W tym oto, skromnym opowiadaniu starałem się wyjść poza oklepane schematy. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Będę wdzięczny za wszelkie komentarze.
Bon lecture!
Jeżeli obudzisz się któregoś dnia z rękami przywiązanymi do dwóch słupów stojąc pół nago na środku placu, to możesz być pewien, że nie jest z tobą dobrze. Nie masz wtedy wątpliwości, że sytuacja jest beznadziejna i czeka cię już jedynie śmierć. Dokładnie takie myśli pojawiły się w głowie skazańca wystawionego na widok publiczny w zamku w Pelmor.
Jedyną dobrą stroną tamtej sytuacji było to, że przynajmniej nie czuł zaskoczenia. Dwa dni temu było inaczej. Pojawił się nagle w piekle i nie miał pojęcia co go czeka. Teraz przynajmniej wiedział, czego można się spodziewać.
Nie musiał długo czekać by pojawili się pierwsi ,,goście”. Jakiś wystrojony w kolorowe fatałaszki szlachcic podszedł do niego trzymając za rękę wystraszoną kobietę w długiej sukni. Mężczyzna zbliżył się do więźnia i przyłożył do nosa perfumowaną chusteczkę.
- A więc to tak wyglądają - powiedział z wyraźnym obrzydzeniem.- Doprawdy, odrażające.
Jego towarzyszka nie ważyła się nawet podnieść wzroku.
- Kochanie, chodźmy już.
- Posłuchaj swojej kobiety człowieku - odezwał się skazaniec.
Szlachcic o mało nie połknął języka. Zaczerwienił się i zapowietrzył na chwilę. Było to nawet zabawne ale nikomu nie było akurat do śmiechu.
- Ty.....ty śmiesz mi grozić? - wrzasnął, gdy odzyskał oddech. - Ty zwierzaku! Jestem wysoko urodzony! Ty wiesz chociaż, co to znaczy świnio?
Więzień już dawno przestał zwracać uwagę na obelgi. Przeżył już o wiele gorsze rzeczy by wychodzić z równowagi po usłyszeniu obraźliwego słowa.
- Nie, nie wiem. W moim społeczeństwie wszyscy są równi i każdy musi pracować.
Mężczyzna chciał już coś powiedzieć, ale kobieta złapała go za rękę i zaczęła odciągać.
- Zobaczysz bydlaku! - krzyknął na odchodnym. - Każę cię tak wybatożyć, że nauczysz się szacunku!
Nie było tak źle - pomyślał skazaniec. Najczęściej nikt z nim nie rozmawiał. Mieszkańcy zamku woleli bez słowa pluć w jego stronę, rzucać kamieniami lub wylewać na niego nieczystości.
Był dopiero ranek, więc większość ludzi jeszcze spała. Sklepy i stragany przylegające do murów zewnętrznego pierścienia wciąż były pozamykane. Jedynie dwóch strażników w czerwonych szatach magów wytrwale stało na posterunku. Pilnowali masywnej bramy wiodącej do podziemi zamku. Te wielkie drzwi z fantazyjnymi wzorami przykuwały wzrok więźnia. Pilnujący jej magowie przywodzili na myśl mroczne rzeźby- strażników wielkiej tajemnicy. Twarze mieli zasłonięte kapturami, więc nie można było dostrzec żadnych oznak życia. Skazańcowi przyszło na myśl, że jego rzeźby zawsze pełne były ekspresji i witalności. W końcu wykuwanie podobizny czterorękiego Boga- Ugh-Naza to nie lada odpowiedzialność.
Niestety, to już była przeszłość. Teraz był jedynie nic nie wartym jeńcem i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie zobaczy już swojej wioski i nie poczuje dłuta w dłoni. Jedyną ucieczką od wyniszczających myśli było więc obserwowanie bramy. Co jakiś czas wchodziło tam paru czarodziejów, ale to powroty dzielnych ludzi były najciekawsze. Pierwszej nocy brama się otworzyła i na dziedziniec wyszła kolumna magów. Jeden z nich zaczął nagle śmiać się głośno, by po chwili przejść w rozpaczliwy płacz. Towarzysze szybko odprowadzili go do komnat śpiesząc się przy tym jakby ich gonił sam legion piekielny. Innym razem jeden z obdarzonych magią ludzi zatrzymał się i zaczął wykrzykiwać coś gardłowym głosem w nieznanym języku. Ogarnęły go niebieskie płomienie. Z podziemi szybko wybiegł białobrody mag i wyciągnął dłoń w stronę opętanego. Z koniuszków jego palców wystrzeliły błyskawice, które momentalnie spopieliły wrzeszczącego czarodzieja.
Od tamtego czasu więzień nie mógł przestać zadawać sobie pytania, co też takiego znajduje się za tymi masywnymi drzwiami.
Tego dnia poranek był zimniejszy niż zwykle i skazaniec zaczął się mimowolnie trząść. Ludzie wychodzili już powoli na dziedziniec. Handlarze, służba a także tak zwani ,,wysoko urodzeni’’. Najgorsi byli żołnierze. Ręce więźnia były podwieszone do góry, więc nie mógł zasłaniać się przed plwocinami. Prości chłopi, którzy weszli na służbę u diuka Habrey’a pałali nienawiścią do jeńca. Zapewne brali już udział w paru bitwach i walczyli z jego pobratymcami.
Gdy słońce było już w zenicie opadła główna brama i do zamku wjechała delegacja. Skazaniec ujrzał niebieski sztandar z rysunkiem białego pająka w sieci. Nie był tchórzem, ale poczuł dreszcz na plecach, który nie miał nic wspólnego z dokuczliwym zimnem.
- Spokojnie - usłyszał cichy głos nadziei. - Może to nie po ciebie jadą.
Cudzoziemcy zjechali gdzieś w lewo i znikli mu z oczu. Mimo tego więzień nie mógł wyzbyć się uczucia strachu. Doskonale wiedział, co oznacza znak pająka. Jeśli jego obawy się potwierdzą, to tajemnicza brama będzie najmniejszym z jego zmartwień.
Z zamyślenie wyrwała go postać w czarnej szacie zmierzająca w jego kierunku. Nadzieja malała wraz z nadejściem nieznajomego. Gdy skazaniec go zobaczył, pierwszy raz od bardzo dawna poczuł prawdziwy strach.
Wysoki, chudy i smukły. Czarna szata z ogromnymi, postrzępionymi rękawami, podłużna twarz i spiczaste uszy. Elf- najstarszy i najgorszy z przeciwników.
Miał ciemne włosy ściągnięte w krótki kucyk.
Skazaniec poczuł obrzydzenie na widok wielkich, martwych oczu spoglądających na świat z obojętnością pustki. Dwie czarne studnie emanujące bezlitosnym spokojem i skupieniem.
Elf zatrzymał się parę kroków przed więźniem rozwinął pergamin i przeczytał:
- Ogdil, tak się nazywasz prawda, orku?
- Tak - odparł skazaniec bo nie widział sensu w oszukiwaniu go.
- Doskonale. Twoje imię zostanie zapisane w księdze śmierci. Wielki A’hnaltin..........
- Wiem, co się ze mną stanie elfie - przerwał. - I nie ma to nic wspólnego z twoim bogiem.
Oprawca spojrzał mu w oczy, ale nie wybuchnął gniewem. Zwinął pergamin i schował do wewnętrznej kieszeni szaty.
- Ja nazywam się Shiryantiel i jak się zapewne domyślasz jestem Mistrzem Bólu.
Zrobił krótką pauzę po czym kontynuował.
- Diuk Habrey zażyczył sobie by codzienne rano budził go wrzask orka. Również wieczorem twoje krzyki będą zabawiać tutejszych mieszkańców.
Więzień wzruszył ramionami. Coś strzeliło mu cicho w barku.
- Powiedz mu, że jak chce usłyszeć wrzask orka, to niech tu zejdzie i poprosi.
Shiryantiel wyjął niebieską kredę i w milczeniu zaczął rysować okrąg wokół więźnia.
- Co ty robisz? - zdziwił się ork.
- To podstawowy okrąg ochronny. Wiedzą to wszyscy nowicjusze, ale oczywiście ty nie możesz mieć o tym pojęcia.
Ogdil zaklął w duchu - oczywiście. Orkowie jako jedyni nie mogą korzystać z magii.
- Mam tylko jedną prośbę - odezwał się elf. - Postaraj się jak najdłużej zostać przy zdrowych zmysłach.
Spojrzał więźniowi prosto w oczy. Uśmiechnął się.
- Chciałbym byś dzielił się ze mną swoimi wrażeniami. Sztuka zadawania cierpienia wciąż jest nierozwinięta.
Ork splunął mu pod nogi.
- Nawet do torturowania używacie swojej plugawej magii.
Shiryantiel odkorkował maleńką buteleczkę i powąchał jej zawartość.
- Magia tworzy niezliczone możliwości. Przekonasz się, że to, co do tej pory uważałeś za ból było jedynie wstępem.
Wysypał na palce trochę czerwonego proszku i przyjrzał mu się pod światło.
- Twoja prymitywna rasa.....nigdy nie zrozumie, że magia jest jak miecz. Sama w sobie nie jest dobra czy zła - westchnął i ponownie utkwił w nim wzrok - Z resztą, po co ja ci to mówię? Bierzmy się lepiej do roboty.
Podszedł i wysypał trochę proszku na głowę Ogdila. W pewnym momencie ich spojrzenia spotkały się. Ork przypomniał sobie podobne, bezlitosne oczy. Nie mógł powstrzymać bolesnej fali wspomnień. Na chwilę plac i twarz oprawcy rozmyły się........................
Mały Ogdil płakał i nie dawał się uspokoić. Ojca nie było już dwie godziny, a matka była wyraźnie przerażona. Nie znosił, gdy opanowywał ją strach.
- Bądź silny Ogdilu, uspokój się - szeptała gardłowym głosem tuląc go do piersi. - Wszystko będzie dobrze.
Na zewnątrz słychać było krzyki. Malec nie rozumiał, o co w tym wszystkim chodzi i dlaczego ci nieznajomi w białych płaszczach chodzili od domu do domu, ale wyczuwał, że to jest złe. Matka się bała, więc to musiało być złe.
Z domu obok dobiegł wrzask kobiety i czyjś rechoczący śmiech. Atmosfera napięcia była wręcz namacalna.
- Przecież oni nie mogą wejść do NASZEGO domu - pomyślał Ogdil. - Po prostu nie mogą. Dom to.....dom, święte miejsce i sanktuarium. Jak to możliwe, że ktoś ma prawo przekraczać tę granicę?
Ale mały ork przeczuwał, co za chwilę nastąpi. Nie mógł powstrzymać płaczu. Czuł wstyd, bo ojciec mu powtarzał, że płaczą tylko słabi. Dabor- jego starszy brat- nigdy nie płakał. To on był ulubieńcem ojca. Zawsze silny i odważny, lada dzień miał wstąpić do klanu wojowników. A Ogdil? Nigdy nie czuł pociągu do wojaczki, bardziej ciekawiły go opowieści i kazania wygłaszane przez starszych wioski.
Całe to upokorzenie zmieszało się z paraliżującym strachem i wywołało wybuch płaczu. Po chwili poczuł, że na policzki spadają mu też łzy należące do matki. Podniósł głowę i ujrzał tak doskonale znaną twarz. Matka miała czarne, zaplecione w gruby warkocz włosy, szeroką szczęką i typowy dla orków z południa miedziany kolor skóry. Malec zdał sobie sprawę jak bardzo jest do niej podobny. Rozejrzał się bezradnie po wnętrzu glinianej chaty, ale nie znalazł niczego, co dało by mu nadzieję.
W końcu to się stało. Ciszę przerwało głośne pukanie do drzwi. Nie, pukanie to złe słowo- ktoś z całej siły walił, niczym taranem.
- Szybko, schowaj się - powiedziała matka, po czym na siłę wcisnęła go do szafy.- Nic nie mów, a jak nadarzy się okazja to uciekaj ile sił.
Chłopiec chciał coś odpowiedzieć, ale ledwo widział świat przez łzy. Kobieta otarła mu oczy i sama powstrzymała szlochanie.
- Musisz być odważny. Pamiętaj czego cię uczył ojciec. Wiesz, co masz robić.
To były jej ostatnie słowa......a przynajmniej te, które skierowała bezpośrednio do niego. Podeszła do drzwi i odsunęła skobel. Do środka natychmiast wpadło trzech ludzi ubranych w lekkie skórzane zbroje i białe peleryny. Mały Ogdil widział teraz świat przez wąską szparę między drzwiami szafy. Po chwili w tej niewielkiej przestrzeni pojawiła się inna postać. Miała spiczaste uszy, więc to musiał być elf. Ojciec często o nich mówił- o tym jak są źli i przewrotni. Opowiadał o mrocznych rytuałach odprawianych w ciemnych lasach i o ich Bogu A’hnaltinie- wielkim białym pająku, który trzyma wszechświat w swej sieci. Elfowie składali mu ofiary z jeńców wysyłając do niego ich dusze. Ojciec wspomniał jeszcze o naiwnych ludziach, którzy byli w nich zapatrzeni uważając ich za mądrych i pięknych.
Ogdil otarł łzy i przyjrzał się nieznajomemu. Zauważył pajęczynę wytatuowaną na lewej części twarzy. Oprócz tego intruz był przeraźliwie chudy.
Elf rozejrzał się po domu i uśmiechnął pogardliwie.
- Herezja - oznajmił dobitnie. - Gniazdo herezji. Gdzie trzymasz swoje plugawe posążki orczyco?
Matka tylko na chwilę podniosła wzrok.
- Ja....ja nie wiem o czym.....
Nieznajomy wyciągnął błyskawicznie rękę i rozległ się dźwięk uderzenia w policzek.
.........on...............uderzył.....................matkę..................
- Nie kłam Sh’olpa! Jak śmiesz łgać przed sługą A’hnaltina? Dobrze wiemy, że cała ta wioska oddaje się bezbożnym rytuałom.
- Mistrzu inkwizytorze, spójrz - rozległ się głos należący do jednego z pozostałych przybyszów. - Wiedźma wyhodowała żmiję na swym łonie.
Człowiek wskazał na drewnianą kołyskę, w której leżała Grada - maleńka siostrzyczka Ogdila. Elf nawet nie zerknął w tamtą stronę. Wciąż patrząc na orczycę wydał polecenie:
- Wyrzućcie to do rzeki.
- NIEEEEEEEEEE! - zawyła matka.
Ten........ten potwór.......................on zaczął ......kopać......a później...........później tych dwóch się dołączyło. Matka zaczęła kwiczeć....................
Ogdil krzyknął rozdzierająco i wyskoczył z szafy. Chciał zabić tego elfa. Wtedy właśnie, pierwszy raz w życiu chciał zabić.
- A cóż to za demon? - spytał z lekkim rozbawieniem potwór, po czym zacisnął mu dłoń na głowie. - Wyskakujesz z szafy mały chochliku, tak? Znajdziemy dla ciebie miejsce.
Ale ork już go nie słuchał. Patrzył na matkę, które bezgłośnie mówiła: Uciekaj, uciekaj. Mały Ogdil spojrzał w zimne, niebieskie oczy elfa, po czym z całej siły uderzył go w krocze. Okrutnik nie zawył z bólu i nie zaczął się wić na posadzce, ale drgnął lekko, co dało szansę chłopcu by wyrwać się z jego uścisku i pognać w stronę drzwi.
- łapcie tego czarta! - usłyszał jeszcze i pognał w ciemność nocy.
Przez jakiś czas słyszał za sobą pogoń, ale udało mu się dobiec do linii lasu, a tam już bardzo łatwo było się schować. Gdy w końcu otworzył oczy i wygrzebał się z kępki krzewów zobaczył, że na środku jego rodzinnej wioski płonie wielki ogień. W czerwonym piekle dostrzegł dziwne, podłużne kształty. To było coś jak pale..........i coś było do nich przyczepione. Gdy Ogdil zmrużył powieki i dostrzegł CO było do nich przyczepione zemdlał..............................................
Shiryantiel odszedł parę kroków, wypowiedział po elficku jedno słowo i.................
Głowa i ramiona Ogdila stanęły w płomieniach. W pierwszej chwili ork ucieszył się sądząc, że oprawca pomylił się i przez przypadek go zabije. A później ogarnął go ból i już nic nie miało znaczenia. Krzyczał na całe gardło, ale żaden dźwięk nie był w stanie wyrazić jego cierpienia. Każdy cal jego skóry wrzeszczał i umierał w agonii, a jednocześnie wszystko było wyraźne. Nie umierał, nie odchodził w ciemność. Był już tylko bólem i krzykiem.
Nagle wszystko się skończyło równie niespodziewanie, jak zaczęło. Ogdil otrząsnął się by odzyskać ostrość widzenia. Wokół elfa zebrała się już niewielka grupka ludzi. Podziwiali pracę Mistrza Bólu. Shiryantiel nie zwracał na nich uwagi. Patrzył się na więźnia, ale jego oczy nie były już puste. Była w nich chora fascynacja.
- Ogdilu? Masz mi coś do powiedzenia?
..................pale..............pośrodku wielkiego ognia...................
- Nie. Rób co chcesz. Nie obchodzi mnie to.
- Ogdilu! - Elf był wyraźnie niezadowolony. - Toniesz.
W jednej chwili płuca orka wypełniły się wodą. Przez całe gardło zaczęły przechodzić mu skurcze. Mimowolnie starał się złapać choćby haust powietrza. Ból pojawił się w sercu by przenieść się na klatkę piersiową. Zaczął odczuwać przyprawiające o mdłości potworne zawroty głowy. Trwało to całą wieczność, ale w końcu pochylił się i wyrzucił z siebie wodę. W normalnych warunkach już dawno by utonął.
- Co było gorsze? - Głos Shiryantiela w jednej chwili przywrócił go do rzeczywistości.- Ogień czy woda?
- Będziesz musiał sam sprawdzić - odparł wciąż kaszląc. - Albo spróbuj na diuku Habrey’u. Ma podobne za.......
Jeden z oglądających ten groteskowy spektakl ludzi wystąpił i uderzył jeńca w twarz.
- Nie! - krzyknął elf po czym wyszeptał coś do ucha zuchwałemu mężczyźnie.
- O.......oczywiście - odparł niepewnie i oddalił się.
Oprawca ponownie zwrócił się do skazańca:
- Jeśli będziesz współpracował, to obiecuję, że oszczędzę ci najgorszego.
Ork nic nie odpowiedział więc kontynuował.
- Wiesz, że robię to z dobroci serca? Prędzej czy później i tak będziesz mówił, co zechcę. Bardzo bym jednak chciał byś już teraz był szczery. Twoje późniejsze relacje mogą być trochę.......mało wiarygodne.
- Zastanowię się - odparł i mimo całej sytuacji nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
Część ludzi wróciła do swoich zajęć. Shiryantiel w milczeniu przyglądał się orkowi. W końcu podszedł do niego mężczyzna, który uderzył wcześniej jeńca i wręczył mu prostokątną tabliczkę z jakiegoś lśniącego metalu.
- Dziękuję - powiedział elf, po czym uniósł ją do góry by Ogdil mógł ją dokładnie obejrzeć. Poprzecinana była pajęczyną wgłębień i zawiasów. Można więc ją było składać na najróżniejsze sposoby.
- Powiedz mi Ogdilu......złamałeś kiedyś coś?
Nie doczekawszy się odpowiedzi zagiął jeden róg tabliczki. Ramię orka pękło z trzaskiem. W pierwszej chwili nic nie poczuł, widział tylko wystającą z ramienia kość. Ból zaczął się rozchodzić promieniście z miejsca złamania. Przyprawiał o mdłości, a jednocześnie było w nim coś dziwnie słodkiego. Coś, co wyrywało go z omdlenia.
Elf wyprostował róg tabliczki, a złamana kość w cudowny sposób się złączyła i schowała pod skórą. Nie było nawet śladu po złamaniu. Ogdil dysząc ciężko uniósł wzrok, a Shiryantiel bez ostrzeżenia............złożył całą tabliczkę zmieniając ją w niewielki sześcian.
W powietrzu rozniósł się straszliwy trzask i niemal w tej samej chwili potworny ryk skazańca.
Ogdil przypominał teraz jeża. Z każdej kończyny wystawały białe kolce. Ork chciał zwariować, popaść w szaleństwo, o którym mówił Mistrz Bólu i przestać cokolwiek odczuwać. Nie mógł już stać na nogach, ale wiszenie na strzaskanych ramionach było chyba jeszcze gorsze.
Dlaczego nie mdleję? - zadawał sobie pytanie. - Powinienem teraz krwawić, jak wieprz...............powinienem już dawno zedrzeć gardło. Ogdil zdał sobie sprawę, że elf ma nad nim całkowitą kontrolę. Jedyną ucieczką było szaleństwo, ale ono jak na złość nie chciało przychodzić.
O dziwi ból zaczął się zmniejszać. Shiryantiel widząc ulgę na twarzy więźnia wyprostował tabliczkę. Tym razem przyglądał mu się ze smutkiem i coś jakby..........współczuciem?
Może sam przeżył kiedyś coś podobnego?- pomyślał ork.
- Widzę twoje cierpienie Ogdilu - odezwał się oprawca. - Myślę..........
Tajemnicza brama otwarła się z hukiem i wypadł z niej młody czarodziej.
- Nieeeee!! Nieee! Nie wrócę tam! - wrzeszczał na całe gardło.
Strażnicy musieli być przygotowani na taką okazję. Natychmiast podbiegło do niego dwóch mężczyzn i złapało go pod ramiona. Z tajemniczego przejścia wyłonił się inny, o wiele starszy czarodziej i wydał im jakieś polecenie.
- Nigdy więcej! - wrzeszczał pojmany mag. - To za dużo! Oni chcą.........
Ale nikt się już nie dowiedział czego Oni chcą. Szybko go odprowadzono, a siwobrody czarodziej zniknął za bramą, która sama się za nim zamknęła.
- Co tam jest? - wypalił Ogdil nie zdając sobie sprawy, że wypowiedział tę myśl na głos.
Elf wzruszył ramionami.
- Skończyłem już rozgrzewkę - oznajmił. - Wrócę wieczorem.
Roz......ROZGRZEWKę? Ogdil nie mógł wydusić z siebie słowa Oprawca odwrócił się i odszedł pośpiesznie.
To był najgorszy dzień w życiu skazańca. Nie mógł przestać myśleć o nadchodzących potwornościach. Dodatkowo dokuczał mu głód. Wiedział, że dostanie jakiś marny posiłek dopiero wieczorem, ale okropne ssanie w żołądku samo w sobie było torturą.
Gdy słońce było w pozycji Smoka, podeszło do niego paru czarodziejów. Bez słowa zaczęli rysować dodatkowe symbole przy kręgu ochronnym. Ogdil nawet nie próbował z nimi rozmawiać. Wiedział, że i tak by mu nie odpowiedzieli. Mężczyźni rozłożyli wokół niego dziwne, srebrne przedmioty. Piramidki, wahadła i świecące kule. Ork nie wiedział, do czego służą, ale czuł zaciskającą się na gardle grozę. W końcu go opuścili i został sam. Dzisiaj już nikt nawet nie chciał na niego pluć. Widać bali się, że mogą popsuć te fantazyjne urządzenia.
Ogdil zaczął się trząść. Bał się. Bał się, jak nigdy w życiu.
- Dabor byłby silniejszy - usłyszał w głowie pełen wyrzutu głos ojca.
- Do diabła z Daborem! - krzyknął nie dbając już o to, że gada sam ze sobą. - On zginął. Tak samo jak ty! Ja przeżyłem! Właśnie j.......
Przerwał bo zauważył, że przedmioty wyraźnie się ożywiły. Kule zaczęły mocniej świecić, a wahadła szybciej poruszać.
A więc to też jest element katuszy? Namieszać mi w głowie?
Ork postanowił się na czymś skupić. Utkwił wzrok w obserwowanej wcześniej bramie. Co tam może być? Na pewno coś okropnego.
- Na pewno nic okropniejszego od tego, co mają mi zamiar zrobić!
W końcu zaczął się zbliżać. Nieubłaganie, jak sama śmierć. Szaty czarniejsze niż noc i pewny krok. Ogdil patrzył się na niego w otępieniu zapominając o dokuczliwym głodzie.
Shiryantiel przyjrzał mu się obojętnie i przemówił.
- Diuk Habrey czeka właśnie w swojej komnacie na twoje krzyki..........
Ork zaczął krzyczeć na całe gardło Elf uśmiechnął się i uciszył go ruchem dłoni.
- Niestety, to nie załatwi sprawy.
Wypowiedział parę słów, przedmioty ponownie się ożywiły i w powietrze wzbiła się grudka piachu. Drobinki rozdzieliły się i zaczęły latać dookoła. Ogdil z przerażeniem dostrzegł, jak rozgrzały się do czerwoności. Oprawca wyciągnął dłoń i pomknęły w stronę więźnia.
Ork poczuł, jak przeszywają go na wylot. Maleńkie, niemal niewidoczne, a jednak zadające tyle bólu. Latały wokół niego przechodząc przez całe ciało. Czuł, że rany szybko się zabliźniają, ale nie zmniejszało to cierpienia. Wrzeszczał teraz już naprawdę. Jedna drobinka przeszła mu przez oko.
- Nie, nie dość! - spojrzał błagalnie na Shiryantiela, ale ten zrobił minę: ,,wiesz, że nie mogę”.
Tortury trwały godzinę. Elf wypowiadał coraz to nowsze słowa. Ogdil czuł, jak skóra zaczyna mu się zdzierać z nóg. Ból był już słodką rozkoszą. Przez głowę zaczęły mu przechodzić najgorsze sceny życia. Pierwsze polowanie, reprymendy ojca, śmierć rodziny, samotność.
Kule uniosły się i też zaczęły wirować. Ludzie obserwowali to widowisko wyraźnie podekscytowani.
W końcu się skończyło. Ogdil ledwo widział. W głowie kręciło mu się tak, że zwymiotowałby, gdyby miał czym. Nawet nie zauważył odejścia Shiryantiela. Wisiał na swoich łańcuchach, aż w końcu podeszło do niego dwóch strażników i uwolniło go.
- Nieźle go urządził co? - odezwał się jeden z mężczyzn.
- O czym ty mówisz? Nie widzę żadnych ran.
Roześmiali się głośno i powlekli go w stronę cel. W tym samym czasie bogato zdobiona brama otworzyła się i z tajemniczego pomieszczenia wyszła kolumna magów. Ogdil udał omdlenie by musieli go ciągnąć. Czarodzieje szli akurat w tym samym kierunku, więc między przekleństwami strażników słyszał ich głosy:
- Ile............potrwa?
- Nie wiem- ten musiał należeć do siwobrodego. - ..................poważniejsze zmartwienia.
Strażnicy zaczęli wymieniać się swoimi przesłankami na temat orków. Wspomnieli między innymi o tym, że wylęgają się z ziemi. Po chwili Ogdil znów słyszał głosy magów.
-..............nikt niepowołany. Jeśli orkowie się o tym dowiedzą, to wpadniemy w nie lada.....
- Zamknij się! - upomniał go inny z ludzi.
Mimo wyczerpania ork poczuł, jak serce zabiło mu nagle w piersi. Nie wiedział czemu, ale informacja mówiąca, że tajemnicza brama skrywa coś, o czym nie mogą dowiedzieć się orkowie była cudowna. Jak skarb znaleziony na dnie najczarniejszego dołu.
Gdy wrzucono go do celi nawet nie zmienił pozycji. Nie mógł przestać myśleć o swoim odkryciu. Co też takiego może być cennego dla orków? Pewnie jakaś broń. Ludzie ją tam opracowują i boją się, że wpadnie w niepowołane ręce.
Nie! To musi być coś innego. Przecież co jakiś czas jeden z magów uciekał stamtąd z wyraźnymi objawami szaleństwa. Co tam jest?
Wciąż to roztrząsał, ale nie znalazł odpowiedzi. Gdy przez klapę w drzwiach wrzucono mu miskę jakiejś szarej, kleistej breji rzucił się na nią, jak wygłodniały pies.
Nagle, coś w nim pękło. Ogarnęło go poczucie totalnej beznadziei. Był tylko zabawką w rękach ludzi, a jutro pozna kolejne rodzaje cierpienia. Zwinął się w kłębek i zanim zdążył zapłakać runął w płytki, wypełniony koszmarami sen. Widział nad sobą twarz Shiryantiela.
- Jakie to uczucie? - pytał oprawca.
Dręczyły go koszmary, ale kiedy otworzył oczy i zdał sobie sprawę, że już poranek zapragnął do nich powrócić.
Nic go jednak nie wyrwało z okrutnej rzeczywistości. Strażnicy wyciągnęli go z celi i zawlekli w stronę pali. Nawet się nie opierał, nie miało to już sensu.
- Diuk Habrey ma pobudkę za godzinę - odezwał się młodszy. - Wiesz, co to dla ciebie znaczy?
Odeszli śmiejąc się gromko. Ogdil z obojętnością rozejrzał się po znajomym placu. Ktoś zabrał magiczne artefakty, ale wiedział, że w razie potrzeby wrócą na swoje miejsce. Nic już nie czuł. Złamali go. A to dla orka największa hańba. Zabrali mu to, co czyniło z niego wojownika. Nawet jeśli zawsze było tego mało.
Skazaniec wsłuchiwał się w rytm własnego serca, kiedy nagle stało się coś, co było jak pomocna dłoń przebijająca czarną toń, w której się topił.
- Uwaga! - krzyknął strażnik na jednej z okalających zamek wież.
Olbrzymi głaz runął z nieba i z ogłuszającym hukiem strzaskał część murów.
Nie trzeba było długo czekać na reakcję. Ci, którzy byli uzbrojeni pognali w stronę wyrwy, a reszta udała się w stronę zbrojowni. Zaczęły bić dzwony. Plac zapełnił się ludźmi. W oddali słychać było krzyki. Ogdil rozpoznał głuchy dźwięk rogów bojowych. Jego pobratymcy zbliżali się. Nadzieja i szczęście niemalże nie odebrały mu tchu.
Jak oni zdołali niepostrzeżenie podejść pod same bramy?- pomyślał, ale nie miało to znaczenia. Przyglądał się właśnie uciekającemu z paniką w oczach szlachcicowi, kiedy w powietrzu rozszedł się głuchy, basowy dźwięk. Ogdil nie potrafił powiedzieć, skąd dokładnie dochodził. W pierwszej chwili pomyślał, że rozbrzmiewa POD nim, ale szybko odrzucił tę myśl. Ludzie też wyglądali na zafrasowanych. Zatrzymali się i zaczęli rozglądać się bezradnie po placu.
Skazaniec dostrzegł jakiś ruch po lewo. Odwrócił głowę i..........wstrzymał oddech. Coś wypiętrzało ziemię do góry. Kopiec robił się coraz większy i szerszy. Znowu ten dziwny dźwięk.......... Ludzie zaczęli się odsuwać.
Pal po lewej stronie Ogdila dosłownie wyszedł z ziemi. Ork bez trudu mógł go powstrzymać przed upadkiem. Odszedł maksymalnie w prawo ciągnąc go za sobą z nadzieją patrząc na wypiętrzającą się glebę. Niestety, drugi pal wciąż głęboko tkwił w ziemi.
W końcu ruch ustał i nastała grobowa cisza. A później stało się coś, co wszystkich wprawiło w szok. Z ziemi wyszedł powoli ogromny, czarny robak. Miał obłą głowę zakończoną paroma sztywnymi włosami. Tuż pod nimi świeciły się zielone oczy. Stwór wyprostował się sprawiając wrażenie, jakby dotykał głową chmur.
Ogdil widział wyraźnie poruszające się jeszcze małe, cylindryczne odnóża. Domyślił się, co za chwilę nastąpi i z całej siły szarpnął krępujący dłoń łańcuch. Niestety, nie mógł się uwolnić.
Spojrzał jeszcze raz w górę i dostrzegł workowaty otwór gębowy potwora. Skazaniec przypomniał sobie historię o wielkich wyrmach żyjących na północy. Wieść głosiła, że któremuś z plemion udało się je oswoić.
Z zamku wyszli łucznicy, ale stwór był szybszy. Zakołysał się lekko i z głośnym rykiem runął na ziemię, niemalże na długość całego placu. Zgniótł przy tym paru żołnierzy.
Ogdil pomyślał, że już nic go nie zaskoczy, kiedy grzbiet wyrma otworzył się z mlaskiem i wyskoczył z niego...............odział ciężko uzbrojonych orków.
Zaświstały bełty i łucznicy podli na glebę. Wojownicy szybko obstawili wszystkie wyjścia, ale mała grupka ludzi przedostała się na plac. Potwór podniósł się z ziemi, pochylił się i pożarł jednego z nich. Rozpoczęła się bitwa. Ludzie pilnujący bramy odwrócili się i pobiegli stawić czoło nowemu zagrożeniu. Ogdil z przerażeniem zobaczył, że jeden ze strażników biegnie w jego stronę z wyciągniętym mieczem. Skazaniec próbował się uwolnić ze wszystkich sił, ale wciąż był bezbronny. Człowiek uniósł miecz z wyrazem tryumfu na twarzy. Podbiegł i uderzył celując w czoło orka.
Oręż zatrzymał się o cal nad celem. Ogdil otworzył oczy i zobaczył strzałę sterczącą między oczami człowieka. Mężczyzna zachwiał się i upadł na ziemię. Ciało drgało jeszcze przez chwilę by w końcu zastygnąć- na zawsze. Skazaniec odwrócił się by zobaczyć swojego wybawcę. Rosły, szaro skóry ork podszedł i przeciął mieczem krępujące więźnia łańcuchy.
- Jesteś wolny bracie - oznajmił i dał mu swój oręż. - Do boju! - ryknął i odbiegł w stronę walczących.
Ogdil rozejrzał się niepewnie. Wyrm kulił się pod gradem wylatujących z wież strzał. Większość pocisków odbijała się od jego twardej skóry. Potwór co jakiś czas pożerał jednego z obrońców zamku.
Bohater otrząsnął się i pobiegł w stronę pobratymców. Zauważył po drodze znajomego szlachcica. Głupiec nawet nie miał na sobie zbroi. Ich spojrzenia spotkały się i człowiek rzucił się na niego z rządzą mordu w oczach. Machnął szablą celując w szyję orka, ale ten był szybszy. W ostatniej chwili skulił się i ciąg go z całej siły po plecach. Szlachcic pisnął jak kobieta i osunął się na kolana.
Ogdil nie zadał sobie trudu by go dobić. Zawsze gardził tak zwanym uniesieniem bojowym, o którym z takim rozmiłowaniem opowiadali inni orkowie. Wciąż pamiętał jedno z kazań starszego wioski, który głosił, że: ,,choć Ugh-Naz ma cztery ręce, to w żadnej nie trzyma broni”.
Bohater z obrzydzeniem spojrzał na goniącego młodą kobietę orka, który w końcu ją dopadł i odciął jej głowę. Czasami zadawał sobie pytanie, z czyjej winy ta wojna się zaczęła.
Nagle przypomniał sobie o czymś niezmiernie ważnym. Spojrzał w stronę skrywającej tajemnicę bramy.
- Nie! - ryknął, ale było już za późno.
Pięciu orków próbowało sforsować drzwi. Zanim Ogdil zdążył do nich dobiec ogarnęły ich niebieskie błyskawice i spłonęli żywcem. Bohater zauważył stojącego nieopodal przywódcę. Miał na sobie pełną zbroję z kridilu- minerału odpornego na magię. Nieznajomy podszedł do orka i obrzucił go niechętnym spojrzeniem.
- Witaj bracie. - Miał głęboki, wzbudzający zaufanie głos. - Jestem Grothar wódz plemienia Silnorękich. Jak cię zwą i jaką masz rangę?
- Ogdil wodzu. Ja.......nie mam rangi. Jestem rzeźbiarzem.
- Rozumiem - odparł z lekką pogardą. - Byłeś tutaj więźniem. Wiesz coś na temat tej bramy?
Bohater przyjrzał się potężnemu wojownikowi. Zdał sobie sprawę, że w porównaniu z nim wygląda raczej mizernie Grothar był niemal dwa razy szerszy. Spod zbroi wystawały mu potężne muskuły. Na całym ciele miał blizny. Widać było, że już niejedno przeżył. Ogdil odrzucił myśl, że przypomina ojca.
- Tak wodzu. Widziałem znak otwierający bramę.
- Doskonale. Otwieraj ją - rozkazał.
Bohater podszedł i zakreślił palcem w powietrzu znak. Miał nadzieję, że dobrze go zapamiętał, bo konsekwencje mogłyby być opłakane. Na szczęście nic złego się nie wydarzyło. Drzwi zaskrzypiały i powoli rozwarły. Ogdil zmrużył oczy, ale niczego nie dostrzegł w ciemnościach spowijających korytarz.
- Wiesz coś jeszcze, co mogłoby mi się przydać? - spytał Grothar.
Rzeźbiarz chciał zaprzeczyć, ale przyszło mu do głowy, że wtedy wódź rozkazałby mu zostać. Poczuł, że byłaby to wielka niesprawiedliwość, gdyby nie mógł odkryć tajemnicy, która dręczyła go od ostatnich, paru dni.
- Tak wodzu. Podsłuchałem, jak mówili o pułapkach i coś o drugiej bramie.
- W takim razie idziesz ze mną - oznajmił i wyjął zza pasa bogato zdobiony korbacz. Sześć srebrnych, kolczastych kulek zwisało z łańcuchów wychodzących z drewnianej rękojeści.
Ogdil przyjrzał się krytycznie swojemu mieczowi. Nie było w nim niczego szczególnego. Nie miał nawet znaku klanu u podstawy ostrza.
- Musimy uważać na magów - przypomniał sobie ork.
- Nie musisz się o nich martwić - odparł z wyraźną dumą wódz.- Zajęli się już nimi nasi sojusznicy. Chodźmy!
Ogdil ostatni raz spojrzał w stronę placu. Walka przyjęła dramatyczny obrót. Wyrm cały najeżony był już strzałami. Chwiał się niepewnie. Widać było, że już niedługo padnie. Zostało już niewielu orków. Bitwa przeniosła się na mury. Bohater zrozumiał, że atak wyrma i jego ,,załogi’’ był tylko dywersją mającą dać czas Grotharowi na dojście do bramy.
Tak wiele minęło od czasów kiedy jedynym zmartwieniem było zdobycie pożywienia.
Rzeźbiarz westchnął ciężko, odwrócił się i razem z potężnym wojownikiem wszedł do ciemnego tunelu.
Brama zamknęła się za nimi i przez chwilę stali w całkowitych ciemnościach. Jednak już po chwili pochodnie na ścianach zapaliły się i oczom bohaterów ukazał się długi korytarz kończący się schodami biegnącymi w dół. Orkowie ostrożnie schodzili w każdym momencie spodziewając się pułapki.
Ogdil miał wrażenie, że to już godzinę, kiedy w końcu schody skończyły się i ich oczom ukazały się najzwyklejsze w świecie drzwi.
- Wykonaj na nich swój znak - rozkazał wódź.
Rzeźbiarz wypełnił polecenie z przeczuciem, że i tak to nic nie da, bo jeśli czarodzieje zabezpieczyli drugie drzwi, to na pewno nie byli na tyle głupi by zrobić to tak, jak poprzednie.
Nic się nie stało. Grothar nie wyglądał na zaskoczonego.
- Odsuń się. Spróbuję je otworzyć. Moja zbroja mnie ochroni.
- Gdyby to było takie pewne, to nie posyłałbyś swoich żołnierzy do zewnętrznej bramy - pomyślał z przekąsem Ogdil ale zamilknął.
Wódź nacisnął klamkę, a drzwi o dziwo się otworzyły. Oczom bohaterów ukazał się niezapomniany widok.
Za drzwiami było...................długie, czerwone gardło. Oślizgły język ożywił się i zaczął latać naokoło.
- Co to ma być na Ugh- Naza? - przeraził się Ogdil.
Grothar uśmiechnął się z wyższością.
- Spokojnie. To tylko straszak. Iluzja.
Bez strachu wszedł w potworną paszczę, przeszedł po spokojnym już języku i zagłębił się dalej. Drugi z orków dogonił go po chwili wahania. Już po paru metrach świat powrócił do normy. Czerwona tkanka wtopiła się w ceglaną ścianę. Ogdil zszedł z towarzyszem po ostatnich już schodach i ujrzał najdziwniejszą komnatę w swoim życiu. W pierwszej chwili pomyślał, że zwariował. Pokój co chwila zmieniał kolory i migotał. Chwilami wydawał się przeźroczysty a jednocześnie przechodziły po nim błyskawice najróżniejszych barw.
Sprawiał wrażenie kolistego, ale nie było to pewne, podobnie jak wymiary pomieszczenia.
Grothar złapał towarzysza za ramię i mocno nim potrząsnął.
- Czy magowie mówili coś o komnacie wymiarów? Coś o zabezpieczeniach?
- N.....nie - wyjąkał zdezorientowany Ogdil. Oczy bolały go od nadmiaru ważeń. Tuż przez zamknięciem powiek pokój zmieniał się w koszmar. Po ścianach spływała krew i objawiały się na nich powykręcane twarze. Niektóre wyrażały mękę, a inne mogły należeć tylko do demonów.
Rzeźbiarz potarł skronie i zmrużył oczy. I wtedy to dostrzegł. Na środku komnaty stało dziwne stworzenie. Podobnie jak niegdyś Ogdil skrępowane było dwoma łańcuchami wychodzącymi z filarów podtrzymujących pokój. Stwór był przeźroczysty, w jego wnętrzu widać było strzępki tańczących kolorów. Z ogólnego kształtu przypominał trochę żabę stojącą na dwóch nogach. Zwrócił wyłupiaste oczy w stronę przybyszów.
- Co to jest?- spytał Ogdil.
- Nic, co dotyczy ciebie - odparł oschle Grothar. Chciał ruszyć do przodu, ale rzeźbiarz ośmielił się zastawić mu drogę..
- Muszę wiedzieć! Co to jest?
Wódz spojrzał na niego ze zniecierpliwieniem.
- Nie powiem ci jak się nazywa, bo to coś nie ma nazwy. Wyjawię ci jednak czym jest. To czysta esencja magicznej mocy. Stworzenie ściągnięte z wymiaru magii. Ten, kto zdobędzie nad nim władzę osiągnie niewyobrażalną potęgę.
Wszystko stało się jasne! Popadający w szaleństwo magowie, strach odkrycia tajemnicy przed orkami.
- Ale......ale to oznacza, że znów będziemy mogli władać mocą. Jak za starych czasów! - czuł taką euforię, jakby sam zdobył boską potęgę.
- Dokładnie! Więc zejdź mi z drogi.
Ogdil wykonał polecenie czując, że kręci mu się w głowie. To wszystko było zbyt piękne by mogło być prawdziwe. Grothar był już o parę kroków od stworzenia, gdy przeczucie rzeźbiarza potwierdziło się.
Z sufitu wyłoniła się olbrzymia zbroja. Składała się z napierśnika, skrzydlatego hełmu i fioletowego materiału spadającego od pasa w dół. W niewidzialnych dłoniach trzymała olbrzymi miecz i tarczę.
- Stójcie! - zadudnił głos spod hełmu. - Potęga avatara mocy jest zbyt wielka by ktokolwiek mógł ją dzierżyć. Zawróćcie póki możecie.
- Kim jesteś? - spytał Ogdil, ale rozmowa już się skończyła.
Grothar rzucił się w stronę strażnika i uderzył korbaczem w napierśnik. Metal wgniótł się do środka Olbrzym zaryczał i odepchnął go tarczą.
Ku zdumieniu obu orków zaatakował Ogdila. Machnął mieczem celując w nogi. Bohater zdążył podskoczyć w ostatniej chwili. Tymczasem Grothar wyjąc zza pasa mały toporek i rzucił celując w hełm strażnika. Potwór schował się za metalową zasłoną, po czym poleciał w stronę wodza.
Wojownik bez trudu unikał wielkiej broni strażnika. Mimo przewagi wzrostu potwór wolno wyprowadzał ciosy.
Ogdil z podziwem patrzył, jak jego towarzysz rozkręcił korbacz i czekał na dobrą okazję do ataku. W końcu przeciwnik uderzył, ponownie celując w nogi. Grothar ze zręcznością kota wspiął się po wielkim orężu, odbił od niewidzialnego ramienia i skoczył w stronę unoszącego się w powietrzu hełmu. Uderzył z całej siły. Sześć srebrnych, kolczastych kulek wbiło się w metal. Strażnik zaryczał głośno i złapał orka niewidzialną dłonią. Podrzucił go do góry, po czym rąbnął tarczą. Grothar poleciał w bok jak szmaciana lalka i niemal wbił się w mur od siły uderzenia. Osunął się bezwładnie na podłogę.
Potwór obrócił się w stronę Ogdila i poszybował w jego kierunku unosząc oręż.
- Czego on ode mnie chce? - pomyślał z paniką rzeźbiarz. - Przecież ja go nie atakowałem!
Znowu poczuł ten znajomy strach. Uczucie odrętwienia, to samo, które go opanowało przed jego pierwszą bitwą. Miał walczyć ramię w ramię ze starszym bratem, a został w namiocie.
Potworne twarze wyłaniające się ze ścian szydziły z niego.
- Tchórz! Zdrajca! - zdawały się wołać.
- Może i stchórzyłem przed pierwszą bitwą - pomyślał Ogdil. - Ale to wcale nie oznacza, że muszę tu zginąć!
Wielki miecz spadł na bohatera i przeciąłby go wzdłuż, gdyby ork nie wykonał uniku. Okręcił się na pięcie i wbił swoją broń w miejsce gdzie powinna być dłoń strażnika. Tym razem ryk był tak głośny, że odbijał się od ścian jeszcze przez minutę. Mimo widocznego cierpienia potwór nie upuścił miecza. Schował się za tarczą i zaczął się odsuwać.
- Dobra robota - usłyszał przy uchu Ogdil i o mało nie podskoczył. Grothar znów przy nim był.
Strażnik ryknął i rzucił się do przodu. Tym razem uderzał o wiele szybciej i sprawniej. Przestał się odsłaniać nie dając tym okazji do ataku.
Udało mu się rozdzielić wojowników. Odepchnął Grothara do tyłu.
Rzeźbiarz poczuł wstępującą w ciało falę zwątpienia. Olbrzymia broń leciała w jego stronę z zawrotną prędkością. Wiedział, że nie zdoła już wykonać uniku. W ułamku sekundy zobaczył swoje ciało rozcięte na pół.
Jeśli czegoś nie zrobię, to tak właśnie skończę!
Ujął więc swój miecz oburącz i stanął naprzeciw zagrożeniu. Wroga broń przyszpiliła go do ściany. Siła nacisku była tak wielka, że czuł jak jego własny oręż wbija mu się płazem w ciało. W końcu strażnik przechylił miecz i ciął wyrzucając Ogdila daleko w tył. Ork poczuł pieczenie w boku i jeszcze w locie zobaczył lecącą z rany krew.
Upadł na twardą posadzkę, zamroczyło go na parę sekund. Gdy doszedł do siebie zdał sobie sprawę, że wyczuwa coś pod lewą dłonią. Pod ścianą leżał toporek Grothara!
Ogdil ujął go w dłoń i powoli wstał.
Wódz plemienia Silnorękich wciąż dzielnie się bronił czekając na błąd przeciwnika.
Rzeźbiarz spojrzał jeszcze na uwięzionego avatara magii. Stwór pokiwał głową, jakby aprobował pomysł, który właśnie przyszedł do głowy bohatera.
Ogdil oczyścił umysł i skupił się na celu.
Najpierw rzucił w przeciwnika mieczem. Nawet nie trafił ostrzem ale nie było to ważne. Trzonek z hukiem uderzył w plecy strażnika. Potwór odwrócił się i wtedy nadeszła chwila prawdziwej próby.
Bohater wziął zamach i cisnął toporkiem celując w piekielny hełm. Broń ze świstem przecięła powietrze i.............wbiła się w niewidzialną twarz.
Potwór upuścił miecz i tarczę, po czym wydał z siebie krzyk, od którego zatrzęsła się ziemia. Ogarnęły go niebieskie płomienie i zaczął rozpadać się na części. Strzępki wielkiego strażnika wnikały w ściany i sufit, aż w końcu nic z niego nie zostało.
Cisza aż świdrowała w uszach. Ogdil niewiele myśląc pobiegł w stronę avatara. Dzieliło go zaledwie parę kroków, gdy poczuł mocne uderzenie w tył głowy. Stracił równowagę i zwalił się na posadzkę.
Spodziewał się wszystkiego. Kolejnego strażnika, bandy demonów.....odwrócił się i zobaczył...............stojącego nad nim Grothara.
- C.....co to ma znaczyć? - wyjąkał Ogdil pocierając tył głowy.
- Chciałeś go posiąść - odparł wojownik skazującym na śmierć tonem.
To była pomyłka. Musiał się wytłumaczyć.
- Nie dla siebie! Przecież podzieliłbym się mocą. Po to tu przyszliśmy prawda? żeby zdobyć nad nim władzę i oddać magię naszej rasie. Przywrócić klan szamanów!
- Nie. Przybyliśmy, żeby go zniszczyć.
Rzeźbiarz poczuł, że wiruje mu w głowie. To przecież niemożliwe!
- Zniszczyć? Coś takiego? Czy ty zdajesz sobie sprawę, co to...........
- Doskonale zdaję sobie sprawę! - krzyknął Grothar. Ujął korbacz oburącz i stanął w rozkroku. - Wiem, co się stanie, gdy magia powróci. Tacy jak ty dojdą do władzy. Słabi.....i żałośni. - W jego oczach płonął ogień. - Tak jak w starych czasach.......... niekończące się debaty i układy. A o prawdziwych wojownikach nikt nie będzie pamiętał, dopóki nie zostaną ostatnią nadzieją.
- O czym ty.........
- Wspólnie z resztą wodzów ustaliłem, że nie chcemy powrotu plugawej magii. To ona doprowadziła do upadku naszych przodków. Ona też się stanie zgubą ludzi i elfów, a teraz odsuń się!
- Nie! - Ogdil podniósł leżący obok toporek( czując wdzięczność, że los znów się do niego uśmiechnął ) i stanął na nogi. - Nie pozwolę ci.
- Nie masz ze mną szans. - Wojownik wypowiedział to bez cienia wątpliwości. - Zejdź mi z drogi.
Rzeźbiarz przełknął ślinę i pierwszy zaatakował. Grothar bez trudu się odsunął i rozpoczął wirujący taniec śmierci. Kolczaste gwiazdki latały z zawrotną prędkością nie dając nadziei na atak. Ogdil długo się wahał, ale w końcu uderzył.
łańcuchy zakręciły się wokół ostrza. Grothar szybkim ruchem ręki wyszarpnął toporek z dłoni rzeźbiarza. Uśmiechnął się widząc bezbronnego przeciwnika.
Nagle, cała komnata zatrzęsła się i wypełniła potwornym piskiem. ściany zabarwiły się czerwienią i zaczęły wychodzić z nich długie, szponiaste dłonie.
Ogdil wyczuł, że to jego jedyna szansa. Wziął krótki rozbieg i pchnął przeciwnika na najbliższą ścianę.
Potworne ręce zaczęły oplątywać Grothara. Jedna zabrała mu korbacz i zatopiła się w ścianie. Wódź krzyczał i wił się, ale nie mógł wyrwać się z uścisku. Tuż obok jego głowy wyłoniła się diabelska paszcza. Rząd ostrych zębów układał się w groteskowy uśmiech.
Ogdil odwrócił wzrok i popędził w stronę uwięzionego stworzenia. Uklęknął przed nim i przyjrzał mu się uważnie.
- W jaki sposób mam zdobyć nad nim władzę? - spytał sam siebie. - Magia jest taka nieprzewidywalna.
Avatar spojrzał na niego z wyraźnym wyrzutem, po czym zmienił kształt. Objawił się jako wisząca w powietrzu twarz Shiryantiela.
Rzeźbiarz wstrzymał oddech. Zdał sobie sprawę, że ten dziwny stwór jest tak samo uwięziony, jak niegdyś on. Mógł sobie tylko wyobrazić jego przerażenie. Wyrwany z własnego wymiaru był obiektem niekończących się eksperymentów.
Ork spojrzał na krępujące go łańcuchy.
Wisi nawet w tej samej pozycji, co ja- pomyślał z rozżaleniem.
Nagle poczuł do siebie odrazę. Był taki sam jak Shiryantiel, taki sam jak ludzcy kłusownicy których kiedyś spotkał.
Z zamyślenia wyrwała go podejrzana cisza. W ostatniej chwili odturlał się na bok. Grothar chciał go zabić jego własnym mieczem.
- Przygotuj się na spotkanie ze śmiercią - powiedział wojownik i z całej siły kopnął go podkutym buciorem w brzuch.
Ogdil stracił dech. Widział już świat przez łzy. Avatar powrócił do swojego normalnego kształtu. W jego spojrzeniu zastygło przerażenie.
Grothar podszedł powolnym krokiem do stworzenia.
- Nie chcemy tutaj ciebie - powiedział z obrzydzeniem i uniósł broń.
Rzeźbiarz zobaczył, że stwór zmienił się w miniaturę konia. Stanął na dwóch nogach i zarżał.
Orka ponownie zalała fala wspomnień. Przypomniał sobie, że właśnie tego konia zobaczył w czasie swojego pierwszego polowania.
- Strzelaj! - krzyczał ojciec, ale on nie mógł tego zrobić. Gdy zobaczył, jak pięknie prezentuje się to zwierze na tle wschodzącego słońca wiedział, że nie może odebrać mu życia. Przyszło mu do głowy, że niektóre stworzenia powinny być wolne i zbrodnią byłoby w jakikolwiek sposób ograniczać tę wolność.
Teraz jeszcze mocniej to czuł.
Grothar stanął w rozkroku i pchnął mieczem celując w pierś stworzenia.
- Nie! - krzyknął Ogdil i rzucił się by własnym ciałem zasłonić avatara. Ostrze przeszyło go na wylot. Poczuł, jak metal zagłębia się w organy i wychodzi plecami. Spodziewał się większego bólu. Z porównaniu z tym, co przeszedł pod czujnym okiem Shiryantiela było to jak pieszczota. Tylko, że tym razem nic go nie chroniło przed nieubłaganą śmiercią.
Grothar wyszarpnął ostrze i uśmiechnął się.
- Jak chcesz głupcze.........
Zamilknął, a Ogdil poczuł, że coś go wypełnia. Jakaś niezmierzona siła i potęga wnikała mu w ranę i wyostrzała zmysły. Po chwili na skórze nie było nawet śladu po zadanym ciosie.
Wielki wojownik, wódz plemienia Silnorękich cofał się z wyrazem autentycznego przerażenia na twarzy.
Ogdil odwrócił się i spojrzał na swobodnie już zwisające łańcuchy.
- Ogdilu - usłyszał w głowie delikatny głos. - Pokaż mi jak rzeźbisz.
Ork rozejrzał się po komnacie. Znów była normalnym, wykutym z kamienia pomieszczeniem. W jednej ze ścian zobaczył zarysy dwóch postaci. To były rzeźby czekające, aż ktoś je powoła do życia. Już nie potrzebował dłuta. Skinął tylko głową a one wyrwały się z okalających kamieni.
Golemy podeszły do Grothgara i złapały go za ramiona. Wojownik nawet się nie bronił.
Ogdil z zafascynowaniem spojrzał na swe dłonie. Czuł, że może wszystko. Słyszał bicie serc nadchodzących ludzi. Mógł je zatrzymać jedną myślą. Coś mu jednak mówiło, że nie byłoby to dobre.
Grothar zaczął krzyczeć, gdy ludzie wpadli do komnaty.
Rzeźbiarz pomyślał, gdzie chciałby się w tym momencie znaleźć i zamknął oczy.
Poranna mgła wciąż wisiała w powietrzu, kiedy Ogdil spacerował po ruinach swojej rodzinnej wioski. Doszedł w końcu do placu, na którym spłonęła jego rodzina. Zamknął oczy i wypowiedział życzenie. Gdy otworzył powieki, stał przed nim wielki posąg przedstawiający pięciu orków. Matka, ojciec, siostra i dwóch braci. Byli szczęśliwi.
Ogdil westchnął ciężko i odwrócił się.
- I co teraz będzie? - spytał sam siebie.
Odpowiedział mu cichy głos w głowie:
- Wszystko drogi Ogdilu. Wszystko.
2
Z zamyśleniaZ zamyślenie wyrwała go postać w czarnej szacie
Rozumiem, że te kropki miały oznaczać dłuższą przerwę lub coś w tym stylu, ale w takim razie powinno wyglądać to tak:- Twoja prymitywna rasa.....nigdy nie zrozumie, że magia jest jak miecz.
- Twoja prymitywna rasa... nigdy nie zrozumie, że magia jest jak miecz.
To jest już znaczną przesadą. Te kropki nie są tutaj potrzebne. Zrób zdanie kończące się kropką, albo trzema, czyli niedopowiedzeniem.Na chwilę plac i twarz oprawcy rozmyły się........................
Gdyby nie było napisane, że pomyślał, uznałabym, że to powiedział.- Przecież oni nie mogą wejść do NASZEGO domu - pomyślał Ogdil. - Po prostu nie mogą. Dom to.....dom, święte miejsce i sanktuarium. Jak to możliwe, że ktoś ma prawo przekraczać tę granicę?
- NIEEEEEEEEEE! - zawyła matka.
Ten........ten potwór.......................on zaczął ......kopać......a później...........później tych dwóch się dołączyło. Matka zaczęła kwiczeć....................
To ta sytuacja miała być przerażająca, czy może ilość tych kropek?
Jak dotąd niewiele osób podjęło się przedstawienia sytuacji z perspektywy orków, a już na pewno nie w taki sposób. W końcu są przedstawiane jako złe z natury, wredne, brzydkie i głupie potwory, które zabijane śą przez herosów i ich kompanów.
Mimo to nadmiar tych kropek jest wręcz porażający, utrudnia czytanie i psuje jakość tekstu.
Nie wyłapałam jakichś błędów, bo niezbyt się na tym znam, ale jakoś ten tekst mnie nie zaciekawił (zapewne przez wygląd i to, że wielka odsiecz musiała nastąpić).
Jeszcze na początku było całkiem dobrze, nie spodziewałam się, że tym jeńcem jest ork. Elfy zostały ukazane w całkiem odmienny sposób, trochę tak, jakby te dwie rasy zamieniły się miejscami (wreszcie jakaś odmiana!)
I jeszcze jedno:
Bohater, który stara się przywrócić magię/rzecz/inne-coś-bardzo-ważnego-lub-potężnego swojemu plemieniu/rasie/czemuś-tam-jeszcze. Skąd ja to znam- Chciałeś go posiąść - odparł wojownik skazującym na śmierć tonem.
To była pomyłka. Musiał się wytłumaczyć.
- Nie dla siebie! Przecież podzieliłbym się mocą. Po to tu przyszliśmy prawda? żeby zdobyć nad nim władzę i oddać magię naszej rasie. Przywrócić klan szamanów!
Są plusy i są minusy. Na początku zacznij od eksterminacji tych kropek, aby czytelnikowi czytało się łatwiej i przyjemniej.
Pozdrawiam.
3
Dziękuję za komentarz. Rzeczywiście te kropki wyglądają fatalnie. Miało być efektownie a wyszło biednie. Cóż, tego błędu już na pewno nie popełnię.
Ja też jestem zmęczony ślicznymi elfami i cuchnącymi orkami w fantasy. Szkoda, że efekt mojej małej szarady został popsuty. Myślę jednak o napisaniu kolejnego opowiadania w tej konwencji.
Pozdrawiam.
Ja też jestem zmęczony ślicznymi elfami i cuchnącymi orkami w fantasy. Szkoda, że efekt mojej małej szarady został popsuty. Myślę jednak o napisaniu kolejnego opowiadania w tej konwencji.
Pozdrawiam.
4
Ja też jestem zmęczony ślicznymi elfami i cuchnącymi orkami w fantasy.
Ja też. Jestem na tyle zmęczony tymi rasami, że nie chcę ich widzieć nawet w odmiennych rolach. Czamu nie zdecydujesz się porzucić tego schematu, zamiast go tylko zmieniać?
Lubię fantasy, ale po elfach i orkach, najbardziej drażnią mnie trudne do wymówienia nazwy takie jak: Shiryantiel, A’hnaltin.
Jeżeli "h" w A'hnaltin jest nieme - wychodzi nam ANAL-tin. Brzmi jak nazwa czopków
Ugh-Naz - jak to przeczytać? Po polsku brzmi tak, jakby ktoś dostał z piąchy w brzuch, a potem w nos. Po angielsku "Ugh" czyta się przekomicznie.
Co do opowiadania. Trochę długie, choć akcjia jest - tekst mnie nie wciągnął. Te megakropki muszą zostać usunięte. Tekst jest za-Ogdilowany. Imię powtarza się zbyt często ( nie martw się, też mam z tym problem ).
Wracając do kwestii elfów i orków. O ile nie uważasz, że jest na to za późno, wyjdź z oklepanych schematów już teraz. Stwórz własne rasy, lub postaw na ludzi ( udziwniając ich? ). Poczujesz się wolny
5
Ja się po części zgodzę z moimi poprzednikami, aczkolwiek nie do końca :wink:
Ze Skrzydlatą muszę się zgodzić szczegolnie jeśli chodzi o nadużywanie kropek. To bardzo ciekawe, skąd ci się to wzięło, bo nigdzie wcześniej czegoś takiego nie widziałam.
Jeśli zaś chodzi o MasterMind, to muszę mu przyznać rację odnośnie trudnych imion. Mają rzeczywiście dość dziwną wymowę, a poza tym ciężko je zapamiętać. Chyba nie przypominam sobie żadnego imienia, prócz tego, jakie nosił główy bohater.
Najpierw może napiszę ogólnie, jak mi się podobało. Otóż mam bardzo mieszane uczucia
Czytałam to na raty, tj. podzieliłam ten tekst na pół. Jak czytałam część pierwszą, do momentu, kiedy spadł wielki kamol (czy co to tam było), to przyznam szczerze, że sie nawet wciągnęłam
Serio. No bo niespodziewanie tym dobrym okazuje się ork, a poza tym ciekawie opisałeś to wszstko.
Z kolei, kiedy zabrałam się za częśc drugą (przed chwilą), nieco się zawiodłam. Może to dlatego, że jest już późno, ale jakoś akcja mi gdzieś uciakała. Tzn. nie mogłam się połapać w wydarzeniach. Tu walczą, tu cośtam... Totalny chaos. Poza tym nagle zaczął mnie razić twój język. Tekst stał się w moim odczuciu bardziej "toporny", z błędami itd.
Naprawdę jest to dziwne, ale cóż mogę rzec
Podsumowując, ogólnie nie jest źle. Koniec trochę zawaliłeś ( w sensie- tę drugą część), ale udało ci się mnie zaciekawić przynajmniej na początku, a to już coś :wink:
Dużo pisz, wtedy twój język stanie się bardziej płynny i ogólnie lepszy. Czytelnik będzie miał większy komfort, czytając.
Musisz też popracować nad przecnkami, bo wylapałam wiele braków.
Teraz parę rzeczy do poprawy:
Po "uzbrojeni" przecinek. Poza tym powtórzenie "w stronę".
"Otwórz ją"?
Dobra, wystarczy tego, a raczej musi wystarczyć, bo czas spać
Na koniec powiem, że nie zgadzam się z tym, że elfy itd. już się przejadły!!! Nie prawda! Mi się nie znudziły i nie zanosi się na to w najbliższym czasie. Możesz sobie o nich pisać dowoli, a noetting cię nie potępi
Ale oczywiście, jak nie chcesz, to nie musisz.
Ze Skrzydlatą muszę się zgodzić szczegolnie jeśli chodzi o nadużywanie kropek. To bardzo ciekawe, skąd ci się to wzięło, bo nigdzie wcześniej czegoś takiego nie widziałam.
Jeśli zaś chodzi o MasterMind, to muszę mu przyznać rację odnośnie trudnych imion. Mają rzeczywiście dość dziwną wymowę, a poza tym ciężko je zapamiętać. Chyba nie przypominam sobie żadnego imienia, prócz tego, jakie nosił główy bohater.
Najpierw może napiszę ogólnie, jak mi się podobało. Otóż mam bardzo mieszane uczucia
Czytałam to na raty, tj. podzieliłam ten tekst na pół. Jak czytałam część pierwszą, do momentu, kiedy spadł wielki kamol (czy co to tam było), to przyznam szczerze, że sie nawet wciągnęłam
Z kolei, kiedy zabrałam się za częśc drugą (przed chwilą), nieco się zawiodłam. Może to dlatego, że jest już późno, ale jakoś akcja mi gdzieś uciakała. Tzn. nie mogłam się połapać w wydarzeniach. Tu walczą, tu cośtam... Totalny chaos. Poza tym nagle zaczął mnie razić twój język. Tekst stał się w moim odczuciu bardziej "toporny", z błędami itd.
Naprawdę jest to dziwne, ale cóż mogę rzec
Podsumowując, ogólnie nie jest źle. Koniec trochę zawaliłeś ( w sensie- tę drugą część), ale udało ci się mnie zaciekawić przynajmniej na początku, a to już coś :wink:
Dużo pisz, wtedy twój język stanie się bardziej płynny i ogólnie lepszy. Czytelnik będzie miał większy komfort, czytając.
Musisz też popracować nad przecnkami, bo wylapałam wiele braków.
Teraz parę rzeczy do poprawy:
Po "słupów" przecinek, a "poł nago" chyba się pisze razem.do dwóch słupów stojąc pół nago
Powtarzasz się ze słowem "czekać".Pojawił się nagle w piekle i nie miał pojęcia co go czeka. Teraz przynajmniej wiedział, czego można się spodziewać.
Nie musiał długo czekać by pojawili się pierwsi ,,goście”.
Po "niego" przecinek.podszedł do niego trzymając
Przed 'ale" przecinek.zabawne ale nikomu
Przed "świnio" przecinek.znaczy świnio
Przed "by" przcinek! Przed żadnym "by" nie masz przecinka, więc popraw to w całym tekście.rzeczy by
Po "komnat" przeinek i przed "jakby" raczej też.Towarzysze szybko odprowadzili go do komnat śpiesząc się przy tym jakby ich gonił sam legion piekielny.
Po "zenicie" przcinek.Gdy słońce było już w zenicie opadła główna brama
O ile się nie mylę, kiedy się do kogoś mówi i na końcu wymienia jego imię, rasę, zawód, czy co tam jeszcze, to przed tym się daje przecinek. Radzę więc powastawiać te przecinki w każdym takim wypadku w całym opowiadaniu.- Wiem, co się ze mną stanie elfie
Przed "to" ma być przecinek.Nic nie mów, a jak nadarzy się okazja to uciekaj ile sił.
Przed "więc" przecinek.Ork nic nie odpowiedział więc kontynuował.
Przed "zagiął" przecinek.Nie doczekawszy się odpowiedzi zagiął jeden róg tabliczki.
Zjadłeś kropkę.Ork zaczął krzyczeć na całe gardło Elf uśmiechnął się i uciszył go ruchem dłoni.
Przed "co" przecinek.- Nieźle go urządził co? - odezwał się jeden z mężczyzn.
Przed "nawet" przecinek.Gdy wrzucono go do celi nawet nie zmienił pozycji.
A tutaj chyba przecinek niepotrzebny :wink:Nagle, coś w nim pękło.
Ci, którzy byli uzbrojeni pognali w stronę wyrwy, a reszta udała się w stronę zbrojowni.
Po "uzbrojeni" przecinek. Poza tym powtórzenie "w stronę".
Coś tu nie gra, ale nie wiem coNadzieja i szczęście niemalże nie odebrały mu tchu.
Powtarzasz słowo "się", ale jak się nie da tego zastąpić niczym, to już trudno...Zatrzymali się i zaczęli rozglądać się bezradnie po placu.
Po lewo?Skazaniec dostrzegł jakiś ruch po lewo.
Ha, Wojna światów. Coś wypiętrzało ziemię do góry. Kopiec robił się coraz większy i szerszy.
A po co ten myślink przed "na zawsze"?Ciało drgało jeszcze przez chwilę by w końcu zastygnąć- na zawsze.
Szaroskóry? Chyba tak, ale nie jestem pewna.Rosły, szaro skóry ork podszedł
Ciął.W ostatniej chwili skulił się i ciąg go z całej siły po plecach.
Przed "ogarnęły" przecinek.Ogdil zdążył do nich dobiec ogarnęły ich niebieskie błyskawice i spłonęli żywcem.
Przed "wódz" przecinek.- Jestem Grothar wódz plemienia
Proszę, tylko nie bohater! O bohaterach to pisaliśmy na polskim w podstawówce!Bohater przyjrzał się potężnemu wojownikowi.
A nie byłoby lepiej:. Otwieraj ją - rozkazał.
"Otwórz ją"?
źle brzmi to zdanie.Wyrm cały najeżony był już strzałami.
Przed "mającą" przecinek.był tylko dywersją mającą dać czas
Po "korytarz" przecinek.oczom bohaterów ukazał się długi korytarz kończący się schodami biegnącymi w dół.
Ale co godzinę?Ogdil miał wrażenie, że to już godzinę, kiedy w końcu schody skończyły się i ich oczom ukazały się najzwyklejsze w świecie drzwi.
Chyba lepiej by brzmialo "zamilkł".pomyślał z przekąsem Ogdil ale zamilknął.
Dobra, wystarczy tego, a raczej musi wystarczyć, bo czas spać
Na koniec powiem, że nie zgadzam się z tym, że elfy itd. już się przejadły!!! Nie prawda! Mi się nie znudziły i nie zanosi się na to w najbliższym czasie. Możesz sobie o nich pisać dowoli, a noetting cię nie potępi
Strona autorska: http://zalecka-wojtaszek.pl
Wsparcie dla pisarzy: http://www.gabinet-holistic.com/
Pracuję z pisarzami, którzy mają poczucie, że nie do końca wykorzystują swój czas i potencjał i nie realizują się tak, jak by chcieli. Pomagam im przezwyciężać przeszkody związane z procesem twórczym i śmiało dzielić się sobą ze światem.
Wsparcie dla pisarzy: http://www.gabinet-holistic.com/
Pracuję z pisarzami, którzy mają poczucie, że nie do końca wykorzystują swój czas i potencjał i nie realizują się tak, jak by chcieli. Pomagam im przezwyciężać przeszkody związane z procesem twórczym i śmiało dzielić się sobą ze światem.
6
Jestem na tyle zmęczony tymi rasami, że nie chcę ich widzieć nawet w odmiennych rolach. Czamu nie zdecydujesz się porzucić tego schematu, zamiast go tylko zmieniać?
Sądzę, że istnienie dwóch ras w których jedna reprezentuje zło a druga dobro jest fundamentem fantasy. I nie ważne czy będą to orki, gobliny, urgale czy fomorianie. Zawsze będzie wiadomo, że to są ci źli. Tak samo, musi być coś w rodzaju elfów- dobrych i świętych istot. Oczywiście, nie zawsze jest tak czarno biało ale schemat pozostaje ten sam.
Jeżeli "h" w A'hnaltin jest nieme - wychodzi nam ANAL-tin. Brzmi jak nazwa czopków
Rzeczywiście! Muszę w takim razie zaznaczyć, że to h jest BARDZO dźwięczne
Ugh-Naz - jak to przeczytać?
Cóż, przyznaję, że nie myślałem długo nad wymyślaniem imion. Zawsze mnie to drażni. Jestem jedynie dumny z imienia: Shiryantiel. Według mnie, naprawdę ładnie brzmi [Szhirjantiel]
Tekst jest za-Ogdilowany. Imię powtarza się zbyt często ( nie martw się, też mam z tym problem )
Ano właśnie! To jest dla mnie jeden z poważniejszych problemów w czasie pisania. Czasami trzeba opisać coś co nie łączy się z głównym bohaterem, zmienić podmiot. Jak zaznaczyć, że nasz heros jest znów podmiotem? No więc oprócz Ogdil: jego rasa: ork, jego profesja: rzeźbiarz, no i jeszcze zostaje ,,bohater'' co jak noetting słusznie zauważyła, brzmi kulawo.
Ogólnie muszę ci podziękować noetting za to, że chciało ci się wyłapywać te wszystkie interpunkcyjne i sładniowe błędy, na dodatek tak późną porą. Przyznaję, że zawsze pogardzałem interpunkcją ale mam zamiar nadrobić wszelkie zaległości. Cieszę się jednak, że choć na chwilę poczułaś się zainteresowana moją historią. Jeśli chodzi o skojarzenia z Wojną światów to obiecuję, że nie opierałem się na tym filmie. Ten motyw z wielkim robakiem przyśnił mi się pewnej spokojnej nocy. Widziałem go jak wychodził z ziemi obok mojego bloku
Jeszcze raz dziękuję tobie i MasterMindowi. Będę pracował nad swoim stylem i interpunkcją. Pozdrawiam.
7
Otoż to! Widzę, że ktoś wreszcie wyraził w prosty sposób to, co myślęSądzę, że istnienie dwóch ras w których jedna reprezentuje zło a druga dobro jest fundamentem fantasy.
Mi też się to imię od razu spodobalo, bo jest bardzo ładne (melodyjne) i elfickieJestem jedynie dumny z imienia: Shiryantiel. Według mnie, naprawdę ładnie brzmi [Szhirjantiel]
Wierzę. Mi się to po prostu nasunęło na myśl, bo dzień wcześniej widziałam ten film. A swoją drogą, ciekawy sen z tym robalem :wink:Jeśli chodzi o skojarzenia z Wojną światów to obiecuję, że nie opierałem się na tym filmie.
Strona autorska: http://zalecka-wojtaszek.pl
Wsparcie dla pisarzy: http://www.gabinet-holistic.com/
Pracuję z pisarzami, którzy mają poczucie, że nie do końca wykorzystują swój czas i potencjał i nie realizują się tak, jak by chcieli. Pomagam im przezwyciężać przeszkody związane z procesem twórczym i śmiało dzielić się sobą ze światem.
Wsparcie dla pisarzy: http://www.gabinet-holistic.com/
Pracuję z pisarzami, którzy mają poczucie, że nie do końca wykorzystują swój czas i potencjał i nie realizują się tak, jak by chcieli. Pomagam im przezwyciężać przeszkody związane z procesem twórczym i śmiało dzielić się sobą ze światem.
8
Dobra, przeczytałem... kawałek. Więcej niż pół.
Zacznę jednak od początku.
Zatem do dzieła.
Dlaczego zmartwień? Wcześniejszy tekst nie wskazuje na to aby go martwiły, a jedynie interesowały.
Dlaczego nie? Takie stwierdzenie na samym początku bez żadnego poparcia sensownym argumentem źle wróży.
Przeczytałem jeszcze kawałek. Tylko już nie mam siły nic notować, kopiować i poprawiać.
Te kropki i powtórzenia to Twój największy problem. Największy jednak nie jedyny.
Język też wydaje mi się nieco zbyt prosty, nie każę Ci władać wyszukanymi słowami, ale tutaj wygląda to momentami jakby ktoś na ulicy mi opowiadał jakąś historię. Włóż w to trochę serca, przemyśl bardziej każde zdanie.
Jeśli chcesz to popraw ten tekst i wklej go tutaj, wtedy doczytam. Przy aktualnym wyglądzie nie potrafię sie przemóc. Wybacz, to zbyt duża męczarnia dla mnie.
Nie zniechęcaj się. Pisz. Z każdym tekstem jest lepiej.
Pozdro.
Zacznę jednak od początku.
Zatem do dzieła.
Ranek, właśnie. Powiedz mi, co w takim razie robi tam "wysoko urodzony"? Zazwyczaj wstają oni nieco później niż o poranku. Taki szczególik, ale mnie nieco zdziwił. Wiem kolejny schemat, który chciałeś przełamać?Był dopiero ranek, więc większość ludzi jeszcze spała
To ironia czy on wie, że oni są naprawdę dzielni? Tak jakoś niewyraźnie zaznaczone.powroty dzielnych ludzi były najciekawsze
tajemnicza brama będzie najmniejszym z jego zmartwień.
Dlaczego zmartwień? Wcześniejszy tekst nie wskazuje na to aby go martwiły, a jedynie interesowały.
Tu się będę czepiał, chyba. Nieudane metafory.spoglądających na świat z obojętnością pustki. Dwie czarne studnie emanujące bezlitosnym spokojem i skupieniem.
Nie wydaje Ci się, że czegoś tutaj brak?Diuk Habrey zażyczył sobie by codzienne rano budził go wrzask orka
Orkowie jako jedyni nie mogą korzystać z magii.
Dlaczego nie? Takie stwierdzenie na samym początku bez żadnego poparcia sensownym argumentem źle wróży.
Zaciął Ci się klawisz? Trzy kropki wystarczą.Na chwilę plac i twarz oprawcy rozmyły się........................
Wiem, że miało to tak wyglądać, ale w tym momencie wygląda jakby narrator zaciął się jak zdarta płyta.ale wyczuwał, że to jest złe. Matka się bała, więc to musiało być złe.
Słyszałem nie raz sformułowanie "napięta atmosfera", ale "atmosfera napięcia" brzmi raczej śmiesznie.Atmosfera napięcia była wręcz namacalna.
Wielkie litery zbędne jak śnieg w lecie.wejść do NASZEGO domu
Kod: Zaznacz cały
. Kobieta otarła mu oczy i sama powstrzymała szlochanie. Wpierw mu matka otarła łzy i zaczął dokładnie opisywać co widzi, nic nie wskazywało na to żeby łzy ponownie zalewały mu oczy, a tu ociera sam oczy z łez, o których nie ma mowy i śladu w opisie.Ogdil otarł łzy i przyjrzał się nieznajomemu
Tutaj to już zupełna przesada. Nie wiem jaki cel miały w tym przypadku kropki..........on...............uderzył.....................matkę..................
Wybacz, ale te kropki i niedomówienia brzmią jak opis wydarzeń sporządzony przez kogoś niespełna rozumu.Ten........ten potwór.......................on zaczął ......kopać......a później...........później tych dwóch się dołączyło. Matka zaczęła kwiczeć....................
Znów niepotrzebne powtórzenie myśli. Można to zrobić inaczej, tak żeby wszystko znalazło się w jednym zdaniu i nic się nie powtarzało.Chciał zabić tego elfa. Wtedy właśnie, pierwszy raz w życiu chciał zabić.
Czemu? To elfy nie mają narządów płciowych? Pytam serio, nigdy nie spotkałem się z takim opisem. Chyba.po czym z całej siły uderzył go w krocze. Okrutnik nie zawył z bólu i nie zaczął się wić na posadzce, ale drgnął lekko, co dało szansę chłopcu by wyrwać się z jego uścisku i pognać w stronę drzwi.
Znów kropki i słabo rozbudowany klimat. Raczej brzmi śmiesznie.To było coś jak pale..........i coś było do nich przyczepione. Gdy Ogdil zmrużył powieki i dostrzegł CO było do nich przyczepione zemdlał..............................................
Kropeczki.jedno słowo i.................
Dziwnie się to czyta. Na początku nie ma informacji żeby coś się rozmywało, a tu "jednocześnie wszystko było wyraźne".Każdy cal jego skóry wrzeszczał i umierał w agonii, a jednocześnie wszystko było wyraźne.
Co Ty masz z tymi kropkami?..................pale..............pośrodku wielkiego ognia...................
O.......oczywiście - odparł niepewnie i oddalił się.
ostrzeżenia............złożył całą tabliczkę zmieniając ją w niewielki sześcian.
Kropki.wieprz...............
Czegoś mi tu brak.O dziwi ból zaczął się
Przeczytaj to zdanie. Szaty czarniejsze od pewnego kroku?Szaty czarniejsze niż noc i pewny krok.
A później zrobił uśmiech numer pięć.zrobił minę: ,,wiesz, że nie mogę”.
Znów dziwnie brzmi. Nowsze - zmień ten wyraz. Może też daj zamiast słów zaklęcia, czy coś.Elf wypowiadał coraz to nowsze słowa.
Przeczytałem jeszcze kawałek. Tylko już nie mam siły nic notować, kopiować i poprawiać.
Te kropki i powtórzenia to Twój największy problem. Największy jednak nie jedyny.
Język też wydaje mi się nieco zbyt prosty, nie każę Ci władać wyszukanymi słowami, ale tutaj wygląda to momentami jakby ktoś na ulicy mi opowiadał jakąś historię. Włóż w to trochę serca, przemyśl bardziej każde zdanie.
Jeśli chcesz to popraw ten tekst i wklej go tutaj, wtedy doczytam. Przy aktualnym wyglądzie nie potrafię sie przemóc. Wybacz, to zbyt duża męczarnia dla mnie.
Nie zniechęcaj się. Pisz. Z każdym tekstem jest lepiej.
Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
9
Dziękuję za w pełni profesjonalną krytykę. Rzeczywiście, dużo jest błędów i nielogiczności w moim tekście. Nie czuję się zniechęcony, raczej zmotywowany. Klnę się na wszystko co święte, że napiszę jeszcze coś co ci się spodoba
Nie mam zamiaru wklejać poprawionej wersji. Przeanalizuję wszystkie błędy ale sądze, że raz zniszczonej historii nie da się naprawić. Biorę się za coś nowego.
Pozdrawiam
Nie mam zamiaru wklejać poprawionej wersji. Przeanalizuję wszystkie błędy ale sądze, że raz zniszczonej historii nie da się naprawić. Biorę się za coś nowego.
Pozdrawiam