Druga część opowiadania. Jest w większości napisana zupełnie od podstaw, nie "skopiowana" z dawnych czasów, prawdopodobnie będzie więc nieco bardziej logiczna/poukładana. Poprzednia część
Opowiadanie zawiera wulgaryzmy i takie tam.
– Kolejna demonstracja ludności arabskiej doprowadziła do paraliżu komunikacyjnego w mieście Wysokim i Niskim – mówił spiker. – Demonstrujący domagają się wprowadzenia prawa szariatu w dzielnicy Forum oraz w całym mieście niskim. Najwyższy minister publicznie zadeklarował, że nie ma zamiaru sprostać ich żądaniom.
– Stolica Apostolska ma taką nazwę dlatego, że jest polis chrześcijańskim – mówił najwyższy minister. – Wszyscy, którzy tu przybywają i decydują się zamieszkać, zdają sobie z tego sprawę. Jeżeli komuś to jednak nie pasuje, ma pełne prawo do tego, by wyjechać do takiego, które mu bardziej odpowiada. – Cięcie i przejście do następnego akapitu. – Arabowie, muzułmanie i ogółem wszyscy ci, którzy popierają wprowadzenie prawa szariatu będą znacznie milej widziani w Arabii Centralnej niż tutaj.
– Adria! – krzyknął siedzący przed telewizorem Enzo. – Popatrz na to.
– Papież Łukasz II również wyraził swoją dezaprobatę wobec działań demonstrantów – kontynuował w czasie, gdy Adriana weszła do pokoju.
– Nasz świat wielokrotnie upadał i podnosił się. To właśnie dzięki temu jesteśmy w stanie zrozumieć, jak wielką wartością jest pokój i jak ważne jest to, żeby starać się o jego przetrwanie. Musimy pokładać naszą wiarę w Bogu, który jako jedyny może otworzyć im oczy na to, co czynią.
– Wiesz, że to nasza wina? – powiedziała.
Wyłączył telewizor i odpowiedział:
– Tak. Od zawsze wiedziałem, że przyjdzie mi za to zapłacić. – Westchnął głośno i schował głowę w dłoniach. – Nie myślałem jednak, że ceną może być nasza córka. Boże, tylu niewinnych ludzi… Dlaczego na to pozwalasz?
Jak na zawołanie wróciła do domu Dina.
– No cześć – przywitała się. – Jestem z powrotem.
– Dina – powiedział smutno Enzo. – Musimy porozmawiać.
Uśmiech natychmiast znikł z jej twarzy. Te słowa nigdy nie oznaczały niczego dobrego. Próbowała sobie przypomnieć, co takiego zrobiła, co mogłoby ją narazić, gdy rodzice rozwiali jej wątpliwości:
– Słyszałaś, co się dzieje na zewnątrz?
– Jakieś demonstracje są, a co?
– Te demonstracje nie są organizowane przez ludzi chcących pokojowo wyrazić swoją opinię. Na ulicy roi się od ludzi szukających dobrego celu do udowodnienia swojej „racji”. Stolica Apostolska przestała być bezpieczna.
– No więc?
– Wiem, że ostatnio często wychodzisz z domu. Niestety to będzie musiało się skończyć.
Na te słowa niemal odskoczyła.
– Dajecie mi szlaban, bo kilku ludziom zachciało się praw?!
– Dina, to nie tak…
– A kiedy był ostatni raz, kiedy to wy widzieliście miasto na własne oczy?! Gdyby nie ten cholerny ekran nawet nie wiedzielibyście, że polis wciąż istnieje! Nie macie pojęcia, jak tak naprawdę to wygląda!
– Nie, Dina. To ty nie masz pojęcia, jak groźni potrafią być tacy ludzie. To nie jest trzymająca się praw ochrona czy policja. To są fanatycy, których jedynym prawem jest przekonanie we własną słuszność.
– Myślisz, że się tego boję? Nie jestem już małym dzieckiem i umiem o siebie zadbać!
Na te słowa Enzo podniósł się, wyciągnął z szafki kasetę ze swoim pistoletem i położył ją przed nią.
– A czy potrafiłabyś tego użyć?
Wiedziała, że nie. Nie potrafiła strzelać nawet ze zwykłego pistoletu, a co dopiero z jednej z najtrudniejszych w użyciu broni na świecie. Wzięła go do ręki – był ciężki, o wiele za ciężki, by mogła z niego skutecznie celować. A nawet jeśli, to wiedziała, jakie to pozostawia rany.
Nie była w stanie zrobić czegoś takiego żywemu człowiekowi.
Odrzuciła pistolet i pobiegła do swojego pokoju, powstrzymując płacz. Adriana wstała z zamiarem pójścia do niej, jednak Enzo powstrzymał ją.
– Daj jej czas.
Przez moment wahała się, jednak w końcu uległa.
– Enzo – powiedziała smutno. – Martwię się o nią.
– Ja też – odpowiedział.
* * *
– Utrzymać szyk! – słyszeli dochodzące z dołu krzyki. – Nie strzelać!
Dina i Boris obserwowali z Altare całe zdarzenie. Rozwścieczony tłum rzucał kamieniami i koktajlami Mołotowa w kierunku schowanych za tarczami sił porządkowych. Górowały nad nimi potężne boty pacyfikacyjne, strzelające w regularnych odstępach wiązkami paraliżującymi. Tuż nad tłumem latały drony bojowe, opryskujące pole walki gazem pieprzowym. Niektóre z nich, trafione kamieniami wystarczającą ilość razy, traciły sterowność i rozbijały się gdzieś w tłumie.
Wiedzieli, że policja jest na przegranej pozycji. Była wewnętrznie rozdarta na tych, co chcą bronić polis i na tych, co chcą bronić życia. Otwarcie ognia było niemal równoznaczne z buntem i rzezią, z jaką Stolica Apostolska nie miała do czynienia od czasów starożytnych.
– Ojciec miał rację – powiedziała. – To nie to samo polis, w którym się urodziłam. Lepiej, żebym wróciła, zanim zorientuje się, że mnie nie ma.
Na miejscu akcji pojawiły się wahadłowce sił specjalnych. Uzbrojone po zęby, doskonale wyszkolone były w stanie powstrzymać zarówno tłum, jak i zbuntowaną policję. Boris dyskretnie chwycił ją za rękę.
– Nie martw się – pocieszył ją. – Jesteś zdolną dziewczyną. Zdasz egzamin, będziesz mogła na pewien czas wyjechać w bardziej bezpieczne miejsce. Jak choćby do Cenu. Albo Neoparyża. Na pewno przyjmą cię tam na studia – obrócił się i spojrzał na nią. – Chciałbym tam pojechać z tobą.
Obróciła się w jego stronę i spojrzała mu w oczy. Przez moment oświetlił je płomień ze zniszczonego bota.
– Boris, przecież to twoje miasto. Twoje marzenia. Twoje plany na życie. Nie niszcz ich sobie z mojego powodu.
W odpowiedzi uśmiechnął się.
– Ty zawsze będziesz u mnie na pierwszym miejscu.
Nachylił się do niej i pocałował ją. W tle usłyszeli hasło „Otworzyć ogień!” i nagły huk setek karabinów wycelowanych w kierunku, który uważali za właściwy. Ciała padały jeden za drugim, a ulica zmieniała się w rzekę krwi, jednak oni tego nie widzieli. U nich czas nie sięgał dalej niż chwila pocałunku, przestrzeń dalej niż ich własne ciała.
* * *
Nadszedł dzień egzaminu.
– Nie pamiętam nic – powiedziała Dina. – Absolutnie nic. Głowa mi pęka, pocę się jak szczur, mam wrażenie, że zaraz zemdleję…
– Dina – odpowiedział Boris, chwytając ją i tuląc do siebie. – Spokojnie.
W jego objęciach wzięła kilka głębokich oddechów i dała się wyciszyć.
– Dina?
– Tak, Boris? – spojrzała na niego. Była zaledwie kilka centymetrów od jego twarzy.
– Powiedz mi… kogo Dante spotkał w siódmym kręgu piekła?
– Zabiję cię – odpowiedziała, śmiejąc się i wyzwalając z jego uścisku.
– Już lepiej?
– Lepiej – podeszła do niego i pocałowała go w policzek. – Dzięki, Boris.
– Proszę wchodzić według numeru – usłyszeli głos.
Uczniowie zaczęli po kolei wchodzić do sali egzaminacyjnej. Gdy już wszyscy zajęli miejsca, a cała procedura została im wytłumaczona, każdy z nich otrzymał test. W jednej chwili wszyscy zamilkli i skupili się na tych kilkunastu kartkach, od których zależała ich przyszłość.
Dina spojrzała na pierwsze pytania. Dotyczyły zapamiętania i zrozumienia Boskiej Komedii Dantego Alighieri. Z lekkim niedowierzaniem pokręciła głową i zaznaczyła według niej prawidłowe odpowiedzi.
Nagle cała ściana eksplodowała i wpadła do środka, zasypując wnętrze sali gruzem. Uczniowie siedzący najbliżej zniknęli za warstwą gruzu, a powietrze wypełniło się pyłem. Dina dostała kilkoma odłamkami, a fala uderzeniowa powaliła ją na podłogę, mało nie pozbawiając przytomności. Z trudem podniosła się i, dusząc pyłem, próbowała zorientować się, co się stało.
Zobaczyła wchodzących do środka ludzi. Byli uzbrojeni i bez przerwy wykrzykiwali „Allahu akbar!”, wypowiadając rozkazy to po włosku, to po arabsku. Przerażona schowała się wewnątrz małej, zawalonej gruzem szafy. Zza szczeliny zdołała rozpoznać kilka słów:
– Spalić ich symbole! – krzyczał to raz jeden, raz drugi. – Wszyscy mają zginąć!
Usłyszała pojedyncze strzały. Bojownicy zaczęli wyciągać ciała uczniów i układać je na stertę. Ilekroć nowe ciało pojawiało się przez szczelinę, Dina w myślach mówiła jego nazwisko.
Przy którymś z ciał przewrócił się jej żołądek. Nie była w stanie od razu powiedzieć nazwiska. W końcu jednak zmusiła się do tego:
Boris Milani.
Zauważyła, że jeden z napastników położył karabin maszynowy tuż obok niej. Sięgnęła po niego spod drzwiczki szafy, chwyciła i podniosła. Był niesamowicie ciężki. O wiele za ciężki, by była w stanie go użyć.
Jestem taka słaba, pomyślała, powstrzymując się od płaczu.
Kilkanaście minut później, gdy napastnicy poszli do dalszej części szkoły, Dina ostrożnie wyszła z ukrycia i przeszła przez pozostawioną przez eksplozję dziurę. Gdy tylko znalazła się poza budynkiem, zaczęła biec z całych sił, aż nie zabrakło jej tchu i nie znalazła się dość daleko, by nie być w stanie dojrzeć szkoły. Wtedy ukryła się przed ludźmi, osunęła na kolana i zaczęła płakać.
Płakała przez kilka minut, aż zorientowała się, że coś ją uwiera w szyję. Sięgnęła do niej i wyciągnęła drobny, metalowy krzyżyk.
Tamci dostali swoje wsparcie od swojego boga, powiedziała do niego w myślach. A gdzie ty byłeś, gdy oni cię potrzebowali?! Opuściłeś ich! Patrzyłeś, jak umierają! Do dupy z takim Bogiem!
Zerwała wisiorek i już miała nim rzucić, kiedy usłyszała odpowiedź:
To Bóg uratował ci życie.
To był jej własny głos.
Władza Boga leży w rękach ludzi takich, jak ty, kontynuował. Ludzi, którzy gotowi są bronić swojej wiary. Spraw, żeby ofiara twoich bliskich nie poszła na marne. Żeby sprawcy pożałowali swojego czynu.
Czy Bóg nie mówił, że należy zawsze przebaczać?
Czym jest przebaczenie bez żalu?
Jak mam to zrobić?
Nie odpowiedział. Dina ponownie spojrzała na krzyżyk, schowany wewnątrz kurczowo zaciśniętej dłoni. Zwolniła chwyt i ponownie założyła go na szyję, a następnie wstała i spokojnym krokiem zaczęła iść w stronę domu.
Tak naprawdę wiedziała, jak ma to zrobić.
* * *
Nigdy nie spodziewała się, że znajdzie się w Inferno, a już na pewno nie z własnej woli. Nigdy nie myślała, że zacznie intensywnie ćwiczyć oraz uczyć się strzelać. Nigdy by nie uwierzyła, gdyby ktoś jej powiedział, że z własnej woli dołączy do organizacji uważaną za terrorystyczną i heretycką na całym świecie.
Ale też nigdy nie myślała, że będzie ofiarą zamachu bombowego.
Inferno było tak okropne, jak sobie wyobrażała, być może nawet bardziej. Osadzone głęboko pod ziemią, bez dostępu do Słońca było praktycznie nieoświetlone, a nawet jeśli, to wszelkie światła szybko przegrywały w starciu z gęstym, zabójczym smogiem. Powietrze było ciepłe i wilgotne, przez co nawet przez maskę trudno się nim oddychało. Potężne maszyny mruczały w tle i delikatnie trzęsły ziemią. Ciasne „uliczki” były całkowicie odludne, prawdopodobnie na szczęście.
Oświetlając sobie drogę czołówką szła w kierunku jednego z wielu miejsc, które znalazła po kilku miesiącach przeglądania Deep Webu. Do obrony przed mieszkańcami miała przymocowany do uda sztylet. I samą siebie.
Wskazanym miejscem była szczelina pomiędzy kontenerami obudowana antycznymi płytami kartonowo gipsowymi. Za prowizoryczne drzwi służył przywiązany kawałek blachy zamknięty na kłódkę.
Dina podeszła do drzwi i zapukała.
– Czego?
– Błogosławieni, którzy nie przeżyli wojny… – zaczęła.
– Co?
Natychmiast wyłączyła czołówkę i możliwie cicho wróciła po śladach. Nie miała pewności, jak inni mogą zareagować na te słowa. Przez chwilę szła w ciemności, po czym ponownie włączyła latarkę i zaczęła iść do kolejnego miejsca.
Zapowiada się długa noc, pomyślała.
Około pół godziny błądzenia później na środek drogi wyskoczył jej mężczyzna, świecący jej po oczach mocną latarką.
– Posuń się – powiedziała, napinając mięśnie.
Zobaczyła snop światła z tyłu – druga osoba odcięła jej drogę. Mężczyzna chwycił ją za ramię i odpowiedział:
– Chciałaś chyba powiedzieć „posuń mnie”.
Miała jeszcze szanse uciec. Nie miała jednak pewności, czy nie są uzbrojeni w broń palną.
Poza tym wchodząc do Inferno obiecała sobie, że ani na chwilę nie przyspieszy kroku.
Szybkim ruchem wyjęła sztylet i wbiła mu w splot słoneczny. Używając mostka jako oparcia, z całej siły zaparła się na rękojeści i przerzuciła zszokowanego napastnika przez plecy, prosto na mężczyznę za nią. Ten przyjął na siebie cały impet uderzenia i przewrócił się. Dina wyszarpnęła sztylet i schowała go do pochwy, a następnie chwyciła rozprutego przeciwnika, zrzuciła go z powalonego, chwyciła go za szyję i ciągnąc wyłącznie za nią pchnęła go na ścianę i podniosła z podłogi. Osoba przed nią krztusiła się, próbując bezskutecznie nabrać powietrza.
– Przestać? – powiedziała po chwili.
Brak odpowiedzi.
– Pytam czy przestać – powtórzyła.
Nieudolnie pokiwał głową. Puściła go, a on padł na klęczki, ciężko dysząc.
– Ciekawe, ile razy to wy się zlitowaliście nad swoją ofiarą – dodała po chwili.
Tymi słowami chwyciła go za głowę od tyłu i silnym ruchem skręciła mu kark.
Dina spojrzała na ich zwłoki, po czym przeżegnała się i powiedziała:
– Boże, przebacz mi, jeżeli nie zasłużyli.
Po czym poszła dalej. Osoby mieszkające w Inferno nierzadko nie były nawet oficjalnie żywe, nie miała więc nawet pewności, czy dotychczas popełniła jakiekolwiek przestępstwo.
Nie napotkała już żadnego człowieka do momentu dotarcia do celu. Tym razem był to przebudowany, niewielki magazyn.
Podeszła do drzwi i zapukała.
– Tak? – odezwał się po chwili głos.
– Błogosławieni, którzy nie przeżyli wojny…
– …albowiem do nich należy Królestwo Niebieskie.
Drzwi otworzyły się i stanął w nich dobrze zbudowany mężczyzna w wieku mniej więcej trzydziestu lat.
– Proszę – usunął się z przejścia i gestem zaprosił do środka.
Dina niepewnie weszła do środka. Zobaczyła przed sobą grupkę kilkunastu ludzi modlących się na klęczkach, trzymających w dłoniach broń. Na prowizorycznej mównicy stał „kapłan” i w ciszy odmawiał modlitwę.
– Przybyłaś w czasie naszej wieczornej modlitwy – skomentował to mężczyzna. – Musisz chwilę zaczekać.
Modlitwa zakończyła się wyznaniem wiary i ośmioma nowymi błogosławieństwami, o których czytała, przeglądając Deep Web. Część osób wyszła w budynku, część przeszła przez drzwi do innych pomieszczeń. „Kapłan” podszedł do niej i przywitał się:
– Jesteś tu nowa, prawda?
– Tak.
– Twoi bliscy wiedzą o tym, że jesteś bezpieczna?
– Tak, wiedzą.
Spojrzał na bok i wypuścił powietrze. Miał zimne, pozbawione duszy spojrzenie, które mimo tego zdawało się okazywać troskę. Choć z początku wydawał się jej dużo starszy, w rzeczywistości był nawet młodszy od tego, który otworzył przed nią drzwi.
– A więc chcesz dołączyć do Nowych Chrześcijan. Kościoła powszechnie uważanego za sektę i nielegalnego na całym świecie. – Wskazał na niewielką ławeczkę przy ścianie. – Usiądźmy.
Oboje zajęli miejsce.
– Dlaczego się na to decydujesz? – kontynuował.
– Mogę nie odpowiadać?
– Nie.
Dina wzięła kilka głębokich oddechów.
– Przeżyłam zamach bombowy, w którym zginęli wszyscy moi przyjaciele i mój chłopak. W chwili, gdy miałam odwrócić się od Boga, usłyszałam głos, który nakazał mi walczyć w Jego imię.
– Czy tak właśnie rozumiesz walkę?
Opuściła głowę, próbując powstrzymać łzy.
– Modlitwa nie zdołała uratować ich przez pociskami. Przepraszam.
Mężczyzna przez moment milczał, pozwalając jej na zebranie myśli.
– Czego od nas oczekujesz? – zapytał po chwili.
– Nie wiem.
– Rozumiem. W takim razie powiedz mi wszystko jeszcze raz, ze szczegółami.
– Nie chcę.
– Więc stąd wyjdź.
Opowiedziała mu wszystko, co do detalu. Jak wybuch zabił połowę uczniów; jak schowała się w szafie; jak zobaczyła martwego Borisa; jak próbowała podnieść karabin maszynowy; jak uciekła z miejsca zdarzenia; jak wreszcie usłyszała głos, który ostatecznie doprowadził ją tutaj.
Gdy skończyła, nawet nie zorientowała się, jak szlocha, a mężczyzna obejmuje ją i głaska po plecach.
– Czy teraz możesz mi powiedzieć, czego od nas oczekujesz?
– Tak. – Uspokoiła się i wyprostowała.
– Czego w takim razie?
– Żebyście pomogli mi się zemścić. Na nich, na ich bliskich i na wszystkich tych, którzy gotowi są podnieść rękę na kogoś z mojego otoczenia.
– Wiesz, że Bóg nie zapewni ci satysfakcji?
– Chcę tylko, by się za mną wstawił.
– Będziesz bronić Kościoła na Ziemi?
– Będę bronić znacznie więcej.
Przez moment milczał.
– Za chwilę przystąpisz do próby. Będzie ona wymagała od ciebie czegoś, co jest potępiane przez wszystkie religie i systemy prawne. Jeśli chcesz, wciąż możesz się wycofać.
– Jestem gotowa.
– Dobrze. – Wstał i poszedł w stronę drzwi naprzeciwko. – Za mną w takim razie.
Minęli kilka drobnych pomieszczeń (była zdziwiona, jak wiele ich jest w tak ciasnej przestrzeni), aż znaleźli się w niewielkim pokoju, którego nawet najdokładniejsze czyszczenie nie mogło ukryć jego przeznaczenia.
Od początku wiedziała, czym będzie ta próba.
Zza drzwi dobiegły ją jęki oraz ponaglające krzyki. Dwóch ludzi wciągnęło do środka wychudzonego, poranionego mężczyznę ze związanymi rękami zawiązaną pętlą na szyi. Ja jego widok oczy „kapłana” zapłonęły nienawiścią.
– Przywiążcie go! – powiedział do strażników.
Ci przywiązali mu ręce, nogi oraz szyję do stojącego pośrodku krzesła.
– Ten skurwysyn brał udział w rzezi wielkanocnej. Gdy policja zaczęła strzelać do siebie, on zabrał broń jednemu z zabitych i sam otworzył ogień. Zabił kilkanaście osób, po czym zwiał. Myślał, że prawo mu nie zagrozi. – Z całej siły walnął go po twarzy. – Szkoda, że nie pomyślał o prawie boskim.
Wyciągnął rękę w kierunku jednego ze strażników. Ten podał mu pistolet.
– Wiesz, co masz robić – powiedział, podając jej broń.
Chwyciła ją i szybko zważyła w rękach. Cała trójka usunęła się z linii strzału. Dina podeszła do ofiary i przyjrzała się jej dokładnie. Miał ciemną skórę, czarne włosy i brązowe oczy. Na jego twarzy był gruby zarost, prawdopodobnie od czasu spędzonego tutaj. Patrzył na nią błagalnym wzrokiem.
– Na miłość boską, ulituj się nade mną! – krzyczał. – Uratuj mnie od nich!
– Ile jest kul w magazynku? – zapytała.
– Dwanaście.
Przez chwilę jeszcze patrzyła na ofiarę.
Oddała równe dwanaście strzałów. Dwa w śródstopia, dwa w kolana, jedno w krocze, jedno w wątrobę, dwa w barki, dwa w płuca, jedno w serce i ostatnie w głowę. Ofiara zginęła na samym końcu, krzycząc wcześniej przy każdym trafieniu.
Spojrzała na trójkę nowych chrześcijan za nią. Na twarzach strażników malował się podziw, a „kapłan” zdawał się nie być w stanie wyrażać swoich emocji w sposób inny niż przy pomocy oczu, ale mimo to widać było u niego pewien rodzaj zadowolenia.
– Zabierzcie go – powiedział do nich, po czym zwrócił się do Diny: – Jak ci na imię?
– Dina.
– Jesteś ochrzczona?
– Tak.
– Dziś będziesz ochrzczona ponownie. – Z kieszeni kurtki wyjął niewielką książeczkę i wcisnął ją w jej dłoń na miejsce pistoletu. – Poczekaj na mnie w tamtym pokoju – wskazał na drzwi po prawej – muszę się przygotować. Wrócę do ciebie, jak skończysz czytać.
– Co to jest?
– Nowa Apokalipsa. Nasza święta księga – tymi słowami zniknął w drzwiach po lewej.
Dina weszła do pokoju, znalazła miejsce siedzące i otworzyła książeczkę.
Była napisana bardzo biblijnym językiem, z charakterystycznymi patetycznymi zwrotami oraz bogatymi przenośniami, które nadawały jej z jednej strony mętność, z drugiej uniwersalność. Czytając, starała się odnieść, o czym może ona tak naprawdę opowiadać; jaka była przyczyna i cel jej powstania. Miała nadzieję, że z czasem coś się wyjaśni, jednak z każdym rozdziałem całość stawała się bardziej pogmatwana: były fragmenty, które zinterpretowała jako wielka wojna między wszystkimi ludźmi na ziemi, przeplatane słowami Boga, że stracił władzę nad Ziemią; wielokrotnie pojawiało się słowo „Wysłani” używane wobec tajemniczych zastępów diabła, które podobno zniszczyły wszystko, co dobre; gdzie indziej bramy Niebios się zamknęły i lament miliona dusz spiętrzył wody; wreszcie pod koniec Bóg ujrzał ludzi zebranych w jego imię, prawdopodobnie Nowych Chrześcijan i ucieszył się na ten widok.
Gdy skończyła, zajrzała na ostatnie strony oczekując jakiegoś wyjaśnienia. Nic nie było. Nic na temat tego, kiedy to wszystko się zdarzyło, co się dokładnie wydarzyło, a także kim są ci „Wysłani”.
W drzwiach pojawił się „kapłan” i powiedział do niej:
– Skończyłaś?
– Tak. Mam pytania.
– Będziesz musiała z nimi poczekać. Chodź za mną.
Wstała i podeszła do niego. Zaprowadził ją ledwie dwa pokoje dalej, do ciemnego pomieszczenia, w środku którego stał basen z wodą. Był dosyć niewielki i płytki, musiałaby się mocno schylić, żeby się całkowicie zanurzyć.
Mężczyzna zamknął drzwi i stanął naprzeciwko zbiornika.
– W chwili przyjęcia chrztu staniesz się jednym z nas. Wciąż będziesz tym samym człowiekiem, co wcześniej – nie możemy nikogo zmusić do walki o daną sprawę – jednak będziesz mogła szukać u nas wsparcia duchowego, psychicznego i fizycznego, a także będą tego oczekiwali od ciebie inni.
– Czy będę musiała tutaj regularnie przychodzić?
– Tak długo, jak twoja wiara będzie silna – nie.
– A co, gdybym chciała opuścić wasz Kościół?
– Możesz to zrobić. Wbrew temu, co powtarza Kościół Katolicki szanujemy i uznajemy wszystkie odłamy chrześcijaństwa, jedynie uważamy je za przestarzałe i nieskuteczne we współczesnych czasach. Tak długo, jak nie jesteś wrogiem Kościoła na Ziemi, nie jesteś też naszym wrogiem. Pamiętaj jednak, że zdrada jest największym grzechem i ten, kto się jej dopuścił, jest naszym największym wrogiem. Podejdź do chrzcielnicy.
Podeszła tak blisko, że jeszcze krok i zamoczyłaby stopę.
– Rozbierz się.
– Do naga?
– A jaka byłaś, gdy się urodziłaś?
Z oporem zdjęła wszystkie elementy swojego ubioru. Mężczyzna patrzył na nią z takim entuzjazmem, jakby była schnącą farbą na ścianie i nie była pewna, czy to z przyzwyczajenia do swojej roli, czy przez to, jak wygląda.
A teraz, gdy całkowicie obnażona spojrzała w swoje odbicie w tafli wody zorientowała się, jak bardzo różni się od dziewczyny, która przeżyła zamach. Jej ciało nie było już wątłe i delikatne, teraz potrafiła bez problemu podnieść dorosłego człowieka siłą samych rąk. Jej włosy stały się krótsze i dużo wygodniejsze do noszenia w czasie ćwiczeń. Jej oczy były obecnie suche i czerwone od brudnej atmosfery, w której spędziła ostatnie kilka godzin, ale przede wszystkim patrzył z nich inny człowiek.
– Wejdź do wody i zanurz się.
Posłuchała jego polecenia. Tak, jak się podziewała, musiała niemal przyklęknąć, by zanurzyć głowę.
Niespodziewanie, gdy próbowała się wynurzyć, „kapłan” chwycił ją za głowę i przytrzymał pod taflą wody. Wiedziała, że zaraz zabraknie jej powietrza, zaczęła się więc szarpać. Mężczyzna miał jednak zadziwiająco silny chwyt i nie była wstanie się z niego wyzwolić. Wyciągnęła ręce do góry, próbując go wciągnąć do basenu, albo przynajmniej podrapać, ale to nic nie dawało.
Znowu poczuła się bardzo słabo.
Gdy wypuściła powietrze i woda zaczęła napływać jej do płuc, mężczyzna błyskawicznie wyciągnął jej głowę z wody, po czym pomógł jej oprzeć się o brzeg. Przez kilka chwil kaszlała i próbowała nabrać powietrza w czasie, gdy on przysiadł w bezpiecznej odległości.
– Od tej pory – powiedział do niej – Bóg ma być dla ciebie tym, czym powietrze w tamtej chwili. Walcz o życie swoje i innych wiernych tak, jak przed chwilą walczyłaś ze mną.
Spojrzała na jego ręce. Były całe zakrwawione od jej zadrapań. Chwycił leżący obok niego ręcznik, podszedł do niej i podał jej rękę.
– Jestem Paolo. Witaj wśród nowych chrześcijan.
Chwyciła dłoń i z jego pomocą wyszła z basenu. Stanęła przed nim, ociekając wodą.
– Przepraszam za twoje ręce.
– Nigdy nie wyszedłem z chrztu tak okaleczony – odpowiedział – Ale to i tak nic w porównaniu z prawdziwą walką.
Rozłożył ręcznik i okrył ją. Dopiero teraz sobie przypomniała, że ciągle jest goła. Wytarła się i założyła swoje ubranie. W tym czasie Paolo zabandażował sobie rany na rękach.
– Mogę teraz mieć pytania do Nowej Apokalipsy? – zapytała.
– Zależy, jak one brzmią.
– Kim są ci Wysłani?
Nie odpowiedział od razu.
– Dostęp do komentarza mają jedynie wybrani. W całej Stolicy Apostolskiej istnieje tylko jedna osoba, która go zna i dzisiaj jej tu nie ma.
– Dlaczego?
– Jedynymi ludźmi, którzy znają prawdziwą wersję zdarzeń opisywanych przez Nową Apokalipsę jesteśmy my i właśnie Wysłani. W ich interesie jest to, by cała ta wiedza należała tylko do nich. Jeżeli więc dowiedzieliby się, że wiemy niemal wszystko to, co oni, będą chcieli zniszczyć komentarze i zabić wszystkich tych, którzy je znają.
– Kiedy będę mogła przeczytać komentarz?
– W dwóch przypadkach. Albo zostaniesz wyznaczona na następnego wtajemniczonego, albo udowodnisz, że znasz prawidłową interpretację Nowej Apokalipsy.
– A gdybym spotkała tych „Wysłanych”?
Paolo wziął głęboki wdech.
– Módl się, by ten dzień nigdy nie nastąpił.
* * *
Kochana Mamo, Kochany Tato,
Gdy będziecie czytać ten list, prawdopodobnie będę już w samolocie do Devalibis. Nie bójcie się o mnie, jestem bezpieczna i proszę Was, nie lećcie za mną. Podjęłam w życiu decyzję, za którą to ja, nie wy, muszę wziąć odpowiedzialność.
Na początku chcę Was przeprosić, że Was przez te wszystkie lata oszukiwałam. To nieprawda, że nic mi się nie stało podczas zamachu trzy lata temu. Straciłam wszystkich swoich przyjaciół i swoją miłość, doznałam traumy, której skutki odczuwam do dziś. Naprawdę chciałam pozostać dla Was tą samą Diną, którą byłam przez tym wydarzeniem, ale nie mogłam wiecznie chować tego, kim się stałam. Nigdy nie prosiłam o to, co przygotował mi los. Gdyby nie to, pewno byłabym teraz na studiach, wciąż mieszkając u Was w domu, projektując broń, której w życiu bym nie użyła.
Nie musicie się jednak o mnie martwić, bo to, że zmieniłam drogę nie znaczy jeszcze, że sobie na niej nie poradzę. Tym razem naprawdę nie jestem małym dzieckiem i umiem o siebie zadbać. Na razie jednak dziękuję Wam za cały trud, jaki we mnie włożyliście i za troskę, jaką mnie darzycie. Jednocześnie przepraszam Was, że zapewne nie spełniłam waszych oczekiwań, a także że zabierałam Wasz czas i pieniądze na własne potrzeby. Gdy tylko będę mogła, zwrócę Wam to z naddatkiem. Na zawsze pozostanę Waszą córką, być może jedyną, i przenigdy Was nie pozostawię.
Niech Bóg ma was w swojej opiece
Dina
PS. Jeżeli kiedyś usłyszycie w wiadomościach przezwisko „Senza”, to wiedzcie, że Wasza córka dokonała czegoś wielkiego
* * *
Wszystko stało się w przeciągu sekund.
W jednej chwili świętowali kolejną udaną akcję. Rozmawiał z Ahmedem o tym, jak to Stolica Apostolska jest kompletnie rozdarta i nie jest w stanie się obronić przed ich atakami. Mieli pójść grać w karty z resztą.
W następnej on leżał w stercie gruzu, a dom dosłownie wyparował. Wszystkie łatwopalne elementy zapaliły się, a miejsce tajemniczego wybuchu zostało przykryte gęstym dymem.
Z wielkim trudem wyczołgał się spod cegieł. Jego nogi były zmiażdżone i prawie ich nie czuł, wiedział jednak, że jeżeli się stąd nie wydostanie, to miejsce stanie się też jego grobem.
Nagle zobaczył przed sobą ludzką sylwetkę. Przymknął oczy myśląc, że ma zwidy, a gdy je otworzył, stała przed nim kobieta trzymająca w rękach M134 Minigun. Miała krótkie włosy w kolorze płomieni, krwistoczerwone oczy i ozdobioną kolcami maskę zakrywającą jej twarz. Doskonale czarne ubranie zakrywało jej nienaturalnie potężne ciało, zdolne do posługiwania się bronią stacjonarną, jakby to był pistolet maszynowy.
Czubkiem buta podważyła jego ramię i przewróciła na plecy. Patrzyła mu teraz prosto w oczy.
– Pamiętasz mnie? – powiedział do niego. – Małą dziewczynkę, która schowała się w szafie? – Nachyliła się w stronę jego twarzy. – Oczywiście, że nie. Wtedy byłabym martwa. Na twoje nieszczęście, ja cię doskonale pamiętam.
– Litości! – krzyknął. – Czy Bóg nie tego was nauczył?
Ona wycelowała w niego karabin i powiedziała:
– Senza pieta, senza perdono, senza esitazione.
Nacisnęła spust i oddała salwę w jego brzuch. Nie wiedział, jak długo strzelała, nie przeżył dość długo, by się przekonać. Zorientował się jednak, że jego śmierć w niczym jej nie przeszkodzi.
Added in 1 minute 34 seconds:
EDIT Zapomniałem wstawić kursywę w miejsce monologów wewnętrznych. Mój błąd. Jak coś będzie niejasne, może to być wina tego.
Ręce Serafina Cz. II
2Powtórzony „najwyższy minister”.Najwyższy minister publicznie zadeklarował, że nie ma zamiaru sprostać ich żądaniom.
– Stolica Apostolska ma taką nazwę dlatego, że jest polis chrześcijańskim – mówił najwyższy minister.
Jak na ministra, to niezbyt dyplomatyczny język.Jeżeli komuś to jednak nie pasuje,
Demagogia i to kiepska. Forma nie pasuje do wymiany zdań między mężem a żoną.Nasz świat wielokrotnie upadał i podnosił się. To właśnie dzięki temu jesteśmy w stanie zrozumieć, jak wielką wartością jest pokój i jak ważne jest to, żeby starać się o jego przetrwanie. Musimy pokładać naszą wiarę w Bogu, który jako jedyny może otworzyć im oczy na to, co czynią.
Powtórzone „jej”. Z drugiego można zrezygnować.Uśmiech natychmiast znikł z jej twarzy. Te słowa nigdy nie oznaczały niczego dobrego. Próbowała sobie przypomnieć, co takiego zrobiła, co mogłoby ją narazić, gdy rodzice rozwiali jej wątpliwości:
„obrócił się – obróciła się”: powtórzenie.Na pewno przyjmą cię tam na studia – obrócił się i spojrzał na nią. – Chciałbym tam pojechać z tobą.
Obróciła się w jego stronę i spojrzała mu w oczy.
„mu” do usunięcia.
Napisałbym: Nachylił się i pocałował.Nachylił się do niej i pocałował ją.
Ładne.U nich czas nie sięgał dalej niż chwila pocałunku, przestrzeń dalej niż ich własne ciała.
Dwa się w jednym, krótkim zdaniu.Z trudem podniosła się i, dusząc pyłem, próbowała zorientować się, co się stało.
Zobaczyła wchodzących do środka ludzi.
Wchodzących? Grzecznie i spokojnie? Może: wpadających?
A ogólnie, w całej tej scenie to więcej dramatyzmu by się przydało. Szczególnie tutaj:
Przy którymś z ciał przewrócił się jej żołądek. Nie była w stanie od razu powiedzieć nazwiska. W końcu jednak zmusiła się do tego:
Boris Milani.
Poszli? Spacerkiem?Kilkanaście minut później, gdy napastnicy poszli do dalszej części szkoły,
...aż zabrakło jej tchu..Gdy tylko znalazła się poza budynkiem, zaczęła biec z całych sił, aż nie zabrakło jej tchu i nie znalazła się dość daleko, by nie być w stanie dojrzeć szkoły.
Powtórzone „znalazła się”.
W tym kontekście „Ty” chyba dużą literą.A gdzie ty byłeś, gdy oni cię potrzebowali?!
„się”Nigdy nie spodziewała się, że znajdzie się w Inferno, a już na pewno nie z własnej woli. Nigdy nie myślała, że zacznie intensywnie ćwiczyć oraz uczyć się strzelać.
Poświeciłbym kilka zdań wewnętrznej przemianie, która się w niej dokonała. Zbyt gwałtowny przeskok.Nigdy by nie uwierzyła, gdyby ktoś jej powiedział, że z własnej woli dołączy do organizacji uważaną za terrorystyczną i heretycką na całym świecie.
Może warto coś napisać na temat Inferno – czym było, dlaczego było, skąd się wzięło etc.Inferno było tak okropne, jak sobie wyobrażała, być może nawet bardziej.
Natychmiast wyłączyła czołówkę i możliwie cicho wróciła po śladach.
Czym jest czołówka? (chyba, że wcześniej było to wyjaśnione, ale nie pamiętam)
Oświetlając sobie drogę czołówką, szła w kierunku jednego z wielu miejsc, które znalazła po kilku miesiącach przeglądania Deep Webu.Oświetlając sobie drogę czołówką szła w kierunku jednego z wielu miejsc, które znalazła po kilku miesiącach przeglądania Deep Webu.
Niedawno nie miała pojęcia o użyciu broni, a i charakter był inny. Brakuje tu czegoś. Kolejny przeskok. (z listu do rodziców można domniemywać, że uciekły trzy lata, ale jest to tylko napomknięcie)Szybkim ruchem wyjęła sztylet i wbiła mu w splot słoneczny.
Powtórzone („go”; dalej też będzie). Tutaj z drugiego można zrezygnować.Dina wyszarpnęła sztylet i schowała go do pochwy, a następnie chwyciła rozprutego przeciwnika, zrzuciła go z powalonego, chwyciła go za szyję i ciągnąc wyłącznie za nią pchnęła go na ścianę i podniosła z podłogi.
„Osoba” absolutnie nie pasuje. Napisałbym: Krztusząc się, próbował bezskutecznie nabrać powietrza.Osoba przed nią krztusiła się, próbując bezskutecznie nabrać powietrza.
Słowami chwyciła go za głowę?Tymi słowami chwyciła go za głowę od tyłu i silnym ruchem skręciła mu kark.
Napisałbym: Spojrzawszy na zwłoki, przeżegnała się i westchnęła:Dina spojrzała na ich zwłoki, po czym przeżegnała się i powiedziała:
Nie napotkała już nikogo...Nie napotkała już żadnego człowieka do momentu dotarcia do celu.
I skąd wiedziała, że akurat ten obiekt jest celem? Zdaje się, że szukała na ślepo.
Przydałby się jego poszerzony opis.Drzwi otworzyły się i stanął w nich dobrze zbudowany mężczyzna w wieku mniej więcej trzydziestu lat.
Gdy skończyła, nawet nie zorientowała się, że szlocha, a mężczyzna obejmuje ją i głaska po plecach.Gdy skończyła, nawet nie zorientowała się, jak szlocha, a mężczyzna obejmuje ją i głaska po plecach.
„wielką wojnę”były fragmenty, które zinterpretowała jako wielka wojna między wszystkimi ludźmi na ziemi, przeplatane słowami Boga, że stracił władzę nad Ziemią;
„związanymi – związaną”.Dwóch ludzi wciągnęło do środka wychudzonego, poranionego mężczyznę ze związanymi rękami zawiązaną pętlą na szyi.
Lepiej zabrzmi: Spojrzała na trójkę nowych chrześcijan stojących za nią.Spojrzała na trójkę nowych chrześcijan za nią.
„ją” albo „jej” do usunięcia.Z kieszeni kurtki wyjął niewielką książeczkę i wcisnął ją w jej dłoń na miejsce pistoletu.
Brakuje jakiegoś przejścia, opisu jej psychicznego stanu, wrażeń, refleksji, może wątpliwości. Zabiła jeńca dwunastoma strzałami i siada spokojnie, aby sobie poczytać książeczkę.Była napisana bardzo biblijnym językiem, z charakterystycznymi patetycznymi zwrotami oraz bogatymi przenośniami, które nadawały jej z jednej strony mętność, z drugiej uniwersalność.
„odnieść”? Może raczej zrozumieć.Czytając, starała się odnieść, o czym może ona tak naprawdę opowiadać; jaka była przyczyna i cel jej powstania.
wielokrotnie pojawiało się słowo „Wysłani”, używane wobec tajemniczych zastępów diabła,wielokrotnie pojawiało się słowo „Wysłani” używane wobec tajemniczych zastępów diabła,
Konsekwentnie: w Jego Imię.wreszcie pod koniec Bóg ujrzał ludzi zebranych w jego imię, prawdopodobnie Nowych Chrześcijan i ucieszył się na ten widok.
Powtórzone „jej”.Jej włosy stały się krótsze i dużo wygodniejsze do noszenia w czasie ćwiczeń. Jej oczy były obecnie suche i czerwone od brudnej atmosfery,
Włosy do noszenia?
Za dużo „się”.Wejdź do wody i zanurz się.
Posłuchała jego polecenia. Tak, jak się podziewała, musiała niemal przyklęknąć, by zanurzyć głowę.
Niespodziewanie, gdy próbowała się wynurzyć, „kapłan” chwycił ją za głowę i przytrzymał pod taflą wody. Wiedziała, że zaraz zabraknie jej powietrza, zaczęła się więc szarpać. Mężczyzna miał jednak zadziwiająco silny chwyt i nie była wstanie się z niego wyzwolić. Wyciągnęła ręce do góry, próbując go wciągnąć do basenu, albo przynajmniej podrapać, ale to nic nie dawało.
Znowu poczuła się bardzo słabo.
Trzy razy „jej”.Gdy wypuściła powietrze i woda zaczęła napływać jej do płuc, mężczyzna błyskawicznie wyciągnął jej głowę z wody, po czym pomógł jej oprzeć się o brzeg.
Dwa razy „jej” plus „niej”.Spojrzała na jego ręce. Były całe zakrwawione od jej zadrapań. Chwycił leżący obok niego ręcznik, podszedł do niej i podał jej rękę.
Nigdy nie wyszedłem z chrztu tak okaleczony – odpowiedział. – Ale to i tak nic w porównaniu z prawdziwą walką.Nigdy nie wyszedłem z chrztu tak okaleczony – odpowiedział – Ale to i tak nic w porównaniu z prawdziwą walką.
Kropka na końcu.PS. Jeżeli kiedyś usłyszycie w wiadomościach przezwisko „Senza”, to wiedzcie, że Wasza córka dokonała czegoś wielkiego
Oba „jej” - niepotrzebne.Miała krótkie włosy w kolorze płomieni, krwistoczerwone oczy i ozdobioną kolcami maskę zakrywającą jej twarz. Doskonale czarne ubranie zakrywało jej nienaturalnie potężne ciało, zdolne do posługiwania się bronią stacjonarną, jakby to był pistolet maszynowy.
„powiedziała”Pamiętasz mnie? – powiedział do niego. – Małą dziewczynkę, która schowała się w szafie?
Napisałbym: Wycelowawszy karabin, rzuciła:Ona wycelowała w niego karabin i powiedziała:
Powtórzone „długo”. Może: Nie wiedział, jak długo strzelała, zabrakło czasu, by się przekonać.Nie wiedział, jak długo strzelała, nie przeżył dość długo, by się przekonać.
Bez wątpienia ta część przedstawia się lepiej niż poprzednia. Czyta się dobrze, z zainteresowaniem, trzyma w napięciu, ale wprowadzenie pewnych poprawek i uzupełnień jest jednak konieczne. Za dużo zaimków, trochę powtórzeń, jednak szczególnie rażą luki w tekście i brak dramatyzmu w ekstremalnych sytuacjach. Brakuje również powiązania niektórych wydarzeń i przedstawienia mechanizmów przemiany, jaka dokonała się w bohaterce.