"Piąte wyjście" ciąg dalszy...

1
Jest to kontynuacja wcześniejszego opowiadania (jak w tytule), które już znalazło swoje miejsce w innym dziale. Dalsza część jest z mozołem tworzona...



II

Obudził mnie nadjeżdżający pociąg. Odruchowo zakląłem w myślach, usta, nie wiedzieć czemu, odmówiły posłuszeństwa, i ruszyłem głową w stronę pojazdu. Od razu tego pożałowałem - przez ciało, od skroni w dół, przeszyła mnie strzała koszmarnego bólu, nawet zwykłe mrugnięcie powiekami przysparzało mi piekielnych cierpień. Już samo myślenie było ledwie znośną katorgą.

Dopiero po kilku chwilach zdałem sobie sprawę z czegoś dziwnego, odgłos pociągu płynął wciąż na takim samym poziomie mocy, ani mniejszym, ani większym. W momencie przyszło też kolejne uświadomienie, ten pociąg, to przecież fikcja, pierwsze wrażenie po przebudzeniu, prawdziwa jest tylko cholerna migrena. Dobrze przynajmniej, że do oddychania nie musiałem myśleć, organizm automatycznie wiedział, czego potrzebuje, a od rozklejania rzeczywistości od złudzeń ból stawał się tylko większy. źródło pochodzenia mych mąk leżało daleko poza granicą mego pojmowania. Jedno jednak śmiało mogłem wyeliminować, na pewno wczoraj nie piłem, w pamięci powinny mi zostać…

- Khuurrrfaaa – bardziej charknąłem niż mruknąłem, gdy doszło do mnie coś przerażającego. Gdyby nie ból, pewnie nawet bym się podniósł z wrażenia.

Przecież ja naprawdę nic nie pamiętam, nie tylko z ostatnich godzin, ale z całego życia.

Szybko i chyba odruchowo, bo nawet o tym nie pomyślałem, stworzyłem w głowie obraz wielkiej machiny, mającej wydobyć z zapomnienia obrazy przeszłości. Oczami wyobraźni widziałem, jak pracuje, kopie głęboko swymi łyżkami, a jednak nie odnosi sukcesu. W umyśle wciąż miałem czarną dziurę niepamięci, co było upierdliwe, najłagodniej rzecz ujmując. Nie wiedziałem kim jestem, nie wiedziałem ile mam lat, jak wyglądam, co robiłem w życiu. Gdzie jestem i dlaczego akurat tu? Nie mam pojęcia nawet, dlaczego stworzyłem wizję gigantycznej koparki do przywoływania wspomnień, wiedziałem do czego służy, ale dlaczego ona? Czy zawsze tak robiłem, gdy o czymś zapominałem?

Przemogłem ból i otworzyłem oczy. Coś niesamowitego, nagle poczułem się, jakbym przez kilku tygodni żył w ciemności i nieoczekiwanie wyszedł na piękny teren, a co najważniejsze, jasność wcale nie kłuła mych źrenic. Piękno otoczenia zwyczajnie powaliło zmysły, niczym narkotyk odegnało cierpienie. Ponad głową wesoło szemrały gałęzie olbrzymich drzew, wokół rosły gęste krzewy, ja sam znajdowałem się na niewielkiej polance. Miałem wrażenie, że unoszę się na różowej chmurce, było mi zwyczajnie błogo, czyżbym był poetą, że tak wszystko odbieram?

Upojenie krajobrazem minęło, uczucie bycia wrażliwą duszą również w chwili, gdy uznałem, że stosownie będzie sobie ulżyć i odpowiednio zakląć. Jednakże usta tkwiły w żelaznym uścisku bólu, a i zeschnięte wargi ledwie dawały się otwierać.

- O, widzę, że się ocknąłeś – usłyszałem głos za sobą. – To dobrze, już zaczynałem się martwić. Lekarz, którego tu przyprowadziłem przepisał ci właściwe lekarstwa, powiedział, jak się opiekować i... ekhm, że tak powiem, odszedł. Zacząłem jednak obawiać się, że będę musiał ponownie jakiegoś tu sprowadzić. – To był zdecydowanie mężczyzna, z kobietą o takim głosie wolałbym nie mieć styczności, zachrypnięty, twardy, majestatyczny i spokojny. – Wiesz, irytuję się, gdy do tego samego zadania muszę podchodzić dwa razy... – odszedł, a jego głos stał się bardziej rozrzucony.

Znów zostałem sam. Zestaw podstawowych pytań o własne położenie miałem identyczny, co kilka chwil temu. Postać, która tak samo nagle zniknęła, co się pojawiła, nie pomogła mi w rozwikłaniu ani jednej zagadki. Po paru minutach od przebudzenia dostrzegłem drugie żywe stworzenie, malutkiego ptaszka na gałęzi. Usiadł i krzywił łebek, patrząc na mnie.

- Wybacz, że cię tak zostawiłem, ale musiałem iść po lekarstwa i wszystko przyrządzić. – Ptaszek uleciał, jak ta zjawa ze snu, w jego miejsce pojawiła się postać. Od razu uderzyło mnie zaskakujące pytanie, czy przy mojej osobie może być tylko jedna żywa istota? A jeśli tak, to co z drzewami? Czyż drzewa nie są żywe? Kurwa no, czyli jestem filozofem? Wcale się tak nie czuję. – Dobrze, że możemy odstawić tamte świństwa, jeszcze kilka dni byś na nich przejechał, a straciłbyś zupełnie pamięć... – mężczyzna urwał, stanął z tyłu nade mną. – Nie martw się, te problemy szybko miną, jutro rano powinieneś wszystko sobie przypomnieć. Musiałem szprycować cię zarówno lekarstwami, jak i narkotykami. Takie połączenie nie mogło nie zostawić śladów, na twojej psychice... – Chciałem spojrzeć na niego, ale odchylenie głowy było absolutnie niemożliwe. – Och, spokojnie, to wszystko minie. Jesteś już przytomny, a to oznacza, że organizm stał się silniejszy, co z kolei oznacza, że można odstawić narkotyki. Teraz będziesz jechał tylko na lekach, zwyczajnych lekach.

Gdy mówił, zgadywałem, że się nie porusza, jego głos tkwił nieruchomo w przestrzeni, choć równie dobrze mogłem się mylić, moje zmysły wciąż były praktycznie martwe. Milkł, gdy zabierał się za jakieś czynności. Nie wiedziałem, czy ma słabą podzielność uwagi, czy też nie lubi rozmawiać przy pracy. Prawdopodobnie raczej to drugie, w końcu, jak uważa, utrzymywał mnie przy życiu jakiś czas, a z tym osoba mało inteligentna chyba by sobie nie poradziła.

Usłyszałem trzask łamanych gałęzi, po chwili szelest zwijanego papieru, a po kilkunastu sekundach szum ognia. To mnie od razu uspokoiło, chyba kocham ogień, skoro przyniósł mi takie ukojenie. Chyba... już nie mogę doczekać się jutra, jeśli naprawdę mam wtedy odzyskać pamięć.

- Nie pamiętasz, jak wywlokłem cię spod gruzów waszej bazy? – Nagle podjął rozmowę, odniosłem wrażenie, że na mnie patrzy.

- Yyy, nnnie... – mruknąłem niezdarnie, w skroniach od razu zabrzęczały mi podkowy, po żuchwie spłynął soczysty ból. Poczułem się, jakby ktoś w głowie rozrzucił mi miliony ton żelastwa.

- Cóż, nic nie mów, bo to jedynie przysporzy ci cierpienia, słuchaj, a to, co usłyszysz, staraj się zaakceptować. Jutro, kiedy odzyskasz pełną pamięć, wszystko sobie poukładasz i puzzle będą do siebie pasowały – mówił na wyraz spokojnie, jakby był pewien mojego wyzdrowienia, przeciwnie do mnie.

Usłyszałem chrzęst wyciąganego ostrza z pochwy, musiało być naprawdę długie i grube. Po chwili doszedł mnie mlask odcinanego mięsa i skwierczenie tłuszczu nad ogniem. Leżałem unieruchomiony, nie mogłem nic innego zrobić, poza słuchaniem.

- Na imię mam Alek i jestem... hmmmmm, jakby to ująć, sztucznym połączeniem twojej rasy i Człowieka, niestety, nieudaną zabawką genetyków ludzkich, którym zachciało się bawić w Stwórcę, kimkolwiek by nie był... Nie ruszaj się, wiem, że to brzmi dziwacznie, ale na razie słuchaj uważnie, jutro wszystko zrozumiesz, uwierz mi, jutro będziesz na to inaczej patrzył.

Promienie słoneczne powoli uciekały spomiędzy gałęzi, świat stawał cię coraz ciemniejszy. Nawet nie zauważyłem, kiedy minęło popołudnie, kiedy nastał wieczór. Czułem zapach pieczeni i z jednej strony pragnąłem jej spróbować, ale z drugiej wiedziałem, że nie dam rady mocniej ścisnąć szczęk, by urwać jakieś kęsy. Nie miałem pojęcia, czym się odżywiam, skoro zwykłe jedzenie jest poza moim zasięgiem, a żadne rurki z płynami nie wychodzą mi z ciała.

2
Odruchowo zakląłem w myślach, usta, nie wiedzieć czemu, odmówiły posłuszeństwa, i ruszyłem głową w stronę pojazdu.
Usta...?

Hmm, usta nie mają wiele do rzeczy. Raczej martwiłbym się strunami głosowymi ^^

Ruszać głową... Khm? To brzmi co najmniej głupio. Nie wiem czemu, ale w myślach mam obraz gościa wbijającego głowę w piach i podciągającego się na tejże głowie do przodu...


Od razu tego pożałowałem - przez ciało, od skroni w dół, przeszyła mnie strzała koszmarnego bólu, nawet zwykłe mrugnięcie powiekami przysparzało mi piekielnych cierpień.
Z czymś takim ten gość powinien tam leżeć. I nie myśleć. Narracja pierwszoosobowa... Wiesz, że trudno przy takim bólu myśleć? Cokolwiek robić. Chłopie, oczy łzawią, wszystko boli... Gość powinien popaść w obłęd, tak mniej więcej ^^


Dopiero po kilku chwilach zdałem sobie sprawę z czegoś dziwnego, odgłos pociągu płynął wciąż na takim samym poziomie mocy, ani mniejszym, ani większym.
Aha. Facet, który znosi katusze, jakby go rozrywali na kawałki, zdaje sobie sprawę, że PłYNąCY odgłos pociągu jest na tym samym poziomie mocy... No, świetny człowiek.


Dopiero po kilku chwilach zdałem sobie sprawę z czegoś dziwnego, odgłos pociągu płynął wciąż na takim samym poziomie mocy, ani mniejszym, ani większym. W momencie przyszło też kolejne uświadomienie, ten pociąg, to przecież fikcja, pierwsze wrażenie po przebudzeniu, prawdziwa jest tylko cholerna migrena.
Pociąg, pociąg... Ej, gość nadal myśli? I to "uświadomienie" raczej tu nie pasuje...

I migrena nie powoduje bólu przy myśleniu i zamykaniu oczu. I wizji pociągów też nie. Naprawdę.


źródło pochodzenia mych mąk leżało daleko poza granicą mego pojmowania.
Myślałem, że to migrena. Tak, migrena to źródło jego mąk. Jestem boski. Sam to zauważyłem.

Ale źródła migreny nie znam...



- Khuurrrfaaa – bardziej charknąłem niż mruknąłem, gdy doszło do mnie coś przerażającego.
Przed chwilą nie mógł zakląć...


Przemogłem ból i otworzyłem oczy.
Hm? Przed chwilą była mowa o bolesnym mruganiu, a żeby mrugać, trzeba mieć otwarte oczy. Ty mi piszesz, że on je dopiero teraz otwiera...?


To był zdecydowanie mężczyzna, z kobietą o takim głosie wolałbym nie mieć styczności, zachrypnięty, twardy, majestatyczny i spokojny.
Przeczytaj to zdanie. Tak. Jeszcze raz.

A teraz powiedz mi, co znaczy "zachrypnięty mężczyzna"?





Dobra. Tekst...? O niczym? Za krótki. Czasem budujesz za długie zdania, które można bez problemu rozdzielić na dwa. Styl całkiem w porządku. Tylko dialogi tak jakoś niewyraźnie zaznaczone.

Dziękuję.
Are you man enough to hold the gun?

3
Bez porówniania z częścią pierwszą. żadnej akcji, żadnego polotu. Mogłeś napisać więcej i wtedy wrzucić. Tutaj nawet nie wiem co mam ocenić, chyba tylko styl, który dalej jest całkiem dobry. Czekam na części następne.



Pozdrawiam,

Hansu
Bliscy sąsiedzi rzadko bywają przyjaciółmi.





Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.

4
Oka, wiem już, co zmieniać;) przynajmniej mniej więcej, bo w pewnych punktach bym się z Tobą, Testudos, nie zgodził, ale to kwestia gustów wszystko.

Rzeczywiście Hansu, zero akcji, ale takie było założenie, a tekst wrzuciłem tak krótki, ponieważ następna część jest o wiele dłuższa i o zupełnie czym, albo lepiej, kim innym aniżeli do tej pory i chciałem to jakoś zaznaczyć.

Przeczytacie, zobaczycie :)

5
No to czekamy ;-)
Bliscy sąsiedzi rzadko bywają przyjaciółmi.





Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.

6
Przeczytałem.

Tylko dlatego, że jest to kontynuacja większej całości nie będę się czepiał treści.

Styl całkiem w porządku, choć jak wspomniano niektóre zdania można rozbić na mniejsze.

Dialogi pozostawiają wiele do życzenia. Są jakieś takie mało dialogowate. W zasadzie słabo czuć, że to dialogi. Powinieneś to zmienić.

Musze jednak przyznać, że ten skrawek nieco mnie zaciekawił. Poważnie zastanawiam się nad przeczytaniem poprzednich fragmentów.



Pozdrawiam i zachęcam do pracy.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)

7
W momencie przyszło też kolejne uświadomienie
w jakim momencie?


odszedł, a jego głos stał się bardziej rozrzucony.
co to jest rozrzucony głos?



Moje wrażenia... cóż, ogólnie jest w porządku. Masz drobne problemy przy dłuższych zdaniach; poza tym, jak już wspomniano: dialogi. Rozmowa przedstawiona przez ciebie jest naprawdę bardzo naciągana. Stylistycznie ok, choć w niektórych miejscach wypadałoby skrócić zdania aby usprawnić przekaz.



pozdrawiam
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron