Dwie krople [obyczaj, tragedia]

1
Coś napisanego pod wpływem wiersza Herberta. Trochę przemyśleń podczas tańcu w deszczu (ach, te moje pomysły). Oczywiście myśli jak zwykle uciekły i nie do końca wyszło jak chciałam. Wiersz Herberta zamieszczam, żeby choć trochę się wczuć. Miłego.

________________________________________________________________________



Zbigniew Herbert - Dwie krople



Lasy płonęły -

a oni

na szyjach splatali ręce

jak bukiety róż



ludzie zbiegali do schronów -

on mówił że żona ma włosy

w których się można ukryć



okryci jednym kocem

szeptali słowa bezwstydne

litanię zakochanych



Gdy było bardzo źle

skakali w oczy naprzeciw

i zamykali je mocno



tak mocno że nie poczuli ognia

który dochodził do rzęs

do końca byli mężni

do końca byli wierni

do końca byli podobni

jak dwie krople wody

zatrzymane na skraju twarzy

###

Wiecie jakie to cudowne uczucie?



Deszcz zalewał wszystko wokół. Błyskawice rozrywały niebo, grzmoty zagłuszały wycie mp3. Skrajne emocje szamotały się w jej sercu, ból w klatce piersiowej był nie do zniesienia, ale było w nim jednocześnie jakieś nieopisane piękno. Mogła zemdleć, upaść, zadusić się, przeziębić. Krople deszczu spływały po opalonych, gładkich ramionach, długie, mokre włosy lepiły się do luźnej koszulki, a szare, zwiewne spodnie uporczywie kleiły się do ud.

Jak ona w ogóle mogła jej coś takiego powiedzieć? Nie znała jej. Nie miała prawa jej oceniać. Szmata? Czy ktoś bezkarnie mógł nazywać ją szmatą? Zacisnęła mocniej zęby i przyśpieszyła kroku. Kolejna błyskawica rozdarła niebo, napawając ją nieogarnioną siłą, zaraz potem grzmot, potężny i głośny, tak, burza była już naprawdę blisko. Nic o niej nie wiedziała. Była tylko jego byłą dziewczyną. Nic o niej nie wiedziała. I to spojrzenie, przeciągłe, pełne pogardy i wysączone z pełną świadomością ich znaczenia, słowa „To ta szmata”. Zaśmiała się sama do siebie. Jeśli ona jest szmatą, to kim jest ta dziewczyna, która bezkarnie ją tak nazywa? Miała się tym nie martwić, miała puścić to w niepamięć. Tak nie wolno. Nie wolno ranić innych. Odgarnęła z twarzy włosy i schowała mp3 do małego woreczka. Poczuła się bezsilna. Uszy bolały ją od dudniącej muzyki, ból w klatce piersiowej spowalniał jej oddychanie, deszcz bił otaczający świat swoimi łzami coraz gęściej. Wszechogarniająca pustka, razem z wewnętrznym ciepłem. Odsłonięte ramiona, pomimo tego, że inni chowali się pod grubymi kurtkami. Czuła się wolna, bezsilna i dziwnie przygnębiona. Potem zatrzymała się, rozejrzała wkoło, zdając sobie sprawę z tego, że jeśli szybko nie dostanie się do domu, zaraz strzeli ją jakiś piorun. Teoretycznie rzecz biorąc, strach przez piorunami, powinien być jej obcy. Nie powinna się bać, bo przecież w nikogo, ot tak, nie uderzają błyskawice, mimo tego jednak, bała się. Dziwny, niewyjaśniony strach. Chwilę potem chęć walki, cudowna, mokra ulica, uderzające krople deszczu, coraz mocniejsze, większe, coraz gęstsze. Mokre, pluskające buty, zalana twarz, tak, że gdyby teraz zaczęła płakać nikt nie byłby w stanie odróżnić łez od kropli deszczu. Kochała deszcz, kochała jego swobodę, to, że dawał życie, ale równocześnie tak łatwo mógł to życie odbierać. Upadła na kolana pod najbliższym drzewem. Łapczywie zaczerpnęła powietrza, a potem zaczęła uciskać mokrymi rękami kłujące miejsce w klatce piersiowej. To koniec, mówiła sobie w myślach i zamknęła oczy. Przesunęła się nieco w bok i usiadła pod drzewem. Rozchyliła lekko powieki, patrząc na to, jak wokół niej tworzy się brudna, pełna szlamu kałuża. Deszcz zaczął padać jeszcze mocniej, a niebo rozrywały coraz liczniejsze błyskawice. Siedziała pod drzewem, więc prawdopodobieństwo, że niedługo coś ją trafi, zwiększyło się. Nie dbała o to, wciąż bijąc się z niechcianymi myślami. Zabrała jej wszystko. Przyjaciół, największą miłość i zdrowie, dlaczego wciąż było jej mało? Po co do cholery ją poniżała? Zamknęła oczy pozwalając na to, by małe krople łez spływały leniwie po jej twarzy. Dlaczego on był taki ślepy? Dlaczego nie potrafił dostrzec zła, które roztaczała wokół siebie? Jej porcelanowa, niczym u lalki twarz, ogromny biust i dziwna, wychudzona twarz. Wyglądała jak upiór, a on wciąż nie umiał spojrzeć na nią z innej perspektywy. Trudno, powiedziała sobie w myślach, każdy z nas dokonuje wyborów, on wybrał tak... Czuła, że straciła go już na zawsze. Czuła, że już nigdy nie odzyska osoby, którą znała, kochała... Boże, co ta dziewczyna z nim zrobiła, powtarzała cicho do siebie. Zamknęła oczy. Nie wróci dzisiaj do domu, nie ma siły. Musi spać, musi zamknąć oczy, uciec. Kolejna błyskawica rozerwała niebo, przeszedł ją zimny dreszcz, ale zacisnęła zęby i oddała się we władanie krainy marzeń...



-Jesteś lodowata. Wszystko w porządku?

Nie. Nie otworzy oczu. Niech on sobie pójdzie, niech odejdzie ten głos z marzeń, niech przestanie o nim pamiętać. Poczuła coś dużego i ciepłego na swoich ramionach.

-Heeej.- powiedział cichy głos, a chwilę potem znalazła się już w ciepłych ramionach nieznajomego, który podtrzymywał jej ciało nad ogromną kałużą, sam klęcząc w mętnej wodzie.- Boję się o ciebie, otwórz oczy.

-To sen. Błagam, powiedz, że umarłam, a ty jesteś aniołem i zabierasz mnie do nieba. Błagam...- wykrztusiła niemrawo i jęknęła, wciąż nie otwierając oczu i czując, jak długie, silne ramiona oplatają szczelniej jej ciało.

-Jak długo tu jesteś?- znowu ten głos.

Czy nawet w marzeniach musiała czuć jego powalający zapach? Nie dość, że i tak była już wyczerpana to kiedy przytulił ją do siebie, jego woń uderzyła jej nozdrza i zakręciło się jej w głowie. To marzenie zdecydowanie stawało się nazbyt realne. Lekko uchyliła powieki.



Patrzył na nią ze zdziwieniem. Co ona o tej porze tutaj robiła? Jak mogła zasnąć pod drzewem w czasie burzy? Myślał o niej często. Zastanawiał się co robi, jakie ma problemy, jak radzi sobie ze światem... Rozdzierały go skraje emocje, uczucia. Jednego dnia kochał ją, drugiego inną. Ona była dla niego czymś ponad światem, niedostępnym diamentem, nieoszlifowanym diamentem... Zupełnie jakby dzieliły ich dwa odległe światy, a on za wszelką cenę chciał dostać się do tego drugiego, tego jej świata, bo w nim wydawało się być tak szczęśliwie. Podbiegł do niej i zarzucił na nią bluzę, zdawała się być nieprzytomna, jakaś otumaniona. Wyglądała pięknie, tak, jak zawsze, ale jednocześnie na jej nieobecnej twarzy malowało się głębokie zmęczenie.

Strużka krwi spływała z jego czoła, ręce miał poranione i chyba wybite dwa palce... ale nie, to nie liczyło się teraz. Dopóki nie otworzy oczu, mówił do siebie i uważnie badał jej twarz. Dlaczego tutaj przyszedł? Och, dlaczego znowu musiał na nią spojrzeć i wszystko musiało wrócić?

-Co ty tu robisz?- zapytała niemrawo, ale wciąż nie wstawała.

-Dobre pytanie. O to samo chciałem zapytać ciebie, wszystko w porządku?

-Daj spokój.- prychnęła.- To tobie z głowy ścieka krew i to ty mnie obejmujesz. Nie uważasz, że należą mi się jakieś wyjaśnienia?

-Może i należą, ale martwię się teraz bardziej o ciebie.- spojrzał jej prosto w oczy i wciąż nie mógł się nadziwić temu, jak bardzo się zielone i jak ciepłe.

-Niepotrzebnie.- podniosła się, a potem chwyciła pobliskie drzewo, bo zakręciło się jej w głowie.- Dam sobie radę, widzisz? Co ci się stało?- dodała szeptem.

Westchnął ciężko i pomógł jej ustać na nogach. Jego ręka zawędrowała na jej talię, niezdarnie ukrytą pod ogromną bluzą.

-Widzę.- uśmiechnął się do niej i przeszył ją głębokim spojrzeniem.

-Źle się czuję.- powiedziała tylko i siadła wprost na kałużę, a potem przytknęła sobie rękę do ust.- Nie wiem co mi jest i to jest najgorsze.

-Heej.- powiedział znowu i usiadł obok niej.- Wszystko będzie dobrze. Zobacz, mówi ci to ktoś, komu krew tryska z czaszki.- zaśmiał się.

-Nie przesadzaj.- powiedziała tylko i ręką dotknęła jego czoła, a potem ostrożnie poprawiła ślad który naznaczyła krew, a który już rozmazywał się pod wpływem deszczu.- To tylko małe zadrapanie.

Przeszył go silny dreszcz. Zdawało się, że jej dotyk jest jak lekka mgła, która zaraz opadnie, którą możesz nacieszyć się jedynie kilka sekund. Poczuł też nagle dziwną ulgę. Potem patrzył na jej twarz, nieco nieśmiałe spojrzenie i odgarnął z jej twarzy mokre kosmyki. Nie mógł skupić się na niczym innym. Siedzieli tutaj, razem. Rozmawiali jak dobrzy przyjaciele, a ona nie mogła wiedzieć tego, co działo się w jego sercu i umyśle.

-Dlaczego usiadłaś pod tym drzewem?

-Pada. Zakręciło mi się w głowie. Wkurzyła mnie jedna laska. Nic specjalnego.

Odwróciła głowę wymawiając słowa „jedna laska”, choć na język cisnęły się jej zupełnie inne słowa. Nie powinna mu mówić o tym, jaka jest jego dziewczyna. Zachowa to dla siebie, nie będzie się mieszać w ich pokręcone życie. On sam to kiedyś odkryje, sam kiedyś dowie się, jaka jest... Ale wtedy może być już za późno, szepnęło coś w jej głowie. Trudno. Późno czy nie, nie będzie nic nikomu o nikim mówić.

-Jesteś blada.- powiedział tylko, a potem objął ją ramieniem.

-Wiem.- powiedziała słabo i znowu zakryła sobie ręką usta.

Zrobiło jej się naprawdę niedobrze. Nie ze względu na niego, ale im bliżej był, tym bardziej kręciło jej się w głowie. Znowu poczuła jego zapach, a te dziwnie patrzące się na nią oczy... Nie. Skąd, to nie mogła być miłość. Musiało naprawdę kręcić jej się w głowie, bo przez chwilę pomyślała, że rzeczywiście obchodzi go, co się z nią dzieje, że chce się do niej zbliżyć.

-Martwię się o ciebie.- powiedział tylko szeptem.

-A ja o ciebie.- dodała równie cicho i oparła głowę na jego piersi.

Tak fatalnie się czuła, że wszystko przestało ją obchodzić. Nieważne było to, czy jest z tą dziewczyną czy nie. Nie liczyło się to, że pada deszcz. Nieważna była przeszłość i nie liczyły się jego zamiary. Zapragnęła zbliżyć się do niego, poczuć się bezpiecznie. Gdy tylko zaczął głaskać ją po głowie, odpłynęły jej wszystkie myśli. Zamknęła oczy i próbowała zapanować nad zawrotami głowy i podskokami żołądka. Zaczerpnęła powierza nosem i cudowny zapach wypełnił jej nozdrza.

-Pobili mnie. Chciałem iść gdzieś i zobaczyłem ciebie.- powiedział cicho i wtulił nos w jej mokre włosy.

-Cieszę się, że się zatrzymałeś.

-Ja też.

Spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko. Poczuł się tak dziwnie szczęśliwy i wolny. Jak gdyby robił wszystko na opak. Był przeciw całemu światu, miał przy sobie najcenniejszy skarb i nie chciał się nim z nikim dzielić. Wszystko to, zdawało się zaraz zniknąć, ale z nią czas płynął zupełnie inaczej. Nie obchodziły go konsekwencje. Wystarczyło jedno jej spojrzenie, by gotów był zrobić dla niej wszystko. Potem nie zdając sobie sprawy z tego, co mówi, wypowiedział na głos swoje największe pragnienie i zapytał:

-Kochasz mnie?

-Co?- uniosła z trudem powieki i spojrzała na niego, a potem głośno zaczerpnęła powietrza. Patrzyli tak na siebie dłuższą chwilę i czuła jak łzy napływają do jej oczu.

-Zapytałem, czy nadal mnie kochasz.

-To przecież tylko puste słowa.- powiedziała cicho.- Nie ważne jest to, co się mówi, ale to co się robi.- wymamrotała.

Patrzył w jej zmęczone oczy. Widział, że chcą uciekać, że bije się z silnymi emocjami, czuł, że zaraz wybuchnie. Co go podkusiło? Każdego dnia o tylu pięknych rzeczach chciał jej opowiadać, każdej nocy przed oczami stawała mu jej twarz. Mimo tego, że nie rozmawiali ze sobą często, a on miał już kogoś, kochał ją... Kochał. Nie było innego słowa, gdyby istniały uczucia silniejsze od miłości z pewnością właśnie teraz posłużyłyby do opisania tego, co czuł.

-A ty, ile jesteś w stanie zrobić dla mnie?- zapytał i uniósł jej podbródek do góry.

-Po co pytasz?- powiedziała tylko.

Znowu oparła głowę na jego piersi i zaczęła wdychać swój ulubiony zapach. Zaczęła się zastanawiać nad tym, co tutaj właściwie robi. Dlaczego siedzi w kałuży, trzęsie się z zimna i przytula swojego byłego faceta? To sen. To nic innego, jak tylko sen.

-Nie wiem...- odpowiedział cicho.

Dało się w jego głosie wyczuć tą niepewność. Dziwny strach, dziwne zdziwienie. Tak, on tak samo jak ona zaszokowany był zaistniałą sytuacją. Wyrwane szepty, strzępy myśli, emocje kotłujące się w każdym z nich. Czuli, jak wszystko ich opływa, jak świat przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Tyle przecież razem przeszli... Od tych okropnych chwil, kiedy od niego odchodził ojciec, kiedy świat zaczął sypać mu się na głowę, kiedy stracił z matką kontakt, a jego młodszy brat był dla niej całym światem. On już dla nikogo się nie liczył. I kiedy ona, potępiana przez swoją inność w szkole, raz po raz dostawała po twarzy tudzież ktoś dźgnął ją nożem, pojedyncze przypadki. W jej domu też nie działo się teraz dobrze. Teraz już nic nigdzie nie działo się dobrze. Pamiętała, co przeżywała kiedy odszedł. Pamiętała jak potworny był to dla niej cios, zwłaszcza po tym wszystkim co wydarzyło się między nimi. Byli jednością idealnym uzupełnieniem samych siebie. Jedno dla drugiego było jak powietrze, dlaczego na siłę skazywali się na to, by żyć osobno?

Nikt nie rozumiał go tak jak ona. Nikt tyle o nim nie wiedział, przed nikim tak się nigdy nie otwierał. Co robił z tą dziewczyną? Może była ładna, może miła, może dojrzała... Tak, była stuprocentowym ideałem, ale przecież ideały... Nie rozumiała go. Mimo wszelkich starań, jakie wkładał w otworzenie się przed nią, nigdy nie czuł się w pełni rozumiany.

Z nią było inaczej. Chociaż ta cudowna więź, łącząca ich na zawsze została przerwana, wiedział doskonale, że z nikim już tak nie będzie. Zapragnął by łapczywie chłonęła z ust każde jego słowo, chciał by patrzyła na niego z miłością, nie ruszała się z miejsca i pozwoliła mu się dotykać. O niczym innym nie marzył jak o tym, żeby obdarowywać ją miłością, czuć się zrozumianym i akceptowanym.

-Chciałabym ci powiedzieć tyle rzeczy- szepnęła cicho.

-Śmiało.- po raz kolejny uniósł jej podbródek i po raz kolejny skoczył wprost w jej oczy, niemal widząc w nich swoje odbicie.- Z chęcią posłucham.

-Nie.- odpowiedziała tylko szeptem, ale nie spuściła wzroku.-To nie ma znaczenia teraz. Nie chcę tego przerywać.

-Czego nie chcesz przerywać?- zapytał, będąc jakby we śnie. Czuł, że nie rozumie nic z tego, co ona mu mówi, ale wiedział co odpowiadać, bo coś innego podpowiadało mu, o czym myśli każde z nich.

-Tego.- powiedziała tylko i jedną rękę położyła mu na policzku.

-Powiedz...- szepnął.

Uśmiechnęła się nieznacznie.

-Jesteśmy tu. To jest tak głupie i naiwne z mojej strony.- westchnęła ciężko i wbiła wzrok w jego suche wargi.- Mam wrażenie, że mogę dostać wszystko to, czego zapragnę kiedy jestem z tobą. Mam wrażenie, że świat odpływa i mam wrażenie, że nawet jeśli nic nie mówię, rozumiesz mnie lepiej niż ktokolwiek. Tak, to śmieszne... Nie mam siły na przepychanki, rozumiesz? Nie chcę już dłużej dryfować, między tobą a nią. Nie chcę być odpowiedzialna, jeśli coś się między wami wydarzy. Ale nie mogę udawać. Nie mogę ciągle wkładać masek i pokazywać ci jak głęboko mam cię w dupie, bo tak nie jest. Nie potrafię już przed tym uciekać.

Patrzyła na niego i oddychała ciężko. W duchu błagała o śmierć. Właśnie popełniła największy błąd w swoim życiu, właśnie dowiedział się o tym, o czym już nigdy więcej miał nie pamiętać. Nie mogła inaczej, to samo cisnęło się na jej usta. Niczym więzy oplotły ją dziwaczne myśli i zaczęła się zastanawiać, jak to się wszystko teraz skończy.

-Kocham cię...- odpowiedział tylko i po raz pierwszy zobaczyła jak z jego twarzy spływają łzy. Po raz pierwszy płakał, jakby się poddawał, jakby nagle wydarzyło się coś złego.- Zawsze tak było. Mimo tego, że próbowałem uciekać, próbowałem układać sobie coś na nowo. Wiedziałaś o tym, że cię kocham, ale nic nie mówiłaś. Też uciekałaś, też próbowałaś wmówić sobie, że kocham ten chodzący ideał. Ale tak nie jest, rozumiesz?- chwycił jej twarz w ręce i zamykając oczy, nosem kreślił znaki na jej mokrych policzkach.- Zawsze razem, pamiętasz? Nie damy rady inaczej. Jeśli nie będziemy się nawzajem wspierać, jeśli tak naprawdę nie odważymy się pokochać, już nie nic przyjdzie nam łatwo. Nie damy sobie rady, nie będziemy nikogo kochali, a całe życie to będzie naciągana udawanka. Nigdy nie będziemy szczęśliwi.

Sama też zaczęła płakać i zanim się zorientowała już złączyły się ich wargi i nagle razem odpłynęli. Czuła jak mdleje, jak wszystko się zamazuje, a uczucia gdzieś odlatują. Czuła, jak nicość wypełnia każdą cząstkę jej ciała, jak nie liczy się nic poza tym, by nie przerywać pocałunku.

On sam, trzymał ją kurczowo w ramionach i czuł, że jest najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Jak mogło liczyć się cokolwiek innego? Jak kiedykolwiek mogło go obchodzić coś, poza tą dziewczyną? Sam nie umiał tego wytłumaczyć sam nie potrafił pojąć, dlaczego tak długo zwlekał, dlaczego pozbawił się tych kilku miesięcy szczęścia.

-Masz rację.

Powróciła do świata i zacisnęła mocno ręce wokół jego szyi. Oddychała ciężko, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje.

-Już cię nie zostawię samego. I ty nie zostawiaj mnie. Nie obiecuję, że będzie dobrze, ale mogę obiecać, że nigdy nie przestanę cię kochać.

-To mi wystarczy.



Deszcz zalewał ich coraz bardziej. Wkrótce taplali się w pełnej szlamu i brudu kałuży, ale zdawali się tego nie zauważać. Zaczęli trząś się z nieodczuwalnego zimna. Z ich ust wydobywały się głośne westchnienia i oddechy, ale było to całkiem naturalne. Błyskawic było coraz więcej, co było niespotykane, bo zazwyczaj pioruny z czasem słabły, a nie nasilały się, a tym razem było zupełnie na odwrót. Choć przeczyło to może prawom fizyki, jedna po drugiej przeszywały niebo niczym deszcz, hukom i grzmotom nie było końca.

Rozległ się potężny grzmot. Chwilę później trzask i pisk, a wszystko to działo się w tak zastraszającym tempie, że żadne z nich nie zdążyło nic powiedzieć. Leżała pod jego ciałem, przygniecionym ogromnym dębem. Dusił się i pluł, a ona oddychała ciężko.

Ciche szepty wyrywały się z ich ust. Próbowali piskliwymi krzykami wezwać pomoc. Rozpaczliwie machali rękami, niczym całym ciałem machają ryby wyciągnięte z wody.

Być może ktoś usłyszał ich nawoływanie. Być może dostrzegł zakochanych, cierpiących, szamoczących się w niemocy i ogromnym bólu. Być może ktoś pozazdrościł im ich cudownej więzi. Być może kierowały nim szczere chęci i być może pragnął im pomóc.

Nikt jednak nie udzielił im pomocy. Nigdzie nie zadzwonił, nie podbiegł. Zostawił ich samych sobie, by w cierpieniu, patrząc na siebie ze strachem umierali z wycieńczenia.

-Jak dwie krople- szepnęła ostatkami sił.

Jej twarz była fioletowa, ręce zimne i blade, a oczy błądziły gdzieś, pełne żalu i bólu. On patrzył na nią, wyzbyty wszelkich uczuć. W pamięci utkwiły mu tylko oczy, które zdawały się być jego ostatnią deską ratunku wobec wszechogarniającej pustki. Chciał ją dotknąć, powiedzieć coś sensownego, zapewnić o tym, że gdyby tylko mógł, wszystko by odkręcił, że chciałby żyć tylko z nią, że nie tak miało być... Czuł jak połamane ma wszystkie kości i powoli dochodzi do krwotoku wewnętrznego. Splunął krwią na jej twarz.

-Zatrzymane na skraju twarzy- skończyła.

Zamknęła oczy. Zatrzymane. Dwie krople. Miłość piękna i pełna cierpienia- bukiety róż. Miało być inaczej. Ale nie poczuli ognia błyskawic, który rozsadzał ich od środka, łamiąc wszystkie kości. Szeptali litanię zakochanych. Bo nie było nic piękniejszego od jej zielonych oczu i włosów, w których zawsze można było się ukryć. A on zawsze o tym mówił. Bo miłość, to nic innego jak poczucie bezpieczeństwa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron