
Wiatr przegnał resztki deszczowych chmur, odsłaniając październikowe niebo. Nad Toruniem błyszczał księżyc w pełni. Nawet miejska łuna nie zagłuszała światła Księżyca Łowców, jego czerwona poświata roztaczała aurę dziwnego niepokoju. Miejskie noce wydawały się bezgwiezdne, choć w rzeczywistości nigdy takie nie były. Łuna światła zagłuszała gwiazdy, a w żółtym blasku latarni cegły wglądały bardziej na brązowe niż czerwone. Cienie, które były długie i aksamitne, zmiękczały ostre elementy zabudowy miejskiej. Ukryta w ciasnych uliczkach, zamkniętych bramach i między drzewami, czaiła się ciemność, czarna i bezkresna.
Osiedle Centrum buzowało życiem, jego mieszkańcy wyszli ze swoich pokoi i rozsiedli się na korytarzach z piwem i chipsami. Studenci V roku historii włączyli nagranie bębnów, brzmiące jak tempo wybijane dla wioślarzy na starożytnego statku. Drobna dziewczyna z pokoju 46 zrezygnowana odłożyła książkę. Te cholerne bębny doprowadzały ją do szału, wrzynały się w umysł. Postanowiła opuścić akademik i skorzystać z zaproszenia na imprezę swojej współlokatorki, Magdy, w Pubie Kadr. Wychodzącą dziewczynę odprowadziło wiele spojrzeń. Maja z wyglądu przypominała skrzyżowanie lalki z Królewną Śnieżką. Duże szare oczy, jasna cera i czarne włosy zaplecione we francuski warkocz w połączeniu z jej drobną budową i niskim wzrostem, dawały taki efekt. Minęła portiernię i wyszła przed akademik.
Nocne powietrze było rześkie, nawet bardziej niż Maja by sobie tego życzyła. Mimo grubej, zielonej polarowej buzy, było po prostu jej zimno. Pomyślała, że to przez deszcz, który padał przez większość dnia, Polska Złota Jesień mijała z każdym dniem. Maja postanowiła skrócić sobie drogę do Kadru i skierowała się do parku, a ten nocą wydawał się zupełnie inny niż za dnia. Cztery, może pięć łączących się alejek, które oświetlały latarnie . Główna droga prowadziła od ulicy Mickiewicza w kierunku Placu Rapackiego. Lekki powiew wiatru poruszał kolorowymi liśćmi, ich ruch w świetle latarni sprawiał, że cały park wydawał się żyć. Szum wydobywający się z drzew brzmiał jak szept, cicho opowiadana zapomniana historia lub ostrzeżenie.
Maja idąc przez park, nagle poczuła się obserwowana. Nie było to obce uczucie, towarzyszyło jej od dobrych kilku miesięcy. Gdzieś za rogiem, między drzewami, zauważała kontem oka ruch, nie wiedziała czy to tylko wiatr, czy coś innego. Wszyscy zawsze twierdzili, że się jej wydaje, ciotka Mariola, wuj Maniek, lekarze, policja. Dzisiejszej nocy miała nadzieję, że wszyscy mieli rację, bo jeśli było inaczej… Nie chciała o tym myśleć.
Może to wiatr, a może coś innego, ale dziewczyna znów zauważyła ruch kątem oka. Maja poczuła jak jej serce przyśpiesza, krew zaczęła dudnić jej w uszach, a ręce stały się wilgotne. Zdecydowała się jak najszybciej opuścić park, niemal biegiem zeszła z górki i minęła pomnik Józefa Piłsudskiego. Bardzo szybkim krokiem weszła na Plac Rapackiego i poczuła napływ ulgi. Szybko zorientowała się, jak bardzo złudne było to uczucie.
Do Starego Miasta było już blisko, wystarczyło przejść koło Archiwum Państwowego i pod arkadami. Stanęła obok budynku dawnego banku, obecnie było to Centrum Informatyczne Uniwersytetu. Podeszła do bramy i zacisnęła dłonie na zimnym metalu. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Popatrzyła w kierunku przejścia. Wdech. Wydech. Tunel miał kilka metrów, ale w tym momencie ta droga wydawała się koszmarnie długa i pogrążona w mroku, bo tam gdzie nie docierało uliczne światło czaiła się ciemność. Wdech. A wszystko przez stłuczoną latarnię w przejściu. Wydech.
Nagle to usłyszała, włosy na karku stanęły jej dęba. Stukot metalu o bruk. Ulga zaczęła zmieniać się w panikę, Maja próbowała znów opanować oddech, wszystkie jej mięśnie się napięły. Powoli, cała sztywna, obróciła się w kierunku, z którego przyszła. Szedł tą samą drogą, co Maja, spokojnym krokiem zbliżał się do Collegium Maximus. Ubrany w długi, staroświecki płaszcz i kapelusz z szerokim rondem. Podpierał się laską, której metalowa końcówka miarowo uderzała o chodnik. Dźwięk, który nawiedzał jej wszystkie koszmary niósł się echem po Placu Mariana Rapackiego. Był niczym uderzenia serca, ale nie jej serca. To, które miała w piersi, było (...) Nie widziała z tej odległości, ale była pewna, że się uśmiecha. Uniósł rękę, dłonią dotknął ronda kapelusza i się ukłonił.
Majka puściła się biegiem. Co kilkanaście metrów oglądała się przez ramię, sprawdzała, czy on podąża za nią. Skręciła w lewo koło kościoła i dotarła do poczty. Myślała, że może go zgubi. Stanęła naprzeciwko rzędu kolorowych kamienic. Klienci restauracji i pubów nie zwrócili na nią żadnej uwagi. Uliczka z lewej była słabiej oświetlona, w pędzie i narastającej panice, nawet jej nie zauważyła, pobiegła w prawo. Znów skrzyżowanie, znów obejrzała się przez ramię. Wcześniej nie zauważyła, że dotarł tu remont ulicy Chełmińskiej. Poślizgnęła się na samotnym, mokrym fragmencie bruku i upadła z impetem w ogromną błotnistą kałużę. Przerażona dziewczyna próbowała się poderwać, ale grząska ziemia jej to uniemożliwiła.
-Maja!- zawołana, nerwowo obróciła głowę w stronę głosu. Dagmara, współlokatorka Majki szła szybkim krokiem w jej kierunku, trzymając w ręku papierosa, od strony skrzyżowania Szerokiej i Żeglarskiej.
-Wszystko gra?-Przysadzista blondynka poruszała się szybciej i bardziej zwinnie, niż można by było przypuszczać. Bez problemu zeszła do zagłębienia powstałego w wyniku remontu ulicy. Zgasiła papierosa w błocie i złapała Majkę za ramię i spróbowała pomóc jej wstać.
-Jesteś cała?- Obok Dagmary zmaterializował się jakiś chłopak. Wyciągnął do niej rękę, żeby pomóc Mai wstać. Jednak dziewczyna nie potrzebowała już pomocy. Z pomocą Dagmary, stanęła w miarę pewnie na własnych nogach.
-Tak… Wszystko ok. Szłam do Kadru…
-Fizyk, to jest myśl! Chodźmy do Kadru!-zaproponowała Dagmara. Zupełnie zignorowała dziwną sytuację, której była świadkiem.- Musimy zmienić miejscówkę! Słuchaj, jakiś cymbał rozpylił gaz pieprzowy Pod Aniołem!- Blondynka rozpoczęła tyradę o nieodpowiedzialnych pierwszakach. To akurat było nawet zabawne, bo Dagmara na pierwszym roku studiów odstawiła wszystkie możliwe numery. Asystowała nawet przy próbie kradzieży betonowej żaby, takiej, która stabilizowała markizy kwiaciarek na Starym Mieście. Od zarzutów i relegowania wywinęła się tylko dzięki ojcu-prawnikowi, który pociągnął za wszystkie możliwe sznurki.
-Maja!- zawołana, nerwowo obróciła głowę w stronę głosu. Dagmara, współlokatorka Majki szła szybkim krokiem w jej kierunku, trzymając w ręku papierosa, od strony skrzyżowania Szerokiej i Żeglarskiej.
-Wszystko gra?-Przysadzista blondynka poruszała się szybciej i bardziej zwinnie, niż można by było przypuszczać. Bez problemu zeszła do zagłębienia powstałego w wyniku remontu ulicy. Zgasiła papierosa w błocie i złapała Majkę za ramię i spróbowała pomóc jej wstać.
-Jesteś cała?- Obok Dagmary zmaterializował się jakiś chłopak. Wyciągnął do niej rękę, żeby pomóc Mai wstać. Jednak dziewczyna nie potrzebowała już pomocy. Z pomocą Dagmary, stanęła w miarę pewnie na własnych nogach.
-Tak… Wszystko ok. Szłam do Kadru…
-Fizyk, to jest myśl! Chodźmy do Kadru!-zaproponowała Dagmara. Zupełnie zignorowała dziwną sytuację, której była świadkiem.- Musimy zmienić miejscówkę! Słuchaj, jakiś cymbał rozpylił gaz pieprzowy Pod Aniołem!- Blondynka rozpoczęła tyradę o nieodpowiedzialnych pierwszakach. To akurat było nawet zabawne, bo Dagmara na pierwszym roku studiów odstawiła wszystkie możliwe numery. Asystowała nawet przy próbie kradzieży betonowej żaby, takiej, która stabilizowała markizy kwiaciarek na Starym Mieście. Od zarzutów i relegowania wywinęła się tylko dzięki ojcu-prawnikowi, który pociągnął za wszystkie możliwe sznurki.
Z kolei chłopak, nazwany przez Dagmarę Fizykiem, przyglądał się nieznajomej dziewczynie. Była bardzo ładna, ale miała w sobie coś z przestraszonej łani. Nie wiedział dlaczego, może to przez to wrażenie, ale chciał się nią opiekować.
-Nie mogę...-Majka próbowała się wtrącić w tyradę Dagmary, wskazując na brudne ubranie. Maja upadła na kolana podpierając się rękoma. Błoto oblepiło jej do spodnie i rękawy do połowy przed ramion.
- No rzeczywiście, tak do pubu iść nie możesz. A tak w ogóle to Fizyk jestem. - po raz kolejny wyciągnął do niej rękę. Dagmara, dopiero teraz przypomniała sobie o manierach. Majka uścisnęła dłoń chłopaka, ale zanim zdążyła się odezwać, jej współlokatorka się wtrąciła:
- W zasadzie to Teodor,- poprawiła kolegę, ze sztucznym uśmiechem- Teodorze to jest Maja.
- Nie mów do mnie Teodor! - żachnął się chłopak. Naprawdę nie cierpiał swojego imienia. Przeforsowała je jego babka, Leokadia, a z nią nikt się nie kłócił.
- Teodorze! Jak możesz?! - Dagmara teatralnie położyła rękę na piersi. Chłopak już otwierał usta, żeby odpowiedzieć.
-Dobra, słuchajcie! - Dagmara i Fizyk spojrzeli na Majkę zdziwieni.- Chcecie iść do Kadru, to idźcie. Ja jestem brudna i mokra, więc wracam do akademika.
Daria i Fizyk spojrzeli po sobie. Wyglądało to komicznie, tak jakby nie tylko zapomnieli o obecności Mai, ale również o tym, że upadła w błoto i dopiero teraz porządnie się jej przyjrzeli. Rzeczywiście była okropnie brudna.
- Odprowadzę cię.- chłopak się zaoferował. Maja zastanowiła się przez chwilę. We dwoje byłby bezpieczniej… Ale z drugiej strony, bycie we dwoje Krzyśka nie ochroniło.
- Nie dzięki, dam sobie radę.- Normalnie chłopak przyjąłby odmowę, ale coś mu mówiło, że Majka kłamie. Dodatkowo dziewczyna mu się podobała, więc postanowił nie odpuszczać. Nie zdążył się odezwać, bo Dagmara się zorientowała, że Fizykowi może chodzić o coś więcej niż tylko bezpieczeństwo jej koleżanki.
- Maja, nie świruj! Mogłaś coś sobie zrobić, Teodor cię odprowadzi i upewni się, że nie potrzebujesz pomocy!
Maja zrozumiała, że nie ma nic do powiedzenia w tym temacie. Przez niecały miesiąc zdążyła się zorientować, że Dagmara zawsze stawia na swoim i jest nie do przegadania. To połączenie zwiastowało długą kłótnię, ale Majce było zimno, więc odpuściła:
-Dobra, chodź!
-Nie mogę...-Majka próbowała się wtrącić w tyradę Dagmary, wskazując na brudne ubranie. Maja upadła na kolana podpierając się rękoma. Błoto oblepiło jej do spodnie i rękawy do połowy przed ramion.
- No rzeczywiście, tak do pubu iść nie możesz. A tak w ogóle to Fizyk jestem. - po raz kolejny wyciągnął do niej rękę. Dagmara, dopiero teraz przypomniała sobie o manierach. Majka uścisnęła dłoń chłopaka, ale zanim zdążyła się odezwać, jej współlokatorka się wtrąciła:
- W zasadzie to Teodor,- poprawiła kolegę, ze sztucznym uśmiechem- Teodorze to jest Maja.
- Nie mów do mnie Teodor! - żachnął się chłopak. Naprawdę nie cierpiał swojego imienia. Przeforsowała je jego babka, Leokadia, a z nią nikt się nie kłócił.
- Teodorze! Jak możesz?! - Dagmara teatralnie położyła rękę na piersi. Chłopak już otwierał usta, żeby odpowiedzieć.
-Dobra, słuchajcie! - Dagmara i Fizyk spojrzeli na Majkę zdziwieni.- Chcecie iść do Kadru, to idźcie. Ja jestem brudna i mokra, więc wracam do akademika.
Daria i Fizyk spojrzeli po sobie. Wyglądało to komicznie, tak jakby nie tylko zapomnieli o obecności Mai, ale również o tym, że upadła w błoto i dopiero teraz porządnie się jej przyjrzeli. Rzeczywiście była okropnie brudna.
- Odprowadzę cię.- chłopak się zaoferował. Maja zastanowiła się przez chwilę. We dwoje byłby bezpieczniej… Ale z drugiej strony, bycie we dwoje Krzyśka nie ochroniło.
- Nie dzięki, dam sobie radę.- Normalnie chłopak przyjąłby odmowę, ale coś mu mówiło, że Majka kłamie. Dodatkowo dziewczyna mu się podobała, więc postanowił nie odpuszczać. Nie zdążył się odezwać, bo Dagmara się zorientowała, że Fizykowi może chodzić o coś więcej niż tylko bezpieczeństwo jej koleżanki.
- Maja, nie świruj! Mogłaś coś sobie zrobić, Teodor cię odprowadzi i upewni się, że nie potrzebujesz pomocy!
Maja zrozumiała, że nie ma nic do powiedzenia w tym temacie. Przez niecały miesiąc zdążyła się zorientować, że Dagmara zawsze stawia na swoim i jest nie do przegadania. To połączenie zwiastowało długą kłótnię, ale Majce było zimno, więc odpuściła:
-Dobra, chodź!
Droga powrotna opłynęła im w milczeniu, mimo że Fizyk próbował ją zagadywać, ale Maja nie była skora do rozmowy. Dziewczyna co kilka kroków się rozglądała.
- Co się dzieje?- spytał chłopak.
- Nic.- Dziewczyna rozejrzała się wokół siebie.
- Nie wierzę ci. Ciągle się rozglądasz, jakbyś czekała, że ktoś na ciebie wyskoczy. Co się dzieje?
Nieliczni przechodnie dziwnie przyglądali się Mai, a gestykulujący chłopak dodatkowo zwracał uwagę. Para stanęła pod akademikiem.
- Nic się nie dzieje! - Dziewczyna parsknęła, zanim Fizyk zdążył zareagować, dziewczyna weszła do budynku. Portierka, pani Helenka, w żaden sposób, nie skomentowała jej wyglądu. Bębny dalej grały, a kiedy Maja mijała łazienkę usłyszała głośno grającą muzykę. To oznaczało tylko jedno: seks. Pięknie. Pomyślała. Akurat teraz się im zebrało na amory. Weszła do pustego pokoju. Ściągnęła brudną bluzę i spodnie. Wrzuciła je do wiadra służącego jej za kosz na pranie. Położyła się na łóżku, była dziwnie zmęczona. Nie wiedziała, czy ma to związek z pełnią, czy z adrenaliną. Zamknęła oczy, tylko na chwilę…
- Co się dzieje?- spytał chłopak.
- Nic.- Dziewczyna rozejrzała się wokół siebie.
- Nie wierzę ci. Ciągle się rozglądasz, jakbyś czekała, że ktoś na ciebie wyskoczy. Co się dzieje?
Nieliczni przechodnie dziwnie przyglądali się Mai, a gestykulujący chłopak dodatkowo zwracał uwagę. Para stanęła pod akademikiem.
- Nic się nie dzieje! - Dziewczyna parsknęła, zanim Fizyk zdążył zareagować, dziewczyna weszła do budynku. Portierka, pani Helenka, w żaden sposób, nie skomentowała jej wyglądu. Bębny dalej grały, a kiedy Maja mijała łazienkę usłyszała głośno grającą muzykę. To oznaczało tylko jedno: seks. Pięknie. Pomyślała. Akurat teraz się im zebrało na amory. Weszła do pustego pokoju. Ściągnęła brudną bluzę i spodnie. Wrzuciła je do wiadra służącego jej za kosz na pranie. Położyła się na łóżku, była dziwnie zmęczona. Nie wiedziała, czy ma to związek z pełnią, czy z adrenaliną. Zamknęła oczy, tylko na chwilę…
Puk. Puk. Puk. Metal uderzał o omszały bruk. Pogrążony we mgle las, był gęsty i zielony. Maja widziała światło, zdecydowała się iść w jego kierunku. Nagle zderzyła się z murem, mgła opadła. Puk. Puk. Puk. Maja stała przed rzędem kamienic, wszystkie okna były wybite. Dwuskrzydłowe drzwi wejściowe do najbliższej były częściowo wyłamane. Puk. Puk. Puk. Maja powoli weszła do budynku, ciemnym korytarzem przeszła na podwórze. Rósł tam wielki dąb otoczony wodą. Puk. Puk. Puk. Dźwięk stawał się co raz głośniejszy. Dziewczyna obróciła się w kierunku wejścia na podwórze. Puk. Puk. Puk. Mężczyzna opierał się o laskę. Maja się cofnęła, weszła do wody. Najpierw do kostek, potem do kolan. Mężczyzna ruszył w jej stronę. Puk. Puk. Puk. Przewróciła się. Próbowała się się podnieść. Z wody wynurzyła się dłoń i złapała ją za nadgarstek...
Maja zerwała się z łóżka. Serce jej waliło, jak od wielu, wielu dni, zawsze po przebudzeniu. Oddychała głęboko, próbowała się uspokoić. Dopiero po kilkunastu minutach jej tętno wróciło do normy. Wtedy rozejrzała się po pokoju. Był pusty, jej obie współlokatorki jeszcze nie wróciły. Maja sprawdziła telefon. 2:15, postanowiła iść pod prysznic. Na korytarzu było spokojnie, niedobitki V roku historii wyłączyły wreszcie bębny. W łazience było cicho, zakochana para skończyła się zabawiać.
Majka stanęła pod prysznicem i rozkręciła ciepłą wodę. Usiłowała poukładać myśli, ale nagle usłyszała śmiech Dagmary.
- Majka! - Krzyknęła blondynka – jesteś tu?
Maja oparła ręce o ścianę prysznica. Wzięła dwa głębokie wdechy i obróciła się w kierunku wiszącego na ścianie prysznica szlafroka. Wyjęła klucz z kieszeni.
- Tak. Masz klucz.- Odwróciła się i wyciągnęła rękę z przedmiotem przez zasłonkę prysznicową. Dagmara wzięła od niej klucz i upuściła na podłogę. Maja słyszała jak współlokatorka mamrocze przekleństwa pod adresem klucza jednocześnie próbując go podnieść. Nie ulegało wątpliwości, że jest pijana w sztok. W końcu Dagmara podniosła klucz i wyszła z łazienki.
- Majka! - Krzyknęła blondynka – jesteś tu?
Maja oparła ręce o ścianę prysznica. Wzięła dwa głębokie wdechy i obróciła się w kierunku wiszącego na ścianie prysznica szlafroka. Wyjęła klucz z kieszeni.
- Tak. Masz klucz.- Odwróciła się i wyciągnęła rękę z przedmiotem przez zasłonkę prysznicową. Dagmara wzięła od niej klucz i upuściła na podłogę. Maja słyszała jak współlokatorka mamrocze przekleństwa pod adresem klucza jednocześnie próbując go podnieść. Nie ulegało wątpliwości, że jest pijana w sztok. W końcu Dagmara podniosła klucz i wyszła z łazienki.
Maja wróciła do prysznica. Próbowała zmyć z siebie brud, a przede wszystkim strach. Strach, który towarzyszył jej od miesięcy, zżerał od środka, płynął żyłami i rujnował życie. Nie tylko dzisiejszej nocy. Zakręciła wodę o zaczęła się wycierać. Kiedy wyszła z łazienki zobaczyła Dagmarę, która leżała na podłodze śmiejąc się histerycznie. Nad dziewczyną stał student ubrany w pełną zbroję płytową, z mieczem i tarczą w ręku. Majka mimowolnie się uśmiechnęła.
- Dziewico! Otwórz wrota swoje!
Maja włożyła klucz do zamka. Otworzyła drzwi do pokoju i rzuciła rzeczy na krzesło.
- To nie w tym akademiku. - odezwała się Maja, jednocześnie pomagając Dagmarze wstać.- Dobranoc.
Rycerz nie zdążył zareagować, gdy obie dziewczyny zamknęły mu drzwi przed nosem.
- Dziewico! Otwórz wrota swoje!
Maja włożyła klucz do zamka. Otworzyła drzwi do pokoju i rzuciła rzeczy na krzesło.
- To nie w tym akademiku. - odezwała się Maja, jednocześnie pomagając Dagmarze wstać.- Dobranoc.
Rycerz nie zdążył zareagować, gdy obie dziewczyny zamknęły mu drzwi przed nosem.
*
W willi przy ulicy Adama Mickiewicza 20 paliło się światło. O dziwo, nikt nie zwrócił uwagi na aktywność w opuszczonym domu, a powinien. Secesyjny budynek, który był kiedyś perłą architektury wyglądał strasznie. Odpadający płatami tynk i zabite deskami okna sprawiały ponure wrażenie, a wewnątrz nie było lepiej. Dekoracyjne stiuki spod sufitu częściowo poodpadały, nawilgotniona, stara tapeta częściowo odpadła ze ścian. Czarna pleśń spokojnie rosła na mokrych murach. Wiekowe meble, nieużywane od wielu lat, stały nie ruszane od ponad pół wieku. Dom, który został opuszczony lata temu, teraz miał służyć nowemu właścicielowi.
Hans von Rothewald siedział w zakurzonym fotelu, a w dłoni trzymał kryształowy kieliszek z czerwonym winem. Rozważał swoje opcje, wiedział, że musi odzyskać klucz, bo wszystko wyło gotowe. Czekał tyle czasu, jeszcze kilka dni nie zrobi różnicy.
Wiedział, że Anna może być gdzieś w mieście i może sprawiać problemy. A to oznaczało, że powinien się śpieszyć. Z drugiej strony, jak się okazało dzisiejszej nocy, pośpiech mu nie służył. Pomylił dziewczyny. Cóż, w gruncie rzeczy nie miało to większego znaczenia. Jedna dziewczyna w tą, jedna w tamtą… Wstał z fotela i postawił kieliszek na dębowym stole. Podniósł srebrny nóż i dokładnie obejrzał go pod światło. Szukał śladów brudu, ale żadnego się nie dopatrzył. W końcu ją dopadnie i odzyska klucz. To tylko kwestia czasu.
Wrócił myślami do Anny. Ostatnim razem widział ją w Toruniu przed II wojną. Jeśli została w mieście, biorąc pod uwagę jak bardzo była sentymentalna było to możliwe, to lada chwila mógł się pojawić Alexander. Zakochany głupiec, nigdy nie potrafił zrozumieć, że Anna nie odwzajemnia jego uczuć. A co jeśli w końcu przejrzał na oczy i się odkochał? Zakochany zrobił by wszystko dla Anny, porzuciłby wszystkie swoje plany, tylko po to, żeby ją uszczęśliwić. Jeśli się otrząsnął z tego miłosnego marazmu, wtedy on też może okazać się problemem.
Hans westchnął, za dużo problemów na raz. Musi je rozwiązać po kolei. Wojna na kilku frontach jednocześnie jest z góry przegrana. Jeśli pozostali się dowiedzą, że klucz jest w mieście na pewno będą próbowali go zdobyć. W zależności od tego, które z nich zdobędzie klucz, to zrealizuje swoje plany.
*
Anna stała przy dużym witrażowym oknie i patrzyła w niebo przez kolorowe szkło. Jak zawsze w takie noce ogarnęła ją melancholia. Zacisnęła dłoń na medalionie. Każdy jego detal miał znaczenie, tak zaprojektował to Johann. Onyks dla siły, kamień księżycowy dla intuicji, srebro dla leczenia, a jednak teraz medalion symbolizował stracone sny. Onyksowy wisior z bukietem zawilców, których płatki tworzyły oszlifowane małe kamienie księżycowe i srebrnymi listkami, krył w sobie małe puzderko. W środku znajdował się pukiel ciemnych włosów Elizy przewiązany wyblakłą niebieską wstążeczką, pięknej małej Elizy...Czasem niemal słyszała jej śmiech, kontem oka widziała dziewczynkę zaglądającą do pokoju zza framugi. Jej jasne ciemne, zaplecione w warkocze włosy i duże ciemne oczy.
Przetarła oczy i odeszła od okna, przeszła do sypialni. Usiadła przy staromodnej toaletce i zaczęła zdejmować długie kolczyki z górskim kryształem. Czy ta dziewczyna mogła mieć przy sobie klucz? Jeśli tak, to Anna musiała go zdobyć. Rozpuściła jasne włosy, związane wcześniej w kok. Wiedziała, że tamta dziewczyna uciekała przed Hansem. Tylko jej brat miał taki wpływ na ludzi.
Popatrzyła w lustro. Widziała Aleksandra po drugiej stronie Rynku. Zastanawiała się, czy ją zauważył. Głupi sukinsyn, przyjdzie kolei i na niego. Wyciągnęła naboje z szuflady, podniosła jeden do oczu. A.W. Ten był specjalnie dla niego i w końcu go dostanie. Prosto między oczy. Alexander będzie łatwym celem. Z Hansem będzie trudniej. Jej brat nie ufał nikomu, włącznie z nią. Po tym co zrobił Johannowi nic dziwnego, w końcu zdarła gardło wykrzykując obietnice i groźby pod adresem Hansa.
Teraz musiał ułożyć plan. Jak dowiedzieć się kim jest ta dziewczyna, czy ma klucz i jak okpić Hansa i Alexandra.
*
Jasnowłosy mężczyzna krążył po Starym Mieście, w końcu przystanął ne przeciw Dworu Artusa. Alexander Wolf oparł się o latarnię i spojrzał na księżyc. To była dobra noc na polowanie, ale nie takie miał dziś plany. te nocy obserwował popolowanie Hansa. Ścigał tą dziewczynę z jakiegoś powodu, a tę drugą zabił. Czy zrobił to na pokaz? Może się pomylił? Dla Hansa ludzie od dawna nie mieli znaczenia, byli tylko workami mięsa. Ale skoro tak, to po co mu tamta dziewczyna? Aleksander chciał znać odpowiedzi na te pytania. Co spowodowało, że ruszył się z Blodewaldu? Czyżby zrezygnował ze swoich planów? Jeśli tak, to mogła być jego szansa.
Wrócił myślami do Krwawego Lasu, do wszystkiego co się tam stało, do Anny. Lubiła to miasto, ono zbytnio się nie zmieniło, a on był pewien, że Anna gdzieś tu jest. Lubiła to miasto. A nawet jeśli jej tu nie było, to na pewno były ślady mówiące dokąd się udała. Chciał się pogodzić i ułożyć z nią życie. Tamto, wtedy to była pomyłka. Po takim czasie musiała to, w końcu, zrozumieć. Musiała zrozumieć, że ten mały szczur nie był wart jej wysiłku, pieniędzy, a co dopiero miłości.
Ruszył w kierunku Hotelu Kopernik. Będzie musiał poszukać stałej kwatery, szczególnie jeśli chce się dowiedzieć co Hans tu robi i znaleźć Annę.
*/center]
Majkę obudził deszcz uderzający o metalowy parapet. Usiadła na łóżku i spojrzała na zegarek. 6:37. O dziwo nie miała koszmarów, jednak nie zamierzała ryzykować snu. Leżała przez chwilę w łóżku, przez chwilę zastanawiała się co powinna zrobić po wczorajszej nocy. Po kilku minutach odepchnęła te myśli od siebie, postanowiła wstać i ogarnąć pranie.
