krótkie opowiadanie

1
Jedyne takie lato.



I.



Tego lata było inaczej.

Bachus sprzyjał, to on dawał mi poczucie niezwykłej wolności. W każdym momencie czułem się sam ze sobą doskonale. Przy cudnym akompaniamencie, tej jednej, jedynej, która ściskała moje gardło, doznawałem wiecznego oczyszczenia. Wódka była pożywna, sprawiała mi więcej radości niż bólu, a wywoływana przez nią muzyka, nastrajała do tańca, ostentacyjnego i pięknego, spontanicznego i wyłącznie mojego. Najbardziej smakowała chłodna, choć nie gardziłem inną, pierwszą lepszą. To nie było wtedy najważniejsze. Bałem się tylko tego, co mogło się stać, gdybym niechcący znalazł się tam, gdzie znaleźć się nie chciałem. To pomieszczenie wydawało mi się ostatecznością, przed którą musiałem się bronić. Tego lata jednak nie było takiej potrzeby…

Tego lata niebieska kompania sprawiedliwości społecznej była wyrozumiała. Nie uderzała pałkami podczas meczu mojej ulubionej drużyny (kolejnym wygranym, którego jako wierny kibic nie mogłem nie zobaczyć), gdy w przypływie radości, którą na własne życzenie przeobraziłem w piekielną euforię, wyrwałem krzesełko stadionowe. Kolorowe koguty nie piały mi już nad uchem, gdy rano budziłem się w miejscu, w którym dzień wcześniej zasypiałem, pełen entuzjazmu i dziecięcej radości.

Miejsce takie było zazwyczaj oazą spokoju, było rowem pełnym zielonej trawy, która porastała jego zbocze. Niekiedy tylko, gdy znajdowałem się w stanie, mało powiedziane, błogim, zbocze dawało mi się we znaki. Okazywało się nie do przebycia, stawało się przepaścią i otchłanią, Walhallą, do której kroczyłem jak Wiking bez czucia, ale z zadowoleniem. Było pięknie. Nic mnie nie odstraszało, a Bachus i jego piękny akompaniament ciągle pobudzał mnie do czynu.

Tej swoistej metempsychozy mej duszy za życia nie mogła popsuć nawet stodoła, którą nie wiedzieć dlaczego, zaatakowałem tzw. czołgiem, stworzonym z kilku zapałek i ich pięknego opakowania.

Przedmioty te znalazłem w środku owej wielkiej, agroturystycznej stodoły, gdzie spędzałem jedną z tych w owym czasie nieczęstych, cudnych nocy pod dachem. Kładąc się obok ogromnego stogu siana, skądinąd pełnego myszy, których się panicznie bałem, zauważyłem pudełko, które ktoś zostawił na pastwę losu. Jako, że moją drugą pasją po wódce były papierosy, które tego lata smakowały zupełnie inaczej, postanowiłem zapałki przygarnąć. Po chwili miałem już w ustach bezfiltrowego, przepełnionego tytoniem dostarczyciela raka. Czułem jak moje płuca wypełniają się używką, którą wydychałem, tworząc piękne znaki w eterze wypełniającym stodołę.

Po jednym z machów, poprzedzonym sporym łykiem mej przyjaciółki, gdy wszystko, co znajdowało się wokół mnie, czyli stóg siana, różne sprzęty, ławy, stoły, drewniane taborety zaczęły się rozmywać, rozpocząłem filozoficzne dywagacje na temat zapałek i ich wpływu na moje dzieciństwo. Otóż, gdy byłem małym chłopcem, gdy ojciec z matką pokładali we mnie jeszcze jako takie nadzieje, uwielbiałem dzień Wszystkich świętych. Nie dlatego, że odmieniałem się wtedy duchowo (przyznam jednak, że próbowałem), ale z powodu wspaniałych zabaw, które towarzyszyły pobytowi na cmentarzu. Zabawy te nie mogły odbywać się bez zapałek. Wraz z kolegami, którzy już wtedy patrzyli na mnie jak na idiotę, bawiliśmy się w „robienie czołga”.

Nie mam zamiaru opisywać, jaki mechanizm wyzwalał z zapałek siły niemieckich tygrysów. Frajda polegała na tym, że jedna z części składowych „czołga” wylatywała na kilkumetrową odległość. Czasem zdarzało się, co było majstersztykiem tej sztuki, że zapałka wbijała się w ziemię, oddając jej swą ostatnią iskrę…

Ocknąwszy się z przytoczonej, niezwykle interesującej retrospekcji mego dzieciństwa, postanowiłem stworzyć prawdziwego, doskonałego „czołga”. Chciałem okazać się lepszy od tych, którzy kilka miesięcy wcześniej dali mi wieczny urlop i zostawili bez dachu nad głową. To do nich należała stodoła, którą przeznaczyli na spotkania przy grillu i wiele innych agroturystycznych atrakcji, a którą ja przemianowałem na mój własny poligon doświadczalny, służący do testowania nowych modeli zapałkowych tygrysów. Pierwsza próba nie udała się, złamałem całą konstrukcję. Przy kolejnych nadzór mózgu nad pracą moich kończyn górnych był bardzo słaby i niedokładny. Wreszcie, po prawie dziesięciominutowym doskonaleniu umiejętności, zostały mi ostatnie cztery zapałki, które miały przynieść albo sukces albo sromotną porażkę. Zdawałem sobie sprawę, że to już nie są żarty. Malutkie kawałki drewna, z jednym końcem obłożonym siarką, były wspomnieniem tego, co przeżywałem kiedyś. Zapragnąłem, aby ci, którzy mnie zbesztali, dając do dyspozycji jedną czwartą mojej ostatniej pensji a przy okazji nasyłając na mój własny dom komornika, zapragnąłem, aby oni też mieli jakieś „zapałkowe wspomnienia”.

Tak więc stworzyłem nowy model tygrysa. Już od razu wydawał mi się jakiś lepszy, jakiś taki szczególny. Wznieciłem ogień i dotknąłem siarkowej części konstrukcji. Nagle drewniana atrapa lufy, z niespotykanym przeze mnie nigdy wcześniej impetem, wystrzeliła pocisk. Drogę, którą przebywał, obserwowałem z zapartym, gorzelnianym tchem. Wreszcie, po kilku, wypełnionych emocjami sekundach, pocisk dotarł do celu. Stóg siana momentalnie stanął w płomieniach. Kolory ognia, zmieszane z czarnym i duszącym dymem ogarnęły przestrzeń stodoły. Zdałem sobie sprawę, że mój czas na opuszczenie tego miejsca właśnie nadszedł. Wychodząc z butelką w ręku, spojrzałem na etykietę z opakowania zapałek. Nazwa, którą złożyłem z coraz lepiej widzianych przeze mnie liter, była piękna. Pełna wspomnień i radości. Nazwa, która tak bardzo pasowała do okoliczności: „Letnie”.

Tego lata wszystko było bardziej letnie. Policja działała spokojniej i bez nerwów, jakby chcąc nacieszyć się pięknem pory roku. Straż pożarna nigdy wcześniej nie gasiła pożarów tak sprawnie i szybko, nie znajdując przy tym dowodów podpalenia. Wódka i papierosy nigdy nie smakowały, tak jak tego lata. Zemsta nigdy nie była tak słodka.

Tego lata było inaczej.

3
ładnie i zgrabnie napisane, ale pod względem fabuły dzieje sie niewiele.

zdanie: "tego lata było inaczej" nie wywołuje we mnie reakcji: "taaa, a jak było??", a chyba powinno mieć taki efekt. skoro tego lata było inaczej, to dobrze jakbyś dorzucił kilka zdań, co takiego innego było, bo póki co, po takiej końcówce można przejść obojętnie, nie okazując zainteresowania dlaszym losem Twojego świata.
żyj tak, aby twoim znajomym zrobiło się nudno, gdy umrzesz.

4
Dzięki za opinię. Tekst jest rzeczywiście krótki, ale pisałem go na potrzeby pewnego konkursu, który rządził się swoimi dziwnymi prawami. Tak czy owak pozdrawiam!

5
przeczytałam i nie wiem, co napisać. Nie podobało mi się - tego jestem pewna. Nie dokońca rozumiem, co chicialeś przekazać (tj. rozumiem, że facet stracił prace, zaczął pić i puścił z dymem stodołe szefa, ale dlaczego?)

Pod względem emocji, tekst był dla mnie obojętny.



Pomysł: 2+

moim zdaniem nie miałeś "pomysłu" na ten tekst. A jeśli miałeś, to nie wyszła ci realizacja. Fabuły - jak zauważył kali - raczej nie było.



Styl: 3

w niektórych miejscach dobry, w wielu średni. Ale budzący nadzieje - jeśli tylko będziesz pisał bardziej emocjonująco.



Schematyczność: 2+

facet traci pracę i zapija smutki... jak dla mnie nic nowego, żądnej nowej myśli.



Błędy: -

jakoś nie zwróciłam uwagi - cóż nie wydrukowałam twojego tekstu, a z komputera słabo się czyta. Gdzieś tam przecinki poprzestawiałeś, ale nic "tragicznego" raczej nie było.



Ogólnie: 2

ogólnie to mi się nie podobało - jak już wspomniałam na początku. Myślę jednak, że coś, co sam wymyślisz i przemyślisz, może wyjść fajnie, zobaczymy



na razie

jestem na... nie
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

6
Jeśliby to traktować jako kawałek większego opowiadania, to całkiem dobre, choć faktyczne nic się tu nie dzieje. Ale jako samodzielna całość to zbyt to wszystko spłycone. Wziąłeś gotowy model koleisa, który jest już bezdomnym, alkoholikem i pragnie zemsty. Nie wiemy o nim nic, poprostu jest i już. Potrudź się trochę i stwórz prawdziwą postać. Opis wspomnien z dzieciństwa to krok w dobrym kierunku, ale to za mało.

Jeśli chocdzi o styl, to raz wydaje się dobry, innym razem jak dla mnie za ubogi.

Ale źle nie jest :wink:

7
Początek trochę przyciężki. Facet się cieszy że pije i boi się wylądowania w izbie wytrzeźwień? Mętne. Słowotok, jest sporo powtórzeń np. słowo „stodoła”. Wspomnienia ok. Szczegóły konstrukcji „czołgu” jakieś rozmyte. Generalnie w tekście chodzi o to że koleś spalił stodołę która kiedyś była jego?

Tekst niczego sobie. Można zostawić jak jest licząc ze się spodoba w głównym nurcie, można wyczyścić językowo.

8
Do Andrzeja Pilipiuka: Dziękuję za opinię Panie Andrzeju. Zgadzam się z Pańskimi zastrzeżeniami, bo powtórzenia rzeczywiście się zdarzają, a językowo nie jest to genialne. Miło mi, że tekst jest "niczego sobie". Choć napisał Pan krótko, to jednak Pańska interpretacja w 100% prawidłowa. Cieszę sie tym bardziej, że tekst ten powstał jakieś 2,5 roku temu, a od tego czasu staram się regularnie pisać (gł. publicystykę i wiersze) także może dziś jest już ze mną odrobinę lepiej.



Do Lan: cóż wystawiłaś mi dwóję, także jestem załamany. oczywiście żartuję. widocznie tekst po prostu nie przypadł Ci do gustu. Tak czy inaczej dzięki za opinię.



Do Alan: z jednym się nie zgodzę: nie wydaje mi się, że jest coś złego w gotowym modelu bohatera (szczególnie w tak krótkim tekście).



pozdrawiam
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”