___ Za mną była długa droga. Po kilku godzinach ciągłej jazdy moja koncentracja wołała o pomstę do nieba. Nie zwróciłem nawet uwagi do jakiej miejscowości właśnie wjechałem. Moim priorytetem było, żeby zameldować się w najbliższym motelu i rozprostować kości, a do tego wypić gorącą, gorzką kawę. Nic bardziej nie pobudza.
___ Kiedy znalazłem niewielki motel, to od razu zaparkowałem na niemal pustym parkingu. Poszedłem do recepcji i zapłaciłem z góry za jedną noc. Recepcjonistka, starsza kobieta, dając klucze powiedziała, że będę musiał się wymeldować lub przedłużyć rezerwację najpóźniej do dwunastej. Mi to odpowiadało. Spytałem gdzie jest najbliższa kawiarnia i dowiedziałem się, że dwie ulice stąd jest pasaż z kilkoma punktami, między innymi miała być niewielka kawiarnia.
___ Tak więc ruszyłem. W ręku obracałem klucz z breloczkiem, na którym była wyryta cyfra 7. Uśmiechnąłem się do siebie i przeszedłem przez ulicę zahaczając o krawężnik. Skarciłem się w duchu za swoją nieostrożność i skręciłem w uliczkę opisaną przez recepcjonistkę. Przede mną była uliczka, a raczej deptak, i mnóstwo wystaw. Przyznam, że przytłoczyły mnie kolorowe napisy i świecące slogany. Dzielnie ruszyłem do przodu i wszedłem do kawiarni.
___ W środku było schludnie. Czysto i bez zbędnych ozdób. Kilka obrazów i kanarkowo żółty kolor ścian, ciemne drewniane, prawdopodobnie dębowe, stoły i ciemne kafle. Widać było wyraźny kontrast między ścianami, a podłogą. Poprosiłem o espresso i chwilę czekałem. Kiedy usiadłem, to miałem wrażenie, że od razu zasnę. Z trudem utrzymywałem przytomność. Ocierałem sobie oczy i potrząsałem głową. Jak przyszła kawa, to niemal natychmiast ją wypiłem. Co prawda myślałem, że przypalę sobie przełyk, bo jednak okazała się dość ciepła, to muszę przyznać, że już z pewnością nie myślałem o spaniu. Zanim wyszedłem, to poszedłem jeszcze do łazienki, żeby przemyć twarz.
___ Przechadzając się po deptaku zauważyłem ciekawe miejsce.
___ Wszedłem do sklepu, który zaprosił mnie dziwną wystawą. Właściwie nie było tam nic konkretnego, tylko napis "Tutaj kupisz swoją przyszłość". W środku było wiele półek i regałów wypełnionymi słoikami. Naprzeciwko wejścia była lada, a za nią stał starszy mężczyzna. Miał uporządkowaną, dłuższą, białą brodę i krótkie, równie siwe co zarost, włosy. Gdyby miał turban i niebieską szatę, to pomyślałbym, że to jest mag lub naciągacz, ale był w szarym garniturze.
___ Mężczyzna uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłem uśmiech i przywitałem się. Potem ruszyłem w kierunku najbliższych słojów. W środku był proszek, który przypominał mąkę. Przyjrzałem się kolejnym i okazało się, że w każdym słoju jest bardzo podobna ilość ów proszku, tylko różniły się kolorem. Każdy miał swój odcień.
___ - Czego szukasz, młody człowieku? – spytał właściciel sklepu.
___ - Zaciekawiła mnie wystawa, a raczej ten napis. To prawda?
___ - Owszem – odparł.
___ - To coś w stylu Sklepiku z Marzeniami, jak w tej powieści? - Uśmiechnąłem się do mężczyzny, a on się zaśmiał i spokojnie odpowiedział:
___ - Nie do końca, tutaj sprzedaję przyszłość, a nie marzenia. I nie, nie chcę od klientów przysługi. Ale przyznam, że często słyszę ten dowcip.
___ I musisz być nieźle skołowany, bo jest wyjątkowo słaby – pomyślałem.
___ - O co chodzi z tą przyszłością, jak ją w ogóle sprzedajesz?
___ - Transakcja wygląda bardzo prosto, ty wybierasz, ja sprzedaję. Obaj jesteśmy szczęśliwi. Popatrz jakie to proste.
___ - Nie chodziło mi o przebieg transakcji, tylko nie rozumiem jak można sprzedawać przyszłość.
___ - Rozejrzyj się po sklepie, przy każdym słoju będzie opis. Poczytaj. Przemyśl wszystko. Przyjdź jutro i wybierzemy coś dla ciebie.
___ Nie do końca wiedziałem co myśleć o tym wszystkim. Z jednej strony wszystko było podejrzane, bo przecież jak, do cholery, można sprzedawać przyszłość? To nie ma absolutnie sensu. A z drugiej strony co musi być ceną, jeżeli to jest prawda? W każdym razie przechodząc się po tym sklepie odniosłem wrażenie, że to jest kolejny sklep z dragami. Ale przyznam, że poczułem się nieco oczarowany motywem i klimatem, który oferował sklep.
___ Wnętrze było wykonane głównie z drewna. Tylko niektóre wsporniki były metalowe. A przy słojach rzeczywiście były karteczki, które opisywały mniej więcej zawartość, a raczej efektów po zażyciu.
___ Doskonałe połączenie spełnienia w pracy i posiadania oddanej rodziny.
___ Albo:
___ Spełnienie marzeń, związanych z podróżami.
___ Czy też:
___ Życie pełne wrażeń i poznania nowych rzeczy.
___ Oraz najciekawsze:
___ Krótkie życie znanego artysty.
___ Przyznam, że były dość enigmatyczne. Za tym opisem mogą się kryć całe setki haczyków, które potrafią zepsuć, sprzedawaną tutaj, przyszłość.
___ Były również inne, takie jak "Odnalezienie kochającej dziewczyny", "Odnalezienie ukrytego skarbu", "Długi żywot", "Zdrowie". Wiele etykiet się powtarzało, ale schemat był prosty, rzeczy, które człowiek najbardziej potrzebuje: miłość, pieniądze i spełnienie siebie.
___ Stwierdziłem, że przyjście tutaj, to było zwykłe marnotrawstwo czasu. Wyszedłem ze sklepu i poszedłem do motelu.
* * *
___ Kiedy rano wstałem to zrobiłem sobie kawę i posiedziałem przy stoliku. Myślałem o tych śmiesznych słoikach z przyszłością. Cokolwiek było w środku, nie wyglądało jakby miało pomóc osiągnąć wszystko co było opisane. Mało tego, to przecież musiało coś kosztować, a do tego wątpiłem w brak skutków ubocznych. A ile bym dał, żeby spotkać się z znów z nią? ___ Nie wiem. Dużo.
___ Siedziałem ponad pół godziny w zadumie o hipotetycznej przyszłości. Zdawałem sobie sprawę, że to może być jeden wielki pic na wodę, ale co jeżeli nie? Stwierdziłem, że muszę porozmawiać ze sprzedawcą na temat warunków i jaka w ogóle ma być umowa.
___ Wstałem i ubrałem się. Następnie ruszyłem prosto do sklepu, który był niecały kilometr od motelu. Po drodze poszedłem do sklepu i kupiłem paczkę Lucky Strike'ów. Chociaż rzadko palę, to jednak stwierdziłem, że obecnie to nie ma znaczenia. Wyjąłem jednego i włożyłem do ust. Ale nie odpaliłem go. Patrzyłem na sklep, który był po drugiej stronie ulicy. Usiadłem na ławce, z której było widać witrynę i wtedy dopiero użyłem zapalniczki i zaciągnąłem się. Zamknąłem na chwilę oczy.
___ Dym dostał się wprost do płuc i poczułem jakby ona była niedaleko. Też paliła. Właściwie to przez nią zacząłem. Zawsze miała wesołe oczy o głębokim spojrzeniu. Nie potrafiła być wściekła, zawsze z uśmiechem, nawet jak próbowała być zła, to jej się nie udawało. Niestety często się denerwowała. Niejedną noc spędziła w kuchni pisząc coś w swoim zeszycie. Czasami długo rozmawiała przez telefon. Zawsze po takich sesjach miała rozczochrane włosy, bo kiedy czuła się bezradnie zawsze ręką chwytała się za włosy jakby chciała je wyrwać.
___ Znowu się zaciągnąłem i otworzyłem oczy.
___ Zobaczyłem, że sklepikarz mi się przygląda. Zgasiłem peta i ruszyłem w jego stronę, chociaż pomyślałem o tym, żeby pójść w inną stronę, to jednak coś mi mówiło, że powinienem tam być. Coś mnie przyzywało tam. Ona? Możliwe.
___ Po chwili byłem już w środku i sprzedawca, który wrócił już za ladę, spytał się mnie czy coś wybrałem. Stałem w milczeniu. Trudno mi było określić co właściwie chcę. Chociaż nie. Doskonale wiedziałem tego czego chcę. Ciężej było dobrać słowa.
___ - Zapraszam na zaplecze. Zamknę sklep i porozmawiamy. - Gospodarz ruszył w kierunku drzwi, żeby zatrzasnąć zamek i zamienić plakietkę z "Otwarte" na "Zamknięte".
___ Poszedłem.
___ Zaplecze okazało się małym pomieszczeniem, w którym mieści się tylko stolik, dwa krzesła i mały blat, który robił za część kuchenną.
___ - Spocznij. Zaraz zabierzemy się za ciebie, a tymczasem kawa, herbata?
___ - Kawę poproszę – odparłem i usiadłem na drewnianym, składanym krześle.
___ Oparłem głowę na rękach i przyglądałem się jak mężczyzna przygotowuje kawę. Wlewał wodę z butelki do elektrycznego czajnika, włączył go, następnie wyjął z szafki dwa białe kubki i położył je na blat. Kiedy wyjął łyżeczkę i trzymał ją, to widać było, że utrzymanie jej prosto sprawia mu problem. Mimo wszystko dzielnie nasypał po dwie łyżeczki kawy mielonej.
___ - Cukier? - spytał.
___ - Nie, dziękuję.
___ Do swojego kubka nasypał jedną łyżeczkę cukru i spojrzał się na mnie.
___ - Niestety nie mam mleka, więc mogę zaproponować tylko czarną.
___ - Nie ma problemu.
___ W międzyczasie woda zdążyła się zagotować i staruszek zalał kubki do trzech czwartych i przeniósł je na stolik. Następnie dolał mój do pełna. Gdy skończył to usiadł naprzeciwko mnie i zapadła cisza. Wziąłem szybki łyk gorącego napoju i przygryzłem wargi.
___ - Więc... jak działa w ogóle ta sprzedawana przyszłość? - przerwałem ciszę.
___ - Po prostu, wybierasz i już działa – odparł staruszek. Nie ma nic prostszego, no nie? - Przejdźmy do innej kwestii, czego szukasz, młody człowieku? Jaką byś chciał przyszłość dla siebie?
___ - Moje życzenia są piękne jak marzenia, lecz moje marzenia są nie do spełnienia – zacytowałem. Nie pamiętam skąd pochodził ten tekst, ale w tym momencie był adekwatny do sytuacji.
___ - Rozumiem. A co jeśli powiedziałbym, że nie ma rzeczy niemożliwych?
___ - To ja bym się zapytał jaka jest tego cena.
___ - A jeżeli nie byłoby ceny?
___ - To spytałbym się o haczyk.
___ - Rozumiem. Jest pan podejrzliwy. A jak nie ma żadnych ukrytych kruczków, ani ceny? Co jest pańską zmorą? Czego by pan chciał w przyszłości?
___ - Kogoś, kto już odszedł. To niemożliwe, prawda? Kontakt parapsychologiczny mnie nie interesuje, bo wiem, że ta osoba już nie wróci.
___ - Jak bardzo była ważna?
___ - Ważna.
___ - Co by pan mógł zrobić, żeby ona wróciła?
___ Chwilę milczałem. W ten sposób powoli przechodziliśmy do ceny, a jednocześnie zacząłem się obawiać co musiałbym zapłacić. Ale z drugiej strony, jak by to było możliwe...?
___ - Chciałem powiedzieć, że wszystko, ale obawiam się, że właściwie, to nie jestem w stanie nic zrobić, bo to jej nie przywróci życia.
___ - Być może ma pan rację, ale co jeśli jednak ona gdzieś czeka i to czy znowu się spotkacie zależy tylko od pańskiego nastawienia?
___ - Mojego nastawienia?
___ - Tak. Żeby móc coś osiągnąć trzeba wierzyć w słuszność decyzji, a u pana widzę wahanie.
___- No a jak nie wahać się jak ktoś mówi, że będę mógł żyć spokojnie z nią? Po wypadku nie było szans, żeby przeżyła, a teraz jest możliwość, że miałoby być inaczej?
___ Mój rozmówca przyglądał mi się z ciekawością i wziął łyk kawy. Wyglądał na wyjątkowo spokojnego. Teraz mi zaczęły się trząść ręce, które jednocześnie były mokre od potu. Chwyciłem kubek i wypiłem połowę zawartości jednym haustem. Następnie spojrzałem jeszcze raz na staruszka.
___ - Więc co pan proponuje? - spytałem spokojnym głosem.
___ - Nową przyszłość, z nią, bez żadnych kosztów, bez stresu i życie wypełnione szczęściem, którego pan tak mocno szuka. Ile pan miast już pokonał, żeby odnaleźć siebie?
___ Wiele, pomyślałem.
___ Staruszek wstał i mruknął, że zaraz wróci. Przez ten czas zdążyłem wypić resztę kawy i przyjrzeć się każdej rysie na stoliku. Właściciel sklepu wrócił ze słoiczkiem z czerwono czarnym prochem w środku.
___ - Tutaj znajduje się pańska idealna przyszłość. Szczęście, dom na uboczu, piękną żonę, którą, jak pan określił, stracił i wystarczającą sumą pieniędzy na dostojne życie. Czy nie tego pan szuka?
___ Trafił w sedno, aż za bardzo. Milczałem.
___ - To nie jest możliwe – odpowiedziałem.
___ - A co jeśli tak?
___ - To spytam się o cenę.
___ - A jeśli nie ma?
___ - To spytam się o haczyk.
___ Mężczyzna spojrzał na mnie podejrzliwie i położył słoik na stole.
___ - To panu powiem jaki jest haczyk – powiedział patrząc mi w oczy.
___ Zaczyna robić się ciekawie, pomyślałem.
___ - Będę musiał oddać swoją duszę? Zrobić przysługę? To będzie trwało tylko jeden dzień?
___ - Nie, nie i nie. Poza tym co to właściwie jest dusza? Zresztą to i tak nie jest w tym momencie istotne. To będzie w pańskiej świadomości. Każde przeżycie będzie prawdziwe, jeżli pan sobie na to pozwoli. Wszystko będzie na tyle idealne, na ile pan sobie to wyobrazi. I będzie trwało dopóki pan będzie żyć. A haczykiem jest to, że będzie pan musiał zadbać o to, żeby ktoś opiekował się pańskim ciałem.
___ - Moim ciałem? O co chodzi, do cholery? - Znowu mi się podniosło ciśnienie.
___ - To będzie stan na podobieństwo snu. Wszystko będzie się działo w pańskiej głowie. Może trwać jeden dzień, trzy miesiące lub całe lata.
___ - Czyli nic z tego nie będzie prawdziwe?
___ - Będzie, jeśli pan sobie na to pozwoli.
___ Wstałem.
___ - Nie przyjmuję tego do wiadomości. Nie zamierzam zapaść w śpiączkę, żeby móc się oszukiwać. Dziękuję panu za gościnność, do widzenia.
* * *
___ Po tym jak wymeldowałem się z motelu, to wsiadłem do samochodu i zacząłem myśleć nad kolejnym krokiem. Dokąd teraz powinienem pojechać? Właściwie pierwsze co powinienem zrobić, to dowiedzieć się gdzie tak właściwie jestem. Oraz gdzie tak naprawdę chciałbym się znaleźć.
___ Zamknąłem oczy.
___ Znowu pojawił mi się przed oczami staruszek i dźwięczały mi jego słowa. O tym, że nie ma rzeczy niemożliwych i fakt, który przedstawił przede mną, że jeżdżę tylko szukając szczęścia. Owszem, miał rację, do cholery. Miał rację.
___ Ale z drugiej strony, to co zaproponował, to było nic innego tylko wesołe samobójstwo przy użyciu kolorowego proszku. Poświęcić świadomość, żeby, w tajemniczy sposób, odnaleźć szczęście. A do tego, jeśli dobrze zrozumiałem, to w każdym słoiku jest dokładnie to samo, tylko inna etykietka i kolor zawartości.
___ Niesamowite co można sprzedawać, prawda?
___ Przekręciłem kluczyk w stacyjce i zwolniłem hamulec ręczny.
___ Ruszyłem dalej.
* * *
___ Ciekawe jak natrętne myśli mogą wszystko zmienić, prawda?___ Smak był gorzki, ale nie to jest najgorsze. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że leżę teraz na oddziale w hospicjum, do którego się zapisałem. Stać mnie było na opiekę medyczną na zaledwie rok.
___ Oby to był piękny rok...