"Sieć"

1
Nowe "bazgroły", prolog do czegoś dłuższego. Uprzejmie proszę o jakieś opinie, złe czy dobre, chętnie przyjmę wszystko na klacie.

Gatunek - fikcja fantastyczno-polityczna, alternatywny świat Polski, wiek XXI, zbieżność zdarzeń przypadkowa totalnie. :P

"SIEĆ"
PROLOG:





___Raz.
___Dwa.
___Trzy.
___Cztery.
___Miała dość. Nienawidziła tu być. Nienawidziła tego miejsca. Nienawidziła tych ludzi. Nienawidziła tej dusznej atmosfery. Nienawidziła siebie.
___Raz.
___Dwa.
___Trzy.
___Gdy prezydent wstał i bez słowa wyszedł z sali, zastanawiała się, jak to możliwe, aby tak młody człowiek nie tylko rządził całym krajem od dwunastu lat, ale i zabijał bez wahania każdego, kto mu się sprzeciwi. Chwilę później zdała sobie sprawę, że jest hipokrytką. Kilkadziesiąt minut temu wraz z pozostałymi członkami Senatu podjęła decyzję, aby pozbawić życia każdego, kto dołączy do rozwijającego się w zachodniej części kraju buntu. Rebelianci uzyskiwali stałą pomoc zza granicy i mimo negocjacji, nie interesował ich pokój - chcieli, aby prezydent i cały skład Senatu podali się do dymisji i aby ustanowiona na ten czas Tymczasowa Rada Najwyższa zarządziła powszechne wybory, w których to mógłby wziąć udział każdy. Abstrakt! Jak śmieli wypowiedzieć posłuszeństwo własnemu państwo? Jak mogli stać się zdrajcami? Bunt należało zlikwidować w zarodku i Alicja Grenońska była tego w pełni świadoma, choć w głębi serca toczyła moralny spór o to, czy dobrze zrobiła. Nie powinna tu siedzieć.
___Przez chwilę próbowała porównać się do prezydenta - co takiego miał, czego ona nie miała? Nie był przystojny - przeciętny trzydziestoparolatek z zadbaną buźką i tyle. Ani kręcone, dziecinnie wyglądające ciemne loki, ani duże, niebieskie oczy, ani wreszcie wysoki wzrost i drogie garnitury nie powodowały u niej przyjemnego łaskotania w brzuchu. Nadęty bufon, który myśli, że jest lepszy od innych powodował u niej swego rodzaju odrazę. Nie mogła na niego patrzeć, a co dopiero z nim rozmawiać, dlatego jej kontakty z prezydentem były tylko poprawne, mimo wyraźnej chęci ze strony głowy państwa do zbliżenia się do Alicji. Kobieta miała wrażenie, że ciągle jej się przyglądał, ale doskonale wiedziała, że nie chodzi mu o nią jako kobietę. W Senacie była tylko jednym z pięciu głosów.
___Senatorem została cztery miesiące wcześniej. Jej mąż, ukochany Fryderyk, wyjechał z misją dyplomatyczną do odległego księstwa i nie wrócił. Jako martwy nie mógł być ani przewodniczącym Senatu, ani jego członkiem. Jego najbliższa krewna -żona Alicja - z urzędu otrzymała nominację senatorską. Młoda wdowa za życia małżonka nie interesowała się jego pracą - bo i po co? Najważniejsze, że zapewniał jej godziwe życie. Bezpieczeństwo. Pozycję. Teraz zrozumiała, jak wielka była cena.
___- Pani Alicjo. - Profesor Ziętkowski, pełniący obowiązki przewodniczącego Senatu, dotknął starczą ręką dłoń kobiety. - Odwiozę panią.
Był miły. Za miły. Czegoś chciał i Alicja miała świadomość, czego. Fryderyk wielokrotnie opowiadał o schadzkach Ziętkowskiego ze studentkami, które by zaliczyć egzamin zdolne były do wszystkiego, nawet do sprzedania własnego ciała. Odsunęła dłoń i wymusiła uśmiech. Ostatnio za często się zamartwiała i miała świadomość, że nawet duża warstwa makijażu nie jest w stanie zakryć jej zmęczenia.
