Pianino

1
Totalnie nie wiem co o tym myśleć, poprostu samo mi się napisało, no i wkleiłam. Ale pewnie prośby żebyście nie byli zbyt krytyczni chyba by się na nic nie zdały :roll:





Pianino, takie głupie, niepozorne, znienawidzone pianino. Uciekała od niego zawsze, i zawsze powracała jak do niewdzięcznego kochanka. Dawało jej nadzieje, miłość i piękno. Wszystko to, czego brakowało jej w życiu. Wiec czemu go tak nienawidziła? Jakże proste pytanie, na które miała tak wiele odpowiedzi. Bo skradło jej dzieciństwo, bo skradło jej przyjaciół. Bo wywoływało zazdrość u koleżanek. Bo kazało jej płacić tak cholernie wysoka cenę, za to, co powinna mieć za darmo. Za te uczucia, którymi nigdy nikt jej nie obdarzał.

Buntowała się więc, jak tylko mogła. Nie chciała już czuć. W ogule. Ani zabijającej tęsknoty, ani namiętnej miłości. Niczego, przez co by cierpiała. Ale czy człowiek może tak żyć? Ból, którzy zadawali jej bliscy sprawił, że nie widziała ludzi trzymających się za rękę, nie lubiła świąt, i nie ufała nikomu. Nie chciała nikomu ufać. Byłaby prawie szczęśliwa, gdyby nie to, że tajemnica muzyki przykuwała ją od czasu do czasu do pianina. Wtedy następowała chwila prawdy, chwila nieogarnionego smutku, często zadziwiającego piękna, czasem wielkiej namiętności i zawsze straszliwej tęsknoty za czyjąś obecnością. Chciała być z kimś tak blisko jak dotyk, bliżej niż dotyk. Grała więc, wylewając ten smutek. Sprawiała, że przemawiał przez te parę godzin. Nienawidziła tej chwili, która jednocześnie dawał jej ulgę, a zarazem pogłębiała wszystko. Przeklęte pianino. A później znów dzień za dniem, starała się nie czuć. Być szczęśliwa, i wykreślić wszystko, czego nie mogła dosięgnąć a czego tak straszliwie pragnęła. Nie umiałaby już kochać, wiedziała o tym. Wszystko było by piękne, no może prawie piękne, gdyby nie pianino...

Aż pewnego dnia sprzedała je. Sprzedała dźwięki, klawisze, sprzedała wszystko. Minął tydzień, drugi, trzeci i wtedy zrozumiała. Nie mogła żyć. Nie tak. Nie bez uczuć. Chociaż tych nędznych namiastek, które ofiarowywał jej ten niewdzięczny kochanek, pianino. Muzyka. Jej własna muzyka. Tylko dzięki tym nędznym namiastkom wiedział, że jeszcze żyje. Po trzech tygodniu egzystowania załamała się. To było w nocy. Ciemność zakrywała meble, czerń wisiała w powietrzu a ona nie mogła zasnąć. A z jej oczu kapały krople łez.

Następnego dnia, odkupiła pianino. Zadzwoniła też do swojej najlepszej koleżanki ze szkolnych lat.

2
Gdzies juz to widzialam (fabula). Ogolnie jest troche bledow, ale ...



Fajne. Milo sie czyta i to chyba tyle jak na tak krotki tekst. Fajnie, ze potrafisz pisac spontanicznie. Duzy plus.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”