Prosta historia

1
Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Jedyne, co nam pozostało, to odliczanie godzin. Już następnego dnia poszybujemy na drugą półkulę w poszukiwaniu lepszego życia. Ja i brat. We dwóch, razem.

Ostatnia tylko rzecz pozostała mi do zrobienia. Właściwie do zakończenia. Coś, co zacząłem bardzo dawno temu i wydawało mi się, że to skończyłem. Problem w tym, że niektóre rzeczy w ogóle nie mają granic. Zdaje nam się, że wiemy kiedy się one zaczęły, ale tak naprawdę istniały od zawsze. Zdaje nam się, że wiemy kiedy się one skończyły, ale tak naprawdę istnieją nadal. I zawsze będą.

Przez swoje ograniczenia, człowiek ogranicza wszystko dookoła. Całe swoje jestestwo ten wybryk natury, uważa za szczyt jej możliwości. Szczytów jest wiele, nie jeden, o czym warto pamiętać. Na przykład szczyt chamstwa - typowy w komunikacji miejskiej. Podobnie jak przejeżdżający nieopodal samochód, chlapiący brudną wodą z kałuży na twoje nowe spodnie. Typowe.

Zadzwoniłem do niej i starałem się nie załamać głosu. Nie chciałem się rozkleić do końca, więc rzuciłem pośpiesznie: “Bardzo chciałbym się z tobą spotkać, nie zajmę Ci wiele czasu.”

Zgodziła się, choć bardzo niepewnie. Jeśli w ogóle wiedziała kto do niej zadzwonił, a jeśli nawet domyśliła się, niewątpliwie głowę zaprzątały jej myśli w stylu: “Czego on może chcieć ode mnie?”

To też typowe.

Wybąkałem godzinę i miejsce, nałożyłem tony ubrania by nie zamarznąć w ten styczniowy wieczór i ruszyłem. Wróć. Wieczór w sensie, że jest już ciemno - godzina była bardzo przyzwoita, szesnasta zero trzy. Zapytany przez zdziwionego brata dokąd też idę w ten ziąb, odburknąłem, żeby nie wtykał nosa w nie swoje sprawy. Bo i co go to obchodzi? To moja, jak mniemałem, sprawa.

W umówionym miejscu, teoretycznym centrum miasta - praktycznym są wszak hipermarkety i centra handlowe - jeszcze jej nie było. Mogłem więc przeskakując z jednej na drugą nogę z zimna, dopracować kwestię mówioną. Zastanawiałem się jak zacząć: “Och! Sandro!”, nie, to zbyt patetyczne. W ogóle, cała ta sytuacja była zbyt wzniosła, czułem się jak pieprzony rycerz z średniowiecza. A wolałbym być cholernym Werterem, wprost z romantyzmu. Może wtedy poszłoby mi łatwiej?

Akurat gdy już kończyłem układanie pierwszego zdania - co typowe - przyszła ona. Jej spojrzenie było wybuchową mieszaniną zirytowania z politowaniem. Poczułem jak nogi ugięły mi się w kolanach, ale starałem się jakoś zacząć. Na próżno, więc zaczęła ona.

- No, cześć - rzuciła od niechcenia. - Chciałeś się ze mną koniecznie zobaczyć. Jest zimno, więc nie przedłużajmy.

Słusznie, stwierdziłem. Wpatrywałem się chwilę w wystające spod granatowej czapki z pomponem ciemne włosy z rozjaśniającymi je pasemkami. Duże zielone oczy plus udekorowane ciemnym tuszem rzęsy wgniatały w ziemię, a delikatnie mieniące się, pełne usta murowały na stałe.

To straszne, pomyślałem. Nie byłem w stanie wykrztusić z siebie słowa, a co tu w ogóle mówić o jakichkolwiek zdaniach. Ale udało mi się, chyba ósmym cudem świata, wykrztusić, co miałem do wykrztuszenia. Mniej więcej szło to tak: “Y-cześć… świetnie wyglądasz, naprawdę, po prostu brak mi słów” - tu ona odparła, “jak zwykle”. - “Wiesz chciałem się z tobą spotkać bo wyjeżdżam, daleko wyjeżdżam. Wylatuję, właściwie - tu westchnęła, co w locie tłumaczę na “w końcu”. - “Mam nadzieję, że na zawsze. Zostawiam to całe ścierwo tutaj, za sobą i zaczynam od nowa, rozumiesz?” - kiwnęła potakująco głową. - “Nie, nie rozumiesz. Wydaje ci się że rozumiesz bo masz to głęboko. Koniec końców to ja wyjeżdżam, nie ty, więc czemu miałabyś się nad tym bardziej zastanawiać? Ale jest coś, co chciałem ci powiedzieć, po prostu, bez większej filozofii, bez żadnego przesłania. Coś, co chciałbym żebyś wiedziała, zawsze i wszędzie, gdziekolwiek będę ja i gdziekolwiek będziesz ty. Kiedykolwiek, zawsze” - tu uniosła brwi wykazując, czy raczej udając, zainteresowanie (wciąż czuła się urażona moim “nie, nie rozumiesz”. Typowe). - “Odkąd tylko cię poznałem, a przecież był to kawałek czasu” - kiwnęła głową - “nie mogę przestać o tobie myśleć. Gdziekolwiek jestem, cokolwiek robię, zawsze jesteś w centralnym miejscu mojego serca. I mimo, że nie widziałem cię kilka lat, wciąż cię kocham” - wzięła głębszy wdech - “zawsze kochałem. I zawsze będę kochał”.

W filmach jest to moment chwilowej ciszy, po której główni bohaterowie zaczynają się ściskać, ślinić wzajemnie swoje usta, tocząc walki na języki i takie tam. Rzeczywistość wygląda “trochę” inaczej. Stwierdziłem na przykład, że mam przepełniony pęcherz i jak zaraz nie pójdę do jakiegoś ustępu, to gwałtownie ogrzeję sobie nogi temperaturą 36,6 stopni Celsjusza. Inna sprawa to katar i cieknące z nosa gluty oraz skutki ewentualnego zwilżenia ust - na takim mrozie i przy takim wietrze mogłyby się powiększyć do nienaturalnych rozmiarów. Pomijając jednak te wszystkie szczegóły, my po prostu staliśmy. Starałem się znaleźć jakiekolwiek słowo, które mogłoby przerwać to milczenie. Ona je znalazła.

- No dobrze - rzekła dobrodusznie. - Nie wiem… Co chciałbyś żebym ci odpowiedziała?

że też mnie kochasz, pomyślałem. Byłoby pięknie, nieprawdaż? Jak za dawnych lat, kiedy byliśmy dzieciakami, jak spijaliśmy się na imprezach i na przekór przeciwnościom losu, byliśmy razem. Nie uważasz, że to byłoby coś idealnego dla nas obojga? Czy ty też nie chciałabyś, żeby tak było?

Nie, nie chciałabyś. Nie mogę zaoferować ci niczego. Jedyne, co mogę ci dać, to siebie. A to, jeśli dobrze się zastanowić, cholernie mało, prawda? Rozpieprzony na cząsteczki, dobrałem takie słowa: “Nie, nie musisz nic mówić” - znów uniosła wysoko brwi w geście zdziwienia. - “To ja chciałem ci coś powiedzieć i zrobiłem to. Jutro o dwunastej z minutami lecę do Sydney, dlatego mogłem przełamać swój lęk i wrodzoną pychę i wyrzucić ci prosto w twarz co czuję. Prawdopodobnie już nigdy więcej się nie zobaczymy. Teraz doszczętnie zniknę z twojego życia. Nie nadziejesz się na mnie na ulicy, w hipermarkecie, czy gdziekolwiek indziej. To w zasadzie wszystko” - wzruszyłem ramionami i dodałem na odchodne. - “Powodzenia!”

Bardzo patetycznie, stwierdziłem, ale nuta romantyzmu też się tam gdzieś zaplątała. Nie wyszło najgorzej. Odmachnęła mi tylko ręką w geście pożegnania, odwróciłem się i poszedłem w swoją stronę. W pobliskich krzakach usunąłem z organizmu nadmiar wody i mocznika, po czym udałem się na przystanek tramwajowy. Ktoś mógłby zapytać o czym myślałem i mógłbym skłamać, że o niej. Byłaby to nieprawda. Myślałem o sobie. Typowe.

Myślałem o tym jak bardzo jestem nieszczęśliwy, smutny i takie tam. Zero konstruktywnego zebrania do kupy faktów i usiłowania skupienia się na przykład na jutrzejszym wylocie. Nie, czyste użalanie się nad sobą, to co robię najlepiej na świecie. A może nawet nie. Kto wie?

Następnego dnia wylądowaliśmy - o ironio losu - na lotnisku. Byliśmy sami z bratem, rodziców pożegnaliśmy dzień wcześniej. Tachaliśmy właśnie nasze torby podróżne i bagaże podręczne do punktu odprawy kiedy ją zauważyłem. Sandra, nie miałem wątpliwości.

- Dobrze się czujesz? - spytał mnie brat.

Kiwnąłem potakująco głową. Nie najlepiej, pomyślałem. Widziałem ją wszędzie. Każda mniej lub bardziej podobna dziewczyna. Bardzo chciałem ją zobaczyć, ale tak naprawdę. Chciałbym wtulić się w jej ramiona, zanurzyć zasmarkany nos w jej pachnące szamponem za trzy czterdzieści włosy i takie tam. Byłoby cudownie pocałować ją ten ostatni raz, usłyszeć szept jej głosu w moim uchu: “Kocham cię”. Zamiast tego, otrzymałem tylko:

- Idziesz?

Kiwnąłem bratu głową i wyjąłem z kieszeni paszport.

żegnaj Sandro. żegnaj stary świecie.

Witaj nowe życie.
HADRET'S.BLOG || UNIVERSUM || LAST.FM || deviantART

2
Hadret pisze:Wybąkałem godzinę i miejsce, nałożyłem tony ubrania by nie zamarznąć w ten styczniowy wieczór i ruszyłem. Wróć. Wieczór w sensie, że jest już ciemno - godzina była bardzo przyzwoita, szesnasta zero trzy.


Najlepszy fragment.



Ciężko mi oceniać pamiętnik, bo nie lubię, ale napisać coś musiałem.



Staaary...



Normalnie jakbyś o mnie pisał. Hę? Nie, nie w sensie Ja=Sandra. Ja=narrator.

Nie mogę ocenić tego tekstu, bo jest zbyt bliski memu sercu... Wróć. To zbyt romantyczne. Po prostu - zmień scenerię i imiona i masz najważniejszą (choć mało pompatyczną) rozmowę mojego życia.

świetnie oddałeś te uczucia takiego faceta. Ech. Po dwóch latach... Nic się nie zmienia. Typowe.

Aż wróciłem pamięcią do tamtego wieczora...



ładnie to napisałeś.



Ech. Idę się upić Coca Colą.

Typowe.
Pozdrawiam
Nine

Dziewięć Języków - blog fantastyczny
Portfolio online

3
Podoba mi się główny bohater. Mam słabośc do ponuraków ( książkowych, filmowych i tych realnych), choć wiem że to naprawdę niepraktyczne zboczenie.

Uwielbiam te wszystkie ''Typowe". Sama nadużywam takich zwrotów, oczywiście w myślach, bo na głupie pytanie czy w trakcie bezsensownej rozmowy z moich ust pada najczęściej "no" albo "yhyyy". A przez myśli przelewa się fala sarkazmu i złośliwości.

Trafiło to mnie...bo bohater jest taki bardzo swojski, prawdziwy.



Opisana sytuacja z niczym mi się nie kojarzy, stanowiła dla mnie nie gwóźdź programu, ale takie coś wokół czego kręci się schemat opowiadania.

Spodobał mi sie klimat. Może dlatego, że ostatnio mam trochę parszywy nastrój i to opowiadanie idealnie się w niego wpasowało.
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

4
Gdybym miał to ocenić tylko pod względem pomysłu, to nudne to jak flaki z olejem. Ale ty świetnie opisałeś stan emocjonalny bohatera, w dodatku to wszystko takie "lekkostrawne", przez co naprawdę dobrze się czyta.

5
Ninetongues pisze:Najlepszy fragment.
Pisząc cały tekst miałem niezły ubaw. Zresztą, zawsze pisząc świetnie się bawię :D


Ninetongues pisze:Nie mogę ocenić tego tekstu, bo jest zbyt bliski memu sercu...
Przepraszam :( Cała historia zrodziła się w mojej główce, co typowe, z powodu pewnej dziewczyny i takie tam. Nie zagłębiając się w szczegóły, bardzo chciałbym, żeby całe to opowiadanie ziściło się w życiu. No dobra, jakby los dorzucił gratisa w postaci happy endu, na pewno bym nie pogardził ;)


Ninetongues pisze:ładnie to napisałeś.
Dzięki piękne za fantastyczny komentarz. Jest idealny i tak dalej :)


łasic pisze:Podoba mi się główny bohater. Mam słabośc do ponuraków ( książkowych, filmowych i tych realnych), choć wiem że to naprawdę niepraktyczne zboczenie.
Cholernie niepraktyczne, odważę się powiedzieć. Lepiej mieć słabość do mechanika samochodowego w przepoconym podkoszulku. Przynajmniej będziesz miała zajęcie - pranie jego koszul i podawanie piwa z lodówki zmęczonemu po pracy - a w razie jakby ci auto nawaliło, będzie miał je kto - i co warte podkreślenia - za friko naprawić. Typowe.


łasic pisze:Uwielbiam te wszystkie ''Typowe". Sama nadużywam takich zwrotów, oczywiście w myślach, bo na głupie pytanie czy w trakcie bezsensownej rozmowy z moich ust pada najczęściej "no" albo "yhyyy". A przez myśli przelewa się fala sarkazmu i złośliwości.
Ależ tak, oczywiście. Znamy to, znamy. To typowe, rzecz jasna. Człowiek rzadko, tak naprawdę, mówi to co myśli. A przynajmniej chce tak myśleć bo dzięki temu może się dowartościować. W myślach przygada jakąś złośliwością i od razu czuje się lepiej - ha! ale bym mu dosrała, tylko po co? To właśnie, po co? I takie tam.


łasic pisze:Trafiło to mnie...bo bohater jest taki bardzo swojski, prawdziwy.
Dziękuję *kłania się* To było to, co chciałem najsilniej jak się tylko da uchwycić. Chciałem, żeby był prawdziwy aż do bólu.


łasic pisze:Opisana sytuacja z niczym mi się nie kojarzy, stanowiła dla mnie nie gwóźdź programu, ale takie coś wokół czego kręci się schemat opowiadania.
Znów - dziękuję. Sytuacja była tylko otoczką, sama w sobie nie miała przekazu. Ten zostawiłem postaci, jako sedno i takie tam.


łasic pisze:Spodobał mi sie klimat. Może dlatego, że ostatnio mam trochę parszywy nastrój i to opowiadanie idealnie się w niego wpasowało.
Zaczynałem to pisać będąc w cholernie parszywym nastroju - od razu mi się poprawiło. Czasem człowiek musi się zdystansować do wszystkiego, a do siebie i własnego żałosnego żywota w szczególnej szczególności. I tak dalej (:


Alan pisze:Gdybym miał to ocenić tylko pod względem pomysłu, to nudne to jak flaki z olejem. Ale ty świetnie opisałeś stan emocjonalny bohatera, w dodatku to wszystko takie "lekkostrawne", przez co naprawdę dobrze się czyta.
Dziękuję. Miało być lekkostrawne, w ogóle, zawsze staram się pisać możliwie najlżej i bez używania nadmiernej ilości skomplikowanych słów czy czegoś takiego. Zresztą, żeby tych wyszukanych słów używać, najpierw trzeba je znać. To nie dla mnie, za leniwy na to jestem i za bardzo lubię pisać sobie na luzie. Cieszy mnie bardzo, że udało się i tym razem :)



I na koniec - typowo - dziękuję za komentarze i takie tam. Cieszę się niezmiernie, że coś co mnie osobiście podoba się bardzo, spodobało się i innym. Dzięki temu wiem, w którym kierunku skierować swoje "tffurcze" zapędy.
HADRET'S.BLOG || UNIVERSUM || LAST.FM || deviantART

6
Nudaaaaaaaaaaaaaa.... wybacz nie przeczytałem tego do końca, zabraklo mi sil...
Bliscy sąsiedzi rzadko bywają przyjaciółmi.





Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.

7
Zdaje się, że jestem wytrwalszy niż Hansu ;D



Pomysł: 3

żegnaj ukochana - ale to płaskie i banalne i płaskie.



Styl: 3+

Niby troszkę barwnie, ale miejscami konstrukcja tekstu (głównie dialogów) wprowadzała chaos, a ja nie lubię chaosu.



Schematyczność: 3-

Patrz pomysł.



Błędy: 3+

Największy błąd to te dialogi, inny to powtórzenia.



Ogólnie: 3

Nie podobało mi się, ale jest ślad "talentu", więc nie będę grymasił.



Jestem na tak, ale malutkie za ten pomysł.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron