"Echo" [fragment opowiadania; horror science-fiction]

1
No, więc... z lekką trwogą (nomen omen) prezentuję jeszcze jeden kawałek z mojej dawnej tfu-tfu-tfurczości.

To opowiadanie było w gruncie rzeczy małym eksperymentem. Pisząc teksty osadzone w swoim autorskim uniwersum, generalnie usiłuję tworzyć (z różnym efektem) militarne science-fiction, tymczasem w tym wypadku postanowiłem spróbować swoich sił z horrorem. Nie za bardzo sobie jednak z tym poradziłem i opowiadanie do dnia dzisiejszego pozostaje bezterminowo zawieszone. Ale co napisałem, to napisałem.

Aby i w tym wypadku przybliżyć premise przed przeczytaniem, to jest on jak zwykle cokolwiek typowy. Ot, jest sobie tajna placówka badawcza (w dodatku usytuowana pod ziemią), dzieją się w niej dziwne rzeczy, kilka osób zaginęło lub w ogóle zeszło śmiertelnie w tajemniczych okolicznościach, na miejsce zatem przybywa agent, który ma zbadać sprawę - i przy okazji sam pada ofiarą owych dziwnych zjawisk.

Uwaga - tekst zawiera wulgaryzmy.


===========================================================================================================================


PROLOG

XXXXWraz z nadejściem wieczoru, jak co dnia, życie wewnątrz obiektu zaczynało niemal zupełnie zamierać. Po szeregu rutynowych inspekcji, dotychczas pełne ludzi korytarze i sale, stawały się całkiem opustoszałe i ciche.
XXXXStrażnik Michael Norris poczuł, jak na tę myśl ciarki przechodzą mu po plecach. Tkwił tutaj niemal zupełnie sam, pod ziemią, wewnątrz kompleksu, o którym wiedziała jedynie garstka wtajemniczonych. W opanowaniu nerwów nie pomagał mu fakt, że po raz pierwszy zostawiono go w pokoju ochrony na nocnej warcie. Nie pomagało mu w tym również to, że ostatnimi czasy pełnienie tej funkcji niekiedy źle się kończyło dla tych, którym ją powierzono i którzy zmuszeni byli czuwać.
XXXXPo prawdzie, ostatnimi czasy dziwne rzeczy działy się nie tylko w takich przypadkach.
XXXX- Do diabła, uspokój się, człowieku – mruknął do siebie Norris.
XXXXPostąpił kilka kroków, po czym opadł powoli na fotel. Tuż przed nim znajdował się panel z szeregiem holopadów, transmitujących obraz z umieszczonych w korytarzach i salach kompleksu kamer termicznych. Jak nietrudno było się domyślić, wszystkie pokazywały jedynie puste pomieszczenia – o tej porze nikt już nie pracował w laboratorium, ani w Sektorze E, którego pilnował Norris, ani nigdzie indziej wewnątrz bazy.
XXXXZanosi się na spokojną noc, pomyślał Mike. Odprężywszy się nieco, rozparł się w fotelu, obserwując obrazy z kamer i starając się nie usnąć. Spojrzał na usytuowany na panelu wyświetlacz daty, który pokazywał dzień 28 listopada 3281 roku i godzinę 12:47 GMT. Nie był to jednak czas lokalny, lecz czas liczony według rachuby obowiązującej na odległej Ziemi. Tutaj, na Nergalu, były już dwie minuty po północy, jak wskazywały dane wyświetlone tuż pod tymi określającymi czas ziemski, zwany też powszechnie czasem alfa.
XXXXNorris stwierdził, że chyba będzie musiał zajrzeć do znajdującego się niedaleko bufetu i pobrać z wydającego napoje automatu więcej kawy. Od chwili, kiedy opanował już nerwy, poczuł się nagle okropnie senny.
XXXXZaledwie o tym pomyślał, a dostrzegł z boku ruch i przez oszklone drzwi zauważył Roberta Weisera, jednego z techników. Po chwili przybysz wszedł do pokoju ochrony, stając w progu.
XXXX- Co, ciebie też wybrali na nocną zmianę? – zapytał Norris, unosząc brwi.
XXXX- Niestety, tak – odrzekł Weiser. – Idę po kawę, chcesz też jedną?
XXXX- Jasne, dzięki.
XXXX- Jaka ma być dla ciebie?
XXXX- Czarna, jak mój nastrój.
XXXXTechnik wyszedł, a Michael na dłuższą chwilę znowu został sam, obserwując obrazy z kamer. Wcześniejszy niepokój, jaki towarzyszył zaobserwowaniu tak nagłego, zdawałoby się, zniknięcia śladów życia ze wszystkich okolicznych pomieszczeń, ulotnił się już niemal całkowicie, zastąpiony przez nudę. Norris był niezadowolony, że spędzi najprawdopodobniej noc na bezowocnym wypatrywaniu intruzów – którzy nie mieli większych szans się pojawić, ze względu na fakt, że podziemny kompleks, w jakim pracował, był tajny.
XXXXCo prawda niektórzy utrzymywali, że ostatnie wydarzenia, jakie miały tu miejsce, zostały spowodowane przez działalność osób niepożądanych. Norris jednak nie bardzo w to wierzył, nawet jeśli inne teorie wydawały się jeszcze bardziej nieprawdopodobne i winę minionym incydentom przypisywały działaniu jakichś nadprzyrodzonych sił.
XXXXMichael uważał to za zwykłe bujdy. Powtarzał to sobie wielokrotnie, nie dając wiary nawet niektórym relacjom świadków – wszystko to były jego zdaniem zwykłe plotki. A jednak teraz, kiedy znalazł się tutaj niemal całkiem sam, o tak późnej porze, czuł z początku pewien niepokój. Wynikało to jednak raczej z samego faktu przebywania w samotności oraz z tego, iż o tej porze większość świateł była wygaszona. Norris pamiętał dobrze, że będąc jeszcze dzieckiem, bał się ciemności, w której jego wyobraźnia podsuwała mu najróżniejsze potworne obrazy – zwłaszcza, kiedy był sam. Obecnie nie wierzył już, rzecz jasna, w istnienie jej wytworów, ale pewien lęk przed ciemnością pozostał mu do dziś.
XXXXNagle podskoczył w fotelu i wciągnął głośno powietrze, usłyszawszy gwałtowny dźwięk. Odwrócił się w prawo i dostrzegł – z mieszaniną ulgi i irytacji – że to Weiser wrócił z dwoma kubkami kawy.
XXXX- Musisz się tak skradać? – warknął mimowolnie.
XXXX- Wcale się nie skradam, po prostu idę – odparł technik, podchodząc i podając mu kawę. – Nie sądziłem, że się tak przestraszysz.
XXXX- Dzięki – rzekł Norris, odbierając napój i od razu pociągając łyk. – Nie wracasz na obchód?
XXXX- Już raz się przespacerowałem – odrzekł Weiser. – Tu jest, cholera, pusto. Nikogo nie ma.
XXXX- Więc czemu się tak denerwujesz?
XXXXRobert podszedł bliżej, opierając się o ścianę blisko panelu ochrony, patrząc prosto w oczy Michaelowi, który odwzajemnił spojrzenie, na chwilę przestając kontrolować kamery.
XXXX- No, wiesz – wymamrotał technik. – Przy tym wszystkim, co gadają ludzie…
XXXX- Ludzie gadają głupoty – uciął Norris – Nie sądziłem, że w to wierzysz.
XXXX- Po tym, jak skończył Dieter Adler…
XXXX- Narąbał się i usmażyło go – ponownie przerwał Michael. – Musiał być idiotą, żeby najpierw się urżnąć w trzy dupy, a potem iść w takim stanie do roboty przy tej schrzanionej instalacji.
XXXX- Przecież przeprowadzali badania w sektorze szpitalnym, nie słyszałeś? – Weiser wzruszył ramionami. – Sprawdzili go i był czysty. Nie pił ani nie ćpał.
XXXX- Tak mówią – rzekł krótko Norris.
XXXX- Gadałem o tym z Hobartem – technik nie dawał za wygraną. – On był przy tym.
XXXX- Nawet jeśli, to był pewnie zwykły wypadek przy pracy – Norris machnął lekceważąco ręką.
XXXX- Może i tak – powiedział powoli Robert. – Albo i nie. Tam nie było nawet napięcia, więc nie wiem, jak to się stało. Inni na pewno je odłączyli.
XXXX- Cóż, najwidoczniej nie.
XXXX- A słyszałeś, co się działo, zanim go popieściło?
XXXX- Słyszałem. Właśnie dlatego uważam, że ludzie gadają głupoty.
XXXX- Więc gadają je tak, bez przerwy, od całych tygodni, od całych tygodni dzieją się takie numery, a często nawet jeszcze bardziej dziwne, a ty… – Nagle oczy technika rozszerzyły się, a ich spojrzenie padło na panel z projekcjami holopadów. – Czekaj, co to było? – powiedział przerażonym głosem.
XXXX- Co? – Norris odwrócił się gwałtownie, omal nie rozlewając kawy, po czym ogarnął wzrokiem rzędy holograficznych wyświetlaczy. – Gdzie?
XXXX- Tutaj – Weiser powoli wskazał palcem na jeden z obrazów z kamery. – W głębi.
XXXXMichael przyjrzał się, ale niczego nie zauważył.
XXXX- Przecież tu nic nie ma – orzekł.
XXXX- Było, przed chwilą – upierał się Robert. – Ale zaraz zniknęło.
XXXX- Coś ty tam niby zauważył? – Strażnik ściągnął brwi, obserwując ze skupieniem wyświetlacz. – Mamy intruza? Czy może raczej od tych wszystkich głupot masz już po prostu przywidzenia…
XXXXPrzez obraz przebiegło nagle dziwne przyćmienie – jakby ktoś przesunął Norrisowi grubym włosem przed oczami. Po chwili pojawiły się kolejne zakłócenia.
XXXX- Czekaj… co jest… – mruczał Michael z niepokojem, podczas gdy wyświetlacz pracował coraz gorzej, a obraz falował dziwnie. – Mamy tu chyba jakieś usterki.
XXXX- Nie widziałem jeszcze takich – wtrącił Weiser.
XXXXKamera nie zarejestrowała niczego podejrzanego, ale obraz z niej wciąż ulegał dziwnym zakłóceniom. Trwało to nie dłużej, niż pół minuty, po czym urządzenie rozregulowało się najwyraźniej zupełnie. Cała projekcja stała się czerwona, z widniejącym pośrodku napisem „brak sygnału”.
XXXX- Niech to szlag – warknął Norris. – To kamera w korytarzu E414, idź i sprawdź ją.
XXXX- Ja? – zapytał technik niepewnie.
XXXX- Nie, twoja ciocia – odburknął Michael, nie kryjąc irytacji. – Jasne, że ty, a niby kto?
XXXX- Przysięgam, że tam ktoś był. Albo coś. Może mógłbym…
XXXX- Dobra, słuchaj – westchnął Norris, sięgając po dwa proste urządzenia komunikacyjne, leżące na panelu; podał jedno z nich Weiserowi. – Bądź ze mną w kontakcie. Jakby coś się działo, po prostu mnie zawiadomisz.
XXXX- Nie możesz pójść ze mną? – Robert był wyraźnie niechętny samotnemu marszowi do uszkodzonej kamery.
XXXX- Nie mogę – odparł strażnik ze zniecierpliwieniem. – Muszę przecież widzieć, czy ta kamera działa, czy nie, jak będziesz nad nią pracował. To znaczy, że komunikator tak czy inaczej się przyda.
XXXX- No, dobrze – mruknął Weiser, wyraźnie nie uspokojony. – Skoczę tylko po narzędzia.
XXXX- Pospiesz się. I zawiadom mnie, kiedy będziesz na miejscu.
XXXXTechnik wyszedł z pokoju ochrony, a Norris rozsiadł się ponownie w fotelu, oczekując, aż będzie mógł kontrolować jego pracę przy uszkodzonym urządzeniu. Trwało to dłuższą chwilę, w trakcie której strażnik zauważył, jak Robert przemyka w polu widzenia innej kamery, po czym w słuchawce dało się słyszeć przyciszony głos Weisera.
XXXX- Jestem na miejscu – oznajmił technik.
XXXX- Słyszę – odrzekł Michael. – Widzisz coś podejrzanego?
XXXX- Na szczęście, nie – W głosie Roberta wcale nie było słychać z tego powodu ulgi; wręcz przeciwnie, zdawało się to wprawiać go w jeszcze większy niepokój. – Najpierw przyjrzę się temu ustrojstwu, zaczekaj chwilę.
XXXXNorris wciąż nic nie widział na wyświetlaczu, nie pozostawało mu zatem nic innego, jak czekać. Trwało to dość długo – przynajmniej tak się Michaelowi zdawało, bowiem czekanie go męczyło – po czym odezwał się do technika.
XXXX- Możesz mi powiedzieć przynajmniej, jak to wygląda?
XXXX- Nie wiem, stary, pierwszy raz takie coś widzę…
XXXX- Jak to, pierwszy raz takie coś widzisz? – zapytał strażnik zmęczonym głosem.
XXXX- Wszystko wydaje się w porządku – wyjaśnił Weiser. – Nadal nie działa?
XXXX- Nie, nie działa – mruknął Norris. – Nie widzę cię.
XXXX- Ale tutaj nic nie wygląda na uszkodzone.
XXXX- Słuchaj, najwidoczniej coś jednak jest schrzanione – wywarczał Mike, wyraźnie oddzielając każde słowo. – Przyjrzyj się temu jeszcze raz, do cholery.
XXXX- Już to zrobiłem – odparował Robert. – Nawet dwa razy. Może spróbuję… jakoś…
XXXXTechnik nie dokończył tej wypowiedzi, ale w kilkanaście sekund po tym, jak umilkł, holopad nagle powrócił do pełnej sprawności. Norris dostrzegł na nim zastygłą w wyrazie skupienia twarz Weisera, osadzoną wewnątrz przestrzennego obrazu.
XXXX- Nie wiem, co zrobiłeś, ale znów działa – oznajmił pogodnie. – Może jednak zrób jeszcze jeden obchód, na wypadek, gdyby to samo działo się z innymi kamerami.
XXXX- Chwila, chwila – przerwał technik. – Ja jeszcze nic nie zrobiłem.
XXXX- Ale działa. Złóż to z powrotem i zbierz swoje narzędzia.
XXXX- Zaczekaj – powiedział Weiser, a Norris dostrzegł na obrazie z kamery, jak odwraca się w prawo, patrząc w miejsce, którego on sam nie widział. – Chyba coś widziałem.
XXXXMichael chciał coś powiedzieć, ale w ułamek sekundy później, ku jego zaskoczeniu, obraz na wyświetlaczu zanikł ponownie. Trwało to kilka sekund, w trakcie których znów nic nie widział, po czym wszystko wróciło do normy. Z jednym wyjątkiem – stojący wcześniej tuż przed kamerą technik teraz zniknął bez śladu.
XXXX- Weiser? – powiedział Norris przez komunikator niepewnie. – Weiser, gdzie jesteś? Nie widzę cię. Weiser, słyszysz mnie?
XXXXNie było odpowiedzi. W okolicy zaległa grobowa cisza, która wydawała się teraz strażnikowi wyjątkowo niepokojąca.
XXXX- Szlag by to trafił – warknął Michael, zrywając się z fotela i sięgając po pistolet laserowy; miał zamiar udać się tam i sprawdzić, co się stało.
XXXXZaledwie jednak poderwał się na równie nogi, a zamarł, wpatrzony w projekcje holopadów. Zakłócenia, które doprowadziły do wygaśnięcia pierwszego obrazu, teraz zaczęły się pojawiać kolejno na wszystkich innych, jakby owo falowanie przechadzało się od korytarza do korytarza i od pomieszczenia do pomieszczenia. Ostatni obraz, którego dotknął ten defekt, pochodził z kamery usytuowanej nieopodal stanowiska pracy Norrisa, tuż za rogiem.
XXXXTo, co się stało później, trwało zaledwie ułamki sekund. Wszystkie wyświetlacze przed Michaelem zaczęły, w bardzo szybkim tempie, stopniowo gasnąć. W momencie, kiedy awarii uległ ostatni, wyłączył się także cały komputer, a światła w pomieszczeniu zgasły, pogrążając Norrisa w całkowitej ciemności. Nie działało nawet oświetlenie na korytarzu – strażnik nie widział absolutnie nic.
XXXX- Kurwa mać – wysyczał, omal nie ulegając panice.
XXXXStarając się opanować i pohamować strach przed ciemnością, sięgnął do przodu, po omacku szukając latarki. Trwało to długo, nim w końcu ją znalazł. Gorączkowo przebierając palcami, chwycił ją mocno i włączył. Smuga światła padła na wyłączony panel ochrony, rozjaśniając częściowo panujący wokół mrok. Sprawiło to Norrisowi słabą ulgę.
XXXX- Co się tutaj dzieje, do jasnej cholery? – warknął cicho, czując, że już niemal zupełnie opanował strach. – Jakaś pieprzona awaria, czy…
XXXXNie dokończył, bowiem w tej chwili usłyszał rozdzierający, nieludzki wrzask. Od tego odgłosu Norrisowi krew ścięła się w żyłach, zastygł nieruchomo w przerażeniu.
XXXXCo to, kurwa, było? – pomyślał.
XXXXNasłuchiwał przez chwilę, ale wrzask już się nie powtórzył. Zbierając jeszcze przez kilka chwil odwagę, podszedł do drzwi i wypadł na korytarz. Zaświecił latarką na lewo i prawo, ale okolica była pusta.
XXXX- Jest tu kto? – zawołał, ale nikt mu nie odpowiedział. – Weiser, gdzie jesteś?
XXXXCzuł, że nogi ma jak z galarety, ale mimo to zebrał się w sobie i ruszył naprzód, mając zamiar najpierw obejrzeć miejsce, gdzie zniknął technik. Pomyślał, że jeśli znajdzie jakiś ślad obecności intruza, wezwie wsparcie.
XXXXZaledwie jednak zbliżył się do pierwszego rogu, a usłyszał nowy dźwięk – odgłosy czyichś kroków, dobiegające z miejsca, gdzie miał zamiar iść. Stłumił przekleństwo, po czym sięgnął do komunikatora, usiłując połączyć się z innymi strażnikami z nocnej zmiany. Trzeba było ogłosić alarm, zrobić coś z tą awarią, cokolwiek się dokładnie stało.
XXXX- Tu czwórka, strażnik Norris – powiedział szeptem. – Kłopoty w Sektorze E, awaria zasilania… chyba mamy intruza. Odbiór.
XXXXKu jego rosnącemu przerażeniu, nikt nie odpowiedział – był sam. Starając się walczyć z narastającą ponownie paniką, wsłuchał się w odgłosy kroków, które z każdą chwilą stawały się coraz wyraźniejsze i dobiegały z coraz bliższej odległości. Brzmiały dziwnie – nie całkiem jak obute. Ten, kto je stawiał, wyraźnie nie miał zamiaru ukrywać swojej obecności, co nie było zdecydowanie zachowaniem typowym dla intruzów, jakich można było się w takim obiekcie spodziewać – sabotażystów czy szpiegów.
XXXXCo dziwniejsze, dźwięk owych kroków wydawał się Norrisowi podejrzanie znajomy.
XXXXRaz jeszcze wezwał pomoc przez komunikator, ale i tym razem nikt się nie odezwał. Tymczasem Michael, walcząc z obezwładniającym strachem, zatrzymał się tuż koło rogu, zmuszając się do zgaszenia latarki, aby nie zdradzać swojej obecności. Usiłując opanować oddech i emocje, nasłuchiwał – kroki dochodziły teraz wyraźnie z korytarza obok. Norris był uzbrojony, ale i tak czuł przerażenie – stojąc teraz w kompletnej ciemności, czuł się znowu jak mały dzieciak, którego wyobraźnia rodziła potworne obrazy istot, kryjących się w mroku. W takich chwilach cały czas wyobrażał sobie, że lada moment z ciemności wyłoni się tuż przed nim potworny pysk z mnóstwem ostrych zębów i pozbawionymi źrenic oczami. Czuł, że te same oczy obserwują go zza jego pleców i że w każdej chwili na jego ramieniu spocznie szponiasta ręka. Również tajemniczy intruz zdawał się urastać do rangi takich potworów zrodzonych przez wyobraźnię, mimo że Michael powtarzał sobie, że to z pewnością jakiś sabotażysta.
XXXXStał cicho i nieruchomo, nie używając latarki. Pomyślał, że jeśli nagle wyskoczy zza rogu z wyciągniętym pistoletem, będzie miał szansę na zaskoczenie i unieszkodliwienie intruza. Dziwne, nietypowe odgłosy kroków, były już coraz bliżej, więc Norris w pewnej chwili wynurzył się zza narożnika, dodając sobie animuszu krzykiem. Jedną ręką wycelował pistolet, zaś drugą ułożył latarkę równolegle z lufą broni, zapalając światło.
XXXXJego krzyk przeciągnął się we wrzask przerażenia.
XXXXPrzez ułamek sekundy widział humanoidalny kształt, ale gdy padło nań światło latarki, postać zaczęła się zmieniać. To, co Michael widział chwilę wcześniej w ciemnościach, oczami wyobraźni, wydawało się tylko bladą imitacją tego, co sunęło wprost na niego. Przez chwilę miał nadzieję, że to senny koszmar, lecz nie obudził się.
XXXXNie mogąc opanować paniki, wcisnął histerycznie spust pistoletu, ale po pierwszej wystrzelonej wiązce, to coś w mgnieniu oka znalazło się tuż przed nim. Chciał rzucić się do ucieczki, ale nie zdążył.
XXXXPoczuł rwący ból w ramieniu i stwierdził, że pada na podłogę, upuszczając latarkę i broń. Źródło światła potoczyło się pod ścianę, omiatając mały jej fragment. Śmiertelnie przerażony Michael miał wrażenie, że cała ciemność nań napiera, jak żywa istota. W chwilę potem coś chwyciło go za nogę i pociągnęło w mrok. Norris krzyczał, przestając cokolwiek widzieć – otaczała go tylko nieprzenikniona ciemność.
XXXXKrzyk strażnika urwał się nagle, jak ucięty nożem. W następnej chwili światła w całej okolicy ponownie się zapaliły, jak gdyby nic się nie wydarzyło, a wszędzie zapanowała na powrót zupełna cisza.


Dzień pierwszy


XXXXKiedy kapsuła kriogeniczna otworzyła się, powietrze w pomieszczeniu wydawało się ciepłe wobec wychłodzonego ciała – chociaż w rzeczywistości miało zapewne temperaturę niewiele wyższą od zera. Trzeba było się do tego przyzwyczaić, podobnie jak przezwyciężyć pierwszą słabość, jaka towarzyszyła wybudzeniu z hibernacji. Inni obecni tu ludzie – zaprawieni marynarze floty wojennej – zdawali się nie mieć z tym problemów, jednak on musiał stawić czoła przytłaczającej niechęci do podniesienia się z kriogenicznej „koi” i postawienia bosych stóp na lodowato zimnej, metalowej podłodze.
XXXXKomputer wydawał się być również dostosowany do tego mało zachęcającego klimatu. Przemawiał do budzących się ludzi chłodnym, żeńskim głosem, podając beznamiętnie podstawowe informacje – o godzinie i dacie w czasie alfa oraz lokalnym, o dokładnej porze zbiórki, o tym, kiedy podany zostanie pierwszy posiłek, o ogólnych obowiązkach załogi, i tak dalej. Tom szybko przestał tego słuchać. Wiedział doskonale, po co tu jest, a ponadto nie zamierzał pozostawać na pokładzie tego okrętu ani minuty dłużej, niż to konieczne.
XXXXAgent Jedenastego Departamentu Protektoratu, Tom Harrigan, nie podróżował dotąd zbyt wiele między planetami, a jednak to właśnie jemu przydzielono to zadanie i to właśnie jego wysłano na pokładzie niszczyciela „Kserkses” na planetę Nergal. Powód takiej decyzji był dość prozaiczny – Tom Harrigan był agentem o ugruntowanej reputacji.
XXXXCo więcej, ostatnimi czasy bardzo chętnie przyjmował delegacje poza planetę Aratron IV, z której pochodził. Nic go już na niej nie trzymało, odkąd Ildanie przeprowadzili tam inwazję. Ich potwory opanowały niemal całą kolonię, pokonując lokalne oddziały terrańskie oraz wdzierając się do miast. Część ludności udało się ewakuować, reszta jednak zginęła, kończąc jako prowiant dla bojowych potworów, stanowiących podstawę ildańskiej armii. Najbardziej tragiczne dla samego Harrigana było to, że wśród tych, których nie zdołano uratować, znaleźli się jego najbliżsi – żona i dwójka dzieci, jak również rodzice i pracujący w miejscowej policji, młodszy brat.
XXXXOdpędzając wspomnienia, Tom niespiesznie skierował się do szafki, w której zostawił swoje rzeczy. Kiedy ją już otworzył, w pierwszej kolejności sięgnął po paczkę papierosów – zawsze dużo palił – oraz laserową zapalniczkę. Kiedy już zaciągnął się tytoniowym dymem, zabrał się za wkładanie służbowego uniformu agenta Protektoratu. Marynarze, również ubierając mundury, prowadzili ze sobą ożywioną rozmowę, w którą jednak nie starali się włączyć samego Harrigana. Ten ani się tym nie przejmował, ani nie dziwił – nikt go tutaj nie znał, a ponadto skutecznie wyrobił sobie słuszną reputację ponuraka, kiedy tylko zaokrętował się na ich niszczycielu. Co więcej, był przecież agentem Protektoratu, tajniakiem – zwykli ludzie starali się unikać takich jak on.
XXXXRaptem Tom ożywił się, usłyszawszy, że wygłaszający wciąż swoją przemowę komputer wymówił w pewnej chwili jego kod identyfikacyjny.
XXXX- Agent K-14408 proszony jest o jak najszybsze stawienie się na mostku.
XXXXZamknąwszy szafkę i narzuciwszy na siebie płaszcz, Tom miarowym, lecz w dalszym ciągu niespiesznym krokiem, opuścił kriogeniczną „sypialnię”, zmierzając korytarzami na mostek. Zapewne na miejscu będzie go oczekiwał kapitan okrętu, ze zwyczajowymi uprzejmościami i – być może – szczegółami na temat misji.
XXXXHarrigan zdążył dowiedzieć się co nieco na temat czekającego go zadania. Chociaż więcej informacji miano mu udzielić na miejscu, wiedział już, na czym w ogólnym ujęciu polega postawiony przed nim problem. W skrócie, wewnątrz tajnego, mieszczącego się pod ziemią kompleksu badawczego, usytuowanego na planecie Nergal, doszło do szeregu dziwnych incydentów, w wyniku których kilkanaście osób – w tym agent Protektoratu, poprzednik Harrigana – zniknęło bez śladu. Wiązała się z tym również pogarszająca się kondycja psychiczna członków lokalnego personelu, z których coraz więcej deklarowało chęć odejścia. Tom miał sprawdzić, co się tam dokładnie dzieje, i złożyć z tego raport Naczelnemu Protektoratowi.
XXXXBył na tym niszczycielu od bardzo niedawna, ale wszystkie okręty budowano według jednakowego wzoru, nie miał więc problemu z dotarciem na mostek. Pierwszym, co zwróciło jego uwagę, kiedy już otworzył prowadzące nań drzwi, był główny ekran, transmitujący obraz z jednej z zewnętrznych kamer niszczyciela. Widniał na nim cel ich podróży, planeta Nergal – mimo swojej niezbyt szczęśliwej nazwy, sprawiająca wrażenie świata żyznego i urodzajnego.
XXXX- Co tak długo? – powiedział kapitan na dzień dobry. – Chciałem, żeby się pan zjawił jak najszybciej, agencie. Wkrótce się rozstajemy, nie mam zbyt wiele czasu.
XXXX- Przepraszam, zbłądziłem po drodze – skłamał Harrigan.
XXXX- Rozumiem. W każdym razie, chciałbym z panem zamienić tylko słowo, zanim zadokujemy w porcie. Powierzono mi to…
XXXXKapitan sięgnął do marynarki, wyjmując nośnik danych.
XXXX- Miałem to panu przekazać tuż przed lądowaniem – oznajmił oficer. – To z Naczelnego Protektoratu. Zawiera dodatkowe szczegóły na temat pańskiego zadania, w tym to, co czego zdążył dojść agent Morton. Jest zabezpieczony, można uzyskać do niego dostęp tylko poprzez kod, który pan wcześniej, jak mniemam, otrzymał.
XXXX- Otrzymałem – potwierdził Harrigan, przyjmując nośnik. – Dziękuję.
XXXX- I bardzo bym prosił, aby pan tutaj nie palił – dodał kapitan, tym razem ostrzejszym tonem, widząc, że Tom sięga po kolejnego papierosa. – Kiedy już pan wyląduje, będzie pan miał ku temu aż nadto czasu i okazji.
XXXXAgent wzruszył ramionami, chowając paczkę i laserową zapalniczkę. Spojrzał ponad ramieniem kapitana, przyglądając się, jak niszczyciel podchodzi do portu.
XXXX- „Kserkses”, tu baza Whiskey-667A, macie zezwolenie na dokowanie – odezwał się w komunikatorze głos kontrolera. – Stanowisko 178.
XXXX- Tu „Kserkses”, przyjąłem, Whiskey-667A – odpowiedział technik na mostku.
XXXX- Nie mamy sobie chyba nic więcej do powiedzenia – rzekł kapitan, ponownie skupiając na sobie uwagę Harrigana. – Więc mogę chyba pana tylko pożegnać i życzyć powodzenia w nowej misji. Prom czeka już na pana w hangarze, moi ludzie przenieśli też tam pańskie rzeczy.
XXXX- Dziękuję – Tom skinął głową. – Może mnie ktoś odprowadzić?
XXXX- Stąd łatwo dotrzeć do hangaru – stwierdził kapitan. – W drodze na mostek mijał pan windę, niech pan zjedzie nią dwa poziomy w dół, a potem idzie wzdłuż korytarza. Na pewno pan trafi.
XXXXByło oczywiste, że dowódca okrętu nie chce przetrzymywać Harrigana na pokładzie ani chwili dłużej, ale jego postawa wcale nie przeszkadzała agentowi – również na nic innego nie liczył. Nie mówiąc już ani słowa, odwrócił się na pięcie i oddalił, zamykając za sobą drzwi na mostek.
* * *
XXXXProm z „Kserksesa” zawiózł Harrigana na lądowisko, usytuowane nieopodal kompleksu przemysłowego w dość odludnym rejonie. Na okolicznych ziemiach udało mu się dostrzec jedynie kilka niewielkich osiedli.
XXXXKiedy już wyszedł na zewnątrz, objuczony torbami ze swoimi rzeczami, natychmiast natknął się na oczekujących go wysłanników – ich uniformy nie pozostawiały wątpliwości, że są funkcjonariuszami rządowymi. Było wśród nich czterech uzbrojonych strażników.
XXXX- Witamy, agencie – powitał go jeden z obecnych, podając mu rękę. – Nazywam się Pierre Bogino, jestem zastępcą Pascala Cohena, dyrektora naszego ośrodka badawczego.
XXXX- Agent Tom Harrigan – odrzekł Tom. – Jak mniemam, mają mnie panowie zabrać na miejsce.
XXXX- Jak najbardziej – potwierdził Pierre. – Nasi strażnicy wezmą pańskie rzeczy. Proszę za nami, grawitony już na nas czekają.
XXXX- Dziękuję – Harrigan przekazał torby w wyciągnięte ręce uzbrojonych ludzi, udając się następnie w ślad za Boginem.
XXXXGrawitony – jak nazywano potocznie cywilne pojazdy antygrawitacyjne, służące do prywatnego użytku – istotnie stały w pobliżu, na skraju lądowiska. Tom usadowił się na tylnym siedzeniu tego, w którym jechał Pierre. Nie odzywał się prawie przez całą, niezbyt długą drogę, udzielając tylko zdawkowych odpowiedzi na wygłaszane przez jego gospodarza, typowo grzecznościowe pytania i zwroty, pokroju „jak się pan czuje?” oraz „ufam, że czas spędzony w naszym ośrodku będzie dla pana przyjemny”.
XXXXWejście do kompleksu było dość niepozorne – kiedy dojechali na miejsce, Harrigan zrazu pomyślał, że budynek, pod który ich zawieziono, jest z pozoru niewielkim biurowcem koncernu Aegis. Zabezpieczone elektronicznym zamkiem drzwi na zapleczu skrywały jednak pomieszczenie, którego nie należałoby się spodziewać po tego typu obiekcie – było tam nie tylko stanowisko uzbrojonych po zęby strażników, ale także opancerzone, podwójne wrota, prowadzące do dużej windy. Kiedy już wszyscy się w niej znaleźli, pojechała w dół. Jej szyb sięgał najwyraźniej głęboko, jako że podróż nie była krótka.
XXXX- Ta winda prowadzi bezpośrednio do Sektora A – oznajmił Bogino. – To największa część kompleksu, obiekt typowo mieszkalny. Są tam kwatery członków personelu, kuchnia i jadalnia, magazyny z żywnością, skrzydło szpitalne i wszystko inne, co potrzebne naszym ludziom.
XXXX- Jakie macie tu inne sektory? – zapytał Harrigan.
XXXX- Sektor B to elektrownia – objaśnił Pierre. – Są tam cztery reaktory fuzyjne, które zasilają całą bazę. Sektor C mieści kwatery strażników i koszary Marines, jest tam też magazyn broni. Sektory od D do H to laboratoria o rozmaitej specyfikacji. Wszystkiego dowie się pan od dyrektora.
XXXX- Do niego teraz idziemy?
XXXX- Zgadza się. Jego biuro mieści się również w Sektorze A. Cohen już pana oczekuje, wezwał też do siebie szefa ochrony.
* * *
XXXXDyrektor Pascal Cohen okazał się niewysokim mężczyzną w średnim wieku. Jego włosy były czarne, przyprószone pasemkami siwizny, lecz wciąż bardziej czarne, niż siwe. Kiedy Harrigan wszedł do jego gabinetu, zasiadał właśnie za biurkiem w wyczekującej pozie, w towarzystwie trzech innych ludzi, z których jeden był ubrany w mundur Marines.
XXXX- Dzień dobry, agencie – powiedział Pascal, wstając i wyciągając rękę. – Jestem Pascal Cohen, dyrektor tego ośrodka.
XXXX- Agent Tom Harrigan – odrzekł Tom, ściskając mu dłoń. – Jedenasty Departament Protektoratu.
XXXX- Pułkownik Alan Fraser – odezwał się człowiek w wojskowym uniformie, również wstając i wyciągając rękę. – Jestem dowódcą miejscowej jednostki Marines, odpowiadam również za ochronę w ośrodku.
XXXX- Estavo Velasquez – Teraz podał dłoń Harriganowi człowiek w stroju laboratoryjnym. – Szef zespołu naukowego bazy.
XXXX- Siergiej Gorbunow – Jako ostatni przedstawił się agentowi mężczyzna w lekarskim kitlu. – Ordynator skrzydła szpitalnego.
XXXX- Ci panowie, ja zresztą także, z chęcią udzielą panu wszelkiej niezbędnej pomocy – oznajmił Pascal. – Będzie miał pan pełen dostęp do wszystkich danych, dla celów śledztwa.
XXXX- Dziękuję – odrzekł Tom, wyciągając papierosa. – Mogę zapalić?
XXXX- Naturalnie – Cohen podsunął mu popielniczkę. – Proszę się nie krępować.
XXXX- Miło, że mnie panowie wspólnie przyjęli – mówił Harrigan, przerywając na chwilę, by zaciągnąć się tytoniowym dymem. – I jestem wdzięczny za z góry oferowaną pomoc. Na początek jednak poprosiłbym po prostu, aby mnie panowie wtajemniczyli w to, czym się tutaj właściwie zajmujecie.
XXXX- Czy to konieczne? – zapytał Pascal. – Otrzymał pan zapewne już wcześniej dokumenty zawierające podstawowe informacje.
XXXX- Oddelegowano mnie do tego zadania w znacznym pośpiechu – wyjaśnił Harrigan. – Zdążyłem tylko pobieżnie zapoznać się z dokumentacją. Poza tym, najchętniej usłyszałbym o paru sprawach właśnie od panów.
XXXX- Najprościej rzecz ujmując – podjął Cohen. – Jesteśmy ściśle tajnym ośrodkiem, dla którego przykrywkę zapewnia nam korporacja Aegis. Ona zresztą współfinansuje także niektóre z prowadzonych tutaj badań.
XXXX- Jakiego rodzaju prace są tutaj prowadzone?
XXXX- Jest kilka odrębnych kompleksów, łącznie pięć. W Sektorze D mieści się laboratorium farmaceutyczne. Sektor E jest najmniejszy, testujemy tam czynniki chemiczne. W Sektorze F prowadzone są badania nad teleportacją. Sektor G to największy z kompleksów laboratoriów, pracuje się tam nad nowymi typami uzbrojenia, między innymi nad bronią fuzyjną. Wreszcie, Sektor H, to rejon pracy psioników. Usiłują tam poszerzać zastosowania psioniki. Wszystkie sektory mieszczą się dość blisko siebie, ale są usytuowane jeszcze głębiej, pod Sektorami A, B i C. Personel ma do nich dostęp poprzez węzeł komunikacyjny na dole – zjeżdżają tam windą, a następnie przechodzą do odpowiednich sektorów. Pracują w normalnym wymiarze godzin – wieczorem wszyscy wracają na górę, do dormitorium, a laboratoria są puste. Zostaje tam tylko nocna zmiana strażników i przynajmniej kilku techników.
XXXX- Oczywiście będę mógł się rozejrzeć w każdym z tych laboratoriów?
XXXX- Naturalnie, agencie. Pułkownik przydzieli panu kogoś w charakterze przewodnika. Raczej więc pan nie zabłądzi.
XXXX- Widzę, że pomyśleliście o wszystkim – stwierdził Harrigan. – Jak mniemam, moja kwatera jest również gotowa?
XXXX- Owszem – przytaknął Pascal. – Przydzieliliśmy panu po prostu ten sam pokój, który zajmował wcześniej agent Morton. Jak pan zapewne wie, nasi ludzie przenieśli już tam pańskie rzeczy.
XXXX- Skoro już o tym mowa – wtrącił Tom. – Chociaż sam dowiem się wszystkiego z dokumentacji, chciałbym, aby sam mi pan opowiedział o problemach w waszym ośrodku.
XXXXCohen wyraźnie spoważniał – zamilkł na chwilę, jak gdyby zbierając się w sobie. Pozostali również zaczęli nagle sprawiać wrażenie zaniepokojonych.
XXXX- Zapewne powiedzieli już panu, jakie jest pańskie zadanie – mruknął Pascal. – Zatem ograniczę się do wyjaśnienia, co się tutaj dzieje.
XXXX- Zaginęło kilku ludzi? – podsunął Harrigan, rozmyślnie bagatelizując problem.
XXXXZgodnie z oczekiwaniem agenta, Cohen parsknął niewesołym, ironicznym śmiechem.
XXXX- To chyba trochę za mało powiedziane – stwierdził ponuro. – To się dzieje już od kilku miesięcy. Ludzie albo giną, albo znikają bez śladu. Zawsze dzieje się to w dziwnych okolicznościach. Do dzisiaj zresztą nie znaleziono żadnego z zaginionych. Nie możemy nawet ich zlokalizować poprzez identyfikatory.
XXXX- Czy mogą to być sabotażyści? – zapytał Tom.
XXXX- Agent Morton wziął pod uwagę taką możliwość podczas śledztwa – rzekł Pascal. – Ale stwierdził, że to mało prawdopodobne. Ten ośrodek jest ściśle tajny, a my nie dopuszczamy do pracy nikogo bez dokładnego sprawdzenia. Nikt też nie mógł się tutaj wślizgnąć niezauważenie. Sabotażystą musiałby być jeden z pracowników, a oni noszą wszyscy identyfikatory, dzięki którym możemy ich śledzić. Monitorowanie nie wykazało, żeby któryś z nich zachowywał się w sposób podejrzany.
XXXX- Mimo wszystko wolałbym to sprawdzić – oświadczył Harrigan.
XXXX- Może pan to oczywiście zrobić – przyznał Cohen. – Ale agent Morton był bardziej zainteresowany kondycją psychiczną personelu. Krótko przed swoim zaginięciem zaczął nawet ją wiązać z tymi dziwnymi incydentami.
XXXX- Czy mógłby mi pan powiedzieć dokładnie, co jest nie tak z personelem?
XXXXPascal nie odpowiedział, tylko znacząco spojrzał na Gorbunowa, który zabrał teraz głos.
XXXX- W przeciągu ostatnich miesięcy zaobserwowaliśmy znaczny wzrost liczby zaburzeń psychicznych członków załogi – oświadczył rzeczowo. – Dotyczy to właściwie wszystkich, nie tylko techników i naukowców, ale także strażników i Marines, nawet naszych lekarzy. Szacujemy, że jakieś piętnaście procent personelu ma objawy. Tyle że możemy to ocenić jedynie po tych, którzy przychodzą z nimi do skrzydła szpitalnego. Wiele osób nie zgłasza się, mając te objawy, więc możliwe, że w rzeczywistości występują one u trzydziestu lub czterdziestu procent osób.
XXXX- O jakiego rodzaju zaburzenia chodzi?
XXXXSiergiej wzruszył ramionami.
XXXX- Depresja, psychoza, stany lękowe – rzekł, a w jego dotychczas rzeczowy i spokojny głos wkradła się ponura nuta. – W poważniejszych przypadkach nawet urojenia paranoidalne i halucynacje.
XXXX- Halucynacje? – potwórzył Tom z zainteresowaniem.
XXXX- Zgadza się. Te urojenia doprowadziły nawet do szeregu zgonów.
XXXX- Próby samobójcze?
XXXX- Były, i owszem, ale czasem po prostu zdarzały się wypadki przy pracy. Jeden z techników zginął podczas naprawy uszkodzonej instalacji. Świadkowie twierdzą, że dostał ataku histerii… uciekał przed czymś… dość powiedzieć, że w trakcie tego ataku został usmażony przez pole energii.
XXXX- Najdziwniejsze w tym przypadku było zresztą to – wtrącił Fraser. – że uszkodzona instalacja emitowała to pole, mimo że zasilanie na tamtym odcinku zostało wcześniej przez tego technika wyłączone. Nie działało zresztą także zaraz po jego śmierci. Nie jesteśmy nawet w stanie stwierdzić, co się tam dokładnie działo, bo w tym właśnie czasie znajdujące się tam kamery uległy dziwnej awarii… nic nie zarejestrowały.
XXXXHarrigan pokiwał z namysłem głową.
XXXX- O ile się nie mylę, macie jak dotąd potwierdzonych siedemnaście zaginięć i dziewięć zgonów?
XXXX- Teraz już dziesięć – poprawił ponuro Pascal.
XXXX- Jak to? – Tom uniósł brwi.
XXXX- Słyszał pan zapewne o tym, że w naszym obiekcie gościmy obserwatorów od naszych sojuszników?
XXXX- Słyszałem – zgodził się Harrigan, pocierając z namysłem brodę. – Dwaj naukowcy od obcych, jeden Fervianin i jeden Sorevianin. Domyślam się, że ich też dotknęły te objawy?
XXXX- Tego jaszczura w szczególności – ponownie głos zabrał Gorbunow. – Mniej więcej w miesiąc po swoim przybyciu zaczął pobierać w skrzydle szpitalnym znaczne ilości środków na uspokojenie. Potem zaczęły się ataki histerii… Któregoś dnia strażnicy weszli do jego kwatery, po długo trwającej nieobecności. Mówili, że kiedy weszli do środka, siedział skulony w kącie i ogryzał sobie palce do żywego mięsa.
XXXX- Cholera – mruknął Tom z niepokojem, nagle zaczynając się obawiać o swoje własne bezpieczeństwo. – Co się potem działo?
XXXX- Zaciągnęliśmy go do skrzydła szpitalnego, opatrzyliśmy… wyglądało na to, że mu się poprawia. Ale niedługo potem dostał ataku szału… Zabarykadował się w swoim pokoju. Kiedy strażnicy tam weszli, rzucił się na nich. Wie pan, oni są niebezpieczni, jak…
XXXX- Dobrze, domyślam się – przerwał Harrigan. – Domyślam się też, co mu się w końcu stało. To on jest tym dziesiątym, mam rację?
XXXXPascal skinął głową.
XXXX- Wczoraj poderżnął sobie gardło kawałkiem szkła – oznajmił i wzdrygnął się lekko, jak gdyby samo wspomnienie tego, co widział, budziło w nim niepokój. – Nie była to zresztą jedyna rana, jaką sobie zadał… cały jego pokój wyglądał jak rzeźnia. Nie chciałbym drugi raz tego oglądać.
XXXX- Zawiadomiliśmy już Sorevian o tym, co się stało – dodał Gorbunow. – Dziś wieczorem odsyłamy im ciało.
XXXX- A co z tym Fervianinem? – zapytał Harrigan.
XXXX- Jest w trochę lepszym stanie, ale też się o niego obawiamy – odrzekł Cohen. – Jedzie praktycznie przez cały czas na lekach. Na ogół jest lekko roztrzęsiony. Wyznaczyliśmy mu już zresztą termin odlotu. Wie pan, naukowcy są u Fervian dość cenni, niewielu ich mają. Nie podarowaliby nam, gdybyśmy dopuścili do jego śmierci, wiedząc, czym grozi mu dalszy pobyt tutaj.
XXXX- Ufam, że będę mógł z nim porozmawiać, zanim nas opuści? Tak jak z innymi świadkami?
XXXX- Oczywiście, że tak – Pascal na chwilę znów przybrał wcześniejszą, serdeczną postawę. – Mówiłem panu, że będzie miał pan dostęp do wszystkiego. Z chęcią umożliwimy panu spotkanie z dowolnym członkiem personelu.
XXXX- Doskonale – ucieszył się Tom, nie okazując jednak radości. – A jak wygląda sprawa z tymi zaginięciami?
XXXX- Zależy, co ma pan na myśli – odparł Cohen. – Jeśli po prostu chce pan wiedzieć, jak to wyglądało, to nie umiemy panu powiedzieć zbyt wiele. Ludzie giną w dziwnych okolicznościach i nie pozostaje po nich żaden ślad.
XXXX- Wspomniałbym jeszcze o usterkach sprzętu – wtrącił Fraser. – Już od dość dawna miewamy dziwne awarie systemu bezpieczeństwa, a także innych urządzeń. Nawet oświetlenie czasem szwankuje. To zresztą jeszcze gorzej wpływa na samopoczucie personelu. Nie mówiąc już o tym, że nigdy nie udało nam się zarejestrować, co dokładnie działo się z naszymi ludźmi w chwili ich zaginięcia. Przed śmiercią tego Sorevianina, podczas nocnej zmiany zaginęło w Sektorze E dwóch ludzi.
XXXX- Technik Robert Weiser i strażnik Michael Norris – podsunął Pascal. – Nie został po nich żaden ślad. Nawet kamery przestały na jakiś czas działać. Urwała się też łączność.
XXXX- Czy to nie mogłoby świadczyć o czyimś sabotażu, dyrektorze? – zastanowił się Tom.
XXXX- Agent Morton z początku też tak myślał – przypomniał Cohen. – Ale im dłużej prowadził śledztwo, tym mniej w to wierzył.
XXXXHarrigan milczał przez dłuższą chwilę, rozmyślając.
XXXX- Wobec tego, jakie teorie miał mój poprzednik? – zapytał wreszcie.
XXXXZamiast Pascala, odpowiedział mu milczący do tej pory Velasquez.
XXXX- Przypuszczał, że może to mieć związek z pracami prowadzonymi w jednym z naszych laboratoriów – powiedział rzeczowo. – Brał pod uwagę możliwość przeniknięcia do innych sektorów toksycznych, halucynogennych oparów z laboratorium chemicznego. Myślał też o promieniowaniu, które moglibyśmy niezamierzenie emitować w Sektorze G… prowadzimy tam przecież prace z różnymi rodzajami promieniowania, o części z których wciąż nie wszystko wiemy. Podejrzewał nas nawet, że mogliśmy testować na ludziach farmaceutyki z Sektora D. Wielokrotnie zjeżdżał na dół, odwiedzając różne laboratoria.
XXXX- Tak czy inaczej – dodał Gorbunow. – Nie dawał wiary innym teoriom, które podsuwali mu nasi ludzie.
XXXX- Jakim teoriom? – zainteresował się Harrigan.
XXXX- Wie pan, te wszystkie dziwne wydarzenia mocno działają na wyobraźnię – ordynator wzruszył ramionami. – Niektórzy z naszych ludzi… coraz więcej z nich zresztą… mówią, że działają tu jakieś siły nadprzyrodzone.
XXXXTom opuścił lekko głowę, nieudolnie starając się ukryć rzadko spotykany na swojej twarzy uśmiech.
XXXX- Pan również nie wierzy w takie historie, agencie? – zapytał Estavo, spokojnie i rzeczowo, bez śladu ironii czy drwiny. – O demonach, upiorach i tym podobnych?
XXXXHarrigan zdusił pogardliwy śmiech, ponownie unosząc głowę.
XXXX- W dosłownym znaczeniu? – prychnął. – Oczywiście, że nie. Na tym świecie dzieje się wystarczająco dużo strasznych rzeczy, żebyśmy nie musieli wymyślać takich bzdur.
XXXX- Niemniej – podjął Cohen. – Dzieją się tu rzeczy, których jak dotąd nie umiemy wyjaśnić. A część naszych badań stanowi pożywkę dla wyobraźni.
XXXX- Szczególnie prace nad teleporterami – dodał Velasquez. – Niektórzy podejrzewają, że coś obudziliśmy. Albo przywlekliśmy.
XXXX- O co dokładnie chodzi? – zapytał Tom, w duchu jednak uważając to za stratę czasu.
XXXX- Widzi pan, nasze teleportery, z grubsza rzecz biorąc, opierają się na podobnej technologii, co napęd nadprzestrzenny – odrzekł Estavo – Teleportacja przypomina nawet krótki skok w nadprzestrzeń. Polega na chwilowym przeniesieniu obiektu w osobny wymiar i natychmiastowym wrzuceniu go w drugi portal, przez co znika on w jednej bramie i pojawia się gdzie indziej.
XXXX- O ile się nie mylę – przerwał Harrigan, domyślając się już, o co chodzi. – Ludzie myślą, że coś tutaj przywleczono właśnie z tego innego wymiaru?
XXXX- Dokładnie tak myślą – odrzekł poważnie Velasquez. – A ja radziłbym panu mimo wszystko nie traktować tego w całości jako bredni. Niewiele wiemy o tych wymiarach, tak jak nie udało nam się dotąd dogłębnie poznać nadprzestrzeni. Może nie przywlekliśmy stamtąd upiorów czy demonów w, jak pan to ujął, dosłownym znaczeniu. Ale mogliśmy dać wstęp do naszego laboratorium jakiejś nieznanej sile.
XXXX- Zbadam to – rzucił zdawkowo Tom. – Mam czas, spokojnie zajmę się wszystkim.
XXXX- Oby nie skończył pan, jak agent Morton – Pascal wyraził swój niepokój. – Może pan mieć mniej czasu, niż się panu wydaje.
XXXX- Abstrahując od padania ofiarą owych niewyjaśnionych zjawisk – mruknął Harrigan ironicznie. – Ile panowie dają mi czasu?
XXXX- Teoretycznie nie będzie pan skrępowany żadnym terminem – odrzekł Cohen. – Ale byłoby świetnie, gdyby sprawił się pan nie tylko dobrze, ale i szybko. Jeśli coraz więcej ludzi chce stąd odejść, to może nawet dojść do tego, że będziemy zmuszeni zamknąć obiekt. W przedsięwzięcie włożono znaczne koszta, więc rozumie pan, że…
XXXX- …nikomu by się to nie spodobało – dokończył Tom. – Tak, rozumiem.
XXXX- Cieszę się, że się rozumiemy – orzekł Pascal z satysfakcją. – Niemniej, lepiej, aby wykonał pan swoje zadanie, jak należy, niż niepotrzebnie się spieszył.
XXXXW tym momencie odezwał się pager na biurku dyrektora. Cohen sięgnął dłonią do panelu dotykowego, by odebrać wezwanie.
XXXX- Słucham? – rzucił.
XXXX- Panie dyrektorze, porucznik Mauser jest już na miejscu i czeka na wezwanie.
XXXX- Niech zaczeka na zewnątrz – odparł Pascal, po czym zwrócił się do Harrigana. – Jeśli nie ma pan więcej pytań, chyba się już na razie pożegnamy. Jadł pan już śniadanie?
XXXX- Nie – odrzekł agent. – Nie miałem okazji.
XXXX- Cóż, my je już skończyliśmy. Mogę jednak kazać kucharzom, aby przysłali coś do pana kwatery.
XXXX- Dziękuję.
XXXX- Nie ma za co. Jeśli chodzi o pozostałe posiłki, proponuję, aby nie jadał pan na stołówce ze zwykłym personelem, lecz przychodził do jadalni członków dyrekcji. Obiad będzie podany o godzinie pierwszej, kolacja o siódmej. Pański przewodnik doprowadzi pana tam, gdzie trzeba. Czeka już na zewnątrz.
XXXX- Kto nim jest?
XXXX- Wilhelm Mauser – teraz odezwał się Fraser. – To porucznik Marines, jeden z moich ludzi. Udzielał już wcześniej pomocy agentowi Mortonowi.
XXXX- Czyli że jest już wtajemniczony? – Harrigan uniósł brwi.
XXXX- W pewnym sensie – pułkownik wzruszył ramionami. – Na pewno nie ma takich problemów, jak wielu moich Marines.
XXXX- Ostatnie wydarzenia i atmosfera źle wpływają na morale? – domyślił się Tom.
XXXX- Nawet pan sobie nie wyobraża – Fraser uśmiechnął się, ledwo dostrzegalnie.
XXXXHarrigan zgasił papierosa, uznawszy teraz, że może już odejść.
XXXX- Chyba powiem panom „do zobaczenia” – oznajmił, po czym skinął głową. – Widzimy się następnym razem przy obiedzie.
XXXXOdpowiedział na pożegnania poszczególnych przedstawicieli ośrodka, po czym, wsunąwszy dłonie w kieszenie służbowego płaszcza, niespiesznie skierował się do wyjścia.
* * *
XXXXHarrigan natknął się na porucznika Mausera natychmiast po przekroczeniu progu gabinetu dyrektora. Marine stał sztywno tuż koło wejścia, ale ożywił się nieco, dostrzegłszy agenta. Nosił cechy typowo teutońskiej urody – blond włosy oraz niebieskie, wodniste oczy. Był młody, przez co Tom spodziewał się, że okaże się stosunkowo spontaniczny. Wilhelm jednak zachowywał się całkiem oficjalnie i nie ujawniał żadnych emocji. Harrigan dostrzegł przy tym, że jest to raczej rodzaj maniery, jaką przyjmował w obecności agenta, aniżeli jego prawdziwe usposobienie.
XXXX- Agent Tom Harrigan – przedstawił się, chwytając jego wyciągniętą rękę.
XXXX- Porucznik Wilhelm Mauser – odrzekł Marine. – To pan ma zastępować Mortona?
XXXX- Na to wygląda – stwierdził Tom, wzruszając ramionami. – A pan pracował razem z nim?
XXXX- To trochę za dużo powiedziane. Nie ingerowałem bezpośrednio w jego śledztwo, ale udzielałem mu pomocy i służyłem jako przewodnik, jeśli tego potrzebował.
XXXX- A teraz, o ile się nie mylę, będzie pan udzielał podobnej pomocy mnie?
XXXX- Jeśli pan sobie tego zażyczy, agencie. Proszę za mną, zaprowadzę pana teraz do kwatery.
XXXXHarrigan bez słowa podążył za Marine. Szli przez kilka chwil w milczeniu korytarzami bazy, nim ponownie się odezwał.
XXXX- Nie może pan cały czas ze mną siedzieć – mruknął. – Jak mam potem pana znaleźć w koszarach?
XXXX- Nie będzie pan musiał – odrzekł Mauser, tym samym spokojnym, rzeczowym tonem, co dotychczas. – Na czas pańskiego śledztwa przeniesiono mnie do kwatery blisko pańskiej, więc może pan do mnie wpaść, jeśli będzie pan czegoś potrzebował. Poza tym, będziemy w kontakcie.
XXXX- Czy udzielał pan mojemu poprzednikowi innej pomocy, poza prowadzeniem go tam, gdzie chciał dojść?
XXXX- Agent Morton czasami widywał się ze mną na niezobowiązujących spotkaniach – wyznał porucznik. – Poza tym, załatwiałem czasem dla niego różne formalności, na przykład widzenia z członkami personelu albo dostęp do danych.
XXXX- Czyli był pan w jakimś stopniu wtajemniczony w jego pracę?
XXXXMauser, który wcześniej patrzył po prostu przed siebie, teraz spojrzał na Harrigana.
XXXX- Nie czytałem jego notatek – powiedział powoli, już mniej beznamiętnym tonem; dało się w nim teraz wyczuć nutę niepokoju. – Ale obserwowałem go i widziałem, jak pracuje. Widziałem też, co się z nim dzieje.
XXXX- To znaczy co? – Tom odwzajemnił spojrzenie.
XXXX- W miarę jak tutaj siedział, robił się coraz bardziej nerwowy. Właściwie to po jakimś czasie był wręcz przestraszony.
XXXX- Co go tak przerażało? – zainteresował się Harrigan.
XXXX- Nie wiem – Mauser wzruszył ramionami, odwracając się od agenta. – Raz tylko powiedział mi, że czuje się, jakby coś stale go obserwowało. Nie przespał nawet kilka nocy. Codziennie blokował drzwi do swojego pokoju.
XXXX- Chyba coś w tym było, skoro i on zniknął – stwierdził Tom.
XXXX- Może – powiedział Marine zdawkowo, wyraźnie nad czymś się zastanawiając.
XXXX- Właściwie to jak zniknął? Co się dokładnie stało?
XXXXPorucznik umilkł na chwilę, jakby wahając się z odpowiedzią.
XXXX- Pewnego wieczoru usłyszałem jakiś hałas, dobiegający z jego pokoju – powiedział wreszcie. – Nie wiem, co to było, ale w chwilę później Morton wyszedł stamtąd i pobiegł korytarzem. Do tego czasu ja też się zerwałem i spróbowałem go dogonić. Ale zgubiłem go… po prostu zniknął mi z oczu, kiedy skręcił, a potem już nie wiedziałem, gdzie właściwie pobiegł. Słyszałem go jeszcze jakiś czas, później już nic. Nie wrócił tego dnia do swojego pokoju, po prostu nigdzie go nie znaleziono.
XXXX- Może gonił sabotażystę, odpowiedzialnego za ten bałagan?
XXXX- Nie wydaje mi się – zaoponował Mauser. – Nie słyszałem, żeby ktoś tam biegł poza Mortonem. Poza tym, skąd ten sabotażysta miałby się wziąć akurat tam?
XXXX- Czy Morton coś mówił?
XXXX- Chyba powiedział coś, kiedy był jeszcze w pokoju, ale go nie zrozumiałem. Potem już nic, nie odpowiadał nawet na moje wołania.
XXXX- Bez sensu – Harrigan pokręcił głową. – Zachciało mu się po prostu wyjść na spacer?
XXXX- Mówię panu, jak było – w rzeczowy głos porucznika wkradła się tym razem nuta sarkazmu. – Przykro mi, jeśli spodziewał się pan czegoś bardziej spektakularnego.
XXXX- A ten dźwięk, który usłyszał pan na początku… co to właściwie było?
XXXX- Nie potrafię panu powiedzieć – Marine ponownie wzruszył ramionami. – Nie było to nic, co bym rozpoznał. Coś przypominającego krzyk czy skrzek… To było nawet straszne. Jakby w pokoju siedziało coś nie z tego świata.
XXXXTom momentalnie przypomniał sobie o opowieściach na temat skutków pracy nad teleportacją, jakie zdaniem Pascala krążyły wśród członków załogi bazy.
XXXX- Pan wierzy w te historie? – rzekł, unosząc brwi. – Te o upiorach, które teleportowały się do nas z innego wymiaru?
XXXXMauser pokręcił głową.
XXXX- Sam już nie wiem, w co wierzę – wyznał po chwili. – Dzieją się tu dziwne rzeczy… będę o wiele spokojniejszy, kiedy to wszystko się wyjaśni.
XXXXPorucznik nagle zatrzymał się, odwracając do Harrigana. Byli teraz w krótkim korytarzu z szeregiem drzwi, usytuowanych w nieznacznych odstępach.
XXXX- No, jesteśmy na miejscu – oznajmił, wskazując jedne z drzwi. – To pańska kwatera. Ja mieszkam tuż obok. Jeżeli akurat mnie tam nie będzie, może mnie pan złapać za pomocą komunikatora. W jego pamięci są zapisane moje dane.
XXXX- Czy to pokoje dla gości? – zapytał Tom, chcąc się upewnić.
XXXX- Dokładnie. Zazwyczaj korzystają z nich ludzie przysyłani z zewnątrz, do inspekcji. Czasami mamy tu też prawników z korporacji Aegis.
XXXXMauser sięgnął do kieszeni, wyciągając elektroniczną kartę-klucz i podając ją agentowi.
XXXX- Drzwi mogą zostać zablokowane od środka, wtedy da się je otworzyć tylko tym – wyjaśnił, podając przedmiot Harriganowi. – Nikt nie będzie więc panu przeszkadzał w pracy, jeśli pan sobie tego zażyczy.
XXXX- Dziękuję – rzekł Tom, przyjmując klucz. – Mogę liczyć, że zaprowadzi mnie pan do jadalni, kiedy przyjdzie pora obiadowa?
XXXX- Naturalnie. Jeśli chodzi o śniadanie, to zdaje się, że steward już zaniósł je panu do kwatery, może więc pan od razu zjeść.
XXXX- Moje rzeczy też już tam są?
XXXX- Zaniesiono je tam od razu, kiedy pan tu przyszedł. Czy będę jeszcze panu w czymś pomocny teraz?
XXXX- Nie, to już wszystko, dziękuję. Do zobaczenia na obiedzie.
XXXXHarrigan podał Mauserowi rękę na pożegnanie, po czym wszedł do swojej kwatery.
XXXXPokój był skromny, ale wyposażony we wszystko, co niezbędne. Proste, lecz wygodne łóżko, szafka na rzeczy osobiste, biurko z wbudowanym komunikatorem. Jedyne drzwi poza wejściowymi wiodły do małej łazienki z natryskiem. Torby przyniesione przez Toma zostały położone na podłodze obok łóżka. Na biurku z kolei ktoś postawił tacę ze śniadaniem.
XXXXAgent westchnął, sięgając w pierwszej kolejności po swoje rzeczy i wyjmując je z toreb. Poza zestawem ubrań na zmianę, miał też ze sobą akcesoria niezbędne do pracy, w tym osobisty przenośny komputer z wyświetlaczem holo, szereg urządzeń do rejestrowania dźwięku i obrazu, e-pad z wgranym w pamięć dziennikiem audio, a nawet dodatkowe baterie do używanych przezeń pistoletów pulsacyjnych.
XXXXRozpakowując wszystko pieczołowicie, zauważył, że w pokoju pozostawiono niektóre rzeczy, należące niegdyś do Mortona – kilka nośników z danymi, noszącymi najwyraźniej efekty dotychczasowej pracy, oraz dziennik audio.
XXXXHarrigan był już głodny, nie zjadłszy dzisiaj jeszcze nic, więc zaraz po uporządkowaniu swoich rzeczy z chęcią skonsumował przyniesione mu śniadanie. Kiedy kończył, odezwał się komunikator na biurku. Tom zaakceptował połączenie i po chwili usłyszał głos Cohena.
XXXX- Przepraszam, jeśli przeszkadzam, agencie – powiedział dyrektor. – Ale chcę pana poinformować, że rozmawiałem już z tym ferviańskim naukowcem. Powiedział, że może się z panem spotkać, jeśli tylko wyrazi pan taki zamiar.
XXXX- Dziękuję – odrzekł Harrigan. – Kiedy mogę się z nim zobaczyć?
XXXX- Każdego dnia, po kolacji, w jego kwaterze. Powiedział, że może pan przyjść bez zapowiedzi, byleby tylko nastąpiło to w przeciągu tygodnia. Potem już go tutaj nie będzie. Wie pan, ma już wyznaczony dzień odlotu.
XXXX- Rozumiem. Jak się ten Fervianin nazywa?
XXXX- Avriaz Phatre. Oficjalnie iso’satrian Avriaz Phatre, ale prawdę mówiąc, on raczej nie dba o tytuły. Wszyscy zwracamy się do niego po imieniu, pana pewnie też o to poprosi.
XXXX- Ufam, że dobrze zna esperanto?
XXXX- Gdyby go nie znał, nic by tutaj nie zdziałał, agencie – Pascal zaśmiał się pobłażliwie. – Aha, jeżeli skończył pan już swoje śniadanie, wyślę stewarda, żeby zabrał stamtąd naczynia.
XXXX- Byłbym zobowiązany.
XXXX- W porządku. Miłej pracy, agencie, i powodzenia.
XXXXCohen rozłączył się, a Tom wstał z siedzenia, sięgając po e-pady – swój oraz Mortona. W pierwszej kolejności włączył ten pierwszy, uruchamiając audiolog.
XXXX- Dziennik audio agenta Protektoratu Harrigana, dzień 2 grudnia 3281 roku czasu alfa – rzekł beznamiętnym, rzeczowym tonem, nagrywając własny głos. – Planeta Nergal. Dzisiaj około godziny dziewiątej czterdzieści pięć czasu lokalnego przybyłem do miejscowego ośrodka badawczego. W tej chwili jest godzina – Tom zerknął na chronometr na wyświelaczu e-pada – dziesiąta siedemnaście. Rozpoczynam śledztwo w sprawie zaginięć członków personelu ośrodka. Nie mam chwilowo ustalonego planu. Dzisiaj zamierzam zapoznać się najpierw z notatkami mojego poprzednika, agenta Mortona. Jutro najpewniej odbędę kilka rozmów ze świadkami – Harrigan umilkł na chwilę, namyślając się – Jestem tu krótko, ale atmosfera zaczyna mi już działać na nerwy. Wszyscy wydają się tutaj spięci, chyba każdy obawia się, że będzie następny. Zamierzam zamknąć sprawę jak najszybciej. Koniec wpisu.
XXXXTom wyłączył dziennik, sięgając teraz po e-pad należący niegdyś do Mortona. Otworzył listę audiologów, spoglądając w pierwszej kolejności na tytuły i daty. Jego poprzednik sumiennie dokumentował własne poczynania – ostatni zapis został dokonany w dniu jego zaginięcia, 25 listopada, o godzinie dwudziestej trzeciej jedenaście czasu lokalnego.
XXXXHarrigan nie był w stanie wywnioskować wiele, odczytując jedynie tytuły wpisów. Postanowił zrezygnować ze sprawdzania tych o charakterze czysto formalnym, podobnych temu, którego sam przed chwilą dokonał. Odtworzył najpierw nagranie z szóstego dnia śledztwa, dokonane najwyraźniej po wizycie w jednym z laboratoriów.
XXXX- Dziennik audio agenta Mortona – zabrzmiał niski, chropawy głos. – Właśnie wróciłem z inspekcji w Sektorze E. Mają tu niezłe zabezpieczenia – zamki głównych drzwi i grodzi są podłączone do sieci alarmowej, każda próba włamania zostałaby zarejestrowana. To mało realne, żeby sabotażysta mógł sforsować zamek, nie informując przy tym nikogo, że w nocy ktoś otwierał drzwi. Szyby wentylacyjne są za wąskie, żeby ktoś się nimi przecisnął, pozostają jeszcze chyba tylko tunele konserwacyjne. Jutro sprawdzę dokładnie, z Mauserem i kilkoma technikami, czy nie ma tam jakichś śladów. Przyjrzałem się przy okazji systemowi filtracji i wątpię, aby jakieś opary mogły się przedostać do części mieszkalnej. Jeśli ludzie tutaj naprawdę miewają halucynacje, to mogę powiedzieć przynajmniej tyle, że nie odpowiadają za to żadne chemikalia, które tutaj przetrzymują. W ciągu kilku dni powinienem jeszcze dostać raport od lekarzy, odnośnie możliwych skutków ubocznych tego szajsu. Koniec wpisu.
XXXXW tej chwili przy drzwiach odezwał się sygnał dźwiękowy – ktoś chciał wejść do środka. Harrigan powoli wstał ze swojego miejsca i otworzył przybyszowi, którym okazał się być przysłany przez Pascala steward.
XXXX- Dzień dobry, chciałbym… – zaczął, trochę niepewnie.
XXXX- Proszę – rzekł Tom krótko, wskazując na biurko.
XXXXNic nie mówiąc, steward wszedł do pokoju, zabrał tacę i wyszedł z nią na korytarz.
XXXX- Miłego dnia, agencie – rzucił na odchodnym.
XXXXHarrigan zamknął drzwi, ponownie zabierając się za dziennik Mortona. Tym razem odtworzył późniejszy zapis, z dziewiątego dnia śledztwa.
XXXX- Im dłużej sprawdzam zabezpieczenia i szukam śladów, tym bardziej wątpię, że ktoś niepożądany dostał się do tego laboratorium – ponownie zabrzmiał głos, przemawiając tym samym, rzeczowym tonem. – Żeby dostać się do miejsc, gdzie dochodziło do tych wypadków, musiałby niezauważenie przejść obok kilku stanowisk ochrony. Już tam by go pewnie prześwietlili. Podszycie się pod pracownika też nie wchodzi w grę. Oni mają chirurgicznie wszczepione identyfikatory, wszystko indywidualnie zapisane w bazie danych… Jutro chyba jeszcze raz sprawdzę tunele serwisowe, ale zaczynam wątpić, że mamy do czynienia z jakimś sabotażystą. Zamierzam nadal poszukiwać winowajców wśród eksperymentów, jakie tutaj przeprowadzają. Koniec wpisu.
XXXXHarrigan zastanowił się chwilę. Przypuszczenia Mortona wydawały się być słuszne, choć zdaniem Toma, trochę za bardzo ufał on systemom zabezpieczeń. Szczególnie tunele serwisowe mogły być newralgicznym punktem, zwłaszcza że można było się przez nie przedostać, nie pozostawiając żadnych śladów. Nawet wydzielin ciała, jeśli sabotażysta nosiłby odpowiedni kombinezon, o co nie było tak trudno.
XXXXZ drugiej strony, pewność w głosie Mortona nie uszła uwadze Harrigana. Jego poprzednik, tak jak on sam, był doświadczonym agentem – jeżeli powątpiewał w teorię głoszącą, iż baza została zinfiltrowana z zewnątrz, musiał mieć ku temu powody.
XXXXKolejny wybrany zapis pochodził z dwunastego dnia śledztwa.
XXXX- Inspekcja w Sektorze D… – głos Mortona wydawał się inny, jakby pojawiła się w nim lekka nuta niepokoju. – Zarzekają się, że nie testowali żadnych psychotropów na swoich pracownikach, ale ja wolę to sprawdzić. Jeśli będzie to konieczne, postaram się sprowadzić jakichś lekarzy z zewnątrz, żeby przeprowadzili badania. Przynajmniej to tyle, jeśli chodzi o te halucynacje – nie wiem jeszcze, jak to powiązać z zaginięciami. Przyjrzę się jeszcze temu, co robią w Sektorze F. Obawiam się, że poszukiwania w Sektorach G i H to fałszywe tropy – na dłuższą chwilę głos Mortona ucichł, po czym odezwał się ponownie – Mam wrażenie, że to wszystko coraz bardziej na mnie oddziałuje. Dziś wieczorem, kiedy wracałem do kwatery, miałem wrażenie, jakby ktoś za mną łaził… wydawało mi się nawet, że słyszę kroki. Kilka razy się odwracałem, ale w korytarzu poza mną nie było nikogo… Chyba odwiedzę ich lekarza, żeby przepisał mi jakieś proszki, jeśli to miałoby się pogarszać. Koniec wpisu.
XXXXTym razem Harrigan ożywił się nieco. Pascal nie wspominał wcześniej o tym, że Morton miał podobne problemy, co niektórzy członkowie personelu. Czyżby to właśnie wiązało się z jego zaginięciem? Tom odtworzył kolejny zapis, nagle bardziej zainteresowany tym, co działo się Mortonem, niż efektami jego dochodzenia.
XXXX- Technicy dwukrotnie sprawdzili zabezpieczenia w Sektorze G… wygląda na to, że żadne promieniowanie nie mogło się przez nie przedostać, aby móc oddziaływać na personel. Wspomniałem wcześniej o sprowadzaniu lekarzy z zewnątrz, ale zrezygnowałem… Do diabła, to się nie trzyma kupy. To, że pracownikom odbija, to jedno, ale dlaczego znikają? To nie może być nic ani z Sektora D, ani z Sektora G. Pozostają jeszcze ci psionicy z Sektora H, ale nawet jeśli ich eksperymenty namieszały komuś w głowach, od samego tego ci ludzie nie mogli tak po prostu zniknąć, bez żadnego śladu… myślę, że Sektor F to właściwy trop. Ludzie gadają o tym różne rzeczy… Co prawda większość z tego to jakieś brednie, ale naukowcy potwierdzają, że coś w tym może być. Jeśli nawaliło pole ograniczające, jakieś zaburzenia czasoprzestrzeni faktycznie mogą pojawiać się w bazie. Sama nadprzestrzeń działa na człowieka wystarczająco źle. Kto wie, co mogą robić wymiary, o których jeszcze nic nie wiemy – Tak jak poprzednio, Morton po określeniu efektów swojego dochodzenia umilkł na dłuższą chwilę, jak gdyby zbierając się w sobie. – Rozmowy, jakie przeprowadziłem dotąd ze świadkami, chyba coraz bardziej na mnie działają. Kiedy wracałem dzisiaj do siebie, w korytarzu był chwilowy zanik zasilania…Światła migotały. Trwało to krótko, ale przez chwilę wydawało mi się, że w tym słabym świetle widzę… widzę… – Morton odetchnął ciężko. – Chyba zaczynam wariować. Czasami wciąż ogarnia mnie to uczucie, jakby ktoś… lub coś, mnie obserwowało. Jeszcze raz będę musiał odwiedzić lekarza. Koniec wpisu.
XXXXKolejny zapis pochodził z piętnastego dnia śledztwa i głos, jakim przemawiał Morton, wydawał się być jeszcze bardziej zestresowany.
XXXX- Chcę zawęzić krąg podejrzanych, więc wymogłem na psionikach z Sektora H decyzję, aby na tydzień wstrzymać eksperymenty. Później, jeśli się okaże, że to faktycznie fałszywy trop, przyjrzę się bardziej Sektorowi F. Dzisiaj miałem spotkanie z tymi obcymi, jako świadkami. Najbardziej niepokoi mnie to, co usłyszałem od Sorevianina… ten jaszczur, tak jak ja, czuje się przez coś śledzony i obserwowany. Podobno od jakiegoś czasu rygluje drzwi do swojej kwatery. Szczerze mówiąc, w nocy też mam ochotę to zrobić. Ostatnio ciągle śnią mi się koszmary… to mnie chyba dopada.
XXXXWzmianka o psionikach zainteresowała Harrigana, więc od razu odwtorzył zapis z dnia o tydzień późniejszego. Zmiana w głosie Mortona była teraz wyraźnie dostrzegalna – był wyraźnie czymś przestraszony.
XXXX- Psionicy przez tydzień nic nie robili, a te dziwne wypadki nie ustały… zaginęła nawet jeszcze jedna osoba. Chyba pozostaje mi tylko Sektor F. Na wszelki wypadek przeprowadzam podobną próbę, co z tymi psionikami. Tyle że zdaniem jajogłowych, to nie musi o niczym świadczyć. Zakładając, że samoistnie dochodzi do jakichś zmian w czasoprzestrzeni, zaprzestanie eksperymentów nic nie da. Trzeba by chyba rozwalić i zapieczętować to całe laboratorium, a tego nie można zrobić, dopóki nie mamy pewności, o co tutaj chodzi – agent westchnął. – Ze mną jest coraz gorzej. Mam pieprzone majaki… dzisiaj podczas wizyty w Sektorze F, wyraźnie usłyszałem za plecami jakiś szept, kiedy szedłem korytarzem. W nocy wciąż budzę się z krzykiem… Nadal biorę to, co zalecili mi lekarze, ale nie pomaga. Jak tak dalej pójdzie, chyba wystosuję do Protektoratu wniosek o przysłanie tu zmiennika. Czuję się coraz gorzej… mam ochotę po prostu stąd odejść. Nie wiem, co się tutaj właściwie dzieje, ale wiem jedno – to miejsce jest popieprzone.
XXXXHarrigan odniósł nagle wrażenie, że zaczyna mu się udzielać emanujący z wypowiedzi Mortona niepokój, co zwiększyło odczuwany przez niego i tak na co dzień głód nikotynowy. Zanim odtworzył kolejny zapis, sięgnął po następnego papierosa. Postawił już wcześniej na biurku popielniczkę.
XXXXTym razem nie wysłuchał całego nagrania, koncentrując się na zachowaniu samego agenta. Jego głos zmienił się jeszcze bardziej – był teraz po prostu roztrzęsiony.
XXXX- To, co działo się przedtem, było wystarczająco porąbane, ale to nic w porównaniu do tego, co mnie spotkało dzisiaj w nocy. Znowu śniły mi się koszmary, te cholerne… rzeczy. Ale kiedy się obudziłem… – Morton zawiesił na chwilę głos. – Niemożliwe, żeby miał zwidy. To coś naprawdę było w moim pokoju. Czułem jego obecność. Stało przy wejściu. Od jakiegoś czasu broń i latarkę trzymam przy sobie, gdy kładę się do łóżka, więc chciałem to zastrzelić, ale kiedy już zapaliłem światło… Tylko na chwilę odwróciłem wzrok, a kiedy znów spojrzałem tam, gdzie to było, nic już nie zobaczyłem – Morton westchnął ciężko, ze zmęczeniem. – Boję się spać. Boję się, że to, co mi się przyśni w koszmarze, znowu odwiedzi mnie w pokoju. Do diabła, co ja właściwie gadam… Staram się być racjonalny, ale to trudne. Nie dziwi mnie już, dlaczego ludzie tutaj opowiadają te wszystkie historie… o tym, co przywlekliśmy z innego wymiaru. Moje majaki są coraz bardziej realistyczne. Jeśli to się nie skończy, będę musiał chyba zrezygnować z dochodzenia. Póki co, będę działał na miarę możliwości.
XXXX- W coś ty się wpakował, Morton? – mruknął Tom pod nosem, zaciągając się dymem tytoniowym.
XXXXFakt, że nie powiedziano mu wcześniej ani słowa o problemach jego poprzednika, budził w nim teraz lekką irytację. Z drugiej strony sam sobie powiedział, że powinien był się tego spodziewać – jeżeli Morton zaginął, tak jak niektórzy członkowie personelu, to równie dobrze mogły go też wcześniej dotknąć skutki osobliwej psychozy, jaka rozprzestrzeniała się wśród załogi.
XXXXW coraz bardziej ponurym nastroju, Harrigan odtworzył jeszcze jedno nagranie. Tym razem wybrał od razu późniejszy zapis, sprzed zaginięcia agenta.
XXXX- Nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam – Tom myślał wcześniej, że głos Mortona nie może być już bardziej roztrzęsiony, ale teraz zrewidował swój pogląd. – Cokolwiek tutaj jest, cały czas mnie prześladuje… Rany, ja chyba wiaruję. – Agent wziął kilka głębokich wdechów. – Nie wiem, czy faktycznie przywlekliśmy coś z innego wymiaru i co to może być. Sami jajogłowi niewiele wiedzą na temat tych cholernych wszechświatów, w które wchodzili, kiedy bawili się z teleportacją. Ale wiem, że to wchodzi człowiekowi do głowy. I nie jestem już nawet pewien, czy to faktycznie zwidy. Wciąż mam ranę po tym, jak to mnie wczoraj w nocy zaatakowało w pokoju. Łapiduchy powiedziałyby pewnie, że sam ją sobie zadałem – Morton roześmiał się nerwowo, lekko histerycznie. – Najchętniej wnioskowałbym o zamknięcie tego pieprzonego kompleksu. Ale nie sądzę, żeby ktokolwiek wziął to pod rozwagę. – Głos agenta znów ucichł na dłuższą chwilę. – Znowu go słyszę… słyszę Adama… normalnie jakby stał gdzieś w korytarzu. Ja pierdolę… – Histeria w śmiechu Mortona była teraz wyraźna. – To mnie obserwuje… Cały czas jest ze mną… Mnie też chyba zabierze. Jeśli to ma być mój ostatni wpis… – Morton po raz kolejny umilkł, ale tym razem sprawiał wrażenie, jakby usiłował wziąć się w garść. – Spokojnie, tylko spokojnie. Jutro wyślę wstępny raport do Protektoratu, razem z wnioskiem o przysłanie zmiennika. Nie mogę już dłużej prowadzić tego śledztwa. Nie… – Nagle Morton przerwał, jakby coś przykuło jego uwagę. – Co, do…
XXXXNagranie urwało się gwałtownie – agent nie powiedział już nic więcej. Skonsternowany Harrigan przez kilka długich chwil trwał w bezruchu, jak gdyby oczekując, że Morton powie coś jeszcze. Wreszcie zaczął się zastanawiać nad imieniem, jakie padło podczas odtwarzania zapisu. Czuł, że może się czegoś na ten temat dowiedzieć, przeglądając dokumenty agenta lub też jego akta – tyle że aby uzyskać dostęp do tych ostatnich, musiał wcześniej załatwić formalności z Naczelnym Protektoratem – włącznie z uzyskaniem zgody, co samo w sobie było trudne. I bez owego dostępu miał już jednak pewne podejrzenia.
XXXXZastanawiało go też, o czym mówił Morton w ostatnich nagraniach. Mówił o czymś, co pojawiło się w jego pokoju i najwyraźniej go zaatakowało. Niewykluczone, że był to rodzaj halucynacji, o których wspominał Gorbunow.
XXXXZaintrygowany Harrigan odłożył dziennik audio i sięgnął po komputer, zamierzając teraz sprawdzić pozostawione przez Mortona pliki z danymi ze śledztwa. Szybko jednak przekonał się, że dzisiaj nie zdąży zapoznać się choćby z połową materiałów – zajmowały one kilka nośników i poza wnioskami sporządzonymi przez samego agenta, zawierały bogatą dokumentację na temat badań i obserwacji przeprowadzonych przez członków załogi bazy na zlecenie Mortona. Były tam badania lekarskie poszczególnych pracowników, zorientowane na wykrycie obecności toksyn w organizmie oraz rozpoznanie dysfunkcji mózgu, były tam raporty sztabu naukowego odnośnie funkcjonalności systemów bezpieczeństwa sektorów laboratoryjnych, sprawozdania z przeszukań dokonywanych w tunelach konserwacyjnych wespół z Mauserem oraz ekipą techników.
XXXXW pierwszej chwili Harrigan szybko się pogubił, usiłując tylko pobieżnie przejrzeć udostępnione mu pliki. Szybko zrozumiał, że w ten sposób do niczego nie dojdzie, więc na początek postanowił uporządkować informacje – w pierwszej kolejności zainteresowało go to, co zaprowadziło Mortona do wniosku, iż nie można było nic zarzucić systemowi bezpieczeństwa ani ochronie ośrodka oraz że należy wykluczyć ingerencję sabotażystów.
XXXXDokumentacja ujawniała istotnie imponujące szczegóły dotyczące wprowadzonych w bazie środków zabezpieczeń. Harrigan starał się jednak i to traktować z rezerwą, jako że wiedział z doświadczenia, iż nawet najlepsze zabezpieczenia są możliwe do złamania.
XXXXMartwiło go jednak co innego – słuszność jednego ze spostrzeżeń Mortona, wyrażonego przezeń w dzienniku audio. Nic nie wskazywało na powiązania zaburzeń psychicznych u członków personelu z zaginięciami. Owszem, ewentualni sabotażyści mogli się przyczynić do tych ostatnich, ale spowodowanie ogólnej psychozy, której objawy Tom poznał na przykładzie relacji swojego poprzednika, pozostawało już poza granicą ich możliwości. Być może te dwa czynniki w rzeczywistości w ogóle nie były ze sobą powiązane.
XXXXW pewnej chwili Harrigan ponownie usłyszał sygnał dźwiękowy, dobiegający go od drzwi wejściowych. Zerwał się z miejsca z głębokim westchnieniem, gasząc papierosa, po czym otwierając przybyłemu. Tym razem okazał się nim być porucznik Mauser.
XXXX- Myślę, że może pan zrobić sobie przerwę – oznajmił bez żadnych wstępów Marine. – Zbliża się pora obiadowa.
XXXXZaskoczony Tom spojrzał na chronometr, orientując się, że istotnie dochodzi już pierwsza czasu lokalnego.
XXXX- Może mnie pan zaprowadzić do jadalni? – zapytał, zachowując beznamiętność.
XXXX- Pewnie, że tak – W głosie Wilhelma pobrzmiewała lekka nuta sarkazmu. – Proszę za mną.
XXXXW gruncie rzeczy, Harrigan uznał, że to dobrze się składa – zamierzał zadać jeszcze kilka pytań Pascalowi.

"Echo" [fragment opowiadania; horror science-fiction]

2
Żądam więcej. Tak, teraz. Dożylnie.

Bardzo wciągające. Przyjemnie czyta się dialogi i monologi bohaterów. Zdziwiłem się, że zobrazowałeś jeszcze we wstępie z czym, mniej więcej, mamy do czynienia.
Przez ułamek sekundy widział humanoidalny kształt, ale gdy padło nań światło latarki, postać zaczęła się zmieniać.
Sam już nie wiem czy takie bodźcowanie czytelnika na początku angażuje czy jednak rozładowuje późniejsze napięcie. Dla mnie największym strachem zawsze jest niewiadoma i niedopowiedzenie a jakichkolwiek opisów tego zjawiska unikałbym jak ognia. Chyba, że to jakieś intencjonalne tworzenie pozorów.

Nie przypadło mi do gustu to jak wprowadziłeś zarys postaci Toma Harrigana. Może ogółem, takie szybkie opisanie dziejów planety i przedstawienie czytelnikowi faktu istnienia innych cywilizacji wybiło mnie z rytmu czytania. Może to kwestia preferencji i innych oczekiwań. Może z kontekstem i wcześniejszym zaznajomieniem z uniwersum było by mi lepiej. W każdym razie, wprowadzenie zarysu takiej postaci indywidualisty w zaledwie 6 zdaniach o tym, że stracił rodzinę jest dla mnie "edgy".

Przedstawienie poszczególnych sektorów i co w nich badają, trochę jakby mówiono o metodach tłoczenia kartonu do jajek, bez żadnej pasji i ekscytacji. Coś co byłoby kamieniem milowym rozwoju naszej cywilizacji, a na tym etapie pewnie głównym projektem badań, omawiane jest bardzo beznamiętnie i zdawkowo. " - A wie pan, taka tam teleportacja. W sektorze obok, tym większym, montujemy natomiast nowatorskie ogniwa do balist gorąco-plazmowych!!!!".

I do tego bym się tylko odniósł, gdyby ktoś się pytał. W formie subiektywnych wrażeń.
Dziwi mnie brak ruchu pod opowiadaniem. Mimo, że nie uważam się na siłach do jego konstruktywnej krytyki, poczułem się zobligowany coś napisać.

Jeszcze literówka.
Miałem to panu przekazać tuż przed lądowaniem – oznajmił oficer. – To z Naczelnego Protektoratu. Zawiera dodatkowe szczegóły na temat pańskiego zadania, w tym to, co czego zdążył dojść agent Morton. Jest zabezpieczony, można uzyskać do niego dostęp tylko poprzez kod, który pan wcześniej, jak mniemam, otrzymał.
Przecinki. A niech was diabli.

"Echo" [fragment opowiadania; horror science-fiction]

3
Der_SpeeDer pisze: (pt 21 sty 2022, 00:01) Nagle podskoczył w fotelu i wciągnął głośno powietrze, usłyszawszy gwałtowny dźwięk. Odwrócił się w prawo i dostrzegł – z mieszaniną ulgi i irytacji – że to Weiser wrócił z dwoma kubkami kawy.
To mi trochę skrzypi.

Dodano po 4 minutach 47 sekundach:
Der_SpeeDer pisze: (pt 21 sty 2022, 00:01) W tym momencie odezwał się pager na biurku dyrektora. Cohen sięgnął dłonią do panelu dotykowego, by odebrać wezwanie.
Technologia Pager - teleportacja. To trochę jakby w jednym kontinuum używano maszyny parowej i hyperloop'a

Dodano po 17 minutach 52 sekundach:
Od momenty kiedy zaczęłam się interesować fizyką, niestety straciłam trochę przyjemność czytania SF. Mam syndrom biblijnego Adama któremu zachciało się wpieprzać jabłka. Krótko mówiąc, dwadzieścia lat temu , połknęłabym to jak pelikan , ( można by nieco dochować nimbu tajemniczości na początku) ale teraz wydaje się naiwne ze względu na podróże pomiędzy wymiarami. Żyjemy w kontinuum czterowymiarowym- trzy wymiary przestrzenne plus czas. O jakim " innym" wymiarze więc mowa- przestrzennym???- czasowym? Tu mamy problem. Cały problem z literaturą SF jest taki że powinna spełniać zasady panujące w naszym wszechświecie, chociaż częściowo. Inaczej otrzymujemy tylko Fiction , bez Science. Dlatego większość pisarzy przerzuciła się na fantasy gdzie takie ograniczenia nie istnieją. SF teraz wymaga dużego nakładu pracy i wiedzy . Ale generalnie jest potencjał. :))
Der_SpeeDer pisze: (pt 21 sty 2022, 00:01)
Wszystkie wyświetlacze przed Michaelem zaczęły, w bardzo szybkim tempie, stopniowo gasnąć.
Jeszcze to- musisz to zgrabniej sformułować bo skrzypi.
Najsmutniejszym aspektem dzisiejszego życia jest to, że nauka osiąga wiedzę szybciej niż społeczeństwo osiąga mądrość. http://cytatybaza.pl/autorzy/isaac-asimov.html?cid=41

"Echo" [fragment opowiadania; horror science-fiction]

4
No, proszę. Miałem już zamiar napisać jakiś komentarz pod cudzym utworem i wykorzystać to jako pretekst, by jednocześnie drzeć szaty i miauczeć, jak to pod moimi wypocinami nikt się nie odzywa (a minęło już tyle czasu)... a tu proszę, ktoś jednak przemówił. I to dwie osoby naraz!
Kyre pisze: (pt 04 lut 2022, 19:08) Zdziwiłem się, że zobrazowałeś jeszcze we wstępie z czym, mniej więcej, mamy do czynienia.
Że tak powiem... zagrożenie w tym utworku nie ma jakiejś jednej, konkretnej postaci. A już w szczególności nie jest to jakiś czający się w ciemnościach, nieśmiertelny morderca w typie Freddy'ego Kruegera albo Jasona Vorheesa. Powiedzmy, że każdej osobie padającej ofiarą tych zjawisk zwiduje się co innego. A że owe zwidy przybierają często aż nazbyt namacalną (dla zainteresowanych) postać... no to mamy ofiary.
Kyre pisze: (pt 04 lut 2022, 19:08) Nie przypadło mi do gustu to jak wprowadziłeś zarys postaci Toma Harrigana. Może ogółem, takie szybkie opisanie dziejów planety i przedstawienie czytelnikowi faktu istnienia innych cywilizacji wybiło mnie z rytmu czytania. Może to kwestia preferencji i innych oczekiwań. Może z kontekstem i wcześniejszym zaznajomieniem z uniwersum było by mi lepiej. W każdym razie, wprowadzenie zarysu takiej postaci indywidualisty w zaledwie 6 zdaniach o tym, że stracił rodzinę jest dla mnie "edgy".
No cóż - na tym forum wlepiałem również inne własne teksty, osadzone w moim autorskim uniwersum - jest do nich zresztą wszystkich łatwy dostęp choćby poprzez spis treści (forum prowadzi w inszym temacie listę linków do poszczególnych utworów każdego autora z osobna).
Jeśli natomiast idzie o protagonistę samego "Echa"... z pewnością nie zależało mi szczególnie na stworzeniu postaci, która byłaby "edgy", natomiast mroczna przeszłość Harrigana miała mieć znaczenie dla tego, co później by się działo. Powiedzmy, że tak jak Norrisowi zwidywały się prześladujące go w ciemnościach potwory, tak Harrigan z biegiem czasu miał zacząć dostrzegać na korytarzach bazy owe wyhodowane genetycznie ildańskie stwory (Ragnery), które pomordowały jego rodzinę - i teraz przymierzają się, by poddać go podobnemu traktowaniu.
Kyre pisze: (pt 04 lut 2022, 19:08) Przedstawienie poszczególnych sektorów i co w nich badają, trochę jakby mówiono o metodach tłoczenia kartonu do jajek, bez żadnej pasji i ekscytacji. Coś co byłoby kamieniem milowym rozwoju naszej cywilizacji, a na tym etapie pewnie głównym projektem badań, omawiane jest bardzo beznamiętnie i zdawkowo. " - A wie pan, taka tam teleportacja. W sektorze obok, tym większym, montujemy natomiast nowatorskie ogniwa do balist gorąco-plazmowych!!!!".
Meh. A niby dlaczego facet, który dosłownie codziennie - i to od miesięcy, jeśli nie lat - pracuje nad tego typu projektami, miałby odczuwać z tego tytułu tak jawną podnietę? Ot, dla niego to po prostu praca - nie widzę powodu, by miał się ekscytować z tego tylko tytułu, że pracują nad nowymi technologiami na podobnej zasadzie, na jakiej inni codzienne rano chodzą do biura i załatwiają nowe sprawy.

Fajnie, że opowiadanko mimo wszystko ci się spodobało - jak mówiłem, sam nie mam o nim zbyt wysokiego mniemania. Obawiam się jednak, że mogą być problemy z podaniem ci tego więcej - dożylnie bądź doustnie - bo opowiadanie, jak się rzekło, od lat pozostaje bezterminowo zawieszone i nie napisałem tego zbyt wiele (dokończyłem "dzień pierwszy" - to, co tu widzisz, to mniej więcej połowa - i napisałem pierwsze paręnaście akapitów "dnia drugiego", ale na tym się skończyło).

Mary Ann May pisze: (ndz 06 lut 2022, 10:19) To mi trochę skrzypi.
Eee... dlaczego?
Mary Ann May pisze: (ndz 06 lut 2022, 10:19) Technologia Pager - teleportacja. To trochę jakby w jednym kontinuum używano maszyny parowej i hyperloop'a
Też się nad tym zastanawiałem. Uznałem, że pager w takiej odległej przyszłości mógłby wyglądać zupełnie inaczej, niż dzisiejsze - tak jak telefony komórkowe z wczesnych lat dziewięćdziesiątych w niczym nie przypominają współczesnych smartfonów - więc owo określenie jest tu dostatecznie uniwersalne, by podobne urządzenie mogło w futurystycznym settingu się pojawić. Tyle że w gruncie rzeczy użyłem tego terminu nieprawidłowo (ale nie byłem tego do końca świadom, gdy pisałem ów tekst) - urządzenie, z jakiego korzysta Pascal, przypomina raczej zwykły komunikator, niż pager.
Mary Ann May pisze: (ndz 06 lut 2022, 10:19) Od momenty kiedy zaczęłam się interesować fizyką, niestety straciłam trochę przyjemność czytania SF. Mam syndrom biblijnego Adama któremu zachciało się wpieprzać jabłka. Krótko mówiąc, dwadzieścia lat temu , połknęłabym to jak pelikan , ( można by nieco dochować nimbu tajemniczości na początku) ale teraz wydaje się naiwne ze względu na podróże pomiędzy wymiarami.
Jak by to ujął mieszkaniec pewnego uniwersum z kategorii zdecydowanie "miękkiego" science-fiction (by nie rzec - space opery), wiele się jeszcze musisz nauczyć, mój młody padawanie. Zgaduję, że fizyką interesujesz się głębiej od niedawna, skoro utrzymujesz na przykład, że ta współczesna zna tylko cztery wymiary w przestrzeni euklidesowej, a poza tym najwyraźniej nie słyszałaś o takich iście fantastycznych teoriach, jak teoria superstrun czy alternatywnych wszechświatów (owszem, są takie - i nie występują wcale tylko w kiepskich filmach). Generalnie mogę powiedzieć tyle, że o pewnych zjawiskach wciąż wiemy o wiele za mało, żeby można je było całkowicie wykluczyć. Wspomniane teorie w konserwatywnych kręgach są zresztą z tego tytułu uznawane za bardzo wygodne (nie ma żadnych dowodów na ich potwierdzenie... i nie ma żadnych dowodów na ich zaprzeczenie). Tyle że takiemu na przykład Faradayowi współcześni naukowcy też wyśmiewali się z "pól sił", jakie kreślił na swoich kartkach (dodajmy, że Faraday był samoukiem, który miał w szczególności poważne braki w matmie - stąd kreślił wiele swoich teorii za pośrednictwem grafik, a nie matematycznych wzorów)... i co się z czasem okazało? Że to Faraday miał rację, a tamci głupoty opowiadali.
Gorąco polecam książkę "Fizyka rzeczy niemożliwych" autorstwa doktora Michio Kaku - człowieka, który postanowił zostać naukowcem właśnie dlatego, bo w młodości obcował z takimi tytułami, jak "Star Wars" oraz "Star Trek". To, że obecnie ma doktorat z fizyki nie sprawiło, że przestał takie rzeczy lubić - po prostu teraz postrzega je inaczej.
Mary Ann May pisze: (ndz 06 lut 2022, 10:19) Cały problem z literaturą SF jest taki że powinna spełniać zasady panujące w naszym wszechświecie, chociaż częściowo. Inaczej otrzymujemy tylko Fiction , bez Science.
I znowu - tylko Sithowie posługują się absolutami, mój młody padawanie.
W rzeczywistości wszystko zależy od podgatunku. Hard science-fiction jak najbardziej ma to do siebie, że opiera się tylko i wyłącznie na znanej współcześnie wiedzy, natomiast space opera - wręcz przeciwnie. Nie znaczy to, iż rzeczona space opera nie zalicza się do szeroko pojętego science-fiction. Zresztą, nawet dziełom z tego właśnie gatunku nieraz udaje się - zupełnym przypadkiem - podsunąć teorie, które okazują się mieć oparcie w rzeczywistości. Świetnym przykładem jest Moc ze "Star Wars". Jak to ujął wspomniany wyżej Michio Kaku w jednym ze swoich programów (a tak, oprócz pisania książek, prowadzi również programy telewizyjne dla miłośników fantastyki): "kiedy po raz pierwszy pojawiły się Gwiezdne Wojny i mitologia o Mocy, fizycy zgrzytali zębami. Jak to, mówili, jaka znowu Moc? Wszechświat składa się z atomów - koniec pieśni! ... Musimy to odszczekać". Hint, hint - ciemna energia...
Mary Ann May pisze: (ndz 06 lut 2022, 10:19) Dlatego większość pisarzy przerzuciła się na fantasy gdzie takie ograniczenia nie istnieją.
A tobie się tylko tak wydaje... przerzucenie się na fantasy oznacza w praktyce osadzenie bohaterów (w przytłaczającej większości przypadków) w pseudo-średniowiecznym świecie (lub bazującym na innej historycznej epoce), przy czym autor takiego tekst niejednokrotnie bardzo szybko zdradza, że w rzeczywistości ma blade (lub zerowe) pojęcie, jak to średniowiecze w rzeczywistości wyglądało. Czasami to działa - gdy odstępstwa od rzeczywistości mają swoje wewnętrzne uzasadnienie - a innym razem wręcz przeciwnie (gdy odstępstwa od rzeczywistości wynikają albo z ignorancji, albo z chciejstwa autora). O ile statystyczny zjadacz chleba - również mający blade pojęcie o realiach średniowiecza - nie zwraca na takie rzeczy uwagi, o tyle osoby choć minimalnie zorientowane w temacie natychmiast zauważają, że coś jest nie tak.

Ogólnie rzecz biorąc, pisanie w jakiejkolwiek dziedzinie wymaga dużego nakładu i wiedzy. Sam jestem ogólnie humanistą - stąd na przykład fizyką interesuję się tylko na tyle, aby móc ocenić różne fikcyjne zjawiska czy technologie z punktu widzenia znanej nauki - ale generalnie staram się dowiadywać o wszystkim po trochu. A jeśli chodzi o moje uniwersum per se... ogólnie staram się pozostawać przy takich technologiach, które są mniej więcej wytłumaczalne przez pryzmat współczesnej wiedzy, ale tam, gdzie ograniczenia w rzeczonej wiedzy stoją na przeszkodzie, przeskakuję je. W końcu, na ten przykład, nadal nie znamy spolegliwej metody na zbudowanie napędu FTL - jeżeli zatem cywilizacje w moim uni mają swobodnie podróżować wśród gwiazd, muszę sięgnąć po czystą fantastykę (nawet jeśli ma - wątłe - oparcie w fizyce teoretycznej).

"Echo" [fragment opowiadania; horror science-fiction]

5
Der_SpeeDer pisze: (wt 08 lut 2022, 22:22) Zgaduję, że fizyką interesujesz się głębiej od niedawna, skoro utrzymujesz na przykład, że ta współczesna zna tylko cztery wymiary w przestrzeni euklidesowej, a poza tym najwyraźniej nie słyszałaś o takich iście fantastycznych teoriach, jak teoria super strun czy alternatywnych wszechświatów (owszem, są takie - i nie występują wcale tylko w kiepskich filmach)
Otóż muszę Cie zmartwić mój leciwy mistrzu ale sporo wiem na ten temat i fizyką , szczególnie kwantową interesuję się od dawna. Teoria superstrun o której wspominasz ma tyle z geometrią euklidesową wspólnego co ryba z ręcznikiem i dotyczy budowy Wszechświata na poziomie kwantowym. W tej teorii występować może nawet kilkanaście wymiarów, problem w tym że są one zwinięte do rozmiarów tak małych, że w naszych rozważaniach o innych wymiarach- pomijalnych. Zresztą jest to nie tyle teoria co hipoteza , bo żaden eksperyment prowadzony w CERN nie potwierdził istnienia strun. Wprowadzono ją, żeby wyjaśnić to, z czym fizycy mają problemy. Taka zapchajdziura, której sami nie lubią, bo nic więcej nie da się z nią zrobić:)
Co do teorii wszechświatów równoległych , również jest mi znana. Podróżowanie jednak pomiędzy nimi , przynajmniej na poziomie wiedzy, jaką posiadamy, nie jest możliwe bowiem, zaburzyłbyś tym samym, zasadę zachowania energii, zasadę zachowania masy i zasadę zachowania informacji. Te trzy wielkości we wszechświecie są stałe. Mówi o tym szczególna teoria względności , mój Mistrzu. Ani materia, ani energia ani informacja nie mogą znikać i się pojawiać. Mogą transformować jedna w drugą, bo na tyle pozwalają zasady termodynamiki.
To tyle na temat znajomości Fizyki. Polecam Ci do przeczytania "Rzeczywistość Kwantową" Jima Baggott'a. Znajdziesz tam wiele inspirujących pomysłów do SF, chociaż pozycja do łatwych nie należy:)
Wracając do Tekstu. Z mojego punktu widzenia jest trochę niedopracowań , szczególnie w dialogach. Wydają się nieco naciągane, naiwne. Tzn czytając je maiłam trochę wrażenie jakbym oglądała film SF klasy B. Ale zaznaczam to moje subiektywne zdanie. Przeczytałam tony SF i uważam, że musisz trochę popracować nad poziomem dialogów. Pomysł
Der_SpeeDer pisze: (wt 08 lut 2022, 22:22)
Ogólnie rzecz biorąc, pisanie w jakiejkolwiek dziedzinie wymaga dużego nakładu i wiedzy.
OK, jest potencjał do pracy.
Tutaj zgadzamy się bez dyskusji
Der_SpeeDer pisze: (wt 08 lut 2022, 22:22) Gorąco polecam książkę "Fizyka rzeczy niemożliwych" autorstwa doktora Michio Kaku -
Z całym szacunkiem dla Michio Kaku który jest wybitnym fizykiem, to jednak jego zaangażowanie się w niestety pseudonaukowe programy trochę mnie zniesmacza. Przeczytałam wiele książek naukowych i popularnonaukowych na temat fizyki, o fizykach i jednak skłaniam się do tego, żeby czytać nieco bardziej ambitne pozycje. Z mądrych ksiażek mogę Ci w ciemno polecić : Swiat nawiedzany przez demony " Carla Sagana , albo Błękitną Kropkę' Łatwe pozycje, doskonale analizujące przy okazji poziom wiedzy w społeczeństwie lat 90 tych. Teraz moim zdaniem jest tylko gorzej:)
Najsmutniejszym aspektem dzisiejszego życia jest to, że nauka osiąga wiedzę szybciej niż społeczeństwo osiąga mądrość. http://cytatybaza.pl/autorzy/isaac-asimov.html?cid=41

"Echo" [fragment opowiadania; horror science-fiction]

6
Widzę, że kogoś tu - zupełnie niezamierzenie - śmiertelnie obraziłem...
Mary Ann May pisze: (śr 09 lut 2022, 08:51) Otóż muszę Cie zmartwić mój leciwy mistrzu
No i po co ten sarkazm? Nie dałaś mi zbytniego asumptu do oceny, jak dokładnie długo i na ile interesujesz się fizyką, skoro na dzień dobry twierdzisz, że są tylko cztery wymiary w przestrzeni euklidesowej - kiedy nawet taki laik, jak ja, wie że wyróżnia się ich więcej. Nigdzie też nie twierdziłem, że geometria euklidesowa i teoria superstrun mają ze sobą cokolwiek wspólnego - zapodałem tylko tę drugą (oraz teorię alternatywnych wszechświatów) jako luźny przykład tego, że fizyka teoretyczna bywa cokolwiek abstrakcyjna i dopuszcza nawet i takie teorie, a jeśli jakieś zjawiska są współczesnej nauce kompletnie nieznane, samo to nie przesądza o tym, żeby je z góry skreślać. Zwłaszcza jeśli rozmawiamy o gatunku, który ma również to do siebie, aby nie opierać się wyłącznie na tym, co znane (wtedy z kolei mielibyśmy tylko "science" bez "fiction"). W końcu ludzkość donikąd by nie zaszła, gdyby wszyscy opierali się na znanej tylko współcześnie wiedzy. A jak głosi trzecie prawo Clarke'a, każde dostatecznie zaawansowane rozwiązanie techniczne jest nieodróżnialne od magii.
Skoro już o tym mowa, w swojej tyradzie postanowiłaś całkowicie zignorować clou całej kwestii - czyli to, że bez takich fantastycznych technologii, wykraczających poza znane zdobycze nauki i techniki, trudno byłoby zbudować uniwersum science-fiction dostosowane do potrzeb autora.
Mary Ann May pisze: (śr 09 lut 2022, 08:51) Mówi o tym szczególna teoria względności , mój Mistrzu
Dzięki za przypomnienie, mój młody padawanie (bawmy się tak dalej, czemu nie?). Jak gdzieś w moim tekście pojawi się wzmianka o polach siłowych, przypomnij mi jeszcze, że znamy tylko cztery typy oddziaływań - i żadne z nich nie pozwala na wygenerowanie takiej magicznej bariery.
Skoro już o tym mowa, fakt iż na końcu mojej wypowiedzi wyraźnie określiłem siebie mianem humanisty, powierzchownie tylko zainteresowanego fizyką, wskazuje dość jednoznacznie, za jakiego to "mistrza" się uważam.
Mary Ann May pisze: (śr 09 lut 2022, 08:51) Z mojego punktu widzenia jest trochę niedopracowań , szczególnie w dialogach. Wydają się nieco naciągane, naiwne.
Przepraszam - możesz jaśniej? W którym konkretnie momencie dialogi są naciągane czy też naiwne - i dlaczego?

"Echo" [fragment opowiadania; horror science-fiction]

7
Der_SpeeDer pisze: (śr 09 lut 2022, 10:08) Widzę, że kogoś tu - zupełnie niezamierzenie - śmiertelnie obraziłem...
Jestem tak daleka od obrażania się jak stąd na kraniec Wszechświata:). Po prostu z góry założyłeś coś co nie było prawdą:) więc spostowałam.

Poza tym czepiam się bo mam paskudny charakter, ale wewnątrz zawsze się uśmiecham przyjaźnie. Uważam że pisząc SF , powinniśmy mieć jako twórcy wolną rękę w stosowaniu takich bzdur jak Pola siłowe, nadprzestrzeń, teleportacja, bo to rozwija wyobraźnie, daje możliwości i jest zwyczajnie fajne. Więc dyskusja na tym czy i jak o tym pisać jest całkowicie akademicka. Należy o tym pisać i już. Pagera się przyczepiłam bo ta nazwa jednoznacznie kojarzy się z dość prostym urządzeniem . Gdybyś użył słowa "komunikator" zabrzmiałoby to lepiej

Co do dialogów. Trudno mi jednoznacznie wskazać , bo musiałabym rozkminiać wszystkie po kolei, ale np:
Der_SpeeDer pisze: (pt 21 sty 2022, 00:01)
Der_SpeeDer pisze: (pt 21 sty 2022, 00:01) usłyszawszy gwałtowny dźwięk.
..te dwa słowa do siebie nie pasują. gwałtowny i dźwięk. Może być głośny, niespodziewany, zaskakujący. Gwałtowny bardziej pasuje do np. wiatru.
Der_SpeeDer pisze: (pt 21 sty 2022, 00:01) Tu jest, cholera, pusto. Nikogo nie ma.
Jak rozumiem po to siedzieli w nocy na warcie żeby pilnować czy ktoś nie wszedł. To powyższe zdanie jest bez sensu. Jest pusto bo jak rozumiem miało być pusto.
Der_SpeeDer pisze: (pt 21 sty 2022, 00:01) Więc gadają je tak, bez przerwy, od całych tygodni, od całych tygodni dzieją się takie numery, a często nawet jeszcze bardziej dziwne,
Der_SpeeDer pisze: (pt 21 sty 2022, 00:01) niechętny samotnemu marszowi do uszkodzonej kamery.
samotny marsz nijak nie kojarzy się z obchodem i sprawdzeniem kamery:)
Der_SpeeDer pisze: (pt 21 sty 2022, 00:01) Jego krzyk przeciągnął się we wrzask przerażenia.
Kolejne , nazwę to niezgrabne sformułowanie.

Co, ciebie też wybrali na nocną zmianę? – zapytał Norris, unosząc brwi.
XXXX- Niestety, tak – odrzekł Weiser. – Idę po kawę, chcesz też jedną?
Wiem że Norris mógłby chcieć dwie kawy , wiec Weiner na wszelki wypadek zapytał,czy chce jedną żeby nie chodzić dwa razy. ale ten dialog trochę sztucznie brzmi.
Poza tym raczej zapytałabym: też chcesz?, albo też chcesz jedną? Zastosowałeś szyk pytania jak w j. angielskim. Nie wiem czy jest prawidłowy ale trudno się czyta.
Najsmutniejszym aspektem dzisiejszego życia jest to, że nauka osiąga wiedzę szybciej niż społeczeństwo osiąga mądrość. http://cytatybaza.pl/autorzy/isaac-asimov.html?cid=41

"Echo" [fragment opowiadania; horror science-fiction]

8
Mary Ann May pisze: (śr 09 lut 2022, 15:00) Poza tym czepiam się bo mam paskudny charakter, ale wewnątrz zawsze się uśmiecham przyjaźnie.
Zaraz paskudny. Nie, żebym nie miał doświadczenia z ludźmi, którzy dyskutują ze mną nad moimi tekstami pod kątem ich wiarygodności i sensu przez pryzmat znanych praw fizyki (nawet mój największy fan - jeśli można tak określić - sam zna się na tym o wiele lepiej ode mnie i potrafi zwracać uwagę na niekiedy naprawdę nieistotne drobiazgi... a potem, z perspektywy czasu, sam się dziwi, że czepiał się uporczywie takich bzdetów) - po prostu pierwszy raz zauważyłem, żeby ktoś z tego tytułu narzekał, że cierpi na tym odbiór samego tekstu.
Mary Ann May pisze: (śr 09 lut 2022, 15:00) Co do dialogów. Trudno mi jednoznacznie wskazać , bo musiałabym rozkminiać wszystkie po kolei, ale np:
No więc te przykłady to są jakieś - wybacz określenie - kompletne pierdoły. Wszystko to się rozbija albo o nieistotną semantykę, albo o błędy językowe, które zostały użyte celowo, bo jak najbardziej zdarzają się ludziom zarówno w realu, jak i w sztuce popularnej. Na pewno nie są to tego rodzaju błędy, które czyniłyby całość "naciąganą" czy też "naiwną". Ot:
Mary Ann May pisze: (śr 09 lut 2022, 15:00) ..te dwa słowa do siebie nie pasują. gwałtowny i dźwięk.
Kwestia punktu siedzenia... mnie na przykład, kiedy siedzę sobie samotnie, w ciszy i spokoju, i nagle mnie z tego wyrywa jakiś dźwięk (i to niekoniecznie jakiś szczególnie głośny), jak najbardziej jawi mi się jako coś gwałtownego.
Mary Ann May pisze: (śr 09 lut 2022, 15:00) Jak rozumiem po to siedzieli w nocy na warcie żeby pilnować czy ktoś nie wszedł. To powyższe zdanie jest bez sensu. Jest pusto bo jak rozumiem miało być pusto.
Albowiem ani w życiu, ani w sztuce, ludziom absolutnie się nie zdarza stwierdzać rzeczy oczywistych i z tego tytułu absolutnie nie powstał internetowy mem Captain Obvious... Czemu tak robią - to zależy od sytuacji. W tym wypadku, Norris chciał zapewne podkreślić, że nie ma sensu robić obchodu, skoro na nic ciekawego się o tej porze z pewnością nie natknie (innymi słowy "co ja tu w ogóle robię, jaki jest sens, żebym tu siedział o tej porze, i jeszcze na dokładkę miał gdziekolwiek ruszać tyłek ze swojej kanciapy").
Mary Ann May pisze: (śr 09 lut 2022, 15:00) samotny marsz nijak nie kojarzy się z obchodem i sprawdzeniem kamery:)
Nie rozumiem uwagi. Co ma się tu niby kojarzyć? Ot, Weiser coś zobaczył, nim kamera przestała działać, nasłuchał się w dodatku różnych historii, więc ma teraz najzwyklejszego w świecie pietra, żeby tam iść samemu - nic tu nie trzeba z niczym kojarzyć.
Mary Ann May pisze: (śr 09 lut 2022, 15:00) Kolejne , nazwę to niezgrabne sformułowanie.
Eee... ponieważ?
Mary Ann May pisze: (śr 09 lut 2022, 15:00) Wiem że Norris mógłby chcieć dwie kawy , wiec Weiner na wszelki wypadek zapytał,czy chce jedną żeby nie chodzić dwa razy. ale ten dialog trochę sztucznie brzmi.
Kolejna semantyka. Naprawdę nie ma większego znaczenia, czy facet użyje frazy "też chcesz" czy "chcesz też jedną", kiedy na jedno w sumie wychodzi, a w dodatku to raptem dwa lub trzy słowa. Co miałby rzec, żeby ów dialog nie brzmiał sztucznie - nic nie mówić? I nie, to absolutnie nie jest szyk zdania jak w języku angielskim. Wtedy "też" musiałoby powędrować na koniec zdania.

"Echo" [fragment opowiadania; horror science-fiction]

9
Ja się wypowiedziałam jako czytelnik, . Oczywiście możesz napisać na końcu wydanej pozycji że dupie masz uwagi czytelników na temat treści książki, i jak nie rozumieją to niech nie czytają, ale to oni płacą za pozycję:). Ja to czytam i komentuję za darmo nie żeby Ci robić pod górę tylko żeby " moim subiektywnym zdaniem" wskazać niezgrabności sformułowań , które też sama popełniam. Inaczej jednak odbierasz swój tekst a inaczej obcy. Stąd właśnie sensowność istnienia WERY. Pozdrawiam :)
Najsmutniejszym aspektem dzisiejszego życia jest to, że nauka osiąga wiedzę szybciej niż społeczeństwo osiąga mądrość. http://cytatybaza.pl/autorzy/isaac-asimov.html?cid=41

"Echo" [fragment opowiadania; horror science-fiction]

10
Żądam więcej. Tak, teraz. Dożylnie.
Podpisuję się pod tym :) . Dobrze napisane, nawet jeśli coś by się znalazło, to się tego nie zauważa. Podoba mi się ten niespieszny rytm, niby nic, a jednak napięcie narasta. Pisz dalej (proszę :pray: )

Z mojej strony tylko taki mały zgrzytek:
Przez chwilę miał nadzieję, że to senny koszmar, lecz nie obudził się.
To mi nie pasuje, trochę rozbija nastrój. Może „że to senny koszmar - ale jakoś nie mógł się z niego obudzić

I jeszcze. Mam problem (przyznaję się bez bicia :ups: ) z nazwiskami. Na początku mamy Michaela Norrisa , a potem agenta Mortona. Podświadomie połączyłam więc te dwie osoby (M i MN?)

A teraz podyskutuję dogłębniej :kawa3:
Zdziwiłem się, że zobrazowałeś jeszcze we wstępie z czym, mniej więcej, mamy do czynienia.
Tu zgodzę się z przedpiścą. Chodzi o to, że zwykle w celu budowania napięcia i tajemniczości, o tym „co” dokładnie jest tym przysłowiowym potworem, pisze się jak najmniej. Mi też trochę zgrzyta ten dokładny opis w wykonaniu Weisera, takie podanie na talerzu. Ale to nie jest problem. To że coś się robi „zwykle” nie znaczy, że inaczej jest źle. Tu akurat nie przeszkadza. To (te nasze uwagi) jest tylko nasza opinia – że my to zauważyliśmy.
Jeśli natomiast idzie o protagonistę samego "Echa"... z pewnością nie zależało mi szczególnie na stworzeniu postaci, która byłaby "edgy", natomiast mroczna przeszłość Harrigana miała mieć znaczenie dla tego, co później by się działo.
I tu cię mam :P . Bo nie chodzi o to „co” napisałeś (te informacje są w porzo, i potrzebne) ale „jak” to zrobiłeś. Również dla mnie zbyt szybko i skrótowo. I znów, to nie jest błąd, po prostu można to było napisać delikatniej (tylko napomknąć, albo wstawić w inne miejsce, może nieco później) bo tu wygląda dokładnie jakby było wciśnięte na siłę, żeby bohater potem…
A niby dlaczego facet, który dosłownie codziennie - i to od miesięcy, jeśli nie lat - pracuje nad tego typu projektami, miałby odczuwać z tego tytułu tak jawną podnietę?
Racja. Ten facet nie musi. Ale ty, autor, przedstawiasz to nam, czytelnikom, i o ile nie był to naprawdę świadomy zabieg z twojej strony (a przypuszczam, że nie był) to miło by było mieć tu nieco więcej tej ekscytacji?. Inaczej mówiąc, spojrzyj na to z drugiej strony: „Ee, teleportery, jakieś tam ogniwa balistyczne, nuuda”. I nudą wieje. Na pewno chcesz żebyśmy mieli takie wrażenie?
– Idę po kawę, chcesz też jedną?
Zastosowałeś szyk pytania jak w j. angielskim. Nie wiem czy jest prawidłowy ale trudno się czyta.
Tu się niestety zgodzę (jako ogólniejsza uwaga), też zauważam, że obecnie coraz częściej stosuje się angielskie kalki, ale tego już się chyba nie uniknie :( .

Z drugiej strony (że tak sobie podeliberuję). Przy takiej strukturze:
– Idę po kawę, też chcesz?
To ktoś mógłby się przyczepić, że w domyśle: - Idę po kawę, też chcesz iść? :)
I nie, to absolutnie nie jest szyk zdania jak w języku angielskim. Wtedy "też" musiałoby powędrować na koniec zdania.
Ee? (Do you) want one/some – gdzie tu jest to „też” na końcu? (i to jest szyk angielski :P ).
Chyba, że miałeś na myśli: "want some also?", ale to już zupełnie inna historia
Dream dancer

"Echo" [fragment opowiadania; horror science-fiction]

11
Jak obiecałem, tak zrobiłem - przeczytałem "Echo". Najpierw fabuła - przegadane jednak, nie wciągnęło. A styl? Jeden wyraz chodzi mi po głowie. Barwniej. Dokładnie, musisz pisać barwniej, a tak? - to styl jest suchy, opisowy, słabe dialogi, wieje nudą. To nie jest poziom druku, zresztą wszystkie opka, które tu zamieściłeś to jeszcze nie ten poziom. Musiałbyś zmienić styl pisania, bo wszystko wyląduje w przysłowiowej szufladzie. Tak, czy siak, powodzenia i pozdrawiam.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”