Przychodziła z rozmową do niego gdy tylko się zapominał, gdy nie pamiętał o sobie. W momencie gdzie go nie było w nim samym przychodziła ona ze swoimi zdaniami rzucanymi mu jedno po drugim wprost do pochmurnych, czarnych myśli szaro widzianej codzienności. Gdy nieprzemyślanie stawiał kroki pośród nierozumianej rzeczywistości ona przychodziła i prowadziła z nim rozmowę. Czasem to był szept, jedno słowo które zabrzmiało gdzieś głęboko w wichurze szumiącego akuratnie umysłu, czasem to było zdanie a czasem dialog. Mówiła głosami znanymi mu z imienia i mówiła głosami ludzi zagadek do rozwiązania kim byli w tych puzzlach. Jeszcze nie wiedział kiedyś, wcześniej przed teraźniejszymi dniami, przed dobami wieczności sam na sam ze sobą, nie wiedział że mówiła do niego jako jego sumienie.
Niegdyś słuchał ego zanim ona przejęła stery w jego nieświadomości. Kiedyś podporządkowany był, bez namysłu, podpowiedziom owego ego, które kreowało mu obraz samowspaniałości, które nazywało go słońcem. Można uwierzyć w swoją wyższość gdy się nie rozumie czym jest rzeczywistość, kiedy jest się zamkniętym na miłość. Kiedy tonie się w pożądaniach i realizowaniu własnych potrzeb, wynikających jak u zwierząt z instynktów, które to nie mają nic wspólnego ze świadomą istotą człowieka. Człowieczeństwo było oddalone mu jakoby Betelgeza od Ziemi. Ani nie daje tutejszej atmosferze promieni oświetlających za dnia, ani ciepła ani życia które wynika z procesów tworzących tutejszą florę i faunę w której dostąpiliśmy cudu jak człowiek i cywilizacja człowieka. Betelgeza miliony lat świetlnych jest sobie dla nas ledwie kropką na mapie nocnego nieba, a nawet może i nie bo nie wiem czy jest widoczna gołym okiem. To obojętna nam gwiazda zawieszona gdzieś w kosmicznej próżni, która równie dobrze może świecić sama sobie bez całego cudu jaki doświadcza ta Planeta, w galaktyce bez życia. Na którą nie patrzy na codzień Bóg z zaciekawieniem jak się ma jego gatunek wybrany.
Bo że jesteśmy wybranym (nie narodem bo narody to przejaw manipulacji diabła nad ludźmi) gatunkiem to pewność. Pewnie, że różnimy się wielce od innych żywych istot na tej planecie, które realizują podstawowe instynkty o ile je podejrzewamy jedynie bez myślnie jedynie by napędzać koło istnienia ich gatunku. Przekazać geny ku potędze następnego pokolenia. Polować by mieć siłę płodzić i ku zabawie z tego płynącej gdy i takie zwierzęta mają potrzeby. Predatorzy i trawożercy. Rośliny i ich pełen pyłku kwiatostan roznoszony w pomocy pszczół.
Miód jest pyszny. Można go zajadać łyżkami jak nasz bohater gdy łaknął słodkiego smaku wsród gorzkich żali głównie nad swoim losem. Egoista.
Dodam mu gorzkość do miodu pomyślał Duch Święty i postawił mu na drodze człowieka, hodowcę pszczół, który uświadomił mu ile życia zabiera pszczole w pojedyńczej liczbie by on mógł skonsumować sobie łyżeczkę miodu.
OTÓŻ CAŁE ŻYCIE.
Tyle to kosztuje.
Gorzko co?
A burgery, a steki, a schabowe kotlety.
Zwierzęta może są nieświadome jak człowiek, ale w ich oczach widać strach, smutek. W ryczeniu krów, których towarzysz z klatki poszedł na rzeź i już nie wróci jak w formie kotleta na talerz jakiegoś człowieka, w ryczeniu krów hodowanych na rzeź, tracących towarzyszy z klatki obok, czuć cierpienie. Czuć strach.
Czuć, że życie coś znaczy.
-A ty co znaczysz dla życia.
Wsród szumu fal mózgowych zasiewa mu ona, ta co przyszła dziś taką myśl.
A on niezbyt świadomy jej istnienia zaczyna mimo to dojrzewać na przemyślenia wobec tego pytania.
Pytania, które nie zrodziło się z niego, pytania które przyszło od niej.
Była jego sumieniem, choć o tym nie wiedział.
Cały ten radioteatr, cała to przedstawienie, które rozgrywało mu się długimi bezsennymi nocami w głowie, miało go uświadomić co do istoty jego niestosowności.
Nieistnienie. Czy wobec czynów, słów, myśli które parły do niego w przeszłości, które popełniał (bo on popełniał jak grzech się popełnia czyny ale i słowa, nie mówił, popełniał zbrodnię słowem, krzywdził kartkę po której pisał piórem, długopisem czy ołówkiem) ulgą nie byłoby nieistnienie. Tylko czyją ulgą. Ulgą dla niego który powinien był uderzyć w twarde dno ryjem pod ciężarem tego kim się stworzył, czy ulgą dla świata.
Czy Bóg mógł się pomylić tworząc go i zapisany przez Ducha Świętego wobec niego plan był na coś czy wobec krzywdy i ran zadanych innym istotom i (zabrzmi to teraz co powiemy jak zwykły kicz) i wobec Aniołów, Boskich wysłańców w ludzkiej formie które zabijał bez mrugnięcia. Czy ulgą dla świata nie byłby jego niebyt od początku. Jeśli coś jest czymś to czy lepiej by niebyło żeby on pozostał niebytem czyli niczym, tam gdzie nic się nie dzieje i nic się z tego nie stwarza. Czy nie ocaliłoby to paru osób od ran na duszy i zawiedzionych nadzieji i nauki o nieufności wobec drugiego człowieka.
Czy te lekcje jak rany wkłute, wyszarpane, nóż którego użył by ciąć miłość i szczęście by rozbijać człowieka w jego umyśle na kawałki jak lustro które trafione pięścią już nie da rady się posklejać w równą taflę, w którym człowiek już nie spojrzy na siebie jako całość, tylko zobaczy swoje odbicie jako zdeformowaną, rozbitą, niepełną w połączenie, w jedność istotę ludzką. W którego rozstypane na podłodze kawałki pokażą coś w co wchodząc bosą, naiwnie nieubraną w pancerz buta stopą, można się pokaleczyć, wbijając te ostre na krawędziach kawałki szkła w stopy.
Rany i blizny.
-Co to za lekcja, co dałeś jako ty? Po co jesteś?
Ja jestem by być jako przykład. Przemyślenia przychodzą same. Nieproszone acz potrzebne. Iż w tym momencie zgodzą się ze sobą on z przeszłości i podpowiedzi ego i on z teraźniejszości przytłoczony przez nią i występującą w roli jego sumienia istotą z nadania dobrych bytów, z tego wymiaru, z tego wszechświata. Bo innych światów dla nas nie ma. Może tylko w snach pęka granica międzywymiarami i nachodzimy na siebie z innych wymiarów. Może wtedy gdy śnimy to my z innych losów, ze ścieżek w których inaczej potoczyło nam się życie i świat jest inny.
-Po co ty?
Ona tym razem, krótko oczekując tak samo zwięzłej odpowiedzi.
Jestem po to by nadać znaczenia realnej istoty słów że 'Piekło jest puste bo wszystkie demony są tu'
-Demon, diabeł, bestia, kat.
Przypomina mu jego własne przemyślenia które wywziął na podstawie przeczytanych gdzieś tekstów, prozy, wierszy, które wziął do siebie.
Zgniłą mam duszę.
I umrzeć muszę.
Diabeł bestia kat
Stary a głupi
Pierdziel i dziad
Nie w śmiech ci twój ciężar życia,
W płacz
Boże
Dodano po 2 godzinach 10 minutach 32 sekundach:
-I na co wołasz Boga gdy egzorcyzmy rozbawiły diabła.
Przypomina mu się powiedzenie: Dobry Boże nie pomoże.
Chcieć i nie móc. Chcieć i nie chcieć jednocześnie. Gdyby był miastem to pełnym sprzeczności. Ulic, które dziurawe w ruinie budynków prowadzą do nikąd i nigdzie się zaczynają. Chodniki na których
można jedynie potknąć się i wpaść w rynsztoku strumień. Krzywy horyzont. Nie widzi lasu, gdy zasłoniły mu go drzewa.
Las krzyży.
-Kaganiec.
Szczekanie mu się kojarzy, kojarzy mu się z wściekłym psem.
-Eutanazja.
Kojarzy mu się kara śmierci przez elektryczne krzesło choć marzyłby mu się pewnie zastrzyk.
-Kaganiec.
Kojarzą mu się leki od psychiatry we wciąż, z kolejnej wizyty na następną, zwiekszanej dawce.
Odsunęły go od pewnych rutyn. Odsunely go od siebie jak czuł się nieswojo po tych lekach.
-Chciało by ci się czuć się sobą.
Kojarzy mu się czas gdy niby to promieniał, błyszczał kiedy to był nieświadomy kim jest szedł w zaparte w realizowanie swoich zachcianek.
-Kolejną flaszkę też nazwę zachcianką.
Kojarzy mu się tolerancja na używki. Nałóg domaga się więcej i częściej. Głośniejszy niż myśli trzeźwe woła do siebie na kolejną dawkę używki, używek.
Gdy w trzeźwości nie daje zasnąć myśl o rychłym dniu, tak jednak odległym od teraz, o dniu w którym wieczorem będzie mu dane odkręcić butelkę z pożądana substancją. Wleje ten gorzki w ustach a słodki dla ukojenia trunek na lód w ulubionej szklance by schłodzony choć odrobinę ciekawiej przepłynął przez gardło przez rurę przełyku do flaków jak wpadając oziebił i rozgrzał żołądek jednocześnie.
Podwójna czysta daje ten szum w myślach
i myśli że może dziś się przyzna
że będzie w stanie
gdzie to nie wyparcie
nie ukrywanie w labiryncie gdzieś w głowie
gdzie wyciągnie ze skrytek
i chociaż samemu sobie
przyzna się co zrobił a to był grzech
czemu winny jest
czemu zasługuje na śmierć
-Oko za oko nieludzka istoto.
Nieczłowiek jest we mnie, podejmuje dialog z niewłasną myślą a którą usłyszał wśród szumu własnej psychiki.
Przychodzisz do mnie w tym stanie, mówi jej ktora reprezentuje jego sumienie. Przychodzisz, zaczyna znów zdanie, gdy jest mi bliżej do nieświadomości, gdy jestem w stanie nazwanym uciekaniem, od rzeczywistości od siebie. I mnie pilnujesz i podprowadzasz mnie w stronę której unikamy z lekarzem i jego rabletkami jednymi od szczęścia i drugimi od zagłuszania ciebie. Na codzień się ucieka a gdy szumi melanż używek wśród myśli udaje ci się jeszcze przemówić.
-Byłeś trzeźwy i zły i mylący się zupełnie gdy dostałeś noce bez senne ode mnie i przedstawienie jak lekcje w lustrze które miałeś za szybę w innych się przejrzałeś w niewczasie bo po czasie wyszły tej lekcji tej nauczkitej terapii szydła z worka.
A to był, przerywa jej to długie zdanie, to był worek z moimi własnymi grzechami. A jak już jestem w przysłowiach to o stogu siana i igle gdzie ta kupa wyschniętych traw to zbiór moich uczynków a igła to byłoby to co dobre dałem z siebie.
Jak się nie da podlog powiedzenia odszukać tej igły.
Niemożliwe jest dziś dla niego patrzeć na świat bo jak i kiedyś ślepo tak i dziś oczami otwartymi, wielkimi od strachu patrzy i umie widzieć tylko siebie.
Czasem się zgadzają ego i sumienie. Już drugi taki przykład w tym uderzeniu przemyslen do głowy się znalazł. Ale nie pamięta jak brzmiał pierwszy.
-Choroba nie tłumaczy twoich chujowych zachowań.
Ona przypomina mu coś co usłyszał prosto w twarz od swojej ofiary.
Zranił i zdradzil zaufanie i zmienił dobra w zło jak się okazuje. Kolory znikły i czerni mroczne i nieprzyjazne okoliczności zawĺadnely czyimś spojrzeniem na świat.
-Nie jeden Raz i ani pierwszy i ani ostatni.
Moje kwiaty więdły albo gniły w moich rękach. Zamiast życiodajnej wody dawałem im pustynny wiatr. Paliłem ich płatki gorącem furii lub mrozilem ich łodygi.
-Metafory, drugie dno. Klątwa
Klątwa odbita trafia we mnie, celowo bije w lustro jakbym chciał podkusić los.
Co ty na to losie
a los? bardzo proszę
w porozumieniu z wyższym bytem i karmą
częstując mnie sobą
sprawiają że gorzko gorzko to nie okrzyk na weselu tylko życie i smak grzechów na sumieniu przy jedzeniu siebie samego.
-I Piszesz te literki w tym poście.
Faktycznie, ocknąłem się na te słowa trochę i kończę bo czas na kolejną szklankę zimnej wódki.
oni
2[Dotyczy części tekstu przed edycją.]
- Dużo słabych sformułowań, które w negatywny sposób kontrastują z "kosmicznymi przemyśleniami". Przez to mało kto potraktuje rzecz poważnie. Negatywny efekt wzmacnia interpunkcja, a raczej jej częściowy brak. Przeanalizuję trzy najgorsze przykłady:
- "Predatorzy i trawożercy." | Brzmi gwarowo, jak z kanału na Discordzie. Nie pasuje do ogólnej atmosfery tekstu, czyli ponurego eseju filozoficznego.
- "Czy te lekcje jak rany wkłute, wyszarpane, nóż którego użył by ciąć miłość i szczęście by rozbijać człowieka w jego umyśle na kawałki jak lustro które trafione pięścią już nie da rady się posklejać w równą taflę, w którym człowiek już nie spojrzy na siebie jako całość, tylko zobaczy swoje odbicie jako zdeformowaną, rozbitą, niepełną w połączenie, w jedność istotę ludzką." | Nieprzekonujące porównanie, czy seria porównań, połączona z nieuważnością co do detali, bo "rany wkłute", czy "niepełną w połączenie"? Brzmi jak poeta po paru blantach.
- "W którego rozstypane na podłodze kawałki pokażą coś w co wchodząc bosą, naiwnie nieubraną w pancerz buta stopą, można się pokaleczyć, wbijając te ostre na krawędziach kawałki szkła w stopy." | Uff... Okropne zdanie z wielu względów. Jazda po wertepach.
- Tekst w domyśle miał obrazować rozmowę jakiejś postaci z sumieniem, natomiast w praktyce czyta się jak dialog wewnętrzny narratora z narratorem. Potrzebny jest wyraźniejszy podział ról, może atrybucje dialogowe, może prawilne stworzenie dwóch postaci... cokolwiek, co poprawi przejrzystość. Poza tym, tekst wygląda tak, jakby nie mógł się zdecydować -- czy chce być prozą, czy wierszem. Nie jest to proza poetycka z premedytacją, więc odbieram to za błąd w sztuce. Trzeba się zdecydować.
oni
3-Wydaje ci się... i tu następuje ściszenie słów tak że z ko tekstu musi domyślać się co ona która przyszła, a która (o czym on nie wie reprezentuje jego sumienie) miała na myśli. Ten zabieg jest mu znany z nocy sam na sam z głosami jej słowami, nocy nieprzespanych gdy trzeźwiejący umysł nic nie rozumiejąc myślał że psychoza przychodzi z prawdą, że wciąż dla niego
rozpędzono wszechświat pierwszym słowem a co pomyśli chętny czego będzie tak się stanie jakby Bóg miałby być jego osobistym dżinem bez limitu życzeń. A czego chciał to wbrew słowom
które
jej rzucił w ostatnich dniach w złości w rosnącej w niej do niego niebawisci
że nie dla niego konsumpcjonizm, że on go odrzuca a prawda była taka ze
że skończyła się forsa już dawno i to świat materialnych zachcianek obrócił się do niego plecami. Jak się wali życie to uważaj bo to jak domino idzie jedno wywraca następne i kolejno burzy się świat w około
Tracisz i albo zauważysz moment w którym zatrzymasz ten głaz zanim stoczy się po zboczu na początek góry albo
albo no wędrówkę syzyfową pracę bys powinien zacząć od początku.
Albo i nie zacząć jak się okazuje. Czy to niechęć do działania zwykłe kenistwo i nie wydobywa w sobie siły na kolejne podejście. Leży na dnie a bagno wciąga go coraz głębiej.
-Rozpamiętuj gnoju.
To słyszy dziś. A wtedy gdy uderzył w chodnikowe twarde płyty, wyrżnął twarzą gubiąc maskę która zdaje się spłynęła rynsztokiem do morza ścieków oceanu prawdy. Czy prawda taka nie jest? Czy jak ścieki płynie z dala bo nikt jej smuersacej nie chce i wylewa ją z siebie jak rzygi a ona płynie i oby w twoim mieście była oczyszczalnia ścieków która wypierze jak poplamioną koszulę się po imprezie przywraca do świetności w pralce i znów biała pachnie płynem do płukania a nie mieszanką wątpliwej jakosci perfumu, zupy i sosu od klopsów, potu a może i nawet kropli rzygu albo i krwi zależy jak się kto bawi. Koszule się pierze, obrus a ścieków oceanu już nie przerobi żadna oczyszczalnia. Gdy prawda się z ciebie niechcuana wylała a do tego zaślepiony przdz ego rzuciłeś kamień w stronę tego śmierdzącego lustra na tafli gdzie ochydmie możesz sie przejrzeć to spodziewj się fali jak tsunami.
-Czas karmy.
Czym jest karma? Czyż ja wiem jak działa? Mogę się domyślać że to sąd który działa na zasadzie co dajesz dostajesz z powrotem od świata i dalej od wszechświata. Wierzę w wyższy byt który wnika we wszystko że jest wszystkim jest wszędzie od którego nie uciekniesz.
-I co z tego? Nikogo to nie obchodzi co myślisz... i znów mruczenie dalszej części jakieś słowa sylaby może usłyszy ale w życiu nue zgadnie co ona tam powiedziała.
Prawda jest przewrotna. Wraca myślą do ścieków które chyba zbyt wcześnie przyjął za trafną metaforę. Prawda to woda. I prawda że może byc cuchnąca. Przyznaje że ścieki prawdy i ocean cuchnący to o nim. Ale prawda jest jak woda. Może sprawić życie. Dać siłę roślinom które dadzą siłę człowiekowi jako pożywienie. Da siłę kwiatom by pachniały i zachwycały kolorem.
Deszcz jest tak bardzo potrzebny światu To suszy się obawiamy to susza jest zagrożeniem. Narzekamy na deszcz ale jemy chleb który dała nam moc wody od żyznego pola przez naoedzenue młynów i ich mechanizmów. Prawda jest narzędziem które w dobrych rękach daje życie.
-Możesz kieliszek. To własna myśl
Dodano po 1 minucie 57 sekundach:
rozpędzono wszechświat pierwszym słowem a co pomyśli chętny czego będzie tak się stanie jakby Bóg miałby być jego osobistym dżinem bez limitu życzeń. A czego chciał to wbrew słowom
które
jej rzucił w ostatnich dniach w złości w rosnącej w niej do niego niebawisci
że nie dla niego konsumpcjonizm, że on go odrzuca a prawda była taka ze
że skończyła się forsa już dawno i to świat materialnych zachcianek obrócił się do niego plecami. Jak się wali życie to uważaj bo to jak domino idzie jedno wywraca następne i kolejno burzy się świat w około
Tracisz i albo zauważysz moment w którym zatrzymasz ten głaz zanim stoczy się po zboczu na początek góry albo
albo no wędrówkę syzyfową pracę bys powinien zacząć od początku.
Albo i nie zacząć jak się okazuje. Czy to niechęć do działania zwykłe kenistwo i nie wydobywa w sobie siły na kolejne podejście. Leży na dnie a bagno wciąga go coraz głębiej.
-Rozpamiętuj gnoju.
To słyszy dziś. A wtedy gdy uderzył w chodnikowe twarde płyty, wyrżnął twarzą gubiąc maskę która zdaje się spłynęła rynsztokiem do morza ścieków oceanu prawdy. Czy prawda taka nie jest? Czy jak ścieki płynie z dala bo nikt jej smuersacej nie chce i wylewa ją z siebie jak rzygi a ona płynie i oby w twoim mieście była oczyszczalnia ścieków która wypierze jak poplamioną koszulę się po imprezie przywraca do świetności w pralce i znów biała pachnie płynem do płukania a nie mieszanką wątpliwej jakosci perfumu, zupy i sosu od klopsów, potu a może i nawet kropli rzygu albo i krwi zależy jak się kto bawi. Koszule się pierze, obrus a ścieków oceanu już nie przerobi żadna oczyszczalnia. Gdy prawda się z ciebie niechcuana wylała a do tego zaślepiony przdz ego rzuciłeś kamień w stronę tego śmierdzącego lustra na tafli gdzie ochydmie możesz sie przejrzeć to spodziewj się fali jak tsunami.
-Czas karmy.
Czym jest karma? Czyż ja wiem jak działa? Mogę się domyślać że to sąd który działa na zasadzie co dajesz dostajesz z powrotem od świata i dalej od wszechświata. Wierzę w wyższy byt który wnika we wszystko że jest wszystkim jest wszędzie od którego nie uciekniesz.
-I co z tego? Nikogo to nie obchodzi co myślisz... i znów mruczenie dalszej części jakieś słowa sylaby może usłyszy ale w życiu nue zgadnie co ona tam powiedziała.
Prawda jest przewrotna. Wraca myślą do ścieków które chyba zbyt wcześnie przyjął za trafną metaforę. Prawda to woda. I prawda że może byc cuchnąca. Przyznaje że ścieki prawdy i ocean cuchnący to o nim. Ale prawda jest jak woda. Może sprawić życie. Dać siłę roślinom które dadzą siłę człowiekowi jako pożywienie. Da siłę kwiatom by pachniały i zachwycały kolorem.
Deszcz jest tak bardzo potrzebny światu To suszy się obawiamy to susza jest zagrożeniem. Narzekamy na deszcz ale jemy chleb który dała nam moc wody od żyznego pola przez naoedzenue młynów i ich mechanizmów. Prawda jest narzędziem które w dobrych rękach daje życie.
-Możesz kieliszek. To własna myśl
Dodano po 1 minucie 57 sekundach:
bardzo dziękuję za odbiór i poświęcony czas i zestaw przemyśleń