Opko

1
Witajcież. Oto prezentuję swoje opko i proszę o krytykę.











Kiedy świat był zieleńszy, a człowiek bardziej ludzki, ku niebu wznosiła się wieża. Górowała nad chmurami i zdawała się nie kończyć. Miała średnicę dwu dojrzałych dębów, lecz nawet najtęższy wicher nie zdołałby jej poruszyć. Budowlę ochrzczono Enigmą.

Barwą przywodziła na myśl zachodzące słońce, którego rąbek, zaczarowany przez magów, stanowił wedle legend materiał ją tworzący. Tłumaczyło to niezniszczalność wieży.

Opodal Enigmy leżało miasto Kot i parę wiosek. Bezdomny starzec z okolicy utrzymywał od lat, że właścicielem wieży jest wiekowy czarnoksiężnik. Podobno mężczyzna spotkał kiedyś maga.

- Zleciał z nieba niby krogulec! – zaczepiał przechodniów leciwy człowiek, wzbudzając w nich litość lub śmiech – Rozpostarł ramiona niby skrzydła; czerwoną jego szatę targał porywisty wiatr. Zbliżał się do mnie, przerażonego, a gdy ujrzałem jego twarz, straciłem nad sobą panowanie i pognałem, gdzie mnie nogi poniosły.

Wieża zachwycała każdego. Badaczy uczyła pokory. Młode pary, zapatrzone w jej najwyższą dostępną oczom część, snuły wielkie plany. Zaś smutne dzieci przymykały oczy i wspinały się po Enigmie ku lepszemu życiu.

Tajemnicza budowla zdawała się stać od zarania dziejów. Przypuszczano, że jeśli zniknie, to wraz ze światem.



Skończywszy sprzątać, Jagna udała się do Kot po sprawunki. żar lał się bezchmurnego nieba, więc młoda wieśniaczka szła chybkim krokiem, co jakiś czas przystając w cieniu drzewa. Pot spływał po jej pięknej twarzy, a drogę umilała dziewczynie myśl o kąpieli w rzece po wykonaniu obowiązków.

- Ach! - szepnęła zaskoczona - To znowu on! Muszę się prędko schować.

Dróżkę przeciął urodziwy młodzieniec. Posągowo wyrzeźbione ciało chłopca oraz piękna twarz zawstydzały Jagnę; ostatnio widywała je coraz częściej, co zdało się panience się celowym działaniem nieznajomego.

- Dziwny to chłopiec i zwyczaje osobliwe - pomyślała, wychodząc zza grubego drzewa i patrząc za młodzieńcem - Skwar nieopisany, a ten hasa po polu, jakby nieczuły na gorąco.

Tajemnicą pozostaje, dlaczego czasem starczy jeno lekki uśmiech bądź głębsze spojrzenie, a człowiek już zadurza się w nieznajomym i chce myśleć wyłącznie o tym, żeby go poznać. Jagna dziwiła się temu, dostrzegłszy ostatnio, że jej myśli podejrzanie często lgną do obcego chłopaka, a gdy im pofolguje, tworzą obrazy zgoła nieprzyzwoite.

- Głupstwo to, głupstwo - powtarzała - Ot, dziwak z niego i tyle. Każdy by myślał o wariacie, co to ciągle biega i wybiera do tego najmniej odpowiednią porę.

Ku zdumieniu dziewczyny, nagle stało się ciemniej. Spojrzała na słońce; przykrywały je grube chmury, zwiastujące burzę. Wyrzucając sobie, że tyle czasu spędziła na czczym rozmyślaniu, Jagna pognała do miasta.



świat przycichł. Na niebie zabłysnął księżyc-rogal i zawyła doń garstka wilków. Z drzew pozrywały się puchacze i wyruszyły na łowy.

Jagna usadowiła się na bujanym fotelu i poczęła marzyć. Dziewczynę drażniło chrapanie starej matki, budzonej co chwila przez zaczepki małego pieska. ów obraził się na panienkę, gdy odmówiła zabawy.

Kobieta zbudziła się na dobre. Widząc nieskończony sweter (który Jagna winna była wydziergać jeszcze przed południem), wybuchła złością i złajała córkę. Chcąc uniknąć swarów, dziewczyna wybiegła z domu.

Noc była wyjątkowo ciemna. Jagna dreptała dróżką i chłonęła wonność przyrody. śmiała się ze swej wybujałej wyobraźni, przyprawiającej drzewa o kształty potworów. Chichot dziewczyny był przykrywką – w istocie trzęsła się jak osika.

Z cicha pęk stanęła jak wryta. Zdało się dziewczynie, że ktoś wspina się po wieży. Stęknięcia wysiłku potwierdziły obawę.

- Ejże! – wrzasnęła Jagna, przełamując strach; zatroskała się losem szaleńca, który był już wysoko i w każdej chwili mógł spaść – Zejdź na dół, nieznajomy! To nie jest bezpieczne!

Zakląwszy szpetnie, dziwak ześliznął się z wieży. Przydreptał do dziewczyny.

Pomimo mroku, Jagna rozpoznała twarz człowieka. Zresztą już zarys ciała - jakże różniącego się od cielsk brzuchatych opojów, których w wiosce bez liku - uświadomił dziewczynie, z kim ma do czynienia.

Biegacz objął Jagnę.

Przywarli do siebie. Znikła gdzieś wstydliwość Jagny; dłonie dziewczyny smakowały łapczywie tors nieznajomego. Nie pozostało śladu po nieufności wobec nieznajomych; wieśniaczka w pełni oddała się chłopcu i chwili.

Zadął tęgi wiatr, zaszeleściły liście. Rozpętała się burza, wielkie krople spadły na kochanków.

Czerń zamkniętych powiek dziewczyny rozświetlały co chwila wybuchy światła – łyskały z hukiem pioruny, przypominając dwojgu o bożym świecie. Krztusząc się deszczem, Jagna stawała się kobietą.



świat zdawał się ciekawszy. Drzewa, trawy, kamyki, które Jagna kopała idąc późnym przedpołudniem na spotkanie z chłopcem – wszystko było jakby inne, lepsze. Na każdym kwiatku dziewczyna zawieszała głodne spojrzenie, dostrzegając niewysłowione piękno.

- Ależ to dziecinne! – krzyknęła na wspomnienie zwierzeń chłopca; była w połowie drogi do wieży, gdzie mieli się spotkać.

Lwia część wczorajszej nocy Jagna przegadała z młodzieńcem. Zdradzali swe marzenia, opowiadali sny. Dziewczyna zdumiała się nieopisanie, gdy Bożek – bo tak na imię chłopcu – wyszeptał podniecony:

- Wkrótce tego dokonam! Wespnę się na wieżę i odnajdę ukryte podwoje, które wskazał mi sen. Wejdę do środka myślą przeniosę się na szczyt. Znajdę tam nieprzebrane bogactwa, co zmienią moje życie.

Bożek zdradził dziewczynie, że przeszło od dwu miesięcy – kiedy to spotkał we śnie anioła - rzęsiście ćwiczy mięśnie i wytrzymałość, aby móc spełnić marzenie.

- Paręnaście kroków nad ziemią – przytaczał wczoraj słowa anioła – znajdują się ukryte podwoje. Myśląc o wejściu i gładząc odpowiednie miejsce, otworzysz drzwi. A w środku jeno myśl o szczycie przeniesie cię nań.

Niezachwiana wiara w słowy postaci ze snu oraz przygotowania chłopca śmieszyły Jagnę i zdawały się jej niedorzeczne. Lecz zarazem wzbudzały w wieśniaczce podziw.

Dziewczyna skończyła wspominać pamiętną noc i rozmowę i spojrzała w górę; słońce prażyło w najwyższym punkcie nieba, było południe. Pomyślawszy, że Bożek już czeka, przyspieszyła kroku.



