Na lotnisku było bardzo głośno. Roiło się od ludzi, czekających na członków rodziny, przyjaciół, gości. Łucja odgarnęła za ucho kosmyk swoich kasztanowych włosów, które wydostały się z luźnego warkocza. Jej czteroletnia córeczka, plątała się pod nogami, ze zniecierpliwieniem wyczekując ojca. Samolot wylądował niecałe piętnaście minut temu, więc mężczyzna powinien się niebawem pojawić.
- Mamo? – odezwała się mała Klara, ciągnąc kobietę za bluzkę.
- Tak, skarbie? – Łucja uśmiechnęła się do niej, kątem oka wciąż obserwując wejście.
- Kiedy przyjdzie tata? – zapytała się, lekko przekręcając głowę w lewo.
- Zaraz przyjdzie – zapewniła ją. Nie musiały długo czekać. Po chwili, z grupy nowoprzybyłych ludzi, wyłonił się jasnowłosy mężczyzna. Przez kilka sekund rozglądał się dookoła, poszukując znajomych twarzy. Klara, zauważywszy go, puściła mamę i pędem ruszyła w stronę ojca. Głośno krzyczała „Papi!”, w jej oczach igrały iskierki szczęścia. Pędziła, a jej blond loczki podskakiwały przy każdym ruchu. Wojciech przykucnął i wyciągnął ramiona w jej kierunku. Dziewczynka wpadła w jego objęcia, miażdżąco ściskała go za szyję. Jej małe, pulchne rączki, powędrowały w kierunku jego twarzy. Mężczyzna uniósł ją do góry i obrócił się dookoła.
- Aleś ty urosła! – Spojrzał na nią radośnie. Łucja stała niedaleko, z uśmiechem przypatrując się całej scenie. Nie chciała przerywać tej pięknej chwili. Mała codziennie się budziła i pytała kiedy wróci jej tata. Każdego ranka, przez całe sześć miesięcy.
- A dlaczego tatuś wyjechał? – domagała się odpowiedzi.
- Bo zarabia pieniążki – mówiła.
Pozwalała im nacieszyć się swoim widokiem. Wojciech widział teraz jak Klarze pojaśniały włosy, że już sięgają do ramion, że jest wyższa o kilka centymetrów. Znowu mógł uśmiechać się na widok jej dołków na policzkach i kiedy słyszał cieniutki głosik.
- Tatuś przyjechał! – Cieszyła się, wesoło popiskując.
Ojciec z powrotem postawił córkę na ziemi i odwrócił się do żony. Ujął jej twarz i złożył na ustach pocałunek. Czule ją przytulił, wdychając charakterystyczny zapach wanilii, którego nie czuł już pół roku. Znowu mogli być blisko siebie, trzymać się za ręce i wspólnie zasypiać.
Przez trzy tygodnie.
- Jak dobrze cię widzieć – powiedział cicho, patrząc jej prosto w niebieskie oczy. – Tęskniłem.
- Ja też. – Grzbietem dłoni przejechała po jego policzku.
***
Mijały kolejne dni, a urlop powoli się kończył. Nie chcieli myśleć o, zbliżającym się, kolejnym wyjeździe. Pragnęli wykorzystać czas, który mieli, najlepiej jak się dało.
- Nie chcę, żebyś znowu nas opuszczał – powiedziała Łucja, zaparzając poranną kawę. Spojrzała powoli na rysunek zawieszony tuż nad kuchennym stołem. Ot, dziecięcy obrazek, namalowany kredkami, który przedstawiał całą rodzinę. Ich twarze były ozdobione szerokim uśmiechem, a największy miała mała dziewczynka, znajdująca się na środku. Wojciech cicho westchnął.
- Kochanie, wiesz, że potrzebujemy pieniędzy...
- Ale co mi po nich, skoro nie mam ciebie w domu. – Spojrzała na niego spod długich rzęs.
- To już ostatni projekt. Zresztą, teraz wyjeżdżam tylko na miesiąc. Obiecuję, że jak wrócę, nadrobimy stracony czas.
Skinęła głową, ale wiedziała, że tak nie będzie. Nigdy już nie nadrobią tych dziesiątków dni, które spędzili osobno. Te niewypowiedziane słowa zawisły między nimi. Wojciech nie wiedział, że Łucja codziennie przed snem, brała w ręce ich ślubne zdjęcie. Że przypatrywała się fotografii, marząc o tym, aby jej mąż był przy niej. Że rozmyślała nad tym co było i już nie wróci.
***
Znowu stali na lotnisku. W trójkę. Tym razem się żegnali i szczerze nienawidzili tej chwili. Zawsze kończyła się płaczem Klary, której wzrok wprost łamał serce.
- Tatuś wróci za miesiąc – pocieszała ją Łucja. – A wtedy już zostanie z nami na baaardzo długo.
- Naprawdę? Tak bardzo długo? – Widać słowa matki podniosły ją trochę na duchu.
- Tak, słońce – odparł Wojciech. Po raz kolejny przytulił córeczkę, po czym czule pocałował ją w czoło.
- Do zobaczenia. – Uśmiechnął się delikatnie i pomachał im na pożegnanie.
***
- A dlaczego tatuś wyjechał?
- Bo zarabia pieniążki.
***
Dzisiaj był ten szczęśliwy dzień. Wojciech wraca. Jeszcze przed samym wylotem zadzwonił do Łucji, aby powiadomić ją, o której powinien wylądować. Przekazała wiadomość córeczce, a ta podskoczyła radośnie.
- Papi! – wołała.
***
Samolot rozbił się przy lądowaniu. Podobno były złe warunki atmosferyczne. Dla Łucji to nie miało znaczenia. Jej mąż odszedł. Zginął w chwili, gdy wszystko już miało się normalnie ułożyć. Przeklinała pilota, który sterował samolotem. Przeklinała siebie, że pozwoliła Wojciechowi znowu wylecieć. Teraz siedziała zapłakana w kącie w sypialni. Klara biegała obok, nieświadoma tego co się dzieje.
- A kiedy pojedziemy po tatusia? – zapytała teraz.
Kobieta spojrzała na nią tępym wzrokiem. Nie usiłowała już wycierać łez, bo nie miało to sensu. I tak co chwilę pojawiały się nowe.
- Dlaczego płaczesz, mamusiu? – Tłuściutką rączką, odgarnęła łzę z policzka Łucji.
- Nie pojedziemy, skarbie – powiedziała cicho, unikając wzroku córki.
- Nie żartuj, mamusiu! – Zaśmiała się niepewnie.
- Kochanie… - Przełknęła ślinę i złapała córeczkę za rączki. – Musisz mnie uważnie posłuchać.
Klara spojrzała na nią z wyraźnym zaciekawieniem.
- Tatuś wyjechał, wiesz? Tak bardzo, bardzo daleko. I już nie da rady do nas przyjechać. – Oczka Klary zaszkliły się nieco.
- A gdzie teraz jest?
Łucja zawahała się. Boże, jak takie coś wytłumaczyć dziecku… Myślała chwilę nad odpowiedzią i gdy już chciała coś powiedzieć, kolejna fala płaczu uniemożliwiła jej mowę.
- Mamusiu...
Kobieta ukryła twarz w dłoniach. Nie potrafiła wymyślić niczego sensownego. Najzwyczajniej w świecie nie umiała.
Priorytety
1
Ostatnio zmieniony śr 25 lis 2015, 10:10 przez Yin fen, łącznie zmieniany 1 raz.
"- Dlaczego dobrzy ludzie umierają?
- Jeżeli jesteś w ogrodzie, to jakie kwiaty zbierasz?
- Te najpiękniejsze.
- Właśnie."
- Jeżeli jesteś w ogrodzie, to jakie kwiaty zbierasz?
- Te najpiękniejsze.
- Właśnie."