Ten krok

1
Mała uwaga na początek: opowiadanie zawiera treści nieodpowiednie dla dzieci, a także dla członków i sympatyków Rodziny Radia Maryja oraz Ligi Polskich Rodzin. żeby potem nie było, że nie ostrzegałam - będzie tutaj mowa o seksie oraz wystąpią brzydkie słowa. Niezrażonych zapraszam.





Ten krok





Jestem w klubie, koncert ma się zaraz zacząć. Stoję przy szatni i czekam na resztę, i wtedy go widzę. Wchodzi w towarzystwie swojej zwykłej świty, a ja patrzę i nie mogę się otrząsnąć, bo on już nagle nie jest dziwaczny i odrażająco nienaturalny w tej swojej dziewczyńskiej bluzce, z tym makijażem, i nie mogę się nadziwić na czym polega ta zmiana, bo przecież zawsze tak się ubierał. Ale teraz nie wygląda już groteskowo. Wygląda ładnie. Zauważa mnie, podchodzi, i chyba jest ucieszony ze spotkania, rozmawiamy chwilę; nie widzieliśmy się już chyba od trzech miesięcy. I nagle ja też jestem zadowolony, że go widzę. Zaczyna się koncert i on mnie ciągnie pod scenę. Nie ma dużego tłumu, ale staram się go osłaniać, pilnuję, żeby mu się nic nie stało i nie wiem, dlaczego to robię.

Po koncercie włącza się muzyka z puszki i on zostaje na parkiecie, kiedy wszyscy inni się rozchodzą, pląsa i wygłupia się, a ja nie wiem, dlaczego nie wychodzę, tylko zostaję razem z nim, podryguję obok.

– Kubuś! – krzyczy mi do ucha – Przecież ty nigdy nie chciałeś ze mną tańczyć!

– Ale teraz chcę! – odkrzykuję bezmyślnie.

I wtedy to się dzieje. Posyła mi jedno spojrzenie, spod przymrużonych powiek, lekko przechyla głowę, jakby z niedowierzaniem, i potem nagle ma na twarzy jakiś taki błysk, jakąś dziwną iluminację jak neon głoszący „Tu cię mam, bratku!” I ten drapieżny, lisi uśmiech, wygląda jak pirania, jak rekin. I wiem, że zrobiłem coś, czego nie powinienem, że posunąłem się za daleko, odsłoniłem się, i że teraz on jest naprawdę niebezpieczny, teraz może mnie zjeść, jednym kłapnięciem tych małych, białych ząbków. I od tej pory, od tej jednej sekundy już wszystko jest inaczej. Ale zachowujemy pozory, wracamy do sali ze stolikami, siadamy z resztą kompanii, pijemy. Niby z zewnątrz nic się nie zmienia, nie odzywa się do mnie wcale częściej niż do innych, wcale na mnie częściej nie patrzy… ale kiedy już spojrzy! W tym wzroku jest wszystko. Są obietnice takich rzeczy, o jakich nie śniło się filozofom. Takich rzeczy, jakie prześladują Wszechpolaków w ich najgorszych, mokrych koszmarach. Jest tam to wszystko, i jeszcze więcej, a trwa tyle, co mgnienie oka, co lekkie rozchylenie ust. Wcale nie odzywa się do mnie często, ale ja i tak ciągle słyszę tylko jego głos, bardzo teraz rozmruczany, a jednocześnie taki melodyjny. Mówi, że nagłośnienie było jak zwykle do chrzanu, a ja słyszę tak, Kubusiu... dzisiaj. Ty i ja, Kubusiu... Nie szuka ze mną kontaktu, ale kiedy mnie już dotknie, (nie)całkowitym przypadkiem, to skóra nam iskrzy i skwierczy, przelatują niebezpieczne prądy, następują całe serie malutkich wyładowań, aż dziw, że nikt tego nie widzi, że nie zaczynamy świecić, że się od tego nie psuje cała instalacja elektryczna w klubie, że ludziom nie wybuchają telefony. I od tego jednego dotyku, od całkiem (nie)przypadkowego otarcia jego uda o moje, od nieznacznego muśnięcia wierzchów naszych dłoni, robię się taki naładowany, naelektryzowany, że każda molekuła mojego ciała dąży teraz w jego kierunku, jak opiłek żelaza dąży do magnesu. I jak to jest możliwe, że nikt tego nie widzi, przecież między nami wszystko buzuje, powietrze iskrzy, wytwarza się jakieś pole siłowe nie do pokonania. Niech ktoś wezwie strażaków, bo tutaj zaraz będzie pożar.

A potem on się oddala, idzie do baru, a jakaś niewidzialna, lepka pajęczyna, którą zdążył mnie omotać, rozciąga się, napina się boleśnie i ciągnie mnie, ciągnie mnie do niego, i muszę patrzeć, muszę obracać ciągle głowę w jego stronę, bo on szarpie za swój koniec. Więc patrzę, a on stoi w kolejce, coś tam majstruje przy komórce, chyba coś pisze, i ciągle ostrzeliwuje mnie gradem spojrzeń lodowatych, gotujących krew w żyłach, parzących skórę. Czuję, jak mnie już dotyka tym wzrokiem, tym swoim zimnym, złym okiem. A potem mój telefon w kieszeni zaczyna wibrować, i o mało nie umieram od tego. Dostałem wiadomość, wyjmuję telefon. Dostałem wiadomość od niego. Krew mi wrze, kiedy ją czytam, dostaję wypieków, i tego też nikt nie zauważa, czy wszyscy oślepli? Nikt nie widzi, oprócz niego. On na mnie patrzy i śmieje się, puszcza mi oko i śmieje się ze mnie.

A potem wychodzimy z klubu, i on całuje mnie w policzek, a ja przestaję oddychać, i znowu nikt, nikt tego nie zauważa, bo przecież on już pocałował na do widzenia połowę tej całej zbieraniny, i nikt, nikt nie wie, że mnie nie żegnał w ten sposób jeszcze nigdy. Nie poświęca mi też więcej czasu niż innym, robi to dokładnie tak samo, wspięcie na palce, policzek do policzka, cmok w powietrze koło ucha, i to wszystko, i nikt się nie dziwi, i tylko ja wiem, co to znaczy. I on wie.

A potem odchodzi, i jeszcze tylko odwraca się na moment i widzę, jak jego usta układają się w bezgłośne słowa, jak powtarza to samo, co mi wcześniej napisał.

Wracam do domu autobusem i czuję, jak ślad po jego policzku płonie mi na twarzy, mam tam obcą, nie moją skórę, mam tam już tylko jego dotyk. Podobnie pulsuje mi ramię, tam gdzie mnie przytrzymał na ułamek sekundy, kiedy się żegnaliśmy.

I wiem, że po powrocie do domu nie położę się spać. Wiem, że się przebiorę z przepoconych ciuchów, że być może wezmę prysznic, i wyjdę. Wiem, ale nie myślę o tym, bo to zbyt straszne.



Więc przychodzę. Podejmuję jego wyzwanie, przyjmuję dwukrotne zaproszenie. Otwiera mi drzwi i uśmiecha się, a ja jeszcze nigdy nie widziałem, żeby uśmiechał się z takim zachwytem, tak promiennie. Cała jego twarz rozjaśnia się w jednej chwili jak milion słońc.

– Kubusiu. Więc jednak – mówi, a w następnej sekundzie wciąga mnie za sweter do środka i wiem, że już po mnie, że już zginąłem. Czuję, jak drzwi ustępują pode mną, jak zamykają się za mną z głuchym trzaskiem, bo on napiera na mnie już całym ciałem, i całuje naprawdę, raz po raz, po całej twarzy, i moja twarz przestaje być moja, a jego dłoń wędruje pod koszulę, za pasek spodni, i w dół, w dół, prosto do celu. Jest mała i przyjemnie chłodna, jest delikatna i mądra, ale ja umieram i mogę tylko stęknąć, bo nie mam się gdzie odsunąć. Ale on rozumie. Wycofuje się.

Przeprasza.

Mówi, że mnie źle ocenił.

Bierze mnie za rękę i prowadzi do pokoju, a ja się zatrzymuję żeby zdjąć buty i mam gwałtowne spotkanie z rzeczywistością, i o mało stamtąd nie uciekam.

Nie uciekam.

On mnie sadza na kanapie, daje mi wino, coś mówi, o coś pyta, krząta się po pokoju, i nie wiem, czy jest zdenerwowany, czy jest na mnie zły, czy jest rozczarowany. Nie wiem, jakie są zasady tej gry, boję się że jest tak, że albo gramy na jego warunkach, albo wcale. Włącza muzykę, i siada koło mnie. I teraz jest raptem taki bliski, taki cały dla mnie, i ja już nic nie widzę spod tej pajęczyny którą mnie opętał. I przestaję myśleć, nachylam się do niego i nie zastanawiam się już nawet, czy robię to jak trzeba, i jestem gotowy rzucić się w tą przepaść, szukam jego warg, ale nagle on się śmieje, chichocze z ustami tuż przy moich ustach i mówi mi, że go zaskakuję. łaskocze mnie jego ciepły oddech. No a potem mnie całuje, i na świecie istnieją już tylko jego wargi, które są miękkie jak nic innego, czego kiedykolwiek dotykałem. I jego zapach, i ciepło jego ciała i moja euforia. Jego język, jego słodkogorzki smak. Dziwię się że jeszcze obaj nie dokonaliśmy samozapłonu, że jeszcze żyjemy. Mija minuta, mija sto tysięcy lat, a on mnie ciągle całuje, i jest samą czułością, a ja całuję jego.

Całujemy się.

Potem ja go do siebie przyciągam, a on powoli na mnie ląduje, i teraz siedzi okrakiem na moich kolanach, głaszcze mnie po twarzy, dotyka mnie i nie przestajemy się całować, i jego język jest w moich ustach. Mogę dotykać jego ramion, mogę go głaskać po plecach i robię to, i mogę też dotykać twardych, szczupłych ud. I robię to.

Jest bardzo ostrożny, jest delikatny i czuły, jest taki mądry i tak dobrze wie, co robi, a ja staram się za wszelką cenę nie myśleć o wszystkich moich poprzednikach, kiedy w końcu, półnagi, zdyszany, z oczami zasnutymi mgłą, zsuwa się ze mnie i klęka na podłodze między moimi nogami.

A reszta jest już milczeniem.



* * *



– Haa-lo? O cześć, ślicznotko. No co tam słychać?... Tak?... Nie!... Naprawdę? No popatrz, a tak się ładnie zapowiadało. No nic to, będą inni. Jak chcesz to pójdę z tobą dzisiaj na łowy… E tam, no nie przesadzaj, nie wszystkich ci sprzątnę… U mnie? No po staremu. Chociaż nie! Pamiętasz tego Kubę, opowiadałem ci kiedyś… Mhm. Mhm. No więc słuchaj, nie zgadniesz!... Tak! Zaprawdę powiadam ci, zrobiliśmy ten krok. Kuba i ja. Możesz sobie wierzyć albo nie, ale przypominam, że błogosławieni ci, co nie widzieli a uwierzyli… No nie, nie zanosiło się w ogóle, już dawno na nim położyłem krzyżyk, a tu nagle taka niespodzianka, sam byłem zaskoczony. W ogóle nazwałem go na swój użytek Człowiek-Niespodzianka… No właśnie nie, właśnie że to nie ja, tylko on! No więc słuchaj, idę ja sobie do Stodoły na koncert… Nie, raczej marnie… No więc idę, i on tam jest, to już pierwsza niespodzianka, ale mała. Drugie zaskoczenie, nie jest już taki sztywny jak zawsze, bo zazwyczaj to… A tam kij, jakby słup telegraficzny połknął co najmniej. No ale teraz jakoś się wyluzował. Tańczył ze mną nawet. A potem nagle Daria się mnie pyta, co ten Kuba tak się na ciebie ciągle patrzy jakby cię chciał zabić, coś ty mu zrobił. No, wiesz jaka ona jest. żelazka by od chomika nie odróżniła, a co dopiero chcicy od… No więc właśnie. No więc uspokajam ją, uspokajam, bo wiesz, jaka ona jest… Dokładnie. No ale zerkam sobie potem i patrzę, i oczom nie wierzę, bo cholerka, coś jest na rzeczy. Wodzi za mną oczkami jak za panią matką. Mało tego że patrzy, to jeszcze grawituje! Ociera się, niby to przypadkiem, wiesz. A ja normalnie - szok! Nie wiem co robić, bo w życiu bym go nie podejrzewał… I kombinuję co by tu począć, bo tutaj Daria, tam jeszcze Pawełek mi smęci gdzieś po kątach, liściki po kieszeniach upycha, a tutaj ten nagle! Myślę w końcu, trzeba by gdzieś do kibla czy w jakieś krzaki, no bo kuć żelazo póki gorące w takich przypadkach to podstawa, wiesz jak jest. No ale strasznie nie lubię ubikacji, ha ha, więc w końcu myślę, trudno. Miałeś tyle okazji, a teraz to ja nie chcę. No ale ten nie odpuszcza. Więc w końcu smsa mu wysłałem, żeby do mnie wpadł wieczorkiem. Trochę zaszarżowałem tutaj, i w sumie zacząłem się zastanawiać czy mi się aby nie przewidziało, już główkuję jakby to obrócić w żart ewentualnie, bo wiesz jak to jest z heterykami. Nigdy nie wiadomo, czy dostaniesz w mordę, czy po mordzie… Właśnie. No ale nie, okazało się, że strzał w dziesiątkę. Więc musiałem zluzować Darię, oczywiście wyniknęła z tego awanturka, znasz ją. A jeszcze Pawełek, jak się okazało, też zauważył, i się obraził. No ale nic to. Siedzę w domu, czekam, czekam, i już zaczynam żałować tej awantury i tego Pawełka, ale nie. Jednak przyszedł! No to zgodnie z podręcznikiem obsługi heteryka przechodzę od razu do „ad remu”, a ten jak mi się nie wyrwie! No zbaraniałem zupełnie. Kombinuję, czy mam sukienkę zakładać, żeby miał iluzję, czy jak… Ha, no nie zgadniesz, o co mu w końcu chodziło. On się, wystaw sobie, zabiera do całowania!... No, trochę tutaj skrewiłem, zacząłem się śmiać… No wiem, straszliwie... Ale się nie zniechęcił. W ogóle, wydaje mi się że wtedy mało co mogło go zniechęcić. I słodki był strasznie, milutki taki. Jak panienka, jak jakaś cnotka niewydymka, mówię ci. Taki kochany! Taki nieporadny, aż mnie rozczulił… No zero wprawy. I zacząłem się w ogóle zastanawiać, czy jego abstynencja liczy sobie parę miesięcy, czy może zgoła dwadzieścia trzy lata, czy ile on tam ma. Musiałem mu z całej siły przytrzymywać biodra, bo byłby mnie zadławił. Ale najlepsze było, jak już spełniłem ten puchar. Myślę sobie, że się zaraz pozapina, podziękuje, bo dobrze jest wychowany, i wyjdzie. Ale gdzie tam! On się chce REWANżOWAć. Tak taaak… rewanżować. No nie do końca mu wyszło, ale mniejsza z tym, liczą się dobre chęci. Zabrałem go w końcu do łóżka, skoro się okazał taki nieustraszony jak na hetero... Taaa, no ja już mam teorię na ten temat, im się po prostu wydaje, że dopóki są ubrani i na stojąco, to wcale nie uprawiają seksu. A łóżko, to już insza inszość jest. No ale mój Kubuś łóżka też się nie przestraszył, i było naprawdę milutko, aż zacząłem żałować że od razu na to nie wpadłem, tylko tak sobie poobcierałem kolana bez sensu… Nooo, w tym łóżku, to ho ho! Powiem tyle: do dzisiaj jestem dość obolały… Rano? No rano to już mnie zupełnie przestał zaskakiwać. Tak… Tak. Spierdalał, aż się kurzyło… No co zrobić, taka karma. A słuchaj, à propos tej pracy dla Michała, to pytałem u nas, ale niestety, nikogo nie potrzebują na razie… No, pytałem też znajomych, jak będę coś wiedział, to ci dam znać, ale póki co… Mhm. Dobra… Dobra. No na razie, trzymaj się, piękny. Pa pa.
[img]http://server.jassmedia.net/tutona/baner7s.png[/img]

2
ok, jak widać jestem pierwsza :D



Dobrze, że ostrzeżenie napisałaś, bo mogłyby być kłopoty. 8)



Będę oceniać dwie części oddzielnie, dobrze?



Cóż, cz1. jest dobra. Zapominając na chwilę ok kontrowersyjnym temacie, tekst pisany jest dobrym, wciągającym stylem. Znalazłam parę zdań, które - jak na mój gust - są trochę zbyt rozbudowane. Przytoczę jedno


W tym wzroku jest wszystko. Są obietnice takich rzeczy, o jakich nie śniło się filozofom.


Nie wiem, ale wydaje mi się, że lepiej by brzmiało gdybyś napisała Obietnice rzeczy, które nie śniły się filozofom.



Niestety cz2. mi się nie podoba. Chyba lepiej byłoby, gdybyś nie pisała tego wyjaśnienia, chociaż, pomysł z monologiem w formie rozmowy telefonicznej jest ok.



Serdecznie pozdrawiam 8)
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

3
Dobrze to jest napisane, ale druga część niestety mniej mi sie podobała pod względem przekazu. Wydała się chaotyczna ( wiem, że to rozmowa telefoniczna), ale nazbyt to wygląda jak stenogram.



Temat też niczego sobie...
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

4
Dziękuję za poświęcony czas i uwagę :D Jestem mile połechtana takim prędkim odzewem. Też się cieszę, że przyszło mi do głowy napisanie tego ostrzeżenia, czułam że może się przydać.

Pokombinuję jeszcze nad tym zdaniem o filozofach, może faktycznie trzeba zmienić.

Co do drugiej części - nie chodziło mi tyle o wyjaśnienie, co o pokazanie sytuacji od drugiej strony, i o pewna ambiwalencję - o to, że każdy z nich uważał, że to ten drugi zainicjował to, co się miedzy nimi wydarzyło. Ale sądzę, że rozumiem czemu Ci się nie podobało - cynizm, zepsucie, wulgarnośc raczej nie mają prawa się podobać :wink:



Pozdrawiam!



O! Martinius przerwał strajk :D

Czuję się wyróżniona, dziękuję. Co masz na myśli mówiąc o przekazie? Chodzi Ci o formę, czy treść? Bo to, że treść się nie podoba wcale mnie nie dziwi, jak już pisałam. Natomiast jeśli idzie o formę - no cóż, jest to rozmowa, starałam się ją oddać jak najbardziej realistycznie, z celowym pominięciem pewnych zasad stylistycznych. jesli przecholowałam i przez to tekst jest niejasny, to faktycznie trzeba pozmieniać. Bliższe sugestie?
[img]http://server.jassmedia.net/tutona/baner7s.png[/img]

5
Witam

Niezłe, cholera nie ma się do czego przyczepić. Nieszblonowy, odważny tekst.

To najlepsze "coś" jakie czytałem na tym forum. I nie chodzi mi o temat ale o styl i formę.

Nie zmieniaj drugiej części tylko skróć. Skróć, jednocześnie bardziej uwypuklając cynizm i zgniliznę bohatera ( jęśli to się w ogóle jeszcze da zrobić)



aha ( ale to tak na marginesie) pierwsza cześć to dla mnie EPILOG a druga... PROLOG. Tak to odebrałem. Z drugiej odsłony dowiedziałem się o wiele więcej niż na poczatku.



Pozdrawiam

ps. Zdanie " ....o jakich nie śniło się filozofom" do poprawki. Dziwnie brzmi.

6
Jest to pierwszy tekst z całego forum,który mnie wchłonął na całego ,tak że ani razu nie odwerwałam wzroku od ekranu. Odważna tematyka (ale ja nie o tym :), wspaniały styl, lekki i właściwie sam się czyta. Druga część też mi się podobała, bo rozumiem ,że miało to być przekaz z dwóch stron i pokazanie tego, że oni zupełnie inaczej do tego podchodzą.

ps. Czytałam tak zaaferowana ,że nawet nie zauważyłam tego zdania z ..."filozofami":)

7
Zgadzam sie z wiola... Naprawde dobra robota ;)
Ich bin Nitroglycerin... l??sche Feuer mit Benzin...

Wer mich in seinen Venen f??hlt... wird mir nicht mehr entflieh’n...



See the fallen angels pray... for my sweetest poison...

I crash and I burn and I freeze in hell... for your poison...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”