Fajnie jesli sie wam spodoba.
„Jak Mag z Magiem”
szefie, mam coś tutaj – krzyknął jeden z robotników – To drzwi jakieś, chyba.
Inżynier podszedł do znaleziska.
- Co to jest?
- Rozsuwałem piach i nagle łycha koparki zabrzęczała. Wygląda, jakby leżało tu ze sto lat. Pewnie po wojnie zostało.
- Zakop to. Na nic się nie nadają, Futryna jest zardzewiała.
- Się robi!
Robotnik wsiadł do spychacza. I pomknął na stare drzwi. Gdy spych dotknął futryny, ona postawiła się na sztorc, a rdza odpadła. Drzwi raziły po oczach swoim złocistym blaskiem.
- Teraz to inna robota. – szef uśmiechnął się i kazał załadować odrzwia na samochód.
Trzech roboli złapało się za nie. Próbowali podnieść. Nie dali rady.
- Kierowniku, nawet nie drgnie. Dźwigiem trzeba.
- Jaki problem? Rysiek, dawaj no tu! – kierownik machnął ręką do operatora dźwigu.
Chłopaki zaczepili hak. Dźwig zaczął ciągnąć w górę. Lina naprężyła się, a drzwi stały jak pół minuty wcześniej.
- Rysiek! Więcej gazu – krzyknął jeden z pracowników.
Drzwi zaczęły drgać.
- Jeszcze więcej!
W powietrzu pojawił się okazały grzybek…
***
W chałupie Antoniego Borsuka, swoje siedemdziesiąte urodziny opijał Franek Kozakiewicz. Po kilku, kilkunastu kolejkach Franciszek ryknął do Antoniego oburzony.
- To, że jesteś trzy centymetry wyższy, nie znaczy, że jesteś silniejszy! – pokazał zaciśniętą pięść koledze.
- To się może spróbujemy?
- To i się może spróbujemy!
Przyjaciele rzucili się do walki. Od lat spędzali tak urodziny, które zawsze kończyły się tak samo. Bili się, aż obaj padali.
Do starych, lekko przegnitych drzwi ktoś zapukał. Koledzy przerwali rozrywkę. Antoni otworzył drzwi. U progu stał wojskowy.
- Pan Kozakiewicz? – zapytał gość.
- Tam jest. – wskazał palcem na leżącego na podłodze, Franka.
- Miejscowi powiedzieli mi, że tu pana znajdę. Nazywam się Anatol Gruczoł. Pułkownik trzeciej dywizji wojsk lądowych, Rzeczpospolitej Polskiej.
Kozakiewicz stanął na baczność.
- Ja swoją służbę odsłużyłem. O co chodzi?
- Wyjaśnimy po drodze. Niech pan wsiada do samochodu. I pana kumpel, też niech jedzie.
- We wsi obok Lublina, pięćdziesięciu robotników szykowało utwardzenie pod nową szos. Wszyscy nie żyją. Zabił ich wybuch. Nic więcej nie potrafiliśmy ustalić. – opowiedział pułkownik.
- A co ja mam z tym wspólnego? – zapytał Kozakiewicz.
- I ja? – dodał Borsuk.
- W całym województwie gadają, że pan się zna na zabobonach i tych różnych…
- Ano, trochę w tym prawdy jest. A co to ma do rzeczy?
- Zaraz sami zobaczycie.
Wjechali na były plac budowy. Na środku głębokiego, na około siedem metrów dołu, stała kolumna, a na niej lśniące drzwi.
- Zaraz zbadamy. – Kozakiewicz zatarł ręce z ciekawości. – Muszę się tam jakoś dostać.
- ściągnęliśmy tu dźwig. Przetransportuje pana.
Kozakiewicz wsiadł do koszyka zawieszonego na haku.
- Antek, wsiadaj, przydasz się. A, i dajcie mi granat.
Dźwig ekspresowo przeniósł ich na kolumnę.
Franciszek złapał za klamkę. Było zamknięte. Wyciągnął z kieszeni granat.
- Złap tu palcem, tak żeby nie zwolnić zapalnika – polecił kumplowi. - Ja wyciągnę zawleczkę. Granat się jeszcze nam przyda. Kozakiewicz z zawleczki zrobił wytrych.
- Nie mogłeś poprosić o to pana pułkownika? W wojsku mają takie rzeczy. – Zdziwił się Borsuk
- Nie pomyślałem.
Franek sprytnie otworzył zamek w drzwiach, po czym odłożył zawleczkę na miejsce. Antoni wsadził granat do kieszeni.
- No to włazimy.
- Gdzie chcesz włazić? Przecież po drugiej stronie nic nie ma.
- Nie daj się zwieść wzrokowi.
Kozakiewicz pociągnął za klamkę. Obaj przeszli przez próg i zniknęli.
- Gdzie oni się podziali? – zdziwił się pułkownik Gruczoł.
***
Drzwi przeniosły przyjaciół do ciemnej jaskini.
- Chyba nie mamy farta. – zauważył Borsuk. – właśnie się nasz portal zamknął, a nie widać innego wyjścia. W dodatku, chyba nie mają tu jeszcze elektryczności. Ciemno jak w d… dymie.
Franciszek zapalił zapałkę. Na ścianie zauważył sznur pochodni. Kozakiewicz podpalił go, a po chwili w całej jaskini zrobiło się jasno. Kumple ruszyli w głąb groty.
- Słyszysz to? – zapytał Antoni.
- Chyba ktoś krzyczy.
Kumple poszli dalej, czym bardziej się zbliżali, tym krzyk był głośniejszy.
- Zaraz się dowiemy kto się tak wydziera – Kozakiewicz złapał za pochodnie i wyrwał przed siebie.
Franciszek dobiegł do ślepej uliczki, Antek dołączył do niego po chwili.
- Tośmy chyba utknęli – zauważył Borsuk.
- Od teraz jesteście moimi niewolnikami – powiedział głos, który niedawno wrzeszczał.
- A ty niby kim jesteś? – zapytał Kozakiewicz.
- Jestem największym magiem, jakiego nosiły przestworza. Nikt nie może się ze mną równać.
- A ten ślepy zaułek, coś nas w niego niby wpakował, to też twoja magia? – upewnił się Franek.
- Owszem, moja. Jest nieograniczona. Uczynię, co tylko zechcę! – roześmiał się donośnie.
- Taki z ciebie mag, jak z Borsuka intelektualista!
Kozakiewicz zerwał starą płachtę, pomalowaną tak, aby przypominała ścianę jaskini.
- Wyłaź to ja się z tobą porównam, iluzjonisto zasrany! – zagroził Kozakiewicz.
Mag zmaterializował się kilka kroków od Franka. Ze zmarszczek na twarzy, można było wywnioskować, że jest w podeszłym wieku. Siedział na tronie, zupełnie takim, na jakim zasiadali królowie. Razem z nim zmaterializowała się meblościanka, a na niej różne gadżety. Od małych fiolek z kolorowymi cieczami, po wielkie urządzenia przypominające śrutownik, jaki stał w szopie Antoniego.
- Ty, chcesz się, ze mną mierzyć wieśniaku? – poniżył Franka.
- Duma kozakiewiczowska została urażona. Antek, granat.
Franciszek cisnął granatem w stronę maga i odskoczył razem z Borsukiem na kilka metrów. Uderzył w głowę. Mag zemdlał. Granat eksplodował, po iluzjoniście nie było już śladu.
- Teraz to ja mogę się nazywać magiem – powiedział z dumą do Antoniego.
Kilka rzeczy z jego ekwipunku przetrwało. Kumpli zaciekawił, wyglądający jak odkurzacz przedmiot, służący do… Tego jeszcze nie rozszyfrowali.
- Coś tu jest napisane – wypatrzył Borsuk - Сделано в СССР.
- Sprawdzimy do czego służy.
Kozakiewicz nacisną jeden z przycisków znajdujących się na „odkurzaczu”
Przyjaciele zniknęli razem z maszyną…
A gatunek gdzie? Urwało jak wybuchł granat? - Weber
2
Nieprzyjemny szyk słów.Do starych, lekko przegnitych drzwi ktoś zapukał.
Po cholerę ten przecinek? I jeszcze tu:- Tam jest. – wskazał palcem na leżącego na podłodze, Franka.
To może być stylizowana interpunkcja w dialogu, lecz śmiem wątpićI pana kumpel, też niech jedzie.

Motasz przy budowie dialogów:
(mhm. Taś kropkaś jeś źbendna)- Chyba nie mamy farta. – zauważył Borsuk.
Tych kumpli na początku zdania możesz śmiało wypieprzyć w cholerę...Kumple poszli dalej, czym bardziej się zbliżali, tym krzyk był głośniejszy.
Wydaje mi się, że raczej - Ty() chcesz się ze mną mierzyć(,) wieśniaku? - poniżył Franka.- Ty, chcesz się, ze mną mierzyć wieśniaku? – poniżył Franka.
I "poniżył" to nie jest szczęsliwy atrybut dialogowy. Już lepiej, gdyby w ogóle go nie było.
Większość błędów typu zjedzona kropka, przecinek, wielka/mała litera pominąłem, bo tego typu poprawianie mija się z celem. Ludzie kochani, już któryś raz o tym mówię: czy nie można zadbać choćby i najprostsze rzeczy, takie jak zaczynanie zdania/kwesti bohatera wielką literą i wieńczenie go kropką?
To zaczyna być wkurzające. Gdy czyta się takie... takie coś, ma się wrażenie, że ktoś machnąl to dosłownie przed chwilą i wrzucił tu z niewiadomego powodu. żart? Pomyłka? A może na serio to jest amatorska proza błagająca o pomoc i ocenę?
Jejku, więcej samokrytyki i szacunku dla odbiory! I ESTETYKI!

<liczy do dziesięciu>
Trochu kojarzy mi się ten cosiek z Wędrowyczem, trochu z jakąś ruską parodią... za dużo krótkich zdań, niedopracowane dialogi. Scena wpakowana zaraz po innej scenie, przez co wszystkie przyćmiewają się nawzajem. Dialogi zaśmiecone często zbędnymi dodatkami, a najbardziej brakuje mi tu boskich narzędzi, które wyglądają tak
- powiedział
- rzekł
- odpowiedział
- odrzekł
Gdy piszesz "roześmiał się", "krzyknął", "jęknął", "pierdnął" - tworzysz nadinterpretację, może nawet obrażasz miejscami inteligencję czytelnika. Tego typu słowa nie nadają się na atrybuty dialogu, już lepiej wyglądają gołe kwestie. Zajrzyj sobie do "To nie jest kraj dla starych ludzi". Zobacz, jakie długie są tam dialogi. I jakie nagie. Kwestia w kwestię bez zbędnych dodatków.
A brzmią tak życiowo, że czytając, ma się wrażenie, że PODSłUCHUJE SIę jakąś interesującą rozmowę. I lektura staje się nie zajęciem, lecz pociągającą chwilą.
No, tego. Tyle mam do powiedzienia.
Serwus!

3
Zaczynamy z wielkiej litery.szefie,
Jeśli To (nowe zdanie) to po robotników kropka.robotników – To
Rozsuwamy zasłony, piach kopiemy.Rozsuwałem piach
Tak nie wolno i tak się nie robi. Jakby to były drzwi stuletnie to wszedłby archeolog albo konserwator zabytków. Poza tym, rozumiem, że tu jakieś fundamenty będą, tak? To jak: zakop?Zakop to.
Koparka czy spychacz? To nie jest to samo.Robotnik wsiadł do spychacza.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Maszyna_do ... t_ziemnych
Nie musisz być inżynierem, żeby pisać o budowie, ale warto sprawdzać szczegóły i wiedzieć, co znaczą słowa. To, że Autor myśli, że wie, nie znaczy, że naprawdę wie a znaczenia potoczne to za mało, by obronić tekst - Autor musi wyrażać się precyzyjnie.
Magiczny koparko-spychacz. Futryna sama się ustawia i autooczyszcza. Drzwi rażą złocistym (złoty i złocisty to ulubione określenia artefaktów w amatorskim, naiwnym pisaniu. Autorze, strzeż się ich) blaskiem, bo cóż innego mogłyby robić jak nie porażające wrażenie?postawiła się na sztorc, a rdza odpadła. Drzwi raziły po oczach swoim złocistym blaskiem.
Po kropce następne zdanie rozpoczynamy z wielkiej litery. Szef się uśmiecha, pewnie magiczna zdolność koparki do złocenia zardzewiałych rupieci jest mu znana i już nie robi wrażenia.- Teraz to inna robota. – szef uśmiechnął się
Kierownik z wielkiej.dawaj no tu! – kierownik
Koparko-spycharka kopie fundamenty a obok, zupełnie logicznie stoi dźwig, na kierowcę którego można sobie po prostu machnąć, gdyż stoi i tylko czeka, co by tu przydźwigać. Chłopie, byłeś Ty kiedy na budowie?machnął ręką do operatora dźwigu.
Dobrze się urywa i przechodzimy gładko do kolejnej sceny.W powietrzu pojawił się okazały grzybek…
Zapisem dialogów rządzą pewne prawa. Warto poznać i stosować.silniejszy! – pokazał
Powtórzenia.Do starych, lekko przegnitych drzwi ktoś zapukał. Koledzy przerwali rozrywkę. Antoni otworzył drzwi.
W progu. U progu np nowego życia - bo nieco archaicznie i stylizowane. Stoimy zwyczajnie i współcześnie, więc im mniej dziwnie, tym lepiej.U progu stał
jest. – wskazał
ustalić. – opowiedział
Co po kropce?nie mamy farta. – zauważył
lądowych, Rzeczpospolitej
obok Lublina, pięćdziesięciu robotników
głębokiego, na około siedem metrów dołu, stała kolumna,
Nadmiar przecinków szkodzi.
Wykreśl zabił ich - jak nie żyją, to coś ich zabiło. Zyskasz na gładkości narracyjnej i dynamice.nie żyją. Zabił ich wybuch
Rozumiem, że tamtemu dźwigu zaszkodził grzybek, który zrobił dziurkę na 7 metrów? Hm...ściągnęliśmy tu dźwig.
A pułkownik na to: oczywiście, a może bazukę?A, i dajcie mi granat.
A może kosę Webera?
Yhm, yhm. Dobra, ktoś tu się naczytał Pilipiuka, co?Granat się jeszcze nam przyda. Kozakiewicz z zawleczki zrobił wytrych.
Czytelnik oddycha z ulgą, że bohaterowie nie są spiżowi i swe wady mają.- Nie mogłeś poprosić o to pana pułkownika? W wojsku mają takie rzeczy. – Zdziwił się Borsuk
- Nie pomyślałem.
Franek sprytnie otworzył zamek w drzwiach,
Ale sprytni są. A co? Inaczej nie byliby bohaterami.
po czym odłożył zawleczkę na miejsce.
Taki magik.
No, co jak co, ale jaja mają spiżowe. [Pardon moi za kolokwializm, ale nie mogłam się powstrzymać]Antoni wsadził granat do kieszeni.
Jako i my się dziwujemy.- Gdzie oni się podziali? – zdziwił się pułkownik Gruczoł.
A to ci dowcipne. Od dziś wszyscy będziemy tak mówić. Autorze, to dobry moment, żeby powiedzieć coś zabawnego lub... zmilczeć. żarciki na d... są brodate i niełatwo błysnąć.Ciemno jak w d… dymie
Jak w dymie.
Czemu nie warkocz?sznur pochodni
Precyzja. Precyzja. Pochodnie mogą być zawieszone kolejno, rządkiem, jedna przy drugiej...
Jedną zapałką, reszta się zapalała jedna od drugiej? Widziałeś Ty kiedy pochodnię?podpalił go
Za wszystkie? Za cały sznur pochodni, zerwał ze ściany i leciał z tym sznurem? Nie, oczywiście, że nie. Złapał jedną pochodnię. Precyzja.złapał za pochodnie
Może oznajmił brzmiałoby bardziej autorytatywnie. Po przecinku bym wycięła, bo brzmi naiwnie, jak opowiadanie sześciolatka. Wyraz traci na impecie i grozie.powiedział głos, który niedawno wrzeszczał
Witamy Lorda Voldemorta- Jestem największym magiem, jakiego nosiły przestworza. Nikt nie może się ze mną równać.

Już słyszę ten śmiech, odbijający się od ścian. śmiech Vincenta Price'a. Aha ha ha ha!roześmiał się donośnie.
- Taki z ciebie mag, jak z Borsuka intelektualista!
No, patrz! Wielkie umysły myślą podobnie (czyli ja i Kozakiewicz).
Dobrze, że nam wyjaśniasz takie zawiłe kwestie.Siedział na tronie, zupełnie takim, na jakim zasiadali królowie.
Co chciałeś tu powiedzieć? Niby wiem, ale brzmi dziwnie.poniżył Franka
Co za finał, co za kulminacja!Uderzył w głowę. Mag zemdlał. Granat eksplodował, po iluzjoniście nie było już śladu.
łza się w oku kręci, co?Сделано в СССР.
Styl naiwny do bólu.
śmieszne nie tam, gdzie powinno być śmieszne, nieśmieszne tam, gdzie miało być śmieszne.
Brak podstawowej wiedzy o zapisie.
Spychacz, granat i po problemie.
Pozdrawiam
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek
uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek
Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek
Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
4
Piach można rozsuwać, byłem na placu budowy i (dziwota) stał tam spych, koparka i dźwig (dziwota!).
Dół był głęboki na 7 metrów. Gdy wybucha bomba, nie zostawia dołu na całym polu rażenia. Tak więc spokojnie rozwaliła cały sprzęt.
Na placu budowy pracownicy nie stoją oparci o łopatę. (przynajmniej tak to powinno wyglądać
Tak więc, operator czekał na polecenia przełożonego.
"Ciemno jak w d… dymie" - sam się tego wstydzę. Nie wiem czemu to napisałem :]
sznur pochodni - gdy zapalimy początek sznura, po pewnym czasie musi spłonąć koniec. Z rzędem może być różnie.
Witamy Lorda Voldemorta - nie mam z nim nic wspólnego ;]
Opowiadania zacząłem pisać zanim przeczytałem cokolwiek o Wędrowyczu.
Chciałbym też powiedzieć, że nie mam nic wspólnego z bezsensownymi przecinkami, ale niestety, ja je wstawiłem - po co?
____________________
Musiałem odeprzeć krytykę ;] Bardzo się przydała, dzięki za wiele cenny rad.
Niedługo wstawię dalszy ciąg opowiadania. Będzie napisana takim samym stylem. Nie znaczy to, że nie umiem pisać innym. Jeszcze raz dzięki.
Dół był głęboki na 7 metrów. Gdy wybucha bomba, nie zostawia dołu na całym polu rażenia. Tak więc spokojnie rozwaliła cały sprzęt.
Na placu budowy pracownicy nie stoją oparci o łopatę. (przynajmniej tak to powinno wyglądać

"Ciemno jak w d… dymie" - sam się tego wstydzę. Nie wiem czemu to napisałem :]
sznur pochodni - gdy zapalimy początek sznura, po pewnym czasie musi spłonąć koniec. Z rzędem może być różnie.
Witamy Lorda Voldemorta - nie mam z nim nic wspólnego ;]
Opowiadania zacząłem pisać zanim przeczytałem cokolwiek o Wędrowyczu.
Chciałbym też powiedzieć, że nie mam nic wspólnego z bezsensownymi przecinkami, ale niestety, ja je wstawiłem - po co?
____________________
Musiałem odeprzeć krytykę ;] Bardzo się przydała, dzięki za wiele cenny rad.
Niedługo wstawię dalszy ciąg opowiadania. Będzie napisana takim samym stylem. Nie znaczy to, że nie umiem pisać innym. Jeszcze raz dzięki.
żeby pisać o śmierci, trzeba ją przeżyć.
5
Nie wchodzę w off topy, chyba że na priv, więc pomilczę nt budowy i wybuchów 
Czekam na dalszy ciąg z utęsknieniem, zobaczę, czy robisz postępy - bo po to w końcu wymieniamy uwagi, żeby pisać coraz lepiej i się rozwijać.

Czekam na dalszy ciąg z utęsknieniem, zobaczę, czy robisz postępy - bo po to w końcu wymieniamy uwagi, żeby pisać coraz lepiej i się rozwijać.
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek
uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek
Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek
Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
6
Przy drugim rozdziele od razu skojarzyło mi się z Wędrowyczem, choć nawet go nie czytałem
.
Całość jest napisana szybko, na odwal.
Nic nie wiem z jakich pobudek wojsko zdecydowało sie skorzystac z pomocy dziadka, speca od zabobonów i beboków. No chyba, ze na tym polega trik, w końcu to polskie wojsko.
Momentami tak głupie, że aż śmieszne. Naprawę. Pojedynek z magiem jest tak naiwny, że mi się spodobał. To chyba jakiś plus.

Całość jest napisana szybko, na odwal.
Nic nie wiem z jakich pobudek wojsko zdecydowało sie skorzystac z pomocy dziadka, speca od zabobonów i beboków. No chyba, ze na tym polega trik, w końcu to polskie wojsko.
Tak, nawet w stolicy województwa o nim gadają, jak chodzą po centrach handlowych.W całym województwie gadają, że pan się zna na zabobonach i tych różnych…
Momentami tak głupie, że aż śmieszne. Naprawę. Pojedynek z magiem jest tak naiwny, że mi się spodobał. To chyba jakiś plus.
8
- Tam jest. – wskazał palcem na leżącego na podłodze, Franka.
Chyba zapomniałeś o jeszcze jednym przecinku. Nie zaznaczyłeś poprawnie wtrącenia w zdaniu.
- Tam jest -wskazał palcem na leżącego, na podłodze, Franka.
Nie będę wytykał ci błędów, które zauważyli już inni, prawda ? Powiem ogólnie, interpunkcja u Ciebie leży, mam nadzieję, że tylko w tym... fragmencie :!: . Aha, tyle w tym fantastyki, co w Borsuku intelektu


wyje za mną ciemny, wielki czas
10
Ja odnoszę, jak widać, przeciwne wrażenie, Soi
Ekhm, prosiłbym bardziej na luzie
A co do tego fragmentu - winien wyglądać tak:
- Tam jest. - Wskazał palcem leżącego na podłodze Franka.
W poprzedniej wersji przecinki są zbędne (chyba nie tylko Autor tekstu ma kłopoty z interpunkcją
), a w mojej śmiało można dodatkowo usunąć jedno "na" (co uczyniłem) - Sky
Ekhm, prosiłbym bardziej na luzie

- Tam jest. - Wskazał palcem leżącego na podłodze Franka.
W poprzedniej wersji przecinki są zbędne (chyba nie tylko Autor tekstu ma kłopoty z interpunkcją

wyje za mną ciemny, wielki czas