>> Tym razem wrzucam moje najświeższe... no powiedzmy "dieło", hehe. Odchodząc powoli od koncepcji pisania dziwadeł. Nie wiem czy nie przykrótkie, ale taki już był pomysł krótkodystansowy (co więc zrobić). Może ktoś się pokusi na te kilka stronek.<<
1
Siedział w bujanym fotelu, trzymając w rękach świeżutką gazetę. Fajka w ustach podrygiwała w rytm czarnego bluesa, który, ledwo słyszalny, wydobywał się z głębi chaty.
Towarzysz Iwan Mierzejew, jak mawiano o nim dawniej. W tamtych czasach wyglądał o wiele bardziej okazale, teraz z dawnej świetności został mu już tylko śmierdzący naftaliną mundur. Mimo wszystko potrafił jeszcze dość często uśmiechać się do siebie w odpowiedzi na wspomnienia.
- Panie Mierzejew, ktoś do pana – zagadnęła go stojąca nad nim pielęgniarka.
Iwan odwrócił się bardzo powoli, choć i tak zbyt szybko, biorąc pod uwagę ograniczenia wiekowe. Przez chwilę czuł zawroty głowy. Przeszło.
- Czego? – odburknął, przygryzając nieco mocniej cybuch.
Obok kobiety zauważył jakiegoś dzieciaka. Jeden z tych wywrotowców, nie znających życia – ocenił Iwan. Chłopak, może dwudziestolatek, miał na sobie ciemnozieloną kurtkę wojskową, a spod kaptura wyłaniały się czarne, nie myte pewnie od czasów narodzin włosy. To właśnie dla takich ludzi Mierzejew poświęcił połowę swojego życia. Walczył dla nich. Ta myśl zdawała się ciążyć mu coraz bardziej, w miarę jak patrzył na cudacznego młodzieńca.
Tamten zrobił kilka kroków w stronę starego. Podchodził niepewnie, jakby oczekiwał na zachętę ze strony Iwana.
- Czego chcesz? – powtórzył pytanie Mierzejew tym razem zwracając się bezpośrednio do chłopaka.
- Proszę nie zrozumieć mnie źle, ale jestem tu po to, żeby przeprowadzić wywiad.
Być może oczekiwał, że Mierzejew od razu przystanie na tą propozycję. Spodziewał się, że zastanie tu zniedołężniałego, starego pryka. Pomylił się, nawet nie wiedząc jak bardzo – myślał Iwan. Chłopak widząc grymas pogardy na twarzy starca dodał:
- Pan wydaje się być bardzo interesującą postacią. Podejrzewam też, że jak dotąd udzielał pan wywiadów wyłącznie w sprawie kariery generała. Reszta działalności…
Zerknął ukradkiem w stronę pielęgniarki. Nie chciał, by usłyszała to, czego usłyszeć nie powinna.
- Mogłaby nas pani zostawić samych. Proszę o pięć minut – wycedził przez zęby.
Kobieta prychnęła urażona, jednak widząc poważne spojrzenie chłopaka, oddaliła się czym prędzej.
- Proszę spojrzeć. – Rozchylając poły kurtki chłopak zademonstrował znak wymalowany na czarnej, bawełnianej koszulce. – To chyba wygląda znajomo?
Stary otworzył szeroko oczy. Trzymana w ustach fajka o mało nie upadła na podłogę.
- To już przeszłość chłopcze. Proszę, wyjdź. Nie zamierzam wracać do tego, co wydarzyło się wtedy.
Chłopak uśmiechnął się posępnie. Nie wyglądał na kogoś, kto tak łatwo rezygnuje ze swoich postanowień. Mierzejew najwidoczniej zauważył to, bo po chwili zaprzestał zniechęcających wymówek. Przemówił jeszcze raz. Wolniej. Cicho, na tyle, aby mieć pewność, że nikt nie usłyszy.
- Naprawdę chcesz o tym usłyszeć? Oczywiście. Takim jak ty, nigdy nie da wykręcić się sianem – roześmiał się nerwowo. Nie potrafił ukryć podniecenia na myśl o rozmowie z kimś, kto wiedział. Kto być może rozumiał. – Co dokładnie mam ci powiedzieć?
- Wszystko. Od początku do końca. Proszę mówić.
2
W roku 1960 powstała organizacja, o charakterze otwartym, dość dobrze znana ze swoich nierealnie ideologicznych, utopijnych poglądów. O dziwo, wraz z jej powstaniem znalazła się grupa sponsorów, chętna utrzymywać działalność zrzeszenia. Sam miałem zaszczyt uczestniczyć w planowaniu systemu haseł, promowaniu wywrotowych dzieł literackich. Jednak to już zapewne wiesz. – Mierzejew uśmiechał się tak, jakby rozmawiali o meczu piłki nożnej, w którym wygrali „nasi”. – Wiesz już też pewnie, że cały ten cyrk, był jedynie przykrywką dla czegoś poważniejszego. Niby po cóż miałaby powstawać organizacja głosząca jakieś farmazony? Oczywiście. Tak najłatwiej było zrzeszyć grupę osób zainteresowanych działaniami rewolucyjnymi, w dodatku nie budząc niczyich podejrzeń.
Była jesień sześćdziesiątego drugiego. Wraz z niewielkim oddziałkiem, którego losy zostały mi powierzone, przemierzałem sieć szybów kopalnianych nieopodal stolicy. Ja sprawowałem pieczę nad mapą szybów, dwóch dobrych znajomych niosło ładunek, oprócz tego mieliśmy jeszcze paru ludzi, asystujących podczas wykonywania zadania. Pamiętam, że było wtedy cholernie zimno. Oddechy parowały tak, że wyglądaliśmy jak jakaś pieprzona lokomotywa. Zresztą, nieważne. ładunek podłożyliśmy około siódmej wieczorem, bo cały dzień zajął nam marsz do punktu centralnego kopalni. Złoża kruszców były wtedy o wiele rozleglejsze niż dziś. Teraz zajęłoby godzinę, by spacerkiem znaleźć się w sercu szybów. W każdym razie, udało nam się podłożyć ładunek. Widzisz, nie myśleliśmy wtedy, że moglibyśmy rzucić cały kraj na kolana. Planowaliśmy najzwyklejsze ostrzeżenie. W rzeczywistości ładunek był na tyle potężny, że mógłby rozsadzić cały ośrodek kopalniany, przy okazji niszcząc graniczące z nim budynki.
Sasza trzymał w dłoniach detonator z zamiarem rozpoczęcia reakcji, gdy oni wpadli do środka. Nie pamiętam już nawet, co dokładnie wtedy się działo. Wszystko potoczyło się cholernie szybko. Chłopaki zaczęli uciekać we wszystkie strony. Tylko ja stałem jak głupi. Pamiętam, że Sasza krzyczał coś o swoich rękach. Odstrzelili mu je. Wystarczyło, że trzymał w nich zapłon. Jak już powiedziałem, reagowali niesamowicie szybko. Po kilku godzinach łapank, wyprowadzono mnie i dwóch spośród moich towarzyszy na powierzchnię. Została nas trójka, z dziesięcioosobowego oddziału. Najdziwniejsze jednak było to, że gdy wyszliśmy z kopalni, grupa antyterrorystyczna jakby rozpłynęła się w powietrzu. Wiem, żeabrzmi to cholernie dziwnie, ale jedynym dowodem na ich obecność były trupy moich towarzyszy, uwięzione głęboko pod ziemią.
3
- Pan w to wszystko wierzy, prawda?
Stary siedział nieruchomo, jego wzrok, zupełnie martwy, utkwiony był gdzieś między sufitem a górną krawędzią ściany. Dopiero po chwili ożywił się nieco.
- Czy wierzę? W co? Mój oddział został doszczętnie rozbity. Kiedy wróciłem do miasta, nie potrafiłem skontaktować się już z nikim, kto znałby chociaż prawdziwą nazwę naszego ugrupowania. Wyglądało, jakbym rzeczywiście wszystko sobie wymyślił. FOW, którego nosisz symbol, Front Obrony Wyzwoleńczej… to była tylko pusta nazwa zaczerpnięta z książek. Ludzie, którym starałem się opowiedzieć moją historię, tą związaną z naszym ruchem wyzwoleńczym, patrzyli na mnie jak na idiotę. W końcu udało mi się uwierzyć we wszystko, co mi wciskano. A może po prostu chciałem uwierzyć. Teraz wiem, że dałem się nabrać Im, oraz przede wszystkim samemu sobie.
4
Całe wydarzenie oczywiście odpowiednio zawoalowano. Gazety pisały o zawaleniu stropu. Do tej pory nie potrafię sobie wyobrazić, za jakie sznurki, i kto dokładnie pociągał, że rozstrzelani rewolucjoniści, zostali uznani za przywalonych kruszcem górników. Coś tam zaczynało mi już świtać, nie potrafiłem jednak wszystkiego połączyć. Dopiero, gdy dostałem natychmiastowe powołanie do armii, udało mi się uzmysłowić, że za wszystkim rzeczywiście chował się rząd.
Któż inny, jak nie oni, mógłby tak dobrze zatuszować całą sprawę. Poza tym tylko organy inwigilacji rządowej byłyby w stanie rozgryźć nasz plan. Tym bardziej, że zachowaliśmy naprawdę daleko idące środki bezpieczeństwa. My nie znaliśmy naszych zwierzchników, oni znali nas tylko z pseudonimów. Kontakt był telefoniczny, ponadto zawsze odbieraliśmy wiadomości na mieście. To były budki telefoniczne, ulokowane w jak najmniej uczęszczanych przez ludzi dzielnicach, których namiary mieliśmy podane przez bezimiennych kurierów. Nie wiem, czy istnieje organizacja będąca w stanie zareagować tak szybko na naszą akcję. To musiał być rząd.
Dwa tygodnie później byłem już świetnie wcielony do armii. Bzem dla nich jak idealna broń. Awansowałem cholernie szybko, jak na chłopaka bez wykształcenia. Teraz oczywiście wiem, że to zasługa naszej akcji. Po prostu potrzebowali kogoś, kto z minimalnym nakładem środków, z ubogim oddziałem byłby w stanie przebić się przez linię wroga. Najwidoczniej mieli rację. Zdobywałem miasto po mieście. Laury sypały się gęsto, a najlepsze jest to, że robiłem dokładnie to, przeciw czemu wcześniej walczyłem. Może, gdybym nie przystał na tą zmowę milczenia, gdybym nadal drążył, szukając echa rewolucji, teraz nie siedziałbym tutaj. Taki stary człowiek, jak ja, może jedynie dziękować opatrzności, że zamiast wyboistej drogi idei, wybrał sojusz z dotychczasowym wrogiem.
5
Pykając z połyskującej lakierem, drewnianej fajeczki, Mierzejew uśmiechał się do siebie.
- Teraz chłopcze, dzięki rządowi mam to, na co patrzysz. Miły domek za miastem. Darmowa opieka medyczna i pięćdziesiąt procent zniżki na ewentualny bypass. – Roześmiał się ironicznie. – Jednak warto było zapomnieć. Choćby równoważyło się to ze zdradą przyjaciół, czy idei, w które wierzyłem.
Chłopak poprawił się na krześle. Notatnik schował do wewnętrznej kieszeni kurtki. Teraz wciąż szukał czegoś, przetrząsając resztę kieszeni. Jakby od niechcenia, odezwał się do starego.
- A jednak, panie Mierzejew, nie zapomniał pan wszystkiego tak do końca. Szkoda.
Starzec spojrzał na swojego rozmówcę, nie rozumiejąc do końca jego słów. Chłopak wyciągnął niewielki, lśniący rewolwer. Mierzejew bardzo dobrze znał tą broń. Sam kiedyś używał podobnej. Chłopak kontynuował, tym razem patrząc starcowi w oczy.
- Zapewniliśmy panu wszystko, prawda? I żeby to utrzymać, wystarczyło zapomnieć. Pan jednak wolał zachować tą garść wspomnień. W dodatku nie potrafię zrozumieć, czy tak ciężko byłoby przestać o tym myśleć.
- Ale… To znaczy, że tak było, że nie pomyliłem się rozszyfrowując zagadkę?
Młodzieniec pokiwał głową. Z melancholią, jakby w geście zrozumienia. Jednak nie zamierzał czekać, aż Mierzejew uświadomi sobie swoją porażkę.
- Nie powinien pan rozpowiadać tak niebezpiecznych fantazji. Kto wie, kiedy okażą się prawdziwe – powiedział pociągając ze spust.
Mierzejew jeszcze przez chwilę patrzył ze zdziwieniem. Tylko niewielka dziurka, w samym środku czoła, świadczyła o tym, że z tego zdziwienia nie będzie mu dane wyjść już nigdy.
KONIEC
2
Pomysł: 4
Podoba mi się. Mimo że krótkie jak na taką historię, to chyba zgrabnie zaplanowane. Mimo że tematyka wojenna to dosyć wyświechtany 'teren', zawsze można wykrzesać coś interesującego. Tobie się udało z całkiem porządnym skutkiem. Interesowało, a koniec został dobrze zaplanowany. Ciekawa puenta, mówiąca o przyłączeniu się do wroga.
Styl: 4+
Prawdopodobnie to co do mnie najmocniej przemówiło, to właśnie styl. Opisujesz wszystko tak, że chce się czytać dalej i jeśli miałbym się do czegoś przyczepić to do tego, że strona psychiczna postaci jest trochę uboga, przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Domyślam się, że bardziej zajęło Cię konstruowanie samej historii.
Schematyczność: 4
Tematyka wojenna, ale ciekawie ujęta, z interesującym zakończeniem.
Błędy: 4
Jakieś literówki, np.:
Trochę interpunkcji, np.:
Ocena ogólna: 4 / 4+
Zgrabnie napisane opowiadanie. Interesujący pomysł, ładny styl, mała ilość błędów. Wrażenia pozytywne.
Pozdrawiam.
Podoba mi się. Mimo że krótkie jak na taką historię, to chyba zgrabnie zaplanowane. Mimo że tematyka wojenna to dosyć wyświechtany 'teren', zawsze można wykrzesać coś interesującego. Tobie się udało z całkiem porządnym skutkiem. Interesowało, a koniec został dobrze zaplanowany. Ciekawa puenta, mówiąca o przyłączeniu się do wroga.
Styl: 4+
Prawdopodobnie to co do mnie najmocniej przemówiło, to właśnie styl. Opisujesz wszystko tak, że chce się czytać dalej i jeśli miałbym się do czegoś przyczepić to do tego, że strona psychiczna postaci jest trochę uboga, przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Domyślam się, że bardziej zajęło Cię konstruowanie samej historii.
Schematyczność: 4
Tematyka wojenna, ale ciekawie ujęta, z interesującym zakończeniem.
Błędy: 4
Jakieś literówki, np.:
ByłemBzem dla nich jak idealna broń.
że zabrzmiżeabrzmi to cholernie dziwnie
łapanekłapank
Trochę interpunkcji, np.:
kurtki przecinekRozchylając poły kurtki chłopak zademonstrował znak wymalowany
przeszłość przecinek ; kiedy ktoś zwraca się do kogoś w dialogu, zawsze stawiamy przecinekTo już przeszłość chłopcze.
Ocena ogólna: 4 / 4+
Zgrabnie napisane opowiadanie. Interesujący pomysł, ładny styl, mała ilość błędów. Wrażenia pozytywne.

Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
3
cóż, czytałam ten tekst już jakiś czas temu, na początek powiem od razu, że mi się spodobało - jednak, po przeczytaniu czułam pewien niedosyt. czegoś mi tu poprostu zabrakło.
Pomysł: 4
zdecydowanie ciekawie przedstawione. widać, że tekst był "zaplanowany". trochę nieralnym wydaje mi się fakt iz koleś strzelił po prostu generałowi w łeb. ale to juz inna kwestia
Styl: 4-
może nie jestem tak pełna entuzjazmu jak Patren, aczkolwiek warsztatowo tekst jest również dobry.
Schematyczność: 4
Błędy: 4-
Ogólnie: 3+/4=
tekst jest całkiem dobry, ale do mnie nie przemówił. brak mi tu przede wszystkim takiego "kopa" dla czytelnika. czegoś co by nim wstrząsnęło. jak zauwazył Patren, brak mi tu emocji, psychiki
pozdrawiam
Pomysł: 4
zdecydowanie ciekawie przedstawione. widać, że tekst był "zaplanowany". trochę nieralnym wydaje mi się fakt iz koleś strzelił po prostu generałowi w łeb. ale to juz inna kwestia
Styl: 4-
może nie jestem tak pełna entuzjazmu jak Patren, aczkolwiek warsztatowo tekst jest również dobry.
Schematyczność: 4
Błędy: 4-
Ogólnie: 3+/4=
tekst jest całkiem dobry, ale do mnie nie przemówił. brak mi tu przede wszystkim takiego "kopa" dla czytelnika. czegoś co by nim wstrząsnęło. jak zauwazył Patren, brak mi tu emocji, psychiki
pozdrawiam
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".
"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".
- Nieśmiertelny S.J. Lec
"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".
- Nieśmiertelny S.J. Lec