Kim jest Jerzy Szarosław" [fantastyka/psychologia]

1
„Kim jest Jerzy Szarosław”



Spanie z dziewczyną ma zarówno dobre jak i złe strony. Jerzy uwielbiał zasypiać wtulony w jej jedwabną skórę na ramionach, wdychać delikatny, niosący woń wina pot. Była to wonność świeżo dopiero zerwanej maliny po całym dniu leniwego wygrzewania się na letnim słońcu. Dla niego Iwona była właśnie taką maliną, a także wspaniałym dojrzałym kwiatem, z którym należy obchodzić się ostrożnie, gdyż od zbyt silnego upajania się jego zapachem podrażniony węch przestanie go wyczuwać. Jak zatem zbliżyć się do granicy uniesienia tak by się nie poparzyć?

Z drugiej strony... Do tej pory nie zdarzyło się tak by to ona stała wcześniej. Prawda jest taka, że kobiety nie lubią krótko spać i tylko w naiwnych hollywoodzkich produkcjach możemy zobaczyć scenę, w której mężczyzna budzi się rano obok ciepłego i wygniecionego, jednak pustego już miejsca na prześcieradle. W prawdziwym świecie zadowolona z nocnego romansu kobieta będzie spać do późna pomrukując cicho jak kotka na kolanach właścicielki.

Trudno wyciągnąć zdrętwiałą rękę spod głowy kobiety, trzeba uważać, śpiące anioły nie zasługują na brutalną pobudkę.

Postępując z najwyższą czcią i ostrożnością, Jerzy wyślizgnął się z łóżka. Jakby wyczuwając moment Iwona przewróciła się na drugi bok, kładąc się teraz przodem w jego stronę. Poranny migoczący promyk prześwitujący przez drzewa za oknem, który jakimś cudem przecisnął się przez szparę w zasłonach, położył się delikatnie na jej policzku.

Jerzy na bosych stopach pośpiesznie przemierzył chłodny parkiet, tylko po to, by za chwilę znaleźć się na lodowatych kafelkach w łazience, gdzie przez noc zostało, najwyraźniej przypadkiem, otwarte okno.

Z ulgą stanął na dywaniku przy zlewie. Odkręcił kran i zanim włożył dłonie pod strumień wody odczekał aby mieć pewność że nie obmyje ich w potoku ciekłego lodu. Ułożywszy palce w miseczkę nabrał w nie wody po czym obmył sobie twarz, potem jeszcze raz i jeszcze dopóki nie opuściły go resztki senności. Stanął tak wsparty rękoma o krawędź umywalki, ciężko oddychając rozwartymi ustami czekając aż strużki wody spłyną z jego twarzy.

Kap, kap, ostatnie opadające krople dudniły o małą kałużę na dnie zlewu. Wierzchem dłoni starł wilgoć z warg i podbródka, następnie sięgnął po znajdujące się na półce przy zlewie okulary, bez nich był ślepy jak kret. Gdy tylko je założył uniósł wzrok wyżej w stronę lusterka przyklejonego na drzwiczkach szafki z kosmetykami. Uwagę Jerzego przykuł niewyraźny błękitnoszary cień z prawej strony lustra, ktoś tam musiał stać. Odwrócił się i zobaczył Iwonę wchodzącą do niego do łazienki. Była w samej koszuli nocnej, stąpając na palcach przemknęła do niego na puszysty dywanik pod zlewem i chwyciła się jego tułowia dla zachowania równowagi. Wolną ręką przeczesała skołtunione i wiszące w nieładzie blond włosy.

- Przepraszam, nie chciałem cię budzić.

- Nie szkodzi – stłumiła ziewnięcie, jednak nie na tyle by nie można go było zauważyć – Za godzinę i tak mam zajęcia na uczelni. A ty co planujesz?

- Mam umówioną wizytę u okulistki na jedynastą, do tego muszę podskoczyć do biura i dokończyć raport z wczoraj. Nic ciekawego, może wyjdziemy potem na miasto coś zjeść? O której kończysz zajęcia?

- Około trzeciej. Zdążysz z raportem?

Po chwili zastanowienia Jerzy pokiwał głową.

- Spotkamy się na parkingu przed biurem?

- Może być.

Kiedy wychodził z domu coś nie dawało mu spokoju... Wydawało mu się że cień, który widział w lustrze był niebieskoszary, natomiast jego dziewczyna przyszła w purpurowej koszuli. Szybko jednak doszedł do wniosku że niepotrzebnie zwlekał z wizytą u okulisty, jego wzrok nie był w najlepszym stanie. Uśmiechnął się do siebie, gdy przypomniała mu się niewinna zabawa z dzieciństwa, zgadywanie koloru kredki trzymanej na krawędzi pola widzenia. Nikt tego nie potrafił, chociaż najpierw każdemu wydawało się, że to inni są ślepi, bo jak można nie widzieć koloru kredki trzymanej tuż przy oku? Ano można.

Za dużo godzin przed monitorem komputera – pomyślał. – No i co z tego? Rozważania takie same w sobie są bezcelowe, na nic mi to, że wiem dlaczego mam słaby wzrok, skoro nie zrezygnuję z komputera, bo musiałbym szukać innej pracy i układać sobie inne życie.

Wchodząc do samochodu poprawił lusterko, zamrugał zaskoczony, gdy ponownie dostrzegł w nim rozmazaną bladą sylwetkę. Odwrócił się do tyłu jednak tym razem nikogo nie dostrzegł, parking był wręcz wyludniony, inni mieszkańcy osiedla nie mieli przywileju odwiedzania pracy o porze kiedy mają na to ochotę.

Siedzący w pojeździe Jerzy, otworzył drzwi i wysiadł, aby rozejrzeć się na zewnątrz. Dopiero gdy obcasy jego butów stuknęły o beton, zdał sobie sprawę jak straszliwa cisza panuje w okolicy. Człowiek żyjący w mieście przyzwyczaja do furkoczącego wokół niego zgiełku, uszy uczą się filtrować dźwięki poniżej pewnego poziomu istotności w taki sposób, że świadomość nie musi zaprzątać swojej uwagi pracującą pralką sąsiadów, warkotem odpalanych silników, wiatrem huczącym w gałęziach drzew i szeleszczącymi siatkami z zakupami. Zmysły ludzkiego ciała do tego stopnia nabyły niewrażliwości na nadmiar sygnałów, iż doszło to pewnego ich wypaczenia, to znaczy moment uświadomienia przesunął się na całkowity brak bodźca. Dopiero brak sygnału alarmuje naszą świadomość, budzi wbudowaną w system ostrożność człowieka pierwotnego.

Powietrze stało w miejscu, nieruchome nie potrząsało gałązkami szkieletów drzew, było za to przeraźliwie zimno, wszędzie naokoło rozkładały się plamy szronu i zamarznięte pozostałości kałuż, które nie zdążyły wyparować przed atakiem zimy.

Jerzy zrobił obchód samochodu, a potem obdarzył okna swojego mieszkania ostatnim spojrzeniem zanim wsiadł do pojazdu i odpalił silnik.

Z zaciśniętymi ustami ruszył ignorując nadal odbijającą się w lusterku, rozmazaną postać stojącą pośrodku płyty parkingowej.

Sedan wycofał z miejsca obrysowanego białymi liniami farby, a następnie odjechał znikając za sąsiednim blokiem.



// // //



Praca tego dnia była wyjątkowo przyjemna, angażując umysł pozwalała Jerzemu nie myśleć o mirażach widzianych rano w lustrze.

- Coś się stało, stary? Wyglądasz dzisiaj na strasznie spiętego. Wszystko w porządku? – Andrzej, dobry kolega z biura podszedł do Jerzego.

- ... Czuję się jakoś dziwnie, musiałem źle spać w nocy. Zaraz mi przejdzie.

- Jesteś pewien? Mam nadzieję, że nic się nie stało.

- Nie, nie. Nie przejmuj się stary.

- Słuchaj, dużo ci zostało do zrobienia? Wyglądasz jak ktoś, kto potrzebuje drinka.

- Właściwie to już skończyłem, muszę tylko skserować te papiery i zanieść je szefowi, miałem to zrobić wczoraj.

Jerzy podszedł do kserokopiarki stojącej na korytarzu. Serce mu zamarło na moment, gdy podniósł klapę urządzenia i spojrzał w szklaną powierzchnię.

W odbiciu widział rozmazaną figurę spoglądającą mu przez ramię do kserokopiarki. Teraz wyraźnie dostrzegał różnicę między odbiciem swoim a widma.

Dziwna postać nie miała określonego kształtu, jej figura falowała nieustannie zmieniając kształt i przecząc zasadom fizycznego zachowania światła, jakby wędrował wokół niej mały niewidoczny punkt emitujący słoneczny blask. W dodatku...

Jerzy zasłonił upiorne odbicie kartką z raportem, pośpiesznie zamknął klapę i wcisnął przycisk kopiowania. Odwrócił się jakby chcąc ciałem zasłonić to co zobaczył, jednocześnie dostrzegł zaskoczonego Andrzeja patrzącego ze zmartwieniem w oczach.

- Ja... – zająknął się Jerzy - ... ja przepraszam, muszę już iść, umówiłem się z Iwoną na obiad. – pociągnął wychodzącą z kserokopiarki kartkę prawie wydzierając ją siłą i szybko oddalił się w stronę gabinetu przełożonego.

Andrzej podszedł do maszyny i otworzył klapę wyciągając oryginał raportu kolegi. Potem spojrzał na szklaną powierzchnię, na której przed momentem leżał papier, jakby spodziewając się, iż coś tam dostrzeże. Niczego tam jednak nie było, zupełnie niczego oprócz rozmazanego odbicia postaci, która z przekrzywioną w zainteresowaniu głową przygląda się koledze Jerzego, który w ogóle nie był w stanie jej zobaczyć.



// // //



Dopiero uderzenie lodowatego zimowego powietrza podziałało na niego otrzeźwiająco. Zatrzymał się przed wejściem do budynku firmy. Spojrzał na zegarek – druga. Iwona będzie tu dopiero za godzinę.

Tkwiący gdzieś głęboko lęk, sięgający korzeniami pierwotnych instynktów przetrwania, podpowiadał by nie spoglądać w lustrzane powierzchnie, odwrócić od nich wzrok i utkwić go gdzieś wysoko, może w chmurach ponad dachami kamienic, albo lepiej w chodnik pod butami.

Cokolwiek podpowiadał zdrowy rozsądek, Jerzy tego nie słyszał. Zresztą, nie najlepiej świadczy o rozsądku fakt dostrzegania rzeczy, które dla reszty świata pozostają niewidoczne.

Ostrożnie stawiając kroki, jak saper podchodzący do mogącej eksplodować w każdej chwili bomby, Jerzy zbliżył się do stojącej nieopodal furgonetki. Zajrzał w znajdującą się na tylnych drzwiach szybę, najpierw nie zobaczył w niej nic oprócz własnego odbicia, jednak już po chwili po powierzchni szyby przesunął się falujący cień.

Dziwnie muszę wyglądać, pomyślał Jerzy, stoję na środku parkingu i przeglądam się w szybie zaparkowanego samochodu.

Tknięty tą myślą stanął prosto i poprawił na sobie płaszcz. Rozejrzał się naokoło sprawdzając, czy nikt się na niego nie gapi, doszedł jednak do wniosku że i tak wygląda zbyt podejrzanie, poczuł się głupio więc odszedł, kierując się ku centrum handlowemu na sąsiedniej ulicy.

Idąc nie mógł oderwać wzroku od szklanych tafli wystaw mijanych sklepów. W oczach innych przechodniów musiał wyglądać co najmniej osobliwie z równą bacznością przyglądając się ekspozycjom księgarni jak i sklepów z bielizną damską. Jednak głowę zaprzątało mu co innego, teraz już bez początkowego strachu obserwował sunącą za nim upiorną postać, próbował ją rozgryźć, zrozumieć, albo chociaż jeśli nic więcej się nie uda, móc ją określić. Zdawałoby się, że ludzie miewający zwidy są w stanie opisać dostrzegane zjawiska, natomiast o towarzyszącej mu zjawie nie było sposób wiele powiedzieć. Poruszała się jakby sunęła w powietrzu, niemal cały czas pół kroku za Jerzym, czasem wychylała się na bok, jakby próbowała również dostrzec odbicie, któremu on się przygląda. Kiedy Jerzy się zatrzymywał, również zatrzymywał się jego widmowy towarzysz.

Szyba przed którą właśnie stał rozsunęła się z cichym i mechanicznym sykiem, wytrąciło go to z zadumy i zmusiło do spojrzenia na świat bezpośrednio, dostrzec otoczenie bez pośrednictwa zamglonego odbicia.

Wychodząca ze sklepu młoda kobieta z papierową torbą na ubrania obrzuciła go zaciekawionym spojrzeniem, jednak nie zatrzymała się nawet na chwilę.

Sklep z ubraniami... przymierzalnie... lustra. Nie wahając się ani chwili Jerzy wszedł do środka i pochwycił pierwszą z brzegu bluzkę, by – unikając podejrzeń - móc udać się z nią do przymierzalni.

Wybrał kabinę znajdującą się najdalej od przejścia do głównej hali sklepu. Przed otwarciem drzwi przygotował się psychicznie na dostrzeżenie zjawy w lustrze, jednak lustra w kabinie były puste. Wchodząc do środka zamknął za sobą drzwi, a potem starannie odłożył bluzkę na drewnianą ławkę. Tym bardziej wystraszył się, gdy po podniesieniu wzroku w lustrze dostrzegł w kabinie nie tylko siebie, ale i stojącą przerażająco blisko widmową postać.

Chwilę zajęło mu złapanie oddechu i uspokojenie walącego jak oszalałe serca.

Jej kształt można było opisać jako humanoidalny, być może ludzki..., tak..., z całą pewnością Jerzy mógł powiedzieć, iż była to postać ludzka. Teraz już na spokojnie próbował się jej przyjrzeć, zanalizować to co widzi. Widmo nie wyglądało bowiem jakby wybierało się gdzieś w najbliższej przyszłości.

Jerzy zdjął z nosa okulary by przetrzeć znajdujące się na nich tłuste ślady po palcach. Sięgając ściereczkę z kieszeni w płaszczu uniósł na chwilę głowę i spostrzegł coś co go zupełnie zaskoczyło. O ile z powodu wady wzroku przestał wyraźnie widzieć swoje odbicie, tyle widmo zrobiło się o wiele bardziej wyraziste.

Dla Jerzego było to strasznie dziwne uczucie. Ciało i umysł człowieka przyzwyczaiły się przez wiele lat, że na sile własnego wzroku nie można polegać, czuły to wyraźnie, nie mogące czegoś dostrzec oczy mrużyły powieki, albo zmuszały rękę by sięgnęła po okulary, a teraz mimo że intuicja podpowiadała wręcz odwrotnie, krzyczała by uruchomić normalną reakcję, Jerzy był w stanie dokładniej przyjrzeć się odbitej w lustrze postaci.

Wyglądała jak... kobieta, brodaty mężczyzna, brunetka, blondyn, szczupła i gruby zarazem. Niski i wysoka, w spódniczce i dresie... nieustannie zmieniała kształt, jej nowe formy rozchodziły się w lustrze jak fale gorącego powietrza. Była jednym człowiekiem o milionie twarzy, białą maską nieustannie malowaną przez szalonego artystę.

Niezwykłe. Jerzy podniósł do oczu okulary, spojrzał przez soczewki by upewnić się w przekonaniu, iż widmo jest lepiej widoczne gdy on patrzy na nie gołym wzrokiem.

Falująca wielopostać, nieustanna i niepowtarzalna gra kształtów i światła była najdziwniejszą rzeczą, jaką widział w życiu. Właściwie nie było chwili, w której jednoznacznie można by określić wygląd widma. Jego wiek, figura, płeć zmieniała się jak tęcza, przechodząc w następny wariant nim poprzedni zdążył się ostać. Odchodzący od zmysłów malarz rozpoczynał kolejne dzieło nie troszcząc się o wykończenie poprzedniego, ani tym bardziej o zmianę płócien.

- Kim jesteś...? – zapytał szeptem, opierając spoconą dłoń o lustro, próbując sięgnąć nią drugiej strony zwierciadła. Słowa brzmiały jakby kierował je bardziej do siebie samego – To bez sensu. – zrezygnowany usiadł na drewnianej ławeczce wystającej ze ściany, przesunął leżącą tam bluzkę, tak by jej nie zgnieść.

I co teraz, rozmyślał. Mam niewidzialnego towarzysza – z żalem spojrzał przed siebie w lustro. Teraz nawet nie mógł dostrzec własnego odbicia, całkowicie zasłonięty odbiciem widma. Sięgnął ręką do przodu i pomachał nią w powietrzu, na nic jednak nie natrafiła.

Spojrzał na zegarek. Za kwadrans trzecia. Iwona niedługo pojawi się na parkingu przed jego pracą, trzeba się zbierać.

Zerknął na bok, na bluzkę, którą wziął tylko po to by mógł mieć pretekst zajęcia przebieralni. Ciemna, granatowa koszula w niemal niewidoczne brunatne paski, bardzo gustowna, Jerzy lubił takie kolory, rozmiar też się zgadzał.

Rozebrał się do podkoszulka i ją przymierzył. Pasowała doskonale, dobrze opinając jego sylwetkę. Od razu również założył okulary, stwierdzając, że w ostateczności woli oglądać widmo rozmazane, aniżeli jako burzę kształtów, kolorów i świateł.

- I jak ci się podoba? – zapytał w pustkę, a na jego wargi wystąpił smutny uśmiech człowieka zrezygnowanego.



// // //



Zadzwonił zawieszony nad drzwiami miedziany dzwoneczek, którego zadaniem było sygnalizowanie nowych klientów. Zaraz też obok Jerzego i Iwony, niczym spod ziemi wyrósł młody kelner.

- Witam serdecznie, stoliczek dla dwojga. Na sali dla palących, czy niepalących?

- Poprosimy dla niepalących – powiedziała Iwona, kiedy w międzyczasie Jerzy pomagał jej zdjąć płaszczyk.

Kelner uprzejmie zaczekał aż zostawili swoje okrycia na wieszaku przy wejściu do restauracji.

- ładna koszula, kochanie, kupiłeś ją dzisiaj? – zauważyła Iwona.

- Tak, skończyłem pracę nieco wcześniej niż myślałem... O cholera, zapomniałem...

- ...Pójść do okulistki. – dokończyła za niego. – Chcesz, żebym cię tam zaprowadziła za rączkę?

Jerzy uśmiechnął się przepraszająco robiąc minę, która aż promieniowała stwierdzeniem „co ja mogłem poradzić”.

Kelner zaprowadził ich do stolika przy oknie. Zanim jeszcze zdążyli usiąść, on wrócił kartami menu dla nich obojga, następnie grzecznie ukłonił głowę i odszedł krzątać się wokół innych klientów.

- O ile dobrze pamiętam to przy tym stoliku siedzieliśmy na pierwszej randce. A może to była inna knajpa...? Jak Ci minął dzień na uczelni? – niewinnie zagaił Jerzy.

- Zwyczajnie, za tydzień mamy zaliczenie całego semestru z Historii Europy. Wiem, że doskonale pamiętasz gdzie się spotkaliśmy, byłeś taki zdenerwowany. A co u Ciebie?

- Nudy, jak zawsze.

- Nudy, nie nudy. Andrzejowi nie przeszkadza to opowiadać zajmujących historii z waszych perypetii w pracy.

Zaśmiali się oboje, jednak Jerzy zakrztusił się widząc odbijającą się w szybie mglistą postać. Prawdą było, że do takich niespodziewanych widoków nie jest łatwo przywyknąć. Według odbicia widmo siedziało na trzecim wolnym krześle przy ich stoliku.

- Przepraszam – zachrypnięty Jerzy uniósł rękę uprzedzając nadciągające troskliwe pytania Iwony – coś mnie cały dzień – odkrztusił raz i drugi – łaskocze w gardle. – Odsunął się od stolika – Mogłabyś mi zamówić jakąś zupę? Tylko nie egipską. Zaraz wrócę, pójdę skorzystać z toalety.

Iwona pokiwała głową i wróciła do przeglądania karty dań.

W łazience Jerzy stanął nad jedną z umywalek i nabrawszy wody w dłonie opłukał nią twarz. Tuż przed nim było lustro, a w nim odbijała się upiorna postać stojąca nieco dalej, jednak ignorując ją, zaczął przyglądać się dokładniej własnej twarzy. Chyba zrobił się blady, doznawał teraz tego dziwnego wrażenia, gdy krew odpływa człowiekowi z twarzy. Zmienił strumień wody na gorący, następnie ponownie opłukał nią twarz.

- Nie przeszkadzają ci? – usłyszał głos z tyłu.

- Słucham? – niezręcznie smarkając resztkami wody, które zostały mu w nosie, odwrócił się do stojącego za nim mężczyzny.

- Zapytałem, czy ci nie przeszkadzają. – mężczyzna wskazał ręką prosto na odbicie widma w zwierciadle. Uczynił to najspokojniej w świecie, jakby falujące w zwierciadle miraże były najzwyklejszą rzeczą, jaką można tam dostrzec.

Jerzy grzbietem dłoni przetarł resztki wody z podbródka, po czym dokładniej przyjrzał się swojemu rozmówcy. Był to starszy mężczyzna należytej postury, średniego wzrostu, całkowicie siwy. Ubrany w ciemnoszary staroświecki garnitur w pionowe paski budzący natychmiastowe skojarzenia z amerykańską mafią okresu prohibicji.

- Pan również je widzi...?

- Tak, oczywiście. Całe moje życie, wszędzie naokoło. Jednak nie tak jak ty, w lustrze. Tylko prawdziwie, w moim codziennym życiu, wszędzie naokoło. I by oddać im sprawiedliwość to nie „one”, ale „oni”.

- Czym one... oni są? Znaczy – kim – poprawił się Jerzy.

- To zwyczajni ludzie, tacy jak ty.

- Nie rozumiem.

- To proste. – starszy mężczyzna zaczął się przechadzać w tę i z powrotem. – Na przykład ten przed chwilą był hydraulikiem – leniwymi ruchami ręki wskazywał na lustro – to nauczycielka. O, i przy okazji jeden z jej uczniów, on też to lubi.

- Lubi... co?

- Czytać! – zawołał mężczyzna – Czytać, Jerzy, oni wszyscy lubią czytać. To ich spaja, to sprowadza tysiące ludzi w jedną postać.

Jerzy zdjął okulary i spojrzał w lustro zawieszone nad rzędem umywalek. Spotkał wzrok wyraźnego teraz widma, falującego nieustannie, przechodzącego z postaci w postać tak szybko, iż moment przejścia pozostawał rozmyty i nie do uchwycenia. Widmo spoglądało z zainteresowaniem na rozgrywającą się w toalecie scenę.

- Słucham? – zapytał Jerzy. Nie podobała mu się pozycja, w którą został zepchnięty w tej rozmowie, jego rola sprowadzała się do szukania i zadawania pytań, rozmówca celowo zmuszał go do błądzenia we mgle. Subtelna, a jednak rażąca nieuprzejmość.

- Szczerze mówiąc wydawało mi się, że będziesz bystrzejszym człowiekiem, Jerzy. Zasmuca mnie to ponieważ wiem, jak blisko jesteśmy ze sobą powiązani.

- Dość, ta rozmowa nie ma sensu. Nie mam pojęcia o czym pan mówi. żegnam.

- Obserwują cię, i będą obserwować.

Będący już w połowie drogi do drzwi Jerzy obrócił się na pięcie i wycelował palcem w starca.

- Kto do cholery jasnej!? – nawet nie wiedział skąd znalazł w sobie tyle złości. Ten mężczyzna, z którym rozmawiał budził w nim niejasną irytację z samego faktu konwersacji.

Na oblicze starszego mężczyzny wypełznął niewielki uśmiech.

- Moi czytelnicy, synu. – zrobił ręką gest obejmujący lustra.

Jerzy spojrzał na falujące w odbiciu widmo, oczy wszystkich postaci wyrażonych przez jedną błyskawicznie zmienną maskę rozszerzyły się w przerażeniu, powietrze przeciął świst cichy, a jednocześnie świdrujący, jakby jednoczesne westchnięcie kilku setek gardeł, widmo rozprysło się na drobne kawałeczki, jakby do tej pory było wyłącznie drobnym piaskiem ułożonym na powierzchni zwierciadła, teraz zmiecionym przez delikatny podmuch wiatru. Jeszcze tylko przez krótką chwilę stała tam postać samotnego kilkunastoletniego chłopca o smutnym obliczu, jednak i ona zniknęła.



// // //



- Widzisz, już wracają.

- Przecież to jakieś szaleństwo, nie mogę żyć w twojej głowie.

- No właśnie, nie możesz, chcę żebyś się wyniósł.

- O czym my w ogóle rozmawiamy – Jerzy zaśmiał się histerycznie – dwóch wariatów w łazience restauracji. Dobra, zapomnijmy o tym, Iwona na mnie czeka.

- Dlaczego teraz przestajesz wierzyć, a przed chwilą wierzyłeś? – zapytał starzec.

- Nie wiem, jestem psychopatą, wyobrażam sobie rzeczy, które nie istnieją. Ty też nie istniejesz, a ja stoję tu sam i gadam do siebie.

- Wierzyłeś, bo ja ci kazałem wierzyć, zresztą, pozwolę sobie dodać, zgodnie z prawdą. To ja określam co myślisz, czego chcesz, chociaż muszę przyznać, że nie jesteś tak uległy jak inni.

Jerzy pokręcił głową i odwrócił się żeby wyjść.

- Stój. – usłyszał zza pleców, jednak ani myślał słuchać się starego... Jednak... nie był w stanie zrobić kroku do przodu, nie mógł nawet mrugnąć ze zdziwienia.

Co ty mi zrobiłeś, pomyślał Jerzy.

Jeszcze nic, ale zaczynasz działać mi na nerwy, chłopcze. - Usłyszał odpowiedź w swojej głowie. - A teraz podejdź tutaj.

Jerzy został zmuszony do bezsilnego obserwowania jak jego własne ciało wbrew własnej woli wykonuje polecenie, które usłyszało.

- Widzisz, taki właśnie mam z tobą problem. Mogę zmusić cię, żebyś robił cokolwiek zechcę, ale zobacz jak to wygląda. Ruszasz się wtedy jak manekin na wystawie.

Pocałuj mnie w dupę, staruchu.

Mężczyzna pogroził mu palcem jak dziecku.

- A-a-a. Nie ładnie. Ja wszystko słyszę. – wsadził ręce do kieszeni i spojrzał w sufit, jakby nad czymś się zastanawiał – Nie wiem co sobie myślałem, kiedy cię wymyśliłem. Nawet nie przykładałem do ciebie najmniejszej wagi, zdarzało mi się wymyślać sto razy bardziej interesujące postacie, o których czytelnicy chcą usłyszeć. A ty...? Miałeś dziewczynę, pracę, kumpla. Iwona nawet cię z nim nie zdradzała.

...Sukinsyn...

- Tyle, że ja potrzebuję bohaterów, którzy są przekonani o prawdziwości sceny na której przebywają. Dlaczego upierałeś się, że koń na którym siedzisz jest drewnianą imitacją i koniecznie chciałeś zajrzeć za kurtynę? Co? Nieładnie, bardzo nieładnie. Nie potrzebuję bohatera, który widzi czytelników, słyszysz? To przecież absurd. Zatem... – starzec zrobił pauzę widocznie szukając odpowiednich słów. – Zwalniam cię, kiepski aktorze. A dla ciebie znaczy to tylko jedno.

Zabijesz mnie.

- Technicznie rzecz biorąc ty nigdy nie istniałeś.

To morderstwo.

- W każdej książce ginie bohater. Zobacz ilu widzów zgromadziłeś. Uwierz mi, że będzie to osiągnięcie twojego życia.

Jerzy spojrzał w lustro, widmo falowało jak szalone, ich wzrok spotkał się na krótką chwilę.



// // //



Spojrzałem w lustro, widmo które tam dostrzegałem falowało jak szalone, nasz wzrok spotkał się na krótką chwilę, przepełniony strachem i rozpaczą moment.

Rozejrzałem się zdziwiony naokoło. To już nie była ta sama łazienka. Może trudno to wyjaśnić, ponieważ wyglądała identycznie i nikt o zdrowych zmysłach nie dostrzegł by różnicy, ale coś zmieniło się w samej osnowie rzeczywistości. Tak jakby powietrze było inne, albo kolory postrzegane przez inne oczy.

Spojrzałem na starszego mężczyznę. Uniósł brwi wyraźnie zaskoczony, potem spojrzał na mnie w wyczekiwaniu. Czy miałem coś zrobić?

Zmrużył oczy na chwilę, następnie ze zrozumieniem pokiwał głową. Włożył ręce do kieszeni, łokciami rozsuwając opiętą na jego brzuchu marynarkę, po czym na jego twarzy zagościło coś noszącego ślad serdecznego uśmiechu. Starzec odwrócił się i odszedł przenikając przez kafelki na ścianie tak jakby nie stanowiły przeszkody na jego drodze.

Chwilę zajęło mi, by zrozumieć co się stało.

Wyszedłem stamtąd poprawiając mankiety koszuli i od drzwi obrzucając Iwonę wesołym uśmiechem.

Jednak nie było jej tam już, zastąpiła ją jakaś inna kobieta, również młoda i atrakcyjna, jednak stanowiła raczej pewną, można by rzec, interpretację tego jaka była i jak ubierała się Iwona. Nie to, żeby była zła, dokładnie wiedziałem, jak zgrabne nogi będą kryć się pod jej spodniami.

Dosiadłem się do stolika.

- O czym my to... – zagaiłem oczekując podpowiedzi.

- Mówiłam ci – przynajmniej głos miała podobny, dobra robota – że kino w przyszłym tygodniu to zły pomysł, w piątek mam to paskudne kolokwium z historii.

- Nie ma sprawy, możemy iść w sobotę.

Do naszego stolika podszedł kelner. Odsunąłem na bok owinięte w serwetkę sztućce. Przed Iwoną wylądował wspaniale parujący talerz zupy cebulowej.

- Cebulowa dla pani... – powiedział kelner sięgając już po drugi talerz.

- Co mi zamówiłaś? – wyszeptałem do Iwony z zaciekawieniem.

- ... i egipska dla pana. życzę państwu smacznego.

- Dziękuję. – odpowiedziałem i udając zainteresowanie podniosłem łyżkę i zacząłem ją wycierać w serwetkę z koszyczka.

No tak. Jeszcze wielu rzeczy nie wie.

A co do nas... mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że pomieszkam w twojej głowie przez jakiś czas.

A teraz wybacz mi, ponieważ chciałbym zjeść obiad z moją nową dziewczyną.



Tym razem ci się udało. Grey.
In Gun we Trust.

2
Wiesz, chciałam to przeczytać ale nie dałam rady. Przeleciałam przez połowę i oto co myślę:



1.Jerzy? Nastąpiła u mnie następująca wizualizacja-starszy pan, okularnik, łysiejący, nudny itp.

2.Pobudka z kobietą była "niesmaczna" mimo, że punkt docelowy stanowiła zapewne rozkoszna poetyckość.

3.Scena łazienkowa kiedy facet widzi widmo zupełnie stracona. Potworne, pedantyczne opisy czynności są ok, kiedy następuje po nich szok. Tutaj nic się nie stało.

4.Psychologia szwankuje. Pomyśl, człowiek widzi coś czego nie ma, jak się zachowuje? Rozważa to z arkadyjskim spokojem? Polemizuje z rozsądkiem? Nie, boi się. Koleś widział to "coś" około czterech razy do połowy tekstu i ani ja się nie bałam ani on, coś tu nie gra.

5.W sumie to już napisałam o widmie, ale...Czy to nie banalne? Kolejny, który ma wizje, prześladują go jakieś dziwne cienie.

6. Wszystko się dzieje tak: pach, bum, trzask, to twarz, tam widmo, ktoś coś powie, nie ma klimatu. Niczego nie czuję, to jest jak wasa bez pomidora-suche, mdłe.

7.Teraz mi możesz powiedzieć, że nie przeczytałam całości, więc nie wiem nic o opowiadaniu. No.



Od wiecznie niedouczonej.[/b][/u]
Sprzeczne sprzeczności są podniecające. Taki mały zabieg a cieszy.

3
Błędem, który popełniłem mogło być polemizowanie z gatunkiem horroru. Otóż nie przepadam za horrorami i nie chciałem, by czytelnik po raz pięćsetny drżał w napięciu, by po chwili mógł się przestraszyć z głośnym 'bum!'. Moim celem w ogóle nie było pisanie horroropodobnej opowiastki zgodnej z prawidłami tego gatunku, tylko przemycenie pewnej historii opowiedzianej tak jak ja ją widzę.



Krytykę jak najbardziej przyjmuję, dziękuję za czas, który poświęciłaś na lekturę.



Z jednym muszę się nie zgodzić. Jeśli zobaczyłbym ducha, albo coś paranormalnego oczywiście najpierw zrobiłoby mi się gorąco, ale potem nie zacząłbym uciekać długim niekończącym się korytarzem przed goniącą mnie zjawą, bo dlaczego? Takie być może są reguły rządzące horrorem, a ja zwyczajnie nie powinienem pisać opowiadania budzącego z nim skojarzenia.



Pozdrawiam i czekam na więcej opinii.
In Gun we Trust.

4
Panie Kmiotek, cóż to za gatunek literacki: "pełne opowiadanie"? Bardzo się cieszę, że wrzuciłeś coś z początkiem, rozwinięciem i zakończeniem, ale niestety - wciąż nie wiem, o czym toto z grubsza jest. Więc albo podasz pan gatunek, albo dostaniesz pan warna.



Daję panu cztery dni. Clock is ticking.
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

5
Przeczytałem kilka pierwszych linijek i już wiem, że tekst będzie przegadany. Skoro tutaj jest sporo mówienia o niczym konkretnym to dalej nie może być inaczej.



Dziwnie budujesz zdania próbując co rusz wcisnąć do nich coś jeszcze, przez co nie wyglądają zbyt estetycznie ani zachęcająco do czytania.

Nie zapisujesz precyzyjnie myśli przez co narażasz się na śmieszność. Mały przykład:
Do tej pory nie zdarzyło się tak by to ona stała wcześniej.


Zapewne literówka, ale podaje nam pewną informację, gdy nie uwzględnimy braku jakiejś litery. Jerzy śpi z Miriam albo z Iwonem, nie Iwoną.



Dalej poświęcasz się szczegółom zapominając o pewnych detalach. Przynajmniej według mnie. W tym zdaniu można to zauważyć:
Ułożywszy palce w miseczkę nabrał w nie wody po czym obmył sobie twarz
Palce, ale co z dłońmi? Nabiera się wodę w dłonie, nie w same palce, to jedynie część składowa. Chyba, że robił to w dziwny sposób, który ciężko mi sobie wyobrazić.



Podajesz informacje, które wydają się być zbędne i przedłużają jedynie tekst nie sprawiając, że staje się on ciekawszy.
ciężko oddychając rozwartymi ustami
Ciężko oddychał ustami. Nie musisz pisać, że rozwartymi (o_O), przecież z zamkniętymi nie zrobiłby tego.



Literówki.



Styropianowe dialogi.


Zmysły ludzkiego ciała
Czyli zmysły to atrybut ciała i wyłącznie ciała człowieka? Myślałem, że zdolność odbierania bodźców zewnętrznych jest ogólnie dostępną cechą dla każdego organizmu.



Powtórzenia.



Ogólnie historia nudzi od pierwszych stron. Niestety.

żeby dobrnąć do końca trzeba mieć niezłą wolę i sporo samozaparcia.

Wiele mankamentów od strony stylistycznej powoduje dodatkowe utrudnienie.

Jest słabo.

Popracowałbym nad tym tekstem. Nad jego przejrzystością. I czytelnością też.

Przydałoby mu się okrojenie. Wyrzucenie kilku zbędnych informacji i popracowanie nad opisami.



To, by było na tyle jeśli chodzi o mnie.



Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

6
Odwrócił się i zobaczył Iwonę wchodzącą do niego do łazienki.
po co "do niego" - W. ma racje, za dużo natkane

widzem literówki i jakiś dialog zaczęty małą literą


Ten mężczyzna, z którym rozmawiał budził w nim niejasną irytację z samego faktu konwersacji.
O_o ale buka!

Huh

sprawdź zapis dialogów, bo czasem coś jakby nie bardzo :)

Ogólnie muszę powiedzieć, że podobało mi się! :P <zabijcie mnie!>

Masz świetny pomysł - cóż trochę gorsze wykonanie. Za pomysł masz u mnie 6 i ściska - za wykonanie masz 2. No, bo jest przegadane... początek zniechęca a bardzo bym nie chciała rzucić to w cholerę, bo dalej jest fajowsko. Koniec ciekawy. No, pomysł rozwala! Tylko to wykonanie... :(



Pozdrawiam serdecznie :)
"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."

"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde

(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron