Z góry przepraszam za chaotyczny komentarz, ale pisząc go doznałam kilku "olśnień". Cześć z nich opisałam na końcu, część znajduje się w zasadniczej części komentarza jako pewien na żywo spisywany obraz procesów myślowych, jakie towarzyszyły komentowaniu.
Miras pisze: Skoro teoretyzujemy, uprawdopodobniamy: podczas kolonizacji nowych lądów odkrywcy/osadnicy nadawali wielu miejscom dobrze znane nazwy ze swoich krajów. To samo może się zdarzyć na nowo odkrytych planetach. Jest zimny obszar - nazwijmy go po swojsku Arktyką. Kto zabroni... To kwestia wyobraźni
No dobra, niech będzie. Nazwali sobie nowy obszar Arktyką. OK, nie mam uwag.
Wypada jednak poinformować czytelnika, że piszesz o kolonizatorach obcych planet, którzy ten nowy obszar nazwali Arktyką i że pozwoliłeś sobie nadać słowu "arktyczny" takie znaczenie. Narrator trzecioosobowy - jeśli nie dasz do zrozumienia, że jest inaczej - mówi polszczyzną 21 wieku, a w niej "arktyczny" znaczy to, co znaczy dopóki nie dasz wyraźnie do zrozumienia, że w Twoim tekście znaczy coś innego.
Wieje arktyczny wiatr = postać jest na Ziemi, na półkuli Północnej, w Arktyce lub gdzieś blisko.
Taką informacją otwierasz tekst. Czytając to zdane czytelnik nie wie nic o kolonizacji ani powodach, dla których miałby podejrzewać Arktykę z tekstu o niebycie naszą ziemską Arktyką. Potem wrzucasz informację, że Belt jednak nie jest na Ziemi. Znów motasz, irytujesz, mylisz czytelnika, każesz mu najpierw wyobrazić sobie jedno, a potem coś innego. I po co? Tylko po to, by bronić swojego zdania?
Miras pisze: Przekombinowaniem byłoby dokładne opisywanie narzędzia z podgrzewanym ostrzem do wycinania bloków w śniegu, że miał takie a takie ostrze, taki uchwyt, taką temperature i długość. Po co taki wykład. Słowo katana obrazuje co mniej więcej miał do dyspozycji. Nie ma tutaj żadnej fascynacji mieczem ze wschodu. Nie walczy nim, nie wywija. Jeśli ktoś ma uczulenie na słowo katana w tekście (użyte zdaje się tylko raz), to już trudno. A tego typu narzędzia (chodzi o generalną zasadę) są zresztą dostępne w przysłowiowym sklepie na rogu. I nie mają ząbkowanego ostrza tylko zwykłe (idioci nie wpadli na to).
https://allegro.pl/listing?string=n%C3% ... u-1-0-1127
I nie trzeba podcinać, żeby lewitował. Żeby przewrócić duże drzewo bez wielkich maszyn nie trzeba go podpiłować czy podcinać siekierą aż do lewitacji.
Po pierwsze - pod linkiem jest nóż do cięcia styropianu... Styropianu. Swoją drogą nie jest on podgrzewaną krótką kataną, więc nie wiem, co chciałeś tym linkiem udowodnić.
Po drugie - Belt nie wycina bloków styropianu ani zbitego śniegu tylko odcina zamarzniętą padlinę od zamarzniętego podłoża.
Po trzecie - drzewo jest pionowe. Faktycznie wystarczy podciąć i łatwo się przewraca, więc można sprytnie wykorzystać jego własny ciężar, by powiększał wycięcie. Padlina leży. Już się bardziej nie przewróci.
Chyba, że chcesz napisać, że podgrzewana krótka katana miała służyć do wycinania bloków śniegu, a Belt musiał jej awaryjnie użyć do odcinania padliny od zamarzniętej ziemi/lodu, bo nie wziął lepszego narzędzia wiedząc, że wyrusza wyłącznie po to, by szukać zamarzniętej padliny?
Miras pisze: Tej argumentacji nie rozumiem. To jakby powiedzieć, że każda randka z każdym chłopakiem/mężczyzną jest u Ciebie zawsze taka sama, bo jesteś przecież dokładnie tą samą osobą. Poza tym założenie, że "ja nie, więc nikt inny na świecie na pewno też nie" jest naiwne.
Jak przebiegniesz maraton, to chwalisz się (słowo-klucz to "się"), że przebiegłeś maraton, czy chwalisz się dobrą organizacją biegu/ładnymi widoczkami na trasie?
Nie twierdzę, że każdy seks jest taki sam. Twierdzę, że w każdym seksualnym spotkaniu danej osoby bierze udział właśnie ta osoba i że jest ona tożsama sama ze sobą. I jeśli chwali się, to chwali -->*się*<--. Prościej nie umiem.
Nie ma to nic wspólnego z moimi osobistymi zwyczajami. Zwiazek chwalenia się z chwaleniem się jest oczywisty i uniwersalny, a co do reszty kobiecych zwyczajów - wyraźnie napisałam, że nie chodzi o to, jak ja opowiadam o seksie a o to, że nie zdarzyło mi się nigdy spotkać z takim podejściem u żadnej kobiety, a to już jest jakaś tam sensowna próba. Niem udawaj, że nie rozumiesz. I ok, może są na świecie wyjątki, może są kobiety chwalące się cudzymi osiągnieciami w łóżku, ba, na pewno są, ale czy na pewno chesz, żeby jakiś poboczny i mało znaczący wątek w Twoim tekście opierał się na wyjątku, na czymś wymagającym wytłumaczenia?
Mam wrażenie, że w większości dobrze skonstruowanych tekstów, jakie do tej pory czytałam występował pewien "gradient dziwaczności" (oczywiście nie mówię tu o dziwaczności całego świata przedstawionego). To, co dotyczy głównego bohatera i głównego wątku jest zastanawiajace, świeże, pełne szczegółów, złożone, rodzi pytania, jak najbardziej powinny się ta znaleźć niespodziewane (co nie znaczy, że nieuzasadnione) i intrygujące zdarzenia, zachowania. Im dalej od głównego wątku, tym wszystko staje się mniej wyeksponowane i mniej wyjaśnione, a zatem autor, aby ułatwić czytelnikowi zrozumienie i wyobrażenie sobie sytuacji posługuje się stereotypami, oczywistymi związkami przyczynowo-skutkowymi, znanymi schematami, by nie motać tam, gdzie to motanie niczemu nie służy.
Zresztą to powyżej przyszło mi do głowy w związku z uwagą o wyjątkach i "nikt na świecie też nie", ale dotyczy większości tematów, jakie się przewijają w tej dyskusji.
Bronisz swojej ręki na czole zamiast zamienić "arktyczny" na "zimny/mroźny", "chwaliła się" na "opowiadała", "katanę" na "ostrze" (a wtedy czytelnik sam sobie wyobrazi takie, jakie jego zdaniem się nadaje do tej roboty) "podnosząc temperaturę" na "i podkręcił ogrzewanie".
Umiesz wyjaśnić (już nie mnie, ale sam sobie, we własnej głowie i własnym pisarskim sumieniu) w jaki sposób i dlaczego tekst stanie się gorszy, mniej Twój, mniej taki, jakim go chciałeś widzieć jeśli naprostujesz tych kilka sformułowań? Dlaczego wiatr za wszelką cenę musi być akurat arktyczny i żaden inny?
Ciekawe jak Frueauff wyobrażał sobie rozkawałkowanie takiej tuszy przy minus pięćdziesięciu stopniach i takim wietrze - myślał Belt pakując się godzinę później z reniferem do namiotu, podnosząc od razu temperaturę.
"Wszedł do łazienki i wziął prysznic" to nie jest gramatyczny ekwiwalent tego zdania. Znów: nie udawaj, że nie rozumiesz.
Spójrz:
"Ciekawe, która godzina i czy zdążę obejrzeć dziś wieczorem mecz?" myślał, wnosząc do łazienki brudne skarpetki, wypełniając całe pomieszczenie zapachem cytryny.
To jest gramatyczny i logiczny ekwiwalent Twojego zdania.
Co do Hawkinga: gdybym o nim nie słyszała i czytała tekst, w którym autor najpierw podaje całkiem sensowne myśli bohatera, a potem bez żadnych dodatkowych informacji o chorobie i niepełnosprawności Hawkinga opisuje spotkanie, na którym ten sam bohater zaczyna bełkotać, uznałabym, że autor nie potrafi stworzyć spójnej postaci.
Wybacz, Belt nie jest tak znany, jak Hawking. Nie mamy o nim żadnych informacji poza tymi, które podałeś, a te są sprzeczne. I naprawdę nie ma potrzeby szukać argumentów na własną moralną wyższość nad komentującym, bo nawet, gdybyś był świętym, a ja hitlerowcem, nie zmienłoby to faktu, że czytelnik ma do dyspozycji ten fragment tekstu, który wrzuciłeś i nie czyta Ci w myślach.
Zresztą pora chyba tutaj wyciągnąć dłoń na zgodę, bo bronisz się zaciekle i sięgając do chwytów poniżej pasa (np. udając, że nie rozumiesz, co napisałam tylko po to, by zarzucić mi, że napisałam coś głupiego). Naprawdę nie ma potrzeby.
Jak sam zauważyłeś moja ocena jest ostrożnie pozytywna. Bez problemu pogodziłeś się z krytyką tam, gdzie błędy językowe były ewidentne, ale droga do dobrego pisania to nie tylko poprawność gramatyczna.
Z tej całej dyskusji (arktyka, podnoszenie temperatury, jąkanie, może nawet to dotyczy padliny, bo teraz po uwagach o drzewie i nożu do styropianu zaczynam ostrożnie podejrzewać, że w Twojej głowie być może ten ren stoi w śniegu) wyłania się jeden bardzo konkretny problem.
Wyobraziłeś sobie coś - jakieś sceny i historie, gesty, sekwencje zdarzeń, otoczenie. Opisałeś je tak, jak umiałeś. Czytelnik sygnalizuje Ci, że zrozumiał je w jakiś tam sposób - inaczej, niż Ty to sobie wyobrażałeś.
No i teraz oczywiście nie można zakładać, że komentujący jest wyrocznią, bo każdy wkłada w tekst własne przekonania i wyobrażenia, ale w Twoim interesie jest spróbować się dowiedzieć, co tak naprawdę zaszło i skąd nieporozumienie.
Kwestię jąkania rzeczywiście rozwiązałeś sensownie - to nie jest całość tekstu, czytelnik nie wie, co się znajduje w pozostałych fragmentach, jego problem. OK. Tłumaczenie dla czytelnika nieprzyjemne, ale dla Ciebie jako autora wystarczajace. Nieporozumienie bierze się stąd, że nie zamieściłeś całości tekstu. Ty to wiesz, problem masz ogarnięty i rozwiązanie jest znane. Amen.
Renifer: z całej dyskusji wynika, że wyobrażamy sobie to odcinanie padliny jakoś fundamentalnie różnie. Twierdzisz, że wystarczy kruchy, cienki, gładki nożyk do styropianu/katana i że podczas odcinania ciężar renifera nie będzie naciskał na ostrze z góry (czyli od boku ostrza), bo renifer obali się jak drzewo. Zatem być może renifer zapadł się w śnieg i skonał na stojąco? Ale znów: Belt przesunął cialo, a nie przewrócił. A może wisi przymarzniety do skały na jakiejś stromiźnie? Nie mamy na ten temat żadnych informacji, ale kto wie?
Ja wyobrażałam sobie, że renifer leży na boku (mało zwierząt pada na stojąco, musiałby utknąć w jakiejś dziurze) i jest przymarzniety albo do ziemi, albo do firmu (raczej ziemi, bo był dość głęboko) i stąd moja uwaga, że do takiej roboty potrzebny jest tęgi i w miarę miętki Zerwikaptur, taki, który się nie złamie, gdy trafi na kamień albo zacznie go cisnąć połowa masy renifera.
Męczę ten fragment, bo to doskonały przykład. Nie dogadujemy się. Wina może leżeć po Twojej stronie, a może leżeć po mojej. Ty masz jednak nade mną tę przewagę, że wiesz, jak w historii miał leżeć/stać/wisieć renifer i od czego miał być odcinany. I masz też jedno zadanie wiecej: w Twoim interesie jest napisać tekst tak, by czytelnik zrozumiał z niego to, co chciałeś przekazać.
Skuteczne działanie w przypadku takich problemów wyobrażam sobie tak:
Krok 1: spytać, jak czytelnik wyobraża sobie, co się dzieje w danym fragmencie i upewnić się, że rozumiesz, na czym polega nieporozumienie oraz skąd się bierze.
Krok 2: zrobić rachunek sumienia: przywołać w głowie Twój obraz sytuacji, przeczytać fragment jeszcze raz i zaznaczyć w nim te sformułowania/informacje, które jednoznacznie wskazują, że sytuacja jest opisana tak, jak sobie ją wyobrażasz. Te, które czytelnikowi umknęły, których nie zrozumiał. Da się? Wszystko OK, piszesz dobrze, czytelnik nie umie czytać ze zrozumieniem. Nie da się? Trzeba zmienić opis.
Na pewno miałeś w szkole na polskim zadania z czytania ze zrozumieniem. Jeden punkt za znalezienie w tekście odpowiedzi na pytanie. Drugi za wskazanie, gdzie się ta odpowiedź znajduje i w jaki sposób wskazuje nam rozwiązanie. Wydaje mi się, że to sensowny sposób na wykrycie, czy nieporozumienie wynika z braku kompetencji autora, czy czytelnika.
Dalej mamy wchodzenie do namiotu: tu już gorzej, bo aż dwie osoby wróciły Ci uwagę, że coś ze zdaniem jest nie tak. Żadna z nich nie odczytała w pierwssym odruchu tego zdania tak, jak sobie wyobrażałeś. To już jest dość poważny sygnał, ale OK, nadal możesz zakładać, że obie nie umiemy czytać i nie znamy roli imiesłowów. Bronisz się stwierdzeniem, że to przecież oczywiste, że Belt podkręcił ogrzewanie, bo przecież w namiocie jest elektryczne ogrzewanie i czytelnik już o tym wie w momencie, gdy czyta o wejściu Belta do namiotu. Zakładam jeszcze, że nawet po kikukrotnym poszukiwaniu informacja o elektrycznym i dającym się regulować bezdotykowo ogrzewaniu mogła umknąć, Medei też. Ja przyznaję, że tematem zajmuję się głównie rano, przed kawą, a wtedy w mojej głowie dzieją się rzeczy.
Ad meritum: Jesteś w stanie wskazać w tekście poprzedzającym omawiany fragment zdanie, który wskazywałoby, że w namiocie Belta jest elektryczne ogrzewanie, które da się regulować niosąc martwego renifera? Znalazłam tylko informację o akumulatorach, a to za mało. Jeśli jest tam jeszcze coś i mi umknęło, to przepraszam.
I konkluzja: jeśli każesz czytelnikowi zgadywać, co masz w kieszeni i on nie zgadnie, to znaczy, że przegrałeś Ty, a nie on.