Te Deum [fantastyka]

1
Te Deum



   Sala była pusta. Pozostawała taka od dnia stworzenia Czterdziestego Drugiego ze Światów, a tego pięknego poranka nikt nie spodziewał się wizyty Bogów. Ptaki pięknie śpiewały w powietrzu, drzewa szumiały na otaczających Salę wzgórzach- gdy wszystko zagłuszył potężny huk. Z głośnym trzaskiem pojawili się Stwórcy. Jeden po drugim, sześciu Bogów wypełniło niewielkie pomieszczenie.
   Prawie tradycją było zbieranie się tu podczas ważnych wydarzeń. Takich jak to. „Sto okrągłych mileniów stuknęło Galantrowi.”, Pani z nostalgią wspominała pierwszy gwiezdny układ „Jacy wtedy byliśmy młodzi i naiwni.”, westchnęła cicho, siadając na krześle..
   - Proszę o spokój.- Ojciec, przez niektórych uważany za najważniejszego z Bogów, starał się zaprowadzić porządek machając rękoma i uderzając o drewniany blat stołu.
   - Nie zebraliśmy się tu, żeby rozmawiać o tak błahych sprawach.- poparł go ktoś z tłumu, a Kapłan i Pan Światła natychmiast przerwali obgadywanie nowej broni Rycerza.
   Mędrzec, najstarszy ze wszystkich widząc, że wszyscy już usiedli, przeciągnął się powoli i zaczął mówić.
   - Chyba każdy wie, po co został wezwany?
   Odpowiedziała mu tylko cisza, więc kontynuował:
   - Jesteśmy tu wszyscy, aby jeszcze raz powrócić do projektu A-47.- jak na zawołanie na stole pojawił się plik starannie ułożonych dokumentów.
   Wszyscy przez chwilę ważyli w myślach te słowa i gdy dotarł do nich ich sens jednocześnie wybuchli oburzeniem.
   - Przecież już ustaliśmy, że ten projekt zostanie unieważniony.- szlachetna twarz Rycerza zaczerwieniła się ze wściekłości, gdy starał się przekrzyczeć gwar.
   - Ja się tak nie bawię.-obrażony Kapłan skrzyżował ręce na piersi i odwrócił się w stronę ściany.
   - Już to wyjaśniam.-ciągnął Mędrzec beznamiętnym tonem.- Ktoś popełnił błąd przy wypełnianiu tego formularzu-pomachał im przed oczami spłowiałą kartką -, przez co wniosek o unieważnienie musiał zostać odrzucony.
   - Składam, więc następny wniosek.-Pan Światła pstryknął palcami i wypełniony dokument pojawił się na kolanach nieformalnego, boskiego sekretarza.
   Mędrzec, czasami nazywany Siwobrodym, był perfekcjonistą. Przestrzegał wszystkich przepisów niezwykle skrupulatnie i skutecznie. Dlatego idealnie nadawał się na przewodniczącego zebrań. Do czasu, aż trzeba było nagiąć prawo do własnych celów.
   Formularz A-47 był, bowiem projektem stworzenia kolejnej planety. I to nie byle, jakiej. Nowy świat miał być miejscem idealnym, na którym wreszcie mogłyby zamieszkać inteligentna, żywa istota. W praktyce oznaczało to długie i nudne zebranie zakończone ogromnym wysiłkiem. A tego nie lubił żaden ze Stwórców.
   - Nie udawaj, że nie wiesz ile trzeba czekać na złożenie kolejnego wniosku.-znowu odpowiedziała mu cisza.- 90 kwadr i ani jednej mniej.
   Przerwał mu zirytowany Rycerz:
   -Naprawdę musimy być takimi formalistami?
   Mędrzec zmierzył go oburzonym wzrokiem, jakby sama myśl o pominięciu procedury była dla niego najwyższą obelgą i nie uznał nawet za stosowne odpowiadać.
   -Tak, więc rozpoczynamy akt tworzenia.
   Piątka pozostałych Bogów jęknęła z niezadowoleniem, lecz wszyscy wiedzieli, że nie mają żadnego wyboru. W końcu zasady były starsze od samych Stworzycieli

  ***
   Pieśń niosła się niewstrzymanym echem po pustce wszechświata. Radosne tony wypełniły otaczającą wszystko czerń, niosąc ze sobą życie.
   Jak każdy inny świat, także ten z projektu A-47 wyszedł ze śpiewu. Bezkształtna masa, niesiona potężnym chórem wszystkich Bogów, formowała się w kształt rozciągniętej kuli. Wpierw niebieska, w całości zalana wodą, potem coraz bardziej zielona, w miarę jak z głębin zaczynały wyłaniać się pierwsze kontynenty. Na nich tworzyły się wielkie, sięgające chmur góry, smukłe wstęgi rzek wylewających się z mórz i oceanów.
   Potężna gwiazda obracająca się w oddali skierowała swe promieniste oblicze ku nowo powstałej planecie, a w chwili gdy ogrzała glebę, momentalnie zakiełkowały z niej setki roślin, drzew i lasów.
   Wraz z ostatnią nutą tego śpiewu wiary i mocy, skończyła się pierwsza część stworzenia. Ta najłatwiejsza. Gdy wszystko było na swoim miejscu Stworzyciele zasiedli ponownie do stołu. Wszyscy co do jednego byli wyczerpani, dyszeli ciężko, jak po co najmniej kilkudniowej harówie. Pani osunęła się na krześle, ale siedzący obok Rycerz momentalnie rzucił się i ją podtrzymał.
   - Dziękuje.- wyszeptała uśmiechając się delikatnie.
   - Tak, więc…- zaczął Mędrzec. Nawet jego głos był teraz niewyraźny i mało stanowczy.- Zgodnie z protokołem musimy przejść… do następnego punktu projektu A-47.
   Tym razem nikt nie jęknął. Bogowie byli zbyt zmęczeni, by protestować. I zbyt przerażeni. Wszyscy nadal mieli w pamięci poprzednią próbę stworzenia takiego świata, która doprowadziła do tragedii i pierwszego w historii rozłamu.
   - Zgodnie z zapisanymi w projekcie postanowieniami, A-47 ma być pierwszą gwiezdną planeta zasiedloną przez żywą, w pełni świadomą i inteligentną istotę. Wedle pierwszego punktu świat ma być hydrogeologicznym systemem o kompletnie niezależnym charakterze. Zważywszy na los projektu B-12, zaleca się w każdej fazie tworzenia zachowanie najwyższych środków ostrożności…
   - Przepraszam.- przerwał nagle Kapłan.- Nie moglibyśmy odłożyć tego do jutra? W końcu każdy nieźle się przed chwilą namęczył.
   Poparły go ciche pomruki reszty.
   Mędrzec wcale nie odczuwał palącej potrzeby odpoczynku, wolałby mieć to za sobą, ale musiał zgodzić się z wolą większości.
   - W takim razie dobrze.- powiedział.- Sprawa projektu A-47 zostaje tymczasowo zawieszona.

   
***
   „Jakże piękna jest noc wszystkich światów! Gdy gwiazdy wraz z planetami delikatnie migoczą na tle czarnej tafli kosmosu, rozświetlając wszechobecną pustkę, można poczuć tę specyficzną podniosłość własnego istnienia…”, Kapłan stał oparty o balkon pokoju i rozmyślał. Nie od dziś miłował poezję i właśnie teraz układał w myślach nowy, biały wiersz.
   Sam nie wiedział, czemu nazywano go Kapłanem. Nie pełnił przecież żadnych religijnych obrządków, a po za tym w kogo mieliby wierzyć sami Bogowie. Był oczywiście Przedwieczny, ale on odszedł wiele tysięcy lat temu i się nie liczył. Cały bałagan pozostawił właśnie im.
   Kapłan wszedł do środka niewielkiej komnaty i usiadł na łóżku. Mimo zmęczenia nie chciało mu się spać.
   „W końcu to Ojciec odwala zawsze najwięcej roboty przy tworzeniu.”, pomyślał. Z nudów chwycił leżący na stoliku notes i zaczął pisać. W głowie kłębiły mu się dziesiątki myśli.
   Zupełnie nie miał pomysłu na ten nowy świat. Nie wiedział jakie powinni powołać do życia stworzenia, nie wiedział jak ukształtować ziemię planety i przede wszystkim nie wiedział jak ma wyglądać ta dziwna, myśląca istota.
   „Może jak dziki kot?”, przemknęło mu przez myśl. „Albo jakiś z lwów.” Stworzenie byłoby wtedy wystarczająco szybkie by przeżyć i piękne, by twórcy mogli patrzeć na nie z radością.
   Nagle przed oczami stanęła mu wizja. Wysoki osobnik o gęstym futrze, ostrych pazurach, a zarazem stojący dumnie na dwóch odnóżach.
   „Tak! To będzie coś.”, pomyślał zadowolony i prędko, by nie stracić pomysłu narysował go w swoim notatniku.

  
 ***
   Pani czekała w umówionym miejscu na jednym z korytarzy pałacu. Zawsze powiadano, że jest najbardziej tajemniczą ze wszystkich Bogów. Wszystkie sekrety pilnie skrywała, prawie nigdy nie mówiąc nic o sobie. Była też jedyną niewiastą wśród Stwórców. I jak to niewiasta, miała swoje potrzeby.
   Rycerz przyszedł punktualnie, równo z chwilą, gdy niebo zaczęło ciemnieć. Miał na sobie wspaniałą zbroję, lśniącą w blasku zapalonych świec i tak dokładnie wypolerowano, że można było się w niej przejrzeć. W ręku trzymał hełm i Pani mogła dokładnie przyjrzeć się jego odsłoniętemu obliczu. Jasne włosy opadające niesfornie na przystojną twarz, zielonkawe oczy… zresztą nie musiała mu się przyglądać. Znała go zbyt dobrze. Dumnym krokiem podszedł do niej i ująwszy w ręce pukiel złotych włosów Bogini pocałował ją prosto w usta.
   Tak długo i namiętnie, jak tylko on potrafił.
   - Witaj, Pani!- skłonił się z uśmiechem.
   - Witaj.- odrzekła krótko.
   - Byłaś dzisiaj niezwykle zafrasowana. Czy coś cię trapi?
   - Nie, kochany. Wszystko jest w porządku.- powiedziała niezgodnie z prawda. Od dłuższego czasu czuła się dziwnie nieszczęśliwa. Sama nie wiedziała dlaczego.
   - Ciekawe, czy uda nam się wreszcie stworzyć tą idealną planetę.- zagadnął widząc, że nic nie mówi.- Miło byłoby wreszcie zobaczyć jakieś inteligentne stworzenie, zamiast hord tych bezmyślnych zwierząt.
   - Szczerze w to wątpię.- mruknęła jak zwykle tajemniczo. Rycerz od wielu lat miał wrażenie, że Pani, jako jedyna z Bogów posiada jakąś niezwykłą wiedzę. Zawsze traktowała wszystkich z wyższością, jakby byli tylko nie wartymi uwagi muchami. A to przecież Ojciec, a nie ona był najważniejszym ze wszystkich Stworzycieli.
   Powoli zaczynało go to złościć. Był uprzejmy, miły, czarujący, stroił się dla niej jak trefniś, próbował rozmawiać, a i tak wydawało mu się, że obchodzi ją tylko jedno. Jakby na potwierdzenie jego przypuszczeń przysunęła się bliżej i wyszeptała.
   -Przestań już gadać i chodź tu do mnie…

   
***
   Długa broda sędziwego Mędrca spoczywała spokojnie owinięta wzdłuż ścian pokoju. Starzec przypomniał sobie, jak setki lat temu kłócił się z Ojcem kto z nich ma dłuższy zarost. Już wtedy pobił go całkowicie, o ponad piętnaście stóp, a od tamtego dnia tylko raz przycinał brodę. I to na wyraźną prośbę reszty Bogów, którzy podczas zebrań nie mogli chodzić, gdyż co chwilę się o nią potykali.
   Było późno. „Za kilka chwil zacznie pewnie świtać.” A on przez całą noc nie zmrużył oka. Ślęczał nad opasłymi księgami zawierającymi raporty ze wszystkich poprzednich boskich projektów. Denerwowało go lekceważenie sprawy nowej planety przez innych Stworzycieli i postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Nikomu o tym nie powiedział, ale specjalnie spreparował fałszywy wniosek, by powrócić do sprawy A-47.
   Fascynował go ten temat.
   „Idealny świat pełen żywych, myślących stworzeń.”, pomyślał. Sam mógłby na takim zamieszkać. Dość miał pustego zamku na odległym Elderonie, gdzie całe dnie spędzał wpatrując się w otaczające posiadłość ze wszystkich stron, ogromne morze i bez żalu by go opuścił.
   Wreszcie znalazł najbardziej interesujący go ustęp. Do tej pory nie rozumiał dlaczego poprzedni projekt nie wypalił, choć z pewnością było w tym niemało winy Pana Ciemności. Przypomniał sobie jego bladą, pociągłą twarz, która zastygła w wyrazie triumfu, gdy obwieszczał wszystkim swoją decyzję o opuszczeniu Stworzycieli. Szukali go potem długo i zawzięcie, by nakłonić do zmiany zdania, ale nawet jego brat bliźniak, Pan Światła nie wiedział gdzie mógł się skryć.
   W projekcie B-12 dopuszczono się wielu rażących uchybień. Nie skontrolowano liczebności poszczególnych populacji, zapomniano o odpowiedniej ochronie i świeżo stworzoną, inteligentną istotę momentalnie rozszarpały dzikie niedźwiedzie.
   Mimo wszystko Mędrzec uważał, że było to ich najwspanialsze dzieło. Dlatego też był teraz zdeterminowany i chciał zrobić wszystko, by druga próba okazała się bardziej udana od pierwszej.
   „A potem się zobaczy. Może jak Pan Ciemności odejdę, zostawiając tych głupców własnej pysze.”
   Nie lubił zbytnio reszty Bogów. Nie lubił ich podejścia do sprawy tworzenia, nie lubił ich opieszałości i lenistwa.
   „Traktują tworzenie nowego życia, jak zwykłą zabawę w przerwie między odpoczynkiem, a spaniem.”
   On zaś zawsze czuł dreszcz podniecenia, gdy wspólny chór powoływał nowe światy, coraz bardziej wypełniające kosmiczną pustkę. Czuł się wszechpotężny… i może rzeczywiście taki był.
   „W końcu takie jest zadanie, które powierzył nam Przedwieczny. Tworzyć na jego chwałę.”
   Światło pobliskiej gwiazdy, która właśnie wzeszła, wpadło do komnaty przez zdobione witrażami szyby, ale Mędrzec tego nie zauważył. Przysnął wyciągnięty na sofie z otwartą książką na brzuchu i zsuniętymi okularami.

  
 ***
   Wszyscy Bogowie zebrali się ponownie w Sali chcąc ostatecznie zamknąć sprawę projektu A-47. Na ich twarzach nie było widać śladu wczorajszego zmęczenia i wszystko zdawało się wrócić do normy. Rycerz cały czas szczerzył zęby do zamyślonej Pani, Kapłan wydawał się bujać w obłokach, a Ojciec ze skupieniem na twarzy obserwował wszystko wokoło.
   Mędrzec wszedł jako ostatni, a unosząca się za nim śnieżnobiała broda była mocno potargana. Oczy miał nieprzytomne, a jego ubranie wyglądało jakby przed chwilą podniósł się z łoża.
   Momentalnie zaczęto cicho szeptać, zastanawiając się jakim cudem sędziwy staruszek mógł zaspać. Nigdy w końcu nie spóźniał się na zebrania, więc tym razem musiał mieć jakiś ważny powód.
   - Zatem…- mruknął bardziej do siebie niż do nich.- Zaczynajmy.
   Przez następne, długie godziny rozważali jak rozmieścić zwierzęta na nowym świecie. Jak ukształtować jej rzeźbę, krajobraz i klimat.
   - Uważam, że powinniśmy stworzyć wiele wulkanów. W końcu na pewno nowe istoty będą lubiły ciepło.- powiedział Ojciec, który samemu wprost uwielbiał gorące źródła i upalne dni.
   - To byłoby głupie.- zaprzeczył momentalnie Mędrzec.- Wszyscy chyba pamiętamy, jak skończyło się na Corvarze.
   Planeta, która miała być nową siedzibą najważniejszego Boga pewnego dnia po prostu wybuchła od nadmiaru magmy.
   - To skujmy powierzchnię lodem.- zaproponował Kapłan, mając w pamięci wymyśloną wieczorem wizję.
   - I niech najlepiej wszyscy zamarzną.- rzucił sarkastycznie Ojciec.
   - Dalibyśmy im grube futra i byłoby po sprawie…- nie dawał za wygraną.
   W końcu ustalili, że na nowym świecie nie może być ani za zimno, ani za ciepło i wedle tego ukształtowali jego klimat. Następną drażliwą kwestią do rozważenia, a może i najważniejszą, był wygląd istoty, którą mieli powołać do życia.
   - Długie pazury!- wrzeszczał z przejęciem Kapłan.
   - Tak, tak!- wtórował mu Rycerz, widząc w wyobraźni ogromnego, walecznego tygrysa.
   - Musi mieć macki.- uważał z kolei Ojciec, który zawsze uwielbiał dziwaczne stworzenia.- Najlepiej niebieskie i to co najmniej dwanaście.
   „Macki…”, prychnął w myślach Mędrzec. „No, ale czego się spodziewać po osobie, która stworzyła morświna.”
   W dyskusji prawie w ogóle nie brała udziału Pani. Pan Światła także starał się trzymać na uboczu. Przysunął się do niej bliżej, chcąc porozmawiać.
   Ona jednak wzdrygnęła się z nieskrywanym nawet obrzydzeniem. Zawsze bała się tej świetlistej, nienaturalnej twarzy i tych dziwnych oczu. Teraz, gdy patrzył się wprost w jego twarz miała wrażenie, że spogląda na nią sama pustka.
   - Oh, Pani.- powiedział, lecz nie mogła nawet zorientować się, czy żartuję, bo wargi zawsze miał proste i nieruchome.- Nie chciałem cię przestraszyć.
   - Nie przestraszyłeś.- wyjąkała, a słowa z trudem przechodziły jej przez gardło.
   Pan Światła zachichotał.
   - Pragnąłem tylko zapytać jak się czujesz. Wyglądasz dziś na nieobecną.
   „Jacy oni wszyscy są głupi.”, pomyślała o Rycerzu. „Ja zawsze tak wyglądam.”
   - Ty też, panie jesteś dziwnie cichy.- odrzekła, gdyż nic innego nie przychodziło jej do głowy.
   On nie odpowiedział, tylko bez słowa powrócił na miejsce.
   - Co za dziwak…- szepnęła.
   Bogowie tymczasem nadal spierali się o to samo. Kapłan przekonawszy Rycerza nie chciał odstąpić od swej futrzanej wizji. Ojciec za nic nie chciał rezygnować z macek, a Mędrzec uważał, że wszystkie ich pomysły są niedorzeczne i istota powinna być wykonana z najszczerszego złota.
   -Nikt nie mógłby jej wtedy zranić, jak na poprzedniej planecie.- uzasadniał, ale momentalnie został wyśmiany.
   - Musiałby go ciągnąć zastęp zwierząt.
   - Miałby za ciężki tyłek, by gdziekolwiek usiąść.
   Ojciec chcąc wszystkich uspokoić przemówił.
   - Powinniśmy wziąć pod uwagę każdą z propozycji i jakoś je połączyć.- rzekł tonem nie znoszącym sprzeciwu.- Ale osobiście uważam, że najlepszym rozwiązaniem jest dodanie kilku macek zarówno z przodu jak i z tyłu głowy…
   Jego wywód przerwał głośny huk. To Mędrzec zwalił się z krzesła uderzając o podłogę. Natychmiast podbiegł do niego siedzący najbliżej Rycerz i dotykając ręki starca, ze strachem powiedział:
   - On nie żyje.
   Cokolwiek, bowiem by nie powiedzieć o Bogach, byli oni najzwyczajniej w świecie śmiertelni.
   Następnie przyszła kolej na Rycerza. Zwalił się obok Mędrca, cały siny i nieruchomy. Po chwili dołączył do niego Kapłan i nim zaszło słońce trzech Stworzycieli, starych jak sam czas leżało martwych na podłodze Sali Zebrań.

  
 ***
   -Myślisz, że to sprawka Pana Ciemności?- wyszeptał przerażony Ojciec, gdy uprzątnęli ciała i usiedli na dużym balkonie Pałacu Bogów.
   -Nie… nie dopuściłby się takiej zbrodni. Myślę raczej o naszej słodkiej kusicielce.
   Spojrzał na Pana Światła z niedowierzaniem.
   - Pani?
   - Całkiem możliwe. Dlaczego w innym przypadku uciekałaby tak pośpiesznie?
   Rozmawiając wolno sączyli wino z kielichów.
   - Ale to już nieważne.- dodał.- Zostało nas tylko dwóch. Co zrobimy?
   - Najchętniej porzuciłbym ten cały projekt w cholerę. Wiedziałem! Od pierwszej chwili wiedziałem, że przyniesie tylko kłopoty.
   - A co z istotą? Mamy zaprzepaścić całe lata przygotowań?
   Ojciec najchętniej pokiwałby głową, ale widząc zawzięte spojrzenie Pana Światła powiedział tylko:
   - W ostateczności możemy spróbować. Co nam szkodzi.
   - Jak więc ma wyglądać to stworzenie?- spytał.
   Ojciec momentalnie poczuł się głupio. Już wcale nie chciał macek, a cała tamta kłótnia wydawała mu się dziecinna.
   - Nie wiem.- bąknął.- Może tak po prostu…
   - Jak my.- wpadł mu w słowo Pan Światła, któremu nagle wydało się to wyśmienitym pomysłem.
   - A planeta?
   - Przeklęta Ziemia.-odpowiedział Bóg, ale po chwili rozmyślił się.- Albo nie. Po prostu Ziemia.
   - Coś nam nie wyszło z tym ideałem.- rzekł Ojciec unosząc do ust kielich i obydwoje roześmiali się..

  
 ***
   -Dobrze się spisałaś.- mruknął Pan Ciemności przytulając Panią do siebie.
   -Nie było to znowu takie trudne.-powiedziała. Może jego zamek nie był tak wspaniały i bogaty jak ten na Księżycu, ale czuła się zadowolona, nawet w tych ciemnych salach.
   - Dlaczego, więc nie zabiłaś wszystkich?
   - Twój brat coś przeczuwał.- odrzekła.- Nie dał tak łatwo się oszukać. A Ojciec, cóż… każdy może się pomylić.
   - Zrobimy im z tego małego raju, niezłe piekło, co?- uśmiechnął się złowieszczo.
   Skinęła wolno głową i uniosła na niego wzrok.
   Był zupełnym przeciwieństwem Rycerza. Czarne, krótkie włosy, surowa twarz o ostrych rysach i orli nos. Nie wyglądał może jak ideał piękności, ale na swój sposób był pociągający. Po za tym dawno już znudziła się wiecznie paplającym, jasnowłosym Bogiem.
   -Najpierw jednak zróbmy coś przyjemniejszego.- Pan Ciemności przylgnął do niej bliżej, ale odtrąciła go ręką i podeszła do okna.
   Mrok rozjaśniały tej nocy tylko nieliczne gwiazdy. Pani z lekkim żalem spojrzała na malujący się w oddali nowy świat. Świat na który sprowadziła zagładę.


KONIEC


**************************************************************************
Tekst pisałem kilka lat temu, niedawno dopiero go odkurzyłem i postanowiłem wrzucić na forum. Proszę więc o solidną krytykę xD
"Każdy rodzaj literatury jest dobry z wyjątkiem nudnego."

Wolter

2
Zacznijmy od kilku poprawek:
Ktoś popełnił błąd przy wypełnianiu tego formularzu
Formularza, nie formularzu
Formularz A-47 był, bowiem projektem stworzenia kolejnej planety. I to nie byle, jakiej.
Wyrzuć przecinki z obu zdań.
Nie pełnił przecież żadnych religijnych obrządków, a po za tym w kogo mieliby wierzyć sami Bogowie.
Po "Bogowie" należy wstawić znak zapytania. Ponadto zrobiłabym z tego dwa zdania, kropkę umieściłabym przed "a poza tym".
Miał na sobie wspaniałą zbroję, lśniącą w blasku zapalonych świec i tak dokładnie wypolerowano, że można było się w niej przejrzeć
Wypolerowaną
Dumnym krokiem podszedł do niej i ująwszy w ręce pukiel złotych włosów Bogini pocałował ją prosto w usta.
   Tak długo i namiętnie, jak tylko on potrafił.
Nie lubię zbyt długich zdań, ale w tym przypadku uważam, że kropka jest tu całkowicie zbędna. Ponadto po "Bogini" powinien być przecinek.
Teraz, gdy patrzył się wprost w jego twarz miała wrażenie, że spogląda na nią sama pustka.
O ile dobrze zrozumiałam sens zdania, to on patrzył w jej twarz...
Po chwili dołączył do niego Kapłan i nim zaszło słońce trzech Stworzycieli, starych jak sam czas leżało martwych na podłodze Sali Zebrań.
Przed "leżało" koniecznie powinien znajdować się przecinek
Nie dał tak łatwo się oszukać.
Wydaje mi się, że zdanie brzmiałoby ładniej, gdyby "się" wstawić po "dał", zamiast po "łatwo". "Nie dał się tak łatwo oszukać" wygląda dużo zgrabniej.

Opowiadanie naprawdę mi się podobało. Tak jak zapowiedziałeś w opisie, było humorystyczne i ciekawe. Poza kilkoma wpadkami - głównie związanymi z interpunkcją i niedopatrzeniami - jest bardzo poprawne i świetnie się je czyta.
Pisz dalej, podoba mi się Twój styl i pomysły.
Pozdrawiam i życzę powodzenia
Młoda
"But I'm on the outside, I'm looking in

I can see through you, see your true collors

Cause inside you're ugly, You're ugly like me

I can see through you, see to the real you.."

3
Młoda, weryfikacja nie polega jedynie na sprawdzeniu interpunkcji i literówek - to tylko jeden z jej elementów. Staramy się zająć tekstami publikowanymi na forum dogłębnie i pomóc pisarzom in spe w kwestiach, których nie znajdą w pierwszym lepszym słowniku ortograficznym w dziale "Interpunkcja polska".

4
No to do roboty.
Proszę więc o solidną krytykę
Trafiłeś na szczególnego upierdliwca, więc proszę bardzo.

Zacznijmy od zapisu dialogów. Widać, że nienajlepiej Ci to idzie więc odrobina wyjaśnień się przyda.
- Przecież już ustaliśmy, że ten projekt zostanie unieważniony.- szlachetna twarz Rycerza zaczerwieniła się ze wściekłości, gdy starał się przekrzyczeć gwar.
Jeśli wtrącenie narracyjne nie dotyczy aktu mowy dialog kończymy kropką, następnie dajemy kreskę dialogową (zawsze poprzedzoną spacją) i rozpoczynamy wielką literą. A więc:
- Przecież już ustaliśmy, że ten projekt zostanie unieważniony.[spacja] - Szlachetna twarz Rycerza zaczerwieniła się ze wściekłości, gdy starał się przekrzyczeć gwar.
- Chyba każdy wie, po co został wezwany?
   Odpowiedziała mu tylko cisza, więc kontynuował:
- Jesteśmy tu wszyscy, aby jeszcze raz powrócić do projektu A-47.- jak na zawołanie na stole pojawił się plik starannie ułożonych dokumentów.
Powinno być:
- Chyba każdy wie, po co został wezwany? - Gdy odpowiedziało mu milczenie kontynuował. - Jesteśmy tu wszyscy, aby jeszcze raz powrócić do projektu A-47. - Jak na zawołanie na stole pojawił się plik starannie ułożonych dokumentów.
Inny przypadek:
- Dziękuje.- wyszeptała uśmiechając się delikatnie.
Wtrącenie opisuje sam akt mowy, więc nie konczymy dialogu kropką, tylko zaraz po spacji dajemy krekę dialogową i zaczynamy wtrącenie z małej litery:
- Dziękuję - wyszeptała uśmiechając się delikatnie.
A teraz zapis myśli. Tu postępujemy jak z normalnym zdaniem, stosując zasady interpunkcji. Np.:
No pięknie - pomyślał - nic z tego nie będzie. Traktujemy wtrącenie tak jak powinno się to robić. Nie polecam "słabego" wydzielenia - przecinkiem. Powinno się stosować w tym celu myślnik. Czasami, choć to bardziej popularne w literaturze anglosaskiej, można stosować kursywę:
No pięknie - pomyślał - nic z tego nie będzie.
Ale to nie jest konieczne.
Prawie tradycją było zbieranie się tu podczas ważnych wydarzeń. Takich jak to. „Sto okrągłych mileniów stuknęło Galantrowi.”, Pani z nostalgią wspominała pierwszy gwiezdny układ „Jacy wtedy byliśmy młodzi i naiwni.”, westchnęła cicho, siadając na krześle..
Przez chaotyczny zapis myśli Pani stają się także chaotyczne. Powinno być np. tak:
Prawie tradycją było zbieranie się tu podczas ważnych wydarzeń. Takich jak to.
Sto okrągłych mileniów stuknęło Galantrowi - Pani z nostalgią wspominała pierwszy gwiezdny układ. Jacy wtedy byliśmy młodzi i naiwni.
Westchnęła cicho, siadając na krześle.
Podobnie tutaj. Nie:
„W końcu to Ojciec odwala zawsze najwięcej roboty przy tworzeniu.”, pomyślał.
ale:
W końcu to Ojciec odwala zawsze najwięcej roboty przy tworzeniu - pomyślał.
No a teraz przejdźmy do reszty tekstu.
Jeden po drugim, sześciu Bogów wypełniło niewielkie pomieszczenie.
Było ich sześcioro. Więc ryzykowna konstrukcja gramatyczna "jeden po drugim...wypełniło" nie za bardzo się tu nadaje. Skoro pojawili się z głośnym trzaskiem, to może jednocześnie. Z tym wypełnianiem pomieszczenia też bym uważał. Brzmi to co najmniej dziwnie. Proponuję pojawili się, zmaterializowali, cokolwiek.
Wpierw niebieska, w całości zalana wodą, potem coraz bardziej zielona, w miarę jak z głębin zaczynały wyłaniać się pierwsze kontynenty.
Nie wiem dlaczego, ale to słowo niezbyt mi pasuje. Sprawdziłem w słowniku i nie ma żadnych przeciwskazań, a mimo to lepiej brzmiałoby "najpierw".
1 Zawsze powiadano, że jest najbardziej 2 tajemniczą ze wszystkich Bogów.
1. Powiadano implikuje już, że działo się to od jakiegoś czasu. Dorzucenie "zawsze" czyni konstrukcję zbyt przeładowaną.
2. Jest najbardziej tajemniczą ze wszystkich bogiń
Jest najbardziej tajemnicza ze wszystkich bogów.
innej drogi nie ma.
Rycerz przyszedł punktualnie, równo z chwilą, gdy niebo zaczęło ciemnieć.
Po pierwsze czas kiedy niebo zaczyna ciemnieć nie jest chwilą i nie jest zbyt uchwytny. Po drugie nie można przyjść równo z chwilą, bowiem chwila nie jest kimś. Przyszedł w chwili.
- Proszę o spokój.- Ojciec, przez niektórych uważany za najważniejszego z Bogów, starał się zaprowadzić porządek machając rękoma i uderzając o drewniany blat stołu.
Machanie rękami to takie chaotyczne ruchy, kojarzące się raczej z machaniem do znajomych stojących po drugiej stronie ulicy. Może "żywo gestykulując". Poza tym nie za dobrze wygląda użycie imiesłowów współczesnych (to te z końcówką -ąc) bo sugerują jednoczesne machanie i uderzanie, a to już dość slapstickowy zabieg - komizm niskich lotów - sądzę, że nie zamierzony.
- Nie zebraliśmy się tu, żeby rozmawiać o tak błahych sprawach.- poparł go ktoś z tłumu, a Kapłan i Pan Światła natychmiast przerwali obgadywanie nowej broni Rycerza.
Następstwo zdarzeń. Dziwnie się czyta, że nie zebrali się by rozmawiać o "tak błahych sprawach" gdy w zasadzie nikt nic jeszcze nie powiedział. Lepiej wspomnieć, że kapłan i pan światła rozmawiali zawzięcie o nowej broni rycerza gdy ktoś krzyknął:
- Nie zebraliśmy się [...]
Poza tym sześcioro bogów to nie tłum. Nie chce mi się szukać w słowniku i cytować, ale sądzę, że się zgodzisz ze mną. Na słowo :)
- Musi mieć macki.- uważał z kolei Ojciec, który zawsze uwielbiał dziwaczne stworzenia.- Najlepiej niebieskie i to co najmniej dwanaście.
Oprócz błędnego zapisu dialogu uderzyła mnie w tym zdaniu jeszcze jedna rzecz. Skoro "uważał", to dlaczego pozostali się o tym dowiedzieli? Musiał to "uważanie" w jakiś sposób zwerbalizować i uzewnętrznić, a więc wtrącenie narracyjne powinno się raczej odnosić do sposobu wyrażenia swojego zdania przez Ojca. A więc: powiedział, odparł, rzucił, krzyknął etc.
Zawsze bała się tej świetlistej, nienaturalnej twarzy i tych dziwnych oczu. Teraz, gdy patrzył się wprost w jego twarz miała wrażenie, że spogląda na nią sama pustka.
Jakieś literówki. Nie wiem o co biega. Czy: patrzyła się wprost w jego twarz, patrzył się w wprost w jej twarz? No i powtórzenia. Bardzo brzydkie zdanie. Moja propozycja:

"Zawsze bała się jego świtlistej, nienaturalnej twarzy i dziwnych oczu. Teraz, gdy patrzył wprost na nią miała wrażenie, że wpatruje się w samą pustkę."
- Pragnąłem tylko zapytać jak się czujesz. Wyglądasz dziś na nieobecną.
Jacy oni wszyscy są głupi.”, pomyślała o Rycerzu. „Ja zawsze tak wyglądam.”
Zdecyduj się, czy wszyscy są głupi, czy myślała o Rycerzu. Kwantyfikator "wszyscy" mimo wszystko [sic!] zobowiązuje.
- Coś nam nie wyszło z tym ideałem.- rzekł Ojciec unosząc do ust kielich i obydwoje roześmiali się..
Tu akurat powinno być obydwaj - ze względu na płeć pijących wino bogów.

-Najpierw jednak zróbmy coś przyjemniejszego.- Pan Ciemności 1 przylgnął do niej bliżej, ale odtrąciła go 2 ręką i podeszła do okna.
1. przylgnąć
1. «przywrzeć do czegoś mocno na dużej powierzchni»
2. «przysunąć się do kogoś lub czegoś bardzo blisko»
3. «przytulić się do kogoś»
4. «polubić kogoś i chętnie z nim przebywać»
5. «o nazwie, przezwisku: stać się powszechnie używanym»
Żle użyte słowo. Przylgnął do niej - z definicji wynika to dość jasno - wystarczy.
2. Jasne, że ręką. Przecież nie miała ogona. Do kosza z tym, czytelnik poradzi sobie bez tego.

Podsumowanie. Tekst spodobał mi się. Jest trochę błędów, szczególnie słaba była interpunkcja. Styl ciekawy, widać, że jest szansa na rozwój. Humor jest dość subtelny i to jest duży plus tekstu. Natomiast nie wiem za bardzo jak ugryźć tytuł. W końcu bogów zostało dwóch, a "Te Deum..." odnosi się do jednego... Będę wdzięczny za wyjaśnienie, bo jakoś mi nie pasuje do całości.

Jeśli to pierwszy tekst, to uważam, że powinieneś pisać dalej. Pomysły masz (mam nadzieję), a stylowi całkiem niewiele już brakuje. Zachęcam do krótkich form - weryfikatorzy chętniej się zabiorą do czytania, a Ty będziesz miał szansę przedstawić szerszej publiczności bardzo różne rzeczy.
Tylko się nie poddawaj :)

5
Bardzo dziękuję za wszystkie uwagi. Szczególnie te związane z interpunkcją i sposobem zapisywania dialogów i myśli bohaterów :) Przyznam szczerze że zawsze miałem z tym problem. To jest akurat drugie opowiadanie, które napisałem, ale pierwsze było tak słabe, że nie było sensu go zamieszczać. Co do tytułu, wymyśliłem go trochę na siłę i po zastanowieniu nie ma on właściwie głębszego związku. Po prostu sam się nasunął.
"Każdy rodzaj literatury jest dobry z wyjątkiem nudnego."

Wolter

6
Agaker pisze:Co do tytułu, wymyśliłem go trochę na siłę i po zastanowieniu nie ma on właściwie głębszego związku.
Czasami tym sposobem powstaje tytuł doskonały lecz, i to miało miejsce w tym przypadku, nie zawsze ma się takie szczęście. :) Moim zdaniem naie pasuje z dwóch względów - znaczeniowo, ale o tym już wspomniałem, oraz ze względu na użycie łaciny. Dodaje to zbędnego pompatyzmu i nadęcia, niepotrzebnego w tym opowiadaniu.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron