LAST LIVING SOUL [Ostatnia żyjąca dusza]

1
Moje pierwsze opowiadanie na tym forum. Wszelkie komentarze mile widziane. Dodam jeszcze, że jestem dziewczyną, niech was nie zmyli rodzaj męski użyty w tekście.





LAST LIVING SOUL



Siedziałem na ławce przed całodobowym, małym supermarketem i właściwie nie bardzo wiedziałem, po co. Nad moją głową świecił ogromny zielony neon z nazwą sklepu. Tuż obok znajdował się bilboard głoszący, że "życie to pożądanie. Cała reszta to tylko szczegół". Hmm, ciekawe... Tuż koło czerwonej, zniszczonej przez chuliganów ławce, na której przysiadłem przejeżdżały pędzące w sobie tylko znanym kierunku samochody.

Przyglądałem się wychodzącym i wchodzącym do sklepu ludziom. Wiecie, czasem wystarczy mi jedno krótkie spojrzenie i już wiem o człowieku mnóstwo rzeczy, z których inni nie zdają sobie sprawy. Takie obserwowanie wydaje się bardzo interesujące, kiedy poświęcisz temu zajęciu całą uwagę. Poprzez poznawanie innych ludzi, choćby powierzchownie, można dużo dowiedzieć się o samym sobie. No bo czy widząc np. kobietę w jeczoobnie żółtej bluzce nigdy nie pomyśleliście, że w życiu byście takiej nie założyli? Dochodzę więc do wniosku, że poprzez zwykłe zobaczenie żółtej bluzki dowiadujemy się pewnych faktów o sobie, mało istotnych, ale istniejących.

Kiedy tak siedziałem zamyślony nad żółtymi bluzkami i poznawaniem siebie, przeszła koło mnie zmierzająca do supermarketu para reprezentująca subkulturę, której nie do końca rozumiem, tj. punki. Chyba charakteryzują się umiłowaniem konkretnego gatunku muzyki i buntem przeciwko wszystkim i wszystkiemu. Mogli mieć najwyżej siedemnaście lat. Oboje mieli mnóstwo kolczyków w różnych dziwnych miejscach swojego ciała i po kilka tatuaży. Włosy chłopaka były zafarbowane na czarno, przycięte na wysokości brody, dziewczyna miała długie blond, niestarannie ukryte pod wściekle czerwoną peruką, której kolor idealnie komponował się z kolorem paznokci i szminki. ładne, niebieskie oczy podkreśliła (trochę za mocno) czarną kredką i tuszem. Całość wyglądała wulgarnie i, przez niestaranność, odrobinę nieestetycznie. Oboje byli ubrani klasycznie, tzn. odpowiednio dla tej subkultury: glany, kurtki nabijane ćwiekami, jakieś postrzępione naszywki manifestujące nonkonformistyczne poglądy. Wyraźnie było widać, że się kochają, lub tak im się wydaje. Musieli być też dość pijani. Zauważyłem, że trochę się chwiali i mieli nie do końca zogniskowany wzrok. Poza tym przystawali co dwa kroki, by przykleić się do siebie i pocałować. Jakieś pięć namiętnych całusów później zniknęli za automatycznymi drzwiami sklepu. Zanim całkiem się za nimi zamknęły, do moich uszu dobiegł fragment piosenki The Beatles "Hey Jude". Zapytałem sam siebie, w jakim radiu puszczane są jeszcze takie stare kawałki? Zapomniane dawno słowa pojawiły się natychmiast w mojej głowie. And any time you feel the pain, hey, Jude, refrain. Don't carry the world upon your shoulders... Muzyka rozbrzmiewała na całym parkingu wokół sklepu, by z chwilą zamknięcia drzwi zamilknąć, pozostawiając mnie z pewnym niedosytem i pojawiającymi się wciąż wspomnieniami sprzed lat. Znów zapadła cisza, słychać było tylko jednostajny szum silników przejeżdżających obok mnie samochodów. Para oryginalnych siedemnastolatków schowała się między licznymi sklepowymi półkami. Zapadał zmierzch. Słoneczna kula niknęła już w oddali, chowając się za linią drzew i zabarwiając chmury czerwonawym blaskiem.

Zaraz po zniknięciu pary oryginalnych siedemnastolatków, na parkingu, tuż za moją ławką zatrzymał się czarny, sportowy samochód. Wysiadła z niego młoda kobieta w ciemnoczerwonej, idealnie skrojonej garsonce i wysokich szpilkach, które miarowo stukały o chodnik. Była naprawdę piękna, ale nie w stylu tych różowych laleczek z kilogramami podkładu na twarzy i przyklejonym sztucznym uśmiechem. Jej uroda była oryginalna, nietuzinkowa. Miała perfekcyjny makijaż, upięte elegancko włosy, w ręce telefon komórkowy, jeden z tych, które zwykli, przeciętni ludzie mogli oglądać w telewizji lub przez szybę sklepu, bo były tak drogie, że nikogo nie było na nie stać. Wyglądała na wielką perfekcjonistkę i tzw. 'kobietę sukcesu'. Albo dobrze zarabiała, albo miała bogatych rodziców, w końcu skąd miałaby taki samochód? Skłaniałbym się bardziej ku pierwszej koncepcji. Pewnie pracowała w jakiejś dużej korporacji, miała własne biuro w jednym z tych drapaczy chmur, wysoką pensję i premie świąteczne. Zdecydowanie bez męża, tym bardziej bez dzieci - takie kobiety jak ona zazwyczaj były zbyt zabiegane i skupione na pracy, żeby mieć czas na takie szczegóły jak życie prywatne.

Szła pewnym krokiem w stronę wejścia. Jej uwagę, skupioną do tej pory na stąpaniu ostrożnie po nierównej kostce, by się nie przewrócić, rozproszyły na chwilę trzy kobiety, które ze śmiechem wypadły ze sklepu. Wyglądały wprost niesamowicie i niezwykle kolorowo przy monotonnej czerwieni garsonki perfekcjonistki z samochodem. Krótkie spódniczki, skąpe bluzki, biżuteria, ostry, wyrazisty makijaż, wysokie buty. Wszystkie miały w rękach butelki dość drogiego szampana, jedna niosła reklamówkę z piwem. Pewnie wybierały się na jakąś imprezę. Wydawały się całkowitym przeciwieństwem elegantki w szpilkach. Gdybym miał je jakoś porównać, powiedziałbym, że ta trójka to kolorowe, wolne ptaki, kiedy perfekcjonistka przypomina piękne, ale zamknięte w klatce stworzonko. Na dodatek sama się tam zamknęła. Była niewolnikiem swojego idealnego, uporządkowanego życia.

Mogę się założyć, że te trzy małolaty studiują, ale pewnie za wykształcenie płacą rodzice, więc nauka schodzi na dalszy plan wobec całonocnych imprez. Z pewnością każda z nich miała partnera, ale nie wierzę, żeby któraś tworzyła stały związek, nie mówiąc już o ślubie. Myślę, że dziewczyny tego typu są zbyt niestałe w uczuciach i zbyt piękne, żeby przez dłuższy czas być z jednym facetem. Zero stabilności, zero monotonii. W weekendy zabawa do rana, w poniedziałki mega kac. Mieszkają pewnie w akademiku, albo jakimś małym mieszkanku, wszystkie trzy razem, żeby starczyło na czynsz. Jeśli chodzi o ich pracę, pewnie zmieniają ją tak często, jak facetów - szybko się nudzą.

Elegantka, stukając szpilkami o chodnik schowała się za drzwiami supermarketu, trzy studentki - imprezowiczki poszły w swoją stronę, wciąż śmiejąc się i głośno rozmawiając. Zanim jednak całkiem zniknęły z pola widzenia, pojawiły się kolejne, widziane już dziś przeze mnie osoby, tj. para punków. Wyglądali na jeszcze bardziej pijanych niż przedtem, poza tym przestali się do siebie kleić. Dziewczynie przekrzywiła się peruka, spod której wystawało teraz jeszcze więcej jasnych kosmyków. Chłopak miał w ręce kilka butelek piwa. Pewnie pójdą teraz oboje na jakąś prywatkę, zaaplikują sobie działkę kokainy i będą się bawić całą noc. Rano obejdzie się nawet bez kaca, jeśli nie będą pić zbyt dużo alkoholu. Zastanawiam się tylko skąd mieli pieniądze na dragi i alkohol. Kradną rodzicom? Czy to ważne? Grunt to porządnie się odurzyć.

Punki zniknęli a ja znowu byłem sam na czerwonej ławce przez sklepem. Nikt nie przechodził chodnikiem, żaden samochód nie zatrzymał się na parkingu. Jednak chwila względnej ciszy i pozornego spokoju nie trwała długo.

Kolejną osobą, która pojawiła się przed supermarketem, wbrew pozorom nie była kolejna oryginalna para, bogata młoda kobieta czy studentka - imprezowiczka. Był to chłopiec, najwyżej dziesięcioletni. Schludnie ubrany, z uczesanymi włosami, czystą buzią i rękoma. Widać było wyraźnie, że pochodzi z bogatej rodziny. Nie zauważyłem jednak na jego twarzy ani śladu uśmiechu. Szedł ze spuszczoną smętnie głową i chmurną miną malującą się na jego dziecięcej twarzy. Domyśliłem się, że nie miał zbyt wielu kolegów. Pewnie jego rodziców nigdy nie ma w domu, bo ciągle pracują. Są cholernie bogaci, więc dają synkowi ogromne kieszonkowe, jakby chcieli zrekompensować mu swoją nieobecność, tyle że mały nie wiem nawet, co zrobić z otrzymywanymi pieniędzmi. Opiekuje się nim gosposia. Nikt go nie lubi ze względu na wysoką pozycję społeczną, na którą chłopiec nie ma najmniejszego wpływu. Musi czuć się bardzo wyobcowany w towarzystwie rówieśników. Cóż, z pewnością nie ma łatwego życia.

Po chwili wyszedł ze sklepu z garścią gum do żucia i trochę pogodniejszą miną. Wróci teraz do domu, włączy telewizor albo komputer i będzie czekał na powrót rodziców z pracy. Pewnie się nie doczeka i pójdzie spać, a mama i tata wrócą dopiero po północy, zbyt zmęczeni, by zainteresować się synem.

Chłopiec, wracając ze sklepu minął dwie chichoczące i rozmawiające przyciszonymi głosami dziewczyny, na oko trzynastoletnie, z rodzaju tych 'trzynastookich niebieskoletnich blondynek', które całą swoją uwagę skupiają tylko na chłopcach. Pewnie liczą na to, że w wieku tych kilkunastu lat znajdą wielką miłość (czyt. faceta, którym będą mogły się pochwalić przez koleżankami). Z punktu widzenia dorosłych, więc także i z mojego, ich życie wydaje się bardzo proste i nieskomplikowane. Jedyne problemy, jakie mają, to brak pieniędzy na nowy błyszczyk, wątpliwości, czy zielona bluzka w paski pasuje do dżinsów i czy Marcin z 3b na pewno powiedział, że je lubi. Pewnie rodzice tych nastolatek nadal myślą, że ich "małe dziewczynki" wciąż nie wiedzą, skąd się biorą dzieci, a cały swój czas poświęcają na naukę.

Naprawdę współczuję takim pustym, egoistycznym dziewczynom. Ich życie jest sto razy uboższe od życia osób, którym zależy na czymś więcej, niż tylko zabawie i facetach. Takie lalki, jak te dwie małolaty przed sklepem nic w życiu nie osiągną, jeśli za swój jedyny atut będą uważać urodę. Jeżeli myślą, że jakoś sobie poradzą, bo mają ładną twarzyczkę i tyłek, to są w błędzie i już niedługo się o tym przekonają. Bo przecież samo opakowanie to za mało, prawda?

Oczywiście są wyjątki, zdarzają się dziewczyny z ambicjami, których myśli nie zaprząta jedynie płeć przeciwna i swój własny wygląd. Nikt zbyt bardzo ich nie lubi, zazwyczaj przez zazdrość, że są szczęśliwe bez względu na zewnętrzne zdarzenia i potrafią żyć inaczej, w sposób całkowicie niezależny od chłopców.

Niedługo potem zobaczyłem widzianą już wcześniej perfekcjonistkę w szpilkach. Uginała się pod ciężarem dwóch wielkich, pełnych po brzegi papierowych toreb. W pewnym momencie zachwiała się i na chodnik spadła puszka z jedzeniem dla kotów i pasta do zębów. Kobieta zaklęła szpetnie, postawiła torby na ziemi i podniosła produkty. Szybko wyprostowała się i, jęcząc cicho z wysiłku, zaniosła zakupy do samochodu. Wyglądała na bardzo zmęczoną i zirytowaną. Pewnie rzadko miała czas na takie rzeczy, jak zakupy, więc kiedy wybierała się już do sklepu, kupowała miesięczny zapas wszystkiego. Ciekaw jestem, jak wygląda jej kot. W końcu kupowała karmę, więc jakiegoś kota musi mieć, chyba sama tego żarcia nie zjada. A może opiekuje się zwierzakiem sąsiadki? Mam nadzieję, że kiedyś się dowiem.

Wyjeżdżając z parkingu o mały włos nie staranowała mojej czerwonej ławki. Musiała być naprawdę zdenerwowana.

Jeżeli poprzednie osoby były w miarę normalne lub trochę dziwne, to kolejna okazała się totalnie nietuzinkowa.

Otóż całkiem niespodziewanie przed supermarketem pojawiła się kobieta z burzą kędzierzawych, płomiennorudych włosów sterczących na wszystkie strony. Miała na sobie dziwną, szeroką spódnicę szeleszczącą przy poruszaniu się. Wyglądała niesamowicie, kiedy zwiewny, błękitny materiał wirował wokół jej szczupłych nóg. Przez ramię przewiesiła przepastną płócienną torbę. Zauważyłem, że nie miała na twarzy ani grama makijażu, ale mimo tego i tak wyglądała pięknie, bo była taka... naturalna. Wyglądała mi na bardzo ekscentryczną artystkę. Malarka? Fotograf? Poetka? Pisarka? Miałem wrażenie, że niedługo się dowiem.

W drzwiach minęła dwie nastolatki, te samolubne egoistki. Miały w rękach reklamówki pełne jedzenia - ciastka, czekolady itp. Teraz pójdą do domu jednej z nich i urządzą sobie tzw. "babski wieczór". Do rana będą plotkować o kolegach i obgadywać koleżanki myśląc, że to najprzyjemniejsze zajęcie pod słońcem.

Zaraz po nich przed supermarketem pojawiła się artystka. Niosła torbę pełną różnego rodzaju kredek, mazaków, farb, itp. Więc jednak malarka. Pewnie prowadzi jakieś zajęcia plastyczne dla młodzieży w jednej z wielu galerii lub domów kultury.

Znowu zostałem sam na ławce przed supermarketem. Słońce zaszło, zostawiając na niebie pomarańczową, nieubłaganie blednącą łunę. Nikt nie wychodził ze sklepu, nikt też do niego nie wchodził. Ulica opustoszała. Przez chwilę zastanawiałem się nad widzianymi dziś ludźmi. Wbrew pozorom wszyscy byli bardzo interesujący. Poza tym, bardzo łatwo było ich 'sklasyfikować'. Bez problemu określiłem podstawowe fakty z ich życia, dowiedziałem się mnóstwo rzeczy o ich charakterze i zachowaniach. Myślę, że w większości trafnie.

Zostałem sam na parkingu przed sklepem. Ostatnia żyjąca dusza. Ostatni człowiek, który potrafi dostrzec coś więcej niż wygląd, poznający człowieka na podstawie rysów twarzy, sposobie poruszania i mówienia. Tylko patrzę, a jednak wiem tak wiele. Powoli zapadał zmierzch.
Wierzyłem, że miłość wzniesie mnie ponad ka, tak jak skrzydła wznosza ptaka ponad wszystko, co może go zabić i zjeść.

S. King

Re: LAST LIVING SOUL [Ostatnia żyjąca dusza]

2
Wpadłam z rewizytą :wink: Ogólnie tekst mi się podoba, nie mam większych uwag co do stylu, może poza tym, że jak na przemyślenia indywidualnego przecież człowieka, jest własnie za mało zindywidualizowany, za bardzo wygładzony, literacki, jak np:
Pewnie prowadzi jakieś zajęcia plastyczne dla młodzieży w jednej z wielu galerii lub domów kultury.
Trochę za bardzo wymuskane moim zdaniem.



Poza tym, nie musiałaś pisać, że jesteś dziewczyną, to widać po tym opowiadaniu. Opisujesz kobiety widziane oczami kobiety, choć narratorem jest mężczyzna. Jestem na to wyczulona, bo sama borykam się przecież z facetami w swoich opowiadaniach; być może nie mam racji, ale dla mnie mało prawdopodobne jest, by mężczyzna tak świetnie odróżniał podkład od błyszczyka i tak dobrze wiedział co się dzieje na "babskich wieczorkach" nastolatek. Już na samym początku mnie to uderzyło, przy okazji tej żółej bluzki. On tą bluzkę widzi przecież na kobiecie, i myśli sobie, że takiej by nie założył, bo jest oczojebna. Moim zdaniem, facetowi raczej nie przyszedłby do głowy pomysł zakładania na siebie damskiej bluzki, bez względu na kolor. No chyba, że jest transwestytą :roll: jakoś mnie ten mężczyzna do siebie nie przekonał, za mało myśli o seksie - faceci ponoć myślą o tym co 3 sekundy. Nie ocenia wymiarów, ponętnych kształtów, tylko strój widzianych kobiet - całkowicie po kobiecemu. Nie mówię, żebyś zaraz robiła z niego wykłą seksistowską świnię, ale powinnaś bardziej zadbać o uwiarygodnienie go jako męczyzny. Właściwie, to wydaje mi się że lepiej byłoby zostać przy kobiecie w roli narratorki - wtedy nie byłoby się do czego przyczepić. Bo, tak jak już mówiłam, napisane jest sprawnie, ja kupiłam ten sklep i tych ludzi. Wyraźnie ich widziałam w trakcie lektury, a to się chwali. I masz jeszcze u mnie ddatkowy plus za dobór tematu i w ogóle za świat przedstawiony - TAK dla realizmu :wink:
[img]http://server.jassmedia.net/tutona/baner7s.png[/img]

Re: LAST LIVING SOUL [Ostatnia żyjąca dusza]

3
Widzisz, a mi się tak średnio podoba. Zdarzyło się kilka zbyt zamotanych zdań, np:



Jej uwagę, skupioną do tej pory na stąpaniu ostrożnie po nierównej kostce, by się nie przewrócić, rozproszyły na chwilę trzy kobiety, które ze śmiechem wypadły ze sklepu.


coś czasem nie pasowało do kontekstu:

Zauważyłem, że trochę się chwiali


zauważyć to można że ktoś ma brudne paznokcie a jak szli i się chwiali to nie dałoby się tego nie zauważyć ;)



opis:

dziewczyna miała długie blond, niestarannie ukryte pod wściekle czerwoną peruką, której kolor idealnie komponował się z kolorem paznokci i szminki


A ja jestem fanką opisów ;) skoro włosy blond były ukryte, nawet niestaranie to sądzę że peruka, zwłaszcza jeśli była ona wściekle czerwona pierwsza rzucała się w oczy. Więc niech czytelnik też zobaczy ją najpierw a później dopiero jakieś wystające pod spodem blond kosmyki. Cały opis powinien być w innej kolejności przedstawiony: od ogółu do szczegółu.

4
Przeczytałam.

Nie powiem, żeby mnie powaliło na kolana, ale skłamię, mówiąc, że mi się nie podobało.



Najfajniejsze jest to, że miałam te postaci przed oczami. Prosty świat, normalni ludzie - łatwe do przedstawienia i wyobrażenia sobie. To dobrze.



Zgadzam się z tym, że rzuca się w oczy, że tekst pisała dziewczyna. Faceci nie wiedzą co to tusz i "idealnie skrojona garsonka". Boże, nie znam gościa [poza moim ojcem], który w ogóle wie, czym jest garsonka :D



Ogólnie przeczytałam, pomyślałam chwilę i tyle. Możesz śmiało prezentować swoje teksty, z chęcią poczytam :)

5
No cóż, teraz nie mogę nic juz zmienić w poście na forum, ale chyba zamienię tego faceta na ławce na kobietę. Widocznie nie bardzo potrafie sie 'wczuć' w męski punkt widzenia :-)
Wierzyłem, że miłość wzniesie mnie ponad ka, tak jak skrzydła wznosza ptaka ponad wszystko, co może go zabić i zjeść.

S. King
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron