By o nas nie śpiewano

1
Szacowni! :)
Oddaję oto w Wasze ręce pierwsze kilka stron opowiadania, które z założenia miało być króciuteńkim dialogiem-wprowadzeniem do świata, ale nieco wymknęło mi się spod kontroli. Ciąg dalszy już powstaje i - kto wie - może pojawi się w dalszych postach. Ach, no i uprzedzam lojalnie - w tekście pojawiają się wulgaryzmy.
Świat, w którym rzecz ma miejsce ma to do siebie (oprócz tych zasad, o których będzie mowa w samym tekście opowiadania), że użytkownicy Talentów mogą poznawać historię danej osoby: Śpiewacy przeszłość, Pisarze teraźniejszość i Malarze przyszłość. Wystarczy, że będą mieli do dyspozycji albo osobistą rzecz albo włosy (lub inny kawałek ciała ;) ). To tak słowem wstępu.
(Przepraszam też za koszmarne formatowanie pierwszych kilku linijek, ale nie umiem zmusić bbcode do współpracy).
Zapraszam do lektury.

WWWŻyjemy w dziwnym świecie. Bo kto to widział żeby o przeznaczeniu człowieka decydował jego Talent?
WWWW przeciągu tygodnia po narodzinach do dziecka przychodzą muzy. Melpomene, Kaliope i Klio, patronujące odpowiednio Śpiewakom, Pisarzom i Malarzom. Jeśli człowiek ma szczęście, zostaje naznaczony przez którąś z nich, a jeśli nie… No, cóż. Wtedy przechodzi pod opiekę Smutnej Matki Demeter. Nie każdy może być Utalentowanym.
WWWAle za to, moi najdrożsi, bycie Utalentowanym to już prawdziwa magia…
Joksen Huty Kilka słów do Utalentowanych dzieci
WWWPadał śnieg. W takie dni zawsze coś pada.
WWWFaugio szedł szybkim krokiem, starając się nie wpadać na mijanych ludzi. Dwa wielkie pakunki, niemal w całości zasłaniające mu pole widzenia znacznie to utrudniały. Mężczyzna miał nadzieję, że doniesie przesyłkę w całości. Ostatnią rzeczą jakiej chciałby doświadczyć był gniew i marudzenie Joksena. Nie miał dziś wybitnie ochoty na użeranie się z jego humorami.
WWWW końcu udało mu się bez większych trudności dotrzeć do mieszkania przyjaciela. Kilkakrotnie kopnął w drzwi, nie chcąc odkładać pakunków na mokrą ziemię. Po chwili usłyszał skrzypnięcie dawno nie oliwionych zawiasów.
WWW- Myślałem, że nigdy nie przyjdziesz!
WWW- A ja myślę, że zaraz ręce mi odpadną. Zabieraj co twoje i daj mi coś do picia.
WWWJoksen Huty – patykowaty, blady mężczyzna z niebieskim znamieniem Pisarza na kości policzkowej – ze stęknięciem przejął paczki i zaprowadził Faugia w głąb skromnego mieszkania. Postawiwszy pakunki na stole w kuchni, otaksował je roziskrzonym spojrzeniem ciemnych oczu i dopiero po chwili zwrócił się do przyjaciela.
WWW- Mam wino.
WWW- Może być. – Faugio strzepnął z jasnobrązowych włosów śnieg i pozostałą po nim wodę. – Zdradzisz mi co musiałem targać przez pół miasta i dlaczego posłaniec nie mógł tego przynieść od razu do ciebie?
WWW- Najpierw sam muszę to zobaczyć… I chwilę z tym pobyć, najlepiej sam.
WWWNieutalentowany właściwie nie był zdziwiony. Joksen znany był ze swoich dziwactw, zwłaszcza gdy w grę wchodziły książki i rękopisy – a Faugio był niemal stuprocentowo pewien, że pakunki kryły w sobie coś w tym rodzaju. Pozwolił zamiast tego zaprowadzić się do największego pomieszczenia w mieszkaniu – salonu połączonego z biblioteką. Pisarz wskazał mu jeden z obitych ciemną skórą foteli stojących przy masywnym biurku.
WWW- To prawda co mówią? – zapytał, wręczając mu kieliszek ciemnego wina. – Trzeci syn cesarza jest Nieutalentowany?
WWWFaugio bezwiednie potarł nasadę nosa – miejsce, gdzie każdy człowiek bez Talentu miał rozsiane niczym piegi niewielkie, czarne kropki.
WWW- Jak i dwaj pozostali… - westchnął. – Jeśli nie doczekamy się Utalentowanego dziedzica, tron przejmie książę Grafthan, który jest…
WWW- Tak głupi, że jego tępota stała się już przysłowiowa – uzupełnił Joksen. – Co w sumie nikogo nie dziwi, bo jest Malarzem, a wśród Malarzy głupota to powszechna przypadłość.
WWW- Czyżby? – Faugio posłał przyjacielowi bezczelny uśmiech. – Ciekawe co powiedziałaby na to ta Malarka, z którą ostatnio się zadajesz. Jak ona miała na imię? Flann? Noann?
WWW- Noylann. – Pisarz ukrył zażenowanie, upijając nieco wina z kieliszka. – Ona jest wyjątkiem potwierdzającym regułę.
WWW- Och, chłopie, naprawdę musiało cię trafić, skoro jesteś w stanie dla niej zapomnieć o obowiązującym każdego Pisarza mniemaniu o własnej wyższości nad pozostałymi Talentami – roześmiał się Nieutalentowany. Widząc rumieniec pokrywający blade policzki przyjaciela, roześmiał się jeszcze głośniej.
Joksen potoczył wzrokiem po pomieszczeniu, uciekając przed spojrzeniem Faugia. Nagle jednak uśmiechnął się do przyjaciela tajemniczo, a w jego oczach zapalił się blask, świadczący o wielkim samozadowoleniu.
WWW- Chcesz zobaczyć coś niezwykłego?
WWWNieutalentowany uniósł lekko brwi.
WWW- Bardziej niezwykłego niż czaszka psa sekretarza Ganna de Jazvo? – zapytał, nie mogąc powstrzymać ironicznego uśmieszku.
WWWPisarz skrzywił się nieznacznie.
WWW- Po pierwsze: pies należał do samego de Jazvo, a sekretarz tylko mu go kupił, a po drugie: tak. O wiele bardziej niezwykłego. Zresztą, zaraz zobaczysz! – powiedział i zerwał się z fotela, niemal biegnąc w kierunku jednego z regałów. Po chwili wrócił, niosąc podłużną szkatułę z ciemnego drewna, którą ostrożnie postawił na biurku. Wziął głęboki oddech.
WWW- Po wielu miesiącach negocjowania z jednym niezwykle upierdliwym antykwariuszem, w końcu udało mi się to zdobyć… - Pogładził szkatułkę. – Zestaw do pisania należący do samego Loasa de Fyrge! – oznajmił tryumfalnym tonem, otwierając pudełko.
WWWZaciekawiony Faugio podszedł do biurka i przyjrzał się skarbom przyjaciela.
WWWWewnątrz szkatułki, na skrawku ciemnoniebieskiego materiału leżał mosiężny kałamarz ze ściankami grawerowanymi w roślinny motyw, ogryzek ołówka - sądząc po jego stanie – wielokrotnie żuty i trzy srebrne stalówki pióra, w tym jedna chyba nadepnięta.
WWWNieutalentowany pokiwał głową w udawanym uznaniu.
WWW- Ale znalezisko.
WWW- Czyż nie? – Joksen niemal zaklaskał z zachwytu. – Kto wie, może to właśnie przy użyciu tych stalówek de Fyrge pisał swoje Porady?
WWW- Och, z pewnością… - Faugio z trudem krył kpiący uśmiech, który pchał mu się na usta. Zupełnie nie rozumiał manii zbieractwa przyjaciela, ale wiedział, że takie drobiazgi sprawiają mu wielką radość i nie miał serca mu jej odbierać. Dlatego uwagę, że dokładnie ten sam zestaw widział jakieś dwa tygodnie wcześniej na wystawie w lombardzie po drugiej stronie miasta zachował dla siebie.
WWW- A zdradzisz mi jak się nazywał ten uparty antykwariusz? Może i ja znajdę u niego coś dla siebie?
WWW- Loas Giodan. – Pisarz machnął niedbale ręką, wciąż wpatrując się w swój skarb jak zaczarowany. – Ale nie ma chyba sensu, żebyś do niego zachodził. Z tego, co mi wiadomo, narzędzia pracy de Fyrge były jedyną wartą uwagi rzeczą w jego posiadaniu.
WWW- Jak uważasz…
WWWNagle usłyszeli energiczne pukanie - walenie wręcz – w drzwi. Joksen rzucił przyjacielowi zaskoczone spojrzenie.
WWW- Nie spodziewam się przecież dziś nikogo…
WWWGdy otworzył, niemal oberwał pięścią. Uratowało go jedynie to, że nie otworzył drzwi na pełną szerokość i stał w pewnym stopniu za nimi.
WWW- Hej! Spokojnie!
WWWNa progu, zaciskając gniewnie pięści i patrząc na Pisarza z nieukrywaną wściekłością, stał szczupły, modnie ubrany mężczyzna. W jego ciemnych włosach można było dostrzec pierwsze siwe nitki, a zaróżowione mocno od emocji i mrozu policzki podkreślały czerwone znamię Malarza na kości policzkowej.
WWW- Witaj, Kiastan. – Joksen uśmiechnął się niepewnie. – W czym mogę ci pomóc?
WWW- Wiem, że to ty! Wiem, że to ty napisałeś ten wiersz! Przeczytano mi go i wiem, że to ty! – krzyknął Kiastan, nienaturalnie przeciągając samogłoski. Pisarz przyjrzał mu się uważnie. Zielone oczy Malarza błyszczały niezdrowo.
WWW- Kiastan, przyjacielu, brałeś pył?
WWW- Nie twój zasrany interes! – Mężczyzna uderzył pięścią we framugę. – Gadaj dlaczego napisałeś to wierszydło. I to takie! O mnie!
WWW- Spokojnie. – Joksen uniósł dłonie w pojednawczym geście. – Może wejdziesz do środka zamiast tak stać na zimnie i wszystko sobie spokojnie wyjaśnimy?
WWW- Sam mi wyjaśnisz! – Wściekły Malarz przyskoczył do niego i, chwyciwszy go za poły koszuli, przycisnął go do ściany. – Teraz!
WWW- A powiesz mi chociaż jaki wiersz rzekomo napisałem?
WWW- Ty już dobrze wiesz! – Malarz potrząsnął nim gwałtownie. – Chcąc doświadczyć życia w mule, do Kiastana przylgnij czule? Brzmi znajomo?
WWWTym razem na twarzy Pisarza odbiło się prawdziwe oburzenie.
WWW- Naprawdę uwierzyłeś, że to moje? Przecież to wstyd oddawać do odczytu szerszej publiczności, nawet w formie paszkwilu!
WWW- Nie wykręcaj się…!
WWWW tym momencie do przekrzykujących się mężczyzn podbiegł Faugio, zdecydowanie wbijając się między nich i rozdzielając ich.
WWW- Czyście powariowali? – syknął, kopnięciem zamykając wciąż otwarte drzwi.
WWW- Napisał o mnie wiersz!
WWW- Zarzuca mi autorstwo naprawdę koszmarnego kawałka…!
WWW- Dosyć! – Nieutalentowany rzucił obu wściekłe spojrzenie. – Łaskawa Demeter, zachowujecie się gorzej niż dzieci! Czy nie możemy, jak ludzie cywilizowani, usiąść spokojnie, napić się może dobrego wina i wyjaśnić sobie wszystko? Na spokojnie?
WWWJoksen rzucił rozeźlonemu Kiastanowi niezadowolone spojrzenie, westchnął głęboko i machnął lekceważąco ręką.
WWW- Wyjaśnijmy sobie wszystko jak dorośli. Chcesz wina, Kiastan?
WWWMalarz, wiąż zaciskający mocno pięści, skinął szybko głową.
WWW- To o co ta cała awantura? – zapytał chwilę później oparty o jeden z regałów Faugio, kołysząc delikatnie kieliszkiem z winem.
WWWTwarz siedzącego w fotelu Kiastana ponownie poczerwieniała.
WWW- Wczoraj na wieczorze artystycznym u Doivy Faeroux przedstawiałem swój nowy obraz. Oprócz Malarzy było tam też kilku Pisarzy, w tym Coeln Zielony, który w pewnym momencie podszedł do mnie i dał mi kartkę z kilkoma linijkami pisma. Powiedział, że bardzo mu przykro, że muszę tego się dowiedzieć od niego i, że ten wierszyk jest autorstwa Joksena Huty’ego… - Malarz spojrzał wściekle na Pisarza, przycupniętego na skraju biurka. – Nie chciał mi tego nawet przeczytać…
WWW- Nie dziwię się! – prychnął Joksen. – Usłyszałem ledwo dwie linijki i mnie samemu byłoby wstyd!
WWW- Zamknij się – warknął na niego Faugio. – Daj Kiastanowi dokończyć.
WWW- Zwłaszcza, że to ty jesteś autorem! – Kiastan zerwał się z fotela. – Lepszym ręki jest złamanie niż Kiastana podziwianie! Przeczytano mi to! Dwa razy! Pod spodem był nawet twój podpis!
WWW- Skąd możesz wiedzieć, że był to mój podpis skoro nie umiesz czytać?!
WWW- Pokazano mi go!
WWW- Mogło tam pisać „Kiastan to idiota”, a ty i tak byś się nie zorientował, bo jesteś tylko Malarzem!
WWWCzerwień na twarzy Malarza przeszła w purpurę. Mężczyzna, krzycząc przyskoczył do Joksena i zaczął okładać go pięściami, a jako, że był od niego większy, chudy Pisarz mógł jedynie, przyparty do biurka, osłaniać się rękami.
WWW- Czy wyście, do kurwy nędzy, kompletnie oszaleli?! – wrzasnął na nich Faugio, lecz bez żadnego skutku. Wobec tego podbiegł do szarpiących się Utalentowanych i chwycił Kiastana, starając się odciągnąć go od przyjaciela. Udało mu się częściowo unieruchomić jego ręce, lecz Malarz wcale nie zamierzał się poddawać i wyrywał się, krzycząc nieustannie.
WWW- Zabiję cię! Zabiję cię, jebany pisarzyno!
WWWLekko oszołomiony Joksen wyprostował się, wciąż opierając się na biurku. Spojrzał w błyszczące od narkotyku oczy Malarza i zobaczył tam prawdziwą rządzę mordu. Drżącą ręką otarł stróżkę krwi płynącą z rozciętego łuku brwiowego.
WWW- Odsuń się trochę – wysapał wciąż trzymający wyrywającego się Kiastana Faugio. – Przynajmniej stań za biurkiem.
WWWW tym momencie Malarzowi udało się wyswobodzić prawą rękę i trzasnął Joksena pięścią w bok głowy. Ogłuszony Pisarz oparł się dłonią o cały czas otwarte pudełko z przyborami do pisania Loasa de Fyrge. Kierując się odruchem, zacisnął palce na mosiężnym kałamarzu i z całej siły uderzył Kiastana w skroń. Rozległo się mokre chrupnięcie i Malarz zwiotczał w uścisku Faugia. Nieutalentowany wypuścił go z rąk i odskoczył pospiesznie.
WWWW pomieszczeniu zapadła nienaturalna cisza.
WWW- Wiesz co właśnie zrobiliśmy? – wyksztusił w końcu Joksen.
WWWFaugio nie odpowiedział. Zgięty w pół wymiotował w kącie pokoju.
WWW- Słodka Kaliope… - Pisarz nie był w stanie oderwać wzroku od leżących u jego stóp zwłok. – Słodka Kaliope, zabiliśmy go.
WWW- Ty go zabiłeś – wycharczał wciąż pochylony Faugio. – I teraz masz trupa w mieszkaniu.
WWWW tym momencie Joksen zorientował się, że wciąż trzyma w dłoni mosiężny kałamarz. Odstawił go delikatnie na biurko.
WWW- Trzeba się go pozbyć – stwierdził takim tonem jakby go to zdziwiło. – Skutecznie.
WWW- Skutecznie? – Faugio roześmiał się. Sam nie wiedział czy w jego śmiechu więcej było rozpaczy czy bezsilności. – Jak zamierzasz skutecznie pozbyć się trupa jednego z najpopularniejszych Malarzy stolicy bez wzbudzania podejrzeń? Przecież prędzej czy później będą musieli się zorientować, że zniknął i zaczną go szukać. A przecież w straży miejskiej jest Śpiewak. Jebany Śpiewak, rozumiesz?
WWW- Przecież nie pójdę dobrowolnie na szafot!
WWWW pokoju ponownie zapadła nienaturalna cisza. Joksen krążył spojrzeniem od trupio bladego Faugia do zakrwawionego kałamarza. Nagle w jego ciemnych oczach pojawił się błysk olśnienia.
WWW- Musimy zabić tego Śpiewaka.
WWWPomimo tego, że wydawało się to niemożliwe, twarz Faugia zbladła jeszcze bardziej, przez co czarne plamki braku Talentu jeszcze mocniej się uwidoczniły.
WWW- Co?
WWW- To idealnie logiczne – Pisarz uśmiechnął się szeroko, a w uśmiechu tym czaił się obłęd. – Bez Śpiewaka straż nie będzie w stanie odkryć, że to my zabiliśmy Kiastana.
WWW- Bredzisz, bo jesteś w szoku – wykrztusił Faugio.
WWWJoksen pokręcił energicznie głową, przez co jego jasne włosy całkowicie zasłoniły mu twarz.
WWW- Jeszcze nigdy nie miałem tak klarownych myśli! Ale o tym później… - zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. – Teraz trzeba schować gdzieś Kiastana
Nagle jego wzrok padł na stojącą pod ścianą, niemal schowaną za wypełnionym książkami regałem, skrzynię. Podszedł do niej i energicznie zaczął wyjmować z niej kolejne tomy.
WWW- Idź do sypialni i przynieś stamtąd jakieś prześcieradła. Trzeba wytrzeć krew – powiedział, nie przerywając pracy.
WWW- Nie będę dotykać trupa – obruszył się Nieutalentowany.
WWWPisarz odwrócił się powoli i posłał w jego kierunku długie spojrzenie ciemnych oczu. Faugio mimowolnie wzdrygnął się i pomimo narastającego w nim obrzydzenia poszedł wykonać polecenie. Nie chciał dłużej być narażony na spojrzenie Joksena. Krył się w nim niebezpieczny obłęd.
WWWGdy wrócił, Joksen właśnie ciągnął trupa Kiastana w stronę opróżnionej skrzyni.
WWW- Widzisz, nie musisz niczego dotykać – powiedział, upychając ciało do kufra. – Zmyj po prostu krew.
WWWFaugio wbił wzrok w ciemne deski pokrywające podłogę. Nie mówiąc nic rzucił zwinięte bezładnie prześcieradło na kałużę krwi i, krzywiąc się z obrzydzeniem, wciąż trupio blady, zaczął przesuwać nim nogą. Joksen może mówić co mu się żywnie podoba i rzucać tymi swoimi szalonymi spojrzeniami, ale Faugio przyrzekł sobie, że nic nie zmusi go do dotknięcia krwi czy zwłok rękami.
WWWTrzask zamykanego energicznie wieka skrzyni sprawił, że podskoczył.
WWW- Szlag… - Joksen stanął za plecami przyjaciela i przyjrzał się krytycznie miejscu, gdzie krew zdążyła wsiąknąć w podłogę, tworząc na stałe rudobrązową plamę. – Został ślad.
WWWCoś w głosie Pisarza sprawiło, że Faugio zapragnął go uderzyć. Pragnienie było tak silne, że mężczyzna nie był w stanie mu się oprzeć. Zacisnął więc pięść i wymierzył z obrotu silny cios w żuchwę przyjaciela. Ten, zaskoczony, stracił równowagę i runął na podłogę.
WWW- Oczywiście, że został ślad! – wrzasnął drżący z wściekłości, a może i przerażenia Faugio. – Jedynym sposobem, żeby zniknął, byłoby podłożenie ognia!
WWW- Właściwie… - Joksen, trzymając się za szczękę, zmarszczył brwi, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał. – To nie byłoby głupie. Pozbylibyśmy się od razu plamy i trupa.
WWWNieutalentowany wpatrywał się w niego w niemym osłupieniu.
WWW- Zamknij się… – wychrypiał w końcu. – Zamknij się!
WWW- Masz rację. – Brwi Pisarza wciąż pozostawały zmarszczone. – Gdybym podłożył ogień, straciłbym wszystkie książki…
WWWFaugio zacisnął szczęki tak mocno, że aż zabolały go zęby. Bez słowa odwrócił się na pięcie i niemal biegnąc, wyszedł z mieszkania Joksena. Szybkim marszem przemierzył dwie ulice, lecz w pewnym momencie musiał się zatrzymać, bo chwyciły go torsje. Oparty o ścianę jakiegoś domu, pluł żółcią, starając się przegnać wspomnienie obłędu w oczach Pisarza.
WWW- Łaskawa Demeter… - chrypiał, łapiąc ciężko oddech. – Łaskawa Demeter…
WWW- Znajdź sobie inne miejsce do rzygania, zasrańcu! – krzyknęła na niego przechodząca obok Nieutalentowana jasnowłosa kobieta, ciągnąc za sobą wskazującego na niego palcem rozczochranego dzieciaka z czerwonym znamieniem Malarza na kości policzkowej. Na jego widok pociemniało Faugiowi przed oczami i znowu zebrało się na wymioty, ale jako że żołądek miał już pusty, stał tylko pochylony, starając się oddychać głęboko i niezbyt szybko.
WWW- Łaskawa Demeter… - wychrypiał jeszcze raz.
WWWNiestety bogini najwyraźniej nie była w nastroju do pomocy, bo jego wezwania pozostały niewysłuchane. Zamiast tego z nieba znów zaczął padać śnieg, osiadając na głowie i pozbawionych płaszcza ramionach Nieutalentowanego. Faugio, czując, że w jego żołądku nie pozostało już nic, co mógłby zwymiotować, a także z wolna ogarniające go zimno, zaczął dokładniej rozpatrywać beznadziejną sytuację, w której się znalazł.
WWWKiastan nie żył.
WWWNie wiadomo ile osób wiedziało o tym, że Kiastan poszedł do Joksena.
WWWNie wiadomo ile czasu minie zanim ktokolwiek zorientuje się, że Kiastan zniknął.
WWWNie wiadomo też ile czasu minie zanim do sprawy wmiesza się zatrudniony przez Straż Miejską Śpiewak.
WWWI co dokładnie będzie w stanie odkryć.
WWWCzy wyśpiewa też to, że Faugio – jakby na to nie spojrzeć – przytrzymując Kiastana, pomógł w morderstwie? Albo w jego zatuszowaniu? Odkrycie tego drugiego było raczej nieprawdopodobne, bo działo się już po zgonie Malarza, a przecież żaden Talent nie może przeniknąć kurtyny śmierci… prawda?
WWWFaugio zaczął drżeć, nie wiadomo – z zimna czy przerażenia. Oplótł się ramionami, chcąc uniknąć jeszcze większej utraty ciepła i spojrzał w niebo. Po chwili zaklął szpetnie i energicznym krokiem ruszył w kierunku, z którego przybiegł kilka minut wcześniej.

WWWJoksen siedział niemal w całkowitym bezruchu i, wpatrując się w rdzawą plamę na podłodze, myślał intensywnie.
WWWProblem ze Śpiewakami polegał na tym, że jako jedyni byli śmiertelnie niebezpieczni właściwie w każdym momencie. Malarza łatwo było obezwładnić, odbierając mu pędzel lub farbę, zaś Pisarz nigdy nie stanowił bezpośredniego zagrożenia. A Śpiewak nie rozstawał się z narzędziem swojego Talentu. Jak pozbawić człowieka głosu w jednym momencie?
WWWJedynym rozwiązaniem jakie przychodziło Joksenowi do głowy było poderżnięcie gardła, jednak pociągało ono za sobą cały szereg kolejnych trudności.
WWWInną, równie istotną kwestią było to, który konkretnie z nielicznych, wciąż pozostających na wolności Śpiewaków w Euskarze był tym, który pracuje dla Straży Miejskiej. Przecież nie ogłaszano tego na ulicach! Sam fakt istnienia takiego Śpiewaka był znany przede wszystkim z plotek.
WWWJoksen, siedzący na podłodze, oparty plecami o skrzynię, w której wciąż znajdował się trup nieszczęsnego Malarza, przyłożył drżącą dłoń do wąskich ust. Ile by teraz dał za kilka włosów tego cholernego Śpiewaka! Albo chociaż kroplę krwi. Od razu dowiedziałby się dzięki nim wszystkich niezbędnych informacji, z miejscem obecnego pobytu włącznie… Westchnął ciężko.
WWWNiespodziewanie usłyszał głośne trzaśnięcie drzwi. Powoli podniósł wzrok na wejście do biblioteki, przez które chwilę później szybkim krokiem wszedł blady jak sama śmierć Faugio.
WWWNieutalentowany rozejrzał się po pomieszczeniu; mięśnie na jego mocno zaciśniętych szczękach drgały lekko. Gdy jego wzrok padł na zakrwawione prześcieradło wciąż zwinięte w kącie, zaklął szpetnie.
WWW- Czemu ta szmata ciągle tu leży?!
WWWJoksen zmarszczył brwi.
WWW- Co?
WWW- Schowaj gdzieś natychmiast tę cholerną szmatę! – syknął Faugio, podchodząc do prześcieradła i posyłając je kopniakiem w stronę Pisarza. – A kiedy to zrobisz pójdziemy kupić dywan.
WWWJoksen powoli podniósł się z podłogi i otworzył skrzynię. Nieutalentowany skrzywił się mimowolnie na widok zwiniętych wewnątrz zwłok.
WWW- Musimy albo spalić to truchło, albo utopić je w rzece. Albo najpierw spalić a to co zostanie wrzucić do rzeki.
WWW- Dlaczego mi pomagasz? – zapytał Joksen, zatrzaskując wieko skrzyni.
WWWFaugio skrzywił się jakby nagle rozbolał go ząb.
WWW- Bo siedzę w tym gównie po uszy razem z tobą. I chcę się upewnić, że nie zostawisz żadnych śladów. I że, gdy skończymy, wyniesiesz się z Euskary. Na zawsze.
WWWPisarz spojrzał na przyjaciela z zaskoczeniem, lecz zaraz pokiwał głową.
WWW- Rozumiem.
WWW- Mam, kurwa, nadzieję! – Mężczyzna posłał mu wściekłe spojrzenie. - Bo jeśli sam się nie wyniesiesz, postaram się, żeby wypieprzyli cię z tego miasta jak psa.
WWWJoksen uśmiechnął się smutno.
WWW- Wiesz, że zawsze uważałem cię za mojego najlepszego przyjaciela?
WWW- Idź się ogarnij i zmyj krew z twarzy. – Nieutalentowany z trudem opanował drżenie głosu. – Zaraz wychodzimy.
WWWPisarz bez słowa wstał i wyszedł z biblioteki.
WWWFaugio poczekał aż usłyszy trzaśnięcie zamykanych drzwi do łazienki i odetchnął głęboko. I bez żadnego uprzedzenia, zaczął, klnąc i krzycząc, kopać skrzynię kryjącą zwłoki Kiastana.
Ostatnio zmieniony śr 03 lut 2016, 08:46 przez Lakhy, łącznie zmieniany 1 raz.
A poza tym to poproszę herbatę.

Re: By o nas nie śpiewano

2
Lakhy pisze:Żyjemy w dziwnym świecie. Bo kto to widział żeby o przeznaczeniu człowieka decydował jego Talent?
Tu chodzi o przeznaczenie, takie co decyduje o losie, czy przeznaczenie, jako rola w społeczeństwie. Jasno to z tego nie wynika.
Jak to pierwsze, to lepiej użyć losie, zamiast przeznaczenie. Skoro przeznaczenie decyduje o losie, to coś, co decyduje o przeznaczeniu które decyduje o losie wprowadza już trochę zamotania.
Lakhy pisze: WWWPadał śnieg. W takie dni zawsze coś pada.
PadaPada? To mnie rozśmieszyło. Co to niby za dzień, wcześniej nie było o nim nic wspomniane. Niech już sobie ten śnieg pada, przecież w nie takie, jak "ten" dni też chyba może?
Lakhy pisze: WWW- Myślałem, że nigdy nie przyjdziesz!
WWW- A ja myślę, że zaraz ręce mi odpadną. Zabieraj co twoje i daj mi coś do picia.
Ale z nich grzeczni goście. Trochę zbyt grzeczny ten dialog. Brak mu iskry.
Lakhy pisze: WWWJoksen Huty – patykowaty, blady mężczyzna z niebieskim znamieniem Pisarza na kości policzkowej – ze stęknięciem przejął paczki i zaprowadził Faugia w głąb skromnego mieszkania.
I tak szli i szli i szli w głąb tego skromnego mieszkania? Ile tam było kilometrów?
Lakhy pisze:Postawiwszy pakunki na stole w kuchni, otaksował je roziskrzonym spojrzeniem ciemnych oczu i dopiero po chwili zwrócił się do przyjaciela.
Takie opisu mnie bardziej męczą, niż zachwycają.
Lakhy pisze:WWW- Może być. – Faugio strzepnął z jasnobrązowych włosów śnieg i pozostałą po nim wodę.
Zbyt szczegółowo i tak włosy ma dalej mokre, sam śnieg by wystarczył.
Lakhy pisze:Pozwolił zamiast tego zaprowadzić się do największego pomieszczenia w mieszkaniu – salonu połączonego z biblioteką. Pisarz wskazał mu jeden z obitych ciemną skórą foteli stojących przy masywnym biurku.
Czy to jest dalej to samo, skromne mieszkanie?
Lakhy pisze:Po chwili wrócił, niosąc podłużną szkatułę z ciemnego drewna, którą ostrożnie postawił na biurku. Wziął głęboki oddech.
WWW- Po wielu miesiącach negocjowania z jednym niezwykle upierdliwym antykwariuszem, w końcu udało mi się to zdobyć… - Pogładził szkatułkę. – Zestaw do pisania należący do samego Loasa de Fyrge! – oznajmił tryumfalnym tonem, otwierając pudełko.
WWWZaciekawiony Faugio podszedł do biurka i przyjrzał się skarbom przyjaciela.
WWWWewnątrz szkatułki, na skrawku ciemnoniebieskiego materiału leżał mosiężny kałamarz ze ściankami grawerowanymi w roślinny motyw, ogryzek ołówka - sądząc po jego stanie – wielokrotnie żuty i trzy srebrne stalówki pióra, w tym jedna chyba nadepnięta.
Trochę się tych szkatułek nazbierało.
Lakhy pisze:WWW- Nie spodziewam się przecież dziś nikogo…
Tak Yoda mówić zwykł, a bohater twój innym językiem włada przecież :D.
Lakhy pisze:WWWGdy otworzył, niemal oberwał pięścią. Uratowało go jedynie to, że nie otworzył drzwi na pełną szerokość i stał w pewnym stopniu za nimi.
To w końcu oberwał czy nie, bo pierwsze zdanie sugeruje, że na oścież te drzwi otworzył, zaskakując pukającego, który to chciał go w twarz puknąć, ale jednak się okazuje, że nie. Zdecyduj.
Lakhy pisze: WWWW tym momencie do przekrzykujących się mężczyzn podbiegł Faugio, zdecydowanie wbijając się między nich i rozdzielając ich.
Zaleciało germanią.
Lakhy pisze: WWW- Czyście powariowali? – syknął, kopnięciem zamykając wciąż otwarte drzwi.
Przecież pamiętam, że otwarte, ale przekreślenie nie działa.
Lakhy pisze: WWW- Dosyć! – Nieutalentowany rzucił obu wściekłe spojrzenie. – Łaskawa Demeter, zachowujecie się gorzej niż dzieci! Czy nie możemy, jak ludzie cywilizowani, usiąść spokojnie, napić się może dobrego wina i wyjaśnić sobie wszystko? Na spokojnie?
On sugeruje, że to wino może jest dobre, czy że może mogą się go napić?
Lakhy pisze: WWW- To o co ta cała awantura? – zapytał chwilę później oparty o jeden z regałów Faugio, kołysząc delikatnie kieliszkiem z winem.
Wiadomo, że z winem, cały czas o tym mówili.
Lakhy pisze: WWWW pomieszczeniu zapadła nienaturalna cisza.
Raczej niezręczna, bo cisza w takim pomieszczeniu (bibliotece) to nic niezwykłego.
Lakhy pisze:WWWW pokoju ponownie zapadła nienaturalna cisza.
Znów ta nienaturalna cisza...
Lakhy pisze: Faugio, czując, że w jego żołądku nie pozostało już nic, co mógłby zwymiotować, a także z wolna ogarniające go zimno, zaczął dokładniej rozpatrywać beznadziejną sytuację, w której się znalazł.
Niezbyt dobrze brzmi to zdanie.
Lakhy pisze: I bez żadnego uprzedzenia, zaczął, klnąc i krzycząc, kopać skrzynię kryjącą zwłoki Kiastana.
I to koniec? Tak bez puenty?

Trochę ciężko mi się to czytało, rozwlekła ta akcja, do tego bez zakończenia. Nie mogłem się odnaleźć w tym świecie.
Technicznie, jak dla mnie, raczej ok, po poprawkach mogłoby nabrać płynności, bo teraz kilka nieszczęsnych zdań burzy ład.

zatwierdzona weryfikacja - Gorgiasz
Ostatnio zmieniony śr 03 lut 2016, 08:44 przez Namrasit, łącznie zmieniany 1 raz.
Uśmiechając się do deszczu mniej się moknie

3
Zastanawiam się, po co ten wstęp o Talentach i losie. Nie jest potrzebny absolutnie do niczego. Wszystko, co na tym etapie musimy wiedzieć o Talentach i ich posiadaczach wynika z tekstu. Nie jest to nic innego niż kolejna specjalna zdolność i pełni dokładnie taką samą funkcję jak każdy innu rodzaj magii w niezliczonych tekstach fantasy.

Bohaterowie są nakreśleni pojedynczymi kreskami. O jednym wiemy, że nie ma Talentu; o drugim, że lubi starocie; o trzecim, że obraził go bardzo naiwnie podstawiony wierszyk. Nie mam w związku z tym najmniejszego powodu, żeby przejmować się, że ktoś zabił, ktoś umarł, a ktoś inny ma kłopoty.

Samo zawiązanie fabuły nie jest nowatorskie, ale z punktu widzenia opowieści, która ma się zasądzać na stosunkowo lekkiej, przygodowej fabule, nie jest złe.

Złe jest natomiast prowadzenie akcji i dialogu, ze względu na wszechobecną egzaltację - bieganie, krzyki, aferę o wiersz rodem z podstawówki. Autentycznie się zastanawiam czy to miało być zabawne czy nie.

Język ok, ani wodotrysków, ani fajerwerków, ale daje się czytać bez bólu. Potknięcia są, dobrze by było jednak wygładzić.
jestem zabawna i mam pieski

4
Lakhy, Twoje opowiadanie ma coś, co mnie urzekło.

Nie mówię, że nie ma rzeczy do poprawy, bo do poziomu publikacji w jakimś fajnym miejscu jeszcze trochę brakuje, ale mimo to tekst wciągnął mnie i czytałam z ciekawością :)

Już sam tytuł mnie przyciągnął, jest naprawdę zastanawiający, zwłaszcza że ludzie pragną zwykle czegoś odwrotnego! Jedyne co mnie w nim boli, choć może nie jest to stricte zarzut, to to że odnosi się on raczej do fabuły niż do drugiego dna tekstu. Nie widzę go z resztą tutaj zbyt intensywnie, ale myślę, że akurat w realiach Twojego świata uwypuklenie drugiego dna nie będzie trudne.

Na początku troszkę zniechęcił mnie Twój wstęp, w którym opisujesz motywy powstania opowiadania. Pomyślałam, że będzie w nim dużo tłumaczenia i ględzenia, ale okazało się, że dość zgrabnie wybrnąłeś z tego niebezpieczeństwa :) Podoba mi się ten cytat z dzieła Pisarza. Fajny, kojarzący się z twórczością Sapkowskiego zabieg, który pogłębia i uwiarygadnia realia świata przestawionego. Cytat jest przy tym krótki oraz treściwy.

Pierwsze dwa zdania - fantastyczne! Przywodzą mi na myśl Świat Dysku :D Puszczasz zgrabnie oko do czytelnika; często się zdarza, że stwierdzenie, że padał śnieg/deszcz/liście/gwiazdy i co tam jeszcze rozpoczyna tekst niewyrobionego pisarza. Te pierwsze zdania to również zręczny i subtelny foreshadowing. Pierwszy akapit jest zawsze najważniejszy!

Styl, którym piszesz jest poprawny, choć ma parę zgrzytów. Jest trochę niewyrobiony. Używasz sporo imiesłowów, które utrudniały mi czytanie opowiadania; wielu pisarzy odradza ich stosowanie, ale dopiero Twój tekst pomógł mi zrozumieć, dlaczego tak na prawdę - stopują akcję.
Lakhy pisze:Joksen Huty – patykowaty, blady mężczyzna z niebieskim znamieniem Pisarza na kości policzkowej – ze stęknięciem przejął paczki i zaprowadził Faugia w głąb skromnego mieszkania. Postawiwszy pakunki na stole w kuchni, otaksował je roziskrzonym spojrzeniem ciemnych oczu i dopiero po chwili zwrócił się do przyjaciela.
W opowiadaniu zdecydowanie brak opisów. Z jednej strony walisz nachalny opis Joksena (dobrze, że niezbyt rozległy), a z drugiej nie opisujesz prawię w ogóle miejsca, w jakim się on porusza. A taki opis mógłby posłużyć za narzędzie do opisania charakteru postaci (bo to jego dom), zwłaszcza że już przede mną wytknięty został płaski charakter bohaterów. Poetyczne opisanie oczu po prostu przeskoczyłam wzrokiem.

Dalej mam pytanie dotyczące kolorowych znamion na twarzach mieszkańców tego świata. Widzę tu pewną nielogiczność. Ponieważ tak łatwo i szybko stwierdzono brak Talentu u syna cesarza, wygląda na to, że człowiek z takimi znakami się rodzi. Dlaczego więc tak trudno zidentyfikować Śpiewaka? Niewielu ich jest w mieście. Nie zauważyłam w tekście informacji, jakiego koloru jest ich znamię, ale raczej nie tak łatwo je ukryć.
Lakhy pisze: - Myślałem, że nigdy nie przyjdziesz!
- A ja myślę, że zaraz ręce mi odpadną. Zabieraj co twoje i daj mi coś do picia. (...)
- Mam wino.
- Może być. – Faugio strzepnął z jasnobrązowych włosów śnieg i pozostałą po nim wodę. – Zdradzisz mi co musiałem targać przez pół miasta i dlaczego posłaniec nie mógł tego przynieść od razu do ciebie?
- Najpierw sam muszę to zobaczyć… I chwilę z tym pobyć, najlepiej sam.
Nieutalentowany właściwie nie był zdziwiony.
Po pierwsze drewno w dialogu i to niestety nie tylko w tym. Fajnie by było jakoś spersonalizować język wypowiedzi poszczególnych bohaterów.
Po drugie, o ile zamiana imienia Joksen na Pisarz jest jak najbardziej w porządku to zmiana Faugio na Nieutalentowanego już zupełnie mi nie brzmi! Może warto w tym miejscu zamienić słowo "Nieutalentowany" na jakieś określenie slangowe z Twojego Świata?
Lakhy pisze:- To prawda co mówią? – zapytał, wręczając mu kieliszek ciemnego wina. – Trzeci syn cesarza jest Nieutalentowany? (...)
- Jak i dwaj pozostali… - westchnął. – Jeśli nie doczekamy się Utalentowanego dziedzica, tron przejmie książę Grafthan, który jest…
- Tak głupi, że jego tępota stała się już przysłowiowa – uzupełnił Joksen. – Co w sumie nikogo nie dziwi, bo jest Malarzem, a wśród Malarzy głupota to powszechna przypadłość.
Ten fragment cytuję, jako przykład całkiem zręcznego przemycania informacji o świecie przedstawionym :)
Lakhy pisze:Och, chłopie, naprawdę musiało cię trafić, skoro jesteś w stanie dla niej zapomnieć o obowiązującym każdego Pisarza mniemaniu o własnej wyższości nad pozostałymi Talentami
Ten fragment bardzo mi się podoba ;) I jest bardzo prawdziwy!
Lakhy pisze:Nagle usłyszeli energiczne pukanie - walenie wręcz – w drzwi. Joksen rzucił przyjacielowi zaskoczone spojrzenie.
Narrator Niezdecydowany? Utrudnia mi to odbiór tekstu, bo nie wiem w takim momencie, jak mam właściwie zareagować. Zatrzymuję się i myślę zamiast koncentrować się na akcji. Unikaj jak ognia rozpraszania czytelnika! Wygląda to tak, jakbyś nie wiedziała, co chcesz napisać, ale pisała nieuważnie.
Gdy otworzył, niemal oberwał pięścią. Uratowało go jedynie to, że nie otworzył drzwi na pełną szerokość i stał w pewnym stopniu za nimi.
Nie potrzebne tak długie wytłumaczenie. Zamiast jednego, wielkiego zdania dobrze by było użyć np. dwóch krótkich - to zwiększy dynamizm sceny, pozwoli nam się bardziej wczuć. Szczerze mówiąc nie zrozumiałam, jak to miało wyglądać, ale może to tylko moja wina ;)
Lakhy pisze:- To o co ta cała awantura? – zapytał chwilę później oparty o jeden z regałów Faugio, kołysząc delikatnie kieliszkiem z winem.
Nie będę ponownie pisać, że wiadomo, czym wypełniony był kielich. Chciałabym natomiast wskazać dwie rzeczy. Po pierwsze lubię tego typu krótkie didaskalia w dialogach. Po drugie chciałam wskazać, że mimowolne skierowanie wzroku bohatera na jakiś przedmiot to dobry pretekst do rozszerzenia to o krótki opis, których w twoim tekście zdecydowanie za mało.
Lakhy pisze:Czerwień na twarzy Malarza przeszła w purpurę. Mężczyzna, krzycząc przyskoczył do Joksena i zaczął okładać go pięściami, a jako, że był od niego większy, chudy Pisarz mógł jedynie, przyparty do biurka, osłaniać się rękami.
- Czy wyście, do kurwy nędzy, kompletnie oszaleli?! – wrzasnął na nich Faugio, lecz bez żadnego skutku. Wobec tego podbiegł do szarpiących się Utalentowanych i chwycił Kiastana, starając się odciągnąć go od przyjaciela. Udało mu się częściowo unieruchomić jego ręce, lecz Malarz wcale nie zamierzał się poddawać i wyrywał się, krzycząc nieustannie.
Znowu brak dynamizmu. W ogóle nie zauważyłam przejścia do rękoczynów, nic ich nie wyodrębnia od reszty akcji. Takie stwierdzenia jak np. "wobec tego" dodatkowo ją hamują. A w ogóle to biją się, ale jakoś potem nikt nie skarży się na jakieś szczególne obrażenia (co tam rozcięta brew), a z opisu wynikało by, że Joksen dość solidnie dostał. U Pisarza nawet nie widać, by się zdenerwował za to, że ktoś atakuje go w jego własnym domu.
Lakhy pisze: Kierując się odruchem, zacisnął palce na mosiężnym kałamarzu i z całej siły uderzył Kiastana w skroń. Rozległo się mokre chrupnięcie i Malarz zwiotczał w uścisku Faugia. Nieutalentowany wypuścił go z rąk i odskoczył pospiesznie.
pomieszczeniu zapadła nienaturalna cisza. (...)
- Słodka Kaliope…
Czy jesteś pewna, że od tego uderzenia Malarz zginąłby tak na miejscu? Nie jestem ekspertem, więc tylko tyle powiem w tym temacie. Dodam tylko, że ciekawie by było, gdyby okazało się, że Malarz został tylko ogłuszony i obudził się akurat, gdy Joksen i Faugio będą wrzucać go do rzeki.
A w ogóle to nie za długie te wezwania różnych bóstw u Ciebie? Mało chwytliwe jakieś takie ;) Imiona też niestety niewymawialne :/
Lakhy pisze:Pomimo tego, że wydawało się to niemożliwe, twarz Faugia zbladła jeszcze bardziej, przez co czarne plamki braku Talentu jeszcze mocniej się uwidoczniły.
Nie musisz za każdym razem przypominać, czego oznaką są czarne plamki. Nie trudno to było zapamiętać już za pierwszym razem.
Lakhy pisze:Faugio zacisnął szczęki tak mocno, że aż zabolały go zęby. Bez słowa odwrócił się na pięcie i niemal biegnąc, wyszedł z mieszkania Joksena. Szybkim marszem przemierzył dwie ulice, lecz w pewnym momencie musiał się zatrzymać, bo chwyciły go torsje.
Właściwie dlaczego Faugio nie poleciał od razu zgłosić wszystkiego Straży? Na razie nie miałam potwierdzenia, że jego i Pisarza łączy dozgonna przyjaźń. Nie dość, że zachowanie i plan Joksena wywołują u niego Torsje, to jeszcze jest to po prostu najpewniejszy sposób ocalenia własnej skóry.
O ile, ze współudziału w morderstwie mógłby się jeszcze wytłumaczyć, to z pomocy w tuszowaniu zabójstwa to już nie za bardzo.
Ale jeśli taki rozwój akcji i zachowanie bohaterów jest ci do czegoś niezbędne to może napiszesz, że aparat bezpieczeństwa był tak bezwzględny, że nawet (w zasadzie niewinny) Faugio by nie uniknął kary śmierci? Wtedy jego decyzja o powrocie do Pisarza byłaby bardziej uzasadniona, a sytuacja bardziej dramatyczna.
Albo podkreśl tę przyjaźń, która ich niby łączy.
Lakhy pisze:Problem ze Śpiewakami polegał na tym, że jako jedyni byli śmiertelnie niebezpieczni właściwie w każdym momencie. Malarza łatwo było obezwładnić, odbierając mu pędzel lub farbę, zaś Pisarz nigdy nie stanowił bezpośredniego zagrożenia. A Śpiewak nie rozstawał się z narzędziem swojego Talentu. Jak pozbawić człowieka głosu w jednym momencie?
Nie zgadzam się. Malarza nie tak łatwo obezwładnić - różnymi substancjami można malować i różnymi technikami. Chyba, że do tej magii potrzeba specjalistycznych narzędzi, ale nie poinformowałaś nas o tym. Najłatwiej unieszkodliwić Pisarza. I nie zgadzam się też z tym, że opisywanie teraźniejszości nie jest niebezpieczne.
A tak na marginesie - domyślam się, że za takim a nie innym łączeniem profesji i magicznej zdolności stoi jakiś powód, ale bardziej logicznym wydaje mi się inny podział:
Pisarze - przeszłość. Pisarz najczęściej opisuje jednak przeszłe wydarzenia (oprócz tego, że zmyślone).
Malarz - teraźniejszość. Malarz często maluje z widoku.
Śpiewak - przyszłość. On akurat z niczym mi się nie kojarzy, ale to najbardziej "mistyczna" z podanych umiejętności, więc pasuje do przepowiadania przyszłości ;)

BTW, jak często rodzą się ludzie utalentowani? Warto to przemyśleć i dać znać czytelnikowi, żeby w większej całości uzyskać zamierzony efekt :)
Lakhy pisze:Inną, równie istotną kwestią było to, który konkretnie z nielicznych, wciąż pozostających na wolności Śpiewaków w Euskarze był tym, który pracuje dla Straży Miejskiej. Przecież nie ogłaszano tego na ulicach! Sam fakt istnienia takiego Śpiewaka był znany przede wszystkim z plotek.
Kiepsko się ten plan przedstawia :/ Może lepiej byłoby wrócić do pomysłu z pożarem? Choć przyznam, że odrzucenie na początku tego pomysłu z powodu troski o swoje skarby przedstawia się całkiem realistyczne :)
Zaciekawił mnie ten fragment o pozostających na wolności Śpiewakach. Co się z nimi dzieje? Jak często się rodzą? Dlaczego zdecydowano się ich eliminować? Chętnie dowiem się więcej!


A w ogóle to widzę tu jeszcze pewną niespójność - jak głęboko w życie danej osoby mogą wniknąć Pisarze? Może nasza dwójka ich też powinna się obawiać? W końcu mogliby na przykład dojść do tego, że Joksen kłamie, mówiąc, że nie wie, co się stało z Kiastanem? Albo że ma on na podłodze podejrzaną plamę, a sposób na pozbycie się jej zaprząta myśli delikwenta?
Mam wrażenie, że nie do końca przemyślałaś całą sytuację. Może lepiej, aby Talenty działały wyłącznie na żywych? Wtedy Śpiewak musiałby dotrzeć bezpośrednio do Joksena i Faugia (co dało by im szansę pozbycia się go), a w ten sposób akcja może się bardzo szybko skończyć. A tak uważam, że główni bohaterowie to idioci; moim zdaniem po tym rozwoju akcji nie mają szans na uniknięcie kary.

Jeszcze jednej rzeczy mi brakuje - moim zdaniem mieszkańcy Twojego świata powinni nienawidzić Utalentowanych - w końcu dzięki nim życie zwykłych obywateli może być non stop inwigilowane. Dlaczego państwo tego nie robi? Albo dlaczego nie prowadzi szczegółowej kontroli Utalentowanych? Mogą oni stanowić ogromne zagrożenie!
BTW, oglądałaś "Raport mniejszości"? Wiem, że tam sytuacja była trochę inna, ale Malarze mogli by być wykorzystywani w podobny sposób co trójka proroków. Od razu nasunęło mi się skojarzenie z tym filmem ;)
A tak a propos skojarzeń - czy widzę tu pewną inspirację Glenem Cookiem?

Wiesz co? Jako bohatera dalszej akcji widzę jakiegoś randomowego Nieutalentowanego. Niby ci z Talentem są tacy super, że och i ach, a jednak najwięcej będzie mógł zdziałać ktoś, kto go nie ma i może sam o sobie decydować i nie jest zepsuty łatwym sukcesem. Pomiędzy wierszami zmieści się wtedy jakieś drugie dno ;)

Podsumowując - pisz dużo, szlifuj styl, wszystko zawsze dokładnie przemyśl i bierz pod uwagę wszystkie możliwości. Pisz opisy, wykorzystuj różne okazje do ukazania mimochodem charakteru i wyglądu bohaterów i będzie naprawdę nieźle :D Twój pomysł na fabułę nie jest może wybitnie odkrywczy, ale nie jest też sztampowy. Wygląda nieźle :) Tekst mimo zgrzytów mnie nie nudził, zastanawiam się, co będzie dalej.

Nie mogę się doczekać, by przeczytać dalszy ciąg!

zatwierdzona weryfikacja - Gorgiasz
Ostatnio zmieniony śr 03 lut 2016, 08:45 przez Mary Ann, łącznie zmieniany 1 raz.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron