Edyta podeszła do stołu. Z małego, białego talerzyka podniosła jedną z truskawek i wsadziła ją sobie do ust. Truskawka okazała się bardzo soczysta. Dało się zauważyć - z jej reakcji - że i słodka była. Językiem zwilżyła sobie usta i zrobiła to na tyle nieprzyzwoicie że Błażej aż przełkną ślinę. Dobrze wiedział co za chwilę się wydarzy. Siedział na fotelu i kwestią czasu było kiedy zatopią się w swoich ciałach. Miał burzę mózgu. Z jednej strony impuls seksualny posuwał go na przód, z drugiej zaś strony obrączka którą miał na palcu parzyła go nie miłosiernie. Wahał się.
- Zaraz przyjdę – namiętnie wyszeptała mu do ucha – tylko przypudruję sobie nosek. Rozluźnij się, zrób sobie drinka.
- Jasne. – Skołowaciały siedział tak i nie bardzo wiedział co robić. W końcu, kiedy Edyta wyszła do toalety, wstał i podszedł do barku. Nalał sobie koniaku i jednym chluśnięciem wypił całą zawar-tość kieliszka. Nalał ponownie i powtórzył. Ot tak, dla śmiałości. Cze-kał już kilka minut a Edyty nadal nie było. Lekko znudzony otworzył jedną z szuflad, żeby rzucić okiem co ciekawego kryje się w środku. Oprócz bielizny, paczki prezerwatyw, i babskich czasopism nie było nic ciekawego.
Kiedy tak stał na środku pokoju spojrzał na równo ułożoną pościel. Zamyślił się. Anna ścieli łóżko dokładnie tak samo – zauwa-żył. Zdawał sobie sprawę, że nadszedł czas na dokonanie wyboru. Je-żeli ulegnie pożądaniu - przegra. Walczył sam z sobą. Z własnym sumieniem, rozsądkiem i ambicjami. Jego serce z sekundy na sekundę waliło szybciej i szybciej..
Chaos nie pozwalał mu już rozsądnie myśleć. Zablokował cos w mózgu. Coś, co można by było nazwać, nie tyle zdrowym rozsąd-kiem, co pamięcią miłości.
Dopił trzeci już koniak. Z tylnej kieszeni spodni wyciągnął skórzany portfel. Wyjął z niego stówę i rzucił na łóżko. Kątem oka spojrzał jeszcze czy nie widać Edyty na horyzoncie i wyszedł z miesz-kania.
Ale ja durny jestem. Kretyn, buc, ofiara losu! – Nie mógł od-żałować tego co się właśnie wydarzyło. Wyjął papierosa i próbował go odpalić ale szalejący wiatr i trzęsące dłonie utrudniały mu to. Kiedy wreszcie udało się, mocno zaciągnął się a dym niczym trujący gaz szybko wbił się w płuca aż poczuł ból. Oparł się o ścianę kamienicy, w której mieszkała Edyta. Robiło mu się słabo.
Pogoda była piękna. Temperatura wahała się między dwu-dziestoma a dwudziestoma trzema stopniami Celsjusza. Wiatr osłabł, a ptaki pięknie śpiewały. Jak to bywa na śląskich podwórkach, chłopcy grali w piłkę a dziewczynki skakały w gumę. Obserwował bawiące się dzieci a ból narastał. Nie przestawał jednak palić. Czas uciekał a on miał przecież już dawno być w redakcji. Zgasił więc papierosa i z tru-dem pozbierał się do kupy.
*
Boże, daj mi cierpliwość, bym pogodził się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie. Daj mi siłę, bym zmieniał to co zmienić mogę. I daj mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego.
Marek Aureliusz
*
Uwielbiał Marka Aureliusza i niejednokrotnie wstawiał jego sentencje w swoje powieści. Jakże trafnie słowa te określały jego obec-ne położenie. W ciszy modlił się tymi słowami.
KONIEC
Nie bojcie sie krytykowac mnie, bede naprawde wdzieczny.
Pozdrawiam
Dodane po 4 godzinach 18 minutach:
Kurcze, ludzie - prosze Was o jakakolwiek ocene. Wiem, ze moze teksty nie sa gornolotne, nie mniej jednak troszke sie nad nimi napracowalem - wszak kazdy ma inny styl - i prosilbym o byle opinie.
Wiecie
