Pruski porządek- fantasy, kryminał- 18+- wulgaryzmy- Fragment

1
Znane również jako 20k cringe'u. Powstało jako zakład o honor z Isabel. Dla bezpieczeństwa 18+, ale w zamierzeniu to fragment większej całości. Wulgaryzm jest jeden :lol: Może brakować przecinków, dialogi są sztywne i ogólnie horror. Na zdrowie.
Wiatr przegnał resztki deszczowych chmur, odsłaniając październikowe niebo. Nad Toruniem błyszczał księżyc w pełni. Nawet miejska łuna nie zagłuszała światła Księżyca Łowców, jego czerwona poświata roztaczała aurę dziwnego niepokoju. Miejskie noce wydawały się bezgwiezdne, choć w rzeczywistości nigdy takie nie były. Łuna światła zagłuszała gwiazdy, a w żółtym blasku latarni cegły wglądały bardziej na brązowe niż czerwone. Cienie, które były długie i aksamitne, zmiękczały ostre elementy zabudowy miejskiej. Ukryta w ciasnych uliczkach, zamkniętych bramach i między drzewami, czaiła się ciemność, czarna i bezkresna.
Osiedle Centrum buzowało życiem, jego mieszkańcy wyszli ze swoich pokoi i rozsiedli się na korytarzach z piwem i chipsami. Studenci V roku historii włączyli nagranie bębnów, brzmiące jak tempo wybijane dla wioślarzy na starożytnego statku. Drobna dziewczyna z pokoju 46 zrezygnowana odłożyła książkę. Te cholerne bębny doprowadzały ją do szału, wrzynały się w umysł. Postanowiła opuścić akademik i skorzystać z zaproszenia na imprezę swojej współlokatorki, Magdy, w Pubie Kadr. Wychodzącą dziewczynę odprowadziło wiele spojrzeń. Maja z wyglądu przypominała skrzyżowanie lalki z Królewną Śnieżką. Duże szare oczy, jasna cera i czarne włosy zaplecione we francuski warkocz w połączeniu z jej drobną budową i niskim wzrostem, dawały taki efekt. Minęła portiernię i wyszła przed akademik.
Nocne powietrze było rześkie, nawet bardziej niż Maja by sobie tego życzyła. Mimo grubej, zielonej polarowej buzy, było po prostu jej zimno. Pomyślała, że to przez deszcz, który padał przez większość dnia, Polska Złota Jesień mijała z każdym dniem. Maja postanowiła skrócić sobie drogę do Kadru i skierowała się do parku, a ten nocą wydawał się zupełnie inny niż za dnia. Cztery, może pięć łączących się alejek, które oświetlały latarnie . Główna droga prowadziła od ulicy Mickiewicza w kierunku Placu Rapackiego. Lekki powiew wiatru poruszał kolorowymi liśćmi, ich ruch w świetle latarni sprawiał, że cały park wydawał się żyć. Szum wydobywający się z drzew brzmiał jak szept, cicho opowiadana zapomniana historia lub ostrzeżenie.
Maja idąc przez park, nagle poczuła się obserwowana. Nie było to obce uczucie, towarzyszyło jej od dobrych kilku miesięcy. Gdzieś za rogiem, między drzewami, zauważała kontem oka ruch, nie wiedziała czy to tylko wiatr, czy coś innego. Wszyscy zawsze twierdzili, że się jej wydaje, ciotka Mariola, wuj Maniek, lekarze, policja. Dzisiejszej nocy miała nadzieję, że wszyscy mieli rację, bo jeśli było inaczej… Nie chciała o tym myśleć.
Może to wiatr, a może coś innego, ale dziewczyna znów zauważyła ruch kątem oka. Maja poczuła jak jej serce przyśpiesza, krew zaczęła dudnić jej w uszach, a ręce stały się wilgotne. Zdecydowała się jak najszybciej opuścić park, niemal biegiem zeszła z górki i minęła pomnik Józefa Piłsudskiego. Bardzo szybkim krokiem weszła na Plac Rapackiego i poczuła napływ ulgi. Szybko zorientowała się, jak bardzo złudne było to uczucie.
Do Starego Miasta było już blisko, wystarczyło przejść koło Archiwum Państwowego i pod arkadami. Stanęła obok budynku dawnego banku, obecnie było to Centrum Informatyczne Uniwersytetu. Podeszła do bramy i zacisnęła dłonie na zimnym metalu. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Popatrzyła w kierunku przejścia. Wdech. Wydech. Tunel miał kilka metrów, ale w tym momencie ta droga wydawała się koszmarnie długa i pogrążona w mroku, bo tam gdzie nie docierało uliczne światło czaiła się ciemność. Wdech. A wszystko przez stłuczoną latarnię w przejściu. Wydech.
Nagle to usłyszała, włosy na karku stanęły jej dęba. Stukot metalu o bruk. Ulga zaczęła zmieniać się w panikę, Maja próbowała znów opanować oddech, wszystkie jej mięśnie się napięły. Powoli, cała sztywna, obróciła się w kierunku, z którego przyszła. Szedł tą samą drogą, co Maja, spokojnym krokiem zbliżał się do Collegium Maximus. Ubrany w długi, staroświecki płaszcz i kapelusz z szerokim rondem. Podpierał się laską, której metalowa końcówka miarowo uderzała o chodnik. Dźwięk, który nawiedzał jej wszystkie koszmary niósł się echem po Placu Mariana Rapackiego. Był niczym uderzenia serca, ale nie jej serca. To, które miała w piersi, było (...) Nie widziała z tej odległości, ale była pewna, że się uśmiecha. Uniósł rękę, dłonią dotknął ronda kapelusza i się ukłonił.
Majka puściła się biegiem. Co kilkanaście metrów oglądała się przez ramię, sprawdzała, czy on podąża za nią. Skręciła w lewo koło kościoła i dotarła do poczty. Myślała, że może go zgubi. Stanęła naprzeciwko rzędu kolorowych kamienic. Klienci restauracji i pubów nie zwrócili na nią żadnej uwagi. Uliczka z lewej była słabiej oświetlona, w pędzie i narastającej panice, nawet jej nie zauważyła, pobiegła w prawo. Znów skrzyżowanie, znów obejrzała się przez ramię. Wcześniej nie zauważyła, że dotarł tu remont ulicy Chełmińskiej. Poślizgnęła się na samotnym, mokrym fragmencie bruku i upadła z impetem w ogromną błotnistą kałużę. Przerażona dziewczyna próbowała się poderwać, ale grząska ziemia jej to uniemożliwiła.
-Maja!- zawołana, nerwowo obróciła głowę w stronę głosu. Dagmara, współlokatorka Majki szła szybkim krokiem w jej kierunku, trzymając w ręku papierosa, od strony skrzyżowania Szerokiej i Żeglarskiej.
-Wszystko gra?-Przysadzista blondynka poruszała się szybciej i bardziej zwinnie, niż można by było przypuszczać. Bez problemu zeszła do zagłębienia powstałego w wyniku remontu ulicy. Zgasiła papierosa w błocie i złapała Majkę za ramię i spróbowała pomóc jej wstać.
-Jesteś cała?- Obok Dagmary zmaterializował się jakiś chłopak. Wyciągnął do niej rękę, żeby pomóc Mai wstać. Jednak dziewczyna nie potrzebowała już pomocy. Z pomocą Dagmary, stanęła w miarę pewnie na własnych nogach.
-Tak… Wszystko ok. Szłam do Kadru…
-Fizyk, to jest myśl! Chodźmy do Kadru!-zaproponowała Dagmara. Zupełnie zignorowała dziwną sytuację, której była świadkiem.- Musimy zmienić miejscówkę! Słuchaj, jakiś cymbał rozpylił gaz pieprzowy Pod Aniołem!- Blondynka rozpoczęła tyradę o nieodpowiedzialnych pierwszakach. To akurat było nawet zabawne, bo Dagmara na pierwszym roku studiów odstawiła wszystkie możliwe numery. Asystowała nawet przy próbie kradzieży betonowej żaby, takiej, która stabilizowała markizy kwiaciarek na Starym Mieście. Od zarzutów i relegowania wywinęła się tylko dzięki ojcu-prawnikowi, który pociągnął za wszystkie możliwe sznurki.
Z kolei chłopak, nazwany przez Dagmarę Fizykiem, przyglądał się nieznajomej dziewczynie. Była bardzo ładna, ale miała w sobie coś z przestraszonej łani. Nie wiedział dlaczego, może to przez to wrażenie, ale chciał się nią opiekować.
-Nie mogę...-Majka próbowała się wtrącić w tyradę Dagmary, wskazując na brudne ubranie. Maja upadła na kolana podpierając się rękoma. Błoto oblepiło jej do spodnie i rękawy do połowy przed ramion.
- No rzeczywiście, tak do pubu iść nie możesz. A tak w ogóle to Fizyk jestem. - po raz kolejny wyciągnął do niej rękę. Dagmara, dopiero teraz przypomniała sobie o manierach. Majka uścisnęła dłoń chłopaka, ale zanim zdążyła się odezwać, jej współlokatorka się wtrąciła:
- W zasadzie to Teodor,- poprawiła kolegę, ze sztucznym uśmiechem- Teodorze to jest Maja.
- Nie mów do mnie Teodor! - żachnął się chłopak. Naprawdę nie cierpiał swojego imienia. Przeforsowała je jego babka, Leokadia, a z nią nikt się nie kłócił.
- Teodorze! Jak możesz?! - Dagmara teatralnie położyła rękę na piersi. Chłopak już otwierał usta, żeby odpowiedzieć.
-Dobra, słuchajcie! - Dagmara i Fizyk spojrzeli na Majkę zdziwieni.- Chcecie iść do Kadru, to idźcie. Ja jestem brudna i mokra, więc wracam do akademika.
Daria i Fizyk spojrzeli po sobie. Wyglądało to komicznie, tak jakby nie tylko zapomnieli o obecności Mai, ale również o tym, że upadła w błoto i dopiero teraz porządnie się jej przyjrzeli. Rzeczywiście była okropnie brudna.
- Odprowadzę cię.- chłopak się zaoferował. Maja zastanowiła się przez chwilę. We dwoje byłby bezpieczniej… Ale z drugiej strony, bycie we dwoje Krzyśka nie ochroniło.
- Nie dzięki, dam sobie radę.- Normalnie chłopak przyjąłby odmowę, ale coś mu mówiło, że Majka kłamie. Dodatkowo dziewczyna mu się podobała, więc postanowił nie odpuszczać. Nie zdążył się odezwać, bo Dagmara się zorientowała, że Fizykowi może chodzić o coś więcej niż tylko bezpieczeństwo jej koleżanki.
- Maja, nie świruj! Mogłaś coś sobie zrobić, Teodor cię odprowadzi i upewni się, że nie potrzebujesz pomocy!
Maja zrozumiała, że nie ma nic do powiedzenia w tym temacie. Przez niecały miesiąc zdążyła się zorientować, że Dagmara zawsze stawia na swoim i jest nie do przegadania. To połączenie zwiastowało długą kłótnię, ale Majce było zimno, więc odpuściła:
-Dobra, chodź!
Droga powrotna opłynęła im w milczeniu, mimo że Fizyk próbował ją zagadywać, ale Maja nie była skora do rozmowy. Dziewczyna co kilka kroków się rozglądała.
- Co się dzieje?- spytał chłopak.
- Nic.- Dziewczyna rozejrzała się wokół siebie.
- Nie wierzę ci. Ciągle się rozglądasz, jakbyś czekała, że ktoś na ciebie wyskoczy. Co się dzieje?
Nieliczni przechodnie dziwnie przyglądali się Mai, a gestykulujący chłopak dodatkowo zwracał uwagę. Para stanęła pod akademikiem.
- Nic się nie dzieje! - Dziewczyna parsknęła, zanim Fizyk zdążył zareagować, dziewczyna weszła do budynku. Portierka, pani Helenka, w żaden sposób, nie skomentowała jej wyglądu. Bębny dalej grały, a kiedy Maja mijała łazienkę usłyszała głośno grającą muzykę. To oznaczało tylko jedno: seks. Pięknie. Pomyślała. Akurat teraz się im zebrało na amory. Weszła do pustego pokoju. Ściągnęła brudną bluzę i spodnie. Wrzuciła je do wiadra służącego jej za kosz na pranie. Położyła się na łóżku, była dziwnie zmęczona. Nie wiedziała, czy ma to związek z pełnią, czy z adrenaliną. Zamknęła oczy, tylko na chwilę…
Puk. Puk. Puk. Metal uderzał o omszały bruk. Pogrążony we mgle las, był gęsty i zielony. Maja widziała światło, zdecydowała się iść w jego kierunku. Nagle zderzyła się z murem, mgła opadła. Puk. Puk. Puk. Maja stała przed rzędem kamienic, wszystkie okna były wybite. Dwuskrzydłowe drzwi wejściowe do najbliższej były częściowo wyłamane. Puk. Puk. Puk. Maja powoli weszła do budynku, ciemnym korytarzem przeszła na podwórze. Rósł tam wielki dąb otoczony wodą. Puk. Puk. Puk. Dźwięk stawał się co raz głośniejszy. Dziewczyna obróciła się w kierunku wejścia na podwórze. Puk. Puk. Puk. Mężczyzna opierał się o laskę. Maja się cofnęła, weszła do wody. Najpierw do kostek, potem do kolan. Mężczyzna ruszył w jej stronę. Puk. Puk. Puk. Przewróciła się. Próbowała się się podnieść. Z wody wynurzyła się dłoń i złapała ją za nadgarstek...
Maja zerwała się z łóżka. Serce jej waliło, jak od wielu, wielu dni, zawsze po przebudzeniu. Oddychała głęboko, próbowała się uspokoić. Dopiero po kilkunastu minutach jej tętno wróciło do normy. Wtedy rozejrzała się po pokoju. Był pusty, jej obie współlokatorki jeszcze nie wróciły. Maja sprawdziła telefon. 2:15, postanowiła iść pod prysznic. Na korytarzu było spokojnie, niedobitki V roku historii wyłączyły wreszcie bębny. W łazience było cicho, zakochana para skończyła się zabawiać.
Majka stanęła pod prysznicem i rozkręciła ciepłą wodę. Usiłowała poukładać myśli, ale nagle usłyszała śmiech Dagmary.
- Majka! - Krzyknęła blondynka – jesteś tu?
Maja oparła ręce o ścianę prysznica. Wzięła dwa głębokie wdechy i obróciła się w kierunku wiszącego na ścianie prysznica szlafroka. Wyjęła klucz z kieszeni.
- Tak. Masz klucz.- Odwróciła się i wyciągnęła rękę z przedmiotem przez zasłonkę prysznicową. Dagmara wzięła od niej klucz i upuściła na podłogę. Maja słyszała jak współlokatorka mamrocze przekleństwa pod adresem klucza jednocześnie próbując go podnieść. Nie ulegało wątpliwości, że jest pijana w sztok. W końcu Dagmara podniosła klucz i wyszła z łazienki.
Maja wróciła do prysznica. Próbowała zmyć z siebie brud, a przede wszystkim strach. Strach, który towarzyszył jej od miesięcy, zżerał od środka, płynął żyłami i rujnował życie. Nie tylko dzisiejszej nocy. Zakręciła wodę o zaczęła się wycierać. Kiedy wyszła z łazienki zobaczyła Dagmarę, która leżała na podłodze śmiejąc się histerycznie. Nad dziewczyną stał student ubrany w pełną zbroję płytową, z mieczem i tarczą w ręku. Majka mimowolnie się uśmiechnęła.
- Dziewico! Otwórz wrota swoje!
Maja włożyła klucz do zamka. Otworzyła drzwi do pokoju i rzuciła rzeczy na krzesło.
- To nie w tym akademiku. - odezwała się Maja, jednocześnie pomagając Dagmarze wstać.- Dobranoc.
Rycerz nie zdążył zareagować, gdy obie dziewczyny zamknęły mu drzwi przed nosem.
*
W willi przy ulicy Adama Mickiewicza 20 paliło się światło. O dziwo, nikt nie zwrócił uwagi na aktywność w opuszczonym domu, a powinien. Secesyjny budynek, który był kiedyś perłą architektury wyglądał strasznie. Odpadający płatami tynk i zabite deskami okna sprawiały ponure wrażenie, a wewnątrz nie było lepiej. Dekoracyjne stiuki spod sufitu częściowo poodpadały, nawilgotniona, stara tapeta częściowo odpadła ze ścian. Czarna pleśń spokojnie rosła na mokrych murach. Wiekowe meble, nieużywane od wielu lat, stały nie ruszane od ponad pół wieku. Dom, który został opuszczony lata temu, teraz miał służyć nowemu właścicielowi.
Hans von Rothewald siedział w zakurzonym fotelu, a w dłoni trzymał kryształowy kieliszek z czerwonym winem. Rozważał swoje opcje, wiedział, że musi odzyskać klucz, bo wszystko wyło gotowe. Czekał tyle czasu, jeszcze kilka dni nie zrobi różnicy.
