Nie wiem co to jest, ale może ktoś mi powie...

---
świat zapomnienia otwarł się przed nim bez jakiejkolwiek nadziei, zaś byt jego przyjął jako zło dla niego zbędne, dla nas zaś powszechne. życie jego toczyło się... kwitło – rzec by się chciało, ale określenie to zasługiwałoby na gniew boży i wieczne potępienie, bowiem owe życie dla niego to zaledwie, dla nas zaś aż nędzna wegetacja zera, zera jednego z miliardów tego świata.
Zero dorastało w myśli naszej wzbogacając się, zaś w myśli jego nędzniejąc, bowiem co dla nas ważne i potrzebne, dla niego jest niczym, jest niczym jak ziarnko pisaku w nędznej rozpadlinie czeluści czarną krwią podpisaną w królestwie piekieł.
To jedno, jedyne zero co za wzór brało miliardy podobnych sobie miało nigdy nie doznać tego co przeznaczone mu było z początkiem bytu jego u niego. świata naszego. Miliardy zer tego świata kształtowały, nadawały, oddawały jednemu wybranemu część, bądź całych siebie, aby ten jeden wybrany, naznaczony posłannik ducha ludzkiego doznał tego co dane było każdemu z miliardów zer, lecz nie zasłużywszy do spełnienia przeznaczenia nigdy nie doszło. Bowiem co dają setki, tysiące, miliony, czy miliardy, skoro każde z osobna zerem jest? Zatem do świata nigdy jeszcze nie doszła radosna wieść.
Zero dorosło w przeświadczeniu dobroci swej niezmiernej. Gdy starość nadeszła owe poczucie w starym duchu wzmogło się. Gdy choroba zmogła z uśmiechem gotów był oddać się w śmierci ramiona. Gdy zaś ta nadeszła serce, umysł i duszę owego zera prześwitały obrazy. Słowa jego, czyny i myśli przypominały się staremu sumieniu, a uśmiech z twarzy spełzł. Prowadzony ku piekielnym bramom dołączył do zbłądzonych owieczek, stada zer.
Z góry patrzył sprawiedliwy roniąc nad zgubionymi łzy.
Każda łza cierpiącego dawała nowe życie. Każde nowe życie zrodzone w bólu, z cierpienia najmilszego każdemu z nas serca, było lepsze, przybliżając człowieka do jasności kobierca. Sprawiedliwy z każda swą łzą przybliżał ich do swego miłosierdzia. Zbłądzeni dostrzegać zaczęli nikłe promienie zbawienia, które jednak z każda łzą stawało się im bliższe.
Ani ludzkość, ani każdy człowiek z osobna nie był już tylko zerem. Wyrok potępienia odmienił się, przez czyny człowieka wspierany, Ludzkość zrzuciła ognia piekielnego kajdany, już nikt nie był z góry na zero skazany.
Promienie miłosierdzia tworzyły nową ścieżkę, nowa drogę po której człowiek mógł stąpać w dążeniu do wiecznej szczęśliwości swych myśli i uczyć... Swego ciała i duszy.
Zera spłynęły ze świata, który oczyszczony stał się lepszy, bliższy Najwyższemu. Brama piekielna stanęła w miejscu nie targana niekończącym się pochodem grzeszników. Klucznik niebios nie doznawał spoczynku.
Człowiek przeleciał nad życiem miłościwie, nieliczne swe kroki stawiając rozważnie i sprawiedliwie. Zrodzony z łez czystego serca, przez czyn swój nazwany nigdy nie został: przeniewierca. Swą pierwszą drogę ku wieczności traktując pobłażliwie, losem swym kierując nadzwyczaj chybotliwie. żyjąc jednak jak przykazał, wieczności się dorabiał. W oczach Najwyższego czysty i rozumny, zaś w spojrzeniu świata swego: bez zdania własnego. Bowiem każdy pradawne słowa pamiętał: Daję Ci ciało, duszę i rozum, wraz z mocą Twą największą – własną wolę – byś żyć mógł, nie tylko zaś istnieć, wybór Ci daję – spójrz i pamiętaj – to najgłębszy Ty – przed sobą klękaj.
Stworzenie ludzkie rozum dostało, daru nie umiejąc wykorzystać, stopniowo moralnie się uwsteczniało. Prymitywne ludzkie instynkty w najczarniejsze czyny człowiek wprowadzały, coraz głębiej, coraz dalej, w końcu przestały. Dostąpiwszy czynem dna, człowiekowi nic nie pomagało, życie jego na powrót zerem się stało.
---
Ps. Przecinki celowo są wybrakowane tak aby jedną treść można było - przystankując w odpowiednich miejscach - odbierać na różne sposoby.