No, to kolejny przykład mojej archiwalnej pisaniny, do przeczytania i ewentualnego porównania z resztą.
Tym razem to "Niezdobyte drogi", osadzone w tym samym settingu co zwykle i również napisane przeze mnie jeszcze podczas studiów. Były pisane jako opowiadanie, choć w praktyce rozrosły się do rozmiarów małej powieści (90 stron). Tak jak "Pierwsza krew", miał to być taki sobie utworek, który pisałem do szuflady, celem dalszej pracy nad warsztatem oraz rozwinięcia mitologii uniwersum. Niemniej, sam nie uważam go obecnie za udany. Ale zobaczmy, co z tego będzie.
Aby jednak rzec tytułem wyjaśnienia, o co generalnie chodzi - poprzednim razem była opowieść spod szyldu "oddział żołnierzy penetruje bezludną stację kosmiczną i walczy z potworami", tym razem są walki między okrętami oraz kosmiczni piraci. Wcześniej narracja skupiała się na obcych (Sorevianach), ale teraz ci są protagonistami tylko w prologu. Reszta narracji prowadzona jest z punktu widzenia ludzi. Aha, i żeby nie było żadnych wątpliwości - dość często pada tutaj nazwa innych obcych - Xizarian. Poprawnie wymawia się toto nie "Ksizarianie", tylko "Szizarianie".
Uwaga - tekst zawiera wulgaryzmy.
===========================================================================================================================
KRĄŻOWNIK LINIOWY „ANTERONAI”, KLASA TEKADE
DRUGA FLOTA PATROLOWA SVS
SEKTOR GUVERA, UKŁAD IRYDA, ROK 3240 CZASU ALFA
XXXXRozmowy w mesie oficerskiej ucichły, jak ucięte nożem, gdy przez słaby gwar przebił się przenikliwy dźwięk umieszczonego tam komunikatora. Sztućce, dzierżone w łuskowatych dłoniach, zastygły nad talerzami, a oczy wszystkich obecnych tu soreviańskich oficerów zwróciły się w jedną stronę. Po krótkiej chwili konsternacji, dowódca zerwał się ze swojego miejsca przy długim stole. Podszedł do odzywającego się miarowo urządzenia na ścianie, aktywując panel holograficzny i dotykając go szponiastym palcem.
XXXX- Co znowu? – warknął ze zniecierpliwieniem.
XXXX- Mai karimo, otrzymaliśmy wezwanie od terrańskiego Czternastego Zespołu Ładunkowego – zaskrzeczał głos kapitana flagowego.
XXXX- Terrański konwój? Co z nimi? Co to za wezwanie?
XXXX- Sygnał wezwania pomocy. Opuszczają tunel nadprzestrzenny w pobliżu orbity Irydy IX i proszą o natychmiastową pomoc militarną. Są pod ostrzałem.
XXXX- Auvelianie? – zapytał dowódca, zwężając gadzie oczy.
XXXX- Nie powiedzieli. Jakie są rozkazy, mai karimo?
XXXXOficer nie był zadowolony. Ledwie zdążył zasiąść do spóźnionego nuvere, mając za sobą i tak męczący dzień, gdy nagłe wydarzenie zmusiło go do powrotu na stanowisko. Smagnął podłogę długim ogonem w wyrazie irytacji.
XXXX- Obrać nowy kurs i przygotować się do przechwycenia sił nieprzyjaciela – zawarczał, nie kryjąc zniecierpliwienia. – Na stanowiska bojowe. Niech pozostałe okręty trzymają się blisko i utrzymują zwarty szyk.
XXXX- Tak jest, mai karimo.
XXXXDowódca odstąpił od komunikatora, odwracając się ku drzwiom. Nie rzekł nic, tylko rzucił krótkie spojrzenie pozostałym oficerom, po czym wypadł na korytarz, szybkim krokiem zmierzając w stronę mostka.
XXXXAneli Valanile dzierżył rangę mai karimo, choć w rozmowie z wołającymi o pomoc Terranami – o ile w ogóle przeżyją i do takowej dojdzie – określiłby siebie raczej mianem komodora. Do swojego obecnego stanowiska doszedł po wielu latach przykładnej służby, czynnie uczestnicząc w bataliach z obcymi rasami Auvelian oraz Ildan. Niedawno jednak złożył podanie o przeniesienie do Floty Patrolowej, licząc, że oznacza to dla niego pewien okres spokoju. Miał zamiar chwilowo odpocząć od walki, zaś objęcie komendy nad jednym z pomniejszych zespołów okrętów, patrolujących strefę wpływów SVS, dawało mu taką możliwość. Toteż teraz pod maską irytacji ukrywał też pewien niepokój – sektor Guvera, wchodzący w skład terrańskiej przestrzeni kosmicznej, był uznawany za strefę bezpieczną, dziwne zatem, że doszło tutaj do jakiejś walki.
XXXXDowódca musiał dostać się jeszcze windą na wyższy poziom, jednak rychło dotarł na mostek. Zajął swoje miejsce koło kapitana flagowego, lustrując wzrokiem monitory oraz oczekujących rozkazów techników, podłączonych do systemów okrętu. Całe pomieszczenie przypominało nieco galeryjkę – dowódcy zajmowali miejsca na niewielkim podwyższeniu, a tuż przed nimi, nieco poniżej, znajdowało się dwóch sterników, z czarnymi wizjerami na głowach. Dalej, przy stanowiskach komputerowych – dwóch po bokach i dwóch z przodu – zasiadali technicy.
XXXX- Mai karimo na mostku – oznajmił chłodny głos, który został szybko zagłuszony przez Aneliego.
XXXX- Jaka jest sytuacja? Żądam meldunków!
XXXX- Jesteśmy w drodze do strefy przejścia – rzekł kapitan, poruszając się niespokojnie w fotelu. – Spotkamy się tutaj z konwojem z planety Avalon. Jest tam blisko pięćset jednostek handlowych, z pełnymi ładowniami.
XXXX- Utrzymujcie bezpieczną odległość. Mamy z nimi kontakt?
XXXX- Słaby. Coś ich zagłusza. Ale wciąż odbieramy wezwanie o pomoc. Leci na wszystkich kanałach.
XXXX- Puść to przez głośnik. I uruchom translator, jeśli jeszcze tego nie zrobili.
XXXXAneli nie zawracał sobie nigdy głowy nauką ludzkiego języka, ani go nie poznał. Tak jak inni załoganci „Anteronai”, nie był przecież człowiekiem – należał do rasy Sorevian, humanoidalnych jaszczurów, którzy niegdyś znajdowali się w stanie wojny z Terranami. Jak na ironię, konflikt ów zaczął się na rodzimej planecie gadów, gdzie swoją inwazję podjęli ludzie, lecz to Sorevianie mieli się okazać tymi, którzy śmieją się ostatni. W toku rozwijającego się na przestrzeni lat konfliktu odnosili nad Terranami kolejne, coraz bardziej miażdżące zwycięstwa, nim wreszcie zadali im ostateczną klęskę na ich własnym macierzystym świecie. Po wygranej wojnie, jaszczury sprawowały kontrolę nad upadłym ludzkim imperium – i choć nie ingerowały bezpośrednio w suwerenną władzę Unii Sprzymierzonych Światów, ani nie stosowały terroru, czerpały pewne zyski, pobierając regularne trybuty w postaci ułamków ogólnie eksploatowanych na poszczególnych planetach zasobów. Surowce te były cyklicznie transportowane na światy SVS przez ogromne konwoje terrańskich statków handlowych.
XXXXTeraz zaś jeden z takich konwojów został zaatakowany, co było zjawiskiem właściwie nie spotykanym.
XXXX- Tu komodor Alan Cromwell, dowódca Czternastego Zespołu Ładunkowego, z mostka „Astry” – odezwał się wymówiony przerażonym głosem komunikat. – To sygnał mayday statusu priorytetowego, jesteśmy atakowani. Uszkodzonych lub zniszczonych jest już blisko dziesięć procent statków, sytuacja pogarsza się z każdą chwilą. Opuszczamy nadprzestrzeń portalem w strefie Irydy IX. Prosimy o natychmiastową pomoc wojskową od każdego odbierającego ten sygnał. Powtarzam, tu komodor Alan Cromwell…
XXXXWołanie o pomoc szło w kółko i podoficer łączności przerwał sygnał, kiedy wyraźnie przestraszony człowiek po raz powtórny prosił o wsparcie.
XXXX- Weszli do ich tunelu nadprzestrzennego – zastanowił się Aneli, gładząc się dłonią po wydłużonej szczęce. – Nigdy się z czymś takim nie spotkałem.
XXXX- Mai karimo – powiedział jeden z techników zniekształconym głosem. – Portal otwiera się w odległości dwustu tysięcy lideanów od naszej pozycji. Kontakt nastąpi za mniej niż enelit.
XXXX- Ogłosić alarm bojowy – nakazał Aneli. – Wyślijcie rozkazy do pozostałych, niech rozwiną szyk manei.
XXXXRozległ się niski, przeciągły sygnał ostrzegawczy, który przetoczył się po wszystkich pokładach „Anteronai”, a oświetlenie na mostku zmieniło się z białego na czerwone.
XXXX- Szybciej, w imię Feomara – warknął mai karimo. – Niszczyciele na czoło, pogońcie je. Przygotować uzbrojenie, ale wstrzymać ogień do otrzymania rozkazu. Jak hangar?
XXXX- Myśliwce gotowe – ponownie odezwał się zniekształcony głos jednego z techników. – Paliwo uzupełnione, komory załadowane torpedami fuzyjnymi ET-72 i rakietami subatomowymi PD-45 Natsu, zgodnie z pańskimi rozkazami.
XXXX- Piloci do maszyn, już. Pozostać w stanie gotowości. Wszyscy w centrum bojowym są już gotowi?
XXXX- Tak jest, mai karimo.
XXXX- Czekać na rozkazy. Gdzie ten konwój?
XXXX- Powinni wychodzić z tunelu nadprzestrzennego… teraz.
XXXXPortale do innego wymiaru były same w sobie trudno dostrzegalne na tle próżni, ale stawały się o wiele bardziej wyraźne, gdy przedostawały się przez nie statki kosmiczne. Właśnie w chwili, kiedy padło ostatnie słowo technika, w polu widzenia „Anteronai”, na głównym wyświetlaczu holo rejestrującym znacznie przybliżony obraz przednich kamer, pojawiło się wiele jednostek gwiezdnych, przedzierając przez wyrwy w czasoprzestrzeni, jak w osmozie. Aneli rozpoznał natychmiast terrańskie frachtowce, masowce i gazowce, których po niespełna enelicie było już kilkaset. Oprócz nich jednak z części portali wydostały się nieznane jaszczurowi okręty. Co do jednego był pewien – nie mieli do czynienia z Auvelianami. Ani też z Ildanami.
XXXX- Aktywujemy siatki czujników – nadszedł kolejny meldunek technika. – Wygląda na to, że mamy nietypowe odczyty.
XXXX- Rozpoznanie sił nieprzyjaciela? – zapytał Aneli, pochylając się do przodu w fotelu.
XXXX- Brak identyfikacji. Liczne anomalie.
XXXX- Nieważne. Namierzyć nowe cele. Sprawdzić przestrzeń w poszukiwaniu wrogich myśliwców lub innych małych jednostek. Niszczyciele rakietowe i fregaty mają osłaniać formację.
XXXX- Mamy około pięćdziesięciu pomniejszych odczytów, ale nadal brak identyfikacji.
XXXXAneli zacisnął szczęki, coraz bardziej zdenerwowany. Czerwone światło zalewało mostek jak krew, co działało na niego pokrzepiająco, pobudzając uśpionego w nim drapieżnika, teraz jednak do głosu dochodził też racjonalizm. Nie powinien się rwać do walki, nie znając przeciwnika. Jak na razie wciąż nie miał pojęcia, do czego ci tajemniczy napastnicy są zdolni i jaką rozporządzają potęgą. Sam Aneli, poza okrętem flagowym, dysponował flotyllą w sile dwóch niszczycieli klasy Kiago, dwóch niszczycieli rakietowych klasy Asakar, trzech kanonierek klasy Togare oraz trzech fregat klasy Degate. Nie była to zbyt imponująca siła bojowa.
XXXX- Terrańskie jednostki cywilne ponoszą ciężkie straty – zameldował technik. – Czy mamy interweniować?
XXXXZ gardła Aneliego wydał się gniewny pomruk, zew szykującego się do ataku drapieżcy, kiedy oficer postanowił, iż nie będzie tracił czasu na półśrodki wobec nieznanego im wroga, jeżeli ten atakuje właśnie bezbronnych cywili.
XXXX- Tak, bezzwłocznie – zawarczał, obnażając zęby. – Szybkość bojowa. Oddajcie pięć salw z całej artylerii. Wyślijcie natychmiast wszystkie trzy eskadry myśliwców. Jeżeli nieprzyjaciel nie zaprzestanie ataku i nie wycofa się, ponowimy ogień. Niech nas Feomar prowadzi.
XXXXFormacja zaczęła podchodzić do ataku, posuwając się z jeszcze większą prędkością, a Aneli mógł się lepiej przyjrzeć widocznym na głównym ekranie przeciwnikom. Ich okręty były małej i średniej wielkości, a ich całkowita liczebność nie sięgała setki, z czego większość stanowiły jednostki lekkie – myśliwce i bombowce. Z bliższej odległości mai karimo był w stanie zidentyfikować i zdefiniować okręty wroga. Te większe, które były przypuszczalnie niszczycielami, były podłużnego kształtu i miały w sobie coś z insektów. Ich kadłuby były zielonkawe i zdawało się, iż są one na poły zbudowane z metali, a na poły z żywej tkanki.
XXXXBiostatki? – pomyślał jaszczur, ale zaraz uznał, że nie ma to w tej chwili znaczenia.
XXXX- Otworzyć ogień – zakomenderował. – Wziąć na cel najbliżej położone duże okręty. Myśliwce niech rozprawią się z ich osłoną.
XXXXSoreviańskie eskadry myśliwskie, dwie Sogakaiów i jedna Evurenów, wysforowały się przed formację okrętów, dopadając wrogie jednostki, które atakowały bezlitośnie bezbronne statki terrańskie. Nieprzyjaciel nie był gotowy na taki atak – kilkanaście pierwszych jednostek zostało zniszczonych od razu, a jaszczury nie dały im szansy na reakcję. Gdy „Anteronai” znalazł się dostatecznie blisko, otworzył ogień z głównej artylerii, na którą składało się dwanaście podwójnych, dwulufowych, ciężkich dział laserowych. Odezwały się też cztery baterie dział średniej mocy, a także broń idących na czele niszczycieli. Po pięciu pierwszych salwach jeden z wrogich okrętów był już praktycznie zniszczony, a trzy inne ciężko uszkodzone. Nie zniechęciło to jednak napastników do kontynuowania ataku – podczas gdy część ich jednostek wciąż atakowała Terran, próbując jednocześnie walczyć ze soreviańskimi myśliwcami, reszta poczęła obracać swoje uderzenie przeciwko flotylli Aneliego.
XXXX- Tu garave Tanei – padła w komunikatorze wiadomość od dowódcy dywizjonu myśliwców. – Ponoszą ciężkie straty, ale my sami straciliśmy już trzy Sogakaie. Wygląda na to, że oni próbują się dostać na pokład tych frachtowców, wysyłają na nie coś w rodzaju abordażowców.
XXXX- Zniszczcie je, garave – nakazał Aneli. – Jeżeli będzie to konieczne, sami dokonamy abordażu i odbijemy te statki.
XXXXSpostrzegłszy, iż wrogowie nie mają zamiaru składać broni, a część z nich zaczyna ostrzeliwać okręty soreviańskie zielonymi wiązkami, mai karimo wydał kolejne polecenie.
XXXX- Strzelać bez rozkazu – rzekł mrukliwym głosem. – Zniszczyć ich, albo zmusić do wycofania się.
XXXXDotychczasowy przebieg bitwy był dla jaszczura pokrzepieniem. Okazywało się, że ich wrogowie są jak najbardziej możliwi do pokonania, a ostrzał ze soreviańskich okrętów jest skuteczny. Gad zamruczał z satysfakcją, widząc, jak jeden z wrogich niszczycieli ulega stopniowemu zniszczeniu pod ogniem Sorevian, dając upust swojej drapieżnej naturze.
XXXXWtedy jednak do walki włączyły się, wydostając z tunelu nadprzestrzennego, jeszcze trzy wrogie okręty – dwa kolejne niszczyciele oraz jeden zdecydowanie większy od wszystkich pozostałych, co do którego Aneli przypuszczał, iż jest krążownikiem albo okrętem liniowym. Nowy wróg natychmiast przystąpił do ataku, ostrzeliwując soreviańskie niszczyciele. Te były już uszkodzone wskutek dotychczasowej walki, a broń nowego napastnika powodowała u nich dodatkowe, dość poważne szkody. Formacja zaczęła się rozpraszać, gdy kanonierki, wspierające niszczyciele, cofnęły się w obawie przed unicestwieniem.
XXXXKolejny strzał trafił w „Anteronai”, uderzając w przednią osłonę. Aneli uznał, że nie ma innego wyjścia. Musiał zastosować ostrzejsze środki.
XXXX- Namierzyć tego wielkiego drania – warknął. – Karimo, atak torpedowy. Zezwalam na użycie torped typu Daenture.
XXXX- Tak jest – potwierdził kapitan flagowy, po czym zwrócił się do interkomu. – Centrum bojowe! Aktywować dziobowe wyrzutnie torpedowe.
XXXXWystrzeliwane przez krążowniki liniowe klasy Tekade ciężkie pociski typu Daenture były najpotężniejszą bronią, jaką te dysponowały. Uzbrojone w multifazowy ładunek termonuklearny, nie bez racji były nazywane niszczycielami planet. Jeżeli one nie byłyby w stanie unicestwić wrogiego okrętu, to chyba nic nie zdołałoby tego dokonać.
XXXX- Cel namierzony, karimo – oznajmił technik w centrum bojowym – Namiar: sto trzynaście, pięćdziesiąt.
XXXX- W porządku – powiedział kapitan, wpatrując się teraz wespół z Anelim bardzo uważnie w główny ekran, chcąc dokładnie zaobserwować, jaki będzie efekt. – Ściągnąć powietrze z wyrzutni jeden i dwa. Uzbroić ładunki termonuklearne.
XXXX- Gotowe, karimo!
XXXX- Otworzyć pokrywy wylotowe.
XXXXAneli ściągnął długie wargi, odsłaniając ostre kły w wyrazie wściekłości, kiedy ujrzał na jednym z monitorów, jak stojący na przedzie niszczyciel „Ezanai” rozrywa od środka eksplozja. Słyszał jednocześnie dobiegające z komunikatora wołania kapitana okrętu, meldującego o krytycznych uszkodzeniach.
XXXX- Wyrzutnia pierwsza i druga, zezwalam na strzał! – krzyknął Aneli.
XXXX- Wyrzutnia jeden, pal! – zawołał kapitan „Anteronai”.
XXXXNastąpiła krótka, około sekundowa pauza, po czym Sorevianin zawołał ponownie.
XXXX- Wyrzutnia dwa… pal!
XXXXValanile zaplótł palce, obserwując mknące ku celowi, ogromne torpedy. Oczekiwał, jaki efekt wywołają u przeciwników. Jeżeli posiadali jakieś potężne tarcze energetyczne, o których Sorevianie nie mieli pojęcia, taki atak może się nie zdać na wiele.
XXXXObawy Aneliego były jednak zbędne – cała siła rażenia pierwszej torpedy istotnie uderzyła w osłony okrętu, druga jednak bez trudu wbiła się w kadłub, w potężnej eksplozji rozrywając go na drobne części.
XXXXKilka jaszczurów obecnych na mostku, w tym mai karimo, mimowolnie ryknęło z triumfem, obserwując zagładę wrogiej jednostki flagowej. Pokrzepiony sukcesem dowódca zamierzał wydać rozkaz przygotowania dwóch pozostałych wyrzutni, ale zaraz się rozmyślił. Ujrzał, iż po zniszczeniu nieprzyjacielskiego krążownika gwałtownie zmienił się przebieg bitwy, którą zaledwie minutę temu tajemniczy napastnicy zdawali się wygrywać. Teraz pozostałe niszczyciele zaczęły się szybko wycofywać, ostrzeliwując w czasie odwrotu. Do ucieczki rzuciły się także niedobitki myśliwców i abordażowców, pozostawiając w spokoju terrańskie statki handlowe.
XXXXAneli stracił już jeden niszczyciel, drugi zaś – oraz trzy kanonierki i jeden niszczyciel rakietowy – były poważnie uszkodzone. Nie widział zatem sensu w doznawaniu dalszych strat od osłaniającej sobie odwrót wrogiej floty.
XXXX- Zaprzestać pościgu – nakazał szybko. – Wstrzymać ogień, nieprzyjaciel się wycofuje. Odwołać myśliwce, niech wracają do hangaru.
XXXX- Tak jest, mai karimo.
XXXXNieprzyjacielskie okręty zgromadziły się w punkcie, gdzie wcześniej otworzyły się portale, po czym utworzyły je ponownie, uciekając w nadprzestrzeń. Niebawem nastał spokój, a okolicę zajmowały już tylko jednostki soreviańskie i terrańskie.
XXXX- Chcę dostać od wszystkich dowódców raporty w ciągu dwóch alitów – Aneli wstał z miejsca, przypomniawszy sobie właśnie o pozostawionym w mesie, zapewne teraz już zimnym, nuvere. – Później skontaktujcie mnie z… komodorem Cromwellem. Chciałbym z nim porozmawiać. Modły ku czci Feomara odbędziemy wspólnie w kaplicy, kiedy będzie już po wszystkim.
FRACHTOWIEC „ASTRA”
CZTERNASTY ZESPÓŁ ŁADUNKOWY AMU
XXXXKiedy Aneli leciał swoim promem na pokład statku flagowego terrańskiej floty, aby spotkać się w cztery oczy z ludzkim dowódcą, nie spodziewał się zbytnich uprzejmości. Odkąd sięgał pamięcią, bywał niekiedy w podobnych sytuacjach, jednak Terranie rzadko okazywali wyraźną wdzięczność. Owszem, wyrażali podziękowania, ale ich stosunek do Sorevianina był na ogół niezbyt ciepły. Aneli nieraz się nad tym zastanawiam i uznał, że w pewnym stopniu ich rozumie. Nie tylko odczuwali oni instynktowny lęk przed członkami jego rasy, ale też mieli do niej uzasadnioną urazę z powodu zaboru światów Unii Sprzymierzonych Światów – a raczej Globalnej Terrańskiej Federacji, bo Unię założono dopiero później. Z drugiej strony, nie pozostawały przez nich niezauważone bitwy toczone przez Sorevian w ich obronie, oraz relatywnie łagodna forma okupacji, pozbawiona działalności inwigilacyjnej czy też eksploatacji terrańskiej gospodarki w stopniu szkodliwym dla niej, bądź dla obywateli. Pozostawali więc rozdarci pomiędzy gniewem właściwym dla ludności uzurpowanej, a szacunkiem, jakim można darzyć protektorów. Niemniej, choć jaszczur miał tego świadomość, chwilami go irytowało.
XXXXBył więc tym bardziej zdziwiony, widząc, jak Terranie powitali jego oraz kapitana flagowego. Gdy znaleźli się na pokładzie „Astry”, nie ogarnąwszy jeszcze wzrokiem surowego – zwłaszcza w porównaniu z tym na soreviańskich okrętach wojennych, które było stylizowane na świątynię Feomara – wnętrza statku, ludzie podnieśli na ich widok skromny, ale jowialny aplauz, wprawiając obu Sorevian w konsternację. Wśród komitetu powitalnego znaleźli się także oficerowie oraz dowódca całego zespołu statków. Komodor Cromwell okazał się być niewysokim, chudym mężczyzną w sędziwym wieku, co Aneli stwierdził po siwym zaroście na jego twarzy, jaki charakteryzował wielu Terran starszej daty. Jego oficerowie byli odeń w większości znacznie młodsi. Wszyscy zebrani tu ludzie, marynarze floty handlowej, nosili zwykłe cywilne łachy, za wyjątkiem Cromwella i jego przybocznych, którzy narzucili na siebie niedbale oficjalne uniformy, dość już wytarte i sfatygowane. Kontrastowało to silnie z odzieniem Sorevian, którzy ubrani byli w swoje najlepsze mundury, nieskazitelnie czyste i w ogóle nie znoszone.
XXXXTerrański komodor osobiście powitał gości, wymieniając z nimi uściski dłoni, oraz zapraszając do swojej kajuty i tam podejmując winem. Następnie, kiedy wszyscy rozsiedli się już w wygodnych fotelach, przystąpił do składania podziękowań tak wylewnych, że Aneli wpadł w osłupienie.
XXXX- Nawet panowie nie wiedzą, jak się cieszę, że was spotkaliśmy – tłumaczył kapitan flagowy, przekładając wymowę człowieka z esperanto na strev. – Nie chcę sobie wyobrażać, jak by się to skończyło, gdyby nie ten szczęśliwy traf. Jesteśmy wdzięczni.
XXXX- W porządku, komodorze – odrzekł przez swojego oficera Aneli po dłuższej chwili milczenia. – Interwencja była naszym obowiązkiem.
XXXX- Tak czy inaczej, jesteśmy ogromnie wdzięczni – powtórzył Cromwell. – Żałuję, że nie mogę jakoś tego wynagrodzić.
XXXX- Miło mi to słyszeć, ale nie przyszedłem tutaj, by odebrać pańskie podziękowania – rzekł Aneli, starając się być uprzejmy. – Chciałbym porozmawiać o ataku i o napastnikach. Może mi pan o tym dokładnie opowiedzieć?
XXXXKomodor zauważalnie pobladł, co wskazywało na fakt, iż samo wspomnienie napaści wciąż wzbudza w nim strach. Pociągnął łyk wina z kieliszka, nim zaczął mówić.
XXXX- To się zaczęło jakąś godzinę temu – powiedział niskim głosem. – Byliśmy wtedy wszyscy w komorach kriogenicznych, zgodnie z procedurą. Ale nagle komputery pokładowe wybudziły nas ze snu, ogłaszając jednocześnie alarm. Do tego czasu kilkanaście jednostek było już uszkodzonych, a oni weszli na pokłady.
XXXX- Kto? – zapytał Aneli, ale pozostało to bez odpowiedzi.
XXXX- Nie wiem, jak to zrobili – ciągnął Cromwell – ale byli w naszym tunelu nadprzestrzennym. To oczywiście fizycznie możliwe, ale zawsze uważaliśmy, że graniczy z cudem. Byliśmy pewni, że w nadprzestrzeni statki są bezpieczne. Ale oni zjawili się tam i zaatakowali nas. Próbowaliśmy uciekać, ale nie było takiej możliwości. Zanim otworzyliśmy portal do normalnego wymiaru, licząc, że tam znajdziemy pomoc, prawie pięćdziesiąt statków było już albo ciężko uszkodzonych, albo zajętych przez te potwory. Mordowali całe załogi… słyszałem…
XXXX- Co się tam działo? – zapytał mai karimo, pochylając się do przodu w fotelu.
XXXX- Nie wiem dokładnie, ale słyszałem komunikaty z mostków – komodor pobladł jeszcze bardziej. – Słyszałem wrzaski. Próbowałem się porozumieć z zaatakowanymi przez interkom. Raz widziałem na ekranie, jak jeden z tych potworów zabija kapitana Linga... Uszkadzali nasze silniki, unieruchamiali nas jednego po drugim. Myślałem... myślałem, że niedługo wszyscy…
XXXX- Wystarczy – powiedział Aneli, obawiając się, że Cromwell zaraz zemdleje. – Proszę się uspokoić, już po wszystkim. Niedługo opuszczamy tutejszą przestrzeń i nawet jeśli oni wrócą, znajdą tylko szczątki swoich okrętów. Mamy wprawdzie przydzielone zadanie patrolowania naszego rewiru, ale możemy was eskortować przez resztę drogi, jeśli uzna pan, że jest to konieczne. Ci z dowództwa na pewno to zrozumieją, sytuacja jest wyjątkowa.
XXXX- Dziękuję – odrzekł komodor, odzyskując panowanie nad sobą. – Ale jeśli oni zechcą tu wrócić, to rzeczywiście powinniśmy uciekać.
XXXX- Zaraz to zrobimy, chcę tylko wyjaśnić kilka spraw – jaszczur oparł się ponownie. – Interesuje mnie na przykład, dlaczego zaatakowali, i to w takim rejonie. Nie można wykluczyć, że to ma coś wspólnego z Ildanami. Te potwory, o których pan mówił…
XXXX- Nie, to nie oni – przerwał Cromwell. – Wygląda na to, że interesowały ich nasze magazyny… oraz członkowie załogi. Porywali albo zabijali napotkanych ludzi. Z tego, co zdołałem usłyszeć przez interkom, oni ich nawet… – człowiek zrobił długą pauzę, jakby wyduszenie tego z siebie kosztowało go wiele trudu, nim dokończył. – Pożerali.
XXXXAneli uniósł bezwłose brwi, a siedzący obok kapitan flagowy rozchylił lekko szczęki w wyrazie zaskoczenia.
XXXX- Pożerali? – powtórzył mai karimo. – W imię Daeriona… to… – umilkł, nie będąc w stanie odnaleźć słów.
XXXX- Naprawdę się bałem, że spotka to nas wszystkich – powiedział Terranin. – Ale pojawiliście się wy… jak mówiłem, nie chcę nawet myśleć o tym, jak by się to skończyło, gdybyście nie odebrali sygnału mayday…
XXXX- Najwyraźniej Feomar strzeże także was, ludzi – skwitował Aneli. – Żałuję jednak, że nie udało nam się przybyć wcześniej.
XXXX- Nic już tego nie zmieni. Ważne, że większość z nas żyje, i to dzięki wam.
XXXX- Szykujmy się zatem do odlotu, aby tego nie zmarnować – jaszczur wstał powoli ze swojego miejsca. – Już wysnuliśmy przypuszczenie, że oni wrócą. Gdy już opuścimy układ, skontaktujemy się z centrum dowodzenia. Rada SVS musi się dowiedzieć o tym zajściu.
XXXXWszyscy pozostali również zerwali się na nogi.
XXXX- Pozostaje zatem kilka możliwości – głos zabrał kapitan flagowy Aneliego, mówiąc najpierw do swojego dowódcy w strev, a następnie do ludzi w esperanto. – Ci… obcy… zaatakowali statki handlowe z pełnymi ładowniami, i uciekli, straciwszy kilka większych okrętów. Może byli flotą wysłaną z misją o charakterze rozpoznawczym… wtedy mielibyśmy do czynienia z nowym, wrogim nam imperium. Możliwe też, że byli oni grupą piracką, która zorganizowała napaść łupieżczą.
XXXX- Tak czy inaczej, to doniosłe wydarzenie, o którym musimy jak najszybciej powiadomić Radę – rzekł Aneli. – Natknęliśmy się na flotę nowej rasy, wcześniej nie spotkanej.
XXXX- Upraszam o wybaczenie – odezwał się nagle terrański oficer, dotychczas zajmujący jedynie w milczeniu swoje miejsce u boku komodora Cromwella. – Ale to nie całkiem nowa rasa. Już się z nią wcześniej spotkaliśmy, w zupełnie innych okolicznościach. My, ludzie.
XXXXSorevianie odwrócili się w stronę mówcy, zaskoczeni informacją. Wyrazy twarzy niektórych Terran wskazywały na to, że również w ich gronie znajdują się niewtajemniczeni.
XXXX- Znacie ich? – zapytał Aneli ze zdumieniem. – Kim oni są i jak ich spotkaliście?
XXXX- Ponad dwa wieku temu, dokładnie w roku 3002 czasu alfa – odparł człowiek – Wtedy o was jeszcze nie słyszeliśmy. Odkryliśmy planetę tych obcych i przeprowadziliśmy na niej inwazję, tak jak później na waszej i na wielu innych. Jednak w odróżnieniu od pozostałych napotkanych i podbitych cywilizacji, tę zachowaliśmy przy istnieniu. Trzymaliśmy całą rasę w niewoli przez ponad półtora stulecia – oficer zwiesił głowę, zagłębiając się w mało chlubny okres terrańskiej historii. – Dopiero po tym, jak wy pokonaliście nas na Ziemi, a siły zbrojne GTF w całej galaktyce zaczęły masowo składać broń, owa rasa wszczęła rebelię. Jak się zapewne domyślacie, była pomyślna.
XXXX- Wiecie, co się działo potem?
XXXX- Mamy tylko strzępy informacji – rzekł zdawkowo Terranin. – Ale wiemy, że przez ten czas zajęli kilka innych planet, w tym trzy z naszych wysuniętych kolonii, zanim wysłaliście tam swoje siły. Jakim potencjałem dysponują aktualnie, niestety nie wiemy. Szczerze mówiąc, dotychczas nie było z nimi absolutnie żadnego kontaktu, nawet prostej wymiany komunikacyjnej.
XXXX- Jak się oni nazywają?
XXXXOficer podniósł wzrok, mierząc spojrzeniem soreviańskich oficerów.
XXXX- Nie mam pojęcia, czy tę nazwę wymyśliliśmy my, czy oni – powiedział powoli – Ale wiem, że nazywa się ich… Xizarianami.
NISZCZYCIEL „WALKER”, KLASA ALEKSANDER
TRZECIA FLOTA AMU
SEKTOR GUVERA, UKŁAD CORNELIA, ROK 3274 CZASU ALFA
XXXXMiał w głowie zupełny mętlik. Nagły blask, bijący po oczach, kaleczący uszy hałas, poczucie panującego wokół zamętu – wszystko to pojawiło się w jego świadomości jednocześnie, a każde z uczuć nałożyło się na siebie. Z początku nie wiedział, o co chodzi. Czuł się tylko okropnie zmęczony i rozkojarzony, chciał, aby wszystko go opuściło, pozostawiając w ciszy i spokoju. Nie był w stanie zrobić nic, poza wydaniem z siebie kilku nieartykułowanych dźwięków. Ręce i nogi odmawiały mu posłuszeństwa, drgnął więc tylko kilkakrotnie, równocześnie starając się unieść głowę i rozejrzeć dookoła, zorientować się w sytuacji, ogarnąć, co się tutaj właściwie dzieje.
XXXXNagle poczuł się tak, jakby ktoś wpompował mu do żył wrzącą substancję. Wskutek nagłego bodźca jego oczy otworzyły się szeroko, umysł powoli zaczynał trzeźwieć, a do kończyn powracała władza. Zerwał się gwałtownie, podnosząc do pozycji siedzącej – cały czas leżał.
XXXXTeraz nareszcie dochodzące do jego uszu odgłosy zaczynały nabierać sensu. To było głośne, przeciągłe zawodzenie sygnału alarmowego. Oprócz niego dosłyszał jeszcze wygłoszony chłodnym, żeńskim głosem komunikat komputera.
XXXX- Alarm bojowy. Cała załoga na stanowiska.
XXXXW ciągu kilku kolejnych sekund podniósł się na nogi, gdy dotarło wreszcie do niego, co się dzieje. Był zahibernowany w kapsule kriogenicznej na czas lotu w nadprzestrzeni, kiedy komputer nagle zbudził jego i całą załogę, w związku z alarmem bojowym. Zostali zaatakowani – wprawdzie systemy autopilotażu pozwalały okrętowi na prowadzenie walki samodzielnie, jednak zgodnie ze standardową procedurą, w razie ataku ze strony sił przeciwnika, miała zostać wybudzona załoga, która według założeń lepiej się sprawdzała w kierowaniu okrętem w bitwie.
XXXXOczywiście, sen w komorach kriogenicznych powodował niepożądane skutki w ludzkim organizmie, zatem uznawano za konieczne używanie przy nagłej pobudce silnych środków o działaniu pobudzającym. Te, w połączeniu z dozowanymi regularnie do uśpionych ciał substancjami, zapobiegającymi atrofii mięśniowej, powodowały zupełne wybudzenie organizmu i powrót do sprawności. Nie było jednak ani trochę przyjemne – gdy człowiek zdołał wreszcie wstać, wciąż miał to dziwne uczucie, jakby ktoś podgrzał mu krew w żyłach, a ponadto odnosił wrażenie, że drga mu każdy mięsień.
XXXX- Cholera – mruknął, czując teraz falę mdłości. – Cholera, cholera.
XXXXPochylił się i zwymiotował na podłogę. Z trudem przezwyciężył kolejne nudności, starając się jak najszybciej dojść do siebie – skoro trwała bitwa, wszyscy musieli zająć swoje stanowiska bojowe natychmiast.
XXXX- Komandorze Drake – powiedział doń słabym głosem inny załogant, również podniósłszy się ze swojej kapsuły kriogenicznej. – Jesteśmy atakowani. Chyba ci xizariańscy piraci dorwali się do naszego konwoju.
XXXX- Co ty nie powiesz, Barnes – odrzekł dowódca. – Zbierajcie się, u diabła.
XXXXPowracając coraz szybciej do pełni sił, przypomniał sobie, że jest ubrany tylko w bieliznę, zatem rzucił się do stojącej blisko szafki, gdzie schował mundur. Włożył go w rekordowym tempie, dopinając na sobie koszulę w drodze na mostek.
XXXXKomandor podporucznik Henry Drake był dowódcą niszczyciela „Walker” od niemal roku, latał zaś w eskortach konwojów już od przeszło dziesięciu lat, obecna sytuacja nie była więc dla niego niczym nowym. To jednak nie umniejszało jego złego samopoczucia. Umieszczanie załogi w komorach kriogenicznych uznawano za konieczne – po pierwsze, pozwalało to ograniczyć zużycie zapasów podczas lotu, a po drugie, ochraniało ludzi przed niepożądanymi skutkami lotu w nadprzestrzeni. Panujące w tym wymiarze warunki były bardzo niesprzyjające, utrudniały wypoczęcie organizmu, przez co nawet dwudziestogodzinny sen nie odnawiał sił. Najgorsze było jednak wszechobecne, przenikliwe promieniowanie. Organizm wystawiony zbyt długo na jego działanie doznawał poważnych schorzeń. Hibernacja zatrzymywała ten proces, utrzymując ciało w dobrym zdrowiu.
XXXXDrake, chociaż zdawał sobie z tego sprawę, i tak budził się niezadowolony z hibernacji, nawet jeżeli wszystko odbywało się według procedury i budzono go bez pośpiechu, po dotarciu w pobliże celu i opuszczeniu nadprzestrzeni. Zaś w takich sytuacjach, jak obecna, był zwyczajnie zły. Miał z drugiej strony możliwość natychmiastowego wyładowania owej złości na tych, których uważał za odpowiedzialnych za swój kiepski stan.
XXXXWpadł biegiem na mostek, w pośpiechu narzucając na siebie marynarkę. Zorientował się, że zostawił płaszcz w „sypialni” kriogenicznej dla oficerów, ale zaraz sobie powiedział, że go to cholerę obchodzi. Rozejrzał się po mostku, zasiadając w swoim dowódczym fotelu, skąd miał dobry widok na znajdujących się poniżej techników.
XXXXEkrany transmitujące widok z zewnętrznych kamer były aktywne, i Drake mógł obserwować okręty piratów, atakujące konwój. Terrańskie jednostki eskorty już odpowiadały ogniem, ale na razie były wciąż kontrolowane jedynie przez systemy sztucznej inteligencji, a ich działaniom brakowało koordynacji. Na dodatek łupieżcom udało się wprowadzić je w błąd, zalewając eskortę w pierwszej kolejności falą myśliwców i bombowców. Pokładowe SI, chcąc zwalczyć zagrożenie, narzuciły wątpliwe priorytety systemom bojowym, wskutek czego te – jak gdyby w akcie desperacji – użyły przeciwko wrogim myśliwcom nawet ciężkich dział, co nie miało szans powodzenia. Tymczasem interweniowały już większe i lepiej uzbrojone okręty wroga. Za nimi czekały zapewne abordażowce, gotowe do przerzucenia grup szturmowych na pokłady frachtowców.
XXXX- Xizariańskie sukinsyny – mruknął Drake. – Zaatakowali straż tylną konwoju.
XXXXNagle po raz kolejny ogarnął mostek wzrokiem i poczuł gwałtowny przypływ gniewu.
XXXX- Czego tu tak sterczycie? – warknął do techników, którzy z wrażenia podskoczyli w fotelach. – Co to jest, jakaś cholerna wycieczka? Do roboty! Dlaczego priorytety i dyrektywy dla systemu bojowego nadal nie zostały zweryfikowane? Meldunki! Żądam porządnych meldunków! Gdzie jesteśmy?
XXXX- Obrzeża układu Cornelia, komandorze – oznajmił jeden z techników. – Zaatakowali nas Xizarianie w sile około trzydziestu jednostek ze znaczną osłoną myśliwców.
XXXX- Kiedy będziemy gotowi do... – Drake urwał i odwrócił się w stronę pierwszego oficera, który właśnie teraz wkraczał na mostek. – Gdzie ty byłeś, do cholery?
XXXXPorucznik marynarki Harvey Barnes, zastępca Henry’ego, był śmiertelnie blady na twarzy, a jego mundur został zapięty w pośpiechu i nierówno, przez co oficer sprawiał niechlujne wrażenie. Nie był zresztą jedynym, który teraz tak wyglądał.
XXXX- Drake, uspokój się – mruknął, zajmując miejsce przy stanowisku nawigacyjnym. – Wyżyj się lepiej na tych xizariańskich skurwielach, nie pogarszaj morale załogi.
XXXX- Pieprzenie – komandor nie miał zamiaru się uspokoić w sytuacji, kiedy jak dotąd nic nie szło po jego myśli. – Co z cholernym systemem bojowym?
XXXX- O ile się nie mylę, nasi już przejmują kontrolę nad uzbrojeniem i korygują ogień. Powinniśmy rozprawić się z ich fregatami, zanim zjawią się tu te cholerne pijawki.
XXXX- Miejmy nadzieję – rzucił Drake, odwracając się od oficera. – Centrum bojowe! – zawołał do interkomu – Uciszyć naszą główną artylerię, a potem nadać nowe priorytety, żeby ten durny złom namierzał i niszczył fregaty, a nie cholerne myśliwce. Zostawić w rezerwie połowę działek obrony punktowej, mają czekać na przybycie statków abordażowych.
XXXX- Tak jest, komandorze – potwierdził technik.
XXXXObrona powoli przybierała na zorganizowaniu. Pozostające na zewnątrz formacji niszczyciele otworzyły teraz ogień w stronę pirackich fregat, uszkadzając je i zmuszając do zwarcia szyku. Szkoda została już jednak poczyniona – myśliwce i szturmowce xizariańskie dostały się przez pierścień eskorty do frachtowców, uszkadzając ich osłony i napędy. Po minucie pojawiły się pierwsze terrańskie eskadry myśliwskie, wysłane z trzymającego centrum „Stalingradu”, lotniskowca klasy Leyte, ale jak na razie było ich za mało – pierwsze starcie trwało krótko i zakończyło się szybkim zwycięstwem Xizarian. Kosztowało ich jednak ono pewne straty i gdy nadeszła kolejna fala kontratakujących ludzi, nie szło im już tak łatwo.
Po kolejnej minucie Drake, którego niszczyciel toczył właśnie nierówną walkę z trzema fregatami, dostrzegł na jednym z ekranów nadchodzące xizariańskie statki abordażowe. Było ich około trzydziestu.
XXXX- Już są, do licha – stwierdził Barnes.
XXXX- Przecież widzę – mruknął Henry. – Działka obrony punktowej są gotowe?
XXXX- Tak jest, komandorze.
XXXX- Dobrze. Czekajcie, aż znajdą się w zasięgu skutecznego ostrzału, a potem otwierajcie ogień. Nie dajcie tym draniom dostać się do frachtowców.
XXXXWykonanie tego rozkazu okazało się jednak trudne. Na tym odcinku utrzymywały pozycję jedynie trzy terrańskie niszczyciele i pięć korwet, które były skutecznie absorbowane przez wrogie fregaty. Lekkie działka laserowe „Walkera” otworzyły ogień do abordażowców, zestrzeliwując kilka z nich. Podobne szkody poczyniły pozostałe jednostki, ale kilkanaście nieprzyjacielskich statków zdołało się przedrzeć. Drake liczył, że zajmą się nimi myśliwce, ale ku swojej zgrozie dostrzegł jedynie, jak kolejne kilka terrańskich eskadr ponosi w nieskoordynowanym kontrataku klęskę z rąk Xizarian. Zacisnął pięści, zastanawiając się ze złością, co wyprawiają ci idioci na lotniskowcu. Do tego czasu powinni już opanować chaos na pokładzie i wysłać więcej myśliwców. Co się tam dzieje, do wszystkich diabłów?
Zaraz jednak naszły go inne zmartwienia – już minutę temu dostał meldunek, że moc osłon energetycznych „Walkera” spadła wskutek skoncentrowanego ostrzału trzech fregat niemal do zera. Teraz okrętem wstrząsnęła nagła eksplozja.
XXXX- Co, u diabła? – zapytał, lustrując ekrany monitorów.
XXXX- Straciliśmy wieżę B – oznajmił technik. – Poważne przerwanie pancerza na górnym pokładzie, uszkodzenie poszycia.
XXXXPo chwili nastąpiła kolejna seria strzałów z wrogich fregat i jeszcze jeden wstrząs.
XXXX- Wyrwa w kadłubie – zameldował technik, tym razem z trudem tłumiąc niepokój. – Tracimy powietrze.
XXXX- Zamknąć grodzie i odizolować zagrożony obszar – rozkazał Drake niewzruszonym głosem. – Skoncentrować cały ogień głównej artylerii na tej fregacie na dziewiątej. Poślijcie ją z powrotem do piekła.
XXXXPozostałe trzy działa plazmowe niszczyciela zagrzmiały niemal równocześnie, tym razem krytycznie uszkadzając okręt wroga – pancerz na dziobie został rozerwany przez potężną eksplozję. Nieprzyjacielska fregata zaprzestała ognia i zaczęła się wycofywać, ale dwie pozostałe wciąż walczyły.
XXXXDrake zerknął po raz kolejny w stronę frachtowców. Statki abordażowe Xizarian już tam były, przysysając się do kadłubów. Przysysały się zresztą w sensie dosłownym – miały nawet do tego specjalnie przystosowane organy zewnętrzne, bardzo dokładnie przytwierdzające się do kadłuba. Statki xizariańskie nie były bowiem statkami w sensie dosłownym – raczej biostatkami. Składały się częściowo ze stopów metali, a częściowo z żywych tkanek. Abordażowce na przykład mogły używać tych tkanek do otwierania grupom szturmowym drogi na pokład atakowanego statku – najpierw przytwierdzały się dokładnie do powierzchni kadłuba, nie zostawiając żadnych szczelin i zapobiegając ucieczce powietrza. Ze względu na ową taktykę niektórzy Terranie określali je wdzięcznym mianem „pijawek”. Następnie uwalniały żrące substancje, które powoli przepalały się przez pancerz i kadłub statku. Gdy powstałe w ten sposób wejście było już gotowe, wojownicy bez przeszkód wchodzili na pokład.
XXXXKomandor ponownie obejrzał się w stronę fregat, gdy dobiegł go komunikat o krytycznym uszkodzeniu niszczyciela „Adams”. Okrętów pirackich było za dużo i wygrywały tę walkę.
XXXXTaka sytuacja utrzymywała się przynajmniej jeszcze przez najbliższe kilkadziesiąt sekund – do chwili, w której ariergarda konwoju została zasilona okrętami strzegącymi pozostałych grup frachtowców. Gdy na miejscu zjawiło się drugie tyle terrańskich niszczycieli, z iloma już walczyły fregaty, sytuacja przestała wyglądać tak różowo dla Xizarian.
XXXXNajwyraźniej i obcy to dostrzegli, bo krótko po przybyciu posiłków zaczęli się stopniowo, lecz jednocześnie całkiem szybko, wycofywać z pola bitwy. Uciekły także ich myśliwce i szturmowce, teraz przegrywające z nową falą terrańskich eskadr myśliwskich. Pozostałe jeszcze okręty z floty pirackiej gromadziły się w jednym punkcie, szykując do opuszczenia tunelu nadprzestrzennego.
XXXXTerranie nie zawracali sobie nawet głowy pościgiem, powracając po prostu na swoje pozycje i oczyszczając frachtowce z „pijawek”, kiedy niedobitki Xizarian uciekły do normalnego wymiaru. Nie minęło pięć minut, a zapanował spokój. Ciszę mąciły jedynie meldunki o uszkodzeniach.
XXXXDrake zastanowił się nad nakazaniem ponownego skalibrowania systemów komputerowych do dalszego lotu, oraz powrotu do kapsuł kriogenicznych, zaraz jednak przypomniał sobie, w jakiej okolicy według pomiarów się znajdowali. Układ Cornelia? To był praktycznie ostatni przystanek przed strefą bezpieczną.
XXXX- Macie jaja, cholerne robale – zawołał, jak gdyby Xizarianie mogli go usłyszeć. – Atakować konwój na granicy sektora Guvera?
XXXX- Prawie im się udało – skonstatował Barnes. – Dobierali się już do frachtowców. Gdyby odcięli naszą grupę…
XXXX- Cieszmy się zatem, że nie są aż tak cwani – odparł Drake, po czym rozkazał nieco zmęczonym głosem. – Dowódca do wszystkich, pozostać na stanowiskach. Za kilka godzin opuszczamy nadprzestrzeń.
TERRAŃSKA BAZA ORBITALNA UNIFORM-151D
WYSOKA ORBITA JARVIS III
OBRZEŻA SEKTORA MATER
XXXXDrake z ulgą wyczekiwał momentu, w którym zakończą swój lot, a ich okręt znajdzie się wewnątrz orbitalnego doku. Liczył bowiem, że oznacza to dla niego chwilę wytchnienia. Lecz kiedy już nastąpiło, dziwił się, jak mógł być tak naiwny. Dopiero bowiem wtedy zaczęło się istne pandemonium, kiedy napływały do niego setki meldunków o stanie poszczególnych systemów okrętu, dziesiątek, jeśli nie setek urządzeń umieszczonych wewnątrz kadłuba, jak również raporty o uszkodzeniach. Ten sporządzony przez czifa nastrajał wystarczająco pesymistycznie, a obejmował tylko najgorsze i najpilniej wymagające napraw usterki. Tych drobniejszych było chyba z pięćdziesiąt.
XXXXNiemniej, priorytetem pozostawało usunięcie wyrwy w kadłubie i odbudowa utraconej wieży. Gdy Drake porozumiał się z głównym inżynierem doku, spotkawszy z nim na jego stanowisku kierowniczym, od razu zapytał go, ile czasu zajmą prace i czy ekipy naprawcze wyrobią się w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin. Uważał, że to niewygórowany termin, skoro obsługa każdego doku miała do dyspozycji duże nanofabrykatory, pozwalające odbudowywać okręty na poziomie molekularnym. Przy ich pomocy, wystarczyłoby nałożyć kolejne warstwy atlastali na wyrwę, atom po atomie. Czekało go jednak srogie rozczarowanie.
XXXX- Obawiam się, że to nie jest możliwe – odrzekł inżynier po długiej pauzie. – Chyba będziecie musieli tu zostać na kilka dni.
XXXX- Że co? – zapytał komandor z niedowierzaniem. – To chyba jakieś żarty. Zamierzacie to wszystko robić ręcznie, czy jak?
XXXX- Proszę zrozumieć… mamy tutaj spore problemy, głównie z dostawami materiałów. Nie będę teraz wnikał w szczegóły, ale na chwilę obecną po prostu nie mamy dość surowej atlastali, żeby zabudować tę wyrwę… że już o innych rzeczach nie wspomnę. Czytałem też raport od pańskiego oficera. Wygląda na to, że wasz okręt potrzebuje wielu innych, drobnych napraw.
XXXX- Ile? – zapytał Drake ze zniecierpliwieniem.
XXXX- Dokładnie sześćdziesiąt dwie, wliczając w to nawet takie pierdoły, jak jeden z tych dozowników w mesie…
XXXX- Nie, do diabła – warknął Henry, niecierpliwiąc się jeszcze bardziej. – Ile czasu wam to wszystko zajmie?
XXXX- Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, powinniśmy być gotowi za dwa, trzy dni. Wtedy załatanie tej wyrwy w kadłubie i odbudowanie wieżyczki będzie kwestią paru godzin, ale jak już wspomniałem, jest jeszcze całe mnóstwo innych, drobnych spraw, którymi warto byłoby się zająć. Nie wiem, ile to może potrwać.
XXXX- Zacznijcie od razu. Chcę być informowany na bieżąco.
XXXX- Moment, to przecież nie takie proste – odparł inżynier. – Mamy tutaj około dwudziestu innych jednostek, nie możemy tak po prostu przynosić wam codziennie biuletyny. Nie może się pan też domagać, abyśmy specjalnie…
XXXX- A po co innego tutaj jesteście, do cholery? – ryknął Drake – Niech mnie licho, jeżeli mam tu sterczeć bite kilka dni, nie wiedząc, co się właściwie dzieje!
XXXX- Proszę się uspokoić – mruknął inżynier, zwężając oczy. – Nie tylko pan ma tutaj problemy.
XXXX- Jakbym tego, psiakrew, nie wiedział – burknął Henry, ale opanował się nieco. – Mój oficer powinien tutaj zaraz dostarczyć kilka kolejnych raportów, potrzebujemy wszelkiego niezbędnego zaopatrzenia. Jeszcze się później z panem skontaktuję. Do widzenia.
XXXXNie czekając na odpowiedź, Drake odwrócił się na pięcie i zrejterował na okręt.
XXXXNiestety, naprawy nie były jedyną rzeczą, jakiej on i jego oficerowie musieli dopilnować. Dopóki pozostawali w porcie gwiezdnym, mieli dostęp do wszystkiego, co potrzebne – konieczne było jednak, rzecz jasna, aby uzupełnić poszczególne zapasy na okręcie. Przed odlotem należało pobrać żywność i wodę, ale także wiele innych niezbędnych rzeczy, jak zasoby płynów smarowniczych do urządzeń, antymaterii, paliwa atomowego, chłodziwa układu kriogenicznego, chłodziwa silników konwencjonalnych oraz generatorów nadprzestrzennych, paliwa plazmowego do dział, i wielu, wielu innych. Sama lista spraw wymagających załatwienia wywoływała u Drake’a ból głowy. Nie musiał przynajmniej pracować nad tym wszystkim fizycznie, ale sam już nie wiedział, co jest gorsze.
XXXXSpotkania z oficerami i podoficerami w dziesiątkach różnych spraw trwały przez cały dzień i zupełnie wykończyły go psychicznie. Pocieszał się myślą, że to tylko pierwszy dzień od powrotu z misji, po którym miał nastąpić błogi okres bezczynności. Przez ten czas nie będzie miał nic do roboty, poza rutynowymi kontrolami. Z drugiej jednak strony, gnicie w orbitalnej bazie odbijało się po jakimś czasie negatywnie na załodze.
XXXXKiedy Drake wreszcie skończył zajęcia na dziś, według lokalnego czasu była już noc. Nie miał zamiaru nikogo już widywać tego dnia, a podczas załatwiania rozmaitych spraw udało mu się znaleźć czas na zakup kilku flaszek whiskey, które kazał przenieść do swojej kajuty. Przewidywał więc, że teraz się tam zamknie i utopi swoje żale w alkoholu.
XXXXZmierzał powolnym, zmęczonym krokiem w stronę własnej kwatery, przemierzając opustoszałe korytarze okrętu. Był w nieomal dobrym nastroju, pewien, że nikt mu już tego dnia nie będzie zawracał głowy, ale ku swojemu głębokiemu zawodowi, w drodze do kajuty natknął się na Barnesa. Pierwszy oficer stał w pobliżu, trzymając w dłoni swój e-pad – kieszonkowy komputer z dwuwymiarowym ekranem holo – i wyglądało na to, że czekał na Drake’a już od jakiegoś czasu.
XXXX- Dobrze, że jesteś, Henry – powiedział natychmiast po tym, jak zobaczył przełożonego i zbliżył się do niego. – Mam ważną…
XXXX- Nie chcę być niemiły, Harvey – przerwał Drake głosem zapowiadającym, iż z dziką rozkoszą okaże podwładnemu brak uprzejmości. – ale odchrzań się. Daj mi już na dziś spokój, chcę się położyć i upić.
XXXX- To pilne, Henry – rzekł oficer z naciskiem. – Jakieś pół godziny temu odebrałem wiadomość z Naczelnego Dowództwa Floty i zgrałem kopię na swój e-pad. Status priorytetowy.
XXXX- Czy to nie może poczekać do jutra?
XXXX- Wolę powiedzieć ci o tym teraz. To dotyczy naszego nowego zadania.
XXXX- No żeż jasna cholera – jęknął komandor, przecierając zmęczone oczy. – Niech zgadnę, kolejna misja eskortowa?
XXXX- Odpowiedź prawidłowa – Barnes skinął głową.
XXXX- Nietrudno się tego domyślić, w końcu od kilku miesięcy Trzecia Flota nie para się niczym innym. Który koncern złożył tym razem podanie o ochronę konwoju?
XXXX- I tu cię zaskoczę. Żaden.
XXXX- Żaden? – powtórzył Drake, unosząc brwi ze zdziwieniem. – Jak to, żaden?
XXXX- To nie żadne konwoje statków handlowych. To rozkazy z samej góry. Chyba przydzielili je nam, bo mieliśmy już tyle do czynienia z Xizarianami.
XXXXTa odpowiedź mocno zaskoczyła Henry’ego. Dostawali ostatnimi czasy wiele zadań, i zawsze polegały one na eskorcie. Zwyczajowo też owa eskorta dotyczyła tych statków, które przemierzały wymiar równoległy w sektorze Guvera. W tym bowiem rejonie grasowało kilka silnych grup piratów xizariańskich.
XXXXJeszcze zanim Terranie nawiązali trwałe kontakty dyplomatyczne z tą obcą rasą – na długo po tym, jak zrzuciła ona jarzmo ludzkiej niewoli – ich statki handlowe były często atakowane przez uzbrojone bandy łupieżców, którzy zagarniali ładunki surowców, brali do niewoli załogi, i rozbierali zdobyte statki na części w swoich kryjówkach. Przypuszczano, że owi łupieżcy są doskonale zorganizowani i mają bazy gdzieś pośród niezamieszkanych planet w sektorze Guvera. Nie wykluczano nawet możliwości, iż dysponują własnymi tajnymi fabrykami okrętów – jeżeli nie sprzedawali zrabowanych łupów na czarnym rynku, kupując potrzebny im sprzęt i zaopatrzenie, co nie zawsze stwierdzano, to z pewnością musieli jakoś je wykorzystywać przy własnoręcznej produkcji. Pewne teorie głosiły również, że piractwo nie jest jedyną formą działalności owych przestępczych ugrupowań, i że część z nich trudni się także przemytem i nielegalnym handlem.
XXXXPiraci xizariańscy terroryzowali flotę terrańską oraz – w mniejszym stopniu – floty auveliańską i ich własnej rasy od kilkudziesięciu lat, najbardziej zaś cierpiał na tym handel prowadzony przez ludzkie konsorcja. Ustawiczne napaście doprowadziły już do ruiny wielu mniejszych przedsiębiorstw, trudniących się międzyplanetarną wymianą towarową. Terranie usiłowali opanować narastający kryzys, przydzielając część dostępnych im okrętów wojennych do patrolowania sektora Guvera oraz eskortowania statków handlowych koncernów, które składały do Naczelnego Dowództwa Floty podania o ochronę. Nie wszystkie takie organizacje stać jednak było na ciągłe pokrywanie kosztów związanych z taką ochroną, zwracania flocie wojennej wydatków poniesionych na uszkodzenia okrętów i użyte podczas misji eskortowych zapasy. Skutkiem tego, o ile większe przedsiębiorstwa jakoś sobie radziły, o tyle średnim i mniejszym groziło bankructwo, co mogło się przyczynić do pogłębienia kryzysu w sektorze Guvera. Jak również do pogłębienia owego kryzysu mógł się przyczynić wyścig zbrojeń, jaki rozgrywał się ostatnimi czasy pomiędzy xizariańskimi łupieżcami, a okrętami terrańskimi strzegącymi konwojów. Chcąc złupić większe floty, piraci nie wahali się użyć liczniejszych grup jednostek, w związku z czym eskorty konwojów musiały być stopniowo zasilane. Mówiło się o wydaniu prywatnym firmom zezwolenia na utrzymywanie własnej eskorty, żeby wreszcie odciążyć marynarkę wojenną, ale na razie wciąż trwała jedynie na ten temat debata w Kongresie.
XXXXSprawy nie ułatwiało też nastawienie rządu xizariańskiego w osobie Kombinatu Shazaru. Jeszcze niedawno wysiłki terrańskiej dyplomacji skupiały się na tym, aby odwieść insekty od zamiaru wypowiedzenia wojny AMU. Sytuacja ludzi, którzy zaledwie szesnaście lat temu znajdowali się wciąż pod soreviańskim zaborem i obecnie zagrożeni byli atakami ze strony Auvelian, nie zregenerowawszy jeszcze pełni sił militarnych, była już wystarczająco ciężka. Teraz zaś starano się nakłonić Xizarian do sprzymierzenia się z Terranami w walce z piratami. Ci jednak nie podjęli przeciwko nim jak dotąd żadnej zdecydowanej akcji, w czym nie było nic dziwnego – łupieżcy xizariańscy atakowali przecież w znakomitej mniejszości floty swoich pobratymców, skupiając się na ludziach. Niektórzy Terranie byli otwarcie przekonani co do tego, że Xizarianie wspierają grupy pirackie grasujące w sektorze Guvera. Poglądy owe zyskiwały z czasem coraz więcej zwolenników. Były już pierwsze nawoływania, aby zaprzestać rozmów i zareagować wobec Xizarian zbrojnie.
XXXXDrake zatem, od dłuższego czasu działający i walczący w sektorze Guvera, nie spodziewał się po kolejnej misji niczego innego, jak jeszcze jednej eskorty. Nigdy by jednak nie przypuszczał, że będą musieli eskortować coś innego, niż konwój bezbronnych frachtowców.
XXXX- No to jak w końcu z tą misją? – rzekł natarczywym tonem. – Mamy osłaniać kogoś ważnego?
XXXX- Tak. To misja dyplomatyczna na Shazar, ich macierzystą planetę – Barnes zniżył głos, jakby to miało dodać jego wypowiedzi dramatyzmu. – Ambasador Olsen i admirał Hawkes.
XXXX- Nigdy nie słyszałem o tym Olsenie. Ale Hawkes? To przecież nasz przełożony, lewa jego mać, dowódca całej Trzeciej Floty. Znudziło mu się już przydzielanie nas i naszych okrętów do zadań eskortowych, że postanowił tam polecieć?
XXXX- Kazali mu tam polecieć. Jego okręty, jego głowa.
XXXX- Niech nam tylko gitary nie zawraca, nie znoszę tego – mruknął Drake, mierzwiąc sobie dłonią rude włosy. – Kiedy?
XXXX- Admirał Hawkes zjawi się tutaj ze swoim okrętem flagowym jutro, najdalej pojutrze. Odlatujemy krótko po jego przybyciu.
XXXX- Może się pieprzyć – Henry pokręcił głową z niedowierzaniem. – Dopiero co tutaj przylecieliśmy, jeszcze nic nie zrobione…
XXXX- Trzeba będzie rzucić robotę, jeśli się okaże, że nie ma innego wyjścia – wtrącił Barnes. – Poza tym, są jeszcze konkretne dane co do misji. Dodali do tego spis okrętów, jakie biorą udział… niestety, jak się domyślasz, my też mamy lecieć. No i jeszcze…
XXXX- Po prostu daj te cholerne pliki na mój własny e-pad – warknął Drake. – Sam to przeczytam, jak jutro się podniosę z koi. A teraz chcę mieć wreszcie odrobinę spokoju, jest diabelnie późno.
XXXXHarvey nachmurzył się, aktywując ekran swojego komputera, łącząc się z tym należącym do przełożonego i przesyłając nań dane.
XXXX- Ktoś ci już kiedyś powiedział, Henry, że z ciebie irytujący kawał skurwiela? – zapytał ponurym głosem.
XXXX- Słyszę to chyba od urodzenia – mruknął Drake w odpowiedzi. – Do jutra, Barnes.
XXXXOficer oddalił się, nic już nie mówiąc. Kiedy komandor wreszcie dowlókł się do łóżka, był już na tyle zmęczony, że wbrew własnym oczekiwaniom, już po dwóch pierwszych szklanicach whiskey padł nieprzytomny na posłanie.
SYSTEM PLUVIUS
STREFA PLUVIUSA III
SEKTOR GUVERA
XXXXPorucznik Rodney czuł, że serce wali mu jak młotem, a zimny pot wciąż pokrywa mu czoło. Oddech miał przyspieszony, ruchy gwałtowne, a jego wzrok wodził po gasnących odczytach sensorów w kokpicie pilotowanego przezeń myśliwca. Ręka jeszcze kilkakrotnie usiłowała docisnąć dźwignię przepustnicy, mimo że maszyna leciała teraz na pełnym ciągu. Rodney i tak miał wrażenie, że wlecze się jak ślimak, a jego uwagę bez przerwy przykuwał ekran podglądu nadprzestrzeni, który wprawdzie to się włączał, to wyłączał, ale dało się na nim jeszcze dostrzec niewyraźne odczyty.
XXXX- Cholera, wciąż tam są! – krzyknął do siebie, po czym odezwał się zrozpaczonym głosem poprzez kom-link. – Mayday! Tu porucznik Adam Rodney z Trzeciej Floty! 252. Skrzydło Myśliwskie! Odbiór! Potrzebuję natychmiastowego wparcia!
XXXXOdpowiedziała mu cisza, co tylko powiększyło jego panikę. Wprawdzie systemy jego myśliwca były uszkodzone, włącznie z aparaturą łącznościową, ale ktoś musiał przecież odebrać jego wezwanie. Dopiero co opuścił tunel nadprzestrzenny, którym jego zespół uciekał nadaremnie od dłuższego czasu przed ścigającym ich wrogiem – wykorzystując utworzony przez macierzysty lotniskowiec portal, którym ten zamierzał zbiec, ale został zniszczony, zanim to się stało. Adam wiedział, że przejście otwarto w systemie Pluvius, gdzie znajdowała się kolonia AMU. Niemożliwe, żeby nie dało rady się z nią skontaktować.
XXXX- Powtarzam! – pilot krzyknął ponownie. – Tu porucznik Rodney, Trzecia Flota, 252. Skrzydło Myśliwskie! Potrzebuję natychmiastowego wsparcia! Niech się ktoś odezwie!
XXXXZnowu cisza. Adam chciał wołać o pomoc, ale nie było do kogo – był sam. Musiał być jakiś ratunek!
XXXX- Cholera, już po mnie – powiedział przerażonym głosem, po czym znowu wcisnął guzik nadawania. – Błagam! Niech się ktoś odezwie! Tu porucznik Rodney z Trzeciej Floty!
XXXXKiedy ze słuchawek wydobył się niewyraźny głos, poczuł pierwszą falę słabej ulgi.
XXXX- Z trudem cię odbieramy – dało się słyszeć w kom-linku. – Tu baza Bravo-098A, w jakim jesteś stanie?
XXXX- Nareszcie! – jęknął Adam. – Cała moja grupa… patrol… wszyscy poszli do piachu! Jestem sam! Wytłukli wszystkich, a mój myśliwiec podziurawili jak sito…
XXXX- Proszę się opanować, poruczniku – głos stawał się coraz wyraźniejszy i bił z niego chłodny spokój, co kontrastowało z przepełnionym paniką tonem Rodneya. – Co się stało?
XXXX- Jestem z 252. Skrzydła Myśliwskiego! Byliśmy wraz z resztą Drugiego Zespołu Wydzielonego na patrolu, i dorwały się do nas te xizariańskie potwory… były ich setki! Rozwalili cały zespół! Musieliśmy trafić na ich…
XXXX- Spokojnie, poruczniku, jest pan w strefie bezpiecznej, zaraz skierujemy pana na kurs prosto do bazy. Wszystko jest pod kontrolą.
XXXX- Nie, do diabła! – zawołał Adam, który kątem oka dostrzegł, jak odczyty na podglądzie nadprzestrzeni stają się wyraźniejsze, niż dotychczas. – Wyślijcie tu myśliwce! Oni…
XXXX- Wszystko pod kontrolą, poruczniku – powtórzył ten niewzruszony głos z drugiej strony połączenia. – To system Pluvius, a my nie mamy żadnych wrogich jednostek w zasięgu sensorów kolonii, nie ma się czego obawiać.
XXXX- Nic nie rozumiesz! – krzyknął Rodney w ataku rozpaczy. – Oni mnie śledzą! Śledzili mnie od czasu, kiedy rozwalili nasz zespół w tunelu nadprzestrzennym, a ja stamtąd zwiałem! Nie chcą pozwolić, żebym…
XXXX- Dlaczego pan uważa, że pana śledzą?
XXXX- Odczyty na sensorach…
XXXX- Czy nie wspominał pan, że doznał ciężkich uszkodzeń? Nic nie wykrywamy, przypuszczalnie pańskie sensory są uszkodzone.
XXXX- Nie, nie są! – Adam z coraz większym trudem panował nad głosem, mając świadomość, że im dłużej leci samotnie, tym mniej czasu dzieli go od zniszczenia. – Nic nie rozumiesz! My i mój zespół… natknęliśmy się na jedną z ich tajnych baz! Rzucili na nas wszystko, co mieli…
XXXX- Proszę podać swoją dokładną pozycję, poruczniku – ton głosu w słuchawkach zmienił się, ale pozostał spokojny. – Zaraz będą tam myśliwce.
XXXX- Za późno! O kurwa…
XXXXRodney spojrzał naprzód, w obraz z holopadu pokazujący przestrzeń przed myśliwcem, by dostrzec kilkanaście niedużych jednostek, wydostających się z portali do nadprzestrzeni i blokujących mu drogę. Nie musiał się im przyglądać, by domyśleć się, kto to. Strach niemal go sparaliżował, miał wrażenie, że krew dosłownie ścięła mu się w żyłach.
XXXX- Oni już tu są! – krzyknął, tracąc zupełnie panowanie nad sobą.
XXXXNie zważając na słowa dobiegające z kom-linku, usiłował wyminąć napastników, ale ciężko uszkodzonym myśliwcem nie dało się sprawnie manewrować.
XXXX- Jest tam ich cała pieprzona banda! – zawołał, wiedząc już, że niebawem zginie i chcąc teraz za wszelką cenę powiedzieć, co odkrył jego patrol. – Chyba z kilkaset okrętów! Musicie wysłać do nich flotę! To robactwo trzeba wyplenić! Byliśmy wtedy w systemie Ma…
XXXXNie zdążył jednak dokończyć – Xizarianie mu na to nie pozwolili. Kiedy salwy z działek, wystrzelone z kilku wrogich myśliwców naraz, rozszarpały kadłub jego statku, kokpit eksplodował płomieniem, a ostatnie słowo porucznika Adama Rodneya przerodziło się w nieartykułowany wrzask, pełen bólu i strachu.
XXXXW chwilę potem również ów krzyk ustał, kiedy pilot zginął wraz ze swoim myśliwcem. Xizarianie nie pozostali ani na chwilę, by podziwiać swoje dzieło zniszczenia – od razu umknęli do nadprzestrzeni tymi samymi portalami, którymi się tutaj dostali.
TERRAŃSKA BAZA ORBITALNA UNIFORM-151D
WYSOKA ORBITA JARVIS III
OBRZEŻA SEKTORA MATER
XXXXŚniadanie było obfite, a na stół w mesie oficerskiej powędrowały tego dnia artykuły spożywcze, do których na co dzień nie było łatwego dostępu, wśród których znalazły się rosyjski kawior i wędzona ryba. Podczas konsumpcji Drake pomyślał, że przebywanie w porcie gwiezdnym, do którego regularnie docierało świeże zaopatrzenie z planety, miało swoje dobre strony. Niestety, tego dnia śniadanie okazało się jedną z niewielu dobrych rzeczy, jakie go spotkały.
XXXXMyślał wcześniej, że zająwszy się poprzedniego dnia najniezbędniejszymi sprawami, będzie miał teraz chwilę wytchnienia, ale grubo się omylił. Już po opuszczeniu mesy wezwano go do asystowania przy pierwszej rutynowej kontroli, zaś na uczestnictwie przy kolejnych stracił niemal cały dzień. Wśród epizodów, które nadwyrężyły go psychicznie najsilniej, znalazła się sprzeczka z głównym inżynierem, usiłującym dowieść sprawności części urządzeń na okręcie, spośród tych wymienionych przez czifa jako uszkodzone; afera, jaka wybuchła, gdy podczas inspekcji wyszło na jaw, że większość nowych akumulatorów do działek laserowych, dostarczonych tego dnia, jest wadliwa, oraz kłótnia w kapitanacie portu, która wywiązała się podczas podjętej przez Drake’a próby nakłonienia zarządców do poczynienia większych starań, aby dostarczyć surowce niezbędne do naprawy kadłuba i odbudowy utraconej wieży. Gdy Henry opuścił biuro, nie osiągnąwszy swojego celu, był wściekły jak osa. Po powrocie na okręt, gdzie podano już do mesy oficerskiej obiad, zjadł posiłek w milczeniu, nie biorąc w ogóle udziału w rozmowie.
XXXXDo tego czasu wieści o czekającym ich nowym zadaniu obiegły cały niszczyciel. Marynarze i członkowie załogi bazy orbitalnej, wykonujący swoje prace przy „Walkerze”, pracowali nieco szybciej, niż zwykle, głośno przy tym utyskując. Często też wyrażali na głos swoje zdanie o admirale Hawkes’ie oraz Naczelnym Dowództwie Floty, kiedy tylko wydawało im się, że żaden oficer ich nie słyszy. Chyba wszyscy na pokładzie okrętu dzielili ze sobą irytację na tych, którzy przydzielili im kłopotliwe zadanie, wymagające od nich większego nakładu pracy, nawet Drake.
XXXXTen akt solidarności załogi poprawił nastrój Henry’ego, który po obiedzie powrócił do swoich zajęć w nieco lepszym humorze. Miał doglądać załadunku jeszcze jednej partii zaopatrzenia.
XXXXKiedy zajrzał w manifest, dowiadując się, co tym razem zabierają na pokład, pomyślał, że musiała zajść jakaś omyłka. Po obejrzeniu zawartości jednego z niedużych kontenerów upewnił się, że wszystko się zgadza. Nie przypominał sobie jednak, aby żądał dostarczenia na okręt znacznej ilości ciężkiego uzbrojenia piechoty, w tym szturmowych karabinów laserowych M-264 oraz ręcznych działek jonowych. Lecz najbardziej jego uwagę przykuł znajdujący się w kontenerze, rozebrany na części, pancerz wspomagany typu MPA-400. Drake ściągnął brwi, powoli odwracając się w stronę pierwszego oficera.
XXXX- Harvey, co to, u licha, ma znaczyć? – zapytał, kiepsko maskując zniecierpliwienie.
XXXXBarnes wyglądał na zbitego z tropu tym pytaniem.
XXXX- Jak to, co to ma znaczyć? – odrzekł ze zdziwieniem.
XXXX- Ta broń, te pancerze – wskazał ręką Drake. – To nie jest wyposażenie zwykłej piechoty.
XXXX- Jasne, że nie – pierwszy oficer wciąż wyglądał na zdumionego. – To sprzęt Marines.
XXXX- Marines? – Henry uniósł brwi, teraz po prostu zaskoczony.
XXXX- To ty nic nie wiesz? – Barnes założył ręce, wpatrując się w komandora z rosnącym rozbawieniem.
XXXX- O czym?
XXXX- Przecież dawałem ci te cholerne pliki wczoraj wieczorem. Nie przeczytałeś ich?
XXXXDrake wysyczał przekleństwo, zły na siebie. Istotnie, nie przeczytał dokumentów, które otrzymał od oficera. Przejrzał je tylko, wyłuskując interesujące go informacje na temat misji. Najwidoczniej przeoczył przez to coś ważnego.
XXXX- No, nie od deski do deski – odparł w końcu zdawkowo.
XXXX- Był tam jeszcze biuletyn z informacjami na temat nowej inicjatywy dowództwa, która wprowadzana będzie na razie stopniowo, w sektorze Guvera – rzekł Barnes. – Chcą wzmocnić obronę naszych okrętów, na wypadek abordażu, więc przydzielają na nie jednostki Marines. My otrzymamy ich jako jedni z pierwszych, skoro mamy strzec takiej ważnej persony.
XXXX- Czemu mi nie powiedziałeś wcześniej?
XXXX- Jak to szło? „Po prostu daj te cholerne pliki na mój własny e-pad”?
XXXX- Fakt, zapomniałem – Drake czuł teraz wyraźne zakłopotanie, zmieszane z niegasnącą wciąż złością na samego siebie. – Przeczytaliście?
XXXX- Ja i reszta? Tak, wczoraj, przed tym, jak cię spotkałem koło twojej kajuty.
XXXX- Czyli tylko ja jeden, idiota, o niczym nie wiem?
XXXX- No, coś w tym guście.
XXXXDrake starał się opanować zakłopotanie, przebiegając w myślach to, co wiedział o Marines. Naturalnie, miał już kiedyś z nimi do czynienia – raz lub dwa – ale nie były to zapadające w pamięć spotkania. Owi żołnierze, selekcjonowani spośród weteranów pierwszych walk z Auvelianami, tworzyli specjalną jednostkę, odpowiednio wyposażoną i przeszkoloną do działania w trudnych warunkach. Pojawiali się zawsze, kiedy trzeba było dokonać abordażu na wrogich okrętach lub instalacjach gwiezdnych, kiedy dochodziło do walk na powierzchniach planet o wrogim środowisku, lub kiedy trzeba było przydzielić armię do obrony świeżo założonej na obcej planecie protokolonii, na której nie zakończyły się jeszcze procesy terraformowania. Nie służyli natomiast co do zasady jako zwykła jednostka frontowa. Przydzielano im wyłącznie specjalne zadania. Wiązał się z tym – oraz z dość ostrą selekcją – również fakt, iż Marines było niewielu. Wyposażano ich w najlepszą dostępną broń i sprzęt, aby maksymalnie wykorzystać ich potencjał.
XXXXMimo to fakt, że postanowiono ich wykorzystać jako część załogi na okrętach, wydał się Drake’owi znamieniem kiepsko przemyślanego planu. Marines było wciąż zbyt mało, aby obsadzić wszystkie okręty we flocie, za mało nawet, aby dać słuszną ochronę załogom tych, które walczyły w sektorze Guvera. Pozostawały przecież jeszcze zwyczajowe zadania żołnierzy z tej formacji, z których nie można było ich tak po prostu oddelegować – Marines stanowili między innymi kręgosłup Korpusów Kolonialnych, zajmowali się też operacjami specjalnymi. Ponadto, okręty wojenne AMU nie były wcale bezbronne wobec abordażu wrogich żołnierzy. Marynarze, choć nie byli piechotą, przechodzili szkolenie w zakresie używania standardowej broni osobistej, a na okrętach zawsze znajdowały się magazyny broni, pełne karabinów i pistoletów laserowych oraz niezbędnych do ich zasilania baterii. Pozostawały jeszcze systemy bezpieczeństwa samego okrętu, które miały do dyspozycji zautomatyzowane działka oraz generatory pól siłowych, pozwalających postawić zapory w korytarzach.
XXXX- Ilu? – zapytał w końcu Drake, dając równocześnie marynarzom znak, aby kontynuowali załadunek na pokład kontenerów z wyposażeniem Marines.
XXXX- Jeden pluton – odrzekł krótko Barnes
XXXXCo oznaczało zaledwie trzydziestu żołnierzy, nie licząc dowódcy i podoficerów, jak powiedział sobie w myślach Henry z irytacją. Było dokładnie tak, jak przypuszczał – skoro armia AMU nie dysponowała dużą liczbą Marines, a ci z dowództwa mimo to uparli się, aby przydzielać tych żołnierzy na pokłady okrętów, liczebność owych przydziałowych Marines okazywała się wręcz symboliczna. Drake nie myślał nawet o problemach związanych z zaopatrzeniem i zapewnieniem gościom kajut – to nie było nic poważnego, jako że niszczyciele klasy Aleksander mogły wziąć na pokład pewną ilość nadprogramowych załogantów. Bardziej martwił go bezsens całego przedsięwzięcia.
XXXX- Kto nimi dowodzi? – zapytał zmęczonym głosem.
XXXX- Porucznik Logan – odparł Harvey beznamiętnie.
XXXX- Jaki on jest?
XXXX- Skąd mam to wiedzieć, Henry? – Pierwszy wzruszył ramionami. – Przecież go nigdy nie widziałem na oczy, ani z nim nie rozmawiałem, jak mam ci odpowiedzieć na to pytanie? No, dobra – dodał, dostrzegłszy spojrzenie komandora. – To dzieciak, ma dwadzieścia pięć lat.
XXXX- Wielu z nas służy od niedawna, Barnes, więc nie gadaj do mnie w ten sposób – uciął Drake. – Zapominasz, że armię i flotę utworzono piętnaście lat temu.
XXXX- Wiem o tym, ale mówię poważnie – ciągnął Harvey. – Dopiero co go oddelegowano na to stanowisko ze szkolenia, a z tego, co wiem, nie ma zbyt wielu oznaczeń za uczestnictwo w bitwach. Jest w Marines głównie dlatego, że ma staż, ale nic ponadto. Ale tak poza tym, poziom żołnierzy całkiem dobry.
XXXX- Robi się coraz dziwniej z tymi pomysłami Dowództwa – orzekł Drake. – Mam nieprzyjemne przeczucie, że to dopiero początek.
TERRAŃSKA BAZA ORBITALNA BRAVO-098A
WYSOKA ORBITA PLUVIUS III
SEKTOR GUVERA
XXXX- Kiedy to się stało? – zapytał grobowym głosem komandor Reinhardt, zwracając się do swojego adiutanta
XXXX- Godzinę temu, panie komandorze.
XXXXZaledwie przed chwilą dotarł do niego meldunek o utracie myśliwca z Trzeciej Floty, oraz nawiązanym z pilotem kontakcie. Z nagranej rozmowy wynikało, iż w jednym z układów położonych na trasie patrolu doszło do zagłady całego zespołu okrętów. Komandor siedział teraz w swoim biurze przepełniony poczuciem klęski, z którym przemieszana była skryta nadzieja. Z przeprowadzonej z pilotem – porucznikiem Adamem Rodneyem – rozmowy, wynikało, iż mogli mieć w tej sytuacji prawdziwe szczęście w nieszczęściu.
XXXX- Cholera, ile razy mam powtarzać, że chcę otrzymywać z miejsca wszelkie meldunki, poruczniku? – rzekł Reinhardt ze złością. – Zrobiliście coś w tej sprawie?
XXXX- Kapitan Grant wysłał eskadrę myśliwców w rejon ostatniej pozycji porucznika Rodneya, ale znaleźli tylko szczątki jego maszyny…
XXXX- Oczywiście, że je znaleźli, a czego innego się spodziewali? – komandor zerwał się ze swojego miejsca. – Że Xizarianie będą tam na nich czekać z komitetem?
XXXX- Kapitan miał nadzieję, że uda się zlokalizować nieprzyjaciela poprzez pozostający jeszcze tunel nadprzestrzenny…
XXXX- Idiota – uciął Reinhardt. – Z przedstawionego przez pana biegu wydarzeń, poruczniku, jasno wynika, że te przerośnięte insekty zjawiły się tam tylko po to, żeby dokończyć brudną robotę. Niewykluczone, że także po to, aby pozbyć się Rodneya, zanim zdoła powiedzieć nam coś ważnego. Ani im było w głowie czekanie, aż my coś przyślemy. Wciąż macie to nagranie?
XXXX- Tak jest, komandorze. Zachowaliśmy zapis w konsoli komunikacyjnej, w centrali.
XXXX- Chcę go wysłuchać osobiście, poruczniku – komandor ruszył w stronę drzwi, poprawiając mundur. – Przy okazji pogadam o tym z kapitanem Grantem.
XXXXAdiutant wyraźnie chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zamilkł w pół słowa. Następnie udał się pospiesznie w ślad za oddalającym się Reinhardtem. Komandor nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi, jak gdyby już zapomniał o jego obecności. Znał doskonale drogę do stanowiska w centrali – spędził trochę czasu jako dowódca tutejszej placówki – więc dotarł tam szybko, a kiedy już znalazł się w środku, ogarnąwszy wzrokiem halę z rzędami techników zajmujących swoje miejsca przy komputerach, spojrzał na znajdujący się po prawej podest dowódcy, usytuowany dokładnie naprzeciwko kilku dużych wyświetlaczy na przeciwległej ścianie. Kapitan John Grant wciąż się tam znajdował.
XXXXMłodszy oficer dostrzegł swojego przełożonego, gdy ten był jeszcze w połowie drogi, a wyraz jego twarzy wskazywał, że przeczuwa nadchodzące kłopoty. Reinhardt poczuł coś w rodzaju mściwej satysfakcji, obserwując rosnące zakłopotanie Granta.
XXXX- Dzień dobry, panie komandorze... – zaczął John, stając na baczność i salutując, kiedy tylko przełożony się zbliżył
XXXX- Co to ma znaczyć, kapitanie? – warknął Reinhardt, nie zawracając sobie nawet głowy odsalutowywaniem. – Dlaczego nie dowiaduję się od razu o wydarzeniach, jakie miały miejsce, a pan marnotrawi w międzyczasie wojskowe zasoby i cenny czas na bezsensowne akcje?
XXXX- Komandorze, ja… – spróbował kontynuować Grant, ale dowódca nie dał mu skończyć
XXXX- Stój pan na baczność, kiedy do pana mówię! – krzyknął Reinhardt. – Gdyby mnie pan zawiadomił wcześniej, od razu zaczęlibyśmy działać, być może organizowalibyśmy już pogoń za tymi xizariańskimi bękartami! Zamiast tego, wysyła pan małe zespoły myśliwców, by odnaleźć szczątki, co do których wiadomo, że powinny tam być!
XXXX- Komandorze, liczyliśmy na namiar poprzez portal…
XXXX- Słyszałem już o tym, kapitanie – ton głosu Reinhardta, o ile to w ogóle możliwe, zrobił się jeszcze bardziej zagniewany. – Oficer pańskiej rangi powinien doskonale zdawać sobie sprawę, że takie nadzieje są pozbawione jakichkolwiek podstaw! To oczywiste, że nasi nie uciekali do Pluviusa bezpośrednio z systemu, gdzie doszło do kontaktu! Musieli próbować skoków z układu do układu, a te xizariańskie łajdaki podążały za nimi!
XXXX- Przepraszam, panie komandorze. – Grant zmieszał się wyraźnie, czerwieniąc jak burak. – Nie pomyślałem o tym…
XXXX- Oczywiście, że nie – prychnął Reinhardt, powoli odzyskując wreszcie panowanie nad sobą. – Podam pana jeszcze dzisiaj do raportu za niedopełnienie swoich obowiązków służbowych. A na przyszłość radzę panu pamiętać, że chcę co do minuty wiedzieć, co się tutaj dzieje. Czy to jasne?
XXXX- Tak jest, panie komandorze.
XXXX- Spocznij – nakazał Reinhardt, po czym ominął kapitana, kierując się w stronę panelu dowódczego komputera. – Chcę wreszcie sam usłyszeć, co się tutaj działo. Podobno wciąż macie zapis z przeprowadzonej rozmowy. Proszę go odtworzyć, natychmiast.
XXXXTechnik, który wcześniej przypatrywał się reprymendzie dowódcy, spoglądając na kapitana z tłumionym współczuciem, teraz usłuchał polecenia, odnajdując plik w pamięci komputera i odtwarzając go przez głośnik. Reinhardt bez słowa zasiadł na miejscu zajmowanym wcześniej przez Granta, uważnie przysłuchując się rozmowie, i koncentrując swoją uwagę na ostatnich słowach Rodneya, wygłoszonych, nim ten zginął w eksplozji własnego myśliwca.
XXXX- Trzecia flota – powiedział w zamyśleniu, po tym, jak nagranie już ustało. – Trzecia flota… dwudzieste piąte skrzydło… kapitanie? – rzekł w końcu, odwracając się od panelu.
XXXX- Tak, komandorze?
XXXX- Ustalaliście już, który to był patrol?
XXXX- Tak jest, komandorze. Drugi Zespół Wydzielony, w trakcie patrolu obejmującego dwadzieścia systemów. W sumie ponad sto pięćdziesiąt planet.
XXXX- Przynajmniej tyle – mruknął Reinhardt, niemal ułagodzony. – Wielka szkoda, że porucznik Adam Rodney nie zdołał nam wyjawić nazwy systemu, w którym odnaleźli bazę tych xizariańskich piratów. Ale skoro wiemy, która to grupa i która trasa, może nam wystarczyć ta jedna sylaba. Odtworzyliście już, jak mniemam, planowany szlak patrolowy?
XXXX- Tak jest, komandorze.
XXXX- To dobrze. Nanieście to na ekran i wywołajcie mapę sektora. Nie ma tam zbyt wielu układów na literę „m”, powinniśmy znaleźć właściwy.
XXXX- Gotowe, komandorze.
XXXXReinhardt spojrzał na mapę, która pojawiła się na ekranie. Trasa patrolu była na niej wyraźnie zaznaczona, wraz z nazwami systemów, które miał zbadać Drugi Zespół. Dwa spośród tych ostatnich przykuły jego uwagę.
XXXX- Ma – powiedział, powtarzając ostatnią wypowiedzianą przez Rodneya sylabę, kiedy ten nie skończył wymawiania całej nazwy układu. – To może być system Matthius albo Mallok.
XXXX- Zgadza się, panie komandorze – potwierdził jeden z techników. – Obydwa są na trasie patrolu. Pierwszy z nich liczy osiem planet, drugi jedenaście. Nie są zagospodarowane.
XXXX- Taaak – zgodził się przeciągle Reinhardt. – Idealne miejsce na gniazdo tych łajdackich sukinsynów. Ale są całkiem blisko zamieszkanej przestrzeni.
XXXX- Nie odnotowano ataków na żadne z pobliskich planet, nie było też napaści na statki w ich bezpośredniej okolicy. – wtrącił szybko technik
XXXX- Nie ułatwiają nam zadania, te insekty – burknął komandor. – Trzymają się z dala od lepiej strzeżonych rejonów i starają się nie wzbudzać podejrzeń. Ale sposób zawsze się znajdzie. Sprawdźcie rejestry ataków w materiałach archiwalnych i porównajcie je z naszą mapą.
XXXXPrzez długą minutę Reinhardt milczał, obserwując, jak pracują technicy. Z każdą chwilą na planie sektora przybywało zaznaczonych na czerwono obszarów, gdzie atakowano konwoje, aż w końcu wszystko ułożyło się w pełen obraz sytuacji.
XXXX- Zakończyliśmy porównania – oznajmił technik. – Wygląda na to, że ataki mogły nadchodzić z każdego z tych systemów.
XXXXKomandor skrzywił się. Byli tak blisko odkrycia lokalizacji tajnej bazy łupieżców, a jednocześnie tak daleko. Musiał być jakiś sposób, żeby się tego dowiedzieć.
XXXX- Może bazy tych drani znajdują się w obydwu układach?
XXXX- Komandorze – wtrącił Grant. – To możliwe, ale nie mamy dość sił, aby przeprowadzić dwie duże ofensywy naraz. Musielibyśmy wysłać jednostki zwiadowcze, żeby…
XXXX- Wykluczone – uciął Reinhardt. – Podobno to robactwo jest w stanie się wyprowadzić ze swojego siedliska w ciągu kilku godzin w razie zagrożenia. Zapewne po tym, jak Rodney im się wymknął, obawiają się, że mógł udzielić informacji o położeniu ich bazy. To zwiększa ich czujność. A kiedy wykryją nasze statki zwiadowcze, ogłoszą pełen alarm. Nie tylko będą gotowi do ucieczki, ale także do obrony przed naszym atakiem. Musimy ich zaskoczyć, o ile to możliwe. Musimy wzbudzić w nich pewność, że o niczym nie wiemy.
XXXX- Tak jest, panie komandorze – zgodził się Grant.
XXXX- Zanim upewnimy się co do tego, gdzie jest ich baza, sami musimy być gotowi do ewentualnej operacji – stwierdził Reinhardt. – Połączcie mnie natychmiast z admirałem Hawkesem.
"Niezdobyte drogi" [fragment opowiadania; science-fiction]
2No to lecimy. Na pocieszenie, tym razem o wiele mniej
.
Ogólnie, na początku zauważam, co chyba sam też już zauważyłeś (mam nadzieję
), zbytnie wymienianie czynności, i, przesadne zwracanie uwagi na „jaszczurowatość” (ale potem robi się dużo lepiej
)
- oraz oczekujących na rozkazy techników (mała rzecz a cieszy
, i robi przejrzyściej)
Ogólnie, przebieg akcji, tempo następujących po sobie scen, podoba mi się. Opisy może miejscami odrobinę zbyt szczegółowe, ale nie drażnią, nawet dają taki pewien rytm, poczucie konkretności. Przeplatanie opisów „codzienności” (ubrania, jedzenie, odczucia hibernacji) i walki, pasują do siebie. Napięcie też odpowiednio dozowane. Czekam na ciąg dalszy

Do czego dojdzie? I drobiażdżek – jak w kosmosie to raczej nie „wołającymi” a „wzywającymi”Aneli Valanile dzierżył rangę mai karimo, choć w rozmowie z wołającymi o pomoc Terranami – o ile w ogóle przeżyją i do takowej dojdzie
Ogólnie, na początku zauważam, co chyba sam też już zauważyłeś (mam nadzieję


czyli rozkazy były oczekujące czy to technicy wydawali rozkazy?monitory oraz oczekujących rozkazów techników


ee.., rogi im wyrosły na głowie? Na głowach czy przed oczami? Może nieco plastyczniej dla niezorientowanych?dwóch sterników, z czarnymi wizjerami na głowach.

tu się odrobinę przyczepię językowo. Osmoza – przenikanie, raczej kojarzy się łagodnie, za to „przedzierając przez wyrwy” już nie, to jest gwałtowne, jak rozdzieranie. Rozumiem zamysł, ale językowo mocno zgrzyta (również - „osmoza” miękki wyraz – „wyrwy, przedzierając się” – te wyrazy „warczą”).przedzierając przez wyrwy w czasoprzestrzeni, jak w osmozie
Sensu w doznawaniu?Nie widział zatem sensu w doznawaniu dalszych strat od osłaniającej sobie odwrót wrogiej floty.
EeObrona powoli przybierała na zorganizowaniu.
Tu się przyczepię. Masz dość szczegółowy, wręcz techniczny opis walki i nagle wyskakuje tu taki literacki kwiatek. To nie jest błąd, ale udziwnienie. Zgrzyta.Pozostające na zewnątrz formacji niszczyciele otworzyły teraz ogień w stronę pirackich fregat, uszkadzając je i zmuszając do zwarcia szyku. Szkoda została już jednak poczyniona
W sensie, że wysysali im soki? Absorbować można uwagę, nie statki. Chyba, że chodzi ci o to „przysysanie”, ale chyba jednak nie?Na tym odcinku utrzymywały pozycję jedynie trzy terrańskie niszczyciele i pięć korwet, które były skutecznie absorbowane przez wrogie fregaty
Ee, tłumaczenie proszę. Co ma nawał pracy do biuletynów? (zdanie źle skonstruowane).- Moment, to przecież nie takie proste – odparł inżynier. – Mamy tutaj około dwudziestu innych jednostek, nie możemy tak po prostu przynosić wam codziennie biuletyny. Nie może się pan też domagać, abyśmy specjalnie…
- Nie chcę być niemiły, Harvey – przerwał Drake głosem zapowiadającym, iż z dziką rozkoszą okaże podwładnemu brak uprzejmości.

A tu zagwozdka. Wynika, że od wydarzeń z pierwszego rozdziału minęło sporo czasu. I owszem, tak jest zapisane na początkach rozdziałów (lata), ale konia z rzędem temu, kto na takie drobiazgi zwraca jakąkolwiek uwagę. Miło by więc było, gdybyś to jeszcze jakoś dodatkowo zaznaczył (upływ czasu). Po drugie. Jak już wcześniej zauważyłam, masz niestety zwyczaj upychać mnóstwo informacji w małym fragmencie, a co gorsza, w jednym zdaniu. W tym masz dyplomację, czas sprzed dyplomacji i napady wtedy, i w domyśle, że teraz też. Jakoś to może przejrzyściej? Bo ja się pogubiłam. Wiem, że to wszystko jest poniżej jakoś wytłumaczone, ale… Nic by się nie stało jakbyś to troszeczkę rozpisał? W dwóch zdaniach?Jeszcze zanim Terranie nawiązali trwałe kontakty dyplomatyczne z tą obcą rasą – na długo po tym, jak zrzuciła ona jarzmo ludzkiej niewoli – ich statki handlowe były często atakowane przez uzbrojone bandy łupieżców, którzy zagarniali ładunki surowców,

Hę?Dopiero co opuścił tunel nadprzestrzenny, którym jego zespół uciekał nadaremnie od dłuższego czasu przed ścigającym ich wrogiem – wykorzystując utworzony przez macierzysty lotniskowiec portal, którym ten zamierzał zbiec, ale został zniszczony, zanim to się stało.
Ogólnie, przebieg akcji, tempo następujących po sobie scen, podoba mi się. Opisy może miejscami odrobinę zbyt szczegółowe, ale nie drażnią, nawet dają taki pewien rytm, poczucie konkretności. Przeplatanie opisów „codzienności” (ubrania, jedzenie, odczucia hibernacji) i walki, pasują do siebie. Napięcie też odpowiednio dozowane. Czekam na ciąg dalszy

Dream dancer
"Niezdobyte drogi" [fragment opowiadania; science-fiction]
3Okej, teraz jestem już naprawdę skonfundowany. Ze wszystkich wcześniejszych komentarzy na temat mojej pisaniny wyniosłem tyle, że "Niezdobyte drogi" to generalnie najsłabszy z tekstów osadzonych w moim uniwersum (z wyjątkiem "Bram Neoterry"...), w dodatku taki sobie "filler", który w porównaniu z innymi wypocinami niewiele tak naprawdę wnosi do historii tudzież lore rzeczonego uniwersum... tutaj natomiast reakcja jest jak na razie najbardziej pozytywna ze wszystkiego, co opublikowałem na Wery. Jak powinienem to odbierać?
Jak w temacie z fragmentem "Pierwszej krwi" - a może ktoś tak jeszcze poza Medea33 by toto skomentował? Plizzz? :(
Do rozmowy. Z Terranami, wołającymi (czy też wzywającymi) o pomoc.
Nic im na głowach nie wyrosło - czemu miałoby? Przypominam, że Sorevianie to kosmiczne jaszczury - głowy mają wydłużone, jak drapieżne teropody, z bocznie osadzonymi oczami. Ich wizjery mają więc co do zasady postać czarnych "przyłbic", pokrywających całą górną połowę łba - tak, że spod ich dolnych krawędzi linia szczęk wystaje. Rzeczone przyłbice - jeśli już mam wchodzić w szczegóły - nie są przy tym zwykłymi "szybkami" opuszczanymi na twarz, tylko skomplikowaną aparaturą, która działa w efekcie jak jedno wielkie oko. Sorevianie je noszący "widzą" całą ich powierzchnią (bezpośrednio lub na przykład poprzez sygnały odbierane z kamer, sensorów, itd.), poprzez przylegające do oczu łącza optyczne. Nie są to jednak detale, które mogę tak po prostu omówić ze szczegółami w samym środku bitwy (szczególnie gdy nie ma to znaczenia dla ich przebiegu).Medea33 pisze: (pn 06 gru 2021, 17:55) ee.., rogi im wyrosły na głowie? Na głowach czy przed oczami? Może nieco plastyczniej dla niezorientowanych?
No... tak? Sensu w doznawaniu strat, gwoli ścisłości. Dalszych.
A to użycie takiego sformułowania nie jest w tym wypadku tym skrótem myślowym, że wrogowie absorbują właśnie uwagę tych statków (czy raczej ich załóg)? Wielokrotnie spotykałem się z tym określeniem użytym w stosunku do osoby, a nie jej uwagi. Bo jeśli ktoś absorbuje daną osobę, to jest oczywiste, że absorbuje w ten sposób jej uwagę (albo coś innego, w zależności od kontekstu).Medea33 pisze: (pn 06 gru 2021, 17:55) W sensie, że wysysali im soki? Absorbować można uwagę, nie statki.
No cóż, zakładałem że te wpisy rodem ze stereotypowych filmów science-fiction (z których zresztą szybko zrezygnowałem - "Niezdobyte drogi" to ostatni tekst, gdzie ich używałem; potem otworzyłem jeszcze "Niebo i piekło" podobnym wpisem, ale później i tak go wyrzuciłem) "galaktyka taka a taka, sektor taki a taki, statek kosmiczny taki a taki, data kosmiczna taka i taka", są zbyt trudne do przeoczenia, by ktoś nie zwrócił uwagi, że mamy tu nie tylko całkiem inną datę, ale w dodatku ewidentnie ziemski okręt (a przecież ludzie jeszcze niedawno byli ponoć pod obcym zaborem).Medea33 pisze: (pn 06 gru 2021, 17:55) A tu zagwozdka. Wynika, że od wydarzeń z pierwszego rozdziału minęło sporo czasu. I owszem, tak jest zapisane na początkach rozdziałów (lata), ale konia z rzędem temu, kto na takie drobiazgi zwraca jakąkolwiek uwagę. Miło by więc było, gdybyś to jeszcze jakoś dodatkowo zaznaczył (upływ czasu).
Tja, w przeszłości wiele razy otrzymywałem uwagi, że za bardzo polegam na zdaniach złożonych... dzisiaj staram się rozbijać co dłuższe zdania na mniejsze fragmenty.Medea33 pisze: (pn 06 gru 2021, 17:55) Po drugie. Jak już wcześniej zauważyłam, masz niestety zwyczaj upychać mnóstwo informacji w małym fragmencie, a co gorsza, w jednym zdaniu.
Hmmm.... nie planuję wrzucać ciągu dalszego tutaj, na Wery (z tego, co widzę, nikt tu raczej nie wrzuca dłuższych tekstów w całości - czy to naraz, czy to odcinkami). Ale jeśli faktycznie wyrażasz chęć przeczytania całości, mogę ci po prostu podesłać plik z tekstem na e-mail. Oczywiście nie mogę gwarantować, że ciąg dalszy wyda ci się równie udany jak to, co opublikowałem tutaj...
Jak w temacie z fragmentem "Pierwszej krwi" - a może ktoś tak jeszcze poza Medea33 by toto skomentował? Plizzz? :(
"Niezdobyte drogi" [fragment opowiadania; science-fiction]
4Zaczynając od pytania:
Powiem, że takie krytyczne podejście jest dobre, bo nawet jeśli jesteś geniuszem-literatem z bujną wyobraźnią, to zawsze masz postawioną "poprzeczkę" i nie osiadasz na laurach 
Edit : Piszę po lekturze pierwszej części i od razu uprzedzam, większość uwag dotyczy albo powielaniu informacji/ niepotrzebnych fragmentów/ przegadanych rzeczy. Czemu się czepiam? Nie jestem przeciwnikiem długich opisów, ale wiem, że człowiek ma ograniczone zasoby pamięci. Tworzysz własny, skomplikowany świat i musisz wiedzieć, że w takim stopniu najważniejszym jest zainteresowanie nim czytelnika. A nie zrobisz tego wrzucając w treść zbędne "wypełniacze".
Występują błędy logiczne, nieliczne. Przede wszystkim na tym radziłabym się skupić. Tak jak piszę krytycznie o zbędnie kwiecistych opisach, można je od biedy uznać za styl autorski, ale błędy logiczne muszą być wyeliminowane, by tekst miał sens.

Tekst skomentuje w dwóch częściach, bo wszystkiego na raz nie zdążę przeanalizować
Uprzedzam: Nie czytałam wcześniejszego tekstu, więc się do niego nie będę odnosić.
Luźna propozycja- chodzi mi ogólnie o zmianę szyku zdania, która doda "atrakcyjności".
Przykłady nie są rewelacyjne, ale weź pod uwagę zmiany w szyku zdania.
Ewentualnie mniejsza ingerencja:
Są gusta i guściki. Po pierwsze, a po drugie: nie wiem, jak na innych forach, ale na Wery -dziale z fragmentami "Opowiadania[...]" duży nacisk kładzie się na stronę techniczną tekstu. Jeżeli jest fajny zamysł, ale z elementami grafomanii to prędzej usłyszysz o błędach, niż komplement


Edit : Piszę po lekturze pierwszej części i od razu uprzedzam, większość uwag dotyczy albo powielaniu informacji/ niepotrzebnych fragmentów/ przegadanych rzeczy. Czemu się czepiam? Nie jestem przeciwnikiem długich opisów, ale wiem, że człowiek ma ograniczone zasoby pamięci. Tworzysz własny, skomplikowany świat i musisz wiedzieć, że w takim stopniu najważniejszym jest zainteresowanie nim czytelnika. A nie zrobisz tego wrzucając w treść zbędne "wypełniacze".
Występują błędy logiczne, nieliczne. Przede wszystkim na tym radziłabym się skupić. Tak jak piszę krytycznie o zbędnie kwiecistych opisach, można je od biedy uznać za styl autorski, ale błędy logiczne muszą być wyeliminowane, by tekst miał sens.
... skoro nalegaszDer_SpeeDer pisze: (śr 15 gru 2021, 15:32) a może ktoś tak jeszcze poza Medea33 by toto skomentował? Plizzz?

Tekst skomentuje w dwóch częściach, bo wszystkiego na raz nie zdążę przeanalizować

Uprzedzam: Nie czytałam wcześniejszego tekstu, więc się do niego nie będę odnosić.
Nie ma sensu tego dodawać, bo przenikliwe dźwięki z reguły tworzą nagłą reakcję o bohatera. Czemu nie ma sensu? Bo nadmiar powtarzających się informacji rozprasza czytelnika.Der_SpeeDer pisze: (wt 30 lis 2021, 22:46) Rozmowy w mesie oficerskiej ucichły, jak ucięte nożem, gdy przez słaby gwar przebił się przenikliwy dźwięk umieszczonego tam komunikatora.
Tu bym użyła słów typu :"trzymane/ściskane". I usunęła "tu", bo w tym fragmencie nie ma innego "tam". Albo: oczy soreviańskich oficerów zwróciły się w jedną stronęDer_SpeeDer pisze: (wt 30 lis 2021, 22:46) Sztućce, dzierżone w łuskowatych dłoniach, zastygły nad talerzami, a oczy wszystkich obecnych tu soreviańskich oficerów zwróciły się w jedną stronę.
Po chwili konsternacji dowódca zerwał się od stołu, podszedł do odzywającego się miarowo urządzenia i, dotykając je szponiastym palcem, aktywował panel holograficzny.Der_SpeeDer pisze: (wt 30 lis 2021, 22:46) Po krótkiej chwili konsternacji, dowódca zerwał się ze swojego miejsca przy długim stole[...]
Luźna propozycja- chodzi mi ogólnie o zmianę szyku zdania, która doda "atrakcyjności".
Ten fragment musiałam sobie parę razy przeczytać. Kto był niezadowolony: Dowódca czy oficer? Rozumiem, że ten rozmawiał wcześniej z oficerem, a jeżeli dowódca i oficer to ta sama osoba, to radzę pozbyć się określenia "oficer".Der_SpeeDer pisze: (wt 30 lis 2021, 22:46) Oficer nie był zadowolony. Ledwie zdążył zasiąść do spóźnionego nuvere, mając za sobą i tak męczący dzień, gdy nagłe wydarzenie zmusiło go do powrotu na stanowisko. Smagnął podłogę długim ogonem w wyrazie irytacji.
XXXX- Obrać nowy kurs i przygotować się do przechwycenia sił nieprzyjaciela – zawarczał, nie kryjąc zniecierpliwienia. – Na stanowiska bojowe. Niech pozostałe okręty trzymają się blisko i utrzymują zwarty szyk.
Zamilkł. Rzucił krótkie spojrzenie[...]...
Tego nie rozumiem. Określenie "choć w rozmowie z..." daje mi do zrozumienia, że ta rozmowa już się odbyła, a potem :o ile w ogóle przeżyją i do takowej dojdzie. I co ma nieodbyta rozmowa, z tym, jakie stanowisko ktoś zajmuje?Der_SpeeDer pisze: (wt 30 lis 2021, 22:46) Aneli Valanile dzierżył rangę mai karimo, choć w rozmowie z wołającymi o pomoc Terranami – o ile w ogóle przeżyją i do takowej dojdzie – określiłby siebie raczej mianem komodora
Powielenie informacji. Tu bym się zastanowiła nad tym co lepiej brzmi... osobiście pozbyłabym się zaimka.
To bym skróciła, nie ze względu na błędy, ale informacja: Chciał odpocząć od walki,...- jest wystarczająca, tym bardziej że dalsza część zdania jest rozbudowana i zawiera ważne, dla świata przedstawionego informacje.
Toteż i też to synonimy. Dwa spójniki, o prawie tym samym znaczeniu- po co? Spróbuj coś przekształcić, np. dlatego teraz pod maską irytacji, starał się ukryć pewien niepokój/ Toteż pod maską irytacji próbował ukryć zaniepokojenie, tym że uznawany za strefę bezpieczną sektor Guvera (...)/[...] Do teraz. Sektor Guvera, wchodzący w skład terrańskiej przestrzeni kosmicznej, był uznawany za strefę bezpieczną, a wykyrte zagrożenie niepokoiło go. Strach ukrywał pod maską irytacji[...]Der_SpeeDer pisze: (wt 30 lis 2021, 22:46) Toteż teraz pod maską irytacji ukrywał też pewien niepokój
Przykłady nie są rewelacyjne, ale weź pod uwagę zmiany w szyku zdania.
Ewentualnie mniejsza ingerencja:
sektor Guvera, wchodzący w skład terrańskiej przestrzeni kosmicznej, był uznawany za strefę bezpieczną. Do teraz.Der_SpeeDer pisze: (wt 30 lis 2021, 22:46) sektor Guvera, wchodzący w skład terrańskiej przestrzeni kosmicznej, był uznawany za strefę bezpieczną, dziwne zatem, że doszło tutaj do jakiejś walki.
Tu zastanowiłabym się nad sensem tego zdania, bo z tego wychodzi, że: Bohater musiał pojechać windą, ale dotarł szybko na mostek. Kompletnie nic mi to nie mówi.Der_SpeeDer pisze: (wt 30 lis 2021, 22:46) Dowódca musiał dostać się jeszcze windą na wyższy poziom, jednak rychło dotarł na mostek.
Co by nie mówić, ale dowódca czekający na rozkazy techników? Może jakieś informacje/meldunki.
Jeżeli nie zawracał sobie głowy czymś to raczej go też nie znał.Der_SpeeDer pisze: (wt 30 lis 2021, 22:46) Aneli nie zawracał sobie nigdy głowy nauką ludzkiego języka, ani go nie poznał.
Der_SpeeDer pisze: (wt 30 lis 2021, 22:46) Tak jak inni załoganci „Anteronai”, nie był przecież człowiekiem
Nie za bardzo rozumiem, czemu:" Jak na ironię". ostatecznie, to Sorevianie zatryumfowali./to Sorevianie, nie dość że odparli atak, to ostatecznie zatryumfowali. Na przestrzeni lat odnosili nad Terranami kolejne, coraz bardziej miażdżące zwycięstwa, nim wreszcie zadali im klęskę na ich własnym macierzystym świecie.Der_SpeeDer pisze: (wt 30 lis 2021, 22:46) Jak na ironię, konflikt ów zaczął się na rodzimej planecie gadów, gdzie swoją inwazję podjęli ludzie, lecz to Sorevianie mieli się okazać tymi, którzy śmieją się ostatni. W toku rozwijającego się na przestrzeni lat konfliktu odnosili nad Terranami kolejne, coraz bardziej miażdżące zwycięstwa, nim wreszcie zadali im ostateczną klęskę na ich własnym macierzystym świecie.
Podoficer łączności przerwał powtarzający się w kółko sygnał, kiedy wyraźnie przestraszony człowiek po raz kolejny prosił o wsparcie.Der_SpeeDer pisze: (wt 30 lis 2021, 22:46) Wołanie o pomoc szło w kółko i podoficer łączności przerwał sygnał, kiedy wyraźnie przestraszony człowiek po raz powtórny prosił o wsparcie.
Der_SpeeDer pisze: (wt 30 lis 2021, 22:46) Portale do innego wymiaru były same w sobie trudno dostrzegalne na tle próżni, ale stawały się o wiele bardziej wyraźne
Der_SpeeDer pisze: (wt 30 lis 2021, 22:46) Oprócz nich jednak z części portali wydostały się nieznane jaszczurowi okręty.
Zwykle czerwone światło zalewające mostek jak krew, działało na niego pokrzepiająco, pobudzając uśpionego drapieżnika. Teraz jednak do głosu dochodził też racjonalizm.Der_SpeeDer pisze: (wt 30 lis 2021, 22:46) Czerwone światło zalewało mostek jak krew, co działało na niego pokrzepiająco, pobudzając uśpionego w nim drapieżnika, teraz jednak do głosu dochodził też racjonalizm.
Tryb przypuszczający- czyli informacja o tym, że Sorevianie nie mieli pojęcia, jest zbędna/powielona.Der_SpeeDer pisze: (wt 30 lis 2021, 22:46) Jeżeli posiadali jakieś potężne tarcze energetyczne, o których Sorevianie nie mieli pojęcia, taki atak może się nie zdać na wiele.
Z wyrazami szacunku,
Fallen
Fallen
"Niezdobyte drogi" [fragment opowiadania; science-fiction]
5Zastanawiałam się, czy zrobić kolejny spis + propozycję dot. fragmentu z terranami, ale dam sobie spokój. Nie lubię się powtarzać.
Podsumuję lekturę:
Piszesz poprawnie, ale żeby to było naprawdę dobre, musisz okroić tekst ze zbędnych spójników, przymiotników i informacji typu, że najpierw jest śniadanie, a potem na statku obiad. To nie jest ważne. Ale, np. stwierdzenie, że bohater ma przywilej podróży statkiem z ziemskim żarciem, którego jest deficyt- to trzeba zostawić, bo to cecha świata przedstawionego. Zrób sobie rachunek sumienia i powiedz, co chcesz przekazać czytelnikowi: schemat dnia bohatera/ów, czy świat uporządkowany w twojej wyobraźni i jego dzieje oczami określonej postaci.
Dialogi, według mnie, są ok tak jak szkice psychologiczne.
Mam nadzieję, że coś tam pomogłam
Podsumuję lekturę:
Piszesz poprawnie, ale żeby to było naprawdę dobre, musisz okroić tekst ze zbędnych spójników, przymiotników i informacji typu, że najpierw jest śniadanie, a potem na statku obiad. To nie jest ważne. Ale, np. stwierdzenie, że bohater ma przywilej podróży statkiem z ziemskim żarciem, którego jest deficyt- to trzeba zostawić, bo to cecha świata przedstawionego. Zrób sobie rachunek sumienia i powiedz, co chcesz przekazać czytelnikowi: schemat dnia bohatera/ów, czy świat uporządkowany w twojej wyobraźni i jego dzieje oczami określonej postaci.
Dialogi, według mnie, są ok tak jak szkice psychologiczne.
Mam nadzieję, że coś tam pomogłam

Z wyrazami szacunku,
Fallen
Fallen
"Niezdobyte drogi" [fragment opowiadania; science-fiction]
6Sie ciesz.. tutaj natomiast reakcja jest jak na razie najbardziej pozytywna ze wszystkiego, co opublikowałem na Wery. Jak powinienem to odbierać?

Za mało z tego uniwersum czytałam, żeby generalizować. Widzę ten tekst po prostu jako fragment większej całości, a jako „filler” całkiem nieźle.że "Niezdobyte drogi" to generalnie najsłabszy z tekstów osadzonych w moim uniwersum
Stylistykachoć w rozmowie z wołającymi o pomoc Terranami – o ile w ogóle przeżyją i do takowej dojdzie

Ok., nie mówię, że to coś źle. Po prostu chciałabym sobie to jakoś wyobrazić (zwłaszcza właśnie że to jaszczury) a: „czarne wizjery na głowach” to zbyt „wyobrażeniowe” nie jestdwóch sterników, z czarnymi wizjerami na głowach.

Stylistyka! (rozumiem sens zdania, jednak sam zapis jest nie za bardzo). Już samo „doznawanie strat” jest takie jakby zbyt literackie, czy też coś jak księgowe podliczanie, nie widzę tego w ustach żołnierza, zwłaszcza podczas wyniszczającej i wysoce emocjonującej walki, choć i owszem, spotyka się informacje w gatunku: „doznajemy poważnych strat”. Ale tu jeszcze mamy na dokładkę ten „sens” – na pewno żołnierz na mostku, zdenerwowany, pod adrenaliną, produkowałby takie kwiatki? Nie widział sensu w dalszych ofiarach / nie widział potrzeby dalej tracić statki i załogi / dalsze straty nie przyniosłyby żadnego efektuSensu w doznawaniu strat?
Jakoś tu tej „uwagi” nie widzę? I poza tym –Na tym odcinku utrzymywały pozycję jedynie trzy terrańskie niszczyciele i pięć korwet, które były skutecznie absorbowane przez wrogie fregaty.
no bo to ludzkie statki byłyabsorbują właśnie uwagę tych statków

pięć korwet, których uwagę skutecznie (absorbowały, zajmowały) wrogie fregaty./ pięć korwet, zaabsorbowanych działaniami wrogich fregat.
Blee, sarkazm nie na miejscugalaktyka taka a taka, sektor taki a taki, statek kosmiczny taki a taki, data kosmiczna taka i taka", są zbyt trudne do przeoczenia, by ktoś nie zwrócił uwagi, że mamy tu nie tylko całkiem inną datę, ale w dodatku ewidentnie ziemski okręt

no właśnie. Dopiero co byli, i nagle już nie są? (oj, moje biedne szare komórki, chyba musimy cofnąć się w czasie o parę zdań :( ) Na pewno chcesz, bym wytrąciła się z czytania, by się głębiej zastanowić nad czymś, co było wcześniej, a już nie jest?a przecież ludzie jeszcze niedawno byli ponoć pod obcym zaborem
Moje prywatne zdanie – uwielbiam długie, wielokrotnie złożone zdania nawet z wtrąceniami różnorakiego rodzajuTja, w przeszłości wiele razy otrzymywałem uwagi, że za bardzo polegam na zdaniach złożonych... dzisiaj staram się rozbijać co dłuższe zdania na mniejsze fragmenty.

Dream dancer
"Niezdobyte drogi" [fragment opowiadania; science-fiction]
7No więc... nie wiem, co mam powiedzieć. Ale postaram się coś skrobnąć.
.
Część tych wypełniaczy służy mimo wszystko do zarysowania realiów tego świata i objaśnienia czytelnikowi pewnych spraw (dostawałem już tutaj uwagi jakby z przeciwnego bieguna - że za mało wyjaśniam, albo że powinienem o czymś powiedzieć więcej), więc nie mogę się całkiem bez nich obyć, wiesz.Fallen pisze: (czw 16 gru 2021, 15:45) Tworzysz własny, skomplikowany świat i musisz wiedzieć, że w takim stopniu najważniejszym jest zainteresowanie nim czytelnika. A nie zrobisz tego wrzucając w treść zbędne "wypełniacze".
Usłyszałem, po czym miałem trudności z dopatrzeniem się tych błędów logicznych. Przytaczane tu przez ciebie uwagi dotyczą głównie zapisu poszczególnych zdań, ale nie wewnętrznej logiki świata przedstawionego.Fallen pisze: (czw 16 gru 2021, 15:45) Występują błędy logiczne, nieliczne. Przede wszystkim na tym radziłabym się skupić.
Wcale tego nie wymagałem, ani nie wymagam.Fallen pisze: (czw 16 gru 2021, 15:45) Uprzedzam: Nie czytałam wcześniejszego tekstu, więc się do niego nie będę odnosić.
Myślę, że to jasno wynika z kontekstu. Wcześniej padło określenie "kapitan flagowy" na interlokutora - przy czym nie ulega wątpliwości, że zarówno kapitan, jak i jego przełożony, są oficerami - więc w tym wypadku "oficer" odnosi się do Aneliego (z którego punktu widzenia prowadzona jest zresztą narracja) i jego reakcji na słowa podwładnego.Fallen pisze: (czw 16 gru 2021, 15:45) Ten fragment musiałam sobie parę razy przeczytać. Kto był niezadowolony: Dowódca czy oficer? Rozumiem, że ten rozmawiał wcześniej z oficerem, a jeżeli dowódca i oficer to ta sama osoba, to radzę pozbyć się określenia "oficer".
To, że musiałem jakoś poinformować czytelnika, co oznaczają owe słowa "mai karimo", którymi Aneli jest tytułowany. Obecność ludzi stanowi tutaj niejako punkt zaczepienia, który umożliwia mi wplecenie takiego wytłumaczenia. Bo gdybym napisał po prostu non sequitur, że "mai karimo" to odpowiednik ludzkiego komodora, nie miałoby to sensu.Fallen pisze: (czw 16 gru 2021, 15:45) Tego nie rozumiem. Określenie "choć w rozmowie z..." daje mi do zrozumienia, że ta rozmowa już się odbyła, a potem :o ile w ogóle przeżyją i do takowej dojdzie. I co ma nieodbyta rozmowa, z tym, jakie stanowisko ktoś zajmuje?
Nie, takiego zamiennika zastosować nie mogę. Konstatacja, że coś jest za coś uznawane, implikuje że jest to ogólnie przyjęta opinia, albo oficjalne stanowisko w jakiejś kwestii. To, że w sektorze Guvera doszło do pojedynczej potyczki, nie sprawia z automatu, że przestaje on być uznawany za strefę bezpieczną. Wszyscy inni poza Anelim nadal ją za takową uważają, a rząd nie wydał żadnego oficjalnego oświadczenia, że jest inaczej. Chodzi tu właśnie o to, że sam fakt wybuchu bitwy w tym miejscu jest dziwem.Fallen pisze: (czw 16 gru 2021, 15:45) sektor Guvera, wchodzący w skład terrańskiej przestrzeni kosmicznej, był uznawany za strefę bezpieczną. Do teraz.
Chyba jednak ci mówi, bo o to właśnie chodzi - mimo że musiał po drodze pojechać kawałek windą (co oznacza stanie i czekanie, aż winda dojedzie), udało mu się jednak dotrzeć na miejsce w miarę szybko.Fallen pisze: (czw 16 gru 2021, 15:45) Tu zastanowiłabym się nad sensem tego zdania, bo z tego wychodzi, że: Bohater musiał pojechać windą, ale dotarł szybko na mostek. Kompletnie nic mi to nie mówi.
Przepraszam, ale z tego zdania wcale nie wynika, że dowódca czeka na rozkazy techników (wtedy napisałbym "oczekujący", a nie "oczekujących") - raczej, że to oni czekali na jego rozkazy.Fallen pisze: (czw 16 gru 2021, 15:45) Co by nie mówić, ale dowódca czekający na rozkazy techników? Może jakieś informacje/meldunki.
No, jak to czemu? Ot, wojna zaczęła się od tego, że ludzie, ewidentnie w roli agresorów, zaatakowali rodzimą planetę broniących się rozpaczliwie Sorevian, a zakończyła na odwrotnej sytuacji, gdy ostatecznie to jaszczury przeszły do roli agresorów i zaatakowali bronioną rozpaczliwie Ziemię. Ludzie przegrali wojnę, którą sami sprowokowali i rozpętali, czyli niejako sami doprowadzili swoje imperium do upadku.
Że tak powiem... dosłownie przez cały czas staram się to robić - tylko później aż nazbyt często się przekonuję, że to, co ja uważam za interesujące, niekoniecznie wydaje się interesujące innym. Co więcej, różni czytelnicy potrafią zupełnie inaczej komentować ten sam fragment czy aspekt opowiadania i naprzemiennie stwierdzać, że podana do ich wiadomości informacja jest albo ciekawa, albo absolutnie zbędna.Fallen pisze: (czw 16 gru 2021, 19:54) Zrób sobie rachunek sumienia i powiedz, co chcesz przekazać czytelnikowi: schemat dnia bohatera/ów, czy świat uporządkowany w twojej wyobraźni i jego dzieje oczami określonej postaci.
Na pewno to, że komuś w ogóle się chce moje wypociny czytać, daje jakąś motywację, bym pomimo wyżej wskazanych, sprzecznych sygnałów próbował pisać dalej

Tylko że to nie jest zdenerwowany żołnierz na mostku, tylko doświadczony dowódca, który stara się chłodno ocenić sytuację. W dodatku adrenalina już go opuszcza, skoro jest oczywiste, że wygrali tę bitwę i wróg się wycofuje. To, że Aneli pozwala im na ucieczkę, skoro nie zależy mu na rozwaleniu jeszcze paru wrogów za cenę niepotrzebnych strat, jest właśnie wynikiem chłodnej kalkulacji z jego strony, a nie emocji.Medea33 pisze: (pt 17 gru 2021, 17:34) Ale tu jeszcze mamy na dokładkę ten „sens” – na pewno żołnierz na mostku, zdenerwowany, pod adrenaliną, produkowałby takie kwiatki? Nie widział sensu w dalszych ofiarach / nie widział potrzeby dalej tracić statki i załogi / dalsze straty nie przyniosłyby żadnego efektu
Jaki sarkazm? Normalnie przecież piszę.
To jest właśnie jedna z tych sytuacji, by nie uważam, aby sprawa była na tyle skomplikowana, aby wymagało to jakichś szczegółowych wyjaśnień z mojej strony. Z kolei gdzie indziej takie wyjaśnienia zawieram i słyszę, żeby nie zawracać nimi czytelnikowi głowy.Medea33 pisze: (pt 17 gru 2021, 17:34) no właśnie. Dopiero co byli, i nagle już nie są? (oj, moje biedne szare komórki, chyba musimy cofnąć się w czasie o parę zdań :( ) Na pewno chcesz, bym wytrąciła się z czytania, by się głębiej zastanowić nad czymś, co było wcześniej, a już nie jest?
"Niezdobyte drogi" [fragment opowiadania; science-fiction]
8Na początek, trochę się będę czepiał - "siękoza"Der_SpeeDer pisze:
XXXXRozmowy w mesie oficerskiej ucichły, jak ucięte nożem, gdy przez słaby gwar przebił się przenikliwy dźwięk umieszczonego tam komunikatora. Sztućce, dzierżone w łuskowatych dłoniach, zastygły nad talerzami, a oczy wszystkich obecnych tu soreviańskich oficerów zwróciły się w jedną stronę. Po krótkiej chwili konsternacji, dowódca zerwał się ze swojego miejsca przy długim stole. Podszedł do odzywającego się miarowo urządzenia na ścianie, aktywując panel holograficzny i dotykając go szponiastym palcem.
Ziemianie pokonani? My? Jaszczury nie dały by rady...Der_SpeeDer pisze: Tak jak inni załoganci „Anteronai”, nie był przecież człowiekiem – należał do rasy Sorevian, humanoidalnych jaszczurów, którzy niegdyś znajdowali się w stanie wojny z Terranami. Jak na ironię, konflikt ów zaczął się na rodzimej planecie gadów, gdzie swoją inwazję podjęli ludzie, lecz to Sorevianie mieli się okazać tymi, którzy śmieją się ostatni. W toku rozwijającego się na przestrzeni lat konfliktu odnosili nad Terranami kolejne, coraz bardziej miażdżące zwycięstwa, nim wreszcie zadali im ostateczną klęskę na ich własnym macierzystym świecie. Po wygranej wojnie, jaszczury sprawowały kontrolę nad upadłym ludzkim imperium – i choć nie ingerowały bezpośrednio w suwerenną władzę Unii Sprzymierzonych Światów, ani nie stosowały terroru, czerpały pewne zyski, pobierając regularne trybuty w postaci ułamków ogólnie eksploatowanych na poszczególnych planetach zasobów. Surowce te były cyklicznie transportowane na światy SVS przez ogromne konwoje terrańskich statków handlowych.

Mityczna zaimkozaDer_SpeeDer pisze: Ich okręty były małej i średniej wielkości, a ich całkowita liczebność nie sięgała setki, z czego większość stanowiły jednostki lekkie – myśliwce i bombowce. Z bliższej odległości mai karimo był w stanie zidentyfikować i zdefiniować okręty wroga. Te większe, które były przypuszczalnie niszczycielami, były podłużnego kształtu i miały w sobie coś z insektów. Ich kadłuby były zielonkawe i zdawało się, iż są one na poły zbudowane z metali, a na poły z żywej tkanki.

Tu już przesadziłeś - Ziemianie boją się Jaszczurów? Jasne...Der_SpeeDer pisze: XXXXKiedy Aneli leciał swoim promem na pokład statku flagowego terrańskiej floty, aby spotkać się w cztery oczy z ludzkim dowódcą, nie spodziewał się zbytnich uprzejmości. Odkąd sięgał pamięcią, bywał niekiedy w podobnych sytuacjach, jednak Terranie rzadko okazywali wyraźną wdzięczność. Owszem, wyrażali podziękowania, ale ich stosunek do Sorevianina był na ogół niezbyt ciepły. Aneli nieraz się nad tym zastanawiam i uznał, że w pewnym stopniu ich rozumie. Nie tylko odczuwali oni instynktowny lęk przed członkami jego rasy, ale też mieli do niej uzasadnioną urazę z powodu zaboru światów Unii Sprzymierzonych Światów – a raczej Globalnej Terrańskiej Federacji, bo Unię założono dopiero później. Z drugiej strony, nie pozostawały przez nich niezauważone bitwy toczone przez Sorevian w ich obronie, oraz relatywnie łagodna forma okupacji, pozbawiona działalności inwigilacyjnej czy też eksploatacji terrańskiej gospodarki w stopniu szkodliwym dla niej, bądź dla obywateli. Pozostawali więc rozdarci pomiędzy gniewem właściwym dla ludności uzurpowanej, a szacunkiem, jakim można darzyć protektorów. Niemniej, choć jaszczur miał tego świadomość, chwilami go irytowało.

I pewnie znalazło by się jeszcze to i owo... Ale, ale - jak obiecałem tak zrobiłęm, czyli przeczytałem ten tekst i za "Echo" też się wezmę. Problem nie leży tylko w gramatycznej stronie opowiadania, piszesz bardzo sucho, wrzucasz infdumpy, jakby przynudzasz, a w tym tekście walki nie są dynamiczne, są nudne. No i czuję się oszukany, opko nie ma zakończenia, urwane w połowie. Fabularnie zaś (póki co) nic nie wnosi, niestety bohaterowie papierowi. Nie podeszło zupełnie.
Pozdrawiam.
"Niezdobyte drogi" [fragment opowiadania; science-fiction]
9I po raz kolejny dostaję asumpt do przyjęcia, że uniwersalnej recepty na narrację czy styl, dzięki której tekst czytałoby się dobrze praktycznie każdemu, po prostu nie ma... dwie osoby przeczytały ten sam fragment mojej pisaniny i jedna wciągnęła się na tyle, że poprosiła o ciąg dalszy, druga natomiast te same wypociny określa jako suche i nudne (zresztą, komentarze tych samych osób odnośnie poprzedniego tekstu były odwrotne dosłownie o sto osiemdziesiąt stopni...). A ja staram się, naprawdę się staram...
Koresponduję okazyjnie w Internecie z pewnym Niemcem, który również uwielbia humanoidalne jaszczury i też stworzył własne uniwersum (tyle że fantasy), gdzie takowe jaszczury występują i gdzie jeden z nich jest centralną postacią. Dowiedziałem się od niego, że miał trudności z wydaniem powieści osadzonej w tym uniwersum właśnie dlatego, że wydawca miał pretensje o to, że narracja skupia się na tym jaszczurze i jego pobratymcach, a nie na ludziach. Jednym z warunków wydania tej książki było to, aby zamieszczony na tylnej okładce opis fabuły skupiał się na władcy ludzkiego królestwa - mimo że ten, choć ważny dla fabuły, jest postacią drugiego planu - natomiast faktyczny główny bohater (jaszczur) nie został nawet wskazany z imienia. Ludzie to rasiści.
Na twoje pocieszenie mogę powiedzieć, że historia mojego uni jest rozpisana na setki lat i w owym czasie Terranie jak najbardziej stoczyli niejedną zwycięską wojnę. Tyle że w walce z Sorevianami byli zdecydowanie "tymi złymi" - ksenofobicznymi zbrodniarzami, odpowiedzialnymi za całkowitą eksterminację kilku obcych ras - więc skopanie im tyłków przez kosmiczne jaszczury jak najbardziej im się należało.
Mogę tylko dodać, że takie właśnie, uporczywe przedstawianie jaszczurów - jak również fakt, że są spychane całkowicie na margines przez ludzi i inne, niewiele się od nich tak naprawdę różniące rasy (vide elfy czy krasnoludy) i przeważnie robią po prostu za chłopców do bicia - sprawiło, że zdecydowałem się powołać do życia owo autorskie uniwersum (i Sorevian) w takiej właśnie, a nie innej postaci.
Zauważyłem. Aczkolwiek, co się rzekło, tekst pisany był naprawdę dawno - a ja dokonałem tylko szybkiej, pobieżnej korekty przed jego wklejeniem.
Jestem tego boleśnie świadom. Zresztą fakt, iż w pewnym momencie zdałem sobie z tego sprawę, był jednym z czynników, które złożyły się na obecny kryzys twórczy - oto bowiem zorientowałem się, że realizacja różnych pomysłów na opowiadania, mające się skupiać na Sorevianach (bądź innych obcych z mojego uni) nie ma sensu, gdyż mało kto będzie chciał takie teksty czytać. Dodam, że spośród rozmaitych humanoidów w szeroko pojętej fantastyce, te jaszczurowate są zdecydowanie moimi ulubieńcami (choć miałem wielokrotnie zastrzeżenia co do sposobu ich przedstawienia - patrz poniżej). I choć chcę o nich pisać, to się okazuje, że nie mogę. Well, this sucks.RebelMac pisze: (pn 07 lut 2022, 19:20) Ziemianie pokonani? My? Jaszczury nie dały by rady...Tak na serio - nie podoba mi się, że Terranie przegrali, czytelnikom też może się to nie spoodobać. W końcu jesteśmy ludźmi.
Koresponduję okazyjnie w Internecie z pewnym Niemcem, który również uwielbia humanoidalne jaszczury i też stworzył własne uniwersum (tyle że fantasy), gdzie takowe jaszczury występują i gdzie jeden z nich jest centralną postacią. Dowiedziałem się od niego, że miał trudności z wydaniem powieści osadzonej w tym uniwersum właśnie dlatego, że wydawca miał pretensje o to, że narracja skupia się na tym jaszczurze i jego pobratymcach, a nie na ludziach. Jednym z warunków wydania tej książki było to, aby zamieszczony na tylnej okładce opis fabuły skupiał się na władcy ludzkiego królestwa - mimo że ten, choć ważny dla fabuły, jest postacią drugiego planu - natomiast faktyczny główny bohater (jaszczur) nie został nawet wskazany z imienia. Ludzie to rasiści.
Na twoje pocieszenie mogę powiedzieć, że historia mojego uni jest rozpisana na setki lat i w owym czasie Terranie jak najbardziej stoczyli niejedną zwycięską wojnę. Tyle że w walce z Sorevianami byli zdecydowanie "tymi złymi" - ksenofobicznymi zbrodniarzami, odpowiedzialnymi za całkowitą eksterminację kilku obcych ras - więc skopanie im tyłków przez kosmiczne jaszczury jak najbardziej im się należało.
Jaaasne. Widzę to zwłaszcza po moim przebogatym doświadczeniu z jaszczurami w szeroko pojętej fantastyce, gdzie te są przedstawiane - nie zawsze, ale w przytłaczającej większości - albo jako dzikusy, albo jako barbarzyńcy, albo jako istoty z gruntu złe, albo wszystko naraz. Widzę to po tym, jak na przykład Michael Crichton, pisząc swój nowy thriller, zdecydował się przedstawić prehistoryczne jaszczury jako przerażające, krwiożercze bestie - a Capcom, kiedy wziął się za nowy survival horror na modłę "Resident Evil", postanowił zastąpić zombie rzeczonymi prehistorycznymi jaszczurami. Widzę to po tym, jak rozmaite komiksowe postacie - jeżeli tylko zmieniają się jaszczurowate stwory (Lizard ze Spider-Mana, Killer Croc z Batmana, et cetera), są przedstawiane jako immanentnie, nieodrodnie złe i skłonne do bezsensownej przemocy. Widzę to po tym, jak rozmaite fikcyjne organizacje, jeżeli tylko za symbol obierają sobie coś kojarzącego się z jaszczurami czy ogólnie gadami, to już na tej podstawie wiadomo, iż rzeczone organizacje są "tymi złymi". Widzę to po klasycznym przedstawieniu smoka w zachodniej kulturze, który ma jaszczurczą postać i jest uosobieniem zła właśnie dlatego, że w przeszłości jaszczurek bano się panicznie. Po tych wszystkich czynnikach - i całym mnóstwie innych, które mógłbym wymieniać do Bożego Narodzenia, ale ani mi się nie chce, ani nie mam czasu, ani nie jestem zbyt dobry w wyliczaniu takich rzeczy ad hoc - jestem całkowicie pewien, że statystyczny homo sapiens, ujrzawszy stojącego tuż przed nim, mierzącego ponad dwa metry wzrostu jaszczura, absolutnie nie odczuwałby przed nim instynktownego lęku.RebelMac pisze: (pn 07 lut 2022, 19:20) Tu już przesadziłeś - Ziemianie boją się Jaszczurów? Jasne...
Mogę tylko dodać, że takie właśnie, uporczywe przedstawianie jaszczurów - jak również fakt, że są spychane całkowicie na margines przez ludzi i inne, niewiele się od nich tak naprawdę różniące rasy (vide elfy czy krasnoludy) i przeważnie robią po prostu za chłopców do bicia - sprawiło, że zdecydowałem się powołać do życia owo autorskie uniwersum (i Sorevian) w takiej właśnie, a nie innej postaci.
No, przepraszam bardzo - toć w tytule tematu stoi napisane, że to jeno fragment opowiadania. Samo opowiadanie - co wyjaśniłem we wstępie - ma dziewięćdziesiąt stron w Wordzie i to, co tutaj wkleiłem, to nie jest nawet połowa. Ani jedna czwarta.RebelMac pisze: (pn 07 lut 2022, 19:20) No i czuję się oszukany, opko nie ma zakończenia, urwane w połowie.
"Niezdobyte drogi" [fragment opowiadania; science-fiction]
10Lepiej brzmiałoby " wezwanie o pomoc" Poza tym tu jest jakiś błąd logiczny. Co prawda nie wiem ile trwa opuszczanie tunelu nad, lub pod przestrzennego, ale chyba lepiej byłoby napisać, że " opuścili tunel i znaleźli sie pod ostrzałem"Der_SpeeDer pisze: (wt 30 lis 2021, 22:46) Sygnał wezwania pomocy. Opuszczają tunel nadprzestrzenny w pobliżu orbity Irydy IX i proszą o natychmiastową pomoc militarną. Są pod ostrzałem.
Najsmutniejszym aspektem dzisiejszego życia jest to, że nauka osiąga wiedzę szybciej niż społeczeństwo osiąga mądrość. http://cytatybaza.pl/autorzy/isaac-asimov.html?cid=41
"Niezdobyte drogi" [fragment opowiadania; science-fiction]
11I znów semantyka. Sygnał wezwania czy też wzywania pomocy jest frazą, z którą jak najbardziej stykałem się wielokrotnie w życiu i w sztuce, natomiast użycie czasu teraźniejszego ma to do siebie, że może określać nie tylko czynność aktualnie wykonywaną, ale również taką, którą planujemy wykonać w najbliższym czasie. Kiedy mówię "wydajemy dziś przyjęcie", z pewnością mam na myśli to, że przyjęcie owo ma się wkrótce odbyć niebawem, jeszcze tego samego dnia - a nie, że odbywa się ono akurat w czasie, gdy wymawiam te słowa.Mary Ann May pisze: (pt 11 lut 2022, 06:38) Lepiej brzmiałoby " wezwanie o pomoc" Poza tym tu jest jakiś błąd logiczny. Co prawda nie wiem ile trwa opuszczanie tunelu nad, lub pod przestrzennego, ale chyba lepiej byłoby napisać, że " opuścili tunel i znaleźli sie pod ostrzałem"
Opuszczanie tunelu nadprzestrzennego wymaga przede wszystkim otwarcia portalu do "normalnego" wszechświata - ot, wyrwy między wymiarami. To z kolei wymaga, rzecz jasna, wcześniejszego wykonania odpowiednich obliczeń (żeby na przykład nie wyjść z nadprzestrzeni prosto na kurs kolizyjny z planetą czy innym obiektem), skalibrowania sprzętu i tak dalej - nie jest zatem czynnością, która dzieje się nagle, ale której wykonywanie może trwać dłuższą chwilę. Tak, jak wzmiankowane wyżej wydawanie przyjęcia.
I nie, błędu logicznego brak. Wręcz przeciwnie - to użycie proponowanej przez ciebie frazy wprowadziłoby błąd logiczny, bo w dalszej części tekstu wyraźnie widać, że atakowany konwój opuszcza ostatecznie nadprzestrzeń dopiero później. Nie wspomnę już o tym, że soreviański kapitan flagowy powtarza tutaj zasadniczo słowo w słowo to, co nadaje terrański dowódca rzeczonego konwoju w wezwaniu o pomoc (cytuję: "opuszczamy nadprzestrzeń portalem w strefie Irydy IX", koniec cytatu).
Może i fizyka to twoja broszka, ale w sferze językowej Mistrzem jestem ja

"Niezdobyte drogi" [fragment opowiadania; science-fiction]
12To musisz zaznaczyć, że sygnał został wysłany w sposób inny niż fala elektromagnetyczna bo ta nie może podróżować szybciej od światła. Bo tu jest następstwo czasu. Najpierw wykonujesz obliczenia żeby nie wybić krateru w jakimś ciele niebieskim a potem uruchamiasz procedurę wyjścia. Samo przejście portalu pomiędzy ( Swiatami czy wymiarami ) to nie jest proces długotrwały. Więc upieram się że albo sa pod ostrzałem po wyjściu i wtedy prośba o pomoc ma sens, albo zostali zaatakowani jeszcze będąc w tunelu podprzestrzennym i wtedy prośba o pomoc sensu nie ma, po przecież i tak w tunelu podróżują szybciej niż światło, ergo szybciej niż ich prośba o pomoc. Może i Mistrzem słowa będzieszDer_SpeeDer pisze: (wt 15 lut 2022, 08:34) puszczanie tunelu nadprzestrzennego wymaga przede wszystkim otwarcia portalu do "normalnego" wszechświata - ot, wyrwy między wymiarami. To z kolei wymaga, rzecz jasna, wcześniejszego wykonania odpowiednich obliczeń (żeby na przykład nie wyjść z nadprzestrzeni prosto na kurs kolizyjny z planetą czy innym obiektem), skalibrowania sprzętu i tak dalej - nie jest zatem czynnością, która dzieje się nagle, ale której wykonywanie może trwać dłuższą chwilę.

Najsmutniejszym aspektem dzisiejszego życia jest to, że nauka osiąga wiedzę szybciej niż społeczeństwo osiąga mądrość. http://cytatybaza.pl/autorzy/isaac-asimov.html?cid=41
"Niezdobyte drogi" [fragment opowiadania; science-fiction]
13Podsumujmy (bo mi się już w oczach dwoi
)
2. Skoro są jeszcze we wnętrzu tunelu to:
Można napisać:
Wysłali wiadomość jeszcze w tunelu. (i niech się czytelnik martwi czy to ma sens). Ja założyłam, że po prostu, tak jak same tunele, tak i przesyłanie z nich wiadomości, udało im się jakoś rozgryźć, i nie ma dla mnie znaczenia jak oni to zrobili. I tak, zgrzyta to. Mi czytającej to w XXIw. W przyszłości może już nie będzie
Można też
Wysłali wiadomość jeszcze w tunelu, bo boje komunikacyjne usytuowane w jego wnętrzu / bo najnowszy wynalazek jajogłowych którego i tak nikt nie rozumie / bo zasada splątania elektronów / bo grzybki halucynogenne / bo… / umożliwiały przesłanie tej wiadomości do normalnej przestrzeni by dotarła jeszcze przed nimi
Te wszystkie możliwości ma autor, pytanie tylko z której skorzysta i czy podawanie dokładnych danych naukowych ma jakieś znaczenie dla tekstu.
I tu pozwolę sobie na sięgnięcie do innego wpisu:
), to powinien się tego trzymać. Nawet uważam to jako rodzaj motywacji, by zrobić dokładniejszy research, co tylko pomoże tekstowi (i autorowi).
Ale rzecz jasna nie musi. Może też te zasady obejść, powołując się na licentia poetica albo na „wszechświat nieskończonych możliwości”. I nie mówię tu o oczywistych błędach popełnianych z niewiedzy lub lenistwa. Jeśli więc autorze widzisz coś do poprawienia, to czuj się zmotywowany by to uczynić, jeśli jednak obstajesz przy swoim – to twój tekst
. Najważniejsze by być tego świadomym.

1. Są pod ostrzałem we wnętrzu tunelu (potem było: - Weszli (obcy) do ich tunelu nadprzestrzennego). Czyli - Są (właśnie teraz, w tym tunelu) pod ostrzałem. Prawda.Sygnał wezwania pomocy. Opuszczają tunel nadprzestrzenny w pobliżu orbity Irydy IX i proszą o natychmiastową pomoc militarną. Są pod ostrzałem.
2. Skoro są jeszcze we wnętrzu tunelu to:
Prawda. Być może. W naszym uniwersum i według naszej obecnej wiedzy, tak. Ale nie musi. I autor też nie musi tego podawać.To musisz zaznaczyć, że sygnał został wysłany w sposób inny niż fala elektromagnetyczna bo ta nie może podróżować szybciej od światła
Można napisać:
Wysłali wiadomość jeszcze w tunelu. (i niech się czytelnik martwi czy to ma sens). Ja założyłam, że po prostu, tak jak same tunele, tak i przesyłanie z nich wiadomości, udało im się jakoś rozgryźć, i nie ma dla mnie znaczenia jak oni to zrobili. I tak, zgrzyta to. Mi czytającej to w XXIw. W przyszłości może już nie będzie

Można też
Wysłali wiadomość jeszcze w tunelu, bo boje komunikacyjne usytuowane w jego wnętrzu / bo najnowszy wynalazek jajogłowych którego i tak nikt nie rozumie / bo zasada splątania elektronów / bo grzybki halucynogenne / bo… / umożliwiały przesłanie tej wiadomości do normalnej przestrzeni by dotarła jeszcze przed nimi
Te wszystkie możliwości ma autor, pytanie tylko z której skorzysta i czy podawanie dokładnych danych naukowych ma jakieś znaczenie dla tekstu.
I tu pozwolę sobie na sięgnięcie do innego wpisu:
To też prawda. Jak najbardziej „powinna spełniać zasady panujące w naszym wszechświecie” i jeśli autor może (i o tym wie, poinformowany przez uprzejmego krytykaTu mamy problem. Cały problem z literaturą SF jest taki że powinna spełniać zasady panujące w naszym wszechświecie, chociaż częściowo. Inaczej otrzymujemy tylko Fiction , bez Science.

Ale rzecz jasna nie musi. Może też te zasady obejść, powołując się na licentia poetica albo na „wszechświat nieskończonych możliwości”. I nie mówię tu o oczywistych błędach popełnianych z niewiedzy lub lenistwa. Jeśli więc autorze widzisz coś do poprawienia, to czuj się zmotywowany by to uczynić, jeśli jednak obstajesz przy swoim – to twój tekst

Dream dancer