Wiedział, że Anna może być gdzieś w mieście i może sprawiać problemy. A to oznaczało, że powinien się śpieszyć. Z drugiej strony, jak się okazało dzisiejszej nocy, pośpiech mu nie służył. Pomylił dziewczyny. Cóż, w gruncie rzeczy nie miało to większego znaczenia. Jedna dziewczyna w tą, jedna w tamtą… Wstał z fotela i postawił kieliszek na dębowym stole. Podniósł srebrny nóż i dokładnie obejrzał go pod światło. Szukał śladów brudu, ale żadnego się nie dopatrzył. W końcu ją dopadnie i odzyska klucz. To tylko kwestia czasu.
Wrócił myślami do Anny. Ostatnim razem widział ją w Toruniu przed II wojną. Jeśli została w mieście, biorąc pod uwagę jak bardzo była sentymentalna było to możliwe, to lada chwila mógł się pojawić Alexander. Zakochany głupiec, nigdy nie potrafił zrozumieć, że Anna nie odwzajemnia jego uczuć. A co jeśli w końcu przejrzał na oczy i się odkochał? Zakochany zrobił by wszystko dla Anny, porzuciłby wszystkie swoje plany, tylko po to, żeby ją uszczęśliwić. Jeśli się otrząsnął z tego miłosnego marazmu, wtedy on też może okazać się problemem.
Hans westchnął, za dużo problemów na raz. Musi je rozwiązać po kolei. Wojna na kilku frontach jednocześnie jest z góry przegrana. Jeśli pozostali się dowiedzą, że klucz jest w mieście na pewno będą próbowali go zdobyć. W zależności od tego, które z nich zdobędzie klucz, to zrealizuje swoje plany.
*
Anna stała przy dużym witrażowym oknie i patrzyła w niebo przez kolorowe szkło. Jak zawsze w takie noce ogarnęła ją melancholia. Zacisnęła dłoń na medalionie. Każdy jego detal miał znaczenie, tak zaprojektował to Johann. Onyks dla siły, kamień księżycowy dla intuicji, srebro dla leczenia, a jednak teraz medalion symbolizował stracone sny. Onyksowy wisior z bukietem zawilców, których płatki tworzyły oszlifowane małe kamienie księżycowe i srebrnymi listkami, krył w sobie małe puzderko. W środku znajdował się pukiel ciemnych włosów Elizy przewiązany wyblakłą niebieską wstążeczką, pięknej małej Elizy...Czasem niemal słyszała jej śmiech, kontem oka widziała dziewczynkę zaglądającą do pokoju zza framugi. Jej jasne ciemne, zaplecione w warkocze włosy i duże ciemne oczy.
Przetarła oczy i odeszła od okna, przeszła do sypialni. Usiadła przy staromodnej toaletce i zaczęła zdejmować długie kolczyki z górskim kryształem. Czy ta dziewczyna mogła mieć przy sobie klucz? Jeśli tak, to Anna musiała go zdobyć. Rozpuściła jasne włosy, związane wcześniej w kok. Wiedziała, że tamta dziewczyna uciekała przed Hansem. Tylko jej brat miał taki wpływ na ludzi.
Popatrzyła w lustro. Widziała Aleksandra po drugiej stronie Rynku. Zastanawiała się, czy ją zauważył. Głupi sukinsyn, przyjdzie kolei i na niego. Wyciągnęła naboje z szuflady, podniosła jeden do oczu. A.W. Ten był specjalnie dla niego i w końcu go dostanie. Prosto między oczy. Alexander będzie łatwym celem. Z Hansem będzie trudniej. Jej brat nie ufał nikomu, włącznie z nią. Po tym co zrobił Johannowi nic dziwnego, w końcu zdarła gardło wykrzykując obietnice i groźby pod adresem Hansa.
Teraz musiał ułożyć plan. Jak dowiedzieć się kim jest ta dziewczyna, czy ma klucz i jak okpić Hansa i Alexandra.
*
Jasnowłosy mężczyzna krążył po Starym Mieście, w końcu przystanął ne przeciw Dworu Artusa. Alexander Wolf oparł się o latarnię i spojrzał na księżyc. To była dobra noc na polowanie, ale nie takie miał dziś plany. te nocy obserwował popolowanie Hansa. Ścigał tą dziewczynę z jakiegoś powodu, a tę drugą zabił. Czy zrobił to na pokaz? Może się pomylił? Dla Hansa ludzie od dawna nie mieli znaczenia, byli tylko workami mięsa. Ale skoro tak, to po co mu tamta dziewczyna? Aleksander chciał znać odpowiedzi na te pytania. Co spowodowało, że ruszył się z Blodewaldu? Czyżby zrezygnował ze swoich planów? Jeśli tak, to mogła być jego szansa.
Wrócił myślami do Krwawego Lasu, do wszystkiego co się tam stało, do Anny. Lubiła to miasto, ono zbytnio się nie zmieniło, a on był pewien, że Anna gdzieś tu jest. Lubiła to miasto. A nawet jeśli jej tu nie było, to na pewno były ślady mówiące dokąd się udała. Chciał się pogodzić i ułożyć z nią życie. Tamto, wtedy to była pomyłka. Po takim czasie musiała to, w końcu, zrozumieć. Musiała zrozumieć, że ten mały szczur nie był wart jej wysiłku, pieniędzy, a co dopiero miłości.
Ruszył w kierunku Hotelu Kopernik. Będzie musiał poszukać stałej kwatery, szczególnie jeśli chce się dowiedzieć co Hans tu robi i znaleźć Annę.
*/center]
Majkę obudził deszcz uderzający o metalowy parapet. Usiadła na łóżku i spojrzała na zegarek. 6:37. O dziwo nie miała koszmarów, jednak nie zamierzała ryzykować snu. Leżała przez chwilę w łóżku, przez chwilę zastanawiała się co powinna zrobić po wczorajszej nocy. Po kilku minutach odepchnęła te myśli od siebie, postanowiła wstać i ogarnąć pranie.
Poszła cicho do łazienki, ochlapała twarz wodą. Popatrzyła w lustro, natrętne myśli znów wróciły. Zawsze kiedy próbowała o tym wszystkim nie myśleć, wracało to do niej jeszcze bardziej natrętnie. Kiedy się ubierała, Dagmara przekręciła się na drugi bok. Magdy nadal nie było. W ogóle rzadko się pojawiała w pokoju. Czasem Maja zastanawiała się, dlaczego Magda płaci za ten pokój. Mieszkała z chłopakiem w innym akademiku, a tu pojawiała się tak rzadko, Majka by jej nie poznała na ulicy. Popatrzyła na wiadro z brudnymi rzeczami, wyciągnęła 5 złotych z portfela i postanowiła zejść na portiernię.
Na portierni nastąpiła zmiana warty, panią Helenkę zastąpiła pani Zofia. Kobieta spokojnie jadła śniadanie, jednocześnie czytając Harlequina. Nie zauważyła Majki i podskoczyła nerwowo na dźwięk głosu studentki:
-Dzień dobry. Chciałam zamówić pralkę. -portierka popatrzyła na nią ze słabo ukrywaną pogardą. Dziewczyna się nie wzdrygnęła, pani Zofia miała takie spojrzenie. Portierka wyciągnęła zeszyt i zaczęła przerzucać kartki.
-Dobry… Teraz jest wolna. -Majka zaczęła grzebać po kieszeniach. Znalazła 5 złotych i położyła na ladzie.
- W takim razie, poproszę. - zabrała klucz, resztę i żeton. Wróciła do pokoju i zabrała wiadro z brudnymi rzeczami. Zeszła do piwnicy i otworzyła drzwi do pralni.
Pakując pralkę zastanawiała się jakim cudem wyszła bez szwanku z wczorajszego upadku.
Kiedy wracała na górę, zauważyła policjantów przy portierni. Pani Zofia wydawała się czymś kompletnie zszokowana.
- Aaaale jak to?! Nie żyje?!
- Ciszej. Nie musi pani krzyczeć. Chcielibyśmy obejrzeć jej pokój.
- Musicie zaczekać na kierownika. Pan Mirosław będzie około 8:00 i wtedy…
- Przepraszam, chciałam oddać klucz do pralni. - Pani Zofia spojrzała na Maję zdezorientowana, ale bez słowa przyjęła klucz. Policjant w mundurze przyglądał się jej uważnie. Dziewczyna poczuła się nieswojo. Przypomniały się jej poprzednie spotkania z policją… nie były przyjemnie.
Weszła do pokoju, Dagmara jęknęła.
-Cicho! - syknęła – Umieram!
Maja się uśmiechnęła, jak zwykle to samo. Cała noc picia i umieranie nad ranem. Odpaliła komputer i zaczęła czytać wiadomości: Brutalne morderstwo na Starówce!
Alicja dogoniła Białego Królika... I ukradła mu zegarek.

Pruski porządek- fantasy, kryminał- 18+- wulgaryzmy- Fragment

2
Podobają mi się opisy. Są plastyczne, bogate w szczegóły, ale nie przedobrzone. Szanuję, że umieściłeś akcję w Toruniu i wspomniałeś o paru punktach na jego mapie. Ja sam nigdy w Toruniu nie byłem i nic mi te nazwy nie mówią, ale lubię, gdy autor wchodzi ze swoją wyobraźnią do rzeczywistego świata, materializuje pomysły na scenie, która istnieje naprawdę.
Natomiast nie spodobały mi się dialogi. Są trochę o niczym, nie czuć w nich dynamiki między bohaterami. Narrator raz opowiada zza pleców Majki, by nagle wskoczyć w skórę Fizyka, tak jak tutaj:
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Z kolei chłopak, nazwany przez Dagmarę Fizykiem, przyglądał się nieznajomej dziewczynie. Była bardzo ładna, ale miała w sobie coś z przestraszonej łani.
Ponieważ wcześniej narracja była prowadzona z perspektywy Majki, to zdanie brzmi tak, jakby to Majka obserwowała Fizyka, który przygląda się jakiejś ładnej nieznajomej. Potem środek ciężkości narracji wraca do Majki, ale za parę zdań znów przeskakuje na Fizyka:
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Nie dzięki, dam sobie radę.- Normalnie chłopak przyjąłby odmowę, ale coś mu mówiło, że Majka kłamie. Dodatkowo dziewczyna mu się podobała, więc postanowił nie odpuszczać. Nie zdążył się odezwać, bo Dagmara się zorientowała, że Fizykowi może chodzić o coś więcej niż tylko bezpieczeństwo jej koleżanki.
Na samym początku rzucił mi się w oczy taki zgrzyt:
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Nawet miejska łuna nie zagłuszała światła Księżyca Łowców, jego czerwona poświata roztaczała aurę dziwnego niepokoju. Miejskie noce wydawały się bezgwiezdne, choć w rzeczywistości nigdy takie nie były. Łuna światła zagłuszała gwiazdy, a w żółtym blasku latarni cegły wglądały bardziej na brązowe niż czerwone.
Dwukrotna wzmianka o łunie światła. Nie wiem też po co pisać, że bezgwiezdne noce są bezgwiezdne tylko z nazwy. Każdy chyba rozumie w jakim kontekście to słowo jest używane i że gwiazdy tak naprawdę są na niebie zawsze, nawet w dzień.

Fabularnie jest intrygująco

Pruski porządek- fantasy, kryminał- 18+- wulgaryzmy- Fragment

4
Miałem już nie komentać cudzych tekstów - po tym, jak wspaniałem okazały się być moje, to wszelkie moje komentarze mogą być tylko na zasadzie "uczył Marcin Marcina, a sam głupi jak świnia". Najwyraźniej trzeba kogoś bardziej kompetentnego, by oceniał teksty innych.

Ale po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że mogłem się mylić. Ostatecznie czytelnik nie musi być i najczęściej nie jest dobrym pisarzem. A ja komentuję z pozycji czytelnika, nie pisarza.

Jak zwykle piszę przed przeczytaniem innych komentarzy, by się nie zasugerować.

-------

Pierwsze pytanie: Czy ten tekst już ma sam zawierać rozwiązanie tajemnicy? Przyznaję, że umiałaś mnie zaciekawić - czytałem dalej z nadzieją na zrozumienie, co się tu w ogóle dzieje. Ale niewiele zrozumiałem. Stąd zastanawiam się, czy nie wyciągnąłem z tekstu tego, co zostało tam ukryte i co miałem za zadanie odgadnąć (wszak to ma być kryminał), czy jeszcze nie dałaś mi wszystkich koniecznych elementów układanki, skoro to jest tylko część większej całości.

Niestety, moim zdaniem to, że umiałaś zaciekawić jest jedyną zaletą tekstu.

Nie do końca rozumiem dlaczego, ale styl wydaje mi się mocno ... niewyrobiony. Nie ma jakiś naprawdę poważnych baboli, ale nagromadzenie drobniejszych koślawości mocno rzuca mi się w oczy i sprawia, że całość staje się mniej sympatyczna w odbiorze. Z co drugim zdaniem trzeba by coś zrobić. To, moim zdaniem, byłaby chyba pierwsza i podstawowa wada tekstu, utrudniająca nawet dostrzeżenie ewentualnych innych.

Żeby nie być gołosłownym. Tylko z pierwszego akapitu:
Cienie, które były długie i aksamitne, zmiękczały ostre elementy zabudowy miejskiej.
Może lepiej: Długie i aksamitne cienie zmiękczały ostre elementy?
Ukryta w ciasnych uliczkach, zamkniętych bramach i między drzewami, czaiła się ciemność, czarna i bezkresna.
Odbieram to jako kiczowate, próbuje budować nastrój nieco na siłę.
Miejskie noce wydawały się bezgwiezdne, choć w rzeczywistości nigdy takie nie były. Łuna światła zagłuszała gwiazdy
Wielosłowie.
Miejskie noce wydawały się bezgwiezdne, choć w rzeczywistości nigdy takie nie były. Łuna światła zagłuszała gwiazdy, a w żółtym blasku latarni cegły wglądały bardziej na brązowe niż czerwone.
Podział na zdania nie odzwierciedla semantyki. Jedno zdanie powinno być o gwiazdach, drugie od latarniach. Tymczasem mamy półtora zdania o gwiazdach, potem przecinek, i nagle to samo zdanie zaczyna mówić o czymś zupełnie innym.
wglądały
Literówka.

Reszty tekstu już w ten sposób komentować nie będę, ale IMO podobne problemy rozciągają się od początku do końca.

-------------------

Nie mam pojęcia czemu, ale jakoś nie leży mi to przeplatanie zwyczajnego życia z sytuacjami fantastycznymi czy baśniowymi. Mam dwie hipotezy:

- Ciekawy pomysł zrujnowany przez ww. problemy stylistyczne?
- Po prostu mam dysonans? Jak próbujesz pisać o stukającym laską panu ścigającym Maję, o wampirze czy tam innym wilkołaku popijającym wino w walącej się willi, o zalegającej ciemności itd to wchodzisz w konwencję onirycznej baśni zakrawającej o horror. Jakaś ballada romantyczna albo coś. Takie teksty stawiają na poetycki opis, nie ma w nich miejsca na zwyczajne życie i wstawki obyczajowe. (W zasadzie to by także wynikalo z problemów stylistycznych).
- Inny powód, którego nie umiem sobie uświadomić?

Ale pomysł sam w sobie nie musi być zły. Agatha Christie czasami porywała się na takie łączenie fantastyki czy realizmu magicznego z kryminałem i charakterystycznym dla niej naciskiem na obyczajowość i jej wychodziło to dobrze. Np. Tajemniczy pan Quin, a w szczególności ostatni rozdział. Nie umiem porównać, dlaczego tam to wyszło, a tu, moim zdaniem, nie.

------------------------
zauważała kontem oka ruch
Tak grube błędy nie powinny się zdarzać.

----------------------
Daria i Fizyk spojrzeli po sobie.
Daria czy Dagmara?

Miałem tu mocne zawahanie - wprowadziłaś nową postać? Przegapiłem już wprowadzoną wcześniej postać? Czy po prostu pokręciłas imiona?

Stawiam na tę ostatnią hipotezę.

--------------------------
Był niczym uderzenia serca, ale nie jej serca. To, które miała w piersi, było (...)
Nie rozumiem, co chcesz tu przekazać. Czemu wykropkowałaś ostatnie słowo?

---------------------------

Na sam koniec: Dlaczego "pruski porządek"? Pruski porządek kojarzy mi się ze ścisłą hierarchizacją, gdzie wszystko każdy robi na rozkaz, a tu nic takiego nie widzę.
Awatar: Mirounga leonina.jpg (wykadrowany i ze zmniejszoną rozdzielczością przeze mnie) Autor oryginalnego zdjęcia Serge Ouachée, (CC BY-SA 3.0)

Pruski porządek- fantasy, kryminał- 18+- wulgaryzmy- Fragment

5
gaazkam, dziękuję za poświęcony czas.
gaazkam pisze: (pn 13 lut 2023, 23:45) Ostatecznie czytelnik nie musi być i najczęściej nie jest dobrym pisarzem. A ja komentuję z pozycji czytelnika, nie pisarza.
Masz rację, czytelnik nie musi być pisarzem. Jednak konstruktywna krytyka uczy obie strony. Dlatego: nie przestawaj komentować!
Miałam się nie bronić, ale na pytania odpowiem.
Ad 1. Nie tekst nie ma zawierać rozwiązania. Jak sugeruje tytuł tematu i opis to fragment większej całości. Powyższy fragment stanowi zawiązanie akcji. Cieszę się, że Cię zaciekawiło.
Ad 2. Styl jest mocno niewyrobiony? Chłopie to niedomówienie. Po wielu latach odkurzyłam dawno nieużywanego skilla i jestem mocno zardzewiała. Za każdym razem, gdy otwieram ten plik znajduje coś do poprawienia, dlatego jestem wdzięczna za każdy wytknięty zgrzyt i błąd. Zapewniam, że wszystkie wezmę pod uwagę.
Ad 3. Możliwe, że dobry pomysł zamordowałam złym wykonaniem. Założenie jest takie, że przed zawiązaniem akcji Majka j jej przyjaciel, Krzysiek, weszli w posiadanie tajemniczego klucza. Chłopak zginął, a dziewczyna musiała borykać się z konsekwencjami. Po przebojach z policją i rodziną Mają próbuje wrócić do normalnego życia, ale jak widać nie bardzo się da.
gaazkam pisze: (pn 13 lut 2023, 23:45) Daria czy Dagmara?
O! Myślałam, że usunęłam wszystkie pomyłki z imionami.
gaazkam pisze: (pn 13 lut 2023, 23:45) Tak grube błędy nie powinny się zdarzać.
Nie rozumiem uwagi. Nigdy nic nie zwróciło Twojej uwagi, mimo, że na to bezpośrednio nie patrzyłeś? Gdzieś na granicy pola widzenia? To z sercem miało być do poprawki, ale o tym zapomniałam. Tak, wiem. Wstyd jak diabli.
Dlaczego "Pruski porządek"? Spojlery! W ogólnym założeniu ma to sens, słowo.
Alicja dogoniła Białego Królika... I ukradła mu zegarek.

Pruski porządek- fantasy, kryminał- 18+- wulgaryzmy- Fragment

6
Zgrzyta mi kilka rzeczy. Mam wrażenie, że czasami brakuje opisów.

Dla przykładu Maja postanawia przejść przez ciemny park i nie mam pojęcia dlaczego. Nie myśli o tym, że przez ostatni miesiąc była śledzona i w ogóle nie czuje aury niepokoju, o której narrator mówił w pierwszym akapicie (na co komu ta aura, skoro i tak nikt jej nie czuje?).
Albo: Maja podaje ubłoconą rękę Fizkowi (skoro rękawy do połowy przedramion były ubłocone, to zakładam, że dłonie również). Nie ma tam żadnej reakcji na to błoto. Myślę, że nawet jeśli żadne z nich się tym nie przejmowało wypada o tym wspomnieć.

Zagrożenie nie wydaje się prawdziwe.
To jakiś starzec z laską w dziwnym płaszczu, którego zbyt dobrze nawet nie widać. Maja ma o nim koszmary, ale ja tego dziadka, który musi się podpierać na lasce, widzę jako co najwyżej ekshibicjonistę.
Dalej mamy:
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Co kilkanaście metrów oglądała się przez ramię, sprawdzała, czy on podąża za nią.
Biegnąca bohaterka sprawdza, czy dziadyga z laską jakimś cudem za nią nadąża. Ona to wie, sprawdziła, a czytelnik nie :( choć jest bardzo ciekawy, jak ten staruszek mógłby dotrzymać jej kroku. (Da się "biegać o lasce"?)
(Imho tu też brakuje opisów)

Łapanka:
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Poślizgnęła się na samotnym, mokrym fragmencie bruku i upadła z impetem w ogromną błotnistą kałużę.
Co to jest samotny fragment bruku? Nie może to być po prostu bruk albo kilka kostek brukowych?
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) To, które miała w piersi, było (...)
Jeśli dobrze kojarzę tak się pomija fragment cytowanego tekstu. To ma jakieś znacznie dla niecytowanych tekstów? Ciekawy jestem :)
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Przerażona dziewczyna próbowała się poderwać, ale grząska ziemia jej to uniemożliwiła.
Średnio to sobie wyobrażam + brakuje emocji.
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Uliczka z lewej była słabiej oświetlona, w pędzie i narastającej panice, nawet jej nie zauważyła, pobiegła w prawo.
No i co z tego, że jej nie zauważyła? To jakaś szczególna uliczka?
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) -Jesteś cała?- Obok Dagmary zmaterializował się jakiś chłopak.
Określenie "zmaterializował" mi nie pasuje. A jeśli pojawił się nagle, to brakuje reakcji - no bo przecież Maja ucieka przed starcem z laską, jak jakiś chłop zmaterializuje się obok jej przyjaciółki, to prawdopodobnie pomyśli właśnie o dziadku, pewnie się trochę przestraszy.

+ niektóre zdania wydawały mi się niezręczne np.
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Ale z drugiej strony, bycie we dwoje Krzyśka nie ochroniło.
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Wcześniej nie zauważyła, że dotarł tu remont ulicy Chełmińskiej.

Pruski porządek- fantasy, kryminał- 18+- wulgaryzmy- Fragment

7
Raziel, dziękuję za komentarz. Widzisz kilka rzeczy mi umkneło, np. ten park. Dla mnie jest oczywistym, że idąc przez park przy Placu Rapackiego szybciej dostaniesz się na Stare miasto w Toruniu. Dla czytelnika, który nigdy nie był w mieście, to nie jest takie oczywiste. Hans to nie ekshibicjonista, tylko efekciarz. Laska jest dla efektu, ale rozumiem o co chodzi.
Alicja dogoniła Białego Królika... I ukradła mu zegarek.

Pruski porządek- fantasy, kryminał- 18+- wulgaryzmy- Fragment

8
silva.silvera pisze: (śr 15 lut 2023, 05:14) Dla mnie jest oczywistym, że idąc przez park przy Placu Rapackiego szybciej dostaniesz się na Stare miasto w Toruniu.
Nie, nie to jest ok. Jest, że maja chciała sobie skrócić drogę. Chodzi o słówko postanowiła.
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Maja postanowiła skrócić sobie drogę do Kadru i skierowała się do parku, a ten nocą wydawał się zupełnie inny niż za dnia.
Mogłoby być całkiem bez postanowiła np. Maja poszła do Kadru przez park. imo starczy
Chodzi bardziej o postanawianie, czyli podejmowanie decyzji. Np. wcześniej masz
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Drobna dziewczyna z pokoju 46 zrezygnowana odłożyła książkę. Te cholerne bębny doprowadzały ją do szału, wrzynały się w umysł. Postanowiła opuścić akademik i skorzystać z zaproszenia na imprezę swojej współlokatorki, Magdy, w Pubie Kadr.
Tutaj jest to, co planowała robić Maja (czytać), później jest przesłanka do zmiany decyzji (bębny), a później podjęcie decyzji (postanowiła).

A, gdy skręca do parku, to nie wiadomo jaki był pierwotny plan i dlaczego go zmieniła.
Jeśli chciała sobie po prostu skrócić drogę, to moim zdaniem nie trzeba tego szczegółowo tłumaczyć. Większość ludzi woli dostać się do celu prędzej niż później.

A wracając do tego, czego się czepiam: podczas podejmowania decyzji Maja nie bierze pod uwagę tego, że ktoś ją prawdopodobnie śledzi i to pomimo tego, że się tym przejmuje. Zakładam, że się przejmuje, bo przecież szukała pomocy u mnóstwa ludzi nawet u policji i lekarzy + był sobie jakiś Krzysiek i coś złego się z nim stało.

Chociaż może to tylko niepotrzebnie się czepiam. Sam mam problemy z brakującym opisami i pewnie teraz wszędzie widzę braki, a ostatnio nawet pomyślałem, że spróbuje opisać wszystko i później wytnę te słynne 30% tekstu. Chyba łatwiej dostrzec zbędne fragmenty niż te brakujące, zwłaszcza, że w głowie nigdy niczego nie brakuje.

Powodzenia :)

Pruski porządek- fantasy, kryminał- 18+- wulgaryzmy- Fragment

9
Raziel, nie odbieram tej uwagi jako "czepiania się". Masz rację, w jednym miejscu tłumaczę proces decyzyjny, w drugim go pomijam. To co dla mnie jako autorki jest oczywiste, dla czytelnika nie musi być takie oczywiste. Majka idzie przez ciemny park, miała doświadczenie z byciem prześladowaną, czuje się zagrożona. Po kiego grzyba wlazła do tego j@#$*"'@o parku? Dobre pytanie. Trzeba nad tym popracować.
Alicja dogoniła Białego Królika... I ukradła mu zegarek.

Pruski porządek- fantasy, kryminał- 18+- wulgaryzmy- Fragment

10
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Wiatr przegnał resztki deszczowych chmur, odsłaniając październikowe niebo. Nad Toruniem błyszczał księżyc w pełni. [1]Nawet miejska łuna nie zagłuszała światła Księżyca Łowców, jego czerwona poświata roztaczała aurę dziwnego niepokoju. [2]Miejskie noce wydawały się bezgwiezdne, choć w rzeczywistości nigdy takie nie były. Łuna światła zagłuszała gwiazdy, a w żółtym blasku latarni cegły wglądały bardziej na brązowe niż czerwone. Cienie, które były długie i aksamitne, zmiękczały ostre elementy zabudowy miejskiej. [3]Ukryta w ciasnych uliczkach, zamkniętych bramach i między drzewami, czaiła się ciemność, czarna i bezkresna.
Przegadany opis na otwarcie.
Pogrubienia - powtórzenia.
Podkreślenia:
[1] Zbędne zdanie. Skoro pokazujesz nam błyszczący księżyc w poprzednim zdaniu, to wiemy, że światła go nie zagłuszają. Jeśli chciałaś wspomnieć ten Księżyc Łowców i jego czerwony blask, to starczyło wpleść te informacje do poprzedniego zdania.
[2] Zbędne tłumaczenie. Każdy wie, że nawet jak gwiazd nie widać, to są.
[3] W tym zdaniu nie gra mi tylko to "bezkresna". Skoro jest powciskana w wąskie uliczki i zamknięte bramy, to nijak nie jest bezkresna, tylko właśnie bardzo ograniczona.
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) nagranie bębnów, brzmiące jak tempo wybijane dla wioślarzy na starożytnego statku.
"Nagranie brzmiące jak tempo" trochę nie po polsku. To muzyka ma jakieś tempo. Nie nagranie muzyki brzmi jak tempo. No i literówka - powinno być "na starożytnym".
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Mimo grubej, zielonej polarowej buzy, było po prostu jej zimno.
Przycięłabym to "zielonej". W kontekście rozważania temperatury nie ma znaczenia, a trochę tu się nadmiar przymiotników robi. Poza tym "jej" przestawiłabym przed "po prostu".
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Pomyślała, że to przez deszcz, który padał przez większość dnia, Polska Złota Jesień mijała z każdym dniem. Maja postanowiła skrócić sobie drogę do Kadru i skierowała się do parku, a ten nocą wydawał się zupełnie inny niż za dnia.
Powtórzenia.
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) skierowała się do parku, a ten nocą wydawał się zupełnie inny niż za dnia. Cztery, może pięć łączących się alejek, które oświetlały latarnie . Główna droga prowadziła od ulicy Mickiewicza w kierunku Placu Rapackiego. Lekki powiew wiatru poruszał kolorowymi liśćmi, ich ruch w świetle latarni sprawiał, że cały park wydawał się żyć. Szum wydobywający się z drzew brzmiał jak szept, cicho opowiadana zapomniana historia lub ostrzeżenie.
Tutaj trochę zgrzyta mi kolejność podawanych informacji. Najpierw sugerujesz tę "inność" nocną, a potem podajesz zestaw informacji topograficznych, zamiast tę inność rozwinąć. Może najpierw skupić się na liściach w światłach latarni i tym szepcie? Zastanawia mnie też to "kolorowymi" - w ciemnym parku, nawet oświetlonym jakimś tam sztucznym światłem jednak za bardzo kolorów się nie dostrzega. Mieszasz tym trochę obrazy - albo mamy ciemność nocy rozświetlaną lampami, albo wybrzmiewające kolory jesieni. Razem to nie działa.
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Gdzieś za rogiem, między drzewami, zauważała kontem oka ruch,
Ortograf: kątem.
Kąt (oka) a konto (bankowe) to dwie różne rzeczy.
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Może to wiatr, a może coś innego, ale dziewczyna znów zauważyła ruch kątem oka. Maja poczuła jak jej serce przyśpiesza,
Dawaj trochę więcej przestrzeni podmiotowi domyślnego. Tutaj "Maję" można spokojnie opuścić. I należy z tego skorzystać, bo ogólnie dużo jej używasz w tekście.
W kwestii podkreślenia - nie używałabym powtórzenia tego samego sformułowania tak blisko poprzedniego. Wygląda to trochę nieporadnie - jakbyś nie umiała inaczej opisać tego wrażenia cudzej obecności.
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Do Starego Miasta było już blisko, wystarczyło przejść koło Archiwum Państwowego i pod arkadami. Stanęła obok budynku dawnego banku, obecnie było to Centrum Informatyczne Uniwersytetu. Podeszła do bramy i zacisnęła dłonie na zimnym metalu. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Popatrzyła w kierunku przejścia. Wdech. Wydech. Tunel miał kilka metrów, ale w tym momencie ta droga wydawała się koszmarnie długa i pogrążona w mroku, bo tam gdzie nie docierało uliczne światło czaiła się ciemność. Wdech. A wszystko przez stłuczoną latarnię w przejściu. Wydech.
Ten fragment ma fajny klimat.
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Nagle to usłyszała, włosy na karku stanęły jej dęba. Stukot metalu o bruk.
Rozumiem zamysł tego pocięcia informacji. I nawet mi się podoba, tylko dałabym kropkę przed "włosy".
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Ulga zaczęła zmieniać się w panikę, Maja próbowała znów opanować oddech, wszystkie jej mięśnie się napięły. Powoli, cała sztywna, obróciła się w kierunku, z którego przyszła. Szedł tą samą drogą, co Maja, spokojnym krokiem zbliżał się do Collegium Maximus.
Tutaj dobrze by było tę drugą "maję" wyciąć. Na przykład zastąpić zwykłym "ona".
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) To, które miała w piersi, było (...)
Hmmm... To jakiś zabieg rodem z prozy eksperymentalnej? ;)
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Poślizgnęła się na samotnym, mokrym fragmencie bruku i upadła z impetem w ogromną błotnistą kałużę. Przerażona dziewczyna próbowała się poderwać, ale grząska ziemia jej to uniemożliwiła.
Trochę, jak na mój gust, przedramatyzowane. No wyrypała się w błoto. To nie bagno, żeby ją trzymało i żeby nie mogła wstać. Trochę to komicznie brzmi.
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) -Maja!- zawołana, nerwowo obróciła głowę w stronę głosu. Dagmara, współlokatorka Majki szła szybkim krokiem w jej kierunku, trzymając w ręku papierosa, od strony skrzyżowania Szerokiej i Żeglarskiej.
Poprosimy spacje przed i po myślnikach. I zasugerujemy usunięcie podkreślonego, kompletnie rozwala rytm zdania, a naprawdę nie jest czytelnikowi niezbędne.
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Bez problemu zeszła do zagłębienia powstałego w wyniku remontu ulicy.
A to Majka wpadła do jakiegoś dołu? Czy co? Z wcześniejszego opisu rozumiałam, że po prostu wyrypała w błotnistą kałużę.
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Zgasiła papierosa w błocie i złapała Majkę za ramię i spróbowała pomóc jej wstać.
Pierwsze "i" zmieniłabym na przecinek.
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Obok Dagmary zmaterializował się jakiś chłopak. Wyciągnął do niej rękę, żeby pomóc Mai wstać.
Z konstrukcji zdań wynika, że wyciągnął rękę do Dagmary, żeby pomóc Mai wstać.
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Zgasiła papierosa w błocie i złapała Majkę za ramię i spróbowała pomóc jej wstać.
-Jesteś cała?- Obok Dagmary zmaterializował się jakiś chłopak. Wyciągnął do niej rękę, żeby pomóc Mai wstać. Jednak dziewczyna nie potrzebowała już pomocy. Z pomocą Dagmary, stanęła w miarę pewnie na własnych nogach.
Powtórzenia, które zmuszają mnie do zadania pytania: sczytałaś to w ogóle przed wrzuceniem tu? Bo wygląda miejscami strasznie niechlujnie.
Podkreślenie - frazeologizmu "stanąć na własnych nogach" używać się jednak w przenośni, do tego, że ktoś się usamodzielnia. W dosłownym znaczeniu nie ma co tych "własnych nóg" używać, bo wiadomo, że nie stanęła na cudzych.
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Zupełnie zignorowała dziwną sytuację, której była świadkiem.
Jaką dziwną sytuację? Dziewczyna się przewróciła, żadne dziwy. No i nie zignorowała, bo przecież pomogła jej się pozbierać. Przecież nic więcej w temacie nie było do zrobienia/omawiania.
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Musimy zmienić miejscówkę! Słuchaj, jakiś cymbał rozpylił gaz pieprzowy Pod Aniołem!
Ale jak "zmienić miejscówkę"? Ona nie jest w żadnej miejscówce, tylko na ulicy.
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Z kolei chłopak, nazwany przez Dagmarę Fizykiem, przyglądał się nieznajomej dziewczynie.
Mieszasz narrację. Maja w obiektywie narratora jest cały czas Mają, a nie "nieznaną dziewczyną". Zaraz zresztą znów majkujemy. Ten przeskok na "nieznaną dziewczynę" brzmi jakby się gapił na jakąś jeszcze kolejną. Wiem, że chciałaś podkreślić, że się nie znają, ale to trzeba inaczej ograć.
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Majka próbowała się wtrącić w tyradę Dagmary, wskazując na brudne ubranie. Maja upadła na kolana podpierając się rękoma. Błoto oblepiło jej do spodnie i rękawy do połowy przed ramion.
Tego "majkowania" zdecydowanie trzeba się pozbyć. Drugie zdanie brzmi, jakby wpadło tu przypadkiem. Można było spokojnie zagrać jakoś tak: "Majka wskazała na brudne ubranie. Upadając, ubrudziła błotem spodnie i rękawy bluzy aż do połowy przedramion" (przedramiona łącznie).
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) po raz kolejny wyciągnął do niej rękę. Dagmara, dopiero teraz przypomniała sobie o manierach. Majka uścisnęła dłoń chłopaka, ale zanim zdążyła się odezwać, jej współlokatorka się wtrąciła:
Za bardzo skaczesz między bohaterami. Fizyk wyciąga rękę. Dagmara sobie coś przypomina... Ale nic nie robi, bo mamy info, co robi Maja i dopiero znów kamera na Dagmarę. Trzeba takie rzeczy bardziej porządkować. Nie musisz przy każdej wypowiedzi dopowiadać, przedstawiać każdego ruchu każdego bohatera. Wywal trochę tych didaskaliów, daj czytelnikowi uzupełnić sobie jakieś drobne gesty itd.
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) - Nie mów do mnie Teodor! - żachnął się chłopak. Naprawdę nie cierpiał swojego imienia. Przeforsowała je jego babka, Leokadia, a z nią nikt się nie kłócił.
- Teodorze! Jak możesz?! - Dagmara teatralnie położyła rękę na piersi. Chłopak już otwierał usta, żeby odpowiedzieć.
-Dobra, słuchajcie! - Dagmara i Fizyk spojrzeli na Majkę zdziwieni.- Chcecie iść do Kadru, to idźcie. Ja jestem brudna i mokra, więc wracam do akademika.
Daria i Fizyk spojrzeli po sobie. Wyglądało to komicznie, tak jakby nie tylko zapomnieli o obecności Mai, ale również o tym, że upadła w błoto i dopiero teraz porządnie się jej przyjrzeli. Rzeczywiście była okropnie brudna.
Powtórzenia. Cały dialog jest w ogóle strasznie topornie poprowadzony. Przez te przeskoki między bohaterami, ciągłe powtarzanie imion itd. to po prostu traci płynność.
Podkreślenie - przecież sekundę wcześniej Fizyk stwierdził "tak do klubu iść nie możesz". Zresztą jak ją wytargali z tego błota, to raczej zauważyli, że jest cała w błocie. Tu się nie trzeba przyglądać. Sztucznie to przeciągnięte, rozwleczone i nie wiem... miało być dowcipne?

Dobra, przy kolejnych paru zdaniach i tonach "Mai" uznałam, że skończę tę rzeź. Nie zmogłam do końca, więc kilka słów podsumowania
Od strony warsztatowej...
Niestety, w mojej ocenie, jest słabo. Dużo błędów, powtórzeń, niezręczności, przegadanych zdań, opisów, dziwnego skakania między perspektywami. I to jednak nie są niuanse, bo tekst jest takich różnych zgrzytów pełen. Pierwsza część tekstu to też dla mnie zdecydowanie za dużo topografii miasta. Wymienianie nazw budynków może pobudzi wyobraźnię ludzi z Torunia, ale dla mnie nie znaczy nic, przez co bohaterka biega mi po jakiejś mapie złożonej z nazw i skrętów prawo/lewo, a nie po mieście, które mogłabym "zobaczyć".

Od strony fabuły, a raczej jej otwarcia i budowania napięcia, bo tyle sczytałam...
Scena "ucieczki" Mai dłużyła mi się i wydawała się być sztucznie pompowana napięciem. Wygenerowana jest też jak z typowego horroru klasy B. Laska się boi, że jest obserwowana, ma koszmary, wie o kimś kto zginął/zaginął (nie wiem), więc na spacer nocą wybiera ciemny, pusty park. Obowiązkowa logika bohaterek horrorów zdaje się.
Scena z błotem i znajomymi byłaby ok na rozluźnienie, ale jest przeciągnięta, przegadana. Historia imienia Teodora mogłaby spokojnie pojawić się gdzieś indziej, długi proces odkrywania tego, że bohaterka jest brudna mógłby za to być sprowadzony do jednej konstatacji (i tekst by na tym nie stracił). Trochę to wygląda, jakbyś na siłę dopisywała, żeby było więcej. I ok, czasem się człowiek rozgada, ale ważne, żeby to potem na etapie autopoprawek wziąć trochę w karby.

Tyle ode mnie. Powodzenia w dalszej pracy :)
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

Pruski porządek- fantasy, kryminał- 18+- wulgaryzmy- Fragment

11
Adrianna, dzięki. Szkoda, że nie zmasakrowałaś reszty, ale to zawsze jakiś punkt wyjściowy. Tak dla wyjaśnienia: remont nawierzchni na Starym Mieście w Toruniu powoduje powstanie zagłębienia około 20-40 cm i grząskie błoto. Normalnie w tym punkcie jest bruk i brak blota. Dagmara i Fizyk są na imprezie w pubie Pod Aniołem, wyszli przed knajpę, bo ktoś rozpylił gaz pieprzowy. To zdarzenie jest bazowane na rzeczywistej sytuacji. Tak jak z rycerzem (nie doszłaś do tego) :mrgreen: jesteś już trzecia osobą zwracającą uwagę: po jaką cho@#$& Majka włazi do tego parku? Szczególnie, że się boi. Dalej jest pewnie więcej takich kwiatków :hm:
Alicja dogoniła Białego Królika... I ukradła mu zegarek.

Pruski porządek- fantasy, kryminał- 18+- wulgaryzmy- Fragment

12
silva.silvera pisze: (czw 09 lut 2023, 18:19) Szkoda, że nie zmasakrowałaś reszty, ale to zawsze jakiś punkt wyjściowy.
Warsztatowo, tak z luźnego zerknięcia to wygląda na to, że większość uwag byłaby analogiczna.
silva.silvera pisze: (pt 17 lut 2023, 05:22) Tak dla wyjaśnienia: remont nawierzchni na Starym Mieście w Toruniu powoduje powstanie zagłębienia około 20-40 cm i grząskie błoto.
No to by to trzeba opisać, oddać tę grząskość na tyle, żeby czytelnik uwierzył, że z tego aż nie da się podnieść. Hasło "błotnista kałuża" nie starczy.
Fajnie by też było opisać otoczenie, skoro to się dzieje obok baru dość ważnego, by wspomniany był w rozmowie. Autentyczność wydarzenia nie zmienia faktu, że w tekście wspomniane jest ono zupełnie z sufitu. I że nie wiemy, iż bohaterowie ledwo co z tamtąd wyszli, bo wcześniej tylko rzuciłaś nazwami ulic.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”