
staroć, a jednocześnie mój ulubiony tekst z tych pisanych ad hoc.
był juz publikowany i rozmaicie oceniany (w całej gamie rozmaitości), więc niczego się nie boję

tyla tytułem wstępu
Rozpętanie
Pozwól, że ci przerwę. Tak, przyznam rację, ten wieczór jest wspaniały, a atmosfera w klubie – wyjątkowa. Zdradziłeś się jednak. Rzadko tu bywasz albo jesteś w tym miejscu po raz pierwszy. Tutaj zawsze jest ta sama wyjątkowość, tania, raczej tandetna. Musisz o tym wiedzieć. Jak widać, w dzisiejszych czasach nawet licha wyjątkowość wabi tłum. A może zwłaszcza taka. To raczej błahy problem, zupełnie mnie nie absorbuje.
Swoją drogą, czy, siląc się na tego typu banały, zdobyłeś choć jedną ciekawą kobietę? Niech zgadnę – nie. Obracasz się w kręgu klubowych dziwek, dla których takie zagabnięcie jest świadectwem inteligencji? Wzruszasz ramionami, jakbyś przyznawał się do winy. A przecież nie jesteś winny, to typowa postawa. Muszę cię niestety zmartwić, tym razem trafiłeś na inną dziewczynę, choć – być może – przestałeś już wierzyć w istnienie takowych. Na przyszłość zdobądź się na więcej kreatywności, radzę ci, jak najbardziej szczerze, bo mimo wszystko wydajesz się sympatyczny. No chyba że wystarczają ci głupawe kurwy. Co bardziej ambitnych dziewczyn nie zainteresujesz tą gadką.
Przeraża cię to? Boisz się wyzwań? Możesz uciec, nie trzymam cię przecież. Spójrz na te tańczące dziewczyny, one prawdopodobnie wpisują się w twój stereotyp, być może niektóre z nich są ode mnie ładniejsze... Zaprzeczasz, prawdziwy dżentelmen z ciebie. Wybacz ten śmiech, ale nie mogłam się powstrzymać. Udzieliłam ci już jednej dobrej rady, udzielę też drugiej. Zamilcz. Jeśli chcesz mnie wysłuchać – zostań, jeśli cię odstręczam – odejdź. Ty uznasz mnie za wariatkę, ja ciebie za tchórza, wszystko pozostanie w sferze naszych subiektywnych mniemań, bez skandalu. Znów wzruszasz ramionami – to chyba twój odruch obronny. Czyżbyś chciał mi jednak towarzyszyć? Cieszę się, w sumie jesteś dość przystojny.
Możesz postawić mi drinka, skoro pozujesz... przepraszam najmocniej – skoro jesteś mężczyzną z klasą. Dziwne, że jeszcze tego nie zaproponowałeś, no ale przecież sama zamknęłam ci usta. Widzę ten charakterystyczny błysk w twoich oczach. Tak. Uległam ci po raz pierwszy.
Zmartwię cię. Znam ten błysk doskonale. Czasem, jedynie dla czystej zabawy, pozwalam mu zaistnieć, wiedząc, że i tak zgaśnie, gdy tylko tego zechcę.
Chyba już zgasł. Twój uśmiech jest żałosny, wymuszony. Wybacz, niektórzy mówią, że jestem zbyt bezpośrednia, a nawet bezczelna. Zwłaszcza mężczyźni. Cóż, ich oceny mało mnie interesują, wiem przecież swoje.
Czy przeraziłbyś się, gdybym powiedziała, że jestem feministką? Och, spokojnie, właściwie wcale się nią nie czuję, ktoś przyczepił mi tę etykietkę, ot co, chyba brakło mu określeń albo użył tego jako eufemizmu, a etykietka – jak to etykietka - przylgnęła. Nie rejterujesz? Miło z twojej strony, niektórzy uciekali, będąc na twoim miejscu.
Wyglądasz na stropionego. Przyzwyczaiłeś się, że feministki są szkaradne i odrażające? Najlepiej żeby były lesbijkami i zabawiały się we własnym hermetycznym gronie? Cóż, mówiłam, nie czuję się feministką, powiem więcej - uważam, że to pusty pogląd. Jeśli chcesz drążyć tę problematykę, to na pewno nie tutaj, nie w rozmowie ze mną. To bardzo nudne, naprawdę. Zresztą, ty masz przecież milczeć, wybacz, na moment zapomniałam.
Od początku spoglądasz na mnie pożądliwie, trochę mi cię szkoda. Przerżniesz mnie, daję ci promesę, niech to cię uspokoi, doda kontenansu. No chyba że w końcu uciekniesz, ale widzę w twych oczach premedytację prawdziwego twardziela. Pochlebiłam ci, prawda? Tym razem nie byłam szczera. Wyjątkowo, zaufaj mi. Nie śmiej się, nie umiesz śmiać się sztucznie. To akurat fragment niekłamanego komplementu.
Opowiem ci coś. Kiedyś, kilka lat temu, moja przyjaciółka zorganizowała imprezę urodzinową. Była dość bogata, wynajęła lokal, kupiła wykwintny alkohol. Zjawiłam się oczywiście, ale do dziś tego żałuję. No, w sumie nie do końca, bo ten dzień wskazał mi nowe horyzonty, że tak to ujmę. Impreza była drętwa, ludzie nieciekawi. Znudzona, sączyłam kolejnego drinka. I wtedy on zaprosił mnie do tańca. Cóż, taniec jak taniec, wydawałoby się, że nic nieznaczący epizod tego nic nieznaczącego wieczoru. A jednak nie. Nie chcę zanudzać cię opisem naszych spojrzeń, o tak, nieobojętnych, kokietujących, jak najbardziej. Powiem tylko, że wreszcie natknęliśmy się na siebie. Romantyczne miejsce – ubikacja. Porwani namiętnością, zapomnieliśmy o zaryglowaniu drzwi. Ktoś je otwierał, przepraszał w przezabawnym zakłopotaniu, a my - pieprzyliśmy się, zapominając o istnieniu całego świata. Ach, to było cudowne.
Grymas odrazy przebiegł po twojej buźce. Czyżbyś był zdegustowany, nie doświadczyłeś w życiu czegoś w tym stylu, całkowicie spontanicznego? Cóż, najwyraźniej przeszarżowałam.
Ale nie zrażam się, skoro znalazłam twardego, jak mniemam, słuchacza. Wiesz już przynajmniej, że nie jestem dziewicą. śmiejesz się, no tak, przecież nie liczyłeś na to.
Nie zaprzeczysz jednak – dla wielu mężczyzn niewinność jest fetyszem i błędem byłoby nawet dopatrywać się w takiej postawie hipokryzji. To raczej żałosna próba wzniesienia się ponad pospolitość, podejmowana zazwyczaj wówczas, gdy brakuje innych możliwości. Jeśli chodzi o dziewczyny, to chyba sam wiesz, że cnota jest jedynie ucieczką. Elitę tworzą kobiety, które wyrwały się z pęt pruderii.
Tak, mój drogi. Uczyniłam to dość szybko, mając szesnaście lat. Od tego czasu każdego miesiąca mam kilku partnerów, czasem nieco więcej, ale to raczej wyjątkowo. Nie wplątuję się póki co w stałe związki. Szybkie życie, szybki seks, oddzielony od spraw uczuciowych, a więc pozbawiony swej destrukcyjnej siły – to mój naturalny styl, nie potrafiłabym inaczej, nie narażając się własnemu sumieniu. Potępiają mnie tylko ci faceci, którym nie udało się mnie zdobyć, i tylko te kobiety, które mi zazdroszczą. Niektóre z nich próbowały mnie naśladować, z mizernym skutkiem – zakreślały jedynie granicę niebezpieczeństwa, a potem, pchane siłą rozpędu, docierały do miejsca, gdzie nie mogły liczyć na żaden szacunek, nawet ten elementarny szacunek do siebie. Naśladownictwo nie popłaca, trzeba umieć żyć w ten sposób, a umieją tylko te, które taką postawę mają we krwi, bo sztuki lawirowania nie można się nauczyć.
Kiedyś, może już za kilka lat, założę rodzinę. Jestem pewna, że będę dobrą matką i idealną żoną. I będę mieć wspaniałego, bogatego męża, bynajmniej nie z kręgu tych, którzy zanudzają o uczuciach i wierności, jakby prosili los o komplikacje i niepowodzenia.
Och, tak, cnota i idealizacja uczuć to stany psychicznej niemożności. Na szczęście w toku prawidłowego rozwoju przemijają, we wspomnieniach sytuuje się je wśród innych wypaczeń młodych naiwnych lat. Zresztą, lepiej mieć w zanadrzu ciekawsze wspomnienia.
Ale dość tych abstrakcyjnych rozważań, przytoczę ci lepiej jeszcze jedną anegdotkę.
Byłam niegdyś na wystawnym weselu mojej kuzynki, w stolicy, wyobraź sobie, gdyż wyszła za mąż za warszawiaka. Trochę przesadziłam z alkoholem, wiesz – przedbiegi. Około dwustu osób na sali, wszyscy tacy poważni, w garniturach. Wyszłam na scenę, na której jakiś lichy zespół wygrywał najpopularniejsze wówczas piosenki, i krzyknęłam: „Jak się bawicie, wieśniaki?”
Ale to drobiazg, w zasadzie ten wybryk mógł ujść niepostrzeżenie. Hm, nie uszedł jednak. Rodzina się zbulwersowała, zapewne pod wpływem jakichś dyskretnych uwag co do mojej osoby, źle wpływających na wizerunek całej familii. Wujek, który zresztą współorganizował tę imprezę, zapewnił, że porozmawia ze mną, wszystko załatwi. Wyszliśmy na zewnątrz. Wrzeszczał na mnie, miał pretensje. W jakimś niejasnym porywie pocałowałam go w policzek. Uspokoił się momentalnie. Później doszliśmy do jego auta, nie, wcale mnie tam nie prowadził, tak jakoś przypadkowo dotarliśmy do tego miejsca. Następnie, wśród jakichś żartów, weszliśmy do samochodu. Na tylnym siedzeniu pojazdu zrobiłam mu laskę.
Skrzywiłeś się, a to czemu? Tak, te usta, które do ciebie mówią, i podobają ci się, jestem tego pewna, obejmowały niegdyś penisa, poruszały się machinalnie, tylko po to, aby pozwolić mi spijać w zapamiętaniu spermę. Szokujące, nie? Nie dla mnie, robiłam to wiele razy. Jeśli jednak nie lubisz miłości francuskiej - nie ma problemu, zapamiętam to, żeby oszczędzić ci fatygi.
Och, gdybyś ty widział swoją minę! Momentami jesteś naprawdę zniewalający.
Zastanawiasz się pewnie, po co opowiadam te historie. Zwłaszcza że samozwańczo nadałam sobie miano kobiety ciekawej, a ono implikuje poniekąd tajemniczość i subtelność. Cóż, lubię szczerość. Poza tym sprawdzam cię, badam twoje reakcje. Wprawdzie obiecałam ci, że pójdziemy do łóżka, ale jestem gotowa złamać obietnicę, jeśli tylko dojdę do wniosku, że zadaję się z tandeciarzem. Och, nienawidzę emocjonalnej tandety. Nade wszystko jednak – nie muszę się wdzięczyć i udawać kogoś, kim nie jestem, aby pozyskać męskie zainteresowanie. A brak oporów w temacie seksualności świadczy – moim zdaniem – o braku kompleksów.
Dziękuję, na dziś wystarczy już alkoholu, przecież nie chciałbyś, żebym upiła się w trupa. Poza tym już późno, zaraz opuścimy lokal i oddam ci wreszcie inicjatywę. Twój banał zaczyna do mnie przemawiać: dzisiejszy wieczór niesie obietnicę czegoś cudownego i wyjątkowego, roznamiętnia mnie. Wyjdźmy już na zewnątrz...
O, tak, to miło, że mnie prowadzisz, trochę kręci mi się w głowie.
Nie dokończyłam ci tej historii z toalety, uczynię to teraz, a później zamilknę, obiecuję.
Pieprzylibyśmy się wówczas bez końca, gdyby nie potrzeba fizjologiczna, inna potrzeba, mojej przyjaciółki. Ach, chyba zapomniałam wspomnieć, że pieprzyłam się z jej chłopakiem, byli razem – jak to się mówi – od zawsze. „Przeszkadzam wam?” – wyjąkała. Była oszołomiona, w zasadzie ten epizod obrócił wszystkie jej wartości w gruzy. Och, to straszne, sam przyznasz.
„Nie, skądże”, odpowiedziałam, wśród jęków, których nie mogłam stłumić: szczytowałam właśnie po raz kolejny. Czułam, że mój kochanek nagle stracił ochotę na seks.
Później dowiedziałam się – słuchaj uważnie – że tego wieczoru zamierzali powiadomić zebranych o zaręczynach.
Nigdy nie wybaczyła, ani mnie, ani jemu. Kiedyś może zrozumie: wyświadczyłam jej wówczas ogromną przysługę.