
Była już północ, Orlena ledwo stała na nogach. Stwierdziła:
- Już nigdy więcej!
Tak, tylko czemu mówi to po raz kolejny? Co tydzień? W piątek?
- Muszę z tym skooończyć... - Dokończyła.
Gdy z trudem chwyciła klamkę do swojego domu, zwymiotowała.
- To musi być ostatni raz! - Krzyczy do siebie.
Rano. światło leniwie spogląda przez szpary żaluzji. Orlena dziś raczej nie wstanie z łózka do szkoły. Ma w sumie jeszcze godzinę ale znając tą 17 letnią nastolatkę, pośpi sobie bez żadnych skrupułów. Nagle do jej drzwi pokoju ktoś zapukał.
- Mamo, przestaań - Powiedziała Orlena
- To ja, twój ojciec!
- No dobra tatku, wchódź - Polecenie Orleny zostało spełnione, a tata usiadł obok zaspanej Orleny.
- Gdzie byłaś w nocy?
- No, u koleżanki. Nie znasz Matyldy?
- I co tam takiego robiłaś? - Dopytywał się.
- No cóż... Gadałyśmy. Bawiłyśmy sie. Ale najwięcej czasu zajęła nam nauka!
- Kochanie, czemu mnie okłamujesz? - Spytał z kamienną twarzą.
- A skąd takie podejrzenia? Znów coś do mnie masz!
- No niestety coś mam.... Bo Matylda jest od dwóch dni u ciotki! W Zakopanym! To 60 kilometrów stąd! Wyłaź z tego łózka i się ubieraj, bo autobus do szkoły niebawem tu przyjedzie! - Ojciec po tych krzykach wyszedł z pokoju i trzasnął drzwiami.
- No to wpadłam - Stwierdziła do siebie Orlena.
W przyspieszonym tempie ubrała się i wzieła prysznic. Niestety autobus jej uciekł. A to przez zbyt długie jedzenie śniadania. Orlena jest straszną pożeraczką pozywienia. Mogłaby jeeść i jeść. Ale nie jest gruba.
środek dnia. Orlena siedzi na fotelu i przerzuca się z kanału do kanału. Czeka na 15:30 aby obejrzeć kolejny odcinek "Biernikowa". Biernik to zabójca. Płatny, trzeba dodać. Co odcinek dostaję zdjęcie swojej ofiary i robi swoje zadanie. Orlena uwielbiała tego głównego bohatera. Był cyniczny, spokojny i wyluzowany. Nie bał się niczego, a jednocześnie sprawiał wrażenie człowieka który "zaraz" miał już zginąć i ogólnie ma farta. No i wybiła godzina 15:30... I wylatuje zamiast wspaniałego serialu jakiś głupi program o zwierzętach?
- Co to ma być? Hm... Ale ze mnie wariatka! Dzisiaj jest sobota! A w weekendy nie ma Biernikowa. A i lekcji dzisiaj nie ma - Uf... Nie, nie, moment... W sobotę mieliśmy odrabiać któryś dzień. A więc dzisiaj trzeba było iść do szkoły. No trudno. Idę do Zuzi.
Zuza była o rok starszą przyjaciółką Orleny. Zawsze dawała rady, wskazówki, przykład jak na starszą osobę przystało.
No i los zachciał by w środku drogi do Zuzi zaczeło padać.
-Jestem twarda i idę! - Krzykneła do siebie co jej często się zdarza.
Po wielu bólach w końcu doszła do celu. Otworzyła drzwiczki do podwórka i zauważyła dwa naprzciw sobie psy, nie przyjaźnie nastawione do Orleny. Zastanowiła się: "co teraz?" i... nic. Wiedziała że Zuza ma drugie wejście do domu. I z niego skorzystała. Zapukała do "bonusowych" drzwi zamarzniętymi rękami i cała prawda wyszła na jaw. Zuzy nie ma w domu.
- Tylko spokojnie, Orlena! - Powiedziała do siebie swoim głosem. Ale nie myślcie, że była walnięta. Co prawda, łatwo ją było wyprowadzić z równowagi ale to raczej wina jej otoczenia - Mnóstwo zgryźliwych ludzi w szkole, znudzeni rodzice. Może gdyby miała siostrę... Gdyby, gdyby. Teskniła za siostrą. A tęsknić można za czymś, co się już kiedyś poczuło. No tak, nie mówiłem wam. Orlena straciła siostrę gdy miała pięć, może już sześć lat - I tu haczyk, bo słowem "straciła" mam na myśli znaczenie dosłowne. Aneta, bo tak się nazywała siostra, zagineła. Pewnego razu, mama zaginionej obudziła się i zauważyła że łózko jest puste. Nikt nie wie gdzie ona jest. żadnych śladów. Pokręcone, nie? I pomyśleć, że może kiedyś ją Orlena mijała nie wiedząc że to ona. że "gdzieś" tam jest. Orlenie zawsze brakowało Anety. Nie ma z kim pogadać w domu. Musi iść do któreś koleżanki, łażąc przez pół miasta w deszczu i dostawać niespodzianki typu braku spodziewanej osoby w domu.
- No cóż, pora wracać - Stwierdziła Orlena i wyszła na podwórka a tam spotkała dwa psy:
- W ogóle zapomniałam!
Psy się na nią od razu rzuciły. O dziwo od razu rozgryzły jej torbę zamiast ją samą. A no tak - Były tam kanapki. Orlena natychmiast zaczeła uciekać w czasie gdy wygłodniały pieski konsumowały swoją zdobycz.
Wieczór. Orlena stwierdziła na kolacji:
- Jesień jest do niczego - A to pewnie za sprawą deszczu, wiatru i ogólnego mrocznego klimatu. Nagle zadzwonił telefon, szybko nań rzuciła się matka po chwili zawołała Orlene:
- Do ciebie! - Orlena nie lubiała takich momentów. Stres... Zawołana podbiegła i złapała za słuchawkę:
- Tak, słucham?
- Tu Zuza, byłam dziś na zakupach i gdy wracałam zobaczyłam na podwórku twoją zniszczoną torbę!
- No cóż, wina twoich psów. Wiem, wiem - Kupiłaś mi ją i teraz ci żal ale to tylko głupia torebka. Nie musisz od razu wydzwaniać wieczorem gdy ja, wygłodniała, właśnie chwytam za widelec żeby pobawić się usmażoną kurą! żal ci torebki, a nie żal ci pieniędzy które teraz skrobasz od kieszeni twoich rodziców przez dzwonienie do byle kogo? Mogłaś mi to powiedzieć pojutrze, w szkole! - Rozłączyła się. Orlena stała jeszcze tak chwile i w jej typie, spytała samą siebie:
- Co ja powiedziałam? O Boże... Co ja nagadałam. - I po tym szoku, spokojnie wróciła do znęcania się nad kurą...
Niedziela, rano. Mama, nie pukając, od razu weszła do jej pokoju i wyciągneła z łóżka:
- Do kościoła!
- Mamo, taka z ciebie katoliczka, że po pierwsze primo, wyciągasz kogoś z łózka bez pytania, po drugie primo każesz mi iść do kościoła bez mojej woli, po trzecie primo... po trzecie primo daj mi spokój.
- Masz nie pyskować matce! Do kościoła trzeba chodzić! Bez Boga nie przejdziesz do kolejnej klasy!
- A czy Bóg wie, co to jest szkoła?
Powstała cisza. Matka wyszła bez słowa z pokoju. Orlena, o dziwo, stwierdziła że jednak pójdzie do "miejsca modlitw".
Niedziela, popołudnie. Orlena stoi przed kościołem i myśli: "Po co ja tu przyszłam?". Mimo woli, wchodzi do środka. Właśnie zaczeła się któraś pieśń... Bohaterka zaczyna fałszować i w sumie wygdakała kilka słów. Gdy w końcu powoli zaczeli się zbierać, w tłumie zauważyła Darka.
- Darek! - Krzyknęła w środku, co oczywiście wzbudziło zainteresowanie reszty. Zawołany przyszedł do Orleny i się przywitał. Darek to uczeń, chodzący do tej samej klasy co ona. To chyba jedyny chłopak w tej szkole, który jej się podobał. I to raczej nie z powodu jego głebokich, piwnych oczu czy swoich wspaniałych (pewnie zmyślonych) historii gdzie uciekał przed 20 gangsterami w Nowym Jorku... A jednak Orlena coś w nim widziała. Wydaje mi się, że to z powodu jego odmienności. Na zewnątrz "amerykański plażowicz" a pod skorupą skryty i uczciwy, ciepły człowiek... No ale problem w tym, że tą skorupę nie da się rozbić. A i nikt o niej nie wie.