Gorzka kawa [wulgaryzmy]

1
wulgaryzmy

Dworzec kolejowy. Małe miasto, miasteczko, smutne, szare, nudne, monotonne, takie same z dnia na dzień, 38 tysięcy mieszkańców, 38 tysięcy zmęczonych swoim życiem ludzi, bezrobocie sięgające 25%, trzy licea ogólnokształcące, dwa technika, parę szkół zawodowych, wypluwające co roku poza swoje mury kilkaset młodych ludzi, z których część wyjedzie do tak zwanych wielkich miast na studia, część jeszcze ze świadectwem maturalnym w ręku wsiądzie w samolot lub autokar i wyruszy za chlebem poza granice kraju, a pozostali zmarnują swoje życie tutaj.

Wspaniałe miasto, moja mała ojczyzna, moje miasteczko, które mnie ukochało, wychowało, kocham to miejsce, łza się w oku kręci, kiedy mijam jego granice, ale z żalu czy ze szczęścia?

Iwo siedział w kiosku, w którym pracował od dwóch miesięcy, popijając kawę ze swojego ulubionego wyszczerbionego kubka z wizerunkiem pokemonów. Ojej, tak uwielbiał pokemony, ta fascynacja nigdy mu nie minęła, do dziś wieczorami ogląda odcinki tej wspaniałej bajki, a na jego półce siedzi wielki, żółty, puchaty Pikachu. Iwo bardzo kocha Pikachu.

Ktoś zachrząkał. Iwo zignorował to, wlepiając oczy w gazetę, którą czytał. Ktoś zachrząkał ponownie. Zrezygnowany podniósł wzrok na klienta.

- Playboy’a i paczkę Marlboro.

Iwo zacmokał z dezaprobatą, nawet nie odrywając wzroku od gazety.

- Palenie powoduje raka płuc i choroby serca, a gołe panienki to sobie pan może w internecie pooglądać.

- Proszę Playboy’a i paczkę Marlboro! Czerwonych, bardzo lubię czerwone. – Klient najpierw podniósł głos trochę poirytowany, później jednak najwidoczniej czując już nieomal smak ulubionych papierosów w ustach, uspokoił się nieco.

Iwo przewrócił wymownie oczami, sięgnął po papierosy i gazetę, podał mężczyźnie i wbił coś na kasie.

- Należeć się będzie…dwadzieścia pięć złotych, czterdzieści dziewięć groszy.

Klient niechętnie położył na ladzie wyliczoną sumę. Westchnął.

- Co oni sobie myślą, nic tylko te ceny podnoszą…

Iwo znów skupił się na gazecie, odpowiedział tylko monotonnym głosem:

- Palenie powoduje raka płuc i choroby serca…

- Już pan to mówił !

Kiedy klient zniknął z jego pola widzenia, Iwo wyszedł na tył kiosku i wcisnął do ust papierosa. Przygryzł go lekko, z namaszczeniem, rozkoszując się momentem kiedy go rozpalał i wciągnął pierwszy dym do płuc.

Iwo bardzo troszczy się o ludzi.

***



- Bo wie pan, ja lubię patrzeć na jeżdżące pociągi.

Iwo pochylił lekko głowę, jakby chciał przytaknąć, ale nie był tego do końca pewien. Spojrzał dyskretnie na Edgara. W sumie poznał go przed chwilą. Edgar siedział na dworcu, przy ścianie, przed nim leżała sobie spokojnie druciana czapeczka w której złociło się i srebrzyło kilka monet. Edgar nauczył się grać na harmonijce jeszcze gdy był dzieckiem, nigdy nie wątpił, że ta umiejętność kiedyś mu się przyda.

- Szkoda, że nie potrafię grać na harmonijce – westchnął Iwo z żalem tak wielkim, jakby właśnie pękło mu serce.

Stwierdził, że po grze należy zwilżyć usta i gardło. Z rozczuleniem obmył kubek z pokemonami po czym nalał do niego wrzątku, zalewając czarne, zmielone ziarna. Po kiosku roztoczył się aromat kawy. Wdychał go z przyjemnością. Skierował się w stronę Edgara. Mężczyzna siedział na ławce i liczył drobne pieniądze z drucianej czapeczki. Ludzie odsuwali się od niego jakby był co najmniej trędowaty i rozsiewał wielką zarazę. Iwo jakoś nie zauważał brudnych, pocerowanych ubrań, włosów nie mytych od co najmniej kilku tygodni, za długiej brody, twarzy pooranej zmarszczkami, przykurzonej, przybrudzonej, nie zauważał za długich paznokci, za którymi krył się brud, nie zraził go nawet odór jaki roztaczał się wokół Edgara, charakterystyczny smród człowieka, który z wodą i mydłem nie ma wiele wspólnego.

Ponieważ Iwo zobaczył jego oczy i to te oczy go tu przyciągnęły i zatrzymały. Edgar miał wielkie, piękne błękitne oczy błyszczące kilkoma odcieniami, którymi patrzył uważnie i przecinał spojrzeniem na wskroś.

- Proszę, to dla pana.

Edgar nieufnie wyciągnął rękę po kubek.

- Co to?

- Kawa. Najlepsza, jaką mam.

Przez chwilę mężczyzna wąchał ją ostrożnie.

- Śmiało, to naprawdę dobra kawa.

Pociągnął łyk i skrzywił się okropnie.

- Gorzka strasznie. Niedobra. – ale pił ją dalej – Nie lubię gorzkiej kawy.

Iwo chciał coś powiedzieć, już usta otworzył, ale mężczyzna przerwał mu.

- W ogóle nie lubię kawy. Ani herbaty. Wódkę tylko.

- Wódki nie mam. Ale kupić mogę – zaoferował się Iwo i już go nie było.

***

Przepijali wódkę gorzką kawą.

- Dobra wódka, rosyjska – pokiwał głową Edgar.

- Rosyjska? Jak to? Nie polska?

- Do niedawna jeszcze polska. Ale teraz ruscy wódki nasze przejęli, tak powoli kraj nam zabierają, zaczynając od wódki.

Iwo wzruszył ramionami.

- Dla mnie to dalej polska wódka.

- To pijemy, czy się tak spierać będziemy, aż nas noc zastanie?

- Pijemy.

Przez chwilę siedzieli w ciszy, Iwo skrzywił się po pierwszym łyku wódki, Edgar przełknął trunek z pokerową twarzą.

- W sumie to rację pan masz, za niedługo kraj nam cały przejmą.

- Ja zawszę mam rację. Tylko moja stara nigdy nie chciała w to uwierzyć.

- Co się stało z pańską żoną? – zaciekawił się Iwo, przysunął bliżej swojego rozmówcy, w nadziei na usłyszenie ciekawej historii.

- Stara odjechała na zawał. –rzucił obojętnie.

- Nie tęskni pan za nią?

Edgar zawahał się.

- Może trochę.

- No jak to, to pana żona była, musiał pan ją kochać! – oburzony Iwo lekko podniósł głos.

- Kochałem, nie kochałem…jeden chu…

- Jak pan tak może!

- Tyś młody jeszcze, życia nie znasz. Baba, to baba.

Zatroskany Iwo zmarszczył brwi.

- Dawno zmarła?

- Z dziesięć lat będzie.

- A dzieci mieliście?

W Edgarze nagle obudziły się emocje, błękit jego spojrzenia stał się jakby ciemniejszy, mężczyzna zaczął żywo gestykulować.

- Córkę, Aurelię, ale wyjechała do Ameryki i nawet na pogrzeb starej nie przyjechała!

- Oj, to złe dziecko, złe… - westchnął zasmucony nagle Iwo – A pieniądze chociaż śle?

- Słała, słała, a teraz to się nawet odezwać nie raczy…

Siedzieli chwilę w milczeniu.

- Stara sobie żyły dla niej wypruwała, na rzęsach stawała co by małej dobrze w życiu było, oboje się zaharowywaliśmy i co? I nawet na jej pogrzeb nie przyjechała, o ojcu zapomniała. – Iwo wyczuł w tych słowach słabo maskowany żal.

Edgar myślał o Aurelii. Nagle jego serce stopniało, rozpuściło się w jego klatce piersiowej jak kawałek lodu, popatrzył na świat, który odbierał tylko połową receptorów, na świat któremu ktoś brutalnie wydarł wszystkie kolory, wymazał je dokładnie, znów poczuł tą wypełniającą do głębi pustkę, to uczucie którego nienawidził, dziwne odrętwienie i ciszę wokół siebie, mimo że wokół nich było sporo ludzi.

Przełknął razem z łykiem wódki cały swój żal, cały swój ból, przegryzł go dokładnie, wymuskał językiem i wpuścił do trzewi.

Spojrzał spod jasnych rzęs przed siebie i znów wszystko było tak, jak trzeba. Wróć, nie było tak, jak trzeba. Ale przynajmniej było znośnie.

- Powiem panu szczerze, jak nikomu, najszczerzej – odezwał się nagle, a z jego słów lała się gorycz – nie przeżyłem swojego życia tak, jak chciałem, spierdoliłem każdą ważną decyzję w moim życiu i wie pan co? Jedyne czego nie żałuję, to tego, że się nauczyłem grać na harmonijce.

Po czym wcisnął ją do ust i zaczął grać, a Iwo słuchał tego, bo był to miód na jego uszy, na jego serce i zmysły, na jego niewinny, piękny umysł i wyczuwał w tym coś dobrego, całą dobroć tego człowieka wpisaną w nuty, w każdy oddech tchnięty w ten mały, śmieszny instrument.

Przełknął ostatni łyk gorzkiej kawy.

***

Szósta rano. Na dworcu panował chaos. Iwa obudziła syrena karetki wyjąca w niebogłosy. Podniósł głowę z gazety, na której zasnął, wyszedł przed kiosk i rozejrzał się.

Poszedł w kierunku peronu nr 2, gdzie kłębił się tłum ludzi. Zobaczył zakrwawione tory i od razu domyślił się, że to przez kolejnego samobójcę. Już miał wrócić, kiedy zauważył na torach, pośród krwi, harmonijkę. Słyszał rozmowy ludzi prowadzone niby dyskretnie przyciszonym głosem.

- Skoczył…tak po prostu…

- Jeszcze coś mówił!

- Co?

- Jedno imię. Aurelia. Może jakaś ukochana? Z miłości się zabił?

- Podobno nieźle wstawiony był.

- Po wódce powinien zobaczyć lepszą rzeczywistość, nie gorszą.

- Widocznie wódka otworzyła mu oczy.

Iwo powoli wrócił do kiosku. Spojrzał na kubek, jeszcze brudny od wczorajszej kawy. Przełknął głośno ślinę.

- Chyba rzeczywiście zbyt gorzka była…
Ostatnio zmieniony śr 25 lis 2015, 10:37 przez kga4, łącznie zmieniany 2 razy.

2
Podoba mi się Twój tekst, zarówno pod względem formy, stylu i użytych środków wyrazu, jak również treści. Rozmowa brzmi autentycznie, słyszę ją i jestem przekonany, że mogła kiedyś się wydarzyć., choć dodałbym trochę opisów otoczenia (podobnych do tych, które znajdziemy na początku). Jeszcze bardziej realną wydaje się opisana sytuacja, w jakiej żyje Edgar, dość zwyczajna i zapewne nie będąca niczym oryginalnym, ale taka, która chyba zawsze może poruszyć i wywrzeć wrażenie. Mam tylko zastrzeżenia do zakończenia. Ta śmierć jest niepotrzebna. Nie chcę przez to powiedzieć, że sztuczna czy nieprawdopodobna, przeciwnie, to dość oczywiste zakończenie życia tak doświadczonego człowieka. Wydaje się ona jednak nadmiernym uproszczenie, spłyceniem, żeby nie powiedzieć wprowadzeniem banału, choć określenie to nie zabrzmi tu najlepiej. Nie chodzi o to, że ucieka przed ciężarem i bólem, który niesie od tak dawna - może pod wpływem ofiarowanego kubka kawy, nieczęsto doświadczanego ludzkiego odruchu, bo alkoholu raczej nie, pił często – ale wprowadza ona element nieuchronności, swoiste fatum, któremu on bezwiednie musi się podporządkować i które odziera go z ludzkiej godności. Śmierć nadejść kiedyś musiała, ta decyzja niczego nie zmieniła (rozwiązanie trudno oczekiwać), zatarła jakby wrażenie i wagę jego losu, gdyż od tej chwili już nikt nim się nie przejmie, nikogo on nie zainteresuje, momentalnie staczając się w niebyt i zapomnienie, nie pełniąc żadnej, nawet jednostkowej roli i nie osiągając żadnego celu.
Oczywiście, to tylko moje, subiektywne podejście.
38 tysięcy mieszkańców, 38 tysięcy zmęczonych swoim życiem ludzi, bezrobocie sięgające 25%,
Wszelkie liczby należy zapisywać słowami.

Nie rozdzielałbym przerwą pierwszego i drugiego fragmentu, zawiera tę samą, refleksyjną myśl, a w kolejnym rozpoczyna się akcja.
Iwo siedział w kiosku, w którym pracował od dwóch miesięcy, popijając kawę ze swojego ulubionego wyszczerbionego kubka z wizerunkiem pokemonów.
Przecinek po „wyszczerbionego” by się przydał.
Kiedy klient zniknął z jego pola widzenia, Iwo wyszedł na tył kiosku i wcisnął do ust papierosa.
Określenie „klient” było użyte już trzy razy; może „natręt”?
- Gorzka strasznie. Niedobra. – ale pił ją dalej – Nie lubię gorzkiej kawy.
- Gorzka strasznie. Niedobra. – Ale pił ją dalej. – Nie lubię gorzkiej kawy.
Iwo chciał coś powiedzieć, już usta otworzył, ale mężczyzna przerwał mu.
„Mężczyzna” był przed chwilą. Powtórzenie.
- Stara odjechała na zawał. –rzucił obojętnie.
- Stara odjechała na zawał – rzucił obojętnie.
- No jak to, to pana żona była, musiał pan ją kochać! – oburzony Iwo lekko podniósł głos.
- No jak to, to pana żona była, musiał pan ją kochać! – Oburzony Iwo lekko podniósł głos.
- Oj, to złe dziecko, złe… - westchnął zasmucony nagle Iwo – A pieniądze chociaż śle?
- Oj, to złe dziecko, złe… - westchnął zasmucony nagle Iwo. – A pieniądze chociaż śle?
Jedyne czego nie żałuję, to tego, że się nauczyłem grać na harmonijce.
Po czym wcisnął ją do ust i zaczął grać, a Iwo słuchał tego,
Powtórzone „tego”.
Iwa obudziła syrena karetki wyjąca w niebogłosy.
„wniebogłosy”
Poszedł w kierunku peronu nr 2, gdzie kłębił się tłum ludzi.
Poszedł w kierunku peronu numer dwa, gdzie kłębił się tłum ludzi.
gdzie kłębił się tłum ludzi. Zobaczył zakrwawione tory i od razu domyślił się,
Powtórzone „się”.

3
Gorgiasz, dziękuję, miło słyszeć, że mój tekst się spodobał :D Co do zakończenia, od początku planowałam takowe, chciałam by ta gorzka kawa była symboliką gorzkiego, trudnego życia Edgara, który po rozmowie z Iwem jeszcze bardziej utwierdził się w beznadziei swojego losu i dlatego ze sobą skończył, stąd też ostatnie zdanie opowiadania. Znalazło się sporo błędów, postaram się uniknąć ich w kolejnym tekście :)

Re: Gorzka kawa [wulgaryzmy]

4
kga4 pisze: - Playboy’a i paczkę Marlboro.
Playboya. Jeśli "y" na koncu jest traktowane w wymowie jak spółgłoska, zapis powinien być bez apostrofu.
kga4 pisze: Iwo pochylił lekko głowę, jakby chciał przytaknąć, ale nie był tego do końca pewien. Spojrzał dyskretnie na Edgara. W sumie poznał go przed chwilą. Edgar siedział na dworcu
Geografia jest trudna do wyobrażenia. Gdy to czytałam, rozumiałam, ze Iwo wyszedł na dworzec, a tu nagle jest w kiosku. Po przeczytaniu całości doszło do mnie, że prawdopodobnie kiosk jest na dworcu (ostatecznie opowiadanie zaczyna się od "Dworzec kolejowy"), ale można było to było bardziej podkreślić (wystarczyłoby dać "w kiosku stojącym na peronie", czy coś takiego). I czemu on Edgara zobaczył na tym dworcu po raz pierwszy?
kga4 pisze: Ponieważ Iwo zobaczył jego oczy i to te oczy go tu przyciągnęły i zatrzymały. Edgar miał wielkie, piękne błękitne oczy błyszczące kilkoma odcieniami, którymi patrzył uważnie i przecinał spojrzeniem na wskroś.
Wyboldowany fragment niepotrzebny. Za bardzo lubisz dopowiedzieć i lecisz w komunały. (Jest kilka takich miejsc.)
kga4 pisze: zaoferował się Iwo i już go nie było.
Raczej bez "się", chyba że to świadoma stylizacja na typowe mazowieckie błędy językowe. (W końcu narrator jest jakoś tam obecny.)

kga4 pisze: oburzony Iwo lekko podniósł głos.

[...]
Zatroskany Iwo zmarszczył brwi.
Za blisko siebie identyczne konstrukcje.

kga4 pisze: Tyś młody jeszcze.
No daj spokój, kto tak mówi? Taka dziewiętnastowieczna składnia, i to jeszcze obok bardzo slangowych wyrażeń? Może "Młodyś. Życia nie znasz."


kga4 pisze: Edgar myślał o Aurelii. Nagle jego serce stopniało, rozpuściło się w jego klatce piersiowej jak kawałek lodu, popatrzył na świat, który odbierał tylko połową receptorów, na świat któremu ktoś brutalnie wydarł wszystkie kolory, wymazał je dokładnie, znów poczuł tą wypełniającą do głębi pustkę, to uczucie którego nienawidził, dziwne odrętwienie i ciszę wokół siebie, mimo że wokół nich było sporo ludzi.
Przegadane, przekwiecone i znowu lecisz komunałami.
kga4 pisze: Po czym wcisnął ją do ust i zaczął grać, a Iwo słuchał tego, bo był to miód na jego uszy, na jego serce i zmysły, na jego niewinny, piękny umysł i wyczuwał w tym coś dobrego, całą dobroć tego człowieka wpisaną w nuty, w każdy oddech tchnięty w ten mały, śmieszny instrument
Jakbym wczesne utwory Orzeszkowej czytała. I nie, to nie jest komplement (z drugiej strony, niezgorzej się rozpisała później, więc może jest). Kwiatki, kwiatki i znowu za bardzo dopowiedziane, a już ten "niewinny, piękny umysł" bebechy wywraca. Czytelnik już wie, jaką Iwo ma umysłowość. Nie musisz mu tego wpychać do gardła i to tak usłodzonego przymiotnikami.

A w ogóle, jakbyś to wypieliła z tych kwiatków, wyszłoby niezgorsze opowiadanie w pozytywistycznym stylu. I tym razem to jest komplement - lubię utwory pozytywistyczne.

5
kga4 pisze:Małe miasto, miasteczko, smutne, szare, nudne, monotonne, takie same z dnia na dzień,
Takie samo. "Takie same" to liczba mnoga.
kga4 pisze:wypluwające co roku poza swoje mury kilkaset młodych ludzi
Kilkuset. Poza tym, nie za dużo tych szkó łjak na tak małą miejscowość?
kga4 pisze:Wspaniałe miasto, moja mała ojczyzna, moje miasteczko, które mnie ukochało, wychowało, kocham to miejsce, łza się w oku kręci, kiedy mijam jego granice, ale z żalu czy ze szczęścia?
To zdanie koniecznie trzeba podzielić na dwa.
kga4 pisze:Ojej, tak uwielbiał pokemony, ta fascynacja nigdy mu nie minęła, do dziś wieczorami ogląda odcinki tej wspaniałej bajki, a na jego półce siedzi wielki, żółty, puchaty Pikachu.
"Ojej" do usunięcia, całość do podziału na dwa.
kga4 pisze:Playboy’a
Wrrr! Po cholerę tu ten apostrof?
kga4 pisze:później jednak najwidoczniej czując już nieomal smak ulubionych papierosów w ustach, uspokoił się nieco.
Przecienk po "jednak".
kga4 pisze:Należeć się będzie…dwadzieścia pięć złotych, czterdzieści dziewięć groszy.
Spacja po wielokropku.
kga4 pisze:Już pan to mówił !
Za to przed znakami przestankowymi spacji nie stawiamy.
kga4 pisze:rozkoszując się momentem kiedy go rozpalał i wciągnął pierwszy dym do płuc.
Przecinki po "momentem" i "rozpalał".
kga4 pisze:Zgrzyta mi to sformułowanie stylistycznie. Może "rozsiewał śmiercionośne zarazki"?
kga4 pisze:piękne błękitne oczy błyszczące kilkoma odcieniami, którymi patrzył uważnie i przecinał spojrzeniem na wskroś.
Wychodzi na to, że tymi odcieniami patrzył i przecinał.
kga4 pisze:na rzęsach stawała co by małej dobrze w życiu było
Coby.

Ogólnie tekst dobry, tylko detale trzeba dopracować, głównie interpunkcję. Masz też skłonność do budowania zbyt długich i nie stanowiących całości logicznej zdań. Kilka fragmentów, które zapisałaś jako jedno zdanie, trzeba podzielić na dwa albo i trzy. Ale opowiadanie jest logicznie skonstruowane, ma zrozumiałą ideę, czyta się je bez bólu.

[ Dodano: Śro 25 Lis, 2015 ]
Coś mi się pokaszaniło cytowanie w poprzednim poście. Ze śmiercionośnymi zarazkami chodziło mi o zdanie: "Ludzie odsuwali się od niego jakby był co najmniej trędowaty i rozsiewał wielką zarazę".
Andare avanti senza voltarsi mai.

6
kga4 pisze:Wspaniałe miasto, moja mała ojczyzna, moje miasteczko, które mnie ukochało, wychowało, kocham to miejsce, łza się w oku kręci, kiedy mijam jego granice, ale z żalu czy ze szczęścia?
Kto to mówi i po co? Narrator tak nieoczekiwanie daje znać o sobie? Przecież prowadzisz narrację trzecioosobową. Na przemyślenia Jacka też mi to nie wygląda, w następnym akapicie piszesz o jego miłości do pokemonów.

Trochę szwankuje mi konstrukcja tego opowiadania. Pierwsza część jest całkowicie poświęcona Jackowi, spodziewam się więc, że i dalej będzie głownym bohaterem. Ale nie, Jacek schodzi na plan dalszy, służy właściwie tylko do tego, żeby "rozmiękczyć" Edgara i wydobyć z niego historię jego życia. Opowiadanie jest bardzo krótkie, więc ta zmiana nie wychodzi mu na dobre; czytając, zastanawiam się: co z tym Jackiem, dlaczego taka nagła zmiana frontu? Powrót Jacka pod koniec jest już właściwie bez znaczenia, służy tylko zamknięciu tekstu. Ponieważ z takiego układu (oraz przebiegu akcji) wynika jasno, że Jacek jest jednak postacią drugiego planu, warto byłoby dość mocno skrócić tę pierwszą część, która sugeruje co innego.

Samobójstwo Edgara wydaje mi się mocno stereotypowe: alkoholik, lump, ale jednak człowiek wrażliwy, głęboko przeżywający swoją niedolę, umiera z imieniem córki na ustach - chwyt straszliwie ograny literacko. Twojemu opowiadaniu naprawdę by nie zaszkodziło, gdybyś sytuację pozostawiła w zawieszeniu: świadkowie mogliby się zastanawiać, czy to było samobójstwo, czy przypadek: może Edgar chciał przejść na skróty na drugą stronę dworca i nie zauważył pociągu? To jest jedna z podstawowych róznic pomiędzy literaturą a życiem: w życiu każda śmierć, a już zwłaszcza samobójcza, jest wstrząsająca, w literaturze natomiast - wymaga odpowiedniej oprawy. I właśnie dlatego, kiedy wyobrażę sobie, że Edgar rzucił się pod pociąg krzycząc: Aurelio!, jest to dla mnie obraz bardziej groteskowy, niż przejmujący. Pasowało by tu raczej niedopowiedzenie, jakiś półcień, zagadka. Nie trzeba wszystkiego dopowiadać tak dobitnie.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

8
Dziękuję za komentarze, wzięłam sobie Wasze uwagi do serca, dotąd nie patrzyłam na mój tekst od tej strony. Rubia, masz rację, ale taką już mam skłonność do przesadnego dramatyzowania w opowiadaniach, postaram się nad tym zapanować i pozostawić trochę miejsca na domysły. Chociaż w mojej wizji, Edgar nie popełniał samobójstwa krzycząc imię córki i rzucając się pod pociąg, raczej widziałam mocno zamroczonego alkoholem człowieka, który mamrota te słowa :) i rozczuliła mnie Twoja zmiana z Iwa na Jacka :D
pan_ruina, prawdę powiedziawszy opisując miasto wzorowałam się na mojej rodzinnej miejscowości, trochę ubarwiając (nasz dworzec to pożal się Boże...), ale nazwa i tak pewnie Ci nic nie powie :D

9
Przepraszam za zmianę imienia :oops: Zastanawiałam się w pewnym momencie nad jego odmianą (Iwo - Iwona, jak Bruno - Brunona, nie Iwa albo Bruna). Taka wersja najbardziej by mi odpowiadała, lecz sprawa nie jest prosta: http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/;2635

Najwyraźniej moja podświadomość postanowiła ominąć te wszystkie dylematy i stąd wziął się Jacek, który nie budzi żadnych wątpliwości. Co nie jest związane z brakiem szacunku dla tekstu :)
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

12
Hej Jaślanko hej. Wiele razy przejeżdżałem przez to Twoje Jasło jadąc w Bieszczady, na Słowację czy do Madziarów. Zatrzymywałem się tam na kawę (słodką) To piękne miasto a i sami Jaślanie wydawali mi się ciut weselsi jak z początku opowiadania, nie było tak ponuro.
Wytycznych chyba wystarczająco dostalaś od arii, Rubii i Gora...

Fotka w awatarze na tle rzeki Jasiołki?;)

13
pan_ruina, bo Jaślanie to oczywiście bardzo mili ludzie, a miasto ładnie się prezentuje, ale jest bez przyszłości, tak jak napisałam w opowiadaniu :D mimo wszystko bardzo lubię tam wracać, na weekendy czy święta ze studiów :)
Akurat na tle Wisłoki :D
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron