W wakacje w "Wysokich obcasach" był konkurs na kontynuacje opowiadania o mężczyznie pragnącym popełnić samobojstwo. Napisałam dwa teksty, które tutaj wkleję. Zdaję sobie sprawę, że ocenić je będzie ciężko, bo nie są całościa, są jakby oderwane, ale w takim razie proszę o ocenę stylu. Zresztą oceniajcie jak chcecie. PRzyjmę każdą konstruktywną krytykę. Teksty są pisane można powiedzieć "na gorąco" i takimi je wklejam.
Zastanawiałem się czy to naprawde ona, przecież to niemożliwe, może to ktoś wyglądający zupelnie jak Angelina, a może ja po prostu zwariowałem? Tak czy inaczej musiałem to sprawdzić. Skręciłem szybko i szedłem teraz za nią. Była chuda, za bardzo chuda jak na mój gust. Kto mi dogodzi? żona zbyt chuda, Sylwia zbyt gruba, a mimo to spałem z jedną i z drugą, dlaczego nie miałbym poczuc nad sobą, pod sobą i obok siebie również Angeliny? Zaśmiałem się nerwowo gdy ta myśl zaświtała mi w głowie. Przyjechałem tu w wiadomym celu, miałem popelnić czyn ostateczny, kończący żywot porzuconego męża, niedoszłego pisarza, w każdym bądź razie niedocenionego, z racji braku warunków do rozwinięcia mego talentu. A ja co? Najpierw obracam Sylwię, 15 lat później niż powinienem, następnie idę za wyimaginowana Angeliną, zastanawiając się nad pozycją, w ktorej jej kościste biodra nie będą mnie gnieść.
Dlaczego cały czas coś lub ktoś psuje moje plany, czy to moja indolencja, czy też zbytnia perfekcyjność, a raczej dążenie do niej, czy to los ze mnie drwi sprawiając, że nawet tak, wydawałoby się łatwej czynności, nie potrafię wykonać. Poczułem się jak idiota, spojrzałem na Rudolfa poszukując w jego ślepiach jakiejś wskazówki, a przynajmniej zrozumienia. Niczego takiego jednak nie udało mi się dostrzec, warknął tylko cicho zniecierpliwiony. W dłoni miąłem stówę, którą podarowała mi, znaczy Rudolfowi Sylwia .
–Sorry Rudolf - mruknąłem tylko i przyspieszyłem kroku. Teraz albo nigdy, muszę się przekonać kim jest kobieta, którą mam za Angelinę, sobowtórem, czy wytworem mojej wyobraźni. Zrównałem się z nią krokiem i spojrzałem, a raczej zlustrowałem ją wzrokiem.
Angelina nagle zwróciła się w moją stronę i powiedziała – Ok., chodźmy. Oniemiałem, ale posłusznie poszedłem za nią. Kierowała się w stronę bloku Sylwii. Rzucając jej ukradkowe spojrzenia, jakby upewniawszy się, że to dzieje się naprawde, szedłem obok niej. Gdy dotarliśmy do drzwi mieszkania mojej grubawej towarzyszki dnia wczorajszego Angelina powiedziała tylko – Odprowadź psa – po czym zaczęła wchodzić po schodach na wyższe piętro. I tym razem usłuchałem i ruszyłem za nią, może i byłem troche rozczarowany, że nie chciała wstąpić na kawę, ale co tam, właściwie to ona sama mnie zaczepiła, nie mogłem więc narzekać.
Siedzieliśmy na dachu wieżowca przy ulicy Krochmalnej, ja i Angelina Jolie. Czy to nie temat na kolejny rozdział mojej ksiązki? Zawsze można dopasować to do mojego wypieszczonego, pierwszego zdania, którego nawet w przypływie złości, czy zwątpienia nie skasowałem. Co prawda nie pamiętałem go już, ale dałbym sobie głowe uciąć, że dopasowanie tej historii do niego nie byłoby problemem.
Moja towarzyszka wstała i zaczęła przechadzać się niebezpiecznie blisko krawędzi dachu, czym prędzej więc wstałem i szedłem obok starając się ją asekurować. Angelina widząc moją reakcje zaśmiała się głośno i zaśpiewała : O mnie się nie martw, o mnie się nie martw, ja sobie radę dam! Po raz kolejny oniemiałem, ale z tego stanu wyrwały mnie jej słowa, tym razem w poważniejszym tonie - No dobra, krążę tu i krąże, a Ty ciągle tutaj, zupełnie jakbyś zapomniał po co tu przyjechałeś. Spojrzała na mnie z wyrzutem i wydęła wargi niczym naburmuszona dziewczynka. –Myślisz, że ja mam czas na takie bzdety? Ile mam czekać żebyś w końcu się zdecydował? Sądzisz, że jesteś jedynym, który chce powiedzieć adios temu światu? Ja nie mam już czasu dla Ciebie, decyduj się.
Spojrzałem w dół, ku swemu przeznaczeniu, spojrzałem w bok na wyczekującą Angie i już już miałem skakać, wiedząc, że nic dobrego mnie nie czeka przy zniecierpliwionej, niezadowolonej kobiecie, gdy nagle z balkonu dotarło do mnie rozpaczliwe wycie Rudolfa.
I drugi:
Kogo widzą moje piękne oczy?- spojrzała na mnie przeszywająco, po czym dodała: -Zmieniłeś się. Zaniemówiłem. Cóż miałem jej odpowiedziec? Co miała na myśli? Na pewno zmienilem się, jak każdy, mniej lub bardziej przez 15 lat. Zmieniłem się na lepsze, na gorsze? Przyszły samobójca, wyglądajacy lepiej niż przed kilkunastoma laty? Uśmiechnąlem się do siebie kwaśno. A może ma na mysli to, ze zamiast zmeżniec przedwcześnie się zestarzałem?
Nie miałem ochoty na tego typu dywagacje, znowu coś, lub ktoś stawał na mojej drodze, która miała prowadzic na ulicę Krochmalną i w tym też miejscu się zakończyc. Zdenerwowałem się i przychylając się do drugiej opcji, tej w której to rzekomo wyglądam zbyt staro niż powinienem, odparowałem:- Coż, i dla ciebie los zbyt łaskawy nie był, nie sądzisz?
No co? Czy ona ma lustro? Jak mogła się tak zapuścic? Byłem zły, że wszedłem akurat do empiku, byłem zły, ze spotkałem dawną koleżankę, byłem zły, że mnie zaczepiła, następnie byłem zły, że niepotrzebnie powiedziałem jej wprost, co o niej myślę. A wlaściwie to czy ja muszę być poprawny, grzeczny i układny, przestrzegac zasad savoire-vivru? Przecież i tak mam zamiar zakończyc swój marny żywot niedoszłego poety i zostac doszłym samobójcą, bo niedoszłośc już mi zbrzydła.
- Nie..chodziło mi o ten dawny blask twoich oczu, wiesz, znikł...- powiedziała cicho, drżącym głosem, po czym wybiegła z budynku.
Nie no! Jestem skończonym idiotą, debil, palant, cham...uh. Pięknie, jak na osobę pragnącą własnego końca jestem niebywale wrażliwy na swoim punkcie! Czy nie mogłem potraktowac jej uwagi, jako potwierdzenia słuszności mojej decyzji, że jestem nawet bardziej beznadziejny niż mi się wydawało nim przekroczyłem drzwi empiku? Czy nie o to własnie chodzi, aby nabrac wiatru w żagle i w końcu nadac statkowi cel, tak by sam skierował się w stronę skał i nadział się na nie, zamiast krązyc wokół bezsensownie dając nieśc się falom i licząc na cud, który i tak nie nadejdzie?
Nie zastanawiając się dłużej wybiegłem za nią, właściwie coż miałem robic innego? Książki nie kupię, pff, nie stac mnie nawet na gazetę, a co do deszczu to nada jedynie dramatyzmu chwili, tak samego popełniania mego ostatniego czynu jak i relacji o nim. Najpierw jednak chciałem przeprosic Sylwię...skąd mam wiedziec co ją spotkało w życiu, ze doprowadziła się do obecnego stanu...tak, czy inaczej nie chciałem sprawic jej przykrości, przecież kiedyś chyba...podkochiwała się we mnie. Gdyby było inaczej czemu nie rozpoczęła łowów, jak jej rówieśniczki i zamiast przygotowywac grunt pod małżeńskie gniazdko, siedziała ze mna przy butelce wina, słuchając moich pseudointelektualnych wywodów?
Rozpryskując kałuże biegłem za szkarłatem powiewajacej na wietrze sukienki, odkrywającej ciut przygrube łydki i krzyczałem – Poczekaj, proszę, porozmawiajmy! Uciekający przed deszczem przechodnie krzywili się z niechęcią na mój widok, gdyż bezlitosne tsunami, które wzburzały moje szybkie kroki docierało do ich stąpających ostrożnie pomiędzy oceanami kałuż stóp niwecząc ich wysiłki uniknięcia katastrofy, jaką niechybnie jest zamoczenie nowego modelu butów za 500 stow, co najmniej.
Nagle Sylwia skręciła szybko wprost na ulicę i biegła pomiędzy trąbiącymi na nią samochodami. Niewiele myśląc ruszyłem za nią i...nagle usłyszałem rozpaczliwy dźwięk klaksonu nadjeżdżającego auta, mieszający się z krzykiem Sylwii oraz swój własny, urywany oddech. Później zrobiło się ciemno i usłyszałem szyderczy śmiech, taki jakim śmiac potrafiła się tylko moja żona, słyszałem go zbyt często i poznałbym go wszędzie, dziwiło mnie jedynie, że dotarł nawet tu i nawet w zaświatach przemówił do mnie przechodząc z delikatnego chichotu w spazmy:- Widzisz, ty nawet zabic się porządnie nie potrafisz, nie umiesz, nie potrafisz, nie udało ci się, haha, wiedziałam, zawsze mówilam, hihi, tak, nie dałeś rady! Swidrowało mi w głowie i zacząłem krzyczec: - Odejdź, chociaż stąd, daj mi spokój, nie chcę już życ, zostaw, proszę. śmiech w mojej głowie ucichł, z trudem otworzyłem oczy i jak przez mgłę zobaczyłem nad sobą jakąś postac. Kim jesteś? – wydukałem z trudem. – Kimś dla kogo los nie był łaskawy, a jednak, śmiem twierdzic, okazał się łaskawszy niż dla ciebie- odpowiedział mój szkarłatny anioł stróż, o ciut przygrubych łydkach.
2
Pierwszy tekst odebrałem jako nudnawy monolog facia przyciśniętego kryzysem wieku średniego. Styl średni, fabuła... Cóż, niezbyt porywające.
Niezbyt poruszają mnie erotyczne dryfy wyobraźni bohatera. Nie ma o czym mówić.
Widać, że pisane "na gorąco" stąd sporo niedoróbek warsztatowych. Studiujesz dziennikarstwo, więc nie będę pokazywał palcem. Proste wklejenie w Worda i kilka minut poprawek uczyni tekst łatwiejszym do przyswojenia. To ważne. Nie pokazujmy czytelnikowi, że dostał wersję pisaną na kolanie.
Drugi lepszy. Pomysł całkiem dobry, szczególnie podoba mi się zakończenie pełne ironii i dystansu do, bądź co bądź poważnego tematu samobójstwa - "ty nawet zabić się porządnie nie potrafisz!"
. Humorystyczna konwencja warta dopieszczenia.
Warto też zastanowić się nad ostrzejszym przedstawieniem bohatera i jego motywów, bo na razie są mało wiarygodne.
Zupełnie przyzwoity styl i dobry materiał na zgrabne opowiadanko z suspensem. Popracuj nad nim, bo warto.
Trzymaj się!
Niezbyt poruszają mnie erotyczne dryfy wyobraźni bohatera. Nie ma o czym mówić.
Widać, że pisane "na gorąco" stąd sporo niedoróbek warsztatowych. Studiujesz dziennikarstwo, więc nie będę pokazywał palcem. Proste wklejenie w Worda i kilka minut poprawek uczyni tekst łatwiejszym do przyswojenia. To ważne. Nie pokazujmy czytelnikowi, że dostał wersję pisaną na kolanie.
Drugi lepszy. Pomysł całkiem dobry, szczególnie podoba mi się zakończenie pełne ironii i dystansu do, bądź co bądź poważnego tematu samobójstwa - "ty nawet zabić się porządnie nie potrafisz!"

Warto też zastanowić się nad ostrzejszym przedstawieniem bohatera i jego motywów, bo na razie są mało wiarygodne.
Zupełnie przyzwoity styl i dobry materiał na zgrabne opowiadanko z suspensem. Popracuj nad nim, bo warto.
Trzymaj się!
3
No to jedziem.
1 część
Z góry zaznaczam, ze orty powinien wychwycić Word, więc się nimi nie zajmę
Powiem, że się znudziłem. Tą monotonią. Tynm depresyjnym nastrojem. Nie dało się tego zrobić... Ja wiem? Ciekawiej?
I mała ilość opisów dała mi się we znaki.
Tekst 2

Najpierw jednak chciałem przeprosić Sylwię. Skąd mam wiedzieć co ją takiego spotkało w życiu, że doprowadziła się do obecnego stanu? Tak, czy inaczej, nie chciałem sprawić jej przykrości, przecież kiedyś chyba podkochiwała się we mnie.
500 stów to 50000 złotych.
Taki szczególik
I pięćset, nie 500.
I conajmniej łącznie.

Cóż. Ta część lepsza, ot co!
Ale... Jest tu więcej braków polskich literek. Do Worda, już
1 część
Z góry zaznaczam, ze orty powinien wychwycić Word, więc się nimi nie zajmę

Przecinek (ort i brak polskiej literki też...).Zastanawiałem się, czy to naprawde ona, przecież to niemożliwe, może to ktoś wyglądający zupelnie jak Angelina, a może ja po prostu zwariowałem?
Piętnaście, słownie.Najpierw obracam Sylwię, 15 lat później niż powinienem, następnie idę za wyimaginowana Angeliną,
Jak na mój gust, to zdanie jest trochę pokręcone...Dlaczego cały czas coś lub ktoś psuje moje plany, czy to moja indolencja, czy też zbytnia perfekcyjność, a raczej dążenie do niej, czy to los ze mnie drwi sprawiając, że nawet tak, wydawałoby się łatwej czynności, nie potrafię wykonać.
Po "powiedział" dwukropek, a dialog od akapitu.Angelina nagle zwróciła się w moją stronę i powiedziała – Ok., chodźmy.
Z dialogiem jak wyżej. I jeśli się nie mylę to przecinek przed Angelina.Gdy dotarliśmy do drzwi mieszkania mojej grubawej towarzyszki dnia wczorajszego Angelina powiedziała tylko – Odprowadź psa – po czym zaczęła wchodzić po schodach na wyższe piętro.
Jak wyżej. No, ale pewien nie jestem...Angelina widząc moją reakcje zaśmiała się głośno i zaśpiewała : O mnie się nie martw, o mnie się nie martw, ja sobie radę dam!
"Ty" małą literą, no i dialog...ale z tego stanu wyrwały mnie jej słowa, tym razem w poważniejszym tonie - No dobra, krążę tu i krąże, a Ty ciągle tutaj, zupełnie jakbyś zapomniał po co tu przyjechałeś.
Powiem, że się znudziłem. Tą monotonią. Tynm depresyjnym nastrojem. Nie dało się tego zrobić... Ja wiem? Ciekawiej?
I mała ilość opisów dała mi się we znaki.
Tekst 2
Dialog to się od myślnika zaczyna...Kogo widzą moje piękne oczy?- spojrzała na mnie przeszywająco, po czym dodała: -Zmieniłeś się.
Nie oniemiał? Przepraszam, musiałem. Bo trochę za dużo w pierwszym tekście "oniemiał"Zaniemówiłem.

Piętnaście.bardziej przez 15 lat.
Dialog od akapitu.odparowałem:- Coż, i dla ciebie los zbyt łaskawy nie był, nie sądzisz?
Toto nie odmienia się przez apostrof?savoire-vivru
Ym? To jest o tej samej osobie, jo? No więc... Ktoś kto pisuje książki to pisarz, nie poeta...Przecież i tak mam zamiar zakończyc swój marny żywot niedoszłego poety i zostac doszłym samobójcą, bo niedoszłośc już mi zbrzydła.
Zgubiłeś kropkę w wielokropku. I spację po nim. I chyba "chodziło" wielkim literkiem.- Nie..chodziło mi o ten dawny blask twoich oczu, wiesz, znikł...- powiedziała cicho, drżącym głosem, po czym wybiegła z budynku.
Aż się pokusze o napisanie wersji poprawnej według mnie...Najpierw jednak chciałem przeprosic Sylwię...skąd mam wiedziec co ją spotkało w życiu, ze doprowadziła się do obecnego stanu...tak, czy inaczej nie chciałem sprawic jej przykrości, przecież kiedyś
Najpierw jednak chciałem przeprosić Sylwię. Skąd mam wiedzieć co ją takiego spotkało w życiu, że doprowadziła się do obecnego stanu? Tak, czy inaczej, nie chciałem sprawić jej przykrości, przecież kiedyś chyba podkochiwała się we mnie.
Dialog od akapitu.ciut przygrube łydki i krzyczałem – Poczekaj, proszę, porozmawiajmy!
Kocham ten błąd xDnowego modelu butów za 500 stow, co najmniej.
500 stów to 50000 złotych.
Taki szczególik

I pięćset, nie 500.
I conajmniej łącznie.
Po wielokropku spacja.trąbiącymi na nią samochodami. Niewiele myśląc ruszyłem za nią i...nagle usłyszałem rozpaczliwy dźwięk klaksonu
W miejsce pogrubionych przecinków wrzuciłbym kropki.taki jakim śmiac potrafiła się tylko moja żona, słyszałem go zbyt często i poznałbym go wszędzie, dziwiło mnie jedynie, że dotarł nawet tu i nawet w zaświatach przemówił do mnie przechodząc z delikatnego chichotu w
Dialog od akapitu. I wywal ten literkowy śmiech. Już wiemy, że się śmiałaspazmy:- Widzisz, ty nawet zabic się porządnie nie potrafisz, nie umiesz, nie potrafisz, nie udało ci się, haha, wiedziałam, zawsze mówilam, hihi, tak, nie dałeś rady!

Dialog od akapitu...Swidrowało mi w głowie i zacząłem krzyczec: - Odejdź, chociaż stąd, daj mi spokój, nie chcę już życ, zostaw, proszę.
Podziel to jak prawdziwy dialog, proszę...Kim jesteś? – wydukałem z trudem. – Kimś dla kogo los nie był łaskawy, a jednak, śmiem twierdzic, okazał się łaskawszy niż dla ciebie- odpowiedział mój szkarłatny anioł stróż, o ciut przygrubych łydkach
Cóż. Ta część lepsza, ot co!
Ale... Jest tu więcej braków polskich literek. Do Worda, już

Are you man enough to hold the gun?
4
Masz niezły styl. To pierwsza myśl, jaka mi zapukała w czaszkę po przeczytaniu obu utworów. Wymaga dopracowania, no i sama forma pozostawia wiele do życzenia, ale jest... zajmujący. Po prostu z zainteresowaniem czyta się kolejne zdania. Lekkość pióra, ot co.
Nie lubię, kiedy pisze się opowiadania o z góry narzuconych fundamentach, bo najczęściej nie wychodzi z tego 100% możliwości autora. Owszem, nieźle to rozwinęłaś, dodając tą cyniczną otoczkę, nie siląc się na marny patos, ale jednak chciałbym zobaczyć jakiś utwór z własną tematyką.
Pierwszy tekst był gorszy właśnie ze względu na zbytnią płytką dramatyzację, skończyło się całkiem nieźle (chociaż niektórzy mogą zarzucić, że bez jaja), ale ogólna treść nie porywała. Dwójeczka była bardziej swojska, miała lepsze zakończenie, a bohater ciekawsze przemyślenia.
Odnośnie bardziej technicznych niuansów. Sporo literówek spowodowanych brakiem polskich znaków, niepoprawny zapis dialogów (gdzieś na forum, w Warsztacie, jest o tym temat) i być może to co wskazał Testudos (nie wiem, nie mam czasu, żeby przeczytać, wierzę w słuszność uwag). Wystarczy wklejenie do Worda, żeby sporą część błędów roztrzelać na starcie. Na przyszłość wrzucaj bardziej zadbane wersje, co by pokazać szacunek dla oceniających.
A tak w ogóle: to miało jakieś ograncizenie objętościowe, czy po prostu takie długości Ci wyszły?
Pomysł: 3
Styl: 4=
Schematyczność: 2+
Błędy: 3
Ocena ogólna: 3+
Pozdrawiam.
Nie lubię, kiedy pisze się opowiadania o z góry narzuconych fundamentach, bo najczęściej nie wychodzi z tego 100% możliwości autora. Owszem, nieźle to rozwinęłaś, dodając tą cyniczną otoczkę, nie siląc się na marny patos, ale jednak chciałbym zobaczyć jakiś utwór z własną tematyką.
Pierwszy tekst był gorszy właśnie ze względu na zbytnią płytką dramatyzację, skończyło się całkiem nieźle (chociaż niektórzy mogą zarzucić, że bez jaja), ale ogólna treść nie porywała. Dwójeczka była bardziej swojska, miała lepsze zakończenie, a bohater ciekawsze przemyślenia.
Odnośnie bardziej technicznych niuansów. Sporo literówek spowodowanych brakiem polskich znaków, niepoprawny zapis dialogów (gdzieś na forum, w Warsztacie, jest o tym temat) i być może to co wskazał Testudos (nie wiem, nie mam czasu, żeby przeczytać, wierzę w słuszność uwag). Wystarczy wklejenie do Worda, żeby sporą część błędów roztrzelać na starcie. Na przyszłość wrzucaj bardziej zadbane wersje, co by pokazać szacunek dla oceniających.
A tak w ogóle: to miało jakieś ograncizenie objętościowe, czy po prostu takie długości Ci wyszły?
Pomysł: 3
Styl: 4=
Schematyczność: 2+
Błędy: 3
Ocena ogólna: 3+
Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
5
Po pierwsze dziękuję za oceny i sugestie.
Wklejam link do strony o tych opowiadaniach. Zaczynał pisać "profesjonalista", amatorzy dopisywali, ale następny profesjonalista dopisywał dalszą część nie do tego, co pisali amatorzy, tylko kolega po fachu. W końcu zrobiło się z tego coś, moim skromnym zdaniem, głupiego.
Chyba było jakieś ograniczenie w długości, ale już nie pamiętam.
Rzeczywiście, błędy są, to wina pośpiechu (b.mało czasu na pisanie) oraz szwankującego worda i skonfigurowania klawiatury (nie mogłam używać niektórych ogonków), teraz jest już w porządku, ale teksty wkleiłam tu na szybko, jak tylko znalazłam to forum :oops:
Jeśli chodzi o temat, a także część wątków, to były narzucane przez poprzedni fragment opowiadania, niestety aby zachować jakąś spójność trzeba było momentami nawiązywać do rzeczy/osób/zjawisk, o których samemu nie chiało się pisać.
Właściwie jest to moja pierwsza próba od czasów licealnych, kiedy to trzeba było pisać wypracowania.
http://kobieta.gazeta.pl/wysokie-obcasy/0,73596.html
Wklejam link do strony o tych opowiadaniach. Zaczynał pisać "profesjonalista", amatorzy dopisywali, ale następny profesjonalista dopisywał dalszą część nie do tego, co pisali amatorzy, tylko kolega po fachu. W końcu zrobiło się z tego coś, moim skromnym zdaniem, głupiego.
Chyba było jakieś ograniczenie w długości, ale już nie pamiętam.
Rzeczywiście, błędy są, to wina pośpiechu (b.mało czasu na pisanie) oraz szwankującego worda i skonfigurowania klawiatury (nie mogłam używać niektórych ogonków), teraz jest już w porządku, ale teksty wkleiłam tu na szybko, jak tylko znalazłam to forum :oops:
Jeśli chodzi o temat, a także część wątków, to były narzucane przez poprzedni fragment opowiadania, niestety aby zachować jakąś spójność trzeba było momentami nawiązywać do rzeczy/osób/zjawisk, o których samemu nie chiało się pisać.
Właściwie jest to moja pierwsza próba od czasów licealnych, kiedy to trzeba było pisać wypracowania.
http://kobieta.gazeta.pl/wysokie-obcasy/0,73596.html