Calanis (SF - fragment opowiadania)

16

Latest post of the previous page:

MargotNoir pisze: związany z Arktyką/biegunem północnym
Skoro teoretyzujemy, uprawdopodobniamy: podczas kolonizacji nowych lądów odkrywcy/osadnicy nadawali wielu miejscom dobrze znane nazwy ze swoich krajów. To samo może się zdarzyć na nowo odkrytych planetach. Jest zimny obszar - nazwijmy go po swojsku Arktyką. Kto zabroni... To kwestia wyobraźni.
MargotNoir pisze: Co do katany: nadal uważam, że to niepotrzebne przekombinowanie.
Ja tak nie uważam. Przekombinowaniem byłoby dokładne opisywanie narzędzia z podgrzewanym ostrzem do wycinania bloków w śniegu, że miał takie a takie ostrze, taki uchwyt, taką temperature i długość. Po co taki wykład. Słowo katana obrazuje co mniej więcej miał do dyspozycji. Nie ma tutaj żadnej fascynacji mieczem ze wschodu. Nie walczy nim, nie wywija. Jeśli ktoś ma uczulenie na słowo katana w tekście (użyte zdaje się tylko raz), to już trudno. A tego typu narzędzia (chodzi o generalną zasadę) są zresztą dostępne w przysłowiowym sklepie na rogu. I nie mają ząbkowanego ostrza tylko zwykłe (idioci nie wpadli na to). https://allegro.pl/listing?string=n%C3% ... u-1-0-1127
I nie trzeba podcinać, żeby lewitował. Żeby przewrócić duże drzewo bez wielkich maszyn nie trzeba go podpiłować czy podcinać siekierą aż do lewitacji. Wystarczy do pewnego momentu. Fizyka i praktyka - bo głęboka wiedza teoretyczna podparta googlem czasem wiedzie na manowce. Nie musi coś być idealnie podcięte, żeby mozna to było "ruszyć" z podłoża, jeśli jest przymarzniete, przyklejone itp. To też kwestia wyobraźni.

Wiatr
Jest bardzo możliwe, że podchodząc do tego określenia z punktu widzenia składniowej, językowej, masz rację. Nie mam wykształcenia humanistycznego, nie będę polemizował. Pytanie, czy nie wolno tak pisać, bo to błąd językowy, czy tylko źle wygląda. Mając w pamięci informacje, że "Arktyczny wiatr targał nim podczas pracy" (na pewno wiesz jak silny musi być wiatr, żeby "targał" mężczyzną) wstawienie delikatnego nagle określenia "wiatr przybrał na sile" mnie osobiście nie pasuje, jest w sprzeczności z pierwszą informacją. Może po prostu mam za słabą wrażliwość językową (jeśli coś takiego istnieje).
MargotNoir pisze: dlaczego miałaby się chwalić, opowiadając o nim, skoro z każdym innym partnerem jest dokładnie tą samą osobą i potrafi to samo?
Tej argumentacji nie rozumiem. To jakby powiedzieć, że każda randka z każdym chłopakiem/mężczyzną jest u Ciebie zawsze taka sama, bo jesteś przecież dokładnie tą samą osobą. Poza tym założenie, że "ja nie, więc nikt inny na świecie na pewno też nie" jest naiwne.

Kwestia temperatury i użycia "i" w tym zdaniu. Bez szukania facepana. Czy zdażyło Ci się, że "poszłaś do łazienki i wzięłaś prysznic"? Albo że "zeszłaś w nocy do piwnicy i zapaliłaś światło" ? To znaczy jestem w stanie sobie wyobrazić, że mówisz komuś "no wiesz, poszłam do łazienki a następnie (tu opis czynności niezbędnych do przygotowania się do mycia pod prysznicem), po czym weszłam do kabiny prysznicowej (lub wanny) i wzięłam prysznic". Albo "zeszłam do piwnicy a następnie wolną ręką włączyłam światło". "Zeszłam do ciemnej piwnicy i zaraz potem włączyłam oświetlenie". Ciężko mi się do takiej narracji przekonać, może dlatego, że tak jak piszesz, używam bardzo prostego języka.
MargotNoir pisze: No to nie ma wyjścia, trzeba umieścić ten fragment po pierwszym akapicie, a nie po tym, w którym występują Belt i Alice :)
Nie oczekuj, że czytelnik będzie Ci czytał w myślach. I ok, nie twierdzę, że nie da się domyślić o jakich "onych" chodzi, ale po co mieszać, wybijać czytelnika z rytmu i irytować?
Dla jednych jasne, dla innych niejasne. Mówimy o nowym akapicie z nową informacją, w kolejnych zdaniach w tym akapicie są kolejne osoby. Ale może masz rację, nieraz już się przekonałem, że muszę pewne rzeczy bardziej wyoślić, ciężko mi jeszcze wyczuć jak bardzo.

Jąkania nie będę rozwijał, bo tutaj bardzo się różnimy. Może to kwestia doświadczeń życiowych, spotykania różnych ludzi w różnych miejscach. Choć jednak... Czy jakby Cię pozostawiono sam na sam z Hawkinsem (wiem, nie żyje) bez jego wsparcia technologicznego na kilka minut, to widząc, że nie umie się poprawnie wypowiedzieć i wygląda jak wygląda, to nazwała byś go ćwierćmózgiem? Niedorozwiniętym umysłowo? Naprawdę?? Tutaj dzieli nas przepaść nie do zasypania.

Tak czułem, że podsuwając na koniec jakąś podpowiedź, próbę zgrubnej standaryzacji opisywanej treści wywołam tylko uśmiech politowania i prychniesz na to z pogardą z wysoka. Trudno, bywa i tak.

MargotNoir - wytknęłaś mi bardzo słusznie wiele błędów, na pewno będę się ich wystrzegał w przyszłości. W kilku punktach mamy stanowiska odrębne i podejrzewam, że ich nie zmienimy. Cokolwiek mi odpiszesz (jeśli) nie będę już dalej odpowiadał w tym wątku bo to Cię skłoni do czytania a i tak poświęciłaś mi bardzo dużo czasu.

Jeszcze raz dziękuję.

Calanis (SF - fragment opowiadania)

17
Z góry przepraszam za chaotyczny komentarz, ale pisząc go doznałam kilku "olśnień". Cześć z nich opisałam na końcu, część znajduje się w zasadniczej części komentarza jako pewien na żywo spisywany obraz procesów myślowych, jakie towarzyszyły komentowaniu.
Miras pisze: Skoro teoretyzujemy, uprawdopodobniamy: podczas kolonizacji nowych lądów odkrywcy/osadnicy nadawali wielu miejscom dobrze znane nazwy ze swoich krajów. To samo może się zdarzyć na nowo odkrytych planetach. Jest zimny obszar - nazwijmy go po swojsku Arktyką. Kto zabroni... To kwestia wyobraźni
No dobra, niech będzie. Nazwali sobie nowy obszar Arktyką. OK, nie mam uwag.

Wypada jednak poinformować czytelnika, że piszesz o kolonizatorach obcych planet, którzy ten nowy obszar nazwali Arktyką i że pozwoliłeś sobie nadać słowu "arktyczny" takie znaczenie. Narrator trzecioosobowy - jeśli nie dasz do zrozumienia, że jest inaczej - mówi polszczyzną 21 wieku, a w niej "arktyczny" znaczy to, co znaczy dopóki nie dasz wyraźnie do zrozumienia, że w Twoim tekście znaczy coś innego.

Wieje arktyczny wiatr = postać jest na Ziemi, na półkuli Północnej, w Arktyce lub gdzieś blisko.

Taką informacją otwierasz tekst. Czytając to zdane czytelnik nie wie nic o kolonizacji ani powodach, dla których miałby podejrzewać Arktykę z tekstu o niebycie naszą ziemską Arktyką. Potem wrzucasz informację, że Belt jednak nie jest na Ziemi. Znów motasz, irytujesz, mylisz czytelnika, każesz mu najpierw wyobrazić sobie jedno, a potem coś innego. I po co? Tylko po to, by bronić swojego zdania?
Miras pisze: Przekombinowaniem byłoby dokładne opisywanie narzędzia z podgrzewanym ostrzem do wycinania bloków w śniegu, że miał takie a takie ostrze, taki uchwyt, taką temperature i długość. Po co taki wykład. Słowo katana obrazuje co mniej więcej miał do dyspozycji. Nie ma tutaj żadnej fascynacji mieczem ze wschodu. Nie walczy nim, nie wywija. Jeśli ktoś ma uczulenie na słowo katana w tekście (użyte zdaje się tylko raz), to już trudno. A tego typu narzędzia (chodzi o generalną zasadę) są zresztą dostępne w przysłowiowym sklepie na rogu. I nie mają ząbkowanego ostrza tylko zwykłe (idioci nie wpadli na to). https://allegro.pl/listing?string=n%C3% ... u-1-0-1127
I nie trzeba podcinać, żeby lewitował. Żeby przewrócić duże drzewo bez wielkich maszyn nie trzeba go podpiłować czy podcinać siekierą aż do lewitacji.
Po pierwsze - pod linkiem jest nóż do cięcia styropianu... Styropianu. Swoją drogą nie jest on podgrzewaną krótką kataną, więc nie wiem, co chciałeś tym linkiem udowodnić.

Po drugie - Belt nie wycina bloków styropianu ani zbitego śniegu tylko odcina zamarzniętą padlinę od zamarzniętego podłoża.

Po trzecie - drzewo jest pionowe. Faktycznie wystarczy podciąć i łatwo się przewraca, więc można sprytnie wykorzystać jego własny ciężar, by powiększał wycięcie. Padlina leży. Już się bardziej nie przewróci.

Chyba, że chcesz napisać, że podgrzewana krótka katana miała służyć do wycinania bloków śniegu, a Belt musiał jej awaryjnie użyć do odcinania padliny od zamarzniętej ziemi/lodu, bo nie wziął lepszego narzędzia wiedząc, że wyrusza wyłącznie po to, by szukać zamarzniętej padliny?
Miras pisze: Tej argumentacji nie rozumiem. To jakby powiedzieć, że każda randka z każdym chłopakiem/mężczyzną jest u Ciebie zawsze taka sama, bo jesteś przecież dokładnie tą samą osobą. Poza tym założenie, że "ja nie, więc nikt inny na świecie na pewno też nie" jest naiwne.
Jak przebiegniesz maraton, to chwalisz się (słowo-klucz to "się"), że przebiegłeś maraton, czy chwalisz się dobrą organizacją biegu/ładnymi widoczkami na trasie?
Nie twierdzę, że każdy seks jest taki sam. Twierdzę, że w każdym seksualnym spotkaniu danej osoby bierze udział właśnie ta osoba i że jest ona tożsama sama ze sobą. I jeśli chwali się, to chwali -->*się*<--. Prościej nie umiem.

Nie ma to nic wspólnego z moimi osobistymi zwyczajami. Zwiazek chwalenia się z chwaleniem się jest oczywisty i uniwersalny, a co do reszty kobiecych zwyczajów - wyraźnie napisałam, że nie chodzi o to, jak ja opowiadam o seksie a o to, że nie zdarzyło mi się nigdy spotkać z takim podejściem u żadnej kobiety, a to już jest jakaś tam sensowna próba. Niem udawaj, że nie rozumiesz. I ok, może są na świecie wyjątki, może są kobiety chwalące się cudzymi osiągnieciami w łóżku, ba, na pewno są, ale czy na pewno chesz, żeby jakiś poboczny i mało znaczący wątek w Twoim tekście opierał się na wyjątku, na czymś wymagającym wytłumaczenia?

Mam wrażenie, że w większości dobrze skonstruowanych tekstów, jakie do tej pory czytałam występował pewien "gradient dziwaczności" (oczywiście nie mówię tu o dziwaczności całego świata przedstawionego). To, co dotyczy głównego bohatera i głównego wątku jest zastanawiajace, świeże, pełne szczegółów, złożone, rodzi pytania, jak najbardziej powinny się ta znaleźć niespodziewane (co nie znaczy, że nieuzasadnione) i intrygujące zdarzenia, zachowania. Im dalej od głównego wątku, tym wszystko staje się mniej wyeksponowane i mniej wyjaśnione, a zatem autor, aby ułatwić czytelnikowi zrozumienie i wyobrażenie sobie sytuacji posługuje się stereotypami, oczywistymi związkami przyczynowo-skutkowymi, znanymi schematami, by nie motać tam, gdzie to motanie niczemu nie służy.

Zresztą to powyżej przyszło mi do głowy w związku z uwagą o wyjątkach i "nikt na świecie też nie", ale dotyczy większości tematów, jakie się przewijają w tej dyskusji.

Bronisz swojej ręki na czole zamiast zamienić "arktyczny" na "zimny/mroźny", "chwaliła się" na "opowiadała", "katanę" na "ostrze" (a wtedy czytelnik sam sobie wyobrazi takie, jakie jego zdaniem się nadaje do tej roboty) "podnosząc temperaturę" na "i podkręcił ogrzewanie".
Umiesz wyjaśnić (już nie mnie, ale sam sobie, we własnej głowie i własnym pisarskim sumieniu) w jaki sposób i dlaczego tekst stanie się gorszy, mniej Twój, mniej taki, jakim go chciałeś widzieć jeśli naprostujesz tych kilka sformułowań? Dlaczego wiatr za wszelką cenę musi być akurat arktyczny i żaden inny?
Ciekawe jak Frueauff wyobrażał sobie rozkawałkowanie takiej tuszy przy minus pięćdziesięciu stopniach i takim wietrze - myślał Belt pakując się godzinę później z reniferem do namiotu, podnosząc od razu temperaturę.
"Wszedł do łazienki i wziął prysznic" to nie jest gramatyczny ekwiwalent tego zdania. Znów: nie udawaj, że nie rozumiesz.

Spójrz:
"Ciekawe, która godzina i czy zdążę obejrzeć dziś wieczorem mecz?" myślał, wnosząc do łazienki brudne skarpetki, wypełniając całe pomieszczenie zapachem cytryny.

To jest gramatyczny i logiczny ekwiwalent Twojego zdania.

Co do Hawkinga: gdybym o nim nie słyszała i czytała tekst, w którym autor najpierw podaje całkiem sensowne myśli bohatera, a potem bez żadnych dodatkowych informacji o chorobie i niepełnosprawności Hawkinga opisuje spotkanie, na którym ten sam bohater zaczyna bełkotać, uznałabym, że autor nie potrafi stworzyć spójnej postaci.

Wybacz, Belt nie jest tak znany, jak Hawking. Nie mamy o nim żadnych informacji poza tymi, które podałeś, a te są sprzeczne. I naprawdę nie ma potrzeby szukać argumentów na własną moralną wyższość nad komentującym, bo nawet, gdybyś był świętym, a ja hitlerowcem, nie zmienłoby to faktu, że czytelnik ma do dyspozycji ten fragment tekstu, który wrzuciłeś i nie czyta Ci w myślach.

Zresztą pora chyba tutaj wyciągnąć dłoń na zgodę, bo bronisz się zaciekle i sięgając do chwytów poniżej pasa (np. udając, że nie rozumiesz, co napisałam tylko po to, by zarzucić mi, że napisałam coś głupiego). Naprawdę nie ma potrzeby.

Jak sam zauważyłeś moja ocena jest ostrożnie pozytywna. Bez problemu pogodziłeś się z krytyką tam, gdzie błędy językowe były ewidentne, ale droga do dobrego pisania to nie tylko poprawność gramatyczna.

Z tej całej dyskusji (arktyka, podnoszenie temperatury, jąkanie, może nawet to dotyczy padliny, bo teraz po uwagach o drzewie i nożu do styropianu zaczynam ostrożnie podejrzewać, że w Twojej głowie być może ten ren stoi w śniegu) wyłania się jeden bardzo konkretny problem.

Wyobraziłeś sobie coś - jakieś sceny i historie, gesty, sekwencje zdarzeń, otoczenie. Opisałeś je tak, jak umiałeś. Czytelnik sygnalizuje Ci, że zrozumiał je w jakiś tam sposób - inaczej, niż Ty to sobie wyobrażałeś.

No i teraz oczywiście nie można zakładać, że komentujący jest wyrocznią, bo każdy wkłada w tekst własne przekonania i wyobrażenia, ale w Twoim interesie jest spróbować się dowiedzieć, co tak naprawdę zaszło i skąd nieporozumienie.

Kwestię jąkania rzeczywiście rozwiązałeś sensownie - to nie jest całość tekstu, czytelnik nie wie, co się znajduje w pozostałych fragmentach, jego problem. OK. Tłumaczenie dla czytelnika nieprzyjemne, ale dla Ciebie jako autora wystarczajace. Nieporozumienie bierze się stąd, że nie zamieściłeś całości tekstu. Ty to wiesz, problem masz ogarnięty i rozwiązanie jest znane. Amen.

Renifer: z całej dyskusji wynika, że wyobrażamy sobie to odcinanie padliny jakoś fundamentalnie różnie. Twierdzisz, że wystarczy kruchy, cienki, gładki nożyk do styropianu/katana i że podczas odcinania ciężar renifera nie będzie naciskał na ostrze z góry (czyli od boku ostrza), bo renifer obali się jak drzewo. Zatem być może renifer zapadł się w śnieg i skonał na stojąco? Ale znów: Belt przesunął cialo, a nie przewrócił. A może wisi przymarzniety do skały na jakiejś stromiźnie? Nie mamy na ten temat żadnych informacji, ale kto wie?

Ja wyobrażałam sobie, że renifer leży na boku (mało zwierząt pada na stojąco, musiałby utknąć w jakiejś dziurze) i jest przymarzniety albo do ziemi, albo do firmu (raczej ziemi, bo był dość głęboko) i stąd moja uwaga, że do takiej roboty potrzebny jest tęgi i w miarę miętki Zerwikaptur, taki, który się nie złamie, gdy trafi na kamień albo zacznie go cisnąć połowa masy renifera.

Męczę ten fragment, bo to doskonały przykład. Nie dogadujemy się. Wina może leżeć po Twojej stronie, a może leżeć po mojej. Ty masz jednak nade mną tę przewagę, że wiesz, jak w historii miał leżeć/stać/wisieć renifer i od czego miał być odcinany. I masz też jedno zadanie wiecej: w Twoim interesie jest napisać tekst tak, by czytelnik zrozumiał z niego to, co chciałeś przekazać.

Skuteczne działanie w przypadku takich problemów wyobrażam sobie tak:

Krok 1: spytać, jak czytelnik wyobraża sobie, co się dzieje w danym fragmencie i upewnić się, że rozumiesz, na czym polega nieporozumienie oraz skąd się bierze.
Krok 2: zrobić rachunek sumienia: przywołać w głowie Twój obraz sytuacji, przeczytać fragment jeszcze raz i zaznaczyć w nim te sformułowania/informacje, które jednoznacznie wskazują, że sytuacja jest opisana tak, jak sobie ją wyobrażasz. Te, które czytelnikowi umknęły, których nie zrozumiał. Da się? Wszystko OK, piszesz dobrze, czytelnik nie umie czytać ze zrozumieniem. Nie da się? Trzeba zmienić opis.

Na pewno miałeś w szkole na polskim zadania z czytania ze zrozumieniem. Jeden punkt za znalezienie w tekście odpowiedzi na pytanie. Drugi za wskazanie, gdzie się ta odpowiedź znajduje i w jaki sposób wskazuje nam rozwiązanie. Wydaje mi się, że to sensowny sposób na wykrycie, czy nieporozumienie wynika z braku kompetencji autora, czy czytelnika.

Dalej mamy wchodzenie do namiotu: tu już gorzej, bo aż dwie osoby wróciły Ci uwagę, że coś ze zdaniem jest nie tak. Żadna z nich nie odczytała w pierwssym odruchu tego zdania tak, jak sobie wyobrażałeś. To już jest dość poważny sygnał, ale OK, nadal możesz zakładać, że obie nie umiemy czytać i nie znamy roli imiesłowów. Bronisz się stwierdzeniem, że to przecież oczywiste, że Belt podkręcił ogrzewanie, bo przecież w namiocie jest elektryczne ogrzewanie i czytelnik już o tym wie w momencie, gdy czyta o wejściu Belta do namiotu. Zakładam jeszcze, że nawet po kikukrotnym poszukiwaniu informacja o elektrycznym i dającym się regulować bezdotykowo ogrzewaniu mogła umknąć, Medei też. Ja przyznaję, że tematem zajmuję się głównie rano, przed kawą, a wtedy w mojej głowie dzieją się rzeczy.

Ad meritum: Jesteś w stanie wskazać w tekście poprzedzającym omawiany fragment zdanie, który wskazywałoby, że w namiocie Belta jest elektryczne ogrzewanie, które da się regulować niosąc martwego renifera? Znalazłam tylko informację o akumulatorach, a to za mało. Jeśli jest tam jeszcze coś i mi umknęło, to przepraszam.

I konkluzja: jeśli każesz czytelnikowi zgadywać, co masz w kieszeni i on nie zgadnie, to znaczy, że przegrałeś Ty, a nie on.

Calanis (SF - fragment opowiadania)

18
Już wystarczająco dużo było tu powiedziane, więc aż mi głupio, ale jeszcze dorzucę tu parę groszy. :ups:
Arktyczny wiatr targał nim
Tu nie będę się kłócić o znaczenie, wszyscy mamy już tego dosyć, ale przecież można to było bardziej wykorzystać (sorry, znów wracam do ważnego wg mnie problemu – braku wyraźniejszego określenia miejsca akcji na samym początku) i np.:
"Targał nim zimny wiatr, zupełnie jak w Arktyce, tylko że tu, na tej przeklętej planecie…. "
MargotNoir pisze:Przy okazji: nie zgadzam się, że należy wyjaśniać, po co jadł śmierdzące i gorzkie. Nie trzeba się znać na survivalu, wystarczy skończyć podstawówkę.
Racja, ta informacja nie jest konieczna. Ale dlaczegóż by nie? Bo tak jak tu jest, to to trochę wisi. A mi nie chodziło tylko o łopatologię, ale o możliwość. Można by przecież np.:
„Były gorzkie i śmierdzące, ale na pewno wciąż miały trochę witamin koniecznych do przetrwania w tych surowych warunkach. Zabrał co prawda pewien ich zapas z centrali ale ci wszystkowiedzący idioci dali mu ich tylko na kilka dni. Łaskawcy od siedmiu boleści. A on nie maił ochoty cierpieć na tak nieprzyjemną przypadłość jak szkorbut, więc korzystał z wszystkiego, co znalazł po drodze.”
Śliczna Alice o oczach łani kilka razy przechwalała się wśród dziewczyn jak wyglądają noce spędzane z Beltem.
Niestety muszę potwierdzić: dziewczyny się nie przechwalają, to faceci tak to sobie wyobrażają, że one to robią. Ale, jeżeli jesteśmy w głowie Belta, to wszystko jasne.
MargotNoir pisze:Co do jąkania: samo jąkanie faktycznie o niczym nie świadczy, ale to, że Belt nie potrafi sklecić zdania już tak. Może po prostu błędem było przytulanie narratora tak blisko do postaci, przez co czytelnik naturalnie zaklada, że część zdań (zwłaszcza komentarze) to właśnie myśli Belta, a zatem naturalnie uznaje go za co najmniej przeciętnie inteligentnego człowieka (czy tam nie czlowieka, nieważne). Na zebraniu natomiast widzi ćwierćmózga i dodatkowo dostaje komentarz, że z Beltem faktycznie jest coś nie tak, skoro inni sądzą, że nie umie on liczyć.
Z tym się akurat zgadzam, trzeba zwracać uwagę na takie niuanse i że informacje wyglądają na co nieco sprzeczne. Ale jednak (wybacz MargotNoir :pray: ), ja tego tak nie widzę. Można być przecież inteligentnym a wyglądać, być odbieranym przez innych jak idiota. Jak np. wysoko inteligentne dzieci które były gnębione w szkole i przez rodziców, i nauczyły się, że lepiej się nie odzywać. Podobnie osoby z pewnym zakresem autyzmu. Geniusze, ale w stosunkach społecznych kompletna klapa. Ja tu widzę odludka, który miał złe doświadczenia z ludźmi, więc gardzi nimi i milczy. A gdy już musi się odezwać to ma z tym problem. Może zresztą wyuczony? Może to nawet jego kamuflaż? (pytanie retoryczne postawione na podstawie tylko tej części opowiadania). A poza tym, m.i.n dzięki właśnie tej sprzeczności go polubiłam, bo jest „dziwny”.

I tak na marginesie poprzedniej uwagi:
- I żeby nas uratować – dołączyła Alice patrząc błagalnie na niego swoimi wielkimi brązowymi oczami. – Uratuj nas, Belt.
To też jest ciekawe. Lata 50te się kłaniają i słodkie idiotki wieszające się na (umięśnionych) ramionach bohaterskich bohaterów z błaganiem, żeby je, te słabe i kruche istotki, uratować, bo same są na to za słabe i za kruche. Uff.
Ale znów, czy jest to prawdziwa wypowiedź czy jej wyobrażenie przez Belta? Wygląda na to drugie, to jest do niego podobne. Jednak, może też być prawdziwą wypowiedzią zblazowanej Alice która właśnie tak, infantylnie, odzywa się do Belta. Ciekawe. (i czy o tym pomyślałeś kiedy to pisałeś?? :D ) Oj, a może ja tu za dużo interpretuję?? :shock:
Dream dancer

Calanis (SF - fragment opowiadania)

19
Nie będę się mądrował, ponieważ żaden ze mnie ekspert od literek.
Ale ważne, że przeczytałem z zainteresowaniem.
Dwie uwagi jednak mam - pierwsza: za krótko. Na podstawie tego fragmentu nie potrafię być zauroczony, ale również nie zostałem zniechęcony. Chciałbym więcej.
Uwaga druga: historyjki piszemy zawsze z jakiegoś powodu. W tym fragmencie go nie dostrzegłem. Nie wiem po prostu dokąd Pan Panie Miras zmierzasz.

A, że fantastyka... Dla mnie może być wszystko. Byle chciało się to Komuś pisać, a innemu czytać.
Nie pękaj na literki krytyki.
Czekam na więcej.

Zdrówek
Wiem, że oni nigdy tego nie zrozumieją, ale pod moją maską sarkazmu wspomnienia żyją.

Calanis (SF - fragment opowiadania)

20
Quincunx pisze: Nie pękaj na literki krytyki.
Och, daleko mi do upadku. Krytyka mnie tylko wzmacnia i rozwija, przecież przy każdym tekście właśnie o takie smaganie proszę. Dzięki za słowa otuchy.
Medea33 pisze: słodkie idiotki wieszające się na (umięśnionych)
Zdanie Alice wynikało z jej postrzegania Belta - jaką jąkającego się, niezbyt rozgarniętego choć dobrze zbudowanego gościa, i dlatego uważała, że w ten sposób do niego najlepiej dotrze z przekazem. Trafiłaś tutaj w dziesiątkę z tą oceną.
Ale chyba miałem zaraz na początku napisać, że Belt miał trochę zdeformowaną twarz, różną od ludzkiej skórę, był większy od innych, a głębokie jąkanie było kamuflażem, bo ludzie się go bali (choć jako dziecko się naprawdę jąkał). Gdzieś tam w tekście napisałem jego rozmyślania, że może to był błąd, to podtrzymywanie jąkania. Tak zbudowałem postać Belta. Pewne rzeczy były odkryte w załączonym tekście, część pod koniec. Zostało to poddane weryfikacji, może źle to napisałem, może powiedzenie "mądrej głowie dość dwie słowie" nie zawsze działa.

Arktyka - ok, macie rację, nie ma sensu tego ciągnąć. Przesadziłem z kombinowaniem i zaskakiwaniem czytelnika, niepotrzebnie się broniłem.

I jeszcze generalnie - o przechwalaniu się. Akcja nie dzieje się tu i teraz w naszym kraju. Opieranie się na własnych obserwacjach, że tu teraz jest tak a tak, więc za kilkaset lat, na innej planecie, bohaterki (może kilkunastoletnie), prawdopodobnie bez polskiego pochodzenia, też na pewno się nie będą przechwalać jest może dla wielu właściwe, ale ja mam inne zdanie. Dopuszczam w świecie s-f więcej różnorodnych zachowań. To absolutnie nie wynika z moich poglądów. Tak wymyśliłem postacie w tym opowiadaniu. Równie dobrze można się przyczepić, że napisałem jak ktoś lał grubym kablem dziecko w klasie. Też nie uważam, że to jest norma i tak ma być. Nie rozumiem więc tej projekcji i nie zgadzam się z nią. Wiele lat temu nie do pomyślenia było dla dziewczyn/kobiet, żeby w naszej telewizji publicznej były reklamy podpasek. Nasze babcie czy prababcie nie wyobrażały sobie, żeby w telewizji były filmy pornograficzne - no która dałaby się sfilmować w takim momencie. Też pewnie zaciekle mówiły, że nie, to niemożliwe (no bo one nie...), to jakieś wydumane opinie ograniczonych facetów.

Medea33 - bardzo dziękuję za przeczytanie tekstu i Twoje komentarze, przeczytałem z uwagą.
MargotNoir pisze: teraz po uwagach o drzewie i nożu do styropianu zaczynam ostrożnie podejrzewać, że w Twojej głowie być może ten ren stoi w śniegu i wyłania się jeden bardzo konkretny problem.
W przypadku temperatury i renifera mój problem polega na tym, że założyłem, że wszyscy czytelnicy mają jakiś zmysł techniczny. O ile w kwestii temperatury błąd wynika jeszcze z mało dokładnego opisu czynności (wraca jak bumerang moja tendencja do niewyoślania pewnych rzeczy), czy bardziej z konstrukcji zdania, i mogłem to zrobić lepiej (choć według mnie dwie jaskółki nie czynią wiosny), to w kwestii podgrzewanego ostrza do zmrożonego śniegu jestem pewien, że mam rację. Nie mamy teraz śniegu w Polsce i ciążko zrobić eksperyment, ale litości, czy tak ciężko sobie wyobrazić jak rozgrzane metalowe ostrze wchodzi w śnieg? Naprawdę proponuję przy najbliższym opadzie maksymalnie rozgrzać żelazko i przyłożyć do śniegu i zobaczyć co się stanie. Zapewniam, że żelazko nie musi mieć ząbkowanego ostrza. Wrzuciłem link do elektrycznego noża, żeby ktoś, komu ciążko coś takiego sobie wyobrazić miał większe szanse. Takie noże służą też to cięcia innych tworzyw sztucznych. I teraz pytanie - co się łatwiej i szybciej stopi pod takim rozgrzanym ostrzem - polistyren, pvc, czy jednak śnieg? Przecież napisałem przy linku, że chodzi o zasadę działania. Czepianie się i wyśmiewanie z tego, że to urządzenie jest do cięcia styropianu a nie śniegu jest jakąś rozpaczliwą próbą obrony.
Teraz o ułożeniu renifera. Renifery, jak mam nadzieję wiadomo, są przystosowane do życia w niskich temperaturach. Logiczne jest, że przez jakiś czas wytrzymały to silne ochłodzenie i opady śniegu. Chodziły po śniegu, coraz głębszym, i w końcu padały. Bokiem (choć wyśmiewana przez Ciebie śmierć w pozycji pionowej jest jak najbardziej możliwa, gdy nogi zapadają się aż po brzuch i nie da rady ich wyciągnąć, to tak zostają, podobnie zwierzęta mogą utknąć w mulistym brzegu rzeki, poszukaj w internecie filmów z akcji ratowania takich uwięzionych zwierząt). Jeśli zwierze leży na śniegu na boku i tak umiera, to nie trzeba ciąć przy samej skórze, obrysowując idealnie sylwetkę. Nie wiem skąd taki szalony pomysł . Można ciąć pięć, dziesięć, dwadzieścia centymetrów pod nim. Cięcie w śniegu pod tuszą z jednej strony, cięcie w śniegu pod tuszą z drugiej (uwaga, linie cięć nie muszą się stykać), podpięcie liny, założenie bloczków (przykład: https://allegro.pl/oferta/4-bloczki-wci ... 8898433536) próba oderwania. Nie da się - podcięcie w kolejnym miejscu itd, aż siła przyłożona do oderwania od podłoża (i przesunięcia określonej masy) przewyższy siłę oporu wynikającą z przymarznięcia na określonej powierzchni (i ciężaru). Nie wiem jak to jeszcze wyjaśnić. Gdy usuwa się z ziemi pniaka z korzeniami, to podcina się tyle dostępnych po obkopaniu korzeni, aż da się całość wyrwać (jeśli nie da się od razu). Nie trzeba podkopać się idealnie w osi aż pod spód.

Ale fajna dyskusja... :-)

Dziękuję MargotNoir i pozdrawiam

Calanis (SF - fragment opowiadania)

21
Miras pisze: w kwestii podgrzewanego ostrza do zmrożonego śniegu jestem pewien, że mam rację. Nie mamy teraz śniegu w Polsce i ciążko zrobić eksperyment, ale litości, czy tak ciężko sobie wyobrazić jak rozgrzane metalowe ostrze wchodzi w śnieg?
:) No i nadal nic.
Przeczytaj, proszę, jeszcze raz mój poprzedni komentarz.

Calanis (SF - fragment opowiadania)

22
Przeczytałem i jeszcze bardziej jestem zniesmaczony. Świadomie zrezygnowałem z odpowiedzi na zawoalowane przytyki, bo szanuję każdego, kto poświęca swój wolny czas na weryfikację moich (i nie tylko moich) tekstów.
Generalnie się różnimy co do zasady przedstawiania techniki w s-f. Są dwa kierunki. Jeden mówi, że każda opisana rzecz, technologia, musi być dokładnie i szczegółowo opisana i podparta stanem aktualnej wiedzy (czy to jest możliwe, czyli takie miniwykłady), a drugi, że wcale nie, że wystarczy napisać, że np. obcy użyli działa strzelającego antymaterią. Albo że po prostu ktoś podniósł temperaturę wewnątrz swojego namiotu (jeśli ma to czwartorzędne znaczenie dla akcji). Ciężko będzie nam się spotkać.
A że nie wymieniłem na początku, tak jak w jest w PLO, dokładnie całego sprzętu, jaki miał ze sobą bohater... No cóż. Widać, duży błąd.

Calanis (SF - fragment opowiadania)

24
Fajnie piszesz, opisowo. Co do arktycznego wiatru, to u mistrza Franka Herberta w "Diunie" jest siła Coriolisa na Arrakis, więc spokojnie można użyć zwrotu "arktyczny" odnośnie Calanis.

Miras pisze:

arktycznych goglach
Mogłeś użyć innego przymiotnika, żeby nie powtarzać za wiatrem.

Co mi się nie podobało. Samo imię Belt, to że reszta tej ekipy to ludzie, którzy dają tylko złe rady, a Belt wie najlepiej. No i, że jest jąkałą, to niepotrzebne i dla mnie niezrozumiałe.

Szkoda, że nie dałeś całego opka, teraz to takie chodzenie w mgle.

Pozdrawiam.

Calanis (SF - fragment opowiadania)

25
RebelMac pisze: Szkoda, że nie dałeś całego opka, teraz to takie chodzenie w mgle.
Nie dałem całego bo planowałem go wrzucić kiedyś na jakiś konkurs, niekoniecznie tutaj, dlatego nie chciałem zdradzać pomysłu. Poza tym piszę jeszcze z wieloma błędami, jak widać po powyższej długiej dyskusji. Dzięki weryfikacji opowiadanie jest do przeredagowania. Niestety mam pracę, która nie zostawia mi wiele czasu na pisanie, stąd wszystko długo trwa. Nie mam czasu na napisanie czegoś do konkursu "Malowania ...", choć pomysły są. Mogę wstawić surowy tekst, ale to trochę bez sensu.
Dzięki za odwiedziny.

Calanis (SF - fragment opowiadania)

26
RebelMac pisze: Fajnie piszesz, opisowo. Co do arktycznego wiatru, to u mistrza Franka Herberta w "Diunie" jest siła Coriolisa na Arrakis, więc spokojnie można użyć zwrotu "arktyczny" odnośnie Calanis.

Miras pisze:
Source of the post
arktycznych goglach
Taka nieco akademicka dyskusja.
Zastanawiałem się trochę nad tym, trochę dlatego że spotkałem się z podobnym problemem w wydrukowanej książce jednego z naszych fioletowych.
Ogólnie wydaje mi się, że potocznie jest to zrozumiałe, natomiast co do szczegółu... to jednak chyba niezbyt szczęśliwie to wyszło i uzasadnienie Rebela tak średnio mi tu pasuje.
Określenie 'arktyczny' pochodzi od miejsca i z tym miejscem się wiąże. Jeśli zatrzymać się na ziemi, to mamy też na przykład wiatry antarktyczne. Czy każdy, powiedzmy 'porywisty, mroźny, niosący kłujące okruchy lodu' wiatr możemy nazwać arktycznym? Czy jak wiatr o takiej charakterystyce będzie wiał pod Krakowem, to też jest arktyczny?
Grawitacja występuje na każdej planecie, więc spokojnie możemy użyć określenia właściwego dla naszego języka do opisu zjawiska na obcych światach. Podobnie z siłą Coriolisa. Ale czy Herbert w Diunie mógłby spokojnie napisać, że na pustyni wiało jak w kieleckim? Nie wydaje mi się - chyba że któryś z bohaterów mieszkał kiedyś w Kielcach, wtedy subiektywnie mógłby tak powiedzieć. Natomiast na każdej planecie może wiać wiatr podbiegunowy, bo każda planeta (chyba...) bieguny posiada. Tyle, że właściwości tego wiatru mogą być różne na różnych planetach.
Ja bym chyba jednak szukał innego wyjścia, aczkolwiek w języku potocznym myślę, że spokojnie zrozumiałe.
Jako pisarz odpowiadam jedynie za pisanie.
Za czytanie winę ponosi czytelnik.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”