"Samotna Wędrówka" - proszę o popra

1
zapewnen będzie dużo błędów, dlatego więc tutaj zamieściłem kawałek mojej twórczości, jeśli tak to mogę nazwać. Miłego czytania.

Z góry dziękuję za poprawki !





Zagadka



Był piękny wrześniowy poranek. Król Marlhome postanowił jak co rokuodbyć wizytę w Yonnaru, głównym ośrodku szkolenia piechoty Kirhu Fenhy. Miasto to składa się z baraków i budynków koszarowych.

Król krainy Kirhu Fenha, Marlhome, był wysokim, szczupłym oraz barczystym mężczyzną. Wręcz emanowała z niego siła oraz odwaga. Na bystrej twarzy wypiętrzyły się przeżyte lata. Włosy długie, lokowane sięgały mu do ramion. Oczy bystre, brązowe, z których można było wywnioskować jego wiek. żylaste ręce, efekt wieloletnich prac w kuźni.

Władca wyruszył z Mir’aedu wczesnym przedpołudniem wraz z kilkudziesięcioma najlepszymi żołnierzami. Połowa z nich miała długie, ręcznie robione łuki z drzewa cisowego, pełen kołczan strzał oraz miecz. Druga połowa miała włócznie, miecz oraz tarcze. Ich zbroje mieniły się srebrem w świetle słońca, a zrobione były krzatowymi rękoma, które były mocniejsze od tych, które robią ludzie.

Szli niecałe dwie godziny, gdy na ich oczach pojawił się jeźdźiec na białym rumaku. Cały był zalany krwią. W jednej ręce, kurczowo, trzymał miecz. Włosy krótkie. Gdy jego wierny rumak dojechał do króla, to ten zobaczył, iż człowiek, który jechał na koniu nie żyje. Jeden z żołnierzy otrzymał rozkaz przeszukania jeźdźca i w jego torbie znalazł zawinięty i zapieczętowany zwój. Przekazał władcy, a ten go przeczytał :

„Królu,

przesyłam mojego zwiadowcę z prośbą o wsparcie militarne bądź radę. Od niedawna, z lasu obok, a jest to Faren'hu, w nocy, niewiadomo co wychodzi i atakuje moją straż, która jest wystawiana na noc. Próbowaliśmy nawiązać kontakt z obcymi, poprzez pułapkę, jednak Ci byli sprytniejsi. Było ich kilka razy więcej i otoczyli moją „małą” armię, którą wysłałem do lasu. Dowiedziałem się o tym od jedynej osoby jaka przeżyła tę masakrę. Nie wiem co mam robić. Proszę o szybką odpowiedź, bo inaczej nas wszystkich wybiją !

Ronnan”

Król długo się nie zastanawiał. Wydał rozkazy, aby jeden z żołnierzy pobiegł do zamku, a drugi zaś wprzódy na zwiady. Uformował szyk i ruszyli. Z początku szło im nieźle, jednak żołnierze odziani w tak ciężkie zbroje długo nie wytrzymali.

Dzień chylił się ku końcowi, podczas gdy mieli już za sobą kilka mil drogi. Rozpalili ogniska oraz wystawili wartę. Noc była gwieździsta oraz bardzo spokojna. Nigdzie nie było nic słychać ani widać, prócz kilku przebiegających saren bądź lisów.

Z pierwszym świtaniem zgasili ogniska, oraz zatarli ślady swojego pobytu i ruszyli dalej.

Maszerowali kilka godzin po czym zobaczyli Zagajnik. Z daleka odpychał swym wyglądem. Z czasem jak dochodzili, lasek wydawał się coraz bardziej groźny, jakby coś czyhało na przyjezdnych. Nikt nie odzywał się słowem. Wjeżdżając do lasku, każdy rozglądał się na boki. Dęby spuszczały swe gałęzie, jak dziecko żądne zabawki. Po pewnym odcinku drogi, drzewa stawały się coraz wyższe, w niczym nie przypominających, tych, które widzieli na początku. ścieżka stała się węższa i po piętnastu minutach musieli iść gęsiego. Droga, którą szli, była zrobiona z kamienia. Dobrze utrzymana, zrobiona przed wieloma wiekami. W lesie panował gęstniejący mrok, gdyż przez kotarę drzew, nie mogło przebić się słońce.

Minęło pół godziny żmudnego marszu, gdy natrafili na małą polankę. Postanowili utworzyć tutaj pierwszy tego dnia obóz. Mimo, iż słońce wreszcie zajrzało przez gęstą kotarę drzew, to żołnierzom Marlhome’a nie dodało to otuchy. Wciąż rozglądali się na wszystkie strony w obawie przed nagłym atakiem. Po kilkunastu minutach, postanowili ruszyć dalej. Kiedy ponownie zagłębili się w lasek, droga stała się jeszcze bardziej węższa, jednak gruba warstwa drzew, nie pozwoliła dostać się tutaj promieniom słońca. ścieżka stała się bardziej zaniedbana, niż z początku. Kamień, z którego zrobiony był szlak, niegdyś pięknie prezentował się w tutejszym zagajniku, lecz teraz był popękany, brakowało niektórych kamieni i w ten sposób stracił na uroku. W miejsce braków powstały dziury, w których stała rzadko wysychająca woda.

W ten sposób morale żołnierzy diametralnie spadły. Nikt nie chciał iść dalej, jednak każdy bał się wyrazić to na głos. Wtem, z każdej strony żołnierze usłyszeli mrożące krew w żyłach ryki. Potrwało to moment, po czym nagle ucichło, co jeszcze bardziej spotęgowało strach żołnierzy. Równie nagle, króla i jego poddanych, doszedł odgłos orających o ziemie kopyt...




Powrót Do Przeszłości



Ashran stał na pagórku i wpatrywał się we wschodzące słońce na horyzoncie. Myślał o swej przeszłości. Niegdyś był jednym z najlepszych najemników, którzy zabijali na zamówienie. Wykonywał zlecenia prawie na każdego, jednak na ludzi bardzo rzadko. Prędzej, nim zaczął zabijać za pieniądze, służył w Doborowej armii - Szóstej Piechoty Yonnaru. Następnie, gdy ogłoszono go zdrajcą, udał się na wygnanie i podróżował po świecie zabijając najokropniejsze bestie. Zabijał tylko gdy musiał, bądź gdy wpadł w zasadzkę. Nie lubił tego, jednak by żyć, musiał to robić.

Jednak teraz, gdy wspominał te dawne czasy robiło mu się niedobrze.

Mieszkał w starym domku, na skraju lasu Shakz'bun. Utrzymywał kontakty z elfami. W zamian za pomoc, którą w miarę swoich możliwości udzielał tym pięknym stworzeniom, król Worrak obdarzył go, z pomocą smoków nieśmiertelnością. Wraz z nastającymi walkami w Fyt’hii, krainie gdy niegdyś był jeden władca, smoki postanowiły opuścić te tereny. Pewnego dnia wzleciały i nigdy nie wróciły, a ich nową siedzibą została wyspa na morzu Sanskim.

Były najemnik miał długie opadające włosy, które miały kolor brązowy. Na twarzy, aż trzy blizny, zadane najprawdopodobniej przez klingę. Bardzo żylaste ręce, które posiadały siłę trzy razy większą, niż zwykły człowiek. Lata przeżyte na pustkowiach, na tyle się wypiętrzyły na jego twarzy, iż nieśmiertelność dana przez elfów, nie mogła tego zaćmić. Jeżeli elfy kogoś obdarowują nieśmiertelnością, to także „dają” urodę jaką one same posiadają.

Powróćmy do naszego bohatera. Mieszkał tam parę ładnych lat i prawie codziennie przebywał w gościnie u króla elfów. Za życia śmiertelnika miał o wiele więcej mrocznych przygód, niż to opisałem na początku, jednak to się nie pojawi w tej opowieści.

Pewnego słonecznego popołudnia (a było to piątego listopada) stał na wzgórzu. Poprzednie dwa dni spędził u króla Worraka, gdyż odbywał się coroczny Festiwal Odrodzenia Elfiego. Był to jeden z najbardziej cenionych festiwali, jeśli nie najbardziej. W ten czas wszyscy się bawili, pili i jedli. Oczywiście co to byłaby za zabawa bez smoków. Na to otóż święto specjalnie zlatywały się wszystkie smoki. Ogółem wstał tego dnia na kacu. A jego sposób na kaca, to dużo pić wody źródlanej. Miał jej pod dostatkiem, ponieważ niedaleko płynął malutki strumyczek.

Tego jednak dnia miał zamiar się wybrać do Mir’aedu dowiedzieć się czy wiadomo coś więcej w sprawie króla. Został porwany. Na ten czas rządy w królestwie sprawował jego zastępca - Hransog. Znany jest ze swojej porywczości, jednak pod nieobecność króla dobrze sobie radzi.

Ashran obliczał około dwóch, może trzech dni wolnej jazdy konno. Oczywiście jeżeli pokazałby się bez żadnego przebranie, to od razu by go rozpoznano i wsadzono do więzienia, przez zakaz poruszania się swobodnie po Kirhu Fenhie. Jednak z powodu zasług, z których zasłynął w całym królestwie, dostał od króla zgodę na poruszanie się po jego terenach, jednak nie może zostać dłużej w jednym mieście niż dwa dni. Prawie nigdy nie ruszał się ze swojego domu, jednak z powodu porwania króla, którego bardzo cenił, to co 2-3 tygodnie zjawiał się w Mir’aedzie.

Postanowił wyjechać o świtaniu dnia 7 listopada.

Dwa dni później, gdy jeszcze było ciemno Ashran wstał i osiodłał konia. Zabrał wszystkie zapasy, które miały starczyć mu na sześć dni. Napoił konia, gdyż dzieli ich jeden dzień jazdy konno, od wody pitnej. Sprawdził czy wszystko zabrał i wyjechał.

Pierwszego dnia nic się nie działo. Jechał cały dzień pięknymi, zielonymi łąkami, na których nic się nie pasło. Pod wieczór znalazł malutki zagajniczek. Rozbił obóz, upolował jelonka i poszedł spać.

Następnego dnia z rana dojechał do pierwszego źródła wody. Była to rzeka Fitha.

W promieniach słonecznych wylegiwał się przez godzinę. Ruszył wzdłuż rzeki szukając mostu, przez który mógłby się przedostać na drugą stronę. Podczas jazdy słyszał szum wody, który stopniowo się nasialał. Dojechał do mizernie wyglądającego mostu, jednak był to jedyny w okolicy, przez który mógł przedostać się na drugą stronę, a nie miał czasu szukać innej przeprawy. Wjeżdżając na mostek, jego koń zachwiał się lekko. Chwilę trwało zanim rumak złapał równowagę. Gdy wjechał na drugi brzeg poczuł wielką ulgę.

Słońce zaszło i zaczęło się zbierać na deszcz. Jechał następne dwie godziny bez większych przeszkód. Mijając pierwszy dom od wyjazdu, który wyjątkowo różnił się od innych znanych mu budowli, zerknął w jego stronę i zobaczył w oknie dziwnie wyglądającą osobę, która bacznie mu się przyglądała, jednak gdy spróbował jej się lepiej przyjrzeć, owa osoba zniknęła. Zatrzymał się i zastanawiał czy nie podejść i zobaczyć kto to był, jednak szybko zaniechał tego pomysłu. Budynek ten odpychał wyglądem. Wysoki, nawet bardzo wysoki, gdzie dach był pokryty dziurawą strzechą. W oknach wisiała postrzępiona świńska skóra. Na drzwiach widoczny był upływ lat, a ślady po siekierach wskazywały na to, że gospodarz nie był faworytem dawnych mieszkańców tych okolic.

Mijając sam dom, usłyszał jeszcze jakiś krzyk dobywając się ze środka, jednak nie zwrócił na to większej uwagi. Jechał i podziwiał pięknie wyglądające pola, w których wiele było różnorakich kolorów. Szary, zielony, brązowy i wiele, wiele innych, które mieszały się w jednolity, złoty kolor. Ilekroć Ashran spojrzał za siebie widział ten dziwny dom, a na „ogródku”, jeśli tak to można nazwać, stała postać. Wysoka (przynajmniej tak mu się wydawało), odziana w łachmany, których strzępy targane przez wiatr przedstawiały żałosny widok. Z daleka wydawać się mogło, że to zjawa na tle majaczącego domu. Owa osoba podniosła rękę w geście pożegnania.

Dojechał do Mir’aedu w spokoju. Nie było więcej „zjaw”, ani żadnych nieoczekiwanych postojów.

Przed miastem roiło się od kupców, chłopów, żołnierzy, rzemieślników, grabarzy, rolników, żebraków itd. Zszedł z konia i wmieszał się w tłum, by go nie rozpoznano. Brama do miasta, wysoka na dziesięć łokci, otwierana dwustronnie, z nieznanego surowca. Miasto było otoczone grubym murem kamiennym, gdzie co dwadzieścia łokci znajdowała się wieża wysoka na piętnaście-dwadzieścia łokci. Z niej łucznicy mieli zasięg nawet do dwustu metrów. Po obu stronach bramy, stali dwaj strażnicy. Chudszy, a zarazem wyższy, oraz grubszy i niższy. Obaj przyglądali się każdemu z byka, w lśniących zbrojach, które wyglądały na solidne, u boku miecz, zaś na plecach tarcza. Mieli za zadanie sprawdzić każdego wchodzącego do miasta.

Gdy przyszła kolej na Ashrana, to ten zasłonił jeszcze mocniej twarz chustą i podszedł do chudszego. Spojrzeli sobie w oczy. Były najemnik miał wrażenie, iż żołnierz rozpoznaje go. Odwrócił głowę w drugą stronę.

- Skąd przybywasz i w jakim celu ?

- Przybywam z daleka i muszę uzupełnić zapasy, gdyż przede mną jeszcze daleka droga - odparł.

- Taak... Czego potrzebujesz ? - spytał po dłuższej chwili żołnierz.

Szukając szybkiej odpowiedzi, Ashran palnął głupstwo :

- A co cię to obchodzi ?

- Uuu... Wiesz, że mogę Cię teraz nie wpuścić do miasta, ponieważ, po pierwsze - nie dałeś jasnej odpowiedzi na moje pytanie, a po drugie - obraziłeś mnie.

- Przepraszam, zapomniałem gdzie jestem - odparł lekko zdenerwowany.

- Tak więc pytam jeszcze raz, czego potrzebujesz ?

- Głównie żywność.

- Hmm... Tak więc tylko po to przyjechałeś??? - po dłuższej przerwie dodał - Mam nieodparte wrażenie, że skądś Cię znam... Yhm...

- Być może kiedyś mnie już tutaj widziałeś. - sprytnie odparł.

- Nie wydaje mi się, jednak nie mam innego wyjścia. Proszę, wchodź!

Wchodząc do miasta miał wrażenie jakby wpadł w pustkę, gdzie znajdowały się tylko budynki. Budowane były z myślą o obronie miasta. Usytuowane tak, aby pełniły funkcje obronne. Wchodząc w ścieżki między budynkami nie ma żadnych szans na przeżycie. Wieże miały zasięg z jednego końca miasta na drugi, tak więc jakby jedna wieża na zachodzie by zawaliła, to wspiera ją wschodnia. W razie pożaru, na trzy budynki przypadał wielki zbiornik z wodą. Na murach roiło się od znakomitych strzelców. Daleko na wprost jak strzelił, od strony bramy, stała potężna rezydencja. Z tej pozycji wyglądała bardzo niewyraźnie, jednak Ashran wiedział co to za budynek. Jest to rezydencja króla, który teraz sprawuje władzę nad Mir’aedem oraz nad całą włością, którą ma we władzy, czyli nad Kirhu Fenhą.

Stał przez chwilę przypatrując się tejże budowli, jednak on miał inny cel własnej podróży. Była to knajpa, można by ją nawet nazwać „speluną”, ponieważ przychodziły tam same największe szumowiny miasta. Jednak właśnie tam Ashran mógł dowiedzieć się najwięcej. Tak więc wszedł w prawą alejkę od strony bramy i szedł tak na wprost z dziesięć minut. Następnie skręcił w lewo i zobaczył mały, bardzo zaniedbany budynek z wielką tabliczką nad drzwiami, gdzie gościł napis : „U Menela”, co idealnie odzwierciedlało obraz owej knajpy.

Wszedł do środka i momentalnie odór, który z niej się wydobył, odepchnął Ashrana na metr. Przemógł się i ruszył naprzód. Na początku nic nie mógł dojrzeć, ponieważ wszędzie było gęsto od dymu z fajek, które ciągle gościły w gębach tutejszych gości. W środku panował chaos. Stoliki - porozwalane - krzesła niby poukładane wokół nich, jednak w ogóle bez ładu. Bar, jeśli można to tak nazwać, cały brudny, zaś blat , na którym spoczywały kufle, rozwalony, zapewne od uderzeń pięściami. W prawym rogu od wejścia tłukło się dwóch meneli. W lewym rogu trwała zawzięta kłótnia przy grze w karty. Przeszedł obojętnie obok tych wydarzeń i znalazł się naprzeciw barmana.

- Był tu dzisiaj Jahner ? - zapytał grzecznie.

- Nie, bo co ? - odparł zbyt natarczywie barman.

- Ponieważ chciałbym z nim porozmawiać - odparł Ashran wciąż zachowując spokój.

- No to se chyba nie pogadasz, a teraz daj mi spokój, bo mam sporo roboty.

I odszedł zostawiając Ashrana z własnymi myślami.

Usiadł przy barze i obserwował co się dzieje w pubie. Wszędzie trwały kłótnie, hałasy, śmiechy, odgłosy tłuczonego szkła. Po chwili namysłu postanowił poszukać przyjaciela u niego w domu, jednak rzadko on tam przebywa.

Gdy był już przy wyjściu, usłyszał ochrypły głos, który wymawiał jego imię. Spojrzał za siebie i zobaczył Jahnera. Przywitali się i po krótkiej wymianie zdań postanowili porozmawiać na zewnątrz.

Po tym jak wyszli, pierwszy przemówił Ashran :

- Co tam u Ciebie stary przyjacielu ?

- Niestety to, co było. Ciężko o pracę, pieniądze i co tylko. Jednak opowiadaj co tam u Ciebie?

- Nic się nie zmieniło, oprócz przybywających lat, które i tak nie zdają się postarzać mnie. Wszystkie ważne sprawy pozałatwiałem i przybyłem najszybciej jak mogłem. Słuchaj, wiadomo coś nowego w sprawie króla ?

- Tak. Wiadomo kto Go porwał. Możesz nie uwierzyć, ale były to Minotaury, te stwory z Gór Błękitnych, skąd nie ruszały się od ponad stu lat i znowu wyszły na świat. Jest to jedna z najgorszych wieści jakie słyszałem w przeciągu kilku lat. Mogły siedzieć w tych swoich jaskiniach...

- Spokojnie, doskonale zdawaliśmy sobie z tego sprawę, iż prędzej czy później znowu pojawią się wśród nas - uspokoił go Ashran. - Wiadomo, gdzie Go zabrały ? - zapytał po dłuższej przerwie.

- Na sto procent nie wiem, jednak podobno tę masakrę przeżył jeden z żołnierzy eskortujących króla i zdołał uciec. Prawdopodobnie mieszka On w Sura'namie, ale nie jestem tego pewien. Wedle moich informacji zaprowadziły Go do Wuru'da... Pewnie znowu są na łaskach tego niegodziwca Norrhy... Jakbym go dorwał, to bym mu pokazał... Gdybym tylko nie był taki stary, to bym dosiadł konia i ruszył w poszukiwaniu króla...

Pożegnali się i rozstali. Ostatnie słowa Jahnera przemówiły do Ashrana. I tak nie mam co robić tam u mnie, to może ruszę w poszukiwanie króla, pomyślał Ashran. Jednak na razie muszę pojechać do Worraka i dowiedzieć się czy mi pomoże, dokończył myśl Ashran.

Noc postanowił spędzić w dość dobrej gospodzie o nazwie "U Korsarza".

Na następny dzień wyruszył z miasta o świtaniu. Postanowił obrać taką samą drogę, jaką przyjechał.

Jechał w spokoju trzy godziny. Zbliżał się właśnie do malutkiego zagajniczka, który składał się zaledwie z kilku drzewek. Kiedy przjeżdżał, zza jednego z drzew wyleciał ork, który trzymał w ręce łuk. Bez chwili zastanowienia wystrzelił pierwszą strzałę. Ashran ledwo co zdążył się uchylić. Skoczył z konia i rzucił się na orka. Chwycił go za ręke i jednym ruchem obalił na ziemię. Z pochwy, którą stwór miał przyczepioną do pasa, wyciągnął miecz i gdy miał mu zadać śmiertelny cios, nagle coś ugodziło go w ramię. Spojrzał w kierunku zagajniczka , a tam stało około dziesięciu orków, z łukami w rękach. Chwilę się zastanawiał. Zrobił szybki krok w prawo i właśnie tam poleciały wszystkie strzały. To dało mu chwilę czasu na uczieczkę. Szybkim krokiem podbiegł do konia, wskoczył na niego i ruszył. Kilka strzał świstnęło mu nad głową oraz obok ramienia. Zdołał uciec, jednak ból w ramieniu nie pozwolił mu się skupić. Co to było ? - zadawał sobie to pytanie, jednak nie mógł znaleźć odpowiedzi.

Pospieszył konia i teraz już pędem gnali przez pustkowia.

Postanowił zatrzymać się w pierwszym lepszym domu jaki spotka, gdyż ból dokuczał mu niezmiernie. Pech chciał, iż pierwszym napotkanym budynkiem była owa rudera, którą mijał w drodze do Mir'aedu. Zatrzymał się przed wejściem. Chata nie miała drzwi, tylko kawałek drewna, który te drzwi zastępował. Zapukał i czekał. Niestety nikt nie otwierał, więc postanowił wejść. Wszedł do środka i od razu się przestraszył. Na podłodze leżały kawałki martwych zwierząt, na ścianach "trofea" z łbów ludzi, zaś zamiast stołu był kawałek pnia. łóżka nigdzie nie było widać. Schody prowadzące na górę podziurawione, w kilku kawałkach. Wszędzie smród zgnilizny. Postanowił zbadać dom. Wyciągnął ze spodni miecz, który ukradł orkowi i ruszył na górę. Gdy wchodził na pierwszy stopień, to ten zgrzytnął i prawie się rozpadł. Doszedł na górę i się rozejrzał. Korytarz - bardzo długi - prowadził tylko w lewo. Poszedł tam i badał każdy pokój. W pierwszym można było przypuścić, iż jest to łazienka. Na środku wielki otwór. Nigdzie nie było widać kranu lub wanny. A smród był jeszcze gorszy niż na dole. W drugim pokoju było pusto. Zaś w trzecim, to co zobaczył, przeraziło go. Na środku pokoju stała wielka trumna. Zamknięta, jednak Ashran z ciekawości musiał ją otworzyć. Podszedł po cichu i otwarł klapę. Trumna nie była pusta. W środku leżał najprawdziwszy Licz. Wyglądem przypominał człowieka, jednak zawsze cały jest blady jak trup. Wysoki, jednak tak chudy, że kości widać, żywi się wyłącznie zwierzątami oraz padliną. Każdy licz, jest czarnoksiężnikiem, który utracił duszę, jednak był kiedyś człowiekiem. Brak oczu (przynajmniej tak się wydaje) jest wstanie przerazić najmężniejszego człowieka oraz elfa. Ashran ledwo co opanował krzyk zdumienia, jak i zdziwienia. Najszybciej, ale i najciszej jak mógł zamknął trumnę i zszedł na dół. Szybkim tempem dosiadł konia i ruszył. Tysiące myśli przeszło głowę byłego najmnika. Skąd on tu się wziął ? Dlaczego się tutaj pojawił ? Po co ? Jest sam, czy z kimś? Te pytanie i jeszcze wiele innych bez odpowiedzi zadał sobie podczas jazdy Ashran.

Jechał bardzo szybko, jednak dziwne zajścia tego dnia nie pozwalały mu się skupić. Gnał przez kotlinki, dolinki, pastwiska, pola, dzikie bezdroża i nim się spostrzegł znalazł się już w domu. Konia odprowadził do stajenki, rozpakował się i ruszył w stronę Shakz'bun. Wchodząc do lasu nie czuł strachu, ponieważ był do niego przyzwyczajony i często tu bywał, z racji wizyt u króla elfów, Worraka. Jednak ktoś, kto tu nigdy nie był, mógł nabawić się strachu. Nie był to zwykły las. Drzewa olbrzymie, których wierzchołki prawie dotykały chmur, jednak jest to tylko taka fatamorgana, którą przeżywa każdy obcy. Na każdym drzewie wyryte znaki, pewnie dla komunikacji między mieszkańcami tego lasu. Kółka, kwadraty, prostokąty, trapezy, romby, kreski, kropki zsynchronizowane w pewne wzorki. Idąc ścieżkami, nikt nie ma prawa zgubić się, jednak jeśli tylko raz zboczy się z wyznaczonej ścieżki, można już nigdy nie ujrzeć słońca.Drzewa, niby ludzie, są wstanie się poruszać.

Szedł piętnaście minut i już zaczynał wchodzić w tereny, gdzie mieszkały elfy. Prawie, że urosły przed nim pierwsze budynki królestwa Worraka. Domki, usytuowane na drzewach, a wchodziło sie do nich, po pięknych marmurowych schodach. Z zewnątrz wyglądały nadzwyczajnie. Okienka podzielone na trzy części. Zamiast firanek, zwisały złote frędzle, które jak na nie się spojrzy, mieniły się srebrem. Dach zrobiony z dębu, jednak coś sprawiało, że wyglądał jak jeden wielki diament. Cudownie mienił się , a każdy kto to zobaczył, nie mógł oderwać od niego oczu, co działo się za każdy razem z Ashranem, gdy to ujrzał. Wszystkie budynki wyglądały prawie tak samo , z wyjątkiem jednego - pałacu władcy. Potężna rezydencja, niczym zamek. Ogromna brama, zrobiona z najczystszego złota. Cała zdobiona klejnotami, wydobywanymi w Górach Grozy. Budynek wysoki na dwadzieścia pięć łokci, a szeroki na sto. Malutka fosa wokół pałacu. Od bramy był mały mościk, przez któy można było dostać się do środka. Była to jedyna budowla w tym lesie, która nie znajdowała się na drzewie.

Przeszedł przez most do bramy, gdzie zatrzymało go dwóch strażników.

- Witaj Ashran ! Dawno CIę tutaj nie było. - wtem żołnierz zobaczył ranę na ramieniu - Co Ci się stało w ręke ? - zapytał.

- Szkoda gadać, muszę jak najszybciej zobaczyć się z królem. Na pewno dowiesz się od niego przyjacielu, co zaszło.

Wszedł do pałacu. W środku był długi hol. Dywan, po którym szedł, był zrobiony z najlepszego jedwabiu, jaki można dostać w Fyt'hii. Sufit pomalowany na biało, zaś ściany na seledynowo. Pełno obrazów rozmieszczonych co kilka centymetrów. Nigdy Ahsran nie doszedł do tego, kogo te postacie i krajobrazy przedstawiały.

Szybkim krokiem ruszył ku wejściu, które znajdowało się zaraz na przeciwko bramy. Przy drzwiach - także zrobionych ze złota - stał strażnik. Bez wahania wpuścił go do komnaty. Król i jego żona czekali już na niego.

- Witaj Ashranie ! Dostałem od Libaela wiadomość, iż jesteś przy bramie. Opowiadaj szybko co się stało ? - przywitał go król.

Jak on tak szybko dowiedział się, że jestem? - pomyślał Ashran, a potem opowiedział całą historię od początku do końca, nie pomijając żadnego szczegółu.

- Doprawdy, dziwne rzeczy zaczynają dziać sę na tym świecie. Tak jak przewidywałem, Norrha powrócił, przejął Wuru'da i zaczyna najmować armię... Minotaury, orkowie, licze... Najbardziej mnie dziwi ta opowieść o Liczu. Zadaję sobie te same pytania, co ty i nie mogę znaleźć odpwiedzi... One prawie nigdy nie wychodzą ze swoich jaskiń, no, chyba, że jest takaś bardzo ważna sprawa... Zostań u nas na noc, zaraz wezwę kogoś, aby opatrzył twoją ranę. Mam nadzieję, iż strzała nie była zatruta - ostatnie zdanie powiedział szeptem, aby nikt nie usłyszał.

Gdy Ashran odchodził, Worrak podbiegł do niego i powiedział :

- I jeszcze jedno, zastanów się nad tym "ratowaniem" króla, nie odnajdziesz go sam.

- Ale ja chcę go odnaleźć ! To dzięki niemu mogę chociaż przez kilka dni przebywać w mieście, bez kary chłosty ! Nie, nie opuszczę go w potrzebie! Choćbym mia zginąć, odnajdę go !

I tak nachmurzony odszedł.

Nie minęło dziesięć minut, gdy do jego pokoju przyszedł uzdrowiciel. Odkaził i przemył ranę. Okazało się, iż strzała nie była zatruta. Po wyjściu lekarza, Ashran zaczął zastanawiać się nad słowami króla elfów. Może on ma rację? Może nie powinienem ruszać sam w drogę? - odzywała się mądrzejsza część Ashrana. Co?! Nie, musisz ruszać ! Pamiętasz jak byłeś najemnikiem? Nikt Ci nie pomagał, a jakoś dawałeś sobie radę ! - zaraz odpowiedziała mu porywcza część osobowości.

Mimo mocnego postanowienia miał pewne wątpliwości. A jak zginę, nim go odnajdę? Już w jedną pułapkę prawie wpadłem... A to były tylko głupie orki... Skąd one się tu wzięły? - znowu tysiące pytań przewinęło się przez głowę Ashrana.

Tej nocy nie zasnął. Wstał i zobaczył, iż na jego półce znajdują się świeże rzeczy. Co one tutaj robią? Pzecież nie spałem całą noc, więc nikt nie mógł tutaj wejść... Jednak elfy, to magiczne stworzenia. - pomyślał Ashran.

Pokój był dość duży. ściany puste, koloru zielonego. Od wejścia, po prawej, stała szafa. Na wprost zaś było okienko. W samym oknie mieściła się tylko głowa. Na lewo od wyrwy, stało łóżko. Zaś z drugiej strony wejście do łazienki. Malutka półeczka stała jeszcze przy łóżku.

Wszedł do łazienki. Umywalka, ubikacja (wielki otwór), oraz wanna, oto było wyposażenie każdej łazienki. Pokoje zresztą też wyglądały tak samo. Umył się, ubrał, co zajęło mu pietnaście minut. Nie wyspany poszedł do sali gościnnej, gdzie zawsze sam jadł śniadanie. Tam jednak czekał już niego Worrak. Zdziwiony były najemnik zasiadł do stołu. Elf poczekał, aż Ashran zje.

- Przemyślałem wczorajsze twoje słowa i ułożyłem sobie wszystko w całość. Pokrótce Ci ją objaśnię. Tak jak mówiłem juz wcześniej, Norrha wrócił. I zbiera armię. Ma Minotaurów na swe usługi. Są to informacje potwierdzone, ponieważ wrócili moi zwiadowcy. Wszędzie te bestie się panoszą. Licze... To one są na przeszpiegach. Ten, jeden, którego spotkałeś, jest szpiegiem, który umie się zamienić w człowieka. Nie wiem jak, ale nauczyły się dawnego, zapomnianego już zaklęcia - odzwierciedlenia. To niestety jest pewne. Norrha wie już dostatecznie dużo i co najgorsze, ma waszego króla, tak więc jest gotowy uderzyć. Jak już pewnie się domyśliłeś, orki też są na jego wezwanie. Jednakże nie będą one brały udziału w otwartej walce, tylko tak jak w twoim przypadku, będą atakować z zaskoczenia. Myślę, że w przeciągu kilku tygodni można spodziewać się wojny. Nie wiem tylko co z Kryglami. Nigdzie ich nie ma, wszędzie spokój, praktycznie jakby wymarły, co jest niemożliwe. Mam nadzieję, iż chociaż one poszły po rozum do głowy i nie nabrały się na jego ohydne kłamstwa. Jednak wszystko wyjaśni się w swoim czasie...

Ashran spokojnie przetrawił słowa króla i rzekł :

- A czy wy nam pomożecie w tej wojnie?

- Ciężko jest mi coś teraz powiedzieć. Wysłałem już posłańców do wszystkich znanych mi królów i władców elfickich oraz jeden pojechał do Hransoga, z zapytaniem , co zamierza zrobić z nadchodzącą wojną - odparł spokojnie.

- A wiadomości o Kryglach są pewne?

- Raczej tak, jeśli wierzyć moim zwiadowcom. Jeden przebywał w Puszczy Wan Hora. Trzech zaś wysłałem do Lasów Nerorskich, gdzie mieszkają Krygle.

- A co sądzisz o mojej podróży po tych wszystkich przemyśleniach ? - od razu zadał pytanie, które dręczyło go najbardziej.

- Taak, tutaj moje zdanie uległo zmianie. Po tym co się dowiedziałem, myślę że możesz, a nawet musisz ruszyć w drogę, bo Hransog nie da rady sobie bez takich pomocników jak ty. Ale ostrzegam! Nie masz za dużo czasu ! Wspomogę Cię jak tylko będę mógł. I w tym momencie otrzymujesz moje błogosławieństwo...

- Jednak nie wiem czemu, ale dalej mam wątpliwości. CO się stanie jak mnie złapią ? Zabiją ? A jeśli Marlhome już nie żyje ? - zapytał ze zrezygnowaniem Ashran

- Być może on już nie żyje, jednak mimo wszystko musisz ruszyć ! Nie ma chwili do stracenia. Wróg już działa i lada chwila zaatakuje. Moi wysłannicy postarają się w moim imieniu nakłonić resztę elfów do pomocy, oraz Hransoga do tego, aby ruszył pierwszy ! Myślałem też, żeby jednego posłańca wysłać do władcy krasnoludów z Gór Grozy, Roin'a. Ale zaniechałem tego. Szkoda, że nie ma ze mną mojego brata...

- Przykro mi, Worraku. Ja już muszę powoli ruszać do domu. Jutro wyjeżdżam. Wpadniesz do mnie przed wyjazdem?

- Tak, wpadnę. A teraz idź już. Szykuj się. Narazie

I Ashran ruszył w stronę domu...





Obeznanie





Przeszedł przez las w mgnieniu oka. Gdy podchodził do drzwi, zobaczył, że są one lekko uchylone. Spojrzał w kierunku stajenki. Konia nie było, a ona była spalona. Wziął jakąś belkę, która stała obok drzwi i wszedł. Wszystko było porozwalane. Krzesła i stół zniszczone. Widać było, że po łóżku ktoś skakał. Półki rozwalone, a ich zawartość porozrzucana po całym domu. Zamiast okna, pozostała pusta wyrwa. Postanowił iść na górę. Gdy wchodził , nagle coś go zaatkowało od tyłu. Instynktownie nachylił się przed ciosem. Nad jego głową śmignął miecz. Szybko obrócił się i uderzył z belki. Stwór ztoczył się po schodach, jednak zaraz wstał. Teraz patrzyli sobie w oczy. Ashran rozpoznał tę twarz. To ork. Były najemnik nie czekał, aż bestia pierwsza zaatakuje. Zeskoczył ze schodów i zamachnął się, jednak jego ręka chybiła, gdyż stwór odskoczył do tyłu. Teraz on przejął władzę. Dźgnął mieczem prosto w brzuch. Normalny człowiek nie zdążył by odparować takiego ciosu, jednak Ashran belką, którą dzierżył w prawej ręce, odbił klingę, a lewą dłoń zacisnął w pięść i rombnął orka w twarz. Stwór legł na ziemię. Były najemnik podniósł miecz i podszedł do niego. Przyłożył mu klingę do gardła i przemówił :

- Co ty tutaj robisz? Skąd się wziąłeś ? Dla kogo pracujesz i czy jesteś sam ? Mów, bo rozpłatam Ci gardło !

- Nie, proszę, kazali mi tu przyjść, spalić stajnie, konia wypuścić lub zabić, zrobić demolkę w domu, a na końcu Ciebie wykończyć - odparł basowo-ochrypłym głosem ork.

- Kto Ci kazał tu przyjść ?! I dlaczego akurat mnie zabić?! - zdenerwował się Ashran

- Mój pan, Khuk, to on rozkazał mi tu przyjść. Podobno zagrażasz nam. Tak mu kazał nasz Guru - ostatnie zdanie wypowiedział, jakby był dumny z tego.

- A kim jest ten wasz Guru ?

- Nie wiem

Mimo nacisków, ork nie powiedział kim jest ich mistrz.

Ashran pomógł mu wstać , obrócił się do niego tyłem, jednak tylko na chwilę. Wtem wziął szybkim tempem obrócił się na pięcie i odciął orkowie łeb. Krew zabruzgała ściany, a jego głowa swistnęła i upadła na ziemię.

Tak kończą Ci, którzy kłamią - pomyślał Ashran

Rozpoczął sprzątanie bałaganu, który zrobił ork. Półki naprawił, jedno, dobre krzesło zostawił, resztę zaś wziął na opał. W wyrwie, która pozostała po oknie, umieścił trzy belki. Stół posklejał. Spojrzał na martwe ciało orka. łeb wrzucił do kubła, zaś resztę ciała zarzucił na ramię. Niedaleko stajenki, spalił nędzne ciało. Wszystko pochował do naprawionych półek i się położył. Rozmyślał o podróży. Jaką obrać drogę ? Ruszyć najpierw do Mir'aedu, czy od razu na Wuru'da ? Może zwrócę się o pomoc do tego krasnoluda ? Wszystko wyjaśni się jutro...





To by było na tyle, proszę także, aby ocenć czy książka może być ciekawa.



Pozdrawiam!

3
postanowił jak co rokuodbyć
Oddzielnie.
Na bystrej twarzy wypiętrzyły się przeżyte lata.
Wypiętrzyły się? To ilu piętrową miał twarz? (a windę miała?)
Oczy bystre, brązowe, z których można było wywnioskować jego wiek.
Coś jak drzewo... słoje się liczy wokół źrenicy (ja bym mu w zęby zajrzała <wzrusza ramionami Muza>).
żylaste ręce, efekt wieloletnich prac w kuźni.
Król pracujący w kuźni? To działa na zasadzie od pucybuta do milionera, czy po prostu miał ciekawe hobby? (Bo kto by jeździł na polowania... to dla cieniasów!)
Druga połowa miała włócznie, miecz oraz tarcze.
Miecze.
Ich zbroje mieniły się srebrem w świetle słońca, a zrobione były krzatowymi rękoma, które były mocniejsze od tych, które robią ludzie.
Jakimi rękoma? A co było mocniejsze, zbroje czy ręce? Ręce robione przez ludzi... <myśli intensywnie>
jeźdźiec
To chyba nie wymaga komentarza.
Cały był zalany krwią. W jednej ręce, kurczowo, trzymał miecz. Włosy krótkie.
To brzmi zbyt mechanicznie, a poza tym ostatnia uwaga ma takie znaczenie, jak informacja dla ofiar tsunami, że nosorożce i konie mają wspólnego przodka.
Od niedawna, z lasu obok, a jest to Faren'hu, w nocy, niewiadomo co wychodzi i atakuje moją straż, która jest wystawiana na noc.
Niewiadomoco jest wielkie jak słoń, ma trzy nogi, dwie pary oczu i zionie wrzącą smołą.
Próbowaliśmy nawiązać kontakt z obcymi, poprzez pułapkę, jednak Ci byli sprytniejsi. Było ich kilka razy więcej i otoczyli moją „małą” armię, którą wysłałem do lasu.
Porozumieć się przez pułapkę... a to ci dopiero innowacja w dziedzinie dyplomacji. Poza tym, skoro spotkano się z tym kimś, to chyba wiadomo mniej więcej, z czym mają do czynienia?
Uformował szyk i ruszyli. Z początku szło im nieźle, jednak żołnierze odziani w tak ciężkie zbroje długo nie wytrzymali.
I jak jeden mąż padli martwym trupem (i tak powstało jedzenie w puszkach).
Z pierwszym świtaniem zgasili ogniska
Pierwsze świtanie był bardzo uprzejmy i chętnie pomógł im uprzątnąć obozowisko.
Maszerowali kilka godzin po czym zobaczyli Zagajnik.
Po co duża litera?
Dęby spuszczały swe gałęzie, jak dziecko żądne zabawki.
Jak dzieci chcą zabawki, też spuszczają gałęzie... bezsensowne porównanie.
Droga, którą szli, była zrobiona z kamienia. Dobrze utrzymana, zrobiona przed wieloma wiekami.
o_O Nie dość, że przed chwilą zagajnik robił się coraz nie przyjemniejszy i droga coraz węższa, to jeszcze utrzymała się w idealnym stanie przez kilka wieków? Interesujące.
Mimo, iż
Po ,,mimo", ,,tylko" i czymś jeszcze nie stawia się przecinków.
Powrót Do Przeszłości
Po Co Te Duże Litery?
Następnie, gdy ogłoszono go zdrajcą, udał się na wygnanie
Pa, mamo, idę na wygnanie! Zostawcie mi trochę ciastek!
Były najemnik miał długie opadające włosy
Niee, opadające są mało seksi. Wolę wznoszące się. (Nie znasz się, najładniejsze są te w kształcie sinusoidy.)
Bardzo żylaste ręce, które posiadały siłę trzy razy większą, niż zwykły człowiek.
Dlaczego mnie to nie dziwi? (Podpowiem ci: to ma coś wspólnego z pewnym słowem, które zaczyna się na M, kończy też na M, a w środku ma ARYSUIZ.)
Lata przeżyte na pustkowiach, na tyle się wypiętrzyły na jego twarzy, iż nieśmiertelność dana przez elfów, nie mogła tego zaćmić. Jeżeli elfy kogoś obdarowują nieśmiertelnością, to także „dają” urodę jaką one same posiadają.
A to mi capi Eragonem i jego transformacją w elfa (uff, a już myślałam, że zbukami).
Powróćmy do naszego bohatera. Mieszkał tam parę ładnych lat i prawie codziennie przebywał w gościnie u króla elfów. Za życia śmiertelnika miał o wiele więcej mrocznych przygód, niż to opisałem na początku, jednak to się nie pojawi w tej opowieści.
No dzięki za szczegółowe informacje. Może jeszcze zdradź zakończenie?
Ashran stał na pagórku i wpatrywał się we wschodzące słońce na horyzoncie. (...) Pewnego słonecznego popołudnia (a było to piątego listopada) stał na wzgórzu.
To już było.
Był to jeden z najbardziej cenionych festiwali, jeśli nie najbardziej.
Jest to jeden z najczęściej cytowanych przeze mnie tekstów, jeśli nie najbardziej. Masło maślane.
Rozbił obóz, upolował jelonka i poszedł spać.
A jelonek sobie gnił i gnił...
Wjeżdżając na mostek, jego koń zachwiał się lekko. Chwilę trwało zanim rumak złapał równowagę.
Zakołysał się na lewym tylnym kopycie, ale odzyskał równowagę, gdy kilkakrotnie zakręcił młynka przednimi kończynami. W ogóle nie realistyczne. Koń prędzej po prostu bałby się wejść na taki mostek.
Szary, zielony, brązowy i wiele, wiele innych, które mieszały się w jednolity, złoty kolor.
Zbaraniałam. o_O
Ilekroć Ashran spojrzał za siebie widział ten dziwny dom, a na „ogródku”, jeśli tak to można nazwać, stała postać.
A tu to już w ogóle.
Przed miastem roiło się od kupców, chłopów, żołnierzy, rzemieślników, grabarzy
Aż tylu grabarzy tam mieli? Ile pogrzebów dziennie?
itd.
Nie używaj takich skrótów w narracji.
Zszedł z konia i wmieszał się w tłum, by go nie rozpoznano.
I to by było na tyle z posiadania rumaka. (I skończyło się rumakowanie...)
Chudszy, a zarazem wyższy, oraz grubszy i niższy.
Od wieży Eiffel'a oczywiście.
Obaj przyglądali się każdemu z byka
Byk uginał się pod ich ciężarem, ale trzymał się dzielnie.
- Hmm... Tak więc tylko po to przyjechałeś???
- Tak!!! Jeszcze jakieś głupie pytania???!!! Nienawidzę takiej ilości wykrzykników i znaków zapytania. ><" Jeden w zupełności wystarczy.
bardzo zaniedbany budynek z wielką tabliczką nad drzwiami, gdzie gościł napis : „U Menela”,
Zacna nazwa. To tak, jakby nadać książce tytuł ,,Wypociny grafomana".



Nie no, naprawdę próbowałam, ale nie mogłam przeczytać do końca. To jest po prostu nudne. Obrady sejmu przy tym to niemalże pokaz fajerwerków. Niezbyt potrafisz zainteresować czytelnika.



Mieszasz czasy: raz piszesz w teraźniejszym, raz w przeszłym... zdecyduj się.



Błędów, istotnie, jest dużo, głównie logicznych i od groma powtórzeń. Pisz ze słownikiem synonimów pod ręką. I czytaj po parę razy to, co już napisałeś.



Historia jak każda inna: fantasy, piękne elfy, smoki, tajemnicze coś napadające na wszystko, co się rusza i banita, który zapewne ocali świat. Super. Ale to wszystko już było.



Czy mnie się zdaje, czy widzę kolejną superpowieść inspirowaną pseudopowieścią zwaną ,,Eragonem"?



Nie podoba mi się. Waham się między 2+ a 3=.



życzę powodzenia w dalszej twórczości.
Z powarzaniem, łynki i Móza.

[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]

לא תקחו אותי - אני חופשי

4
Dzięki, Twoje słowa dały mi sporo do myślenia ;)



Pozdrawiam!

Dodane po 7 minutach:

Jednak nie zrezygnuję z dalszego pisania :) Lubię jak ktoś mi wytyka błędy, w końcu po to tutaj wkleiłem :) Może rozpocznę nową powieść...? Najpierw poprawie błędy, dodam więcej opisów, pozmnieniam co niektóre rzeczy i dopiero wtedy mogę zacząć myśleć o następnej powieści :) Pisarz ze mnie nie będzie, ale to jest moje małe hobby i sprawia mi przyjemność :) Nie obrazisz się, jak wkleję jeszcze kiedyś coś mojego ?:P



Pozdro!

6
cóż zgadzając się z winky powiem, a raczej zawyję: nuuuda! Postaraj się szybciej prowadzić narracje, tak aby zainteresować czytelnia. poza tym, twoim dużym problemem jest słaby warsztat i styl. musisz dużo czytać i pisać (właśnie dlatego nie będziemy mieć nic przeciwko, jak znów coś wrzucisz, będzie to świadczyć o tym, że ćwiczysz). Korzystaj ze słowników! Czytaj wielkokrotnie raz napisany tekst i zastanów się czy każde zdanie jest zrozumiałe i sensowne.

do listy błędów wypisanych przez winky dodam tylko jeden jeszcze:


Połowa z nich miała długie, ręcznie robione łuki z drzewa cisowego, pełen kołczan strzał oraz miecz. Druga połowa miała włócznie, miecz oraz tarcze. I
więc tak, połowa wojska miała łuki jeden kołczan strzał i jeden miecz; druga połowa szczycić mogła się włóczniami, tarczami i jednym mieczem - jak dla mnie coś słabo uzbrojone to wojsko...



życzę owocnych ćwiczeń i pozdrawiam

Lan (to mój 1000 post :D)
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”