(wulgaryzmy)
Tam nie było życia. Tam był wycisk. Ludzie płakali i rzucali się z okien budynku. Jednakże szkoła była jednopiętrowa, więc łamali tylko nogi. A wszystko dlatego, że zbyt wysoki mieli poziom w technikum. Czasem naciskali - panie nauczycielu, niech nas pan zostawi w spokoju! Ale nie zostawił. I dobrze. Zdali maturę na 80%, co pozwoliło im się dostać na prestiżowe studia. Takie politechniczne, inżynierskie. Nie to co humaniści, idą na te swoje uniwersytety a potem sprzedają frytki. Nie. Oni będą budowlańcami, znawcami elektrotechniki, informatyki. Będą budować Polskę, będą budować Warszawę. Wniosą wspaniałą infrastrukturę. Bohaterzy narodu.
Wśród uczniów technikum był Franek, syn zegarmistrza. Uczył się dzielnie metod obchodzenia się z prądem, gdyż zamierzał w przyszłości zostać projektantem semaforów. Wiedział, że rozbudowana sieć kolejowa jest potrzebna, żeby odbudować zniszczoną latami PRLu gospodarkę. Będzie budować nową, europejską Rzeczpospolitą.
Była tam też Ania, która z wielką radością spawała kawałki metalu. Chrzanić studia! Skończy edukację na technikum i będzie spawarką powierzchni płaskich! I tak lepsze to, niż być humanistą. Ci z uniwersytetu tylko bezrobocą, zamiast wziąć się do roboty.
Antek z kolei pochodził z rodziny inteligenckiej - jego ojciec był nauczycielem historii . Dlatego właśnie chłopak zastanawiał się trochę: czy na pewno pasuję na ścisłowca, inżyniera? Kiedyś zwierzył się Frankowi, że rozważa pójście na studia historyczne na uniwersytet.
- Ty ciapciaku! - zrugał go Franek. - po historii będziesz sprzedawać frytki! Idź na informatykę, inżynierię produkcji. Przecież umiesz wkręcać śrubki i czytać schematy, poradzisz sobie. A oglądasz czasem telewizor? Wiesz co oni tam mówią o humanistach? I ty tak chcesz być? Opanuj się chłopie.
- Ty jełopie - Frankowi zawtórowała Ania. - lepiej pierdol edukację, zostań spawaczem.
Ojciec magister, nauczyciel w jednym z warszawskich liceów, namówił swego synka jednak do podążenia jego śladem.
- Słuchaj, chłopie-jełopie, ja ci załatwię pracę. Mam kontakty. Znam dyrektorów stołecznych szkół. Będziesz historykiem, będziesz nauczycielem. Tylko musisz się wyrwać z tego technikum. To zaraza zła! Oni gardzą wykształceniem! Zależy im tylko na pieniądzach i śrubkach, gnidy ludzkie. Olej gości, nie są ciebie warci.
- Nieprawda tato... - Antek próbował przerwać ojcu wywód.
- Co nieprawda? Przecie sam mówisz, że odwieść cię próbują...
- Oj, to nie tak. Bo oni tam wierzą w coś. Chcą odbudować ten naród, rozumiesz, tak od zera. Kraj zniszczony, lata komunizmu; trza odbudować go, kawałek po kawałeczku, żeby dołączyć do krajów Zachodu. A jak flota jakaś wpadnie do kiermany, to będzie w pytę, tato.
- Zaraz, zaraz, i ty mówisz, że ci się podoba postawa przez twoich kolegów wyznawana?
- Oj, zaraz podoba. Próbuję zrozumieć ich mentalność, wczuć się w ich skórę. Ale i tak gardzę nimi podskórnie, oto się nie bój. Jestem przeto inteligentem.
- To dobrze, synku, dobrze.
***
Dwa lata później - Antek poszedł na uniwerek, Ania została spawaczką, a Franek poszedł na polibudę.
Antek nic nie robił na studiach, tylko chodził, słuchał wykładów, czytał coś i zaliczał. Franek ciężko kuł. Ania ciężko rabotała. Widać już co będzie.
Po trzech latach: Antek miał już dyplom licencjata w łapie; Franek coś tam marudził, że pół roku musi jeszcze robić; Ania zaś przestała pracować, bo zaszła w ciążę.
Mając wyższe wykształcenie, Antek od razu ruszył do kiosku po gazetę. I do MacDonalda sprzedawać frytki.
Franek tymczasem bronił pracy inżynierskiej. Gdy mu się już to udało, wyszedł z budynku, wsiadł w autobus i poszedł szukać pracy w fabryce. Jednak wszystko na nic. Okazało się bowiem, że znaleźć pracę po samej polibudzie jest tak samo ciężko jak po humanie! Doświadczenie! O to co się liczy. A mówiono mu, że papierek. Rodzice mu wmawiali - chodź do szkoły, skończ ją, bo papier jest ważny. Oszukali go.
- Chodź do mnie, do MacDonalda, tu się fajnie pracuje - zaproponował mu Antek.
- Nie, bracie. To nie dla mnie. Jestem umysłem ścisłym. Zasługuję na więcej.
- Haha, jakim umysłem ścisłym - zaśmiał się facet w garniturze, który zamawiał akurat kanapkę - ty matole, trzeba było robić coś na studiach, jakieś praktyki uskuteczniać. Bydło teraz myśli, że magistra mają polibudy i już są mocni. Człowieku. Nie jesteś mocny. Jesteś żałosny. Wiem coś o tym, bo mam firmę i po waszych polibudach to często idioci kompletni. Aż mi się nie chce ich zatrudniać! - zaśmiał się - i nie zatrudniam! Sam wszystko robię. W mojej firmie pracują tylko trzy osoby. I robimy więcej, niż cała chmara absolwencików z waszych uniwerków i polibud. Spójrzcie na siebie. Jesteście obrazem końca Polski. - oskarżycielsko wyciągnął palec - humanista magister sprzedający kanapki i inżynierek myślący, że jest od niego lepszy, a nie umie dostrzec tego, że jedzie na tym samym wózku. Och, gardzę wami. - splunął, obrócił się na pięcie i wyszedł.
***
Tymczasem Ania, wychowywała już dwuletnie dziecko, nie pracowała, ale miała pieniądze, bo jej chłopak był nadzianym sportowcem trzeciej ligi hokeja.
Jak jesteś facetem zawsze wiatr w oczy.
.
Oblicza (społeczny)
1
Ostatnio zmieniony wt 27 mar 2012, 11:28 przez Loony, łącznie zmieniany 3 razy.