Kaleka księżniczka z końca świata: Nowy świat - Listopad (Obyczajowe+P)

1
Link do poprzedniego rozdziału: viewtopic.php?f=93&t=24538

Niedziela, 2 listopada 2025, 14:40, pokój Lilki

Leżę na łóżku i scrolluję Instagram. Kornelia wrzuciła zdjęcia z wczorajszego Halloween – ona i koleżanki, śmieją się, robią głupie miny.
Ja też jestem na jednym zdjęciu. Siedzę z boku na kanapie, lekko się uśmiecham. Wyglądam... normalnie. Młodo.

Kornelia oznaczyła mnie w opisie: „Halloween with the best crew. Love u all"

Patrzę na to zdjęcie długo.
Myślę o tym, co mama powiedziała wczoraj na cmentarzu. „Jestem z ciebie dumna."
Nikt mi tego nie mówił od lat.

Telefon wibruje. Discord. Norbert.
„Hej. Co robisz?"
„Scrolluję Insta. Kornelia wrzuciła zdjęcia z Halloween"
„Mogę zobaczyć?"

Waham się. Potem wysyłam mu linka.

„Gdzie jesteś?"
*„Ta na kanapie"*
„Ładnie wyglądasz"

Rumienię się.

„Dzięki"
„Serio. Uśmiechasz się. To rzadkie"
„Bo rzadko mam powód"
„Teraz masz"
„Mam?"
„Mnie"

Patrzę na ekran. Serce mi przyspiesza.

„Norbert..."
„Co?"
„Nic. Po prostu... dzięki"
„Za co?"
„Za to że jesteś"
„Zawsze będę"

---

Poniedziałek, 3 listopada 2025, 11:30, salon – perspektywa Ryszarda

Siedzę przed telewizorem. Leci jakiś program o gotowaniu. Nudny.

Lilka wchodzi do salonu z laską. Idzie do kuchni, powoli ale pewnie.

— Lilka – mówię.

Zatrzymuje się.

— Tak?
— Dobrze ci idzie. To chodzenie.

Patrzy na mnie zaskoczona.

— Dzięki.
— Serio. Widzę różnicę.

Lilka uśmiecha się lekko.

— Staram się.
— I widać.

Milczymy chwilę.

— Tata – mówi Lilka. – Wszystko w porządku?
— Tak, tak. Po prostu... chciałem powiedzieć.

Lilka kiwa głową.

— To miłe. Dziękuję.

Idzie dalej do kuchni.

A ja myślę, że powinienem częściej takie rzeczy mówić.
Zanim będzie za późno.

---

Poniedziałek, 3 listopada 2025, 15:00, samochód Basi – perspektywa Basi

Odbieram Lilkę z rehabilitacji.Siedzi z tyłu i wbija wzrok w telefon, uśmiecha się lekko.

— Lilka – mówię. – Z kim piszesz?
— Z Norbertem.
— Tym chłopakiem z turnusu?
— Tak.
— I często piszecie?
— Codziennie.

Patrzę na nią w lusterku. Jej twarz jest spokojna, szczęśliwa.

— To fajnie – mówię szczerze. – Cieszę się, że masz kogoś.
— Ja też się cieszę.
— A jest miły?
— Bardzo.
— To najważniejsze – mówię. – Żeby był miły. I żeby cię szanował.

Lilka patrzy na mnie przez lusterko.

— Szanuje. Naprawdę.
— To dobrze.

Jedziemy dalej w ciszy. Po chwili mówię:

— Wiesz, Lilka... ludzie mogą różnie gadać. O różnicy wieku, o tym co wypada a co nie. Ale jeśli on cię szanuje i ty jesteś szczęśliwa...
— Basiu, to tylko przyjaźń – przerywa Lilka szybko.
— No tak, no tak – mówię, ale słyszę niepewność w jej głosie.

I myślę, że może to coś więcej niż przyjaźń.
Ale nie moja sprawa.
Ważne, że Lilka jest szczęśliwa.

---

Wtorek, 4 listopada 2025, 10:20, gabinet Magdy – perspektywa Lilki

Sesja z Magdą. Ćwiczymy równowagę – stanie na jednej nodze, przechodzenie przez przeszkody.

— Świetnie! – mówi Magda. – Naprawdę robisz ogromne postępy!
— Dzięki.
— Do lutego będziesz chodzić jak modelka – śmieje się.

Uśmiecham się mimo woli.
— Wątpię.
— Nie wątp! Wierz w siebie!

Pracujemy dalej. Magda opowiada coś o Stasiu – tym razem że nauczył się liczyć do dziesięciu.
Zwykle bym nie słuchała. Ale dzisiaj... dzisiaj nie przeszkadza mi to aż tak bardzo.

— Magda – mówię po sesji.
— Tak?
— Dzięki. Za to że... no, że się starasz.

Magda patrzy na mnie zaskoczona.

— Lilka, to moja praca. Ale też... robię to z przyjemnością. Naprawdę.
— Wiem. I doceniam to.

Magda uśmiecha się szeroko.

— Miło mi to słyszeć

Wychodzę z gabinetu.

I myślę, że może Magda nie jest taka zła.
Może po prostu gadatliwa.
A to nie jest najgorsze.

---

Wtorek, 4 listopada 2025, 19:50, pokój Lilki

Piszę nowy wpis na blogu.

„Listopad. Szary, zimny, depresyjny.
Ale wiecie co? Nie czuję depresji.
Czuję... spokój.
Bo mam kogoś, kto pisze codziennie. Kto pyta 'jak tam?'. Kto pamięta.
Bo robię postępy. Małe, powolne, ale postępy.
Bo przestałam czekać na wielkie zmiany.
Zaczęłam doceniać małe."

Klikam „publikuj".

Komentarze:

„Pięknie"
„Listopad też może być dobry"
„Trzymam kciuki że tak zostanie"

Jeden na dole:
„Jeszcze miesiąc i znowu będziesz narzekać"

Patrzę na ten komentarz.
I po raz kolejny po prostu go ignoruję.
Bo nie warto.

---

Środa, 5 listopada 2025, 20:30, pokój Lilki

Discord. Norbert.

„Lilka, mogę cię o coś zapytać?"
„Jasne"
„Co byś chciała robić? W życiu?"

Zastanawiam się długo.

„Nie wiem. Nigdy o tym nie myślałam"
„Ale gdybyś mogła cokolwiek?"
„Może... pisać? Mam blog. Może mogłabym pisać więcej"
„To świetny pomysł! Jesteś dobra w pisaniu"
„Skąd wiesz?"
„Bo widzę jak piszesz wiadomości. Masz styl. I głębię"

Rumienię się.
„Dzięki"
„Serio. Może byś napisała książkę?"
„Książkę? Ja?"
„Czemu nie? O swoim życiu. O tym co przeżyłaś"
„Nikt by tego nie chciał czytać"
„Ja bym chciał"

Patrzę na te słowa.

„Naprawdę?"
„Naprawdę. Lilka, twoja historia jest ważna. I warta opowiedzenia"

Czuję jak oczy mi wilgotnieją.

„Może kiedyś"
„Nie kiedyś. Teraz"
„Norbert..."
„Obiecaj mi że przynajmniej spróbujesz"

Patrzę na ekran długo.

„Okej. Spróbuję"
„To wszystko czego chcę"

---

Czwartek, 6 listopada 2025, 14:15, pokój Lilki

Otwieram nowy dokument w Wordzie. Pusty, biały ekran.

„Rozdział 1" – piszę.

I zastyga mi kursor.
O czym mam pisać? Od czego zacząć?
Myślę o swoim życiu. O turnusach. O Danielu i Adeli. O Norbercie.
O samotności. O nadziei.
Zaczynam pisać.

*„Mam trzydzieści lat i wyglądam na czternaście. To moja zbroja ."

Czytam to i kasuje.
Za dramatycznie.
Próbuję znowu.

„Jestem Lilka. Mam MPD, rentę socjalną i zero perspektyw. Albo tak mi się wydawało."

Lepiej.
Piszę dalej. O domu, o rodzinie, o tym jak wygląda mój dzień.
Po godzinie mam dwie strony.
To niewiele.
Ale to początek.

---

Czwartek, 6 listopada 2025, 21:00, pokój Lilki

Discord. Norbert.

„Zaczęłam pisać"
„SERIO?!"
„Serio. Dwie strony"
„LILKA TO WSPANIAŁE!"
„To tylko dwie strony"
„Ale to początek! Jestem z Ciebie dumny"

Patrzę na te słowa.

Dumny?
„Tak. Bo zaczęłaś. Bo próbujesz. To zajebiście ważne"

Czuję ciepło w klatce piersiowej.

„Dzięki"
„Będziesz mi wysyłać fragmenty?"
„Może"
„Proszę? Chcę czytać"
„Zobaczę"
„Okej. Ale trzymam kciuki"*
„Dzięki"

Odkładam telefon.
Patrzę na dokument w Wordzie. Dwie strony.
To niewiele.
Ale Norbert ma rację.
To początek.
I może właśnie o to chodzi.
Nie o wielkie rzeczy.
O małe początki.

---

Piątek, 7 listopada 2025, 22:30, pokój Lilki

Leżę w łóżku i myślę o lutym.

Trzy miesiące.
Za trzy miesiące znowu zobaczę Norberta.
Za trzy miesiące znowu będziemy siedzieć na ławce w parku i rozmawiać o wszystkim i o niczym.
Za trzy miesiące znowu będę szczęśliwa.
Ale...
Czy jestem nieszczęśliwa teraz?
Myślę o ostatnich tygodniach. O rehabilitacji, o Magdzie, o Basi. O Kornelii. O mamie, która powiedziała że jest ze mnie dumna.
O Norbercie, który pisze codziennie.
O książce, którą zaczęłam pisać.
Nie.
Nie jestem nieszczęśliwa.
Jestem... okej.
A to więcej niż miałam rok temu.
Dużo więcej.
Telefon wibruje. Norbert.

„Dobranoc Lilka. Śnij o dobrych rzeczach"
„Dobranoc Norbert. Ty też"
„Do jutra"
„Do jutra"

Kładę telefon na stoliku nocnym.
Zamykam oczy.
I zasypiam z uśmiechem.
Jak co noc od października.

---

Sobota, 8 listopada 2025, 11:30, kuchnia – perspektywa Krystyny

Lepię pierogi. Lilka siedzi przy stole i pije herbatę, patrzy w telefon.

— Lilka, pomożesz mi lepić? – pytam.
— Nie mogę, mamo.
— Możesz odłożyć telefon na pięć minut.

Lilka wzdycha, ale odkłada telefon.
— Okej.

Siadamy razem przy stole. Ja lepię, ona też– powoli, niezgrabnie, ale stara się.
— Pamiętasz jak babcia uczyła cię lepić pierogi? – pytam.
— Trochę. Byłam mała.
— Miałaś osiem lat. Bawiłaś się ciastem bardziej niż lepiłaś.

Lilka uśmiecha się lekko.
— Brzmi jak ja.

Lepimy w ciszy przez chwilę. To przyjemne. Nie rozmawiamy, ale jest... dobrze.
— Mamo – mówi Lilka po chwili.
— Tak?
— Zaczęłam pisać książkę.

Patrzę na nią zaskoczona.
— Książkę? O czym?
— O... moim życiu. O tym jak to jest być mną.
— To wspaniałe, kochanie! – uśmiecham się. – Będziesz mi dawać czytać?
— Może. Jak napiszę więcej.
— Jestem z ciebie dumna.

Lilka patrzy na mnie.
— Dzięki, mamo.

I w jej oczach widzę coś, czego dawno nie widziałam.
Ciepło.

---

Sobota, 8 listopada 2025, 16:20, pokój Lilki

Piszę kolejny fragment książki. Tym razem o szkole – o liceum integracyjnym, o zakochaniu w nauczycielu angielskiego, o tym jak koleżanki się ze mnie śmiały.

„Miałam szesnaście lat i byłam naiwna. Myślałam, że jeśli będę wystarczająco dobra w angielskim, on mnie zauważy. Zauważył – ale nie tak, jak chciałam."

Piszę dalej. O maturze, którą oblałam trzy razy. O tym jak mama płakała, a tata mówił że jestem do niczego.
Trudno to pisać.
Ale to też... oczyszczające.
Po dwóch godzinach mam pięć stron.

Discord. Norbert jest online.

„Hej. Piszesz?"
„Tak. Właśnie skończyłam fragment o szkole"
„Mogę przeczytać?"

Waham się. Potem wysyłam mu te pięć stron w pliku.

„Ostrzegam, to depresyjne"
„Czytam"

Czekam. Serce mi wali. Co jeśli pomyśli że to słabe? Co jeśli...

Po dziesięciu minutach pisze:

„Lilka"
„Tak?"
„To jest piękne"
„Serio?"
„Serio. Jest szczere. Surowe. Prawdziwe. I właśnie dlatego jest takie piękne"

Czuję jak łzy napływają mi do oczu.

„Dziękuję"
„Nie, to ja dziękuję. Za to że mi pokazałaś. Że mi ufasz"
„Ufam"
„Wiem. I to dużo dla mnie znaczy"

---

Niedziela, 9 listopada 2025, 13:50, jadalnia – perspektywa Lilki

Obiad. Mama, tata, ja. Mama podaje rosół, tata już ma piwo obok talerza.

— Lilka zaczęła pisać książkę – mówi mama.

Tata podnosi wzrok.
— Książkę? O czym?
— O moim życiu – mówię.
— A kto będzie to czytać? – pyta tata.

Mama się krzywi.
— Rysiek...
— Co Rysiek? Pytam normalnie.

Patrzę na niego.

— Nie wiem czy ktoś będzie czytać – mówię spokojnie. – Ale piszę dla siebie. Bo chcę.

Tata wzrusza ramionami.
— No to git. Jak ci sprawia przyjemność...

I wraca do jedzenia.
To nie jest wsparcie. Ale też nie jest krytyka.
I może to wystarczy.

---

Poniedziałek, 10 listopada 2025, 14:50, gabinet Magdy – perspektywa Magdy

Lilka jest dziś wyjątkowo rozmowna.

— Magda – mówi podczas rozciągania. – Zaczęłam pisać książkę.
— Naprawdę?! To wspaniałe!
— Tak. O moim życiu.
— I jak się z tym czujesz?

Lilka zastanawia się.

— Dobrze. Trudno czasem, bo muszę wracać do ciężkich wspomnień. Ale... też dobrze.
— Pisanie może być terapeutyczne – mówię. – Pomaga uporządkować myśli.
— Właśnie. I Norbert mnie wspiera.
— Ten chłopak z turnusu?
— Tak. Przeczytał fragment. Powiedział że jest dobry.

Uśmiecham się.

— To piękne, że masz kogoś, kto cię wspiera w pasjach.
— Mam – Lilka uśmiecha się. – Naprawdę mam.

I widzę w jej oczach światło, którego wcześniej nie było.

---


Wtorek, 11 listopada 2025, 10:30, salon – perspektywa Ryszarda

Święto Niepodległości. Siedzę przed telewizorem i oglądam defiladę.

Lilka wchodzi do salonu z laską. Idzie do kuchni.

— Lilka – mówię.
— Tak?
— Ta książka co piszesz...
— Co z nią?
— Napiszesz też o mnie?

Lilka zatrzymuje się. Patrzy na mnie.

— Nie wiem. Może.
— I co napiszesz?

Lilka milczy przez chwilę.

— Prawdę – mówi w końcu.
— A jaka jest prawda?
— Że pijesz. Że niewiele rozmawiasz. Że... że nie jesteś zły, po prostu nieobecny.

Patrzę na nią. Boli. Ale ma rację.

— Okej – mówię cicho. – To napisz prawdę.

Lilka kiwa głową i idzie dalej.

A ja siedzę i myślę, że może powinienem się zmienić.
Zanim będzie za późno.

---

Wtorek, 11 listopada 2025, 19:40, pokój Lilki

Discord. Norbert.

„Tata zapytał co napiszę o nim w książce"x
„I co powiedziałaś?"
„Że prawdę"
„A jaka jest prawda?"

„Że pije. Że jest nieobecny. Ale że nie jest zły"
„To ciężkie. Pisać w takim kontekście o rodzinie"*
„Wiem. Ale muszę. Inaczej to nie będzie szczere"
„Masz rację. I szanuję cię za to"
„Za co?"
„Za odwagę. Nie każdy jest w stanie napisać prawdę"

Patrzę na ekran.

„Czasem boję się tej prawdy"
„To normalne. Ale warto. Bo prawda wyzwala"
„Dlaczego jesteś taki mądry?"
„Czytam dużo ;)"
„Haha"

Piszemy jeszcze godzinę. O książce, o życiu, o planach.

„Lilka" – pisze Norbert w końcu.
„Tak?"
„Za 97 dni zobaczymy się"
„Liczysz?"
„Każdego dnia"

Patrzę na te słowa. Serce mi przyspiesza.

„Ja też"
„Wiem"
„Skąd?"
„Bo jestem taki mądry ;)"
„Idiota"
„Ale twój idiota"
„Zawsze"

---

Środa, 12 listopada 2025, 21:30, pokój Lilki

Piszę nowy wpis na blogu.

„Piszę książkę.

Nie wiem czy ktoś ją kiedykolwiek przeczyta.
Nie wiem czy będzie dobra.
Ale piszę.
Bo muszę. Bo mam co powiedzieć.
O samotności. O niepełnosprawności. O tym jak to jest być innym.
O nadziei. O tym że czasem ktoś zostaje.
I może to nic nie zmieni.
Ale przynajmniej spróbuję."

Klikam „publikuj".

Komentarze:

„Powodzenia!"
„Daj znać jak skończysz!"
„Chcę przeczytać"
„Trzymam kciuki"*l

Jeden komentarz wyróżnia się:

„Przeczytam. Obiecuję. – N."

Patrzę na ten komentarz długo.
N. Norbert.
Uśmiecham się przez łzy.
I myślę, że nawet jeśli nikt inny nie przeczyta...
On przeczyta.
I to wystarczy.

---

Czwartek, 13 listopada 2025, 16:00, pokój Lilki

Piszę kolejny fragment. Tym razem o Danielu i Adeli. O tym jak myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi. O tym jak zniknęli.

„Miałam dwadzieścia siedem lat kiedy Daniel powiedział 'przeprowadzamy się do Warszawy'. Uśmiechnęłam się i gratulowałam. A w środku umierałam."*

Piszę o bólu. O zdradzie. O tym jak długo czekałam na wiadomość, która nigdy nie przyszła.

Po dwóch godzinach mam osiem stron.
Czytam to i płaczę.
Ale to są dobre łzy.
Oczyszczające.

Wysyłam fragment Norbertowi.

„Kolejny kawałek. Ciężki"
„Przeczytam"

Po piętnastu minutach:

„Lilka, przepraszam że przez to przeszłaś"
„To już historia"
„Ale dalej boli"
„Czasem"
*Ale wiesz co? Oni stracili. Nie ty"
„Co stracili?"
„Ciebie. Wspaniałą, mądrą, wrażliwą osobę. Ich strata"

Patrzę na te słowa przez łzy.

„Dziękuję"
„Nie ma za co"

---

Piątek, 14 listopada 2025, 22:45, pokój Lilki

Mam już dwadzieścia stron książki.

To niewiele. Ale to coś.
Leżę w łóżku i myślę o lutym.
O Norbercie.
O tym co między nami jest.
Przyjaźń. Tylko przyjaźń.
Prawda?
Ale dlaczego wtedy serce mi przyspiesza kiedy z nim pisze?
Dlaczego czuję ciepło kiedy mówi że jest ze mnie dumny?
Dlaczego liczę dni do lutego?

Telefon wibruje. Norbert.

„Śpisz już?"
„Nie. Myślę"
„O czym?"
„O lutym"
„Ja też"
„Norbert?"
„Tak?"

Zawieszam palce nad klawiaturą.

Chcę zapytać. Chcę wiedzieć.
Co on czuje?
Czy to tylko przyjaźń z jego strony?
Czy...

Ale się boję.

„Nic. Dobranoc"
„Dobranoc Lilka. Śnij dobrze"
„Ty też"

Odkładam telefon.

Patrzę w sufit.
I myślę, że może niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć.
Może niektóre pytania powinny pozostać bez odpowiedzi.
Przynajmniej na razie.
Przynajmniej do lutego.


Sobota, 15 listopada 2025, 14:30, dom Leona – perspektywa Leona

Lilka przyjechała z mamą na popołudnie. Feliks skacze wokół niej.

— Ciociu, ciociu! Nauczyłem się nowej piosenki w przedszkolu!
— Zaśpiewasz mi? – pyta Lilka, siedząc na kanapie.

Feliks śpiewa – jakaś piosenka o jesieni, o liściach. Głos fałszuje, ale jest słodki.
Lilka klaszcze.

— Wspaniałe!

Feliks uśmiecha się dumnie i biegnie do swoich zabawek.
Siadam obok Lilki.

— Jak tam książka? – pytam.
— Dobrze. Mam już dwadzieścia parę stron.
— To dużo.
— To niewiele – wzrusza ramionami. – Ale piszę dalej.
— Mogę kiedyś przeczytać?

Lilka patrzy na mnie.

— Naprawdę chciałbyś?
— Jasne. Jesteś moją siostrą. Chcę wiedzieć co piszesz.

Lilka uśmiecha się.
— Okej. Jak napiszę więcej, dam ci przeczytać.

Siedzimy w ciszy. Feliks gra na podłodze klockami.
— Leon – mówi Lilka po chwili.
— Tak?
— Cieszę się że mam ciebie. I Feliksa. I Justynę.

Patrzę na nią zaskoczony.

— My też się cieszymy że cię mamy.
— Naprawdę?
— Naprawdę. Jesteś ważną częścią rodziny, Lilka. Nie zapominaj o tym.

Widzę jak oczy jej zachodzą łzami.

— Dzięki.
— Nie ma za co.

---

Niedziela, 16 listopada 2025, 20:10, pokój Lilki

Discord. Norbert.

„Hej. Jak weekend?"
„Nawet okej. Byłam u Leona. Feliks śpiewał mi piosenkę"
„Słodkie"
„Tak. A u Ciebie?"
„Nudno. Odrabiałem przez cały weekend. Mam test z matmy w poniedziałek"
„Powodzenia"
*„Dzięki. Przyda się"*

Piszemy dalej. Norbert narzeka na matematykę, ja opowiadam o Leonie.

„Powiedział że chce przeczytać moją książkę jak skończę"
„Fajnie! Widzisz? Ludzie się interesują"
„Chyba tak"
„Nie chyba. Na pewno"

Po chwili Norbert pisze:

„Lilka, mogę cię o coś zapytać?"
„Zawsze"
„Co czujesz... do mnie?"

Zamarza mi serce.

„Co masz na myśli?"
„No... jesteśmy przyjaciółmi, prawda?"
„Prawda"
„I tylko przyjaciółmi?"

Patrzę na ekran. Ręce mi się trzęsą.

Co mam odpowiedzieć?
Prawdę?
Że czuję coś więcej?
Że on jest za młody, to niemożliwe, to niewłaściwe?

„Norbert..."
„Przepraszam. Nie powinienem pytać"
„Nie przepraszaj. Po prostu... to skomplikowane"
„Wiem"
„Masz siedemnaście lat"
„Wiem"
„A ja trzydzieści"
„Wiem"

Milczę. Nie wiem co napisać.

„Lilka" – pisze Norbert.
„Tak?"
„Nie musisz odpowiadać teraz. Po prostu... pomyślałem że zapytam"
„Okej"
„I tak czy inaczej, jesteś dla mnie ważna. Niezależnie czy to między nami to przyjaźń czy cokolwiek innego"
„Ty też jesteś dla mnie ważny"
„Wiem. I to mi wystarcza"

Ale czy mi wystarcza? – myślę.
Nie piszę tego.

---

Poniedziałek, 17 listopada 2025, 11:15, gabinet Magdy – perspektywa Lilki

Leżę na materacu. Magda rozciąga mi nogę, ale ja myślę o wczorajszej rozmowie.

„Co czujesz... do mnie?"

— Lilka? – głos Magdy przerywa moje myśli.
— Tak?
— Pytałam, czy boli.
— A, nie. Nie boli.

Magda patrzy na mnie uważnie.
— Wszystko w porządku? Jesteś rozkojarzona.
— Tak, przepraszam.
— Coś się stało?

Waham się.

— Norbert... zadał mi wczoraj trudne pytanie.
— Jakie?
— O to co do niego czuję.

Magda przestaje rozciągać. Siada obok.

— I co odpowiedziałaś?
— Nic. Nie wiedziałam co powiedzieć.
— A co czujesz?

Patrzę w sufit.

— Więcej niż powinnam.

Magda milczy przez chwilę.

— Lilka – mówi w końcu łagodnie. – Uczucia nie są złe. Po prostu... są.
— Ale on ma siedemnaście lat.
— Wiem. I to komplikuje sprawę. Ale... nie możesz kontrolować tego co czujesz. Możesz tylko kontrolować to, co z tym robisz.

Patrzę na nią.

— A co powinnam zrobić?s
— Nie wiem – mówi szczerze. – Ale powinnaś być szczera. Wobec niego i wobec siebie.

Kiwam głową powoli.

Może ma rację.

---

Poniedziałek, 17 listopada 2025, 21:00, pokój Lilki

Siedzę przy laptopie. Dokument z książką otwarty, ale nie piszę.

Myślę.
O Norbercie. O jego pytaniu. O tym co czuję.

W końcu otwieram Discord.

„Norbert?"
„Tak?"
„To pytanie z wczoraj..."
„Tak?"

„Prawda jest taka, że... czuję coś więcej. Niż przyjaźń"

Wysyłam zanim zdążę się rozmyślić.

Trzy kropki. Norbert pisze długo.

„Ja też"

Serce mi staje.

„Naprawdę?"

„Naprawdę. Ale wiem że to skomplikowane. Przez wiek, przez... wszystko"

„Dokładnie"
„Więc co robimy?"

Zastanawiam się.

„Nie wiem. Może... nic? Może po prostu zostajemy przyjaciółmi?"
„Ale szczerymi przyjaciółmi. Którzy wiedzą"
„Wiedzą co?"
„Że między nami jest coś więcej. Nawet jeśli nie możemy tego nazwać"

Patrzę na te słowa.

„Tak. Szczerymi przyjaciółmi"
„Zgoda"
„I zobaczymy co będzie w lutym"
„Zobaczymy"

---

Wtorek, 18 listopada 2025, 14:50, pokój Lilki – perspektywa Lilki

Piszę kolejny fragment książki. Tym razem o teraźniejszości – o Norbercie, o turnusie, o tym jak ktoś w końcu został.

„Mam trzydzieści lat. On ma siedemnaście. To niemożliwe. To niewłaściwe. To... skomplikowane.
*Ale kiedy z nim rozmawiam, czuję się zrozumiana. Po raz pierwszy w życiu.*
I może to musi wystarczyć."

Czytam to i płaczę.
Bo to prawda.
Cała, bolesna, piękna prawda.

---

Środa, 19 listopada 2025, 19:30, kuchnia – perspektywa Krystyny

Gotuję kolację. Lilka wchodzi z laską.

— Mamo – mówi.
— Tak, kochanie?
— Mogę ci coś powiedzieć?
— Oczywiście.

Lilka siada przy stole.

— Czuję coś... do Norberta. Więcej niż przyjaźń.

Odkładam łyżkę.

— Lilka...
— Wiem co powiesz. Że on jest za młody. Że to niewłaściwe. Wiem to wszystko.
— A on? Co on czuje?
— To samo.

Siadam naprzeciwko niej.
— I co zamierzacie zrobić?
— Nic – mówi Lilka. – Zostaniemy przyjaciółmi. Ale szczerymi. Którzy wiedzą.

Patrzę na nią. Na jej twarz, na oczy, na zaciśnięte usta.

— To mądre – mówię w końcu. – I dojrzałe.
— Naprawdę tak myślisz?
— Naprawdę. Lilka, uczucia nie są złe. To co z nimi robisz, może być złe. Ale ty... ty postępujesz mądrze.

Lilka kiwa głową.

— Dzięki, mamo.
— Nie ma za co.

Wraca do swojego pokoju.

A ja stoję w kuchni i myślę, że moja córka dorosła.
Naprawdę dorosła.

---

Czwartek, 20 listopada 2025, 22:15, pokój Lilki

Piszę nowy wpis na blogu.

„Czasem życie jest skomplikowane.
Czujesz coś, czego nie powinieneś czuć.
Do kogoś, kogo nie powinieneś chcieć.
I co wtedy?
Jesteś szczery. Wobec siebie i wobec tej osoby.

I zostajecie przyjaciółmi.
Bo czasem przyjaźń jest wszystkim, czego możesz mieć.
I to musi wystarczyć.
I wystarczy."

Klikam „publikuj".

Komentarze:

„Mądre słowa"
„Trzymaj się"
„Szacunek za szczerość"

I jeden:

„Wystarcza. – N."

Uśmiecham się przez łzy.
Bo on rozumie.
I to wszystko, czego potrzebuję.

---


Piątek, 21 listopada 2025, 20:00, pokój Lilki

Discord. Norbert.

„84 dni"
„Do czego?"
„Do lutego"
„Liczysz?"
„Każdego dnia"
„Ja też"
„Lilka..."
„Tak?"
„Cieszę się że jesteś szczera"
„Ja też"
„I że jesteśmy przyjaciółmi"
„Najlepszymi przyjaciółmi"
„Dokładnie"
„84 dni"
„Przetrwamy"
„Przetrwamy"

I wierzę w to.

Naprawdę wierzę.
Bo mamy siebie.
I to wystarcza.
Musi wystarczyć.

---

Sobota, 22 listopada 2025, 15:40, pokój Lilki

Mam już trzydzieści stron książki.

To więcej niż myślałam, że kiedykolwiek napiszę.
Czytam od początku. O dzieciństwie, o szkole, o Danielu i Adeli, o samotności.
O Norbercie.
I myślę, że może to naprawdę coś znaczy.
Może ktoś to przeczyta.
Może komuś pomoże.
Ktoś, kto czuje się tak samo samotny.
Ktoś, kto myśli że nikt go nie zrozumie.
Może przeczyta i pomyśli – nie jestem sam.
I to by wystarczyło.
Zapisuję dokument.

Patrzę przez okno.
Pada śnieg. Pierwszy w tym sezonie.
Piękny, biały, czysty.
I myślę, że może grudzień będzie dobry.
Może zima będzie łaskawa.
Może...
Może wszystko będzie dobrze.

---

Niedziela, 23 listopada 2025, 10:50, kościół – perspektywa Krystyny

Pierwsza niedziela Adwentu. Siedzę w ławce z Lilką i Ryszardem. Ryszard drzemie lekko, Lilka patrzy w okno.

Ksiądz mówi o nadziei, o oczekiwaniu, o tym że Adwent to czas przygotowania.
Patrzę na Lilkę. Ona też słucha – co jest rzadkością.

Po mszy wychodzimy. Pada śnieg.

— Ładnie – mówi Lilka cicho.
— Tak – przytakuję. – Lubisz śnieg?
— Lubię jak pada. Nie lubię jak muszę po nim chodzić.
— Rozumiem.

Idziemy do samochodu. Lilka kuśtyka z laską, trzymam ją pod ramię.

— Mamo – mówi.
— Tak?
— Ten ksiądz mówił o nadziei. O oczekiwaniu na coś dobrego.
— Tak.
— Ja mam na co czekać. Luty.

Patrzę na nią.
— Wiem, skarbie. I cieszę się.
— Naprawdę?
— Naprawdę. Bo widzę, że to cię uszczęśliwia.

Lilka uśmiecha się lekko.
— Uszczęśliwia.

I myślę, że może to właśnie jest nadzieja.
Nie wielkie cuda.
Tylko małe rzeczy, na które warto czekać.

---

Poniedziałek, 24 listopada 2025, 16:20, pokój Lilki

Piszę kolejny fragment książki. Tym razem o mamie – o jej miłości do szycia, o teatralności, o Zenonie.

„Nie potępiam jej. Tata pije, jest nieobecny. Mama potrzebuje kogoś, kto ją doceni.
Nawet jeśli to Zenon. Nawet jeśli to skomplikowane.”

Czytam to i zastanawiam się – czy powinnam wysłać to mamie?
Może nie teraz.
Może później.

Telefon wibruje. Discord. Norbert.

„Jak pisanie?"
„Piszę o mamie"
„Trudne?"
„Trochę. Ale potrzebne"
„Mogę przeczytać?"
„Jeszcze nie skończyłam"
„Okej. Jak skończysz, wyślij"
„Dobrze"

Piszemy dalej. Norbert opowiada o szkole – zbliża się koniec semestru, nauczyciele zadają mnóstwo prac.

„Nie mogę się doczekać przerwy świątecznej"
„Kiedy masz?"
„Od 23 grudnia do 7 stycznia"
„To długo"
„Tak. A Ty co będziesz robić na święta?"

Zastanawiam się.

„Pewnie w domu. Jak zwykle"
„A prezenty?"
„Nie lubię świąt"
„Dlaczego?"
„Bo wszyscy udają że są szczęśliwi. A ja nie umiem udawać"

Norbert pisze długo.

„Rozumiem. Ale może te święta będą inne?"
„Dlaczego miałyby być?"
„Bo masz mnie. I nawet jeśli nie będziemy razem,to piszemy. Codziennie"

Patrzę na ekran.

„Obiecujesz?"*
„Obiecuję. Nawet w Wigilię"

Uśmiecham się.

„Okej. To może te święta będą inne"

---

Wtorek, 25 listopada 2025, 11:00, gabinet Magdy – perspektywa Magdy

Lilka przyszła dziś z wyraźnie lepszym humorem.

— Jak tam książka? – pytam podczas rozciągania.
— Dobrze. Mam już prawie czterdzieści stron.
— Wow! To dużo!
— Tak. I ciągle piszę.
— A Norbert? Dalej czyta?

Lilka kiwa głową.
— Czyta wszystko. I zawsze ma coś mądrego do powiedzenia.
— To cudowne, że masz takiego przyjaciela.

Lilka patrzy na mnie.
— Magda... jak to jest mieć kogoś? Partnera? Czym jest związek?

Przerywam rozciągnie zaskoczona.
— Dlaczego pytasz?
— Bo... ciekawa jestem. Nigdy nie miałam nikogo.

Myślę przez chwilę.

— To jest... bezpieczeństwo – mówię w końcu. – Ktoś, kto jest zawsze. Kto cię wspiera. Ale też ktoś, z kim się kłócisz, kto cię irytuje. To nie jest bajka, Lilka.
— A ty jesteś szczęśliwa? Z Grzegorzem?
— Tak – uśmiecham się. – Bardzo. Nie zawsze jest łatwo, ale... warto.

Lilka kiwa głową zamyślona.

— Może kiedyś zrozumiem – mówi cicho.

— Na pewno – mówię ciepło. – Zasługujesz na szczęście, Lilka.

I widzę w jej oczach, że chce w to wierzyć.

---

Środa, 26 listopada 2025, 19:15, salon – perspektywa Ryszarda

Siedzę przed telewizorem. Lilka przychodzi i siada obok. Nigdy nie trwa to długo – zazwyczaj po minutę wraca do pokoju.
Ale teraz siedzi.

— Tata – mówi.
— Tak?
— Przepraszam.

Patrzę na nią zaskoczony.
— Za co?
— Za to że... że cię osądzam. W myślach. Za picie, za wszystko.

Milczę. Nie wiem co powiedzieć.

— Nie powinieneś pić – ciągnie. – To prawda. Ale... rozumiem, że to trudne. Że życie jest trudne.
— Jest – mówię cicho.
— I chciałam powiedzieć, że... że cię kocham. Nawet jeśli nie zawsze to pokazuję.

Czuję jak coś ściska mi gardło.

— Ja też cię kocham, Lilka.

Ona uśmiecha się. Wstaje i wraca do pokoju.
A ja siedzę i patrzę na piwo w ręce.
I myślę, że może powinienem przestać.
Może powinienem spróbować.

Dla niej.

---

Czwartek, 27 listopada 2025, 20:45, pokój Lilki

Piszę nowy wpis na blogu.

„Grudzień będzie już za trzy dni.

Miesiąc świąt, rodziny, udawanego szczęścia.
Zwykle tego nienawidzę.
Ale w tym roku...
W tym roku mam nadzieję.
Bo za 76 dni zobaczę kogoś, kto się liczy.
Bo piszę książkę, która może coś znaczy.
Bo tata powiedział że mnie kocha.
I może to wystarczy, żeby przetrwać."

Klikam „publikuj".

Komentarze:

„Pięknie"
„Trzymam kciuki za grudzień"
„76 dni to niedużo!"

I jeden:

„Przetrwamy razem. – N."

Uśmiecham się.
Bo tak.
Przetrwamy razem.

---
*Piątek, 28 listopada 2025, 15:30, kuchnia – perspektywa Lilki

Pomagam mamie robić pierniki. To znaczy – siadam przy stole i wycinam foremkami kształty. Mama je piecze.

— Pamiętasz jak robiłyśmy to z babcią? – pyta mama.
— Trochę.
— Zawsze chciałaś robić gwiazdki. Tylko gwiazdki.
— Bo były najprostsze.

Mama się śmieje.
— Nadal są.

Wycinam pierniki. Gwiazdki, serca, choinki.
— Mamo – mówię po chwili.
— Tak?
— Napisałam o tobie w książce.

Mama na chwilę zastyga.

— I... co napisałaś?
— Prawdę. O tobie i o Zenonie.

Mama blednie.

— Lilka...
— Nie potępiam cię – mówię szybko. – Rozumiem. Naprawdę.

Mama milczy długo.

— Mogę przeczytać? – pyta w końcu.
— Jak napiszę więcej.
— Okej.

Wracamy do pierników. Mama jest cicha, zamyślona.
Ale nie wygląda na złą.

Raczej... na spokojniejszą?

---

Sobota, 29 listopada 2025, 21:00, pokój Lilki

Discord. Norbert.

„Pojutrze grudzień"
„Wiem"
„Ostatni miesiąc przed lutym"
„Dwa miesiące jeszcze"
„Ale – ostatni przed nowym rokiem"*
„Haha okej, masz rację"
„Zawsze mam"
„Pewnie"

Piszemy dalej. Norbert opowiada o planach na grudzień – jest jakieś przedstawienie szkolne, w którym musi uczestniczyć.

„Nie chcę. Ale trzeba"
„Co będziecie grać?"
„Jakąś inscenizację świąteczną. Ja jestem narratorem"
„To dobrze. Nie musisz się przebierać"
„Właśnie. Jedyny plus"
„Wyślesz mi zdjęcie?"
„Z przedstawienia?"
„Tak"
„Okej. Jak będzie"

Po chwili Norbert pisze:

„Lilka?"
„Tak?"
„Co byś chciała na święta?"
„Co masz na myśli?"
„No, prezent. Co byś chciała dostać?"

Patrzę na ekran zaskoczona.

„Norbert, nie musisz mi nic kupować"
„Ale chcę. Jesteś ważna"
„Ale..."
„Bez ale. Powiedz"

Zastanawiam się.

„Nie wiem. Nigdy o tym nie myślałam"
„To pomyśl"
„Okej. Pomyślę"
„Dobra. Już wiem co Tobie kupię"
„Serio?"

„Serio. Ale nie powiem co. Niespodzianka"

Uśmiecham się.

„Okej. Będę czekać"
„75 dni"
„75 dni"

---

Niedziela, 30 listopada 2025, 13:40, jadalnia – perspektywa Lilki

Obiad rodzinny. Mama, tata, ja. Leon miał przyjechać z Feliksem i Justyną, ale Feliś jest chory, więc zostali w domu.

— Jutro już grudzień – mówi mama.
— Mhm – tata kiwa głową.
— Musimy kupić choinkę – ciągnie mama. – I ozdoby. Część się popsuła w zeszłym roku.
— Ja mogę pojechać – mówię.

Mama patrzy na mnie zaskoczona.

— Ty?
— Tak. Z Basią. We wtorek po rehabilitacji.
— Naprawdę?
— Naprawdę. Czemu nie?
Mama uśmiecha się szeroko.
— To wspaniale!

I czuję dziwną satysfakcję.
Bo robię coś normalnego.
Coś, co robią zwykłe rodziny.
I może właśnie o to chodzi.
O małe, zwyczajne rzeczy.

---

Niedziela, 30 listopada 2025, 22:55, pokój Lilki

Piszę ostatni wpis w listopadzie.

„Jutro grudzień.
Miesiąc świąt, choinek, prezentów.
Zwykle nie cierpię grudnia.
Ale w tym roku jest inaczej.
Mam na co czekać. Mam na kogo.
I to zmienia wszystko.
74 dni."

Klikam „publikuj".

I myślę, że może ten grudzień będzie dobry.
Może po raz pierwszy od lat.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”