- Powstrzymajcie ich! – zalany łzami starzec zaczepiał przechodniów. Dotychczas szaleniec opowiadał o spotkaniu z magiem, właścicielem Enigmy - Dwie dzieciny!... Wieża!... Czarownik!... Spadną nieszczęścia i zmienią się czasy!

Tłum wokół starca przerzedzał się, a w końcu zaczęto omijać człowieka szerokim łukiem. A krzyczał głośniej, żałośniej.



Nieopisana radość i żywość Bożka były widne już z daleka. Jagna spochmurniała na chwilę, gdy się dowiedziała, że nie jest przyczyną pociesznego stanu.

- Znów miałem sen! – zaczął chłopiec, chwyciwszy panienkę za dłonie – Anioł oznajmił, że nadszedł czas! Zrobię to dziś w nocy!

Opodal pary przechadzały się znajome Jagny. Rzucała na dwojga zaciekawione spojrzenia i chichotały pod nosem.

- To niezbyt rozsądne – odpowiedziała chłopcu – I niebezpieczne.

- Od tygodnia wspinam się na wieżę, lecz niewysoko. Poznałem ją. Nic złego nie może się wydarzyć; dostatecznie wyćwiczyłem muskuły i zręczność – urwał i spojrzał Jagnie głęboko w oczy. Wyczuła zawahanie lubego – Pójdziesz ze mną?

- że co?! Jak to sobie wyobrażasz?

- Zwyczajnie! Gdy już będę w środku, zrzucę ci linę. Obwiążesz się i cię wciągnę.

- Czarno to widzę.

- Twoja twarz wyraża zgodę. To do nocy! – i pognał do lasu.



Serce zniecierpliwionej Jagny biło jak młotem. Zaszło słońce, posnęli domownicy. Nawet psina zwinęła się w kłębek i leżała w bezruchu.

- Straszno to głupie – myślała dziewczyna – Wymaca wieżę, zwątpi i wróci ze spuszczoną głową. Po co tam ja?

Ciszę przerwał huk; coś uderzyło w dach. Pies zerwał się na równe nogi i zaczął węszyć.

- To już – pomyślała rozpromieniona się Jagna - No to do dzieła.



Gwiazdy usiały niebo, noc była jasna. Jagna dostrzegła zamyśloną minę chłopca.

- Wątpisz? – szepnęła, wtuliwszy się weń.

Zaprzeczył. Acz głosem cichym, rozedrganym.



Wieża robiła nieopisane wrażenie. Zachwycała potęgą, zdawała się podpierać niebo.

Bożek wspinał się zgrabnie i szybko. Jagna uspokoiła oddech i przestała bać się o chłopaka.

Bezlik razy młodzieniec wyobrażał sobie chwilę, gdy otwiera niewidzialne podwoje. Myślał się, że będzie długo szukał wejścia, a gdy już je znajdzie, rozraduje się jak dziecko. Tymczasem drzwi odkrył niżej, niż w marzeniach. A miast perlistego śmiechu, wydobył jedynie krótkie westchnienie.

Niebezpieczeństwo, mogące czekać nań w przygodzie, zdało się bliskie. W serce chłopca wkradł się strach.

- Kochany! – usłyszał głos Jagny – Wszystko w porządku?

Wątpiąc, czy zdoła wydobyć z piersi krzyk, nie odpowiedział. Zrzucił linę.

Gdy wreszcie przywarli do siebie, Bożek pomyślał o szczycie wieży. Nim się rozpłynęli, oddał się w opiekę bogu, w którego zwątpił przed laty.



Czarnoksiężnik chodził w tę i we w tę po obszernym salonie. Niecierpliwił się, oczekiwał.

Z cicha pęk pojawili się Jagna i Bożek. Parę zaskoczyła obecność maga. Serca podeszły młodym do gardeł.

- Oto jesteście – potężny głos czarownika nie licował ze starczym wyglądem - Chodźcie za mną i nie bójcie się.

Strach niedorzecznie opuścił Bożka i Jagnę. Zdziwili się i podejrzeli maga o rzucenie czaru. Jednak śmiało ruszyli za czarnoksiężnikiem.

ściany i podłoże osobliwego miejsca były przezroczyste. Zdawało się Bożkowi i Jagnie, że chodzą w powietrzu. Dziewczyna zwiesiła głowę i ujrzała pióropusz chmur; spomiędzy obłoków wyzierał maleńki świat. Wydało się panience, że widzi Kot.

- Miejsce, w którym jesteśmy, jest moim domem i jest znacznie dalej ziemi, niż się wydaje – zaczął mag w odpowiedzi na pytanie zadane przez Jagnę w myślach. Wieśniaczka wzdrygnęła się. Pomyślała, że starzec ma dostęp do jej umysłu – Dlatego ludzie go nie dostrzegają. Zaś tajemnicza wieża jest jego podporą; stopniowo się poszerza, lecz i tego nie sposób dostrzec.

świat spowijała noc, lecz dom maga oświetlało niewidzialne źródło. U góry widniały gwiazdy i księżyc. Znać było, że ów jest bliżej.

Poznawali niezwykłe otoczenie, aż czarodziej zawiódł ich do niewielkiego pomieszczenia. Wyglądało na ziemski pokój. Pośrodku stał duży okrągły stół okolony krzesłami, a przy ścianach, ułożone jedno na drugim, wznosiły się opasłe tomiszcza.

Starzec spoczął na krześle. Bożek i Jagna uczynili to samo.

- A teraz słuchajcie. – przerwał milczenie gospodarz.

Do pomieszczenia wbiegł tuzin dziewcząt. Każda była niewypowiedzianie piękna. Ukłoniły się dwornie, a następnie zaczęły śpiewać chórem.

Już pierwsze chwile piosenki urzekły Bożka i Jagnę; rozpłakali się. Niebiańskie głosy młodych kobiet w okamgnieniu chwytały za serca. Zdawało się, że dziewczęta mogą sterować ludźmi śpiewem.

Czarodziej przemówił i wyrwał zakochanych z półsnu.

- Nareszcie przybyłeś, Bożku. I przyniosłeś dla mnie dar.

Spojrzał na Jagnę. Stateczne spojrzenie maga zmieniło się; ze zmęczonych oczu wyjrzała chuć.

- Jedna ze śpiewaczek niedomaga i niebawem umrze; nie pomogą tu i moje czary. Zastąpisz ją, serdeńko. Nie ma na ziemi dziewczyny piękniejszej od ciebie.

Młodzi nie wierzyli uszom. Oto przygoda, która miała się szczęśliwie zakończyć i przynieść obojgu bogactwo, przeradzała się w nieszczęście. Trzęśli się ze strachu i nie mogli wydobyć słowa.

- Reszta dziewczyn udzieli ci lekcji – dokańczał starzec – i nadasz się doskonale. A tobie, mój drogi, już podziękuję.

Bożek wystrzelił w górę i zniknął dziewczynie z oczu.



Młodzieniec odzyskał świadomość. Stał w miejscu, gdzie po raz pierwszy spotkał maga. Poczuł, że traci zmysły. Oczyma duszy zobaczył dom. Starał się nie koncentrować na obrazie, obawiając się przeniesienia. Nie mógł jednak kontrolować myśli; zdawały się dalekie i obce. Gdy dostrzegł, że zaczyna się rozmywać, zapłakał gorzko za Jagną. Nagle uczuł na plecach dotyk i odzyskał władzę nad umysłem.

Obrócił się i ujrzał anioła ze snu. Przyjacielska twarz istoty dodała Bożkowi otuchy; na chwilę zapomniał o dziewczynie i magu.

- Wszystko wiem – mówił anioł – i wszystko naprawię. Nie trap się. Wkrótce znów będziecie razem i rozpoczniecie nowe, lepsze życie.



śpiewaczki zbiegły i panienka została sam na sam z czarodziejem. Zbliżył się do niej; spuściła głowę. Chwycił wieśniaczkę za brodę i spojrzał dziewczynie w oczy. świadomość opuściła Jagnę.



łoże maga było wielkie, a pościel biała jak śnieg. Półśpiąca Jagna wdychała wypełniającą sypialnię woń rozmarynu i mruczała do cichej muzyki harfy. Zgięła się w łuk, gdy poczuła na piersiach chropowate dłonie.

Otwarła załzawione oczy. Ujrzała na łóżku maga i skradającego się za nim Bożka. Pomarszczoną twarz starca wykrzywił lubieżny uśmiech i równie szybko zgasł, gdy chłopiec ugodził oprawcę w głowę. Czarnoksiężnik stracił przytomność i spadł z łóżka.

Dziewczyna rzuciła się w ramiona wybawcy. Nie odwzajemnił uścisku; wydyszał, aby jak najszybciej wynieść ciało.

Czas wlekł się leniwie, gdy ciągnęli nieprzytomnego maga. W końcu, zasapani, dotarli do miejsca przeznaczenia.

Jagna ujrzała anioła i osłupiała. Uśmiechnął się ciepło. Chwycił starcze ramię i wyrzucił ciało przed się; leciało jak pocisk, przeszło przez powstały na chwilę wyłom w ścianie i znikło w czerni nocy.

Niespodzianie anioł przedzierzgnął się w chochlika i wykrzywił usta w obrzydliwym uśmiechu. Zabił oto swego pana, na którego polecenie przywiódł parę. Odzyskał wolność. Wystrzelił w niebo, przeleciał przez sufit i wrócił do piekła

Dom maga przechylił się i zatrząsł. Złamała się wieża-podpora i dobytek zmarłego począł spadać na miasto Kot.

Bożek i Jagna patrzyli na siebie smutno. żadne nie wymówiło słowa. Budynek leciał, gromko świstało powietrze.

Przelecieli przez chmury. Zatopili usta w ostatnim pocałunku. Patrzyli naokół, żegnając się ze światem. Potem przestali dostrzegać otoczenie i niby w śnie obejrzeli swe życia. Zdziwili się, jak wielu szczegółów nie pamiętali.

Umarli z uśmiechem.



Potężny dom maga runął na Kot. Mieszkańcy zginęli niespodzianie. Tylko upadek wieży i głośny świst oznajmiły, że coś się święci.

Stojąc na wierzchołku góry, zagładę oglądał obłąkany starzec. Widział, jak nieliczni wracali do domów i zastając kurhan z cegieł i bierwion, krzyczeli z boleści; cierpiał wespół z nimi. Dygocąc na całym ciele, zeszedł na dół i umarł z rozpaczy.

2
Przeczytalam na razie tylko poczatek. Widac bledy i to nawet duzo, ale wedlug mnie jest super. Styl bardzo, bardzo fajny. Pozazdroscic.



Admin Edit: Gdy przeczytalam do konca, tekst przestal wygladac super. I stylowo - i fabularnie - co nie znaczy, ze jest zly. Pozdrawiam
Ostatnio zmieniony pn 15 sty 2007, 18:56 przez Manta, łącznie zmieniany 1 raz.

6
Sorry, że krótko ale spieszę się.



Ogólnie pomysł całkiem fajny, chociaż sama akcja trochę dziecinna. Rozumiem, że to pewnego rodzaju baśń.

Styl na początku jest super, wyróżniający się z powodu charakterystycznego słownictwa. Później jednak staje się już typowy i całkiem niezły, ale taka zmiana razi.

Błędów trochę jest, ale nie dałaś zdjęcia, a poza tym chyba drażni Cię wytykanie ich (błędów). ;)



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”