Ich znajomość nie była wyjątkowa. Widzieli się raz, może dwa razy dziennie. Za każdym razem na korytarzu uczelni, zmierzając do sali, w której dziś mieli zajęcia. Zawsze punktualnie o ósmej Marta kupowała kawę w studenckiej stołówce. Jan też tak zaczął robić. Nie robił tego oczywiście z myśli o niej, zwyczajnie - nie wysypiał się. Mocne espresso zmieniało światopogląd. Pewnego dnia zaczęli jednak spoglądać. Intensywnie.
***
Błękitne oczy były ich wspólną cechą. Jan zawsze pierwszy kierował głowę w stronę dziewczyny, ta wtedy, jak gdyby to czuła, też zaczęła na niego zerkać. Patrzyli chwilę, bardzo intensywnie, nawiązując tym samym intensywną relację. Głębokie spojrzenie było czymś w rodzaju namiętnego stosunku, bardziej namiętnego niż ten, które przeżywały koleżanki Marty w zeszły piątek.
***
Wspólne patrzenie przerywali jednak znajomi. Janek zazwyczaj przebywał w męskim towarzystwie, Marta posiadała zarówno koleżanki, jak i kolegów. Powodowało to u Jana zazdrość. Zazdrość ta jednak w pewnym momencie przerodziła się w zbawienie. Jeden z nich, Tomasz, znał zarówno Jana, jak i Martę. Pewnego dnia usiedli razem. To znaczy, Tomasz i Jan przysiedli się do Marty.
***
- Więc... będziemy już tak spotykali się wiecznie? - pytał się Marek, nieco zidiociały, próbujący się wyróżnić znajomy wszystkich obecnych przy stole. Chciał chyba zainteresować obecne kobiety.
- Hm? - zapytała jedna z nich pobłażliwym tonem głosu.
- No bo... we wiecznym powrocie jest coś...
- Zamknij się - nie dokończył. Po chwili wszyscy się śmiali.
***
- Hm? - zapytała jedna z nich pobłażliwym tonem głosu.
- No bo... we wiecznym powrocie jest coś...
- Zamknij się - nie dokończył. Po chwili wszyscy się śmiali.
Teraz Jan znał już Martę. Wow, miał ją nawet w znajomych na Facebooku i Instagramie (szczyt ludzkich relacji, niesamowite, po tym się chyba rozpoznaje miłość). Ale gdy spotykał ją, czy to w zbiorkomie, czy w uczelni - milczał. Ta zawsze jednak się do niego uśmiechała i mówiła "hej". W tym "hej" można było jednak usłyszeć "ty idioto. spójrz na mnie, podejdź do mnie, złap mnie, pocałuj, baw się mną, jestem kobietą, możesz mnie wykorzystać". Marta okazała się więc patriarchalną zdrajczynią swojej płci. Jan rozumiał jej "hej", i mimo, że uśmiechał się, spoglądał, odpowiadał i szedł dalej ciągle o niej myślał. Z jednej strony wiedział, że skoro zdradza swoje koleżanki, zdradziłaby i jego. Z drugiej strony było w tym coś pociągającego - gdyby był zdradzany, sam mógłby zdradzać. Bujne życie erotyczne to coś, co dawałoby mu spokój, poczucie wolności, przede wszystkim (paradoksalnie) bezpieczeństwa. Więc odpowiadał jej bez wyrzutów sumienia.
Gdy przechodził przez pasy, widział, że ta się na niego z oddali patrzy.
***
Gdy przechodził przez pasy, widział, że ta się na niego z oddali patrzy.
Napisała do niego wiadomość. Młodzi pisali ze sobą przez kilka minut. Teraz Jan był pewny, że musi wyznać swoje uczucia Marcie.
***
Jan palił papierosa. Camele żółte należały do jego ulubionych papierosów. To niesamowite, że wszystkie niepowodzenia dnia, cały stres, jakiekolwiek problemy można było od tak, chociaż na chwilę, wypuścić z dymem papierosów. Uniósł na chwilę głowę, zobaczył idącą Martę. Nie szła sama, była w obecności koleżanki, też znanej naszemu bohaterowi. Obie paliły. Stanęły przy nim.
- Cześć - powiedziała pierwsza Marta
- Cześć.
Chwilę na siebie popatrzyli. Jankowi przeszła ochota na wyznawanie uczuć.
***
- Cześć - powiedziała pierwsza Marta
- Cześć.
Chwilę na siebie popatrzyli. Jankowi przeszła ochota na wyznawanie uczuć.
Od paru dni ze sobą rozmawiali. Martę zaintrygowały papierosy, które palił Jan. Ona sama wolała klasyczne, mocne Malboro. Ale Jan chciał tylko palić papierosy jak we francuskich filmach, do wódki i wina. Niestety, stał się nałogowym palaczem.
***
Minęło parę godzin, dni, tygodni, miesięcy, lat czy wieków. Nieważne, żaden z nich o tym nie myślał. Kiedy rozmawiali unikali kontaktu wzrokowego. Cała intymna relacja oparta na wzajemnych, głębokich pocałunkach tęczówek runęła. Teraz, jedynie rozmawiali. Ale teraz, gdy zakochani przestali na siebie tylko spoglądać, a zaczęli rozmawiać zainteresowanie mężczyzny zaczęło przemijać. Łączyły ich spojrzenia. Niebieskie oczy łączyły ich serca. Patrzyli się na siebie długo przez wiele dni, wyczekiwali przypadkowego wpadnięcia na siebie, połączonego z krótkim, ciężko wykrztuszonym "hej", z delikatnym wzajemnym machaniem, nasyconym ogromną sympatią. Ludzie, którzy spoglądali - brzmiało namiętnie. Wielotygodniowe intensywne pocałunki oczu (a oczy to przecież zwierciadło duszy), choć z wielu metrów, były namiętniejsze, niż to co jest teraz - rozmowy długie, ale nudne, z unikającymi się oczami. W trakcie nich chłopak zrozumiał, że wcale jej nie kocha.