Poszła cicho do łazienki, ochlapała twarz wodą. Popatrzyła w lustro, natrętne myśli znów wróciły. Zawsze kiedy próbowała o tym wszystkim nie myśleć, wracało to do niej jeszcze bardziej natrętnie. Kiedy się ubierała, Dagmara przekręciła się na drugi bok. Magdy nadal nie było. W ogóle rzadko się pojawiała w pokoju. Czasem Maja zastanawiała się, dlaczego Magda płaci za ten pokój. Mieszkała z chłopakiem w innym akademiku, a tu pojawiała się tak rzadko, Majka by jej nie poznała na ulicy. Popatrzyła na wiadro z brudnymi rzeczami, wyciągnęła 5 złotych z portfela i postanowiła zejść na portiernię.
Na portierni nastąpiła zmiana warty, panią Helenkę zastąpiła pani Zofia. Kobieta spokojnie jadła śniadanie, jednocześnie czytając Harlequina. Nie zauważyła Majki i podskoczyła nerwowo na dźwięk głosu studentki:
-Dzień dobry. Chciałam zamówić pralkę. -portierka popatrzyła na nią ze słabo ukrywaną pogardą. Dziewczyna się nie wzdrygnęła, pani Zofia miała takie spojrzenie. Portierka wyciągnęła zeszyt i zaczęła przerzucać kartki.
-Dobry… Teraz jest wolna. -Majka zaczęła grzebać po kieszeniach. Znalazła 5 złotych i położyła na ladzie.
- W takim razie, poproszę. - zabrała klucz, resztę i żeton. Wróciła do pokoju i zabrała wiadro z brudnymi rzeczami. Zeszła do piwnicy i otworzyła drzwi do pralni.
-Dzień dobry. Chciałam zamówić pralkę. -portierka popatrzyła na nią ze słabo ukrywaną pogardą. Dziewczyna się nie wzdrygnęła, pani Zofia miała takie spojrzenie. Portierka wyciągnęła zeszyt i zaczęła przerzucać kartki.
-Dobry… Teraz jest wolna. -Majka zaczęła grzebać po kieszeniach. Znalazła 5 złotych i położyła na ladzie.
- W takim razie, poproszę. - zabrała klucz, resztę i żeton. Wróciła do pokoju i zabrała wiadro z brudnymi rzeczami. Zeszła do piwnicy i otworzyła drzwi do pralni.
Pakując pralkę zastanawiała się jakim cudem wyszła bez szwanku z wczorajszego upadku.
Kiedy wracała na górę, zauważyła policjantów przy portierni. Pani Zofia wydawała się czymś kompletnie zszokowana.
- Aaaale jak to?! Nie żyje?!
- Ciszej. Nie musi pani krzyczeć. Chcielibyśmy obejrzeć jej pokój.
- Musicie zaczekać na kierownika. Pan Mirosław będzie około 8:00 i wtedy…
- Przepraszam, chciałam oddać klucz do pralni. - Pani Zofia spojrzała na Maję zdezorientowana, ale bez słowa przyjęła klucz. Policjant w mundurze przyglądał się jej uważnie. Dziewczyna poczuła się nieswojo. Przypomniały się jej poprzednie spotkania z policją… nie były przyjemnie.
Kiedy wracała na górę, zauważyła policjantów przy portierni. Pani Zofia wydawała się czymś kompletnie zszokowana.
- Aaaale jak to?! Nie żyje?!
- Ciszej. Nie musi pani krzyczeć. Chcielibyśmy obejrzeć jej pokój.
- Musicie zaczekać na kierownika. Pan Mirosław będzie około 8:00 i wtedy…
- Przepraszam, chciałam oddać klucz do pralni. - Pani Zofia spojrzała na Maję zdezorientowana, ale bez słowa przyjęła klucz. Policjant w mundurze przyglądał się jej uważnie. Dziewczyna poczuła się nieswojo. Przypomniały się jej poprzednie spotkania z policją… nie były przyjemnie.
Weszła do pokoju, Dagmara jęknęła.
-Cicho! - syknęła – Umieram!
Maja się uśmiechnęła, jak zwykle to samo. Cała noc picia i umieranie nad ranem. Odpaliła komputer i zaczęła czytać wiadomości: Brutalne morderstwo na Starówce!
-Cicho! - syknęła – Umieram!
Maja się uśmiechnęła, jak zwykle to samo. Cała noc picia i umieranie nad ranem. Odpaliła komputer i zaczęła czytać wiadomości: Brutalne morderstwo na Starówce!