Utrata

1
Utrata





Zdawało się, iż na bladej niemowlęcej skórze jeszcze rumieniec. Rysy wygładzone były spokojem. Miodowe, ledwie widoczne na jasnej karnacji, włosy pokrywały miękkim puchem główkę dziecka. Nina wpatrywała się z czułością w swego synka, próbując wyłapać moment, gdy pierś dziecka podnosi się i opada podczas oddech.

- śpisz niczym aniołek, mój mały – szepnęła, czule gładząc policzek synka. Nagle znieruchomiała. Ciało dziecka było przerażająco zimne. Kobieta wydała z siebie zduszony krzyk, gdy poczuła jak silne ręce ujmują ją w żelaznym uścisku i odciągają od małego grobu.

- Kochanie, słyszysz mnie? – Krzysztof zajrzał uważnie w oczy swej żony.

- Zostaw mnie, chcę ukołysać go do snu – szeptała cicho Nina, patrząc w stronę, gdzie spoczywał mały grób – jest mu zimno, przynieś mi kołderkę, muszę go ogrzać – mówiła monotonnym ciągiem słów.

Krzysztof westchnął i objął żonę, kiwając księdzu, by dalej prowadził mszę. Staruszek w sutannie spojrzał na niego ze współczuciem i zaczął ponownie mówić swoją formułkę:

- ...wziął chleb i dzięki uczyniwszy... – jego lekko drżący głos płynął przez kościół, zagłuszając ciche prośby kobiety. Co jakiś czas ksiądz zerkał na Ninę. Kobieta już trzeci raz podczas mszy pogrzebowej wstała ze swego miejsca i, niczym w transie, szła do małego grobu, ustawionego przed ołtarzem. Klękała i zaczynała śpiewać swemu synkowi kołysankę. Ludzie jedynie kiwali głowami i wzdychali ze współczuciem. Krzysztof za każdym razem wstawał i szedł za żoną. Prowadził ją na jej miejsce i cierpliwie tłumaczył, że ich synek nie żyje. Lecz kobieta kręciła z uśmiechem głową i odpowiadała, że dziecko tylko śpi, ale potrzebna jest kołderka, gdyż jest mu bardzo zimno.

Nina nie płakała, gdy po narodzinach dziecka powiedziano jej, iż ono umiera, iż ma jakąś wadę. Uśmiechnęła się jedynie, stwierdzając, że to pomyłka i poprosiła by przyniesiono jej synka, by mogła go nakarmić. Lekarze z początku nie chcieli tego uczynić, jednak musieli ustąpić.

- Mój kochany Krystianek – szeptała, karmiąc dziecko – mój aniołek.

Teraz Nina nie mogła pojąc skąd ci wszyscy ludzie tu się wzięli. Przeszkadzają dziecku spać. I do tego jest tu strasznie zimno. Nina nie do końca wiedziała, czy jest we własnej sypialni, czy może Krzysztof zawiózł ich do nowego mieszkania. Kiedyś mówili o przeprowadzce do czegoś większego. Ale to pomieszczenie jest ogromne i zimne. Do tego zbyt wiele tu ludzi. Nina postanowiła powiedzieć o tym Krzysztofowi, gdy tylko zostaną sami. Trzeba też zaznaczyć, że jeżeli mają tu mieszkać, to niech on coś zrobi z ogrzewaniem, bo strasznie tu zimno.

- Kochanie, przynieś kołderkę – powtórzyła cicho i podniosła oczy na męża.

Krzysztof spojrzał w oczy żony i zagryzł wargę. Były nieobecne. Nie puste. Lecz patrzyły w taki sposób, jakby Nina widziała zupełnie coś innego niż wszyscy. Mężczyzna odetchnął z ulgą, gdy msza się skończyła i mały grób wyniesiono z kościoła. Objął Ninę i razem ruszyli w stronę cmentarza.

Miarowy dźwięk ziemi spadającej na grób zsynchronizował się z biciem serca Krzysztofa. Nie słyszał już, co mówi żona. Patrzył tylko jak znika jego mała cząstka, której nawet nie zdążył przytulić. Niemowlę umarło kilka godzin po porodzie. Nie zdążył do szpitala. Nie ujrzał ich synka żywego. ścisnął usta by powstrzymać szloch rozpaczy. Z transu wyrwało go lekkie szarpnięcie w dół. Poczuł jak Nina mdleje w jego ramionach. Wziął ją na ręce i skierował się do samochodu.



***



Nina otworzyła oczy. Znajdowała się w jasnym, słonecznym pokoju. Usiadła na łóżku, rozglądając się. Wokół panowała nieskazitelna biel. Ale nie taka, jaka panuje w szpitalach. Tam ona jest ostra i zdezynfekowana. A tutaj była ciepła i miękka. Obok łóżka ujrzała małą kołyskę. Uśmiechnęła się czule i pogłaskała ciepłe policzki swego dziecka.

- Już nie jest ci zimno mój mały – szepnęła, patrząc jak jej synek się budzi.

Niemowlę otworzyło zaspane oczka i zaczęło coś bełkotać radosnym głosikiem. Nina wzięła je na ręce i zaczęła kołysać się w takt cichej muzyki, która płynęła niewiadomo skąd. Może to z podwórka? – pomyślała i podeszła z dzieckiem do otwartego okna. Białe firanki powiewały płynnie na ciepłym wietrze. Za oknem Nina ujrzała, zalany promieniami słońca, ogród. Pod drzewem siedziała jakaś kobieta i grała na flecie. Miodowe włosy spływały po jej ramionach, otulonych białą suknią. Nina już nie wiedziała, co bardziej ją zachwyca, cudowna melodia fletu, czy też piękno kobiety.

Gdy nieznajoma ujrzała w oknie Ninę, przestała grać i podeszła doń.

- Witaj Nino – uśmiechnęła się – nazywam się Lianna, podobało ci się jak grałam?

- O tak, to było piękne – odpowiedziała pośpiesznie, wpatrując się w szczere, błękitne oczy Lianny – mojemu małemu Krystianowi również się podobało.

- A czy chcesz bym grała mu zawsze?

- Gdybyś tylko mogła. Twoja muzyka uspokaja go i mnie również.

- Niestety, mogę grać tylko dla Krystiana, ale musisz mi na to pozwolić – rzekła z lekkim smutkiem kobieta w bieli.

Nina odruchowo cofnęła się od okna.

- A co będzie ze mną? Ja też chce słuchać – rzekła cicho.

- A twój mąż? On bardzo by chciał słuchać twej muzyki – błękitne oczy uważnie patrzyły na Ninę.

- Ale ja nie umiem na niczym grać.

- Umiesz. Muzyka twego serca jest o wiele piękniejsza od mojego fletu.

Nina uśmiechnęła się, lecz nagle spoważniała.

- Nie ma go tu. Nie wiesz, gdzie on jest? – spytała Lianny.

- Zaraz tu przyjdzie, ale tylko na chwilkę. Powie ci coś ważnego. Lecz potem będzie musiał wracać.

- Wracać dokąd? – spytała Nina, lecz nie zdążyła usłyszeć odpowiedzi, gdyż drzwi jasnej komnaty otworzyły się. Stał w nich Krzysztof. Był jakiś dziwny, przygnębiony i blady. Ubrany cały na czarno, nie pasował do panującej wszędzie bieli. Podszedł powoli do żony. Spojrzał najpierw, nieco oszołomiony na dziecko, które Nina trzymała na rękach. Następnie podniósł wzrok na żonę.

- Tęsknię – szepnął zachrypniętym głosem. Jego gardło było nienaturalnie sine. Nina wyciągnęła rękę by go dotknąć, lecz Krzysztof się cofnął.

- Potrzebuję cię – wyszeptał znów. Po jego głosie poznać można było, iż ciężko mu mówić. Nina zaczęła podejrzewać, że powodem są te sińce na jego szyi.

- Muszę być tu z Krystiankiem – odpowiedziała przepraszająco.

- Krzysztofie, powinieneś już iść – rzekła spokojnie Lianna. Nina drgnęła lekko wystraszona głosem kobiety, gdyż zupełnie zapomniała o jej obecności. Kobieta nadal stała w oknie i uważnie na nich patrzyła – Krzysztofie – powtórzyła cicho. Mężczyzna kiwnął.

- Kocham cię – wyszeptał jeszcze ciszej – wróć – po tych słowach zniknął za drzwiami.

- Czemu on nie został ze mną? – spytała Nina kobiety w bieli – tęsknię za nim.

- Więc idź do niego – uśmiechnęła się Lianna – nie martw się, ja zaopiekuję się twym synkiem i codziennie będę mu grać na flecie. A gdy przyjdzie czas, to nauczę ciebie i będziesz mogła grać i Krystiankowi i mężu.

- A czy nie możesz nauczyć mnie już teraz? – spytała z nadzieją w głosie.

- Niestety nie. Jeszcze nie czas.

Nina westchnęła. Bardzo martwiła się o męża. Nie wiedziała dokąd odszedł i czemu był taki smutny. Ucałowała czółko swego synka.

- Mama niedługo wróci – szepnęła – idę tylko zobaczyć, co się dzieje z tatą.

Po tych słowach oddała dziecko Liannie.

- Tylko, proszę, pilnuj by nie było mu zimno – rzekła do kobiety.

- Tu nigdy nie jest zimno – uśmiechnęła się w odpowiedzi – a teraz idź. Krzysztof czeka na ciebie. Do zobaczenia.

Nina odpowiedziała uśmiechem, spojrzała czule na synka i skierowała się w stronę drzwi.



***



Przed oczami Niny wybuchła biel. Zmrużyła powieki, próbując odzyskać ostrość widzenia. Wreszcie zobaczyła przy swym łóżku jakąś kobietę.

- Lianna? – spytała.

- Nazywam się Katarzyna – odpowiedziała głosem pełnym zaskoczenia i radości – jak się pani czuje? Zaraz zawołam doktora.

- Dobrze – odpowiedziała Nina bez zastanowienia się i usiadła na łóżku – gdzie jest mój mąż?

- Teraz powinna pani leżeć – kobieta w białym fartuchu podeszła i ujęła delikatnie ramiona Niny, próbując zmusić ją do powrotu do pozycji leżącej.

- Mój mąż mnie potrzebuje – odpowiedziała Nina stanowczo i wstała – proszę mi powiedzieć, gdzie on jest.

- Nie wiem czy mogę, pan doktor zabronił... – zaczęła tłumaczyć się Katarzyna.

Dźwięk słowa „doktor” uświadomił Ninie, iż jest w szpitalu, a kobieta, która coś właśnie do niej mówi, zapewne jest pielęgniarką.

- Proszę mi powiedzieć, gdzie jest – przerwała monolog Katarzyny stanowczym głosem.

- W sali 105 – mruknęła pielęgniarka po chwili milczenia – ale pani nie może...

Lecz Nina nie usłyszała, czego ona nie może, gdyż wyszła już z białego pokoju. Szła długim i zimnym korytarzem, patrząc uważnie na numerki na drzwiach, prowadzących do różnych pokoi.

100, 102, 103, 104...

- Jest – szepnęła do siebie. Podeszła powoli do drzwi i zajrzała do środka. Krzysztof leżał na łóżku, zapewne spał. Przy nim stały dwie kobiety, ubrane w białe fartuchy. Jedna coś notowała, druga badała tętno mężczyzny.

- Nie rozumiem czemu ludzie robią takie straszne rzeczy – rzekła jedna z kobiet.

- Akurat ten przypadek ja rozumiem doskonale – odpowiedziała druga – rok temu, od razu po narodzinach zmarł mu synek, żona po tej tragedii straciła wszelki kontakt ze światem. A na pogrzebie zemdlała i już nie odzyskała przytomności. Leży w śpiączce. To ta z pokoju nr 99.

- Nie wiedziałam, że to jej mąż – kobieta zakryła ręką usta.

- Cóż, pracujesz tu dopiero od kilku dni – wzruszyła ramionami pielęgniarka – my go już bardzo dobrze znamy. Przychodził do żony prawie co dziennie. No i wczoraj lekarz powiedział mu, że ona już chyba nigdy się nie obudzi. To znaczy, szanse na to są znikome. I pan Krzysztof nie wytrzymał. Co za szczęście, że nasz woźny znalazł go, nim udusił się w tej pętli.

Nina przekroczyła próg pokoju, a pielęgniarki spojrzały na nią, jakby zobaczyły ducha.

- Cud – wyszeptała jedna z nich.

Nina jednak ich nie słuchała. Uklęknęła przy łóżku męża i ujęła jego dłoń.

- Jestem – szepnęła cicho.

Powieki Krzysztofa drgnęły i po chwili otworzył oczy.

- Wiedziałem, że do mnie wrócisz – uśmiechnął się słabo.
"Czemuż wszystkie istoty, gdy wypełni się ich marzenie, zapominają z jakim trudem i zapałem dążyli do niego..."



"żyje się pragnieniem chwili, lecz umiera się, tracąc całe zycie..."




'Armandia' Wiktoria Korzeniewska

2
opada podczas oddech.
oddechu


nie mogła pojąc skąd ci wszyscy
pojąć. Poza tym przed "skąd" przecinek.


grać i Krystiankowi i mężu.
Przed drugim "i" przecinek. Poza tym wydaje mi się, że "mężowi" a nie "mężu".


co dziennie
codziennie



Błędny zapis dialogów. Tutaj masz napisane, jak to powinno wyglądać.



Raczej nie mam więcej do zarzucenia. Może trochę sztuczność dialogów, ale to tylko miejscami.Tekst był przyjemny w odbiorze. Stwierdzę nawet, że mi się podobał.

3
Zdawało się, iż na bladej niemowlęcej skórze jeszcze rumieniec.
Pierwsze zdanie i już babol. :D Zjadłaś ,,jest" albo ,,był" albo coś w tym guście. ;)



Sporo powtórzeń, parę literówek. I nie rozumiem, czemu trumnę nazywasz ciągle małym grobem. ;)



Historia niezbyt porywająca, szczerze mówiąc. Początek był jeszcze niezły, ale potem wszystko zrobiło się zbyt oczywiste; zakończenie można z łatwością przewidzieć. No i trochę za szybko się to działo. A szkoda, bo gdyby bardziej rozpisać ten pomysł, lepiej opisać uczucia i ogólnie bardziej się skupić na psychologii, to mogłoby wyjść coś ciekawego.



Pomysł: 3

Styl: 3-

Błędy: 3-

Schematyczność: 2+

Ogółem (średnia): równiusieńkie 2+



Pozdrawiam. :)
Z powarzaniem, łynki i Móza.

[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]

לא תקחו אותי - אני חופשי

4
Pomysł:3

jak zauważyła już winky twojemu opowiadaniu brakuje psychologizacji. Mnie na przykład nie wzruszyły losy tej rodziny. Nie udało ci się wejść w skórę bohaterów, poczuć, czym jest tak niewyobrażalna strata. Wydaje mi się, że scena w kościele była stosunkowo najlepsza.



Styl: 3+

styl, cóż... nie wciągający, nie angażujący. dialogi sztuczne. jednak czytało się lekko - co jest właśnie tym plusem obok trójki.



Schematyczność: 2

moim zdaniem nie udało ci się, pokazać straty dziecka w odbiegający od schematu sposób.



Błędy: 2+

zapis dialogów, interpunkcja, logika!

Nie rozumiem, jak to się stało, że matka straciła przytomność na cmentarzu i juz jej nie odzyskała. Trochę to się "kupy" nie trzyma. śpączkę powoduje zwykle uszkodzenie/obrzęk mózgu/niektóre zatrucia/rak lub udar mózgu.



poza tym, niemowle nie bełkoczy, ono ryczy, dziecko zaczyna bełkotać i wydawać głosko podobne dźwięki dopiero po jakimś czasie (obserwuje to ostatnio śledząc rozwój mojej trzymiesięcznej bratanicy)



Ogólnie: 3-

powiem tak, nie przekonałaś mnie tym tekstem, nie podobał mi się - nie jest jednak zły, po prostu brakuje mu tego, co w opowiadaniu o temacie jaki wybrałaś, jest bardzo potrzebne, a wręcz niezbędne. Jak powiedziała winky, jak nad nim popracujesz, poprawisz, będzie lepiej
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”