- Dziękuję, ale jestem umówiona. - Powiedziała grzecznie.
- Rozumiem. - Ziętkowski zaśmiał się. - Fryderyk opowiadał, że pani nigdy nie miała dla niego czasu.
Profesor przeszedł samego siebie i chyba to zrozumiał, bo pomarszczona skóra jego twarzy w błyskawicznym tempie zyskała czerwony, niemal buraczany kolor.
- Przepraszam. - Sprostował szybko, gdy Alicja bez słowa komentarza wstała i odeszła od posiwiałego mężczyzny.
___Pożegnała się z pozostałymi członkami Senatu - Klaudią "Carycą" Winnicką, potentatką energetyczną; Michałem Kaźmirskim, młodym, ambitnym kuzynem samego prezydenta i przerażającą Klementyną Boguwską, słynącą z niekonwencjonalnych sposobów rozwiązywania problemów. Alicja pamiętała, jak Fryderyk przed kilkoma laty panicznie bał się przychodzić na sesje senackie właśnie ze względu na Bugowską, która to miała skutecznie utrudniać mu życie przez ponad rok, a to wszystko z powodu głupiego sprzeciwu wobec ustawy o finansach publicznych. Grenoński tak bardzo stresował się całą sprawą, że wylądował na kilka dni w szpitalu. Jako jedyny senator nie poparł projektu, który odbierał kompetencje bankowe prezydentowi, a przekazywał je w ręce nowopowstałego organu - banku centralnego. Alicji przypomniały się słowa męża o nieczystych zagrywkach Boguwskiej, która niemal wymogła na pozostałych członkach Senatu głosy za ustawą. Pół roku później jej syn został Pierwszym Prezesem Prezydenckiego Banku Centralnego, czerpiąc z tego - jak się domyślała - olbrzymie dochody. Fryderyk już nigdy nie wrócił do tematu, tak samo jak przestał rozmawiać o Boguwskiej. Zresztą, Alicja podejrzewała, że to jej wina - zbagatelizowała sprawę, zarzucając mężowi wyolbrzymianie problemu. Nie byli szczęśliwym małżeństwem. Czasami miała wrażenie, że teraz - bez niego - żyje jej się lepiej. Za każdym razem, kiedy łapała się na takiej myśli, karciła samą siebie - "zginął w pracy, a pracował dla mnie", myślała i znowu brała ją ochota na płacz za Fryderykiem. Z początku musiała nauczyć się okazywać tragedię i żałobę, której w ogóle nie czuła, jednak w którymś momencie, sama nie wiedziała, kiedy, zaczęła w to wierzyć.
___Gdy wyszła z budynku, na zatłoczonej wracającymi z pracy ludźmi ulicy czekał na nią rządowy samochód z kierowcą. Miała wsiąść do czarnej limuzyny, gdy poczuła intensywny zapach kobiecych perfum - goździków z nutą cytryny. Nie myliła się. Klementyna Boguwska musiała iść za nią.
- Przestraszyłaś mnie. - Stwierdziła Alicja, wsiadając do samochodu. - Zapomniałam czegoś?
- Nie. - Klementyna mówiła powoli, spokojnie, z gracją prawdziwej damy. Miała wysoki, dziewczęcy głos, który w ogóle nie odzwierciedlał jej twardego, niemalże męskiego charakteru. Kobieta wsiadła do samochodu Alicji i zamknęła drzwi.
- Coś się stało? Nic nie mówisz, zaczynam się martwić. - Grenońska rzeczywiście była nie tyle zdenerwowana, co zdziwiona niecodziennym zachowaniem towarzyszki.
- Przepraszam, czy mam jechać? - siedzący z przodu kierowca spojrzał na obie kobiety z wyraźnym poirytowaniem.
- Tak, do domu.
Samochód ruszył.
- Nie chciałam rozmawiać przy nich. - Zaczęła Klementyna, dotykając długich, zadbanych, oliwkowych włosów Alicji. - Żeby tak moje się nie przetłuszczały... Wiesz, jacy są. Podsłuchają, nie zrozumieją, dopowiedzą, a informacja idzie w świat.
- Jaka informacja? - Alicja zaśmiała się, kiedy próbowała odsunąć się od Boguwskiej.
- Poufna. Bardzo. Bardzo poufna informacja, o której wiem tylko ja i prezydent.
- Więc chyba nie powinnam chcieć jej znać, prawda? - Żona Fryderyka wciąż gubiła się w tych zakulisowych grach prowadzonych przez wytrawnych polityków. Zawsze miała problemy z odróżnieniem motywacji ludzi. Tak było, gdy poznała swojego przyszłego męża. Tyle lat, a ona ciągle miała wrażenie, że nie zna go na tyle dobrze, jaki inni. Zostawił jej same problemy i odszedł.
___Klementyna parsknęła śmiechem.
- Nie leciałabym jak ta ostatnia głupia za tobą, żeby zaczynać i nie kończyć, przyzwoici ludzie tak nie robią. A my jesteśmy przyzwoite, prawda? Przybliż się. - Rozkazała, wprawiając w osłupienie Alicję. Kobieta poczuła się tak bardzo zmieszana, że nie wiedziała, jak ma postąpić.
- Co? - Wydusiła tylko z siebie wystraszona.
Klementyna zbliżyła usta do ucha pięknej, wysokiej wdowy, wyczuwając delikatny zapach skórki pomarańczy. Ładne, tanie perfumy. Widziała, jak z każdą kolejną sekundą zakłopotanie Alicji sięga zenitu. Stwierdziła, że kobieta jest jeszcze nieukształtowanym politycznie graczem i w przeciwieństwie do Fryderyka, może stać się jej prawą ręką.
- Prezydent ciężko choruje. - Wyszeptała tak, by kierowca nic nie słyszał. Szok Alicji łączył się z niedowierzaniem, którego jednak nie chciała okazać, by nie wyszło, że jest zainteresowana całą sprawą. Był młody. Młodszy od Fryderyka.
- Myślę, że ta wiedza nie jest mi potrzebna. - Odpowiedziała łamiącym się głosem.
- Ktoś będzie musiał go zastąpić. - Klementyna uśmiechnęła się. - Któryś senator.
___Wyszło szydło z worka. Nie dość, że prezydent wciąż żył i wcale nie wyglądał na takiego, który byłby w agonalnym stanie, to pani Klementyna Bugowska najwyraźniej miała zapędy, by zostać jego następczynią i to - o, bagatela - przy wsparciu Alicji.
- Za wcześnie na jakiekolwiek rozważania. Nie chcę brać w tym udziału. - Powiedziała kategorycznie, odsuwając się od rozmówczyni. Zamknęła czarne jak kamienie oczy w kształcie dużych migdałów i starała się wyrzucić z pamięci to, co przed chwilą usłyszała, ale nie było to takie łatwe. Jak to możliwe? Dopiero później zaczęła rozmyślać, skąd Bugowska może wiedzieć o problemach głowy państwa. Nie była z nim ani spokrewniona, ani spowinowacona, ani nawet zaprzyjaźniona, łączyły ich jedynie obowiązki służbowe, mało tego - Bugowska jako jedyna ostro krytykowała działania prezydenta w wielu kwestiach.
___Do czasu aż samochód zatrzymał się przed strzeżonym apartamentowcem we wschodniej części stolicy kobiety milczały. Alicja bała się cokolwiek mówić, bo miała świadomość, że każde jej słowo może zostać wykorzystane w jakichś nieczystych zagrywkach, zaś Boguwska najwyraźniej czekała na brak towarzystwa kierowcy, by przejść do konkretów. Wysiadły z samochodu.
___- Naprawdę. - Alicja zaprotestowała, gdy Klementyna próbowała się odezwać. - Nic nie słyszałam. Nie ma sprawy.
- Jest! - Boguwska niemal wrzasnęła swoim piskliwym, irytującym głosikiem, nadal podążając za rozmówczynią. - Posłuchaj mnie, Ala. Posłuchaj.
Kobieta chwyciła żonę Fryderyka za rękę, pociągając w swoją stronę. Miała w sobie trochę siły. Alicja wyrwała się i spojrzała na zdenerwowaną senator.
- Co? Co chcesz mi jeszcze powiedzieć? Nie chcę się w nic mieszać, chcę świętego spokoju. - Powiedziała, wcale nie udając, że jest zmęczona tą dyskusją.
- Ty nic nie rozumiesz. - Rzekła spokojnie Boguwska, kiedy znowu zbliżyła się do Alicji. - To prezydent pozbył się Fryderyka.
___Grenońska chciała udać, że nie słyszała ostatniego zdania, ale nie umiała kłamać, zwłaszcza gdy jej oczy w kilka sekund zaszkliły się, a nogi ugięły. Nie kochała męża, ale... tęskniła. To złe słowo. Ich relacja była skomplikowana. Nie powinna tego słyszeć.
- Co? - Wydusiła z siebie tylko, jakby miała nadzieję, że Klementyna powie jej, gdzie Fryderyk teraz jest. Chciała go przytulić, pocałować, objąć… Być przy nim. Poczuła ból w brzuchu; ból niepewności i zwątpienia, co będzie teraz.
- Wdał się z nim w spór i zginął, rozumiesz? Został zabity przez własnego... - Nie dokończyła. Zawahała się. Ala wiedziała, co Klementyna chciała powiedzieć. Zawsze czuła, że w życiu Fryderyka jest ktoś jeszcze, ktoś, przez kogo nie mogła go pokochać. I dobrze wiedziała, że tą osobą wcale nie jest jakaś kobieta, a... Nie mogła o tym myśleć. Nie teraz.
- Wiedziałaś, prawda? - Zapytała Boguwska, uważnie obserwując zachowanie młodej wdowy. Nie wydawała się być zdziwiona.
- Nie wiem, o czym mówisz. - Wydusiła z siebie po kilku chwilach ciszy. Nie mogła przyznać przed całym światem, że miała wiedzę na temat największego skandalu obyczajowego w kraju ostatnich lat, nawet jeżeli chodziło o Boguwską. Nikt nie mógł o tym wiedzieć. Ona sama o tym nie mówiła. Tylko raz, pewnej nocy, gdy Fryderyk wrócił pijany i to bardziej niż zwykle, z podartym garniturem i poranioną ręką, przyszedł do łóżka cały zapłakany i przytulając swoją żonę powtarzał jak mantrę "kocham go". Bolało ją, ale zrozumiała. Musiała. Nie miała wyboru. To była chyba jedyna szczera noc w ich wspólnym życiu. Bez kłamstw. "Wiem", wyszeptała, wtulając się w męża tak bardzo, jakby miała go zaraz udusić. Był jej, a mimo to musiała się nim dzielić. Cierpiała, ale była silna. Nie miała wyboru.
- Jak uważasz. - Klementyna zrezygnowała. Odpuściła. W końcu. - Nie będę cię już męczyła. Prześpij się z tym wszystkim.
___Gdy weszła do usytuowanego na trzecim piętrze apartamentu, pierwszą rzeczą, jaką zrobiła, było położenie się na wygodnym łóżku małżeńskim, zrobionym zresztą na zamówienie przez jednego z lepszych fachowców w stolicy, który specjalnie dla Alicji i Fryderyka sprowadził rzadką, bardzo ładnie pachnącą odmianę drewna mahoniowego. Mąż kobiety uwielbiał drogie meble i - co trzeba przyznać - ogólnie był zwolennikiem luksusu. Marzenie Ali o małym domku, skrytym gdzieś pośród zielonych lasów w górach, stało się nieaktualne wraz z wyjściem za ambitnego senatora.
___Patrzyła w błękitne ściany, ciągle słysząc słowa Klementyny Boguwskiej o prezydencie i jej mężu. Skąd wiedziała? Dlaczego jej powiedziała? Nie wierzyła w jej czyste intencje. Wiedziała od Fryderyka, że to kobieta bez skrupułów. Nie mogła dać się zwieść piskliwemu głosikowi tej zdziry. Gdyby zapomniała, w jakim towarzystwie się obraca, byłaby martwa. W świecie polityki nie ma miejsca na uprzejmości, tę lekcję Ala dobrze odrobiła.
___Nie miała pojęcia, kiedy zasnęła, ale obudziła się dopiero wczesnym rankiem. Śniła o dniu swojego ślubu. Najpiękniejsze chwile w jej życiu teraz nie miały dla niej żadnego znaczenia. Na niewysokiej szafce nocnej obok łóżka leżało wyciągnięte z albumu zdjęcie Alicji w olśniewającej, białej jak płatki śniegu, długiej sukni i Fryderyka, który czule obejmując kobietę, zdawał się myśleć, o czymś innym. Radość, którą widziała w jego oczach przez tyle lat, okazała się fikcją. Był nieobecny, nawet wtedy, nawet podczas tego wyjątkowego wydarzenia. Nie mogąc na nie patrzeć, schowała zdjęcie do szuflady tak szybko, jak było to możliwe. Kochał ją, ale nie tak, jak powinien. Kochał.
___Ala zaśmiała się. Była żałosna. Usilne przekonywanie samej siebie, że jest przewrażliwiona, było tak idiotyczne, że tylko ona mogła na coś takiego wpaść. Wstała z łóżka i z trudem podeszła do okna. Padało. Może to i lepiej? Świętej pamięci babcia Grenońskiej zawsze powtarzała, że deszcz zmywa to, czego być nie powinno. Zrozumiała, że musi zapomnieć o przeszłości i skoncentrować się na przyszłości. Za dwa dni miała przyjechać jej matka wraz z Franciszkiem, jej kochanym, pięcioletnim szkrabem, za którego była w stanie oddać życie. Miała obowiązek żyć dla niego.
___Jedząc owsiankę, stwierdziła, że porozmawia z Klementyną. Skoro znała prawdę o Fryderyku i nikomu jej nie wyjawiła, najwyraźniej była osobą godną zaufania, a to że próbowała pozyskać sojuszników na wypadek śmierci prezydenta, tak naprawdę nie było niczym dziwnym. Grenońska podeszła do tego zbyt emocjonalnie i zbyt podejrzliwie, tak jakby Klementyna chciała, by brała udział w morderstwie. Alicja nawet nie wiedziała, o co dokładnie chodziło Boguwskiej. Ostatnio wszystko ją irytowało i stąd taki napływ złych emocji. Nie powinna wyżywać się na Bogu ducha winnej kobiecinie.
___Zakładając idealnie dopasowaną, czarną spódnicę włączyła telewizor. Programy informacyjne od kilku dni bez przerwy trąbiły o rzekomych sporach na linii prezydent-Senat podczas opracowywania znowelizowanej ustawy o wydobyciu dóbr naturalnych, co było oczywistym kłamstwem, bo w tej kwestii wszyscy, nawet Boguwska i Caryca, zgodnie wyrażali swoje zdanie i wydawało się kwestią czasu być to, kiedy owy projekt trafi w ręce Trybunów, którzy zarządzą przeprowadzenie reform.
___Dziś było inaczej. Włączając telewizor, Alicja nie spodziewała się takiej informacji. Usiadła na krześle z niedowierzania, gdy dziennikarze informacyjni na wszystkich stacjach, i tych publicznych, i tych prywatnych, relacjonowali wydarzenia, które nie miały miejsca ani w gmachu Senatu, ani w Zamku Prezydenckim, a w willi Klementyny Boguwskiej, która nocą straciła życie. Postrzelona w klatkę piersiową, a następnie w tył głowy, musiała walczyć, bo w prawej dłoni kurczowo trzymała telefon komórkowy. Grenońska zamarła. Jeden z pięciu członków Senatu właśnie został zabity. Klementyna miała z nią dziś porozmawiać. To niemożliwe.
___Ala podbiegła do barku i wyciągnęła nieotwartą butelkę whisky. Nienawidziła alkoholu, jego zapach odstręczał ją, ale w tym wypadku nie miała wyboru. Piła po zniknięciu Fryderyka, stwierdziła, że wypije za Klementynę. W głębi serca zaczęła bać się o swoje życie. Swoje i całej swojej rodziny.
___Drugi członek najważniejszego organu władzy zginął w niewyjaśnionych okolicznościach w ciągu niespełna półrocza. Roztrzęsiona i zszokowana Grenońska przypomniała sobie słowa Boguwskiej. Jeżeli to prezydent stał za śmiercią Fryderyka, równie dobrze mógł pozbawić życia Klementynę.
___Wyszła z mieszkania. To miał być długi dzień.
Ostatnio zmieniony śr 03 lut 2016, 09:00 przez bolian, łącznie zmieniany 2 razy.

2
To nie jest dobry pomysł na fabułę. Przede wszystkim dlatego, że sam punkt wyjścia jest mocno niewiarygodny i nie zmienia tego przesunięcie akcji w XXI wiek.
bolian pisze:Senatorem została cztery miesiące wcześniej. Jej mąż, ukochany Fryderyk, wyjechał z misją dyplomatyczną do odległego księstwa i nie wrócił. Jako martwy nie mógł być ani przewodniczącym Senatu, ani jego członkiem. Jego najbliższa krewna -żona Alicja - z urzędu otrzymała nominację senatorską. Młoda wdowa za życia małżonka nie interesowała się jego pracą - bo i po co?
bolian pisze:W Senacie była tylko jednym z pięciu głosów.
Pięcioosobowy Senat? To już raczej jakaś rada stanu przy prezydencie mogłaby liczyć tyle osób, jakieś najściślejsze, zaufane grono podejmujące decyzje. Ale niech tam, że to Senat, nie w nazwie głowny problem.
Całkowicie niewiarygodne jest bowiem, że można się w takiej grupie znaleźć przez dziedziczenie funkcji, do tego po mężu. KAŻDY system władzy, niezależnie od epoki, ma to do siebie, że na jej szczytach gromadzą się ci, którzy są nią najbardziej zainteresowani. Wszystko jedno, czy trafiają tam na drodze wyborów powszechnych, czy intryg pałacowych. Wyjątek jest jeden: mało zainteresowany rządzeniem może być sam władca, który objął swój urząd poprzez dziedziczenie formalne (monarchia konstytucyjna, np. Edward VIII angielski) albo nieformalne (niby-dynastie w państwach autorytarnych, typu Korea Północna). Taki władca, jeśli nie abdykuje, staje się marionetką, którą i za którą rządzą inni. To dotyczy jednak członków dynastii i nie daje się przenieść na inne organa władzy.
Pomysł z dziedziczeniem stanowiska senatora jest absurdalny. W sytuacji skrajnej, lecz całkiem prawdopodobnej, takie ciało decyzyjne mogłoby się składać z pięciu wdów. Dosyć specyficzny harem przy prezydencie. A jeśli któraś umrze, to kto dziedziczy? Nieletnie dzieci? Czy może przeprowadza się wybory uzupełniające?

Sytuacji znanej z "dynastii" bankierów czy przemysłowców, kiedy to fortunę i obowiązki jej pomnażania dziedziczą osoby zainteresowane wyłącznie trwonieniem majątku przodków, nie daje się przenieść na funkcjonowanie państwa. Do najwyższych kręgów władzy nikt nie trafia przypadkowo. Nawet będąc wdową po urzędniku państwowym, własne miejsce trzeba sobie wywalczyć. Dlatego nie kupuję ani tej bohaterki, ani jej historii.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

3
Nadęty bufon, który myśli, że jest lepszy od innych powodował u niej swego rodzaju odrazę.
Przecinek po "innych".
- Pani Alicjo. - Profesor Ziętkowski, pełniący obowiązki przewodniczącego Senatu, dotknął starczą ręką dłoń kobiety. - Odwiozę panią.
Raczej: ..."dotknął starczą ręką dłoni kobiety."...
Fryderyk wielokrotnie opowiadał o schadzkach Ziętkowskiego ze studentkami, które by zaliczyć egzamin zdolne były do wszystkiego, nawet do sprzedania własnego ciała.
Przecinki po "które" i po "egzamin" - by uwydatnić wtrącenie.
- Dziękuję, ale jestem umówiona. - Powiedziała grzecznie.
Błąd w zapisie dialogu: kropka po "umówiona" niepotrzebna, a po pauzie "powiedziała" z małej litery.
przerażającą Klementyną Boguwską
właśnie ze względu na Bugowską
To Boguwską czy Bugowską?
Tyle lat, a ona ciągle miała wrażenie, że nie zna go na tyle dobrze, jaki inni.
Chyba nie "jaki", a "jak". No i przecinek przed "jak" w tym przypadku zbędny.
Do czasu aż samochód zatrzymał się przed strzeżonym apartamentowcem we wschodniej części stolicy kobiety milczały.
Przecinek przed "aż" i przed "kobiety".
Nie chcę się w nic mieszać, chcę świętego spokoju. - Powiedziała, wcale nie udając, że jest zmęczona tą dyskusją.
Kropka po "spokoju" zbędna, a "powiedziała" z małej litery.
- Wiedziałaś, prawda? - Zapytała Boguwska, uważnie obserwując zachowanie młodej wdowy.
Po pauzie "zapytała" z małej litery.
- Nie wiem, o czym mówisz. - Wydusiła z siebie po kilku chwilach ciszy.
Kropka po "mówisz" zbędna i "wydusiła" z małej litery.
Na niewysokiej szafce nocnej obok łóżka leżało wyciągnięte z albumu zdjęcie Alicji w olśniewającej, białej jak płatki śniegu, długiej sukni i Fryderyka, który czule obejmując kobietę, zdawał się myśleć, o czymś innym.
Po "myśleć" przecinek zbędny.
Skoro znała prawdę o Fryderyku i nikomu jej nie wyjawiła, najwyraźniej była osobą godną zaufania, a to że próbowała pozyskać sojuszników na wypadek śmierci prezydenta, tak naprawdę nie było niczym dziwnym.
Przed "że" przecinek.
bo w tej kwestii wszyscy, nawet Boguwska i Caryca, zgodnie wyrażali swoje zdanie i wydawało się kwestią czasu być to, kiedy owy projekt trafi w ręce Trybunów, którzy zarządzą przeprowadzenie reform.
Raczej "ów projekt".
Postrzelona w klatkę piersiową, a następnie w tył głowy, musiała walczyć, bo w prawej dłoni kurczowo trzymała telefon komórkowy.
Tu mi logika nie gra. Czemu akurat trzymany w ręku telefon komórkowy miałby być dowodem, że Boguwska walczyła?

Tyle dojrzałam usterek technicznych.
Odnośnie treści, to przyjęłam takie założenie, że, jeśli to polical fiction, to realia nie muszą odpowiadać naszym. Stąd zastrzeżenia mojej przedmowczyni niekoniecznie uznałabym za zasadne. Wszystko zależy od tego, jak to dalej pociągniesz, co w efekcie chcesz nam opowiedzieć. Jak dotąd wstawiony fragment nawet trzyma się kupy, wciąga i wywołuje chęć poznania dalszego ciągu. Oby był on równie interesujący.
Pozdrawiam.

zatwierdzona weryfikacja - Gorgiasz
Ostatnio zmieniony śr 03 lut 2016, 09:00 przez Majqa, łącznie zmieniany 1 raz.
..."Właściwe słowa na właściwym miejscu to prawdziwa definicja stylu"... /Jonathan Swift/
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron