Opuszczona kopalnia, gigantyczny pająk i dwóch nap

1
Opuszczona kopalnia, gigantyczny pająk i dwóch naprawdę irytujących panów.

Pierwsza wersja kolejnej przygody Inkwizytora.



Na szosę do Sera Cruze wrócił po około dziesięciu minutach. Pewniakiem już w sumie było, że przed zmierzchem nie dojedzie do miasta, ale przynajmniej chciał się do niego zbliżyć ile tylko się dało. Poza tym miał nadzieję znaleźć jakieś przyjemniejsze miejsce na spędzenie nocy niż środek Niczego z sąsiedztwem grobu dwóch przygłupów. Pojebów, znaczy się. Bycie Inkwizytorem obliguje do używania odpowiedniej terminologii.

Niestety majątek jaki ukradł… Znaczy się jaki skonfiskował na rzecz szkód poczynionych jedynej kobiecie jego życia [rocznik ‘79] na pewno nie wystarczy na naprawę szkód. Ale powinien wystarczyć na kupno tych rozkosznych, materiałowych kostek do gry które będą równie rozkosznie dyndać z lusterka.

Jak się jednak wkrótce okazało nie było mu dane nawet trochę zbliżyć się do Sera Cruze. Na drodze była ustawiona blokada składająca się z jednego pickupa i dwóch panów stojących za nim. W normalnych okolicznościach objechałby ją jak to się zazwyczaj robi z blokadami na pustej drodze jednak wyrzutnia rakiet opierająca się na ramieniu jednego z panów podpowiadała mu, że to mógłby nie być taki dobry pomysł. Podjechał do blokady i zatrzymał się przed samochodem. Uśmiechnął się i powiedział:

- Panowie złapali gumę, łapią stopa czy po prostu wyszli się przewietrzyć?

- Zamknij mordę palancie i wyskakuj z gruchota. – odrzekł jeden z niemiłych typów.

Johnny drgnęła powieka. Cadillaca Eldorado można nazwać na tysiące różnych sposobów: młot boży, pogromca szos, ideał samochodu etc. Ale na pewno nikt nie będzie obrażał jego kobiety nazywając ją gruchotem…

- Słuchaj, palancie. Nie zatrzymałem się bo was się boję. Zatrzymałem się byście WY mieli okazję zacząć się bać mnie.

Jeden z mężczyzn wyciągnął pistolet własnej roboty i wycelował w głowę Inkwizytora.

- A teraz ty posłuchasz idiota. Może boją się ciebie twoi kolesie w pedalskich kieckach, ale na nas to nie działa. A teraz uniesiesz rączki i dasz się rozbroić mojemu koledze.

Ponieważ stawianie oporu przeciwnikom którzy są uzbrojeni i mierzą w ciebie kiedy ty nie mierzysz w nich jest głupim pomysłem posłuchał ich żądania. Jednak przy pierwszej nadarzającej się okazji skłoni ich by porzucili swój zbrodniczy żywot, padli na kolana i pomodlili się o łaskę Pana. Do tej pory nie znalazł się nikt kto by niepadł otrzymawszy chwilę wcześniej parę „religijnych argumentów” w kolana z jego rewolweru.

Chwilę po rozbrojeniu jeden z tych niezwykle irytujących i grubiańskich panów wsiadł do jego cadillaca i celując w Johnny’ego rozkazał jechać za pickupem. W sumie nie było tak źle. I tak miał znaleźć miejsce na nocleg. Po kilkunastu minutach jazdy skręcili w drogę prowadzącą na pustynie i skierowali się w kierunku gór które były równie wysuszone co cały ten świat.

Pamiętał gdy zaczynał robić w tym fachu… Gdy dopiero co został Inkwizytorem. Młody, niedoświadczony i szukający guza w każdym możliwym miejscu. Różnił się od tych wszystkich popaprańców… W przeciwieństwie do nich nie robił tego dla idei, dla desperackiej próby przywrócenia starego porządku świata…. Po prostu lubił zabijać. A to, że został Inkwizytorem zamiast bandziorem to czysty przypadek – traf chciał, że ci mieli akurat fajniejsze giwery i byli bliżej. A poza tym po pierwszej misji miał okazję zabrać wóz swej ofiary. żaden argument nie był bardziej przekonywujący niż cadillac rocznik 1979. I nic w tym momencie nie było bardziej irytujące niż ten spocony facet siedzący na siedzeniu obok.

Gdy już zapadał zmierzch zajechali pod starą kopalnie obok której stała drewniana chata. Za nią był prawdziwy cmentarz starych aut. Dwóch irytujących panów wyciągnęło go z auta i powlokło w stronę kopalni. Prowadzili go korytarzykami przez dobre kilkanaście minut, tak, że wszelkie próby zapamiętania drogi spełzły na niczym. Zresztą i tak nigdy nie był dobry w zapamiętywaniu tras – dobry natomiast był w przebijaniu się do wyjścia. Doszli w końcu to oddzielnego korytarza odciętego od reszty metalowymi prętami z drzwiczkami zamkniętymi na potężną, zardzewiałą kłódkę. Jeden z mężczyzn otworzył drzwi, a drugi rzucił go do środka, tak, że upadł na podłogę. Przyjrzał mu się uważnie. Zapamięta który to by móc się potem odegrać. Zaraz potem mężczyźni odeszli.

Inkwizytor wstał i skierował w głąb bardzo ostrożnie. Panowały tu całkowite ciemności i stwierdził, że położy się spać pod ścianą, twarzą do krat by w razie czego móc szybko zareagować. Zasnął bez najmniejszego problemu.

- To chyba Inkwizytor… spójrz na strój….

- A co,kurwa za różnica kim jest?! Skoro dał się złapać to gówno z niego, a nie…. – mężczyzna nie dokończył gdyż kopniak w jaja od Johnniego dobitnie wyraził co on sądzi o tym stwierdzeniu.

- A teraz czy któryś z was ma do mnie coś jeszcze czy mam po prostu własnoręcznie każdemu urwać jaja przez przełyk?

- To zdecydowanie Inkwizytor.

W pomieszczeniu, oprócz niego, znajdowało się pięciu mężczyzn. Każdy był brudny i miał postrzępione ubranie. Johnny wywnioskował, że znaleźli się tu w taki sam sposób jak on.

- Dobra. My tu gadu, gadu, a czas ucieka. Muszę być w Sera Cruze jak najszybciej.

- Stąd nie ma ucieczki.

- Poprawka koleżko. Stąd nie było jak uciec póki ja tu nie trafiłem. A odkąd ja tu jestem zasady gry uległy zmianie…

- Uważa się… za…. Bohatera…. – odezwał się facet który dostał w jaja masując sobie krocze – więc niech da się zabić, sierściuch jeden!

Johnny ponownie kopnął go w krocze. Tamten tym razem osłaniał się dłonią więc skończyło się na trzech złamanych palcach.

- Następnym razem jak będziesz chciał, żebym cię uszkodził po prostu poproś. Zrobię to z przyjemnością.

Po tych słowach Johnny wstał, podszedł do miski w której znajdowało się parę kromek chleba i spróbował jedną. Pieczywo było bardziej czerstwe od tekstów tego komika którego spotkał dwa tygodnie temu. Zabawne było, że tamten nie pojął subtelnej aluzji Inkwizytora, gdy ten strzelił mu w stopę i zaczął się śmiać, po czym stwierdził, że jego żarty były właśnie tak boleśnie śmieszne.

Trzeba było się stąd wydostać jak najszybciej. Nie ze względu na to co mogą zrobić z nim, ale ze względu na to co mogą zrobić z jego samochodem. Rozejrzał się. Z jednej strony kraty, z drugiej ciemny korytarz wiodący w głąb jaskini…

- No to mam wyjście… - powiedział i ruszył w tamtą stronę.

- Nie powinniśmy tędy iść! – odezwał się jeden z mężczyzn.

- Masz stuprocentową rację! – uśmiechnął się inkwizytor – nie POWINNIśCIE! Dlatego JA uciekam stąd sam, a WY zostajecie tu.

- Nie rozumiesz! Dwóch z nas dwa dni temu poszło w głąb sprawdzić czy da się tamtędy uciec… Nie wrócili.

- A czy któryś z nich był Inkwizytorem?

- No… nie.

- No widzisz. My jesteśmy jak gówno. Jak wdepniesz pozostanie na bucie choćbyś szorował pół godziny. A tamci goście co ukradli mi brykę we mnie wdepnęli.

- W takim razie idziemy z tobą. Nie chcemy tu zostać. – odezwał się inny.

- A co ja będę z tego mieć?

- Tamci mają mój samochód… W środku mam ze dwie działające baterie…

- Dobra. Ty idziesz ze mną. Ktoś jeszcze ma mi coś do zaoferowania?

Po paru minutach wyhandlował parę naprawdę przydatnych gadżetów. Jeżeli tylko cadillac był nienaruszony to ta niewola była całkiem dochodowym interesem. O ile wydostanie się stąd.

Ruszył w głąb ciemnego korytarza, a reszta mężczyzn poszła za nim. Szczerze mówiąc miał wielką nadzieję, że tych dwóch kretynów co wyruszyło wcześniej szukać wyjścia, albo skręciła kark, albo uciekła i zapomniała o reszcie. Słyszał wiele opowieści na temat stworów które czaiły się w opuszczonych kopalniach, a dziś nie był w nastroju na sprawdzanie prawdomówności starych dziadów.

W korytarzu było ciemne i parę razy się potknął, złapał więc faceta któremu połamał palce i kazał mu iść przodem. Tak było bezpieczniej i zabawniej. Miło patrzeć jak inni się potykają.

Po paru minutach dotarli do większej komory. W komorze tej znajdowała się odpowiedź czemu dwóch panów nie wróciło po resztę więźniów. A dokładniej odpowiedź ta miała osiem włochatych nóg i jakieś dziesięć metrów wysokości. Nie świeciła na zielono, ale rozmiarowo dała do zrozumienia, że jest zmutowaną odpowiedzią.

- Czy to…. Pająk? – rzucił jeden z mężczyzn.

- Nie. – odparł sucho Johnny, poświęcając całą uwagę na zastanawianie jak to coś ominąć.

- Jak to nie?

- Pająk to coś co ma góra dziesięć centymetrów i da się rozgnieść butem. A to jest jebany, popromienny mutant! – odparł Johnny.

- I co teraz mądralo? – zakpił facet ze złamanymi palcami – Co zrobisz teraz? Wysrasz kolejny gówniany pomysł?

- Dywersja. – odparł poważnie Inkwizytor.

- A to niby jaka?

- Skoro już musisz wiedzieć…. – odpowiedział, po czym kopnął go na środek Sali, a chwilę potem pająk go złapał i zaczął owijać w sieć.

- A oto i dywersja! – po czym Johnny ruszył wzdłuż ściany komory, by zajść pająka od tyłu.

Złapał kamień sporych rozmiarów leżący na ziemi i zaczął się wspinać po kończynie pająka na jego grzbiet. Gigant był tak zajęty owijaniem swojej czekoladki w sreberko, że nawet nie zwrócił na to najmniejszej uwagi.

- A teraz czas na ujeżdżanie mega mutanta! Ktoś dołącza do zabawy?! – wrzasnął siadając okrakiem na grzbiecie – Za grosz wyczucia dobrej zabawy! – zaczął okładać pająka kamieniem w łeb.

Pająk porzucił owijanie swojej ofiary i stwierdził, że ważniejsze jest pozbycie się tego czegoś irytującego ze swojego grzbietu. Inkwizytor jednak trzymał się naprawdę mocno i zaczął okładać pająka coraz mocniej. Po chwili na kamieniu pojawiła się zielona maź wypływająca z łba pająka.

Ze względu na swoje rozmiary, i mały rozmiar komory pająk nie za bardzo jak miał manewrować, próbował obijać się o ściany, jednak Inkwizytor był jak wrzód na dupie nie tylko dla ludzi – trzymał się bardzo mocno. Po paru minutach pająk padł trupem na ziemię.

Inkwizytor zeskoczył na ziemię, otrzepał się z kurzu, uśmiechnął i powiedział spokojnym tonem:

- Panowie, ruszamy dalej?

Wszyscy bez słowa podążyli za nim. Kopalnia nie była zbyt rozległa i kluczyli po niej jeszcze tylko jakieś dwie godziny nim ujrzeli światło dnia.

- A teraz koledzy rozejrzyjcie się i poszukajcie czym obezwładnicie tych dwóch bardzo irytujących i mało kulturalnych panów.

- Obez…władnymi? – zapytał któryś z mężczyzna zdziwiony.

- O,tak! Wszak chcę ich żywych! Coś mi się zdaje, że w ich serduchach zagościł Szatan, a ja go muszę wyplewić długimi i bolesnymi torturami…. – powiedział z błyskiem w oku.

Chwilę potem każdy dzierżył jakiś kij, kamień bądź inną pseudo broń którą można było unieszkodliwić bez problemu.

- Tylko pamiętajcie… Jeżeli ktoś z was któregoś zabije uznam, ze sam jest opętany przez Szatana…. A chyba nie muszę mówić co to oznacza? – wszyscy kiwnęli potakująco głowami, że rozumieją.

Wyszli z kopalni i ruszyli w stronę małej chatki. Widać porywacze byli tak przekonani, że pająk wystarczy jako obrona, że nie kłopotali się alarmami czy pułapkami. Trzech mężczyzn poszło od frontu, a Inkwizytor wraz z jednym od tyłu. Porywacze byli tak zaskoczeni, że nawet nie walczyli. Zresztą nawet jakby chcieli, nie za bardzo mieli jak patrząc na okoliczności w jakich ich znaleziono…

- Co ja tu widzę…. Małe przejawy post apokaliptycznego homoseksualizmu? Ojojoj…. Przed wojną kościół się dość jasno wyrażał na ten temat….. A ja z tym zdaniem się zgadzam, pedałki. Dobra chłopcy – zwrócił się do mężczyzn – dajcie mi co obiecaliście i spadówa! Muszę naszych kolegów nauczyć dobrych manier….

Siedem godzin później, gdy już świtało jeden z porywaczy nie żył, a drugi miał połamane kończyny i złamany nos.

- No więc co się mówi gdy przyjeżdża gość z Francji?

- Ja… Ja… nie pamiętam!

- Och, znów zła odpowiedź. Mówi się: Bonjour! Ciebie też chyba nie da się nauczyć dobrych manier… Ech, zły Szatan nie opuści waszych serc…. – mówiąc to uderzył metalową rurą z całej siły w czaszkę mężczyzny. – całe szczęście, że na czerwonej szacie nie widać plam krwi…

Parę minut potem zwalił się na łóżko i zasnął. Ostatnie godziny były dla niego bardzo męczące, a on chciał się wyspać zanim znów będzie gorąco, a ciała mężczyzn zaczną śmierdzieć. Poza tym będzie trzeba jeszcze przeszukać dom w poszukiwaniu za przydatnymi szpargałami
[img]http://runmania.com/f/a77c6d394b43ef1fb846d372d7693f5d.gif[/img]



"Do pewnych spraw dobrze jest mieć dystans. Najlepiej długi"

2
Pewniakiem już w sumie było, że przed zmierzchem nie dojedzie do miasta, ale przynajmniej chciał się do niego zbliżyć ile tylko się dało.


IMQ, slonce ... Wiesz, ze to z dobrego serca :)



Pewnym bylo, ze przed zmierzchem nie dojedzie do miasta, ale przynajmniej chcial sie do niego zblizyc.



:) :*

Re: Opuszczona kopalnia, gigantyczny pająk i dwóch

3
Fajny, niebanalny pomysł, ciekawie rozwinięty ale musisz popracować nad sposobem ubierania myśli w słowa.

Powinieneś poskracać zdania, niektóre rozbić z innych usunąć zbędne słowa. Poza tym przeczytaj rady Kresa bodajże na temat konstruowania opisów - Kres zwraca tam uwagę na to, jak pracuje ludzka wyobraźnia podczas czytania.

Kilka przykładów do poprawienia:



Jak się jednak wkrótce okazało nie było mu dane nawet trochę zbliżyć się do Sera Cruze. Na drodze była ustawiona blokada składająca się z jednego pickupa i dwóch panów stojących za nim.
Pierwsze zdanie skróć. Co do drugiego to na drodze nie była ustawiona blokada, tylko był pickup i dwóch panów. Blokada to już interpretacja narratora lub bohatera i jeśli najpierw piszesz o tej blokadzie to ja w wyobraźni widzę szlaban. Czytam dalej i dowiaduję się że to nie szlaban tylko pickup i dwóch panów. To spowalnia i czasem zniechęca.



Podjechał do blokady i zatrzymał się przed samochodem.
Znowu ta blokada! Choć teraz przynajmniej wiadomo, co to takiego :) Może: podjechał i zatrzymał się przed nimi?



Gdy już zapadał zmierzch zajechali pod starą kopalnie obok której stała drewniana chata.
Tu znowu za dużo czasowników: zapadł zmierzch, zajechali, stała.

Po zmierzchu podjechadli/zajechali/dojechali... A chatę umieść już w następnym zdaniu, jeśli jest naprawdę istotna.



Prowadzili go korytarzykami przez dobre kilkanaście minut
Nie rozumiem, gdzie były te korytarzyki



Jeden z mężczyzn otworzył drzwi, a drugi rzucił go do środka, tak, że upadł na podłogę. Przyjrzał mu się uważnie. Zapamięta który to by móc się potem odegrać. Zaraz potem mężczyźni odeszli.
Rozumiem, że na podłogę upadł inkwizytor :) Wynika to z kontekstu, ale z tego konkretnego zdania nie.

Kto się komu przyjrzał? Dopiero w drugim zdaniu rozumiem, że to inkwizytor przyjrzał się temu, który go rzucił, najpierw myślałam, że jest odwrotnie. Znów spowalniasz :)

Mężczyźni nie odeszli "zaraz potem". Mogliby odejść zaraz potem, jak kopnęli inkwizytora w zadek, ale nie potem, jak inkwizytor się im przyjrzał - bo z tego wynikałoby, że czekali, aż im się przyjrzy, no a chyba tak nie było. Oni po prostu wyszli.



- Uważa się… za…. Bohatera…. – odezwał się facet który dostał w jaja masując sobie krocze
Tu już na pewno sam widzisz o co chodzi :)



Właściwie to uważam, że większość zdań w tym opowiadaniu wymaga poprawy, ale uważam też, że warto żebyś się wysilił, bo masz dobre, niebanalne pomysły, które spokojnie mogłyby zaistnieć także poza internetem :)

O właśnie, widziałam gdzieś informację o nowym czasopiśmie, które będzie składało się z samych opowiadań - może byś coś doszlifowanego wysłał?



Pozdrawiam
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron