- Kozielecki…?
Pan John zadumał się nad siekaną pietruszką i transcendencją bytu człowieka jako takiego.
- Adalbercie! – zawołał i na powrót jął siekać natkę.
- Słucham cię pa…, kolego umiłowany!
- Zali ten Kozielecki nie uciekł w Prusy uprzednio zachędożywszy pociotnej mojej, Jadwigi z Kuleszów?
Wzniesiony nóż przypomniał kamerdynerowi niewolę u Rosjan…
- Mniemam, iż tak było…, towarz…, bracie… - odpowiedział niepewnie Adalbert i splunął do siebie jako takiego.
- Hmmm…. – zadumał się pan John i spojrzał na leżące obok stolnicy brukwie.
- Zasadę mam taką, iż nie mieszam się w tryby machin rodzin swoich – rzucił stanowczo pan John i otworzył lodówkę. Niechybnie powitała go światłość, która szybko przemknęła w rejony mózgowe. Zadrżał.
- Musztardęś kupił, towarzyszu?
Adalbert zakrył ramieniem butelkę z napalmem, która niecnie wystawała z kieszeni marynarki.
- Nie… Żem zapomniał, rodzino ma ideologiczna. Wzuję li tylko obuwie wyjściowe i pójdę… Za rogiem jest sklep…
- Kozielecki! – wykrzyknął pan John. – Nie z Kuleszów, a z Wasilewskich, Adalbercie! Brakło szczawiu! Lećże i przynieś, umiłowany członku grupy wybranych! Oraz mleko!
Pan John nie wiedział, ale Adalbert tak, że chodzi także o jajka i o „Gotowanie na wolnym ogniu” Marcinkowskiego w wydaniu Gebethnera z 1932 roku.
Kto mógł wiedzieć?!
Pan John i książka ważka dla jego reputacji
1"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll