocno przeciętnym czytadłem (oczywiście w mojej ocenie). Tak w sam raz na niezbyt długą podróż pociągiem. Przeczyta się i zapomni. Dlatego przyrównanie siebie do Pratchetta jest już objawem megalomani. Swoją drogą z chęcią dowiedziałbym się ile egzemplarzy tego działa się w ogóle sprzedało.
Ostatnio zmieniony czw 23 sie 2012, 09:51 przez Grimzon, łącznie zmieniany 1 raz.
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

10
Natasza pisze: piszę o swoich relacjach z tekstem,
Myślę, że to jest kluczowe. Jak jest relacja, to są dwie strony - osobowość i tekst. Jak się którąś wysadzi, to nie będzie relacji. Problem w tym, że niektórzy recenzenci wysadzają tekst i zostaje goła osobowość.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

11
Thana pisze:recenzenci wysadzają tekst i zostaje goła osobowość.
hmm. to u mnie już nie ten wiek na gołą ...osobowość :D
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

12
windlady pisze: I skąd wiem, że recenzent ma dostateczną wiedzę, żeby ten błąd właściwie zidentyfikować? Gdzie kończy się merytoryczna krytyka a zaczyna czepialstwo?
Zawód krytyka sztuki już dawno przestał być wiarygodny i, tu racja, nawet przed erą internetu. Recenzje pojawiające się w prasie też niestety nie grzeszą profesjonalizmem i coraz dalej pogrążają ten niewdzięczny zawód.
Jak dla mnie, krytyk nie powinien "wysiadać" swojej osobowości z tekstu krytycznego, ale też powinien mieć PRAWO wypowiadania się na ten temat. Prawo nabyte dużą wiedzą i chęcią odczytania tekstu na wszystkich możliwych poziomach. Opis analizy w tekście krytycznym to pomyłka, nie chodzi przecież o czepianie się detali, tylko zrozumienie zamysłu autora i ocenienie realizacji. Bardziej to powinno iść ku interpretacji, ale, oczywiście bez przesady... Słowem, niełatwy i czerstwy ten kawałek chleba :)
http://ryszardrychlicki.art.pl

13
windlady pisze:gdzieniegdzie zaciera się granica między recenzją, a takim warsztatowym rozbiorem tekstu (jak chociażby na Wery, albo na innych literackich forach, skrajny przypadek - analizatornie). Może nie bezpośrednio, ale jakoś to na siebie oddziałuje
tu jest bodaj największy problem ery forów internetowych - portali literackich niejako prowadzących kampanię wychowania "dla literatury". To prawie jedyne miejsca, gdzie rozmawia się o literaturze, nie licząc szkoły, gdzie się wprawdzie rozmawia, ale lepiej nie mówić.

Recenzje często piszą zdolni (wyrobieni) absolwenci forów i blogów internetowych - przenosząc bezrefleksyjnie wzorce zachowań krytycznych. Inaczej mówiąc - niewiele jest portali literackich, gdzie porusza się w obrębie dzieła literackiego tak, by ukazywać aktywne, osobiste relacje z dziełem, jego problematyką, formą, strukturą. Wypowiedzi dotyczą z reguły warstw powierzchownych - poprawności językowej bądź "jak mi się czytało", a następnie są autoprezentacją perswazyjną autora-recenzenta.
Kreacja to obecnie podstawa internetowej publicystyki - promowanie siebie...
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

14
Natasza pisze:Wypowiedzi dotyczą z reguły warstw powierzchownych - poprawności językowej bądź "jak mi się czytało"
Wydaje mi się, że wynika to z niewielkiej wiedzy komentatorów. Przynajmniej u mnie tak to wygląda. Bazuję głównie na intuicji - i pisząc i komentując cudze teksty, i łapię się bardzo często na tym, że coś mi nie pasuje, coś zgrzyta (nie na poziomie językowym, chociaż i tutaj także, ale szerzej w odbiorze), a nie umiem tego ująć słowami. I nawet nie chodzi mi o jakąś fachową terminologię, bo jeśli nawet bym ją poznała, to stosowanie jej w rozmowie z podobnymi mi laikami, wydaje mi się i tak bez sensu (chyba, że po prostu nie da się inaczej tego wytłumaczyć), ale przede wszystkim, że nie przyjmuje to też żadnych konkretnych kształtów w mojej głowie. Frustrujące. Brak narzędzi po prostu.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